piątek, 30 października 2015

Koszmary

-Kelly. Kelly! Obudź się! – Dziewczyna gwałtownie otworzyła oczy i złapała napastnika za gardło-Kelly spokojnie to tylko ja. Ines.- Wychrypiała jasnowłosa.
-Przepraszam.-Wydukała niebieskowłosa zdejmując rękę z gardła swojej liderki.-Instynkt chyba rozumiesz.- Nastąpiła chwila milczenia.-Toooo stało się coś czy miałaś taki kaprys, żeby w środku nocy budzić tygrysa?
-Miałaś koszmar….Znowu.
- Obudziłam cię? Jeszcze raz przepraszam.
-Nic się nie stało bardziej bym się martwiła tym.-  Ines wzięła do ręki dłoń Kelly. Było na nich pełno świeżych rozcięć i siniaków.-Tak jak myślałam. Strasznie się rzucałaś. Musiałaś parę razy uderzyć w ścianę.-Dziewczyna wyjęła zza pleców apteczkę i zaczęła powoli oczyszczać ranki wodą utlenioną.
-Nie trzeba. To nic.- Udało się wydukać Kelly, gdy patrzyła na swoje prawie całkowicie odarte ze skóry knykcie owijane bandażem.
-Od dawna masz takie koszmary?-Spytała Ines kończąc owijać palce jednej ręki i zabierając się za drugą.- W sensie tak realistyczne, że aż walczysz przez sen?
-Nie. To znaczy tak… k*rwa. Nie od zawsze moje sny były tak realistyczne jak teraz.  Pfffffffff.-Sapnęła- Jesteś gotowa na strasznie długi monolog o mnie?- Liderka kiwnęła głową -Wszystko zaczęło się tego pamiętnego dnia, kiedy zły los tego samego dnia odebrał mi Białą i brata.  Wiem, wiem rozdrapuje stare rany.  Jestem taka biedna i skrzywdzona. Nie to nie jest tak.
Nie jest mi źle na świecie. Mam Ryuge, Kuroko no Basket, różnych idiotów do bicia się z nimi, kiedy tylko spróbują coś zrobić mojemu BFF, czasami nawet zdaje mi się, że Tsubasa mnie lubi.
Tak jest całkiem fajnie dopóki nie położę się spać…
Najczęściej śnią mi się koszmary typu L-Drago znowu przejął kontrole nad Ryugą i chce mnie zabić, a ja nie mogę mu nic zrobić, bo przecież gdzieś tam w środku nadal jest mój przyjaciel i wtedy uciekam i i i i i.
-Spokojnie Kelly oddychaj.
Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech i wydech.
- OK. Już jestem spokojna.
Innej cudnej ciemnej nocy może mi się przyśnić, że na przykład zamiast zniszczyć gang pająków mianuje się na jego liderkę i jestem jeszcze gorsza niż ON, Kyoya, Benkei i Doji razem wzięci.
Jednak to nic w porównaniu z niby typowym snem o uciekaniu przed nie wiadomo, czym.
Jak zwykle w takich snach budzę się nie wiadomo gdzie z przeświadczeniem, że muszę uciec. Mój strach przed tym miejscem potęguje fakt, ze niema przymnie nikogo, komu ufam, co więcej nigdy nie mogę sobie przypomnieć gdzie w tym momencie może być ktokolwiek, na kim mi zależy. Wtedy biegam chaotycznie po pokoju, którego ściany pojawiają się nie wiadomo skąd, kiedy wreszcie udaje mi się z naleź drzwi, które mam nadzieje umożliwią mi wyjście stamtąd uderzam je, kopie z całej siły dopóki mi nie ustąpią. Zwykle wtedy wypadam na korytarz i zaczynam biec w pierwsza lepszą stronę, ponieważ niemal od razu COŚ zaczyna mnie gonić. Biegnę potykając się o własne nogi zahaczając ubraniem o różne rzeczy, które zauważam dopiero wtedy, gdy w nie uderzę. Może są już tam wcześniej, a może nie. To sen, więc teoretyczne nie mam się, czym przejmować.
Kiedy już tak uciekam i to COŚ mnie goni prędzej czy później zawszę trafie na długi korytarz zakończony oknem. Skręcam w tenże korytarz i przy akompaniamencie wrzasków i krzyków tego czegoś za mną biegnę ile sił w nogach w stronę okna.
Czasami udaje mi się nawet do niego dobiec,
Czasami udaje mi się nawet przebić szkło, które dzieli mnie od wolności,
Ale zawsze udaje się temu czemuś mnie złapać, ponieważ za szkłem są kraty, o których zawsze zapominam, których jeszcze nigdy nie zobaczyłam zanim w nie uderzyłam.
Coś wciąga mnie z powrotem do budynku i zamyka mnie w pokoju, z którego uciekłam na początku snu. Kiedy już tam jestem krzyczę, miotam się, klnę, ale nigdy nie zdarzyło mi się tam rozpłakać.
Dziwne. Zawsze w snach ryczę jak bóbr rekompensując sobie to, że normalnie nie pozwalam sobie na choćby łezkę.
Kiedy wreszcie się budzę dyszę ciężko i cała jestem zlana potem tak jakbym naprawdę przebiegła i przewrzeszczała to wszystko. Zwykle biorę kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić i idę się położyć koło Ryugi. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym wprost powiedziała, że miałam koszmar. Zwykle bełkocze coś w stylu „zimno mi”, albo „ mówiłam, że pokazujesz mi ten horror na własną odpowiedzialność teraz ponieś za to konsekwencje”.
Nie wiem czy kiedykolwiek uwierzył w którąkolwiek z moich wymówek. Szczerze mam to gdzieś najważniejsze jest to, że zawsze, ale to zawsze rozumie, czego wtedy od niego chce. Pozwala mi się wtedy koło niego położyć i mocno mnie przytula.   
-Dzięki Kelly to bardzo ważne, żebyś otwierała się przed nami jak najczęściej. To bardzo nam pomaga.
-Spoko. Jeśli dzięki temu uratuje Ryugę mogę ci opowiedzieć całe swoje życie poczynając od…wtedy, kiedy pamiętam.
-To ja pójdę już spać.- Dziewczyna wstała z łóżka Kelly.
-Ines.
-Tak?
-Jak już uwolnimy chłopaków to proszę porozmawiaj sobie tak od serca z Tsubasą. Chciałabym, żebyście się pogodzili, bo ma wrażenie, że to przeze mnie zerwaliście.
-Na pewno spróbuje.
#*#
Jasnowłosa dziewczyna wyszła z pokoju i skierowała swe kroki do biura. Stanęła przed właściwymi drzwiami poprawiła kilka kartek, które wysunęły się z teczki i weszła do środka.
-Jak tam sesja?-Spytał czerwonowłosy mężczyzna w kitlu siedzący przy biurku.
-Bardzo dobrze Mr. Hagane. Porównując obecne wyniki Kelly z tymi, które zebrał świętej pamięci doktor Doji robimy duże postępy.
-To dobrze… Wielka szkoda, że nigdy nie będzie mógł tego zobaczyć.
-Jeśli mam być szczera Ryuga to pierwszy przypadek tak silnego…
-Zmyślonego przyjaciela?-Przerwał jej mężczyzna, na co dziewczyna z wdzięcznością pokiwała głową.- To wszystko zasługa traumy, jaką przeżyło to biedne dziecko i jej zdolnej narzucić własny obraz rzeczywistości innym wyobraźni.
-Tak silnej, że zdolnej zabić.-Mruknęła dziewczyna.- Czasami mam wrażenie, że to wszystko, o czym opowiada naprawdę się dzieje.
-Niestety. Metody Doji’ego były dosyć radykalne.
Do pokoju wszedł Tsubasa.
-Mam tutaj kartę Kyoy-powiedział wchodząc -tego chłopaka, o którego nienawidzi-tu wskazał ekran, na którym wyświetlał się obraz z pokoju niebieskowłosej, która najzwyczajniej w świecie pochrapywała w swoim pokoju.
-Biedny chłopak.- Westchnął Hagane przeglądając kartę zielonowłosego. – Ojciec przelał w niego swoje niespełnione ambicje i dziecku odbiło. Do tego jeszcze Kelly widziała jak jej brat z nim rozmawiał i teraz myśli, że Benkei ją zdradził i uważa oboje za wrogów. Biedne dzieci.
Ines i Tsubasa wyszli z biura.
-Biedna Kelly. Stworzyła potwora, uwolniła demona, a potem przedstawiła go mojemu synowi.-Powiedział i poczuł jak perliste łzy spływają po jego policzkach.
***
Kelly stworzyła swój własny świat.
Za centrum, najważniejszą rzecz, wokół której kręci się jej świat obrała swoją ulubioną zabawę z dzieciństwa.
Niby nic szczególnego... Jak na szpital psychiatryczny.
Wszystko mogłoby rozejść się po kościach gdyby nie to, że ta jedna jedyna konkretna pacjentka potrafi narzucić swoje wyobrażenie świata innym pacjentom...I nie tylko na pacjentom.
Na początku badań ani ja, ani doktor Doji nie zauważyliśmy, że pacjenci, którzy w ramach hospitalizacji rozmawiali z niebieskowłosą stopniowo dawali wiarę w wymysły dziewczyny i przenosili siebie, swój świat i swoje problemy do świata małej Hawany.
Nazywamy ich bleyderami, a iluzje, w której żyją Beyblade.
Kelly stworzyła potwora i nazwała go swoim przyjacielem. Niebyło dla niego miejsca w prawdziwym świecie, więc zbudowała nowy świat, w którym jej "przyjaciel" jest nie do pokonania. Leki, które jej podajemy nazywa Mroczną Mocą, ponieważ zmieniała i stopniowo zabijała Ryuge, ale „Ryuga” poradził sobie nawet z tym dodając część Mrocznej Mocy innym bleyderą, a resztę zwalczając samodzielnie. O mały włos, a straciłbym w ten sposób jednego z lepszych psychologów.
Oczywiście Kelly utrzymuje, że jej „przyjaciel” zrobił to niechcący.
Kiedy drastycznie zwiększyliśmy dawkę leków udało nam się zabić Cesarskiego Smoka w umysłach innych pacjentów takich jak Ginga, Kyoya, Yuu czy Kenta i przywrócić ich do realnego świata.
Niestety w mózgu Kelly Ryuga tylko zapadł w letarg zabijając przedtem doktora Doji'ego, który wspólnie ze mną prowadził ten przypadek. Tak naprawdę Kelly zabiła go z zimną krwią będąc jednocześnie pewna, że to jej przyjaciel zwalczył ich największego wroga…
Dziewczyna pozostała w swoim świecie. Stała się cicha i zamknięta w sobie wymyśliła sobie, że musi teraz iść do pracy, żeby móc utrzymywać siebie i chorego przyjaciela. Podczas codziennych spacerów z pielęgniarzem Fredem, którego brała za podrywającego ją policjanta zajmowała się zwierzętami żyjącymi w parku. Głównie dachowcami, które przeskoczywszy mur wkradały się na teren szpitala w jej świecie zwykłe koty były tygrysami, lwami lub lampartami zamkniętymi w ZOO.
Kelly nigdy nie powróciła do naszego świata. Pewnego dnia podczas spaceru udało jej się zgubić swojego opiekuna i szlajać się samopas po parku. Kiedy tak biegała spotkała Kyoye. Odżyły w niej jej wymyślone wspomnienia ożył również Ryuga. Natychmiast zwiększyliśmy jej dawkę leków jednak wieść o tym, że Ryuga powrócił rozprzestrzeniała się wśród Bleyderów szybciej niż jakakolwiek choroba zakaźna i ni jak nie dało się jej powstrzymać. Postanowiliśmy spróbować inaczej. W podprogowy sposób wprowadziliśmy do mózgu Kelly postać, która miała porwać Ryugę i go uwięzić. Postać stworzona na wzór jego pierwszego wroga. Doji Junior. Kropka w kropkę jego ojciec. Ostatecznie nam się udało jednak przypłaciliśmy to kolejnym bleyderem.
###
-Dlaczego nie nosisz ze sobą swojego bey’a?- Spytała niebieskowłosa dziewczyna przechylając delikatnie głowę.
-Mojego, czego?- Zdziwiła się Mary.
-No wiesz bey’a. Wolfa. Tego, którego trzymasz pod poduszką.- Powiedziała siadając na ławce obok dziewczyny uśmiechając się jak małe dziecko na placu zabaw.
-Nie trzymam nic pod poduszką…-powiedziała niepewnie dziewczyna.
Uśmiech znikł z twarzy Kelly, a zamiast niego pojawił się smutek.
-Czyli dalej boisz się walczyć Wolf’em. Szkoda… Ryuga bardzo chciałby się z tobą zmierzyć.
- Nie boje się i nie będę walczyć z nim bez powodu.
-Ryuga mówi, że walka Drago i Wolfa jest nieunikniona, ale jeśli potrzebujesz powodu to go znajdę.- Dziewczyna uśmiechnęła się i dokądś pobiegła. Natomiast Mary wróciła do swojego pokoju i zajrzała pod poduszkę. Chyba nie muszę wam mówić, co znalazła pod poduszką i co zobaczyła następnego dnia za oknem swojego pokoju.
###
-Dzień dobry Kelly. Jak się dziś czujesz?-Spytałem wchodząc do jej pokoju.
-Cześć Phoenix. Jest super brzuch mnie już nie boli, a dziewczyny w końcu mi ufają.
-Naprawdę?-Spytałem z zaciekawieniem w głosie.
-NAPRAWDĘ.-Powiedziała z naciskiem.-Przed chwilą rozmawiałam z Ines i obiecała, że pogodzi się z Tsubasą jak tylko go uwolnimy, a Mary broniła mnie przed Hyomą.
-Jesteś na niego zła?-Spytałem.
-Za to, że mnie uderzył?-Pokiwałem głową - Nie. Nie jestem na niego zła. On mnie nie znosi, a do tego ta cała historia z Gingą, w pewnym sensie nawet go rozumiem, ale spokojnie, kiedy tylko uwolnię Ryugę wszystko się ułoży. Ginga znowu będzie grać w beyblade, wszyscy będą grać w beyblade, a Ryuga znowu będzie silny sam zobaczysz.-Gdyby tylko wiedziała, co tak naprawdę powiedziała na pewno nie uśmiechałaby się tak szeroko

