środa, 17 lipca 2019

Beyblade po mojemu (S.2 R. 22)

Rozdział 22

Kelly

Miasteczko turystyczne. Ludzie tu przychodzą i odchodzą nic dziwnego, że ktoś zapolował właśnie tutaj. Tylko, dlaczego wybrał sobie właśnie miejscowych? Może nie byli pierwsi. Może po prostu ta dwójka zalazła mu (albo jej) za skórę i popełnił błąd. Dobrze myślicie nie wydaje mi się, żeby to zaginięcie miało cokolwiek wspólnego z praniem mózgów na wysoką skale, o które martwi się Tsu, ale wracając do sprawy. Gdybym chciała porwać człowieka jak bym się za to zabrała?
Najpierw trzeba go znaleźć. Tak sobie spokojnie kontemplowałam stojąc przy automacie ze słodkim pomarańczowym sorbetem kończąc kolejny kubek, kiedy zaczepił mnie chłopak z głupkowatym uśmiechem i wściekle różowymi oczami.
-Huh?- Mruknęłam wyjmując z uszu słuchawkę.
-Pytałem, czego słuchasz.
-Sound of Madnes. No i muzyki.- Zaśmiał się.
-Nie jest trochę za zimno na sorbet?
-Zawsze jestem zimna, więc co to za różnica?- Wzięłam kolejnego łyka.
Obserwował moje ruchy. Dyskretnie, ale jednak. Co ci chodzi po głowie kotku?
-Przyjechałaś na narty?
-Jeszcze nie wiem, po co przyjechałam.- Odparłam przechylając delikatnie głowę.
Miał ciekawie pokaleczone ręce głównie czubki palców tuż nad paznokciami i opuszki.
-Tak to czasami jest. Zwłaszcza jak starsi trzymają kierownice.
-Jakbyś zgadł.
-Tak szczerze to nie zgadywałem. Zrobiliście niezłe przedstawienie ty i ten...
-Kutafon?- Wtrąciłam.
-Nie obraź się, aleee - zadarł głowę spoglądając w sufit i z powrotem na mnie- na takiego wygląda.
-Bo jest.- Prychnęłam.
-Umm. No to skoro nie masz planów...
-Tego nie powiedziałam.- Wtrąciłam.
-Fakt. Umm, ale jeśli tak by się złożyło, że nie masz, co robić, albo chciałabyś zmienić otoczenie to ja i kilku znajomych robimy jutro imprezę. Możesz wpaść może uda się ciebie rozgrzać.
-Wątpię.- Zmierzyłam go jeszcze raz wzrokiem.- Dali ci jakieś imię do tych różowych oczek?
-Daiki. Niwa Daiki.
-A, więc Daiki, Niwa Daiki. Napisz mi swój numer, a co będzie potem się zobaczy.
Chyba właśnie ktoś mnie znalazł.

Ines

Bastien zadzwonił do drzwi. Pierwsze, co należy zrobić w przypadku zaginięcia to sprawdzenie najbliższego otoczenia.  Dom rodzinny brzmi nie najgorzej.
-Brakuje żarówki.- Mrukną mężczyzna, kiedy czekaliśmy, aż ktoś nam wreszcie otworzy. Wygląda na to, że słabo znosi ciszę.- Ktoś ja wykręcił i nie wstawił nowej.- Albo po prostu kocha dźwięk swojego głosu.
-Nie wszyscy mają pod ręką zapasową żarówkę.-Odparłam w ostatniej chwili tuż przed tym jak drzwi się przesunęły i stanęła w nich drobna czarnowłosa kobieta.- Pani Sasaki?
-Zgadza się.- Odparła.
-Witam panią, WBBA - pokazałam odznakę. -Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań odnośnie zaginięcia pani córki Eiko
-Zapraszam.
 Przeszliśmy do salonu i usiedliśmy przy niskim stoliku.
-Co chcielibyście wiedzieć?-Zapytała.- Powiedziałam już wszystko policji.
-Wiemy, ale pojawił się nowy trop w sprawie.- Podjął Bastien.- Chcielibyśmy przejść przez wszystko jeszcze raz.
-No dobrze.
-Mąż w domu?- Rzucił od niechcenia.
-Nie, wyjechał w delegacje.
-Dawno?
-Co to ma wspólnego z zaginięciem mojej córki?-Zapytała marszcząc brwi.
-Nic, przepraszam.
-Czy zauważyła pani coś niepokojącego w dniu zniknięcia córki?-Zapytałam spokojnym tonem.
-Nie, nic nie przychodzi mi do głowy- odparła z lekkim ociąganiem.- To był normalny poranek. Zjadła śniadanie, wyszła do szkoły.
-Nic nie mówiła? Może miała problemy w szkole?
-Nie, była wzorową uczennicą, miała najwyższą średnia w klasie, została już zaakceptowana na studia medyczne. 
-Musi być pani bardzo dumna.
-Tak...Ten trop, o którym pan mówił...
-Na razie to tylko poszlaka, ale zrobimy, co w naszej mocy.
-Jeszcze jakieś pytania?
-Kato Goro może go pani zna?
-To chłopiec, który zaginął, zgadza się?
-Tak, czy on i Eiko się znali?
-A, co to ma do rzeczy? -Zdziwiła się.
-Próbujemy ustalić czy zaginieni obracali się w podobnym otoczeniu poza terenem szkoły.
-Nie, nie wydaje mi się. Moja córka nigdy o nim nie wspominała.
Mniej więcej w tym momencie ja i Bastien zdaliśmy sobie sprawę, że nic więcej się tu nie dowiemy.  Pożegnaliśmy się i wyszliśmy.  Tuż za drzwiami mój ‘’partner’’ wyjął paczkę papierosów i poczęstował mnie.
-Nie pale.
-Dobrze dla ciebie. –Powiedział zapalając.- Powiem na głos to, co oboje myślimy- zaciągną się dymem z papierosa, po czym wypuścił go równym strumieniem.- To była strata czasu.
-Trudno się nie zgodzić. Zaczekam w samochodzie, aż skończysz. 
"Dzieci trofea" to mocno powiedziane. Faktycznie rodzice wywierają na dzieciach duży nacisk, ale robią to po to by były poradziły sobie w życiu. To rodzaj troski. Surowej, skupionej na wynikach, ale jednak. "Kocham cię tak bardzo, że nie chce, żeby świat cię pożarł." Nie mówię, że tak to się powinno robić. Ile rodziców tyle sposobów na wychowanie.
***
-Wróciłam!- Kelly z okrzykiem wpadła do pokoju popatrzyła po wszystkich zgromadzonych, a jej wzrok zatrzymał się na Bastienie. Uśmiechnęła się przesadnie szczęśliwie.- Hej tatku!
-Witaj córko.- Zawołał bez zająknięcia.- Gdzie byłaś?
-Tu i tam. – Powiedziała wskakując na parapet.-A właśnie wieczorem też wychodzę na imprezę. Mary Ines chcecie iść ze mną?
-Moment chwila. Jeszcze się nie zgodziłem. U kogo ta impreza? Kiedy wrócisz?
-U mojego nowego znajomego. Nazywa się Daiki. Niwa Daiki.-Jej ton z wesołego stal się profesjonalny.-  Grał w tej samej drużynie, co Kato Goro i był kolegą z klasy Sasaki Eiko.
-Nie, jako jedyny.- Odezwał się nowy tata Hawany.
-Tak, ale wywiad środowiskowy z ludźmi z ich otoczenia da nam lepsze światło na sprawę.
-Dokładnie. Dlatego ja, Ines i Mary, jeśli tylko czuje się na siłach do przebywania z ludźmi...
-Daruj sobie.- Prychnęła szatynka.
-Nie puszczę was samych.
-Będziesz musiał, bo mój nowy kolega jakby to powiedzieć nie lubi cię.
-Ojj nie myślałem o sobie. Hyoma masz ochotę przejść?- Chłopak stojący dotąd cicho w kącie skinął głową. – Kamień z serca.
-Świetnie tu masz jego numer namierzcie go ja muszę uczesać kucyki.



