Rozdział 10
Kelly
Odprężający
olejek eteryczny do przygotowania rozgrzewającej kąpieli umożliwia harmonijne
zakończenie dnia wieczór pełen wewnętrznego opanowania i spokoju. Wyważona
kompozycja zapachowa uspokajającego eukaliptusa i aromatycznego jałowca
relaksuje zmysły i sprawia, że codzienny stres znika.
A co z tym
niecodziennym?
Zawiera:, cajeputi oleum, caryophylli floris
aetheroleum, eucalypti aetheroleum, luniperi aetheroleum, methylis salicylas
mamusiu oby mi od tego wszystkiego skrzela nie wyrosły.
Odłożyłam
flakonik z powrotem na brzeg wanny, zanurzyłam się głębiej tak, żeby usta
zakrywała mi woda, sięgnęłam po telefon szybko wybrałam numer i wysłałam sms:
-"Co
masz na sobie?"-Odpowiedz przyszła szybciej niż szybko.
-"Bardzo
śmieszne Blue. Czego chcesz?"
-"Zapytać
jak ci idzie. :)”
-"Normalny
człowiek zacząłby od na przykład od cześć."
-"Nie
udawaj, że ci to przeszkadza. ;P"- tym razem musiałam chwilę zaczekać.
Kelsi musiała czasami przyswoić sobie moje koślawe poczucie humoru.
-"Idzie
mi całkiem dobrze do jutra będę miała komplet."
-" Nie
spiesz się. "
-"...Co
ty znowu kombinujesz?"-Zadowolona uśmiechnęłam się pod wodą wypuszczając
przy tym kilka bąbelków powietrza.
-"Nic,
co by mogło zaszkodzić moje ulubionej czarodziejce."
-"To,
że czegoś nie rozumiesz nie znaczy, że to magia."
-"Masz
rację. To czary. :P"
-"Przestań
wysyłać mi te Voldemorty!"-Woda zabulgotała, a ja niechcący napiłam się
wody z kąpieli. Gwałtownie się wyprostowałam i zaczęłam pluć na wszystkie
strony.
-" :)
:) :) :) :) :) "-napisałam, kiedy przestałam czuć smak mydlin.
-"..."
-"Oj
no. Przecież wiesz, że cie uwielbiam. :-)"
Humor mi się
trochę poprawił, więc wyszłam wreszcie z wanny zawinęłam się w puchaty ręcznik
i rozczesałam świeżo umyte włosy. Kiedy te schły sobie w spokoju ja zmieniałam
niepotrzebny już od dawna bandaż na lewym ramieniu? Paskudna blizna od oparzenia,
która nie miała najmniejszego zamiaru zblednąć. Szlak by ją i tego, kto mi ją
sprezentował... I to, co mi ją sprezentowało.
Ubrałam się,
uczesałam i wsiadłam w pierwszy lepszy pociąg jadący w sprzyjającym mi
kierunku.
-Hej! Jest
ktoś w domu? -Zawołałam cicho zdejmując buty i ustawiając je równiutko pod
ścianą.- Halo?
-Jestem w
salonie.-Zawołał ciepły miły głos.
Przeszłam
przez korytarz, którego drewniana podłoga skrzypiała tak jak nigdzie indziej i
zajrzałam do salonu. Na skurzanej kapnie, z której kolor starł się w kilku miejscach
siedziała nie młoda już kobieta, której siwe włosy gdzieniegdzie poprzetykane
były granatowymi pasemkami. Zdjęła z nosa okulary do czytania i uśmiechnęła
się.
-Kelly. Choć
tutaj.-Poklepała miejsce koło siebie. Szybo podbiegłam i przytuliłam się do
niej. -Ślicznie się opaliłaś na tych wakacjach. –Powiedziała, kiedy udało im
się od niej odkleić.-Jak było?
Tuż po
wyjściu ze szpitala jeszcze przed wyjazdem na Sumatre za namowami Benkei’a postanowiłam
wreszcie odwiedzić moich rodziców. Jedyne, co powstrzymało mnie przed ucieczką
z progu to trzymający mnie za wykręconą za plecami rękę Ryuga. Wiem są lepsze
sposoby, żeby pomóc komuś się przełamać, ale ten działa i to jest
najważniejsze.
-Cudownie.- Uśmiechnęłam
się promiennie. – Powinnaś wybrać się tam z tatą jak tylko będziecie mieć
trochę czasu. Cisza spokój słońce morze słowem raj.
-No siema sportowe
świry!- Rozległo się w korytarzu. Do domu zapewne z treningu wrócił jeden z
moich młodszych braci. Zdziwił się
widząc mnie na kanapie.-O to ty. -Odstawił torbę ze sprzętem na komodę.-
Spodziewaliśmy się cie za kolejne 6 lat.
Miał ciemno
fioletowe włosy po ojcu, bordowe oczy i lekko zadarty nos. Z tego, co zdążyłam
zauważyć przechodził właśnie okres buntu. Rodzice muszą mieć z nim przekichane.
-Takashi!- Upomniała
go mama.
-I tak
przerobie jej pokój na siłownie. –Burknął i wbiegł po schodach do swojego
pokoju.
-On tylko
tak mówi. Wszyscy bardzo za tobą tęskniliśmy.-Pocieszała mnie obejmując
ramieniem.- Zostaniesz z nami na obiad?
-Skoro
nalegasz.