Niema gorszej choroby od choroby umysłu.
Niema gorszego rozczarowania niż to, które poczujesz, kiedy dotrze do ciebie, że świat, w którym żyjesz to fikcja.
Sny są odzwierciedleniem naszych marzeń i najgorszych lęków.
Dlatego
Obudź się wreszcie.
Proszę….



No i jak przeszły wam dreszcze po plecach, gdy to czytaliście? Oby tak. To taki specjał, który miał was tylko nastraszyć, albo smutna rzeczywistość postaci z mojego bloga. Mniejsza. Mam nadzieje, że się podobało
Kelly: Historia, w której jestem wariatką?
Ryuga: A ja nie istnieje?
Dobra może „podobało” się to nie jest najlepsze określenie.

A teraz mam do ciebie pytanie. Jesteś bleyderem?

piątek, 23 października 2015

Post dla zabawy v ktoś pamięta???

Dzisiaj jest piątek, a ja nie mam rozdziału… Taaaaa bardzo konsekwentna zemnie blogerka niema co. Do tego  za oknami jesień w dodatku deszczowa… jakby tego było mało kiedy spojrzy się w kalendarz człowiek może zauważyć, że mamy październik. Jeden jedyny miesiąc pośród wszystkich 12 którego nie noszę. Zaczęłam to pisać z myślą: „ A będę taka szalona i poprawie humor czytelnikom”, a co robię zamiast tego? Pi*rdole o dupie Maryny i smutam. Dobra! Dosyć tego! Trzeba się wsiąść w garść.
Ma ktoś jakieś pomysły na jesień?
.
.
.
Niema to jak mieć wsparcie w postaciach z bloga. Dobra sama coś wymyśle.
.
.
.

Tak przeglądam sobie mój komputer i pomijając dużą ilość nieskończonych opowiadań i niewykorzystanych pomysłów znalazłam parę śmiesznych obrazków które zapomniałam dodać. Dlatego podzielę się  nimi z wami. Proszę nie mordujcie…



RYUGA: I to ja mam nasrane w mózgu tak?
KELLY: Gdybyś nie nazwał Kenty zabawką do kąpieli to by pewnie nigdy nie przyszło mu do głowy.
MARY: Mamo mój brat trytonem.... T.T



FA- FA- FABULOUS!!!!!!




KELLY: Właśnie tak widzę Ryuge każdego poranka.

KELLY:  Ja się tam nie boje.
KYOYA: BU!
KELLY: K*RWAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!



KOLORKI


Za każdym razem gdy patrz ena ten rysunek przypominam sobie o lekcjach...nie cierpię go...


Kiedy mój mózg nie może się zdecydować czy myśleć o psychopatycznych mordercach czy o Beyblade


Takie tam w Dark Nebuli.