*cztery dni wcześniej*

-Umieram. Ja to wiem i ty to wiesz i Betty to wie...Szkoda tylko, że nie wiemy, na co.-Nie odpowiedział. Nie miało to najmniejszego sensu i tak tego nie zapamięta. Nigdy nie pamiętała.- A twoje sprawy dłużej czekać nie mogą.- Ciągnęła dalej smutnym głosem.- Wiesz, że musisz rozprawić się z tym, co zostało po Dark Nebuli. Wiemy też, że jestem ci tylko kulą u nogi. Ciągniesz za sobą chodzącego trupa.  Zombie. Ciekawe czy jak kogoś ugryzę to się zmieni w coś takiego jak ja. A co jak to początek zombie apokalipsy? Wiesz, że boję się zombie apokalipsy... I prądu...-Dziewczyna oparła głowę na własnym ramieniu i tempo patrzyła się w bliżej nieokreślony punkt na podłodze przed nią.
-Idź spać.-Poprosił.
-A ty?- Zapytała podnosząc głowę i patrząc przez niego zamglonymi oczyma.
-Później.
-No dobrze.- Dziewczyna położyła się i pozwoliła Ryudzę przykryć ją kocem. Chwilę zastanawiał czy nie przykuć jej do kaloryfera, ale to nie miało większego sensu nie powinna wstać do rana, a on i tak nie zaśnie.  Jego myśli szybko zajął inny dylemat dużo cięższy, a mianowicie ‘’jak on jej to powie?’’.  Mógł, co prawda zostawić kartkę i wyjść, ale co miał by tam napisać? Przepraszam? Nie mogę dłużej czekać?  Wszystko brzmiało blado, pusto zresztą Kelly była warta więcej niż jakiś papierek. Musiał to załatwić z nią twarzą w twarz i jeśli miało się skończyć wrzaskiem i niszczeniem mebli to niech tak będzie. Wziął do ręki telefon i wybrał numer podpisany, jako ‘’Ta od komputerów, co żuje gumę’’ i nacisną zadzwoń.
-No patrzcie, kto dzwoni. Kelly padł telefon czy wreszcie się za mną stęskniłeś?- Zapytał znajomy głos tej od komputerów, co żuję gumę.
-Potrzebuje pełnej listy. – Powiedział krótko.
-Czekałam, aż zadzwonisz.  - Jej ton się zmienił stał się jakby chłodniejszy, zdystansowany. – Kiedy ruszycie?
-Ona zostaje.  – Telefon prychną z powątpiewaniem.- Zajmę się tym.
-A mnie, kiedy odwiedzisz?
-Miałem nadzieję, że nie będę musiał.
-Ostrożności nigdy za wiele. – Rozłączyła się.
Na telefonie zaczęły rugać różne zdjęcia, aż w końcu ekran zamarzł na jednym zdjęciu podpisanym ‘’Arata Kodama’’ dobre jak każde inne.


Rozdział 22 za nami. Zerknęliśmy na chwilę w przeszłość jak również ruszyliśmy z kopyta z misją. Mamy trochę zeznaj, paru podejrzanych, plan co dalej oraz duchy przeszłości na karku.
Ale na razie ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.



poniedziałek, 8 lipca 2019

Zakupy

Jeśli miałam bym odpowiedzieć na jedno z najczęściej zadawanych pytań pod tytułem ‘’jak jest?’’ musiałam bym bez bicia się przyznać, że nie najgorzej w porywach nawet dobrze.  Wreszcie udało mi się policzyć ile mamy kotów.  No dobra policzyć to może za duże słowo, ale ogarniam to naprawdę. Otóż 25 ma imiona, a pozostałe po prostu przychodzą i odchodzą.
-No dobrze odprowadziłem cię do drogerii tak jak obiecałem.
-Zgadza się.-Przytaknęłam nie puszczając jego dłoni.
-No to teraz ty tam wejdziesz kupisz, co potrzebujesz, a ja tu na ciebie zaczekam.
-Nieee.-Pokręciłam głową.-Idziesz zemną. 
-Gliiiiimer.
-Cooooo?
-Kocham cię, ale…
-O nieee, żadnych, ‘‘ale’’ to po pierwsze, a po drugie nie będziesz się teraz zasłaniał tym swoim słowem na ‘’k’’.
-Niczym się nie zasłaniam po prostu ja się nie nadaje do chodzenia po sklepach, a te konkretne sklepy przyprawiają mnie o gęsią skórkę. Tam są te panie mam wrażenie, ze się na mnie patrzą i i ja nie chce do środka.
-Oj nie bój się.
-Nie boje się po prostu nie widzę sensu, żebym się tam pchał. Proszę Glimer nie każ mi tego robić.
-Potrzebny mi jesteś, jako mentalne wsparcie. No już hop hop idziemy. – Chłopak jękną przeciągle, ale ostatecznie dał mi się zaciągnąć do środka rzucając złowróżbne ‘’jeszcze tego pożałujesz’’.
No dobrze, co my tu mamy? Na pewno musze znaleźć matujący puder i sprawdzić ta nowy kryjacy podkład no i oczywiście płyn micelarny, bo Johanes wylał wczoraj resztkę.  Nie wiem, co on widzi w codziennym pomaganiu mi przy tym, ale skoro mu to pasuje. 
-No już nie ciesz się tak. No dobrze, czego potrzebujemy najpierw? No, bo tam jest damska bielizna…
-Potrafisz myśleć tylko o jednym. – Roześmiałam się.
-Nie myślę tylko o jednym. 
-To, o czym jeszcze myślisz?
-O jedzeniu... I przejmowaniu władzy nad światem.
-Zapomniałeś o kotach.-Dodałam.
-O nich też. Widzisz nie myślę tylko o jednym. Pamiętam, że mówiłaś coś o czymś do mycia twarzy to takie przezroczyste i te nożyczki to, co Chucky pogryzła.
-Zalotkę.
-I, do czego ta zalotka niby jest?-Zapytał- Wygląda jak narzędzie tortur.
-Jak nie wiesz, co robisz to faktycznie można sobie wyrywać rzęsy…chcesz spróbować?-Zapytałam zdejmując z wieszaczka zalotkę i przykładając ja do policzka Johanesa.
-Nieee.- Odskoczył i mogłabym przysiąść, że zjeżyły mu się włosy.- Trzymaj to coś z daleka.
-Oj nie bądź taki.  Daj mi zakręci ci rzęsy.
-Nie ma mowy i jeśli nie chcesz zostać zaraz wyniesiona z tego sklepu będziesz to trzymać przy sobie.
-No już dobra.-Wrzuciłam zalotkę do koszyka.- Nie umiesz się bawić.
-Nie wiem, po co ci to potrzebne.- Powiedział przyglądając się sztucznym pudełkom rzęs.
-Żeby dzieci nie płakały na mój widok?- Zapytałam uśmiechając się krzywo. 
-Glimer.- Wymruczał obejmując mnie od tyłu w pasie.- Masz piękne oczy, długie czarne rzęsy i świetny tyłek.- Zaśmiałam się.- Jesteś piękna i będę to powtarzał dopóki tego nie zrozumiesz.
-Puść mnie, ekspedientki się na nas patrzą.
-A niech patrzą.- Powiedział odsuwając na bok włosy i całując mnie po szyi- Zazdroszczą ci.
-Aha, już ci nie przeszkadzają.
-No poparz jakoś nie, ale jeśli chcesz pójść gdzieś indziej to…-roześmiałam się.
-Ooo nie mamy zakupy do zrobienia.
-Eeeeh już myślałem, że zapomniałaś.
-Nie tak łatwo to nie ma.


Kelly: Ósmy lipca wiecie co to znaczy. :D
Bloguś: Moje urodziny :D
Kelly: Okey, to na co masz ochotę w tym roku?
Bloguś: Żeby mama pisała częściej.
Wszyscy: …
Kelly: Pracujemy nad tym. A tak poza tym?
Bloguś: Tort.
Kelly: Robi się.*pobiegła do kuchni z Bologusiem na rękach*
Ines: Alex pójdź może ich przypilnować.
 



czwartek, 14 lutego 2019

Walentynki 2019

Ines: *patrzy na tytuł, patrzy na mnie, patrzy na tytuł, patrzy na mnie.*
Ja: :)
Ines: Nie zrobisz tego. Nie w tym roku.
Ja: No tak.
Ines: Mówię poważnie każdego roku piszesz wyrwane z kontekstu "opowiadanka sytuacyjne" dla pary osób pomiędzy którymi nie ma chemii (no może nie licząc Glimer i Johannesa),a to wszytko dlatego, że nigdy nikogo nie kochałaś i prawdopodobnie nie pokochasz...czy ty własnie sie zgodziłaś dać nam spokój? 
Ja: No tak.
Ines: ???
Ja: To piękne święto pełne miłości, ale jeśli muszę was zmuszać do świętowania to jaki jest tego sens? 
Ines: Naprawdę tak myślisz?
Ja: Tak.
Ines: Dziękuje.
Ja: Ależ nie ma za co.
Ines:...
Ja:...
Ines: -.-
Ja: Coś nie tak?
Ines: Gdzie są wszyscy?
Ja: Ewakuowali się zaraz po tym jak wysyłam Kelly do Hyomy.
Ines: Co!?
Ja:* śmiech złoczyńcy*


Biały piasek przesypywał się w szklanej klepsydrze oprawionej w lakierowane drewno. Zza szła patrzyły na mnie miodowo żółte oczy. Otori mój obecny szef był lepszy od poprzedniego i zamiast niszczyć moje zdrowie psychiczne i fizyczne postanowił pomóc mi je naprawić. Inna sprawa, że na mnie lepiej działało zostawienie mnie samej sobie niż delikatna troska którą próbuje na mnie stosować słodki Tsubasa. No spójrzcie tylko na niego. Jak cierpliwie czeka, aż mu powiem, że nic nie zrozumiałam z tego co przed chwilą powiedział. No dobra chyba naczekał się już wystarczająco.
-Mówiłeś coś?- zapytałam siadając prosto w fotelu.
-Pytałem jak dzisiaj spałaś?
-Jak dziecko.- odparłam z uśmiechem nie kłamiąc. Dzieci naprawdę budzą się z krzykiem co parę minut przez całą noc.
-Zaniedbujesz wizyty u lekarza.
-Jeśli poczuje się gorzej na pewno się z nim spotkam.- albo dajmy na to ze Stwórcą.-Wiesz co Tsu? Wygląda na to, że tylko marnuje twój czas. Pójdę już pobiegać, albo zjeść zdrowy zbalansowany posiłek czy coś takiego.
Wyszłam z pokoju i od razu zostałam wzięta na celownik. Hyoma dosłownie deptał mi po piętach. Musiał czekać pod drzwiami. Gdy mnie dogonił złapał mój nadgarstek i przygwoździł do ściany powyżej mojej głowy.
-Co ty znowu kombinujesz?-wysyczał przybliżając sie do mnie.-Przecież masz już wszystko. Czego jeszcze chcesz?
I co teraz? To co zwykle. Gramy sukę.
-Oj Hyoma.- wolną dłonią pogładziłam go po policzku, ale szybko ją odtrącił.-Dalej jesteś na mnie zły o tamto?
-Nie. Po prostu nie chce, żebyś znowu namieszała.-powiedział ściskając moją dłoń tak mocno, że aż stęknęłam z bólu.
-Naprawdę nie jesteś zły? -zamruczałam przekrzywiając delikatnie głowę.-Nawet nie wiesz jak się ciesze, ż...-głośny trzask jaki rozległ się gdy chłopak uderzył pięścią tuż obok mojej głowy skutecznie mnie uciszył.
-Nie kłam.-warknął na co tylko przygryzłam dolną wargę.- Wiem, że jesteś tu bo masz jakiś interes nie wiem jeszcze jaki, ale się do wiem i ci przeszkodzę.
-A co jeśli po prostu chciałam cię znowu zobaczyć? Wiesz jak to jest. Najpierw boli potem tylko kuje, a potem zostaje tylko tak dławiąca pusta, że człowiek modli się żeby znowu zaczęło boleć.-wyszeptałam patrząc w jego niebieskie oczy.
Zmieszał się, a ja ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu.
-Teraz powinieneś powiedzieć, że prawie mi uwierzyłeś.-szepnęłam podnosząc powoli kolano do góry chcąc nie chcąc pocierając przy tym o wewnętrzną stronę jego ud.
-Nie mów mi co mam robić.
-A mogę ci pokazać co mogli byśmy zrobić?-złapałam jego szyję i przyciągnęłam do siebie łącząc nasze usta. Najpierw nie zrozumiał co zrobiłam, ale gdy to już się stało przyparł mnie całym ciałem do ściany i gorąco oddał pocałunek. Podniósł mnie,a ja owinęłam nogi wokół jego pasa.
Był już mój. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak wiele w tym momencie zaryzykował.
***
-Ty palisz?-spytałam wtulając się mocniej w zagłębieniu na jego szyji. Faktycznie oprócz zapachu żywicy i oczywiście potu wczuwałam coś jeszcze.
-Na to wygląda.-odparł zaciągając się dymem.
-Aż tak cię popsułam?-bardziej stwierdziłam niż zapytałam podnosząc się na przedramiona i robiąc smutną minę.-Ale jestem zła.-westchnęłam zakreślając małe kółka w pościeli.
-Jesteś najgorszym demonem jaki chodził po ziemi -wypuścił chmurę dymu-, a moim zadaniem jako strażnika Komy jest ochrona niewinnych przed takimi jak ty.
-No to co zemną zrobisz?-mówiąc to zpowrotem wtuliłam nos w zagłębienie jakie powstało pomiędzy szyją a ramieniem Hyomy.
-To co powinienem zrobić z demonem. Zabiorę cie do Komy i tam cię uwiężę.
-A jak?-zamruczałam.-Jestem dość silna i jakieś głupie kryształki mnie nie powstrzymają.
-W takim razie będę musiał pilnować cię dzień i noc.
-W nocy szczególnie trudno utrzymywać mnie w ryzach.-przesunęłam nosem po jego szyji.
-Jakoś sobie poradzę.
-W to akurat wątpię.-po tych słowach wbiłam zęby w jego szyję. Na tyle mocno by został po nich ślad i na tyle słabo by go przy tym nie zabić.
-Ałłł. Co ty robisz?-zapytał łapiąc mnie za ramiona i odsuwając od siebie.
-Przypominam ci co potrafię bo chyba przez te kilka minut zdążyłeś zapomnieć.-powiedziałam siadając na nim okrakiem. Jego dłonie zsunęły się z moich ramion i zatrzymały dopiero na udach gdzie zaczęły zakreślać różne kształty.
-Hyoma?-spytałam chcąc przerwać ciszę.
-Hym?
-Połknąłeś to 100 igieł?-chłopak nic nie odpowiedział tylko przyciągnął mnie do siebie, a potem przesunął tak bym leżała obok po czym wstał i zaczął się ubierać.- Nie odpowiedziałeś.-powiedziałam siadając na łóżku i pozwalając by kołdra zsunęła mi się z ciała.
-Bo nie muszę.-odparł nawet na mnie nie patrząc.
Za to ja dokładnie mu się przyjrzałam. Twarz i dłonie miał wyraźnie bardziej opalone niż resztę ciała. Takie plecy na przykład były bledsze chociaż może to przez te czerwone pręgi jakie mu sprezentowałam.
-Nie musisz.-powiedziałam podchodząc do niego i obejmując go od tyłu w pasie.- Ale mógłbyś mi powiedzieć. W końcu i tak mnie uwięzisz więc nikomu tego nie powiem, a ja chciałabym wiedzieć...-co jesteś wstanie dla mnie zrobić.
-Uparłaś się.
-Tak.
-Połykałem jedną za każdym razem gdy ktoś o tobie mówił.
-...Bolało?
-Tylko gdy się wbijały.
-Ale ty jesteś głupi.-westchnęłam opierając się czołem o jego plecy.
-Puść mnie.
-Nie.
-Chcę się ubrać, a ty mi nie dajesz.
-A ja nie chcę cię puścić. Obiecałeś pilować mnie dzień i noc. Od dzisiaj jesteś na mnie skazany na własne życzenie.
Chłopak westchnął przeciągle.
-Daj mi się chociaż obrócić.-zwolniłam trochę uścisk tak by mógł się obrócić.
A gdy to zrobił poczułam jak otula mnie jego koszula.
-Daj rękę.-powiedział ujmując moją dłoń.-Skoro nie dasz mi się ubrać to ubierzemy ciebie.-mówił wkładając moje ręce w rękawy i zapinając guziki koszuli.
-No i jak?-spytałam odsuwając się o krok od niego.
-Jak na zło wcielone całkiem nieźle.-powiedział zawijając za długie jak na mnie rękawy w ciasny rulon uniemożliwiający mi wyciągnięcie przez nie dłoni. Chłopak szybko związał rękawy w coś na kształt kawtanu bezpieczeństwa i zanim się zorientowałam położył mnie taką spowrotem na łóżku.
-Okropny jesteś.-Powiedziałam patrząc na niego ze złością gdy kończył się przebierać.
-Wychodzę. - stwierdził po czym faktycznie wyszedł zostawiając mnie skrępowaną na łóżku.
Nie żeby było to dla mnie jakimś problem, ale jednak. Supeł na plecach puścił po chwili szamotania się, a resztę po prostu zdjęłam i przeszłam się spokojnym krokiem do łazienki.
Muszę to dobrze rozegrać. - myślałam biorąc prysznic. Ciepła woda obmywała moje wiecznie zmarznięte ciało.- Ciekawe czego on ode mnie chcę. Zabrać do Komy? Tylko po co? Chyba nie myśli, że będę tam z nim siedzieć, pielić ogródek, rodzić dzieci i się jeszcze z tego cieszyć. Za młoda jestem na takie więzienie, a na inne z jego strony nie mam co liczyć. Chociaż takie małe wakacje nie zaszkodzą. Załóżmy, że dam się na nie zabrać. Jak prawdopodobnie będzie zachowywał się Hyoma? Czy wystarczy mu to, że będzie mnie miał przy sobie? Pan Strażnik pokonał wielkie zło ale wspaniałomyślne pozwolił mu żyć, a nawet przygarnął do siebie by mieć je na oku. Tak oklepane i szablonowe, że aż prawdopodobne. Tylko dlaczego ja? Byłam jego pierwszą? Może. Skądś musi być to zawzięcie. Serce złamane po raz pierwszy boli najmocniej.
Hymm. Tylko czy chcę ryzykować uszczerbek na zdrowiu dla małej zabawy z Hyomą?
Ja się jeszcze głupio pytam.
Jasne, że chcę.