Mam nadzieje, że choć trochę poprawiłam wam humor...
Kelly: Chwila lista obecności. Kelly? Jestem! Ryuga?
Ryuga:*facepalm*
Kelly: Jest. Mary?
Mary: *podnosi rękę i macha nie podnosząc wzroku znad yaoica*
Kelly: Obecna nieosiągalna. Yoyo?
Kyoya:....
Kelly: Yoyo obecny, ale ma PMS....znowu. Gdzie są Tsubasa i Ines?
Mary: Oby pi*przyli się w jakich krzakach
Kelly: Pewnie są w biurze.
Mary: No to na biurku.
JA: Ja pizgam.... Noto jeszcze raz mam nadzieje, że wywołam uśmiech na waszych twarzach.
Żegnam się z wami.
Do następnego posta.
Hania.

niedziela, 18 października 2015

Rozdział 65

Ines



Chłodne górskie powietrze mieszało się z ciepłem, jakie biło od wody.
Ładnie tutaj.
Ciemne deski odradzające łaźnie od reszty świata gdzieniegdzie porośnięte jakimś bluszczem, jeziorko, do którego miałam za chwilę wejść otoczone było różnych rozmiarów kamieniami. Wszystko otoczone para wodna i oświetlone przytłumionym światłem miało swego rodzaju aurę tajemniczości.
Odetchnęłam głęboko zanurzając się w gorącej wodzie. 
Niema nic lepszego niż długa kąpiel w łaźni. Wszystkie obolałe mięśnie się rozluźniają, a umysł gdzieś odpływa.
-Na bombę!-Krzyknęła Mary wbiegając do wody.-Matko jak ciepło!
No to tyle w kwestii relaksu.-Pomyślałam.
-Mary nie wrzeszcz tak.- Poprosiłam zamykając oczy i zanurzając się po szyję.-Poza tym w łaźni się nie biega.
-No, co się dziwisz. Pieski lubią wodę.-Stwierdziła Kelly idąc w naszym kierunku z wielkim turbanem z ręcznika na głowie zasłaniając rękami strategiczne miejsca. Od stóp do głów była pokryta większymi lub mniejszymi bliznami, ale najbardziej uwagę przyciągał ogromny siniak, który wykwitł na jej brzuchu jak również ten w okolicach ust (prezent od Mary).
-Jak tam brzuch.-Spytałam, kiedy usiadła obok mnie.
-Chyba przeżyję.-Powiedziała krzywiąc się ewidentnie na pokaz i nawet nie próbowała ukrywać, że udaje.
-Jestem pod wrażeniem, że powiedziałaś prawdę. W twojej sytuacji to nie najlepsze wyjście.
-Nie ze wszystkiego, co robiłam jestem dumna, ale nie mam zamiaru wypierać się swoich czynów.
-Ale nie musiałaś się nimi chwalić.-Powiedziałam.
-Prędzej czy później i tak byście się dowiedziały.
-Od Hyomy?-Poruszyła się niespokojnie.
-Prędzej od Ryo... Chociaż kto ich tam wie?
-Czy wy, chociaż przez chwile nie możecie się zachowywać jak normalne dziewczyny?-Spytała Mary podpływając do nas.- Ciągle tylko konspiracja i słowne pułapki. Wyluzujcie, chociaż na chwilę.
-Mary nie oczekujesz od Ines trochę za wiele? Nasza pani kapitan ma dużo na głowie.-Zażartowała Kelly trącając palcem ręcznikowy turban na mojej głowie.
-A ty to niby, co?-Odparłam- Mogę się założyć, że pod tym ręcznikiem dalej masz te swoje kucyki. A ropo zakładu ty mi jesteś winna stówę.
-Co, gdzie, jak i kiedy?-Zdziwiła się Kelly.
-Pamiętasz jak Madoka wpadła na pomysł, żeby nas zjednoczyć? Zadzwoniła po Wang Hu Yong, a nie po Ginge.
-A o to ci chodzi. To było dawno i nieprawda.
-Jaka nieprawda? Jakie dawno? Dawaj moje hajsy!
-Spłukana jestem. Mogłabym ci ewentualnie w naturze oddać, ale dziewczyna przyjaciela jest nietykalna. Swoją drogą Tsubasa zawsze miał dobry gust.-Uśmiech znikł z mojej twarzy-Porcelanowa cera, jasne włosy, dwu kolorowe tęczówki 
-Nie jesteśmy już parą.-Powiedziałam oglądając swoją stopę, która wynurzyła się z wody.
-Że, co!?-Kelly straciła oparcie pod stopami i jej głowa zniknęła pod wodą.
Nie minęła chwila jak niebiesko włosa wynurzyła się głośno nabierając powietrza. Ręcznik został pod wodą i całą jej twarz przykrywały teraz granatowe włosy.
-Co ten idiota znowu spaprał?-Spytała odgarniając włosy z twarzy tak jakby odsłaniała firanki.
-Dlaczego zakładasz, ze to wina Tsubasy?-Spytałam w dalszym ciągu oglądając swoją stopę.
-Po pierwsze to mój przyjaciel.-Spojrzałam na nią pytająco.-Musi być z nim coś nie tak.-Wyjaśniła wyciskając wodę z włosów i robiąc to samo z ręcznikiem.- Po drugie solidarność jajników. Po trzecie nie mam racji?
-Jak dla mnie winni są oboje. Zerwali ze sobą pod wpływem silnych emocji nie potrafią się teraz przyznać do błędu.-Powiedziała Mary powoli poruszając rękami by utrzymywać się na powierzchni.
-Fakt. Kiedy Tsubasą targają silne emocje dzieją się naprawdę szalone rzeczy.-Umilkła na chwilę, po czym uderzyła się z otwartej w czoło i zaczęła się śmiać.
-Matko śmiejesz się jak skrzyżowanie foki z delfinem, a tak BTW można wiedzieć, z czego?-Spytała szatynka, kiedy Kelly już się uspokoiła.
-Dobrze wiedzieć, że mój szczery śmiech brzmi dla ciebie jak dzięki wydawane przez jakiegoś mutanta.-Powiedziała wycierając łzy, jakie zebrały się w kącikach jej oczu.
-Dobra, dobra nie fochaj się tylko powiedz, co się uroiło w twoim chorym móżdżku.
-Wyobraziłam sobie jak się godzą też pod wpływem silnych emocji.-Zaczęła zgarniać włosy ze swojej twarzy i układać je w coś na kształt grzywki Tsubasy.
-Co ty robisz?-Zdziwiła się Mary.
-Charakteryzuje się na tego idiotę.-Odparła wygładzając pasma włosów, które przerzuciła z pleców na dekolt.-Dobra nie mam przy sobie gumek, więc to powinno wystarczyć.-Wzięła do ręki ręcznik zwinęła go w kulkę i w tedy zniknęły te resztki normalności, jakie udawało nam się dotąd utrzymać.-Nienawidzę cię! Jak mogłaś mnie zdradzić z moim przyrodnim bratem bliźniakiem, kiedy byłem w śpiączce!?- Powiedziała grubym męskim głosem, po czym zaczęła poruszać ręcznikiem tak jakby chciała zasugerować, że to on teraz mówi.-Skąd mogłam wiedzieć!-Piszczała- W końcu jesteś cię identyczni!-Nie mogłam powstrzymać chichotu na widok tej parodii.-Nienawidzę cię!-Zagrzmiała-Ja też cię nienawidzę!-Pisną ręcznik.-Ach tak!?-Krzyknęła-Tak!-Odparł ręcznik- A ja cię kocham i co ty na to!?-Co ja na to!?-Ręcznik rzucił się na jej twarz i po chwili słychać było odgłosy całowania. Wtedy już nie wytrzymałam i buchnęłam szczerym i bardzo, bardzo głośnym śmiechem.
-Jesteś pi*rdolnięta.-Stwierdziła Mary patrząc na nas z rozbawieniem.
-Jestem pi*rdolnięta i wiem o tym!-Zaśpiewała niebieskowłosa dziewczyna odsuwając twarz od ręcznika i zgarniając włosy do tyłu.
-Dziwnie wyglądasz bez kucyków.-Stwierdziłam.
-Wydajesz się mniejsza.-Zawtórowała mi Mary.
-Nie jestem mała. -Oburzyła się Kelly.- Matko nie powinnam rozmawiać z ludźmi, którzy mnie nie lubią po zmroku, bo wtedy już całkiem zachowuje się jak dziecko i to jest złem.-Mruczała pod nosem.
###
-W sumie możemy zrobić sobie taką noc szczerości.-Stwierdziła czarnowłosa, kiedy wygrzane i owinięte w mięciutkie ręczniki weszłyśmy do pokoju, który zastępował nam sypialnie.
-Ja się już nagadałam teraz wasza kolej.
-Niby, na co?-Spytałam krzywiąc się, chociaż wiedziałam, o co jej chodzi.
-Na 5 randomowych faktów o każdej z nas!-Zawołała radośnie Kelly równocześnie zakładając coś, co równie dobrze mogło być piżamą jak i strojem na wf.
-Randomowych.-Upewniła się Mary kładąc się na wznak na łóżku.
-Albo z dupy wziętych, jak kto woli.
-No to może….Kiedyś byłam kelnerką w barze sushi.-Powiedziała moja psia psi
-BYŁAŚ KIEDYŚ KELNERKĄ!?-Wrzasnęła jedyna wcześniej niepoinformowana.
-No, co w tym dziwnego?
-Nic po za tym, że już to widzę. –Kelly zrobiła groźną minę- Witam w naszej kawiarni. Mam na imię Mary i będę przynosić zamówienia. DOTARŁO!?...Proszę pana…, a on na to „o..oczywiście”, a wtedy Mary „ TO POSPIESZ SIĘ Z TYM ZAMAWIANIEM!!!”
-Jesteś okropna.-Udało się wykrztusić Mary, po czym dołącza do śmiejącej się mnie.
-Co cię tak wzięło na ogrywanie scenek?-Spytałam z rozbawieniem.
-A, bo ja wiem? Tu jest jakaś taka aura.-Wzruszyła ramionami.
-To pewnie przez Ines.-Powiedziała panna Tategami. Zdziwienie na twarzy niebieskowłosej wyrażało więcej niż tysiąc pytań.
-Jestem zawodową aktorką.-Wyjaśniłam.
-Ooo, w czym grałaś?
-Takie tam pewnie nawet nie znasz.- Spojrzała na mnie wyczekująco- „Jedyny cel”.-Powiedziałam wywracając oczami.
-Jak nie znam! Oglądałam z milion razy! Tylko jakoś nie mogę sobie ciebie w nim przypomnieć.
-Charakteryzacja. Mało, kto mnie poznaję.
-Biedna Ines. Nikt cię nie rozpoznaje. Poklepałabym cię po głowie, ale jesteś za daleko.-Powiedziała czarnogłowa machając ręką tak jakby chciała mnie dosięgnąć.
-Wal się. Dobra teraz twoja kolej Kelly.
-Pfffffffff. Co wam tu powiedzieć? Mam kota.
-To było do przewidzenia.-Powiedziałam.
-Ale swoje powiedziałam. Teraz nerwol.
-Jestem yaoistką.-Wyznała Mary.
-Serio? Jara cię jak się dwóch facetów pi*przy?
-Żebyś tylko zobaczyła jej kolekcje pornolków- zaśmiałam się.
-W yaoi nie schodzi tylko o pi*przenie.
-Chodzi.-Powiedziałam równocześnie z Kelly.
-Nie. Nikt mnie nie rozumie.-Mary zakryła twarz kołdrą i zaczęła się pod nią śmiać.
-Oooooo nie rycz.-Powiedziałam.
-No właśnie. To dziwne.-Zawtórowała mi niebieska.
-Spi*przajcie.-Zaklął koc.
-Oj weź, a jak przyznam ci racje wyleziesz?- Pani wk*rwie wszystko, co się rusza rozpoczęła mediacje. A to coś nowego.
-Nie.-Burknął koc.
-To się pi*rdol.-Buchnęłyśmy śmiechem.
Tak właściwie to chyba, żadna z nas nie wiedziała, dlaczego w ogóle tak się nagle zaczęłyśmy dogadywać. Niewykluczone, że to, dlatego, że rozmawiałyśmy po zmroku. Kiedy jest noc ludzie jakoś tak łatwiej się otwierają. Po przegadanej o niczym nocy głowa Kelly wzbogaciła się o parę świetnych kawałków z mojej play listy i o wiedzę na temat moich umiejętności. (Powiedziałam jej, że umiem jeździć konno i strzelać z łuku, więc sobie nie myślcie zboczeńce). Kiedy zaczęło robić się jasno postanowiłyśmy się jednak położyć. Obudził nas Hyoma mający minę jakby nie wiedział czy j*bnąć Kelly teraz czy dopiero jak ją podpali powiedział, że Mr. Hagane czegoś od nas chce i wyszedł.
-Ten idiota nie wie, że się puka zanim się gdzieś wejdzie?- Warknęła Mary, która postanowiła spać w sportowym i krótkich spodenkach, dlatego kiedy chłopak otworzył drzwi musiała zakryć się kocem, aż po szyje.
-Coś mi mówi, że wolałby nas w roli więźniów niż gości.-Powiedziałam posyłając mordercze spojrzenie w stronę drzwi, za którymi przed chwilą znikną wspomniany wcześniej chłopak.
Ubrane i ogólnie ogarnięte wyszłyśmy na spotkanie z dowódcą tego całego bajzlu. Spotkałyśmy go gotowego do drogi.
-Wybierasz się dokądś?-Spytałam.
-Tak i ty idziesz ze mną.
-Jak ona to i ja.-Powiedziała Mary stając bliżej mnie tak jakby Ryo mógł mnie w tej chwil złapać i gdzieś porwać.
-Hyoma idzie z nami?-Spytała Kelly uśmiechając się wrednie. To zabawne widzieć ja teraz mając w pamięci jej minę, gdy mówiła nam, dlaczego jasnowłosy chłopak tak jej nie znosi.
-Nie. Powiedział, że niema zamiaru brać w tym udziału.-Odparł mężczyzna, na co dziewczyna wzruszyła ramionami i powiedziała:
-W takim razie ja też idę. Skoro on nie chciał tego widzieć raczej nic mi się nie stanie.-Mary cicho się zaśmiała.
-O, co tak właściwie chodzi?-Spytałam mile połechtana tym, że moja drużyna nie chce mnie zostawić samej.
-Chciałbym coś sprawdzić.-Odpowiedział tajemniczo, na co miałam ochotę wywrócić oczami, ale na całe szczęście się powstrzymałam. Jaka by była zemnie aktorka gdybym nie potrafiła panować nad odruchami.
Hagane zabrał nas nad jakiś wodospad w środku lasu.
Acha fajnie. W sumie to powinnam się przyzwyczaić do tych klimatów rodem z filmów o poszukiwaczach skarbów.
Phonix załadował kuczer i wystrzelił w stronę wodospadu. Woda rozgryzła się na wszystkie strony i naszym oczom ukazał się tunel.
Klasyczne.
-Za mną.- Powiedział Ryo i zniknął w mroku tunelu.
Weszliśmy do środka.
Na końcu tunelu w ścianie tkwił skamieniały bey.
-Ginga właśnie tu ukrył Pegazusa.-Odezwał się Mr Hagane, a jego głos odbił się echem od ścian tunelu.- Czy któraś z was byłaby na tyle miła mi go przynieś?-Zapytał.
Mary i Kelly nawet nie drgnęły. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do ściany. Wyciągnęłam rękę do Pegazusa. Kiedy tylko dotknęłam jego zimnej powierzchni. Wszystko wokół mnie rozbłysło oślepiającym światłem, a może to byłam ja…