Walentynki dobiegają końca wiec mogę wam opowiedzieć jak je spędziłam. Otóż ładnie sie ubrałam umyłam i ułożyłam włosy i poszłam oglądać horrory z przyjaciółką ponieważ jak co roku od 20 lat moją walentynką jestem ja. To chce powiedzieć to musimy po kochać siebie zanim będziemy mogli pokochać kogoś innego.     
https://www.youtube.com/watch?v=4xHrxgFNnN8

sobota, 2 lutego 2019

Beyblade po mojemu (S. 2 R. 21)

Rozdział  21

Ines

Długopis! Gdzie jest długopis!?  No i uciekła. Czemu myślenie z sensem idzie tak ciężko?  Przetarłam twarz dłońmi i po raz kolejny spojrzałam na raporty. Przypadki nie maiły ze sobą nic wspólnego, ani wieku, ani otoczenia, płci czy przeszłości. Przez krótka chwilę zdawało mi się, że coś już wiem ale zanim zdążyłam ubrać to w słowa zdążyło uciec.
-Zamierzasz jeszcze długo nad tym siedzieć?- zapytał Otori  wchodząc do salonu który robił obecnie zza mój gabinet. 
-Skoro nareszcie postanowiłeś wprowadzić mnie w szczegóły tej sprawy chce zapoznać się z nimi jak najszybciej. – odpowiedziałam podnosząc jeden z folderów i patrząc na szlaczki liter które straciły sens dobre pół godziny temu.- Przeszkadzam ci?
-Wiesz, że z samego rana wyjeżdżacie.- przypomniał mi.
-To bez sensu.- odparłam. – Nie wierzę, żeby to zaginięcie miało cokolwiek wspólnego z tą sprawą.
-Ty też?- zapytał siadając  po drugiej stronie stołu.
-Sam  mi powiedziałeś, że wysyłasz nas tam po to, żeby odpoczęły. Oczywiście będziemy szukać…- w morzu imion jakie przewinęły mi się przez myśli próbowałam zaleźć te dwa konkretne jednak okazało się być ich zbyt  wiele.
-Goro i Eiko.- oczywiście, że on je pamięta.
-Dowiemy się co się z nimi stało, ale gdy wrócimy chce natychmiast zając się tym praniem mózgu na masową skale.  Mary przejrzy wspomnienia wszystkich porwanych, a Kelly  wraca na trop pająków czy jej się to podoba czy nie.
-Myślisz, że to oni za tym stoją?
-Nie wiem co myśleć. Ofiary na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą  nic wspólnego więc, albo sprawca potrafi działać w kilku miejscach na raz, albo coś nam umyka. Toksykologia nic nie wykazała.
-To pierwsze co sprawdziłem. Odpowiednio mocna mieszanka mogłaby doprowadzić do takiego stanu każdego.
-Wiesz czego się boje? – pokręcił głową.- Boje się, że to nie chemia. Boje się, że jest tu ktoś  kto nie potrzebuje niczego takiego. Ktoś  sprytniejszy od nas. Ktoś kto przekonuje ludzi do swoich racji… jakie by one nie były.  W końcu słowami też można kogoś … odurzyć.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Wizja nowego wroga o nieznanych umiejętnościach raczej nie wprawiła nas w dobry nastrój.
-U ofiar nie zanotowano wzrostu agresji- Tsubasa przewał milczenie.-ani zwiększenia skłonności do jakichkolwiek działalności przestępczej.
-Właśnie. Te szczątkowe zmiany w zachowaniu. Potrafił byś mi to jakoś...sprecyzować? Szczególnie w tych dwóch raportach napisane w odstępie dwóch tygodni. - powiedziałam podając mu plik kartek.
-Przypadek Boulot Yonny. "Ofiara zdaje się traktować badanie jako tekst na który była przygotowywana." Sam się nad tym zastanawiałem.
-Czy inni też tak do tego podchodzili? -Nie, u części różnice w zachowaniu potrafiła dostrzec jedynie najbliższa rodzina więc nie byliśmy w stanie przeprowadzić badań behawioralnych.
-Może faktycznie ktoś ją przygotowywał. Przesłuchwialiście rodzinę?
-Tak, twierdzą, że nic takiego nie miało miejsca.
-Czy zaginął jakiś bey? Tylko bey bez bleydera.
-Podejrzewasz zmiany postseparacyjne. To ślepa ucieczka. Żaden bey nie zniknął. Pająki też zaprzestały rabunków po rozbiciu Nowej Dark Nebuli.
-A co z tobą?- zmieszał się.
-Nie rozumiem pytania.
-Widzę, że nie nosisz broń zamiast wyrzutni.
Już zrozumiał.-Pomyślałam spuszczając powoli z tonu.
- Co może oznaczać, że Eagle, albo dalej tkwi w tej maszynie, albo go uszkodziliście próbując je rozdzielić... Więc pytam. Jak się czujesz?
-To nie jest problem którym powinniśmy się teraz zajmować.
-Wolisz to zrobić kiedy pojawią się symptomy?- nie odpowiedział.- Tak myślałam.- powiedziałam podchodząc do niego.- Daj rękę.
Wyciągnął do mnie dłoń. Było na niej trochę ciemnego atramentu, wyraźnie zaznaczona niewielka przerwa między palcem wskazującym, a środkowym powstała w skutek częstego zwalniania spustu kuczera. Łatwo można było wyczuć, że jest spięty. Jeśli miała bym strzelać powiedziałabym, że próbuje powstrzymać skurcze.
 -Pewnie słyszałeś o puntach witalnych.- mówiłam masując kciukiem wewnętrzną część jego dłoni.
 -To i owo.- odparł kiedy przesunęłam palce pomiędzy kciuk, a palcec wskazujący.
-Uciskane w odpowiedni sposób i odpowiedniej kolejności powinny zminimalizować skurcze.
-Albo sparaliżować rękę po samo ramię.-sarknął.
-Tak, to też.- uśmiechnęłam się uciskając po kolei palce.- Także uważaj...
.
.
.
Pstryk, pstryk.- Mary pstryknęła palcami tuż przed moja twarzą wyrajając mnie z zamyślenia
-Halo. Ziemia do Ines.
-Co się stało? Czemu stoimy?
-Kelly i Bastien zaraz skoczą sobie do gardeł.
-Świetnie. Po prostu świetnie.