Tym czasem w Dark Nebuli

-GHHHHHHHRRRRRRRAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!- Celest ponownie wcisnęła przycisk na pilocie tym samym wyłączając napięcie w łóżku Kyoy.
Chłopak opadł bezwładnie dusząc głośno tak jakby z każdym oddechem próbował uchwycić ulatujące z niego życie.
- Wiesz, że elektrowstrząsy są używane w leczeniu amnezji.-Zaśmiała się siadając obok chłopaka.-Jeszcze trochę i przypomnisz sobie, co jadłeś na śniadanie w podstawówce, albo jak to fajnie być bestią.
-Goń się.-Wysapał.
-Oj Kyoya straciłeś pazury.-Pani doktor zwinęła usta w dzióbek i spojrzała na Kyoye ze smutkiem w jej niebieskich oczach skrytych za ochronnymi okularami.
-Spi*rdalaj.-Warknął i napluł dziewczynie w twarz.
-Ej!- Powiedziała dziewczyna wycierając okulary skrawkiem kitlu.-Wiesz, że ja też tak potrafię.-Rozstawiła ręce po obu stronach głowy chłopaka, nachyliła się, a z jej lekko rozchylonych ust zaczęła spływać strużka śliny.
Nagle ekran, na którym nasza „urocza” parka oglądała beybitwy z mistrzostw Japonii rozbłysnął i pojawił się na nim Doji.
-Krhym Celest.-Chrząknął, kiedy pierwsze, co zobaczył to zgrabny tył brunetki.
Dziewczyna wciągnęła to, co przed chwilą chciała wypluć ( a ja się prawie zrzygałam, bo pisząc to pożarłam pół ogromnej tabliczki milki, a teraz pisze o ludzkich wydzielinach).
-Co jest? Nie widzisz, że przeprowadzam testy?-Spytała odwracając się i siadając tym samym Kyoy na klatce piersiowej.
-Właśnie widzę. Zejdź z niego, bo połamiesz mu żebra.
-Jak mi się wreszcie uda o to to ciało nie będzie mu na nic potrzebne. Chociaż trochę szkoda go będzie.
-Oj nie smuć się i patrz, co ciekawego dzieje się na arenie w bloku A.
-Czekaj! Niech Kyoya też zobaczy.-Włączyła jakiś przycisk na pilocie i łózko zmieniło się w fotel natomiast dziewczyna jechała korpusu chłopaka lądując perfekcyjnie tam gdzie zdecydowanie nie powinna wylądować, a dopiero potem przesiadła się na kolana.-Już możemy oglądać.-Powiedziała wtulając się w jego tors.- Trzeba cię będzie niedługo wykąpać.-Dodała pod nosem.
Na ekranie pojawiła się arena i stojący naprzeciw siebie bleyderzy.
Chłopak i dziewczyna.
Obydwoje w identycznych Dark Nebulowych strojach.
Załadowali kuczery i rozpoczęło się odliczanie.
-3
-2
-1
-Let it rip!
- Hell Panther Furia Czarnego Mściciela!- Krzyknęła dziewczyna i całą arenę przykryła ogromna ciemna chmura niewiadomego pochodzenia, która zaczęła strzelać piorunami w bey’a przeciwnika.
-Jest bardzo silna stwierdził Doji.
- I ma duży potencjał.-Dodała zamyślona Celest.- A ty, co powiesz Kyoya?- Chłopak nic nie odpowiedział tylko mocniej zacisnął zęby.- Fajnie by było zsynchronizować jej, a taki z twoim łóżkiem, co ty na to!?-Zapiszczała radośnie podskakując na kolanach zielonowłosego. Na co chłopak w dalszym ciągu nie odpowiedział.- Doji jak walka się skończy karz jej strzelać do celu czy coś.
-Już jest po walce.-Odezwał się Doji, po czym zwrócił się do komputera- Aktywuj ruchome cele.-Z areny zniknął bleyder i jego bey, ale pojawiły się żelowe manekiny.-Mon ami mam do ciebie prośbę mogłabyś atakować te manekiny dopóki Panther będzie miała siły?
-Z przyjemnością.-Odparła dziewczyna odgarniając grzywkę, która wchodziła jej w oczy.
- Słyszałeś Kyoya trochę się pobawimy.-Zapiszczała Celest zeskakując z fotela i ponownie zmieniając go w łóżko.
Huk ataku Phanter idealnie zsynchronizowany z krzykiem Kyoy. To prawie jakby to ta niczego nieświadoma dziewczyna torturowała Króla Bestii, który ostatkiem sił powstrzymuje się przed zrobieniem tego, czego oczekuje od niego cała Dark Nebula.

Rozdział 65 za nami.Chce go zadedykować Shadow która ma nie smutać bo dzięki niej o godzinie 2:20 dostałam ochrzan od taty, że mam wyłączać komputer na co odpowiedziałam, że już kończ zostały mi trzy linijki.
Wiecie co? Ja chyba przestanę składać obietnice  z których mam się wywiązać o ustalonej porze bo mi to nie idzie.
Ten moment kiedy większą wenę miałam do maltretowania Kyoy niż opisywania integracji naszych poszukiwaczek zaginionego guza.
Kelly: Shuu Tsukiyama jesteś mi winny dwie stówy, a moja kapitan której jestem winna odwala jakieś dziwę wiksy w jaskini więc wyskakuj z kasy, albo cie pokroje zjem zwrócę i wstępnie przetrawionego oddam Ines.
Mary: Ale Rezie o ile wiem nie zwracała swoich ofiar...
Kelly: Ch*j mnie to zjem go.
Ines: Ale Ghula ciała ghula nie da się od tak zjeść. Jest niewrażliwe na ostrza.
Kelly: Jeden pi*rdolony zakład, a problemy do końca życia.
Benkei: Dwa zakłady. Moja biedna, mała siostrzyczka wpadła w długi. *ryczy*
Kelly:  SPI*RDALAJ!!!!!
No dobra rozdział długi i spóźniony, ale mam nadzieje, że wam się podoba bo ja osobiście mam co do niego mieszane uczucia.
Nie zdziwcie się jak rozdziały będę dodawać co dwa tygodnie, albo strasznie nie regularnie.
To ja się zwami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.