Rozdział 21 za nami. Wreszcie ruszyliśmy z misją. No dobra może nie do końca ruszyliśmy, ale wygnałam poszukiwaczki zaginionego guza z  mieszkań wiec teraz powinno pójść już z grzywki.
Co wam tu jeszcze powiedzieć? Ummmmm.... Doji dalej żyje.
W sensie mój kaktus. Więc to już coś.
Do następnego posta.
Hania. 

poniedziałek, 31 grudnia 2018

Beyblade po mojemu (S. 2 R. 20)

Rozdział 20

Arata Kodama były pracownik Dark Nebuli.
Ryuga go nie pamiętał, ale skoro znajdował się na liście najwyraźniej na to zasłużył. Załadował kuczer. Cichy trzask zdradził jego pozycje. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie.
-Nie. To nie możliwe.-szepną patrząc na mężczyznę stojącego w cieniu po drugiej stronie pustej ulicy. Na początku wydawało mu sie, że to tylko przewidzenie. Koszmar na jawie. Miał nadzieje, ze jego umysł płata mu fligle przywołując ducha przeszłości. Mylił sie i to bardzo.
-Stawaj.- usłyszał rozkaz padający z ust kiedyś dziecka teraz anioła zemsty który sprawi, że zapłaci za woje winy.
To było dziecko. To było tylko dziecko...

***

 W laboratorium panowała niemal grobowa cisza jedyne co ją mąciło to brzęczenie pracujących maszyn i stukot klawiszy klawiatury.
Obiekt był stabilny.
Po zdobyciu dwóch odpowiednich jednostek człowieka i bey'a badania na nowo ruszyły z kopyta. Bey w którego istnienie do tej pory można było włożyć między bajki przechodził kolejne testy w tym czasie obiekt nieustannie pozostawał w stanie częściowej hibernacji w komorze. Podjął wyczerpującą walkę niemal natychmiast gdy tylko położył dłonie na L Drago.
Było to błędem.
Jak wielkim okazało się dopiero po sprowadzeniu go z powrotem do ośrodka Dark Nebuli. Nieprzytomny obiekt musiał natychmiast zostać poddany hibernacji. Jego ciało nie było przygotowane na taką dawkę energii i w konsekwencji niczym bezpieczniki postanowiło się wyłączyć. Paradoksalnie nawet chwilowa separacja potrafiła pogorszyć stan obiektu. Jednak nie mogliśmy pozwolić na to by bey będący dosłownie jedną wielką niewiadomą został dopuszczony do bleydera. Jedynym wyjściem była więc hibernacja. Arata odwrócił wzrok od dokumentów i po raz kolejny spojrzał w stronę komory. Jeden obiekt leżał w środku, a drugi siedział obok na małym stołku tempo patrząc w taflę hartowanego szkła
-Obiekty.- zaśmiał się gorzko w duchu. -To nie są, żadne obiekty tylko dwójka dzieci. Został zatrudniony w Dark Nebuli ze względu na swoją rozległą wiedzę na temat komór hibernacyjnych i ich wpływu na organizm ludzki. Dzień i noc monitorował czynności życiowe "obiektu".
 -Czemu to musiało być dziecko?- zadawał sobie to pytanie każdego dnia.- Dlaczego Dark Nebula nie może przeprowadzać badań na dorosłym mężczyźnie? Czemu akurat ten chłopiec? Przecież widział go kilka dni po sprowadzeniu tutaj. Zwykłe dziecko. Chuderlawy chłopczyk. Dopiero na miejscu doprowadzili go do odpowiedniego stanu. Czemu nie zrobili tego z pierwszym lepszym facetem ściągniętym z ulicy. Czyjaś dłoń spadła na ramię mężczyzny. Zaskoczony spojrzał w górę. To był Doji we własnej o sobie.
-Jak przebiegają prace? - zapytał sięgając po kieliszek.
-Obiekt... jest stabilny.
-Nie to chciałem usłyszeć. - przyznał.
-"Martwy" brzmi lepiej? - zarzęził cichy głos dobiegający od strony komory.
-Kelly...- Blanc zaczął, ale dziewczynka nie pozwoliła mu dokończyć.
-Dlaczego dalej się nie budzi!?-krzyknęła stając i  hukiem przewracając stołek.- To zwykle trwało tylko kilka godzin, a teraz nawet nie widać czy oddycha!-Odczyty zarówno bey'a jak i Ryugi zaczęły stopniowo rosnąć.-Co mu zrobiliście!? Co się dzieje!?
-Nie zachowuj się jak dziecko.
-To przestań mnie tak traktować! Chce wiedzieć! Chce znać konsekwencje!
Temperaturze w komorze gwałtownie wzrastała. Ludzie uwijali się szybko próbując ją zbić bez, żadnych efektów.
Hartowane szkło pękło z głośnym hukiem rozbryzgując swoje ostre kawałki na wszystkie strony uwalniając silny impuls.
-Gdzie jest mój bey?-zapytał Ryuga siadając w łupinie jaka pozostała z komory. W okół jego ciała unosił sie dym, a włosy śliniły od potu. 

***

 To było kiedyś. Bardzo dawno temu.
Drago szybko pokonał dzielący ich dystans zmiótł z drogi bey'a  przeciwnika i wbijając zęby głęboko w swoją ofiarę, uniósł ją po czym wgniótł w ścianę.
-Wracaj.- smok odpuścił i powrócił do dłoni właściciela. Ryuga z kamienną twarzą zniósł ból poparzonej dłoni. W porównaniu z tym co przygotowała dla niego dzisiejsza noc było to niczym. Brzemię jakie nosił na swoich ramionach właśnie powiększyło się o jednego człowieka.




Rozdział 20 za nami. Wiem jest krótszy niż zwykle i to prawdopodobnie sie utrzyma przez pewien czas ponieważ chciała bym pisać regularniej. Więc zamiast kobyły raz na pół roku postaram sie pisac krótko, ale co tydzień ;)
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.




piątek, 21 grudnia 2018

List do Świętego Mikołaja

Drogi Święty Mikołaju

W tym roku byłam Bardzo Greczna.
W tym roku byłam grzeczna przez większość czasu.
W tym roku byłam grzeczna raz na jakiś czas...
 Nie ważne! Sama sobie kupię prezent!