Ps. Oleczko gdzie jesteś!? :(

poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 64



Kelly


*pięć lat temu*


Poszłam do tej organizacji tylko po to, żeby spędzać z Ryugą więcej czasu, a zamiast tego siedzę w pokoju i się nudzę. Nie mam się z kim tutaj zmierzyć sami bleyderzy  nic szczególnego.
Ryugi za często nie widuje. Ciągle go badają  przeprowadzają na nim jakieś testy jakby był jakimś królikiem doświadczalnym.
Głupi Doji i ci jego naukowcy.
Nagle do mojego pokoju wszedł mój BFF.
-I jak?-spytał biorąc się pod boki.
Miał na sonie czarne spodnie i bluzkę do tego białą pelerynę (która po głębszej analizie okazała się pałaszem). Jakby dziwności było mało mój przyjaciel założył diadem z głową smoka i ogromne metalowe ustrojstwo również ze smoczym motywem.
-Mam być szczera?-spytałam po tym jak zmierzyłam Ryuge wzrokiem od stup do głów.
-Nie k*rwa okłam mnie.-odparł.
-Wyglądasz jak pajac.- chłopak skrzywił się słysząc taką odpowiedź.
-Bo ty niby jak? W tych kucykach wyglądasz jak klaun z pudełka.- powiedział siadając obok mnie na łóżku i targając mi włosy.
-Nie jak klaun tylko jak Harley Quin.
-A ja to niby kto Jocker?-zaśmiał się
-Chciałbyś…Ryuga co oni ci tak właściwie robią na tych badaniach?
-Pobierają krew, mierzą, ważą, wsadzają do takiego metalowego jajka razem z Ronin Dragooon’em no wiesz takie rutynowe badania.
-Coś z tego wszystkiego wynikło?-spytałam zakładając ręce za głowę i kładąc się na łóżku.
- Tyle, że mam wagę prawidłom jestem średniego wzrostu i Ronin Dragooon nie powinien być moim bey’em.  Doji mówi, że nigdy nie będę w stanie wyciągnąć z niebo pełnych 100 procent.
-Ich chyba do reszty pogrzało? Widziałam nie jedną twoją bey bitwie i i i i i noOOOO!!! Ronin Dragooon to twój bey i nie wyobrażam sobie ciebie walczącego jakimkolwiek innym.
-Doji ma racje.-powiedział spokojnie.
-Niema!-trwałam przy swoim uparta jak osioł.
-Kelly! Tu chodzi o mnie i o mojego bey’a! Zresztą co ty możesz o tym wiedzieć.
Właśnie co ja mogę o tym wiedzieć? Przecież nawet nie mam własnego bey’a.
Zapadła niezręczna cisza którą przerwałam chamskim:
-Nie masz przypadkiem jakiś testów do przejścia?
-Mam.-warknął i wyszedł z pokoju.
Przewróciłam się na brzuch i wcisnęłam twarz w poduszkę.
-Głupi Doji.-powiedziałam wierzgając nogami To było dziecinne bardzo dziecinne…,ale pomogło. Miotałam się po łóżku wrzeszcząc w poduszkę dobre 10 minut zanim się uspokoiłam.
Mój telefon leżący na półce nocnej zaczął dzwonić. Podniosłam go i spojrzałam na wyświetlacz- Doji, a niech go szlak.
-Słucham.-warknęłam odbierając.
-Przyjdź szybko do mojego biura.-powiedział po czym się rozłączył.
Jak ja nienawidzę kiedy to robi. Wtrąca się akurat w momencie w którym człowiek jest najbardziej rozregulowany, a potem zaczyna te swoje wykłady. To tam to w końcu nie wiesz co myśleć, ale ja się nie dam. Nic i nikt nie nastawi mnie przeciwko Ryudze.
Wyszłam z mojego pokoju i ruszyłam korytarzem. Szwendali się po nim bleyderzy w identycznych burych kombinezonach lub skórzanych kurtkach z fioletowym logo Dark Nebuli. Pomimo to,  że nie jestem bleyderką ludzie schodzili mi z drogi, pewnie miałam minę jakbym chciała kogoś zabić.
Skręciłam w pusty korytarz. Korytarz jak korytarz. Niby nic dziwnego gdyby nie to, że on zawsze jest pusty. ZAWSZE! Naprawdę nikt nigdy nim nie chodzi, a przecież z planów wychodzi, że to całkiem fajny skrót do biura Doji'ego.
Szłam spokojnie uważnie nasłuchując czegoś podejrzanego . Jak na razie nic tylko cichnący szum rozmów, ale korytarz delikatnie skręcał więc po chwili nawet one ucichły i jedyne co słyszałam to moje kroki powtarzane przez echo pustego korytarza. Nagle zorientowałam się, że echo oprócz moich kroków powtarza kroki kogoś innego. Zatrzymałam się gwałtownie. Moje kroki ucichły i zapanowała cisza.
Dobra to tylko twoja wyobraźnia- mówiłam sobie idąc dalej.
Nie zrobiłam pięciu kroków kiedy do moich uszu ponownie dotarł dźwięk ostrzegający przed tym, że ktoś za mną idzie. Znowu się zatrzymałam i spojrzałam za siebie. Nikogo tam nie było.
-Kelly ogarnij się zdaje ci się. Masz manie prześladowczą i tyle.-powiedziałam tym razem na głos.
-Yle, yle, le, le, e, e...-powtórzyło za mną echo przyprawiając mnie o dreszcze. Wypuściłam powietrze i kiedy już miałam zrobić pierwszy krok gdzieś bardzo blisko mnie rozległo się syczenie.
Tego było za wiele. Nazwijcie mnie tchórzem jeśli chcecie, ale w tamtym momencie zaczęłam biec tak szybko jakby gonił mnie sam diabeł.
Zatrzymałam się dopiero przy biurze Doji'ego. Spojrzałam za siebie i odetchnęłam z ulgą widząc pusty korytarz.
-Wyobraźnia idioty.-powiedziałam pukając się trzy razy w czoło.
Wzięłam jeszcze kilka głębszych oddechów, żeby uspokoić się po biegu i weszłam do środka.
Gabinet dyrektora Dark Nebuli przestronny i pełen światła, jedną ze ścian zastępowało okno z widokiem na morze, naprzeciw drzwi stało biurko, a po prawej stały dwie skórzane kanapy i szklany stolik. Wszystko pięknie ładnie nie licząc tych wszędobylskich kaktusów.
-Wreszcie jesteś.-powiedział Doji napastując palcem kaktus stojący w wielkiej doniczce w rogu pokoju.
-Jak widać.-stwierdziłam oschle, splatając ręce na piersiach (jeszcze małych, ale zawsze)-Po co mnie wezwałeś?
-Mam dla ciebie zadanie.-stwierdziła odwracając się. Światło dobijało się w szkłach jego okularów dając mu + 50 do straszności.
-Słucham więc.
-Słyszałaś o wiosce Koma?
-Nie.-odpowiedziałam krótko.
-Nie słyszałaś?-zdziwił się- Przecież to kolebka beyblade.
-Nie jestem bleyderką.-warknęłam zaciskając dłonie na ramionach.
-Ach tak słyszałem o tej smutnej historii i zdaje mi się, że mogę ci pomóc jeśli oczywiście wywiążesz się z zadania które dla ciebie mam.-Chwila co on przed chwilą powiedział? Czy ten goguś w pinglach i głupim garniaku powiedział, że ma Białą i chce mi ją oddać z powrotem.
-Co mam zrobić?-spytałam z całych sił starając się nad sobą panować.
-Dostać się do wioski Koma i znaleźć nowego bey’a dla Ryugi.
-Ryuga już ma bey’a.
-Kelly-westchnął Doji.-Myślałem, że oboje chcemy dla niego jak najlepiej.-nic nie odpowiedziałam tylko zacisnęłam mocno usta tak, że zmieniły się w białą linię.-Przecież widzisz, że Ronin Dragooon tylko go ogranicza, dusi go. Chyba nie chcesz, żeby twój najlepszy przyjaciel ba JEDYNNY przyjaciel męczył się w tej klatce.
-Nie chce.
-No właśnie. Jedyny bey który będzie w stanie w pełni wykorzystać umiejętności Ryugi i na odwrót znajduje się w legendarnej wiosce Koma. Lightning L-Drago
-Na co powinnam uważać?
-Na Hyome.-podał mi jego zdjęcie.- Jeśli go do siebie przekonasz wszystko pójdzie jak z płatka.-spojrzałam na zdjęcie.
Fajny chłopak. Dlaczego zawsze muszę grać przeciwko takim?