No dobra, postawmy sprawę jasno. Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że nie jestem Święta idealna i to już coś, prawda?
Głupi zwyczaj. Urodzin nie obchodzę już od dawna, a do ciebie Ciebie dalej piszę. W porządku już nie zmieniam tematu, a więc... A co u  Komety, Kupida, Strzały, Fircyka, Pyszałka, Tancerza, Złośnika hyhy, Profesokra i Rudolfa? Te imiona to jakoś przechodzą? Jak tytuły czy masz nieśmiertelne renifery? Renifery zombie ...Gdybym miała to zrobić osobiście już dawno stracił byś wątek i mi odpuścił. To dlatego muszę pisać, prawda? Wiem, przerabiamy to każdego roku zacznę po prostu zakreślać tę ważną część, żebyś nie musiał czytać tych moich wywodów na około.
A więc (TERAZ ZACZYNA SIĘ TO WAŻNE!) w tym roku:
-dołączyłam do WBBA. Ha! Widzisz zaczynam wielkim plusem bo to ci dobrzy....No dobra dołączyłam tam bo po mojej ostatniej misji ratunkowej uznali, że jestem zbyt niebezpieczna, żeby biegać samopas. Czyli jednak minis...?
-mam nowych-starych przyjaciół. To też powinno iść na plus. Bo nie zerwałam kontaktu jak zwykle... Nie rób min wiem, że są ze mną uwięzione. Pisz ten minus nie róbmy scen.
-umieram to pójdzie na plus.
-nie byłam miła dla Hikaru... tak trochę.
-zjadłam wszystkie ciastka porzuciłam opakowanie Yoyo, a potem nie wyprowadzałam nikogo z błędu.
-popsułam toster i schowałam go z powrotem do szafki.
- nie wkurzam już Mary...przynajmniej nie specjalnie.
-pomagałam Alexowi ze zwierzętami
-pomagałam Alexowi z kotami.
-chciałam pomóc Alexowi ze zwierzakami, ale upierdolił  ugryzł mnie szczur (zgadnij jak ma na imię... Gruzak ha ha) któremu wymieniałam wodę  i skończyło się na tym, że z plastrem na kciuku siedziałam i głaskałam koty słuchając jak Alex mnie przepraszał, że nie ostrzegł mnie przed Gryzakiem... Jemu prezent się należy nawet jeśli jest geniuszem zła. Serio Alex Blanc wpisz im  mu im(?) plusa odemnie.
Mróz złapał. Ciekawe czy się utrzyma do świąt...
-Ja i Ryuga się... rozdzieliśmy (?) No chcyba tak to można nazwać. Najpierw się pokłuciliśmy, a potem pfff i nie ma. Bardzo dojrzałe. Chociaż w sumie czego oczekiwać od pajaca w pelerynie i wariatki w kucykach....Dobra co dalej.
-kłamie mniej niż kiedyś, ale zawsze. Teraz ludzie po prostu zakladają, że kłamie jak mówię prawdę dlatego mogę mówić prawdę co chyba podchodzi pod...
-oszukuje no z tym to faktycznie jest problem, ale to nie moja wina...No dobra moja.
-przeklinam.
-bije złych ludzi.
-bije dobry ludzi.
-ogólnie bije ludzi. nie ludzi też
-manipuluję. (Nie nie pisałam już tego oszustwo i manipulacja to dwie różne rzeczy)
-ogólnie wredna ze mnie suka i z wiekiem wcale mi się nie poprawia wręcz przeciwnie.
-Nie mlaskam przy Ines
-Staram się nie mlaskać przy Ines.
-dalej nie przeprosiłam Hyomy...nie tak, żeby mi uwierzył. Będzie się to za mną ciągnąć do ustranej  samej śmierci.
-z braćmi no tu akurat jest lepiej. To znaczy Benkei cieszy się, że jestem, Takashi czeka tylko, aż znowu znikę, a Jiro nie wiem czy rozumiał co się działo.
-jem za dużo słodyczy...przestanę jak wymyślą coś lepszego jak na przyklad wiecznie ciepłe tosty z serem. Chociaż tosty z serem są dobre nawet zimne tylko ser musiał się wcześniej dobrze stopić. Iiiiii teraz jestem głodna.
Wiem, już piszę dalej... Nie piszę bazgrolę w rogu kartki.
Tak na dobrą sprawę po co to pisać? Przecież ty wiesz jak było. Wiesz jak to się naprawdę nazywa? Rachunek sumienia (Wiem, że wiesz mówię tak, żebyś wiedział, że ja wiem.) I chyba właśnie go skończyłam, a jeśli nie to od czego jest post scriptum, prawda?


Kelly.



Wesołych Świąt i Szczęśliwego nowego roku! Życzę wam dużo zdrowia i szczęścia, bo co wam po zdrowiu jak cegła spadnie z dachu i dostaniecie nią w głowę? Oj napowtarzam sie tego zdania przez najbliższe kilka dni.
Postanowiłam w tym roku napisać coś trochę w innym stylu. Przy pomocy Kelly.
Kelly: Hejo ^.^
Zaproponować wam bo tak jak ona spróbowali byście znaleźć chwilę czasu na zastanowienie sie nad tym co stało sie w tym roku. Co było dobre, co mogło by pójść lepiej, a co czym byście chcieli po prostu zapomnieć. Spójrzcie na to i postarajcie sie wyciągną z tego wnioski na przyszłość.
No to Ja sie z wami żegnam.
Uważajcie na siebie w te Święta.
Do następnego posta.
Hania

środa, 31 października 2018

Hallowen 2018

Krew z Krwi

Był późny jesienny wieczór. Mokre liście obklejały chodnik, chłód przenikał do kości, a deszcz siąpił z nieba. Ciepłe żółte światła ulicznych lamp oświetlały traumatyczną scenę.
-Na północ od skrzyżowania ulic Karasuma i Shiokōji znalazłem mężczyznę z raną ciętą szyji. Stracił dużo krwi, ale jest przytomny. Złożyłem opatrunek tamujący krwawienie.
-Dobrze, proszę zostać na miejscu do przyjazdu karetki. Pana imię i nazwisko?
-Blanc, Aleksander Blanc.
Pogotowie przejechało po upływie ośmiu minut. To było jedno z najdłuższe osiem minut w jego życiu. Wzrokiem odprowadził ratowników niosących praktycznie obcą mu osobę do karetki.
Czuł jak krew zaczyna krzepnąć na jego dłoniach.
-A więc co się stało?- zapytał policjant.
-Byłem w drodze do pracy gdy...
-Gdzie Pan pracuje?
-W klinice weterynaryjnej przy Shiokōji.
-Proszę kontynuować
-Zobaczyłem go leżącego na brzegu chodnika. Trzymał się za gardło, a z pomiędzy palcy wypływała jego krew.
-I co pan zrobił?
-Użyłem szalika by zatrzymać krwawienie i zadzwoniłem na pogotowie.
-Czy widział pan kogoś w pobliżu?
-Nie.-odpowiedział szybko. Za szybko.
-Na pewno?
-Tak.
-No dobrze. To wszystko. Jest pan wolny.
***
Alex szybkim marszem pokonał resztę drogi do pracy. Dosłownie wpadł do recepcji i rzucając tylko szybkie dobry wieczór ruszył prosto do łazienki. Dopadł lustra i popatrzył głęboko w oczy swojego odbicia.*
-Proszę powiedź mi, że to nie ty.
-Nie tym razem.- chłopak westchnął z ulgą.- ale w końcu pęknę i się na kogoś rzucę. Zrozum musimy się żywić.
-Nie mogę.
-Nie proszę cie żebyś zabijał. Po prostu pozwól mi...
-Nie mogę...przepraszam.  
-Zabijasz nas.- to były jego ostanie słowa w tej rozmowie. Po nich schował sie głęboko w umyśle swojego brata. 
W lustrze pozostało tylko obicie. Podkrążone oczy, blade zapadnięte policzki, popękane wargi z pod których wystawały czubki kłów. Wglądał jak trup, tak sie czuł i tym był.
Zmył już dawno zaschniętą krew z dłoni i przemył twarz zimną wodą.
W łazience rozległo się pukanie do drzwi.
-Doktorze?- odezwała się recepcjonistka.- Czy wszystko w porządku?
-W jak najlepszym.- skłamał.
-To dobrze. Ma pan pacjentkę. Czeka już w zabiegowym.
-Zaraz przyjdę.
Dojście do siebie zajęło mu dłużej niż przypuszczał. Najchętniej by w ogóle stamtąd nie wychodził, ale był potrzebny.
W gabinecie czekała na niego nie wysoka kobieta o drobnej figurze i długich granatowych włosach. Stała przy stole głaszcząc czarnego kota.
-Dobry wieczór. - przywitała się miło, ale chłopak czuł, że to tylko pozory. Pachniała zagrożeniem.
-Dobry wieczór. - odparł.- Co jest powodem wizyty?- zapytał oglądając kotkę.
-Je, ale dalej chudnie.-stwierdziła zaglądając mu przez ramię.
-To może być nadczynność tarczycy.
-Ciekawe, nie wiedziałam, że u pijaw działają organy.-zmarł.
Ona wie! To łowca! Musimy się jej pozbyć.
Nie możemy. Nie to tylko utwierdzi ją w przekonaniu, że trzeba się nas pozbyć. -powoli odwrócił sie w jej stronę.
-Ooooo już nie udawaj. Gdybyś chociaż próbował się z tym kryć.
-To nie tak jak myślisz. Ja nie zabijam.
-Pewnie mówisz to każdej.- zalotny uśmiech przekształcił sie w chłodna maskę.- A teraz spokojnie posłuchaj. Znałam twojego ojca znałam twojego brata. Wy wszyscy jesteście tacy sami krew z krwi kość z kości i gdyby to ode mnie zależało leżał byś już dawno sześć metrów pod ziemią. Jest jednak jeden konkretny powód dla którego twoja śliczna główka nie turla się jeszcze po podłodze. Ten powód ma na imię Mary. Powiedźmy, że jesteś teraz na jej łasce i nie łasce. To mogło by być nawet zabawne patrzeć jak się z tobą męczy. Na pewno nie zbierze się do tego szybko. Jest taka niezdecydowana.
Drzwi do gabinetu się otworzyły.
-Przepraszam, że przeszkadzam...- recepcjonistka urwała w pół zdania.
-Nic się nie stało i tak już wychodziłam. Z Bettusią jest wszystko w porządku, a ja panikuje.- kobieta wzieła kotkę na ręce.- Dziękuje doktorze. Może powinien pan wrócić do domu nie wygląda pan najlepiej. - posłała Alexowi miły uśmiech i wyszła.
-Ona ma rację. Powinieneś wsiąść wolne. Wróć do domu odpocznij. Zjedz coś.
-Tak, to nie najgorszy pomysł.
***
-Dlaczego tam polazłaś?- warknęła Mary przyszpilając Kelly za gardło do ściany.
-Dostałaś rozkaz żeby trzymać się od niego z daleka.-  dodała Ines.
-Betty czuła się gorzej. - mruknęła smutno Blue, ale szybko zrzuciła i tą maskę śmiejąc się szatynce prosto w twarz. - Oj daj spokój. Wiesz, że twój śliczny chłopiec zmasakrował tamtego faceta . Chociaż może powinnam powiedzieć, że zrobił to jego braciszek. Tak czy inaczej mamy problem dziewczynki, a polega na tym, że Blanc się żywi, ale nie wygląda jakby zużywał energie do utrzymania się w formie. Moje pytanie...Na co to idzie?
W pokoju zapadła cisza. Hawana uśmiechała się triumfalnie patrząc na wściekłą minę Mary na cień wątpliwości w oczach Ines i już się cieszyła.
Tej nocy zginie ostatni Blanc.
-Mary...-zaczęła Ines
-Nie.
-Jeżeli jest...
-Nie!-ryknęła Tategami.-...Dałyście mi słowo.
-Musimy wziąć pod uwagę...
-Przysięgłyście, że go nie ruszycie. Obiecałyście.
-Tak, - przyznała kapitan spokojnym głosem.- pod warunkiem, że nikogo nie skrzywdzi. Ustaliliśmy też, że jeśli do tego dojdzie to ty się nim zajmiesz. - szatynka puściła szyje Kelly.- Alex to twoja odpowiedzialność.
-Sprawdzę to, pójdę dzisiaj do niego i...
-I?
-I zrobię to co będzie trzeba.- odparła po czym wyszła.
***
Alex wrócił do mieszkania. Przebrał się. Zimną wodą zmył z ubrań krew i odłożył do kosza na pranie.
Z kuchni zabrał rolkę plastikowych worków jeden z nic rozłożył na podłodze w salonie, a resztę odstawił na stolik po czym uklękną na worku i tak czekał. 
Przyszła chwilę przed świtem. Przy jej pasku wisiała maczeta. Jedynym pocieszeniem było to, że nie trzymała jej w dłoni...jeszcze. Zdjęła buty odwiesiła na wieszak kurtkę i weszła do salonu.
-Na co to wszystko?- zapytała zaplątając ręce na piersiach.
-Pomyślałem, że tak będzie ci łatwiej.- odparł nie podnosząc na nią głowy.- Będziesz miała mniej sprzątania i w ogóle.
-Po czym?
-Mary.-mówił pomimo rosnącej w jego gardle guli.-Ja wiem po co tu jesteś. Przyszłaś mnie zabić, a ja nie chce ci tego utrudniać.- pociągnął nosem.- Tak będzie lepiej.
-Gówno wiesz. - warknęła-  A teraz wstawaj i wołaj swojego brata bo z tobą nie da się rozmawiać.
-Mary...proszę.- powiedział spoglądając na nią  zaszkolnymi oczyma.
-Wołaj go.- powtórzyła stanowczo.- Teraz.
Chłopak podniósł się z ziemi otrzepał kolana i spojrzał na szatynkę wyzywająco.
-Nie piłem z niego jeśli o to chcesz zapytać.
-Ale to ty go tak urządziłeś.
-Zasłużył, ale to nie ja.
-No to tłumacz się,-usiadła w fotelu zakładając nogę na nogę.- jak to było?
-Kilka nocy temu facet potrącił psa i odjechał. Śledziłem go i czekałem na dobrą okazje, ale zanim zdążyłem się zdecydować ktoś go napadł, a Alex nie był w stanie się powstrzymać. Teraz wiesz jak było. Co z tym zrobisz?- westchnęła.
-Nie zabije cie...Rany jesteś ostatnim co ratuje go przed śmiercią głodową.
-Głód to jedno on nieustannie przeprasza wszechświat za to, że żyje.
-Wiem, tak czy siak potrzebujecie paliwa.- powiedziała rozpinając mankiet kraciastej koszuli i  podwijając wysoko rękaw.- Choć tu. Nie mam zamiaru wciskać ci swojej ręki do paszcze będziesz się musiał sam tu pofatygować.
Chłopak poszedł do kuchni po apteczkę wiedział, że kiedy tylko jego brat się pojawi apteczka będzie pierwszą rzeczą jakiej będzie szukać. Ukląkł przy przy Mary wziął do ręki jej przedramie i przemył zgięcie łokcia spirytusem.
-Piłaś?- zapytał suchym tonem.
-A jak ci się wydaje?- sarknęła w odpowiedzi.
Wbił się szybko i precyzyjnie. W końcu studia medyczne się na coś przydały.
Krew była ciepła i metaliczna. Nie była dobra, ale pozwalała przeżyć więc pił, pił dopóki tylko miał jakakolwiek kontrole bo dobrze wiedział, że kiedy ją utraci...
Alex gwałtownie oderwał sie od reki Mary.
-Mary ja ja ja przepraszam. Ja nie chc...
-Daj spokój nic mi nie jest.-chłopak szybko sięgnął do apteczki. Ze łzami w oczach opatrzył praktycznie suchą ranę.
-Nie płacz bekso nic mi nie zrobiłeś.
-Przepraszam.- szepnął nie mogąc ponieść na nią wzroku.
-Nie masz za co przepraszać durniu.-powiedziała chwytając dłonią jego policzki.- Zrobiłam to dobrowolnie.
-Przepraszam, że mi smakowało. Pewnie teraz myślisz, ze jestem odrażający...
-Tsk, kiedy ty się wreszcie nauczysz? Zmieniono cie w brew twojej woli i mimo głodu nie dajesz się karmić. Muszę się dogadywać z twoim bratem, żeby utrzymać cie przy życiu. Jedyne za co możesz przeprosić to za to, że jesteś prawdziwym utrapieniem z tą swoją pokrętną moralnością.
-Każdy ma jakieś wady.
-Choć tu.- dziewczyna przyciągnęła go do siebie i zamknęła w niedźwiedzim uścisku.-Musisz bardziej uważać. Zwracasz na siebie uwagę.
-Nie mogłem go tam zostawić.
-Nie uratujesz wszystkich, przede wszystkim musisz myśleć o własnym bezpieczeństwie. Kelly i Ines jestem w stanie jakoś przekonać, ale z każdą kolejną wezwaną karetką łowcy nabierają podejrzeń...Policjanci zresztą też.
-Mary wiesz, że nie potrafił bym się tak po prostu odwrócić i odejść.
-Wiem.
W pokoju obok coś zaszurało.
-Ktoś tu jest?- zapytała Mary.
-To pewnie Kropka.
-Zaczyna sie robić sie późno.
-Chciałaś powiedzieć wcześnie.
-Nie wymądrzaj się.- powiedziała uśmiechając się.- Powinieneś już iść spać.
-Masz rację.- przyznał i dostał za to buziaka w nos.
-Kolorowych koszmarów.
***
Alex pożegnał Mary za mną za nią drzwi i odetchną głęboko.
Udało się. To na pewno nie był koniec, ale najtrudniejsze było za nimi. Bo jeśli Mary jest po ich stronie z resztą już sobie poradzą.
Chłopak wszedł do ciemnego pokoju. Na obrotowym krześle z podwiniętymi nogami siedziała kobieta. Spojrzała na niego pytająco wielkimi cielnymi oczami.  Usiadł na brzegu łóżka westchną i powiedział:
-Musiałem zahipnotyzować policjanta i wykiwać dwóch łowców.- kobieta wdrapała sie na jego kolana i wtuliła.
-Przepraszam.- szepnęła.
-Nic się nie stało.-odparł głaskając ją po głowie.- Przynajmniej użyłaś noża.
-Zasłużył na coś gorszego.-warknęła cicho.
-No już dobrze. W wieczorem go odwiedzę i upewnię sie, ze nie będzie pamiętał nic z tej nocy.