###

Jadę pociągiem do wioski Koma. Bez bey'a, bez broni, bez żadnych problemów. Sterczące kucyki podskakują wesoło przy każdym ruchu. Plecak żółw mieści w sobie świnkę skarbonkę, parę zwiniętych w kulki ciuchów i dużo słodyczy.
Właśnie uciekłam z domu i szukam pomocy- w to ma uwierzyć Hyoma i zaprowadzić mnie do wioski. Kiedy uda mi się to osiągnąć muszę tylko dowiedzieć się gdzie trzymają L-Drago i podrzucić tam nadajnik.
-Pociąg zatrzymał się na ostatniej stacji. Wysiadłam i pomachałam mu na dowiedzenia.
No dobra misje czas zacząć.-pomyślałam obracając się na jednej nodze.
Ruszyłam w las. Słońce świeciło ptaszki śpiewały, a ja z uśmiechem na ustach wypatrywałam mojego pierwszego przeciwnika.
Hyoma wysoki, jasne włosy, niebieskie oczy, bey Rock Aries, kłamie tak często jak się uśmiecha.
Nie szłam długo sama. Nie minęło pół godziny, a już dostrzegłam jakiś ruch po mojej lewej stronie.
Zachłysnęłam się powietrzem zrobiłam trzy koślawe kroki w bok i zaliczyłam najpiękniejszy udawany upadek w dziejach ludzkości.
-Nic ci nie jest?-zapytał chłopak wychodząc z lasu z koszykiem w ręce.
-Chyba nie.-jęknęłam otrzepując się z kurzu.
-Co tu robisz?-powiedział podając mi rękę i pomagając wstać- Chyba nie wybrałaś się na grzyby.-zaśmiał się  lekko potrząsając  koszykiem.
-Nie przyszłam na grzyby przyszłam...-urwałam naglę patrząc na niego podejrzliwie.-nie wiem czy mogę ci powiedzieć...Umiesz dochować tajemnicy?- chłopak pokiwał głową w milczeniu. Nachyliłam się konspiracyjnie i dałam znać mojemu rozmówcy by zrobił to samo-Jestem tajną agentką i szukam legendarnej wioski Koma. -szepnęłam mu na ucho.
-Hahaha, a ja już myślałem, że ty na serio.
-Mówię prawdę!-oburzyłam się- Jestem tajną agentką WBBA i szukam kolebki beyblade!
-Taaaa na pewno.-zaśmiał się- Tajny agent w kucykach.
-A dlaczego nie?-spytałam wojowniczo.
-Po pierwsze jesteś za mała, po drugie nie masz bey'a, a po trzecie Koma nie istnieje-dolna warga zaczęła mi drżeć.-Wszystko w porządku?-spytał chłopak kiedy gryząc dolną wargę wymuszałam łzy.
-Nie!-krzyknęłam i usiadłam na ziemi udając, że ryczę jak bóbr.-Nie jestem agentką WBBA i nie mam bey'a!
-O już nie płacz.- powiedział chłopak i poklepał mnie po głowie.
-Ja nie płacze po prostu coś mi wpadło do oka.-poinformowałam go urywanymi słowami rozdzierając słoną wodę po policzkach.
- Właśnie widzę.-posłałam mu mordercze spojrzenie.-Dobra już dobra nie płaczesz, a teraz, powiedź co naprawdę tutaj robisz. Dobrze?-Chłopak uśmiechnął się miło
Pociągnęłam nosem raz, drugi, wytarłam łzy piąstkami i powiedziałam.
-Dobrze.-westchnęłam-  Nie jestem agentką WBBA. Łowcy Bey zabrali mi Białą, dlatego szukam bleydera który pokona lidera gangu i odzyska wszystkie zrabowane bey'e.-ta jasne. Bohater potrzebny od zaraz.- Miałam nadzieję, że w wiosce Koma znajdzie się ktoś na tyle silny by mi pomóc, ale skoro mówisz, że kolebka beyblade to tylko legenda to wszystko na nic.
-Powiedziałaś o tym rodzicom?-pokręciłam głową.-Czemu?
-Bo bo bo-znowu zaczęłam się jąkać-bo lider to mój starszy brat!- łzy po raz kolejny poleciały mi po policzkach
-Starszy brat...-podrapał się po głowie -to wszystko wyjaśnia.
Chlipałam jeszcze przez chwilę, dopóki nie poczułam jak ktoś głaszczę mnie po głowie. Podniosłam czerwone od wymuszanego płaczu oczy i spojrzałam na Hyome tak jakby był moją ostatnią deską ratunku.
-Wstawaj.-powiedział.
-Po co?-spytałam smutno podnosząc się z ziemi.
-Idziemy do Komy.
-Przecież powiedziałeś, że wioska Koma nie istnieje!-oburzyłam się nadymając policzki i tupiąc nogą.
-A ty powiedziałaś, że jesteś agentką WBBA. Skłamałem bo nie mogę pozwolić, żeby jakieś organizacje dowiedziały się o Komie.-powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.-Jak masz na imię?
-Rodzice zabronili mi mówić takich rzeczy obcym.-zaśmiał się.
-Ja nie jestem obcy, jestem Hyoma i pomogę ci załatwić twój problem.
-Naprawdę? Obiecujesz?
-Obiecuje.
-Na mały palec?-spytałam wyciągając do niego rękę z zaciśniętymi wszystkimi palcami poza małym.
-Na mały palec.- chłopak splótł nasze palce.
-Ten kto złamie obietnice będzie musiał połknąć sto igieł.
-No to daj sobie pomóc...
-Betty. Mów mi Betty.
 Hyoma zaprowadził mnie do wioski. Gdzie tylko spojrzałam toczyły się bey bitwy. Dzieci się śmiały i biegały pomiędzy drzewami.
Słowem sielanka.
Trzymam się Hyomy tak jakby od tego zależało moje życie.
Chłopak zaprowadził mnie do jednego z domów w którym przywitał nas wielki napakowany jak PKS facet. Naprawdę słowo daje, że gdy go zobaczyłam oblał mnie zimny pot.
-Betty to jest Pan Ryo Hagane.
-Dzień dobry.-powiedziałam cicho chowając się za plecami jasnowłosego chłopaka.-Miło mi Pana poznać.
-Cześć Betty. Podoba ci się u nas?-jest k*rwa, zaj*biście wszędzie bleyderzy nigdzie bey'a którego szukam!
-Bardzo.
-A lubisz zwierzęta?-pokiwałam gorliwie głową.-Gdzieś na podwórku powinien biegać Hokuto przywitasz się z nim?
-A Hyoma pójdzie ze mną?-,a niech się czuje ważny.
-Muszę z nim o czymś porozmawiać.
-Acha.- zaszurałam stopą.-To ja pójdę.
-Jak chcesz możesz zaczekać na mnie na ławce przed domem.-powiedział Hyoma. Rozpromieniłam się słysząc te słowa i wyszłam zostawiając ich samych.
Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi usłyszałam ich konspiracyjnie ściszone głosy.
-Dlaczego ją tu przyprowadziłeś?
-Uciekła z domu. Nie mogłem jej zostawić. Jej brat dowodzi gangiem bleyderskim.-dowodził. Niech cię szlag Kyoya!
-Te gangi to prawdziwe utrapienie… do tego brat...Kiepska sprawa.-no co ty nie powiesz?
-Niema bey'a, a nie bała się sama przyjść tu szukać pomocy. Jeśli ona nie zasługuje na to by jej pomóc to nie wiem kto może.
-Ma w sobie ducha beyblade.- powiedział zadumany Ryo.
Usłyszałam skrzyp desek.
-Uciekaj stąd! Ktoś tu idzie!-wrzasnęły resztki mojego instynktu samozachowawczego.
Jak najciszej i jak najszybciej wybiegłam z domu i usiadłam na ławce przed domem majtając nogami w przód i w tył. Zdjęłam żółwi plecak i położyłam go sobie na kolanach.
Oby tylko w to uwierzył, oby tylko w to uwierzył, oby tylko w to uwierzył.-prosiłam w myślach przytulając plecak.
Po paru minutach dołączył do mnie Hyoma. Kiedy go zobaczyłam uśmiechnęłam się promiennie chociaż od tej sztuczności robiło mi się już niedobrze. Usiadł obok mnie ze smutną miną.
-Pan Ryo...-zaczął.
-Nie chce mnie tutaj.-przerwałam mu opuszczając głowę-Wiedziałam, że to się nie uda.-wstałam z ławki, ale zanim zdążyłam zrobić krok jasnowłosy  złapał mnie z rękę.
-Nie dałaś mi skończyć. Pan Hagane chcę, żebyś została z nami przez kilka dni i sama wybrała bleydera który ma ci pomóc.
-Naprawdę!?-szczere się ucieszyłam. Udało mi się! Dziękuje, dziękuję, dziękuję!-rzuciłam mu się na szyje i mocno przytuliłam. Pachniał wiatrem i żywicą.
-Jeszcze nie masz mi za co dziękować-powiedział klepiąc mnie po plecach
-Chciałeś mnie nabrać ty kłamco.-powiedziałam odsuwając się od niego i uderzając go lekko pięścią w ramię.
-No może trochę.-przyznał chłopak uśmiechając się-Od teraz nie kłamiemy zgoda?-to się nie uda.
-Zgoda.-powiedziałam i wtedy przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Wygięłam usta w podkówkę i powiedziałam- Podsłuchiwałam waszą rozmowę. Twoją i Ryo-"przyznałam" się-, ale tylko początek i to niechcący.-dodałam szybko.- No dobra specjalnie, ale to dlatego, że bałam się, że Ryo cię ochrzani. Gniewasz się? –Szybko niech ktoś poda mi wiadro!
-Spokojnie. Nie gniewam się... Chcesz zobaczyć co potrafi mój bey?
-Tak  im więcej się o nim dowiem tym lepiej.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-W końcu muszę wybrać najlepszego bleydera-zaburczało mi w brzuchu-, a możemy najpierw coś zjeść?
-Lubisz ryby?-spytał.
-A kto nie lubi-odpowiedziałam pytaniem uśmiechając się szeroko.
-No to choć.-wzdrygnęłam się kiedy złapał mnie za rękę i zaczął gdzieś prowadzić.
-Dokąd idziemy?- spytałam patrząc na nasze splecione dłonie.
-Na ryby.-odparł z uśmiechem.

###

Spędziłam w wiosce dwa tygodnie. Hyoma przedstawił mi swojego najlepszego przyjaciela Ginge, pokazał śliczną zieloną arenę do beyblade i takie kamienie na rzece do których trzeba strzelić pod odpowiednim kątem, żeby  bey przeskoczył na drugą stronę. Nie będę ukrywać, że mimo początkowej niechęci miło spędzało mi się czas z Hyomą.
To pewnie dlatego, że Ryuga poświęcał mi ostatnio za mało uwagi.- mówiłam sobie.
Pewnego pięknego słonecznego dnia puszczałam sobie razem z Hyomą kaczki, a właściwie to on puszczał kaczki ja po prostu wrzucałam kamienie do rzeki i się przez to denerwowałam.
-Mogłoby ci się chociaż raz nie udać.-powiedziałam nadymając policzki.
-Nie. Jestem zbyt dobry w te klocki.
- Po prostu robisz mi na złość.-powiedziałam odwracając się do niego plecami i udając naburmuszoną.
Koma to piękne miejsce- pomyślałam po raz kolejny podziwiając góry otaczające wioskę. Nagle w oczy rzucił mi się dziwny kształt. Zmrużyłam oczy żeby lepiej się mu przyjrzeć, ale z tej odległości nie mogłam zobaczyć nic konkretnego.
-Czemu się tak przyglądasz?- spytał Hyoma.
-Co tam jest?-spytałam wskazując tajemniczy kształt.
-Nie mogę ci powiedzieć.
-Dlaczego?
-Po prostu nie mogę.
-Oj weź. Co tam jest?
-Daj spokój.-burknął
-Mogłeś powiedzieć, że nie wiesz. Wtedy nie wierciła bym ci dziury w brzuchu.-powiedziałam „odpuszczając”. Ja chce wiedzieć co tam jest, a jak czegoś chce to to sobie wezmę.
-Przecież mieliśmy nie kłamać. Chyba nie zapomniałaś. Co nie Betty.-czasami żałuje, że nie podałam mu prawdziwego imienia.
-Nie zapomniałam.-powiedziałam.- Robi się ciemno chodźmy już spać.
Nocowałam w małym domku niedaleko domu Hyomy i jego rodziny. Gdy weszłam do środka zgasiłam wszystkie światła i czekałam, aż cała wioska pójdzie spać.
Skoro Hyoma nie mógł mi powiedzieć co tam jest to pewnie jest tam coś wartego zobaczenia na przykład Lightning L-Drago zabrałam nadajnik który dał mi Doji i ruszyłam na poszukiwanie tajemniczego kształtu. Poszłam nad rzekę dokładnie tam gdzie pierwszy raz go zobaczyłam.
Nadał tam był. Szłam przed siebie nie spuszczając z niego wzroku, aż dotarłam do podnóża góry gdzieś w lesie za wioską.
-No dobra to COŚ jest na tej górze tylko jak się tam dostać…Nie to nie mogą być schody. Uśmiechając się jak głupia podeszłam do schodów i niedowierzając w swoje szczęście się zaczęłam wchodzić po nich na górę. Schody wiły siły się skręcały ale ostatecznie zaprowadziły mnie przed  wejście do jaskini z której środka biło delikatnie przyćmione światło. Po obu stronach jaskini były wyrzeźbione smoki. Kidy na nie patrzyłam miałam wrażenie, że zaraz się na mnie rzucą i rozszarpią na kawałki.  
Jeśli tu nie będzie Drago to ścinam włosy i farbuje się na różowo.
Powoli weszłam do środka. Z każdym krokiem w głąb jaskini robiło się coraz cieplej. Korytarz się skończył i moim oczom ukazało się  wnętrze wulkanu ozdobione smoczymi rzeźbami. Naprzeciw mnie stało coś w rodzaju ołtarza zrobionego z fioletowych kryształów wewnątrz jednego z nich dostrzegłam bey’a. Uruchomiłam nadajnik i ukryłam go pod kamieniem.
-Witaj Drago.-pomyślałam i zrobiłam krok w stronę nowej zabawki Ryugi. Nagle pochodząca nie wiadomo skąd tajemnicza siła pociągnęła mnie w tył. Upadlam na ziemie i obiłam sobie tyłek, ale sądząc po tym, że przede mną pojawiła się ściana ognia mogłam skończyć dużo gorzej.
-Po co tu przyszłaś!? Mogłaś zginąć!- wydarł się na mnie Hyoma.
-Hyoma?- spytałam niedowierzając w to, że tu stoi.- Co ty tu robisz? Jak mnie znalazłeś?
-Matko jaka ty jesteś głupia.-powiedział chłopak zasłaniając sobie twarz dłonią.-Kiedy tylko spytałaś o to miejsce wiedziałem, że tu przyjdziesz.-złapał mnie za ramie i wyprowadził z jaskini.
-Nie jestem głupia.-powiedziałam wyrywając mu się.
-Betty.- złapał mnie obiema rękami za ramiona.- Drago to nie jest rozwiązanie. Jeśli chcesz mogę nawet teraz iść walczyć z twoim bratem.-znieruchomiałam zaskoczona.
-Ty nadal chcesz mi pomóc.-powiedziałam nie wierząc w to co się dzieje.
-W końcu obiecałem.-powiedział uśmiechając się.
No i pięknie mam nadzieje, że jesteś z siebie zadowolony. Właśnie wpędziłeś mnie w poczucie winny, ale spokojnie zaraz sobie z tym poradzę.
-Niemów mi, że nadal wierzysz w te mdławą historyjkę o ratowaniu miasta.-zaśmiałam się szyderczo.
-Betty?- chłopak puścił mnie i cofnął się o krok.
- Betty, Betty, Betty jestem Kelly debilu. Chciałam tylko dostać się do wioski, a ty mi to ułatwiłeś.
-Ty...
-Nie ja.-pokręciłam głową.- Ty. To ty mnie tu wprowadziłeś, a co najzabawniejsze? To, że powiedziałam ci prawdę prosto w twarz na samym początku, a ty mi nie uwierzyłeś.-chłopak załadował kuczer.
-Hyoma chyba nie strzelisz do bezbronnej.-powiedziałam cofając się o krok.
-Jesteś tego pewna?- uśmiechnął się.
Podczas tych dwóch tygodni widziałam wiele twarzy Hyomy i do tej pory nie potrafię powiedzieć która z nich jest prawdziwa. Za to wiem której nie chce już nigdy zobaczyć TEJ! Zwężone źrenice, usta wygięte w nienaturalnym uśmiechu i załadowany kuczer wycelowany w moją głowę.
Kurde co teraz?-pomyślałam nie spuszczając wzroku z przeciwnika czekając, aż wykona pierwszy ruch. Minęła chwila jedna, druga, trzecia, a my tak staliśmy. To przekraczało nawet standardy napawania się zwycięstwem. Co on kombinuje?
Nagle zerwał się wiatr, a potem z nieba spadł Ronin Dragooon uderzył w Hyome i pchnął go w dół wulkanu.
-Kelly była umowa to ja załatwiam bleyderów.-powiedział Ryuga stojąc na pokładzie helikoptera.
-A myśli, że czemu tej idiota stał jeszcze na nogach kiedy przyleciałeś?-odparłam uśmiechając się.
-Świetnie się spisałaś Kelly.-powiedział Doji kiedy helikopter już wylądował.-mam rozumieć, że Lightning L-Drago jest w środku.
-Tak tylko uważajcie na pułapki na samym wejściu jakieś gówno zionie ogniem.- Ryuga poszedł w stronę wejścia do wulkanu
-Doskonale.-powiedział Doji.- Wywiązałaś się z umowy teraz moja kolej.- w świetle księżyca błysnął bey który lecąc łukiem wylądował w moich dłoniach. Najpierw patrzyłam z uśmiechem na metalowy przedmiot w moich rękach jednak po chwili dotarło do mnie, że to nie jest Biała.
-Co to ma być?-spytałam patrząc na Doji’ego tak jakbym chciała go zabić i szczerze nie byłam od tego daleka.
-Dark Tiger.-odparł spokojnie.- Twój nowy bey.
-To nie jest mój bey i nigdy nie będzie.-powiedziałam ciskając to coś gdzieś za siebie.-Obiecałeś mi pomóc!
-Pomogłem, dostałeś bey’a dużo potężniejszego niż Biała.- mężczyzna odwrócił się do mnie plecami i ruszył tam gdzie przed chwilą zniknął Ryuga.
-Grrrrryyy.-warknęłam i poszłam za nim.
 W środku wulkanu Ryuga stoczył walkę z Ryo (Jego pierwszą walkę przy użyciu Drago.) po której musiałam zaprowadzić go do helikoptera bo chwiał się na nogach.
Kiedy helikopter startował po raz ostatni spojrzałam na wioskę Koma, a do moich uszu dobiegł głos Hyomy.
-Pomogłaś uwolnić demona i teraz będziesz za to płacić do końca życia.-może to głupie, ale patrząc na Ryuge który leżał wycieńczony z głowa na moich kolanach dałam wiarę słowom największego kłamcy jakiego poznałam.

*obecnie*

-No to tak to wyglądało. Kiedy byłam w Dark Nebuli dostałam jeszcze parę innych zadań od tego świra, ale one nie mają żadnego związku z tą sprawą-zakończyłam i spojrzałam na dziewczyny czekając na ich reakcje, jednak żadna z nich nie odezwała się jeszcze przez dobre parę chwil.
Zadziwiający widok trzy kobiety siedzące w milczeniu. W końcu cisze przerwała Ines.
-Ale zamuliłaś.-powiedziała, a ja omal nie wybuchłam histerycznym śmiechem. Wstała i ruszyła w stronę  łaźni- nie wiem jak wy, ale ja idę się wykąpać.-zniknęła za drzwiami, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Radze się przyzwyczaić-powiedziała Mary o której istnieniu zapomniałam na chwilę.- od teraz jesteś z nami  w jednej drużynie.-powiedziała i poklepała mnie po ramieniu.
-To na pocieszenie.-spytałam kiedy znikała za drzwiami, ale nic mi nie odpowiedziała.

Dziwna z niej dziewczyna. Z jednej strony porywcza jak huragan, a z drugiej spokojna jak tafla jeziora. Ciekawe czy to u nich rodzinne.


Rozdział 64 za nami. Ja pi*rdole. Ten rozdział pisałam tydzień. Cały tydzień jak nie na kartkach to na telefonie, albo od razu na laptopie, a mimo to i tak nie wyrobiłam się na piątek za co bardzo przepraszam. Kelly nagadała się jak nigdy i można powiedzieć, że w końcu zaczyna  układać w naszej pożal się Boże drużynie pierścienia od siedmiu boleści. Dobra dzisiaj krótkie podsumowanie bo jest już 20 po dwunastej, a ja jeszcze nie wykąpana, a autobus mam o 6:50.
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.