Alex: Mamo moja ukochana.
Ja: Tak synku?
Alex: Kiedy wspominałem o tym, że na te okazje chciałbym przebrać się za coś inspirowanego nietoperzami chodziło mi o Batman'a nie pierdolonego hrabiego Drakule!
Ja: Trzeba było być bardziej dosadnym.
Alex: Ja chciałem być Mantis....Ty się nie denerwuj. Byłeś jojczącym dzieckiem przez całe opowiadanie Przynajmniej nie wpakowałaś tu wilkołaków.
*wielka włochata niebieska bestia z kłami i pazurami przebiega przez salon śmiejąc się maniakalnie*  
Alex:...?
Ja: Znasz Kelly. Były dwie opcje, albo symbioza z Venomem, albo to.
Alex:...Dobry wybór. Możesz zamienić mnie na Venoma?
Ja:  A oddał byś mu Haru?
Alex:..Nie było pytania.
Ines; To było świetnie wybrnięcie.
Ja: Dziękuje.  :D
Ines: Co nie zmienia faktu, że Kelly zaraz pobiegnie szukać Alfy.
Ja:....Fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuk. Kyoya złap Kelly musimy się szykować do piosenki.
Kyoya: A już myślałem, że ją sobie odpuściłaś.
Ja: Pffff. Chciałbyś.

Mamy drobną problemy techniczne. W ramach przerwy na reklamy. Podsyłam wam link do fajnej animacji o ten tutaj.

.
.
.


Ines:  W porządku, wszyscy siadajcie, uciszcie się, słuchajcie. Zebraliśmy się tu wszyscy żeby wyrecytować doroczne nekrologi. Jak co roku, zaczniemy od A i skończymy na Z. W porządku, czy kapela już gotowa?
Daiki: Gotowi.
Ines: W porządku, dawajcie!
Daiki: I raz i dwa.


A jak Alex
który utopił się w basenie.

B jak Bastien
który został zjedzony przez ghule

C jak Celest
z chorobą mózgu

D jak Doji
w wykolejonym w pociągu

E jak Evil Befall
którego pogrzebano żywcem

F jak Foxy
którą dźgnięto w oko

G jak Glimer
która umarła w łonie

H jak Hikaru
która została zapieczętowana w grobowcu

Wszsycy: Jeden po drugim gryziemy ziemię
Kopiemy w kalendarz i zaczynamy rdzewieć
Wyzioń ducha gdy wybija twoja godzina
Wszyscy spadamy w dół
Z prochu w proch, z kości w papkę
Uschniesz w miejscu swojego spoczynku
Wieczność w drewnianej skrzyni
Wszyscy spadamy w dół

I jak Ines
która straciła przednie hamulce

J jak Johannes
który został pogryziony przez węże

K jak Kyoya
który został postrzelony w głowę

L jak Leone
który krwawił i krwawił

M jak Mary
która spaliła się na chrupkę

N jak Nile
którego okładli pięściami

O jak Omega Dragonis
który przeżył swoje życie zbyt szybko

P jak Pony
Która połknęła szkło

Wszyscy: Jeden po drugim gryziemy ziemię
Kopiemy w kalendarz i zaczynamy rdzewieć
Wyzioń ducha gdy wybija twoja godzina
Wszyscy spadamy w dół
Z prochu w proch, z kości w papkę
Uschniesz w miejscu swojego spoczynku
Wieczność w drewnianej skrzyni
Wszyscy spadamy w dół

Q jak QHyoma
który wybrał zły szlak

R jak Ryuga
który zgnił w więzieniu

S jak Storm Pegasus
którego postrzelono z łuku

T jak Tsubasa
który zamarzł w śniegu

U jak Uraraka
która została zadeptana

V jak Virgo
która spadła z dachu

W jak Wild Fang
których potrącił samochód

X jak Xianmei
która utonąła w smole

Y jak Yu
który wypadł z samolotu

Z jak Zeo
który zwyczajnie...
postradał zmysły.


Hyoma: Moje imię nie zaczyna się na Q.
Kelly: Q jest nieme i pochodzi od zwrotu ostrzegającego „O Qrwa Hyoma.”
QHyoma: --.--
Kelly: …. :)


Ja:Nie mam pojęcia co chciałam tym osiągnąć.
Kelly: Chciałaś nas wszystkich zabić i żeby Alex cierpiał bo go kochasz najbardziej. 
Ja: No i zrobić z ciebie czarny charakter.
Kelly: Tak :) ... Nie wyszło ci.
Ja: Tak
Znalezione obrazy dla zapytania dancing trollface gif

Strasznego Hallowen


*Alex posiadał dwie duszę jedną stracił w czasie przemiany druga dalej odbija się w lustrze.