Zostałam na
obiad i na kolacje, a od tatusiowego okrzyku ‘’Daifuku’’ na mój widok o mało,
co nie ogłuchłam. Jiro następny syn jak
go przewrotnie nazwali moi rodzice. Wdał się w swoją jedyną siostrę miał teraz
jedenaście lat chociaż uparcie twierdził, że sześć. Udało mu się ograć mnie w Shogi,
co nie było dużym wyczynem, ale z tego, co opowiadała mama ogrywał wszystkich
na turniejach, jeśli tylko chciało mu się na nie przyjść. Takashi zszedł tylko
na kolacje i jedyne, co zrobił to zapytał czy nie mogę czesać się jak ktoś
normalny.
Mój pokój
nie zmienił się mimo gróźb, że zostanie przerobiony na siłownie. Pułki, na
których poustawiane były figurki smoków, wróżek i innych stworków. Ściany
pomalowane na jasno fioletowo. Moje pluszaki, a wśród nich ten jeden
najważniejszy pluszowy tygrys Taiga. Pogładziłam wypłowiałe paskowane futerko.
Podłoga
zaskrzypiała. Zakłopotana odłożyłam zabawkę na łóżko. W drzwiach stała moja
mama. W rękach trzymała złożoną w kostkę pościel.
-Myślałam,
że może chciałabyś zostać też na noc.- Powiedziała cicho.
-O mamo.-Zabrałam
z jej rąk kołdrę, poduszkę, prześcieradło, odłożyłam to wszystko na łóżko i
mocno się do niej przytuliłam.
-Jesteś
strasznie zmarznięta.
-Słabe
krążenie. Mam to po mamie.
-Mi przeszło
po tym jak wyszłam za mąż.-A po dłuższej chwili dodała puszczając mnie i
szukając czegoś po szafkach pociągając nosem.-Powinnaś się cieplej ubierać
straszny mróz ostatnio chwycił. -Zarzuciła mi na ramiona czerwony zapinany na
guziki sweter.
-Ty tu o
mrozie, a ja chce poznać swoje prawnuki zanim umrę.-Powiedziała moja babcia
wchodząc do pokoju.
-Babciu
obiecałaś mi, że nie będziesz mówić o śmierci.- Uśmiechnęła się zadziornie
machając na mnie ręką.
-Stara
jestem. Zapomniałam. Córcia puści ją do domu przecież ten biedak pewnie na nią
czeka o ile poprzednim razem nie wystarczająco go wystraszyliście.
-Mamo.- Jęknęła
moja mama z wyrzutem.
-No, co? Świętą prawdę mówię.- Oburzyła się i wzięła
mnie pod ramię.- Wnusia ja ci mówię ty się za niego bierz, bo jeszcze ci go
odbije.-Roześmiałam się w głos.-Co się śmiejesz?- Skarciła mnie.-Może i swoje
lata mam, ale dalej jest ze mnie jak to teraz młodzi mówią? Niezła szprycha.
Rodzinka
odprowadziła mnie do drzwi, przy których przytrzymali mnie jeszcze pół godziny
kazali obiecać, że przyjadę do nich na Shogatsu i dopiero wtedy pozwolili mi
odejść.
Padał śnieg.
Gęste płatki przyklejały mi się do rzęs. Opatuliłam się cieplej szalikiem od
taty i szybko dreptałam ulicą. Wyglądałam jak postać z tandetnego horroru.
Kiedy byłam
pod torami ułożonym nad wielkimi słupami dostrzelam jakąś postać i natychmiast
przyspieszyło mi tętno? Jasna choroba.
Ines
-Przyjechałam
najszybciej jak tylko mogłam. –Powiedziałam podchodząc bliżej i poprawiając ubranie,
które trochę poprzekręcało się podczas biegu.
Gdybym była na planie styliści by przypilnowali żebym na wyglądała jak zziajana
kretynka.
-, Co sie
stało? Will’owi się pogorszyło?- Wystraszył się.
-Nie, a
mogło?- Zaniepokoiłam się
-Nie
powinno, ale zawsze jest ryzyko, że mogłem popełnić jakiś błąd i…
-Na Boga
Alex! Nie strasz mnie tak!- Przerwałam mu. Mary mówiła mi, że często zdarzało
mu się wpędzić siebie samego w poczucie winy bez żadnego powodu.
-Przepraszam,
nie chciałem. –Odetchnęłam głębiej.
-Nic nie szkodzi.
To gdzie masz te leki?- Skierowałam rozmowę powrotem na właściwy tor.
-A tak leki.- Obrócił się w miejscu szukając torby,
którą ostatecznie znalazł zawieszoną na gałęzi drzewa, pod którym staliśmy.
Otworzył ją i wyjął z niej mały pojemnik, w którym coś brzęczało, jako mistrz
dedukcji domyśliłam się, ze to tabletki dla Will’a. – Gdyby nie chciał ich
połknąć dobrym wyjściem jest umazanie ich masłem orzechowym tylko koniecznie
takim z niską zawartością cukru.-Tego, co mówił słuchałam tak na dobrą sprawę
tylko jednym uchem. Moje myśli zajął laptop, którego brzeg wystawał z torby
szatyna, a nie tyle on sam, a to, co się z nim łączyło. Doji i Dark Nebula. Co
tak naprawdę się tam wydarzyło? W którą wersie powinnam uwierzyć? Ktoś mądry
kiedyś powiedział, ze zawsze wersie wydarzeń moja, wasza i ta prawdziwa.
-Nad, czym
tak myślisz?- Zapytał w pewnym momencie Alex.
-Zastanawiam
się, czego on tam szuka w tym śniegu.- Wymyśliłam na poczekaniu kiwając głową w
stronę jednego z psów.
-Narkotyków.-
Odparł bez zastanowienia z lekką nutką grozy w głosie.
-Co proszę?-
Zdziwiłam się.
-Wabi się
Dust. Były pies policyjny z wydziału narkotykowego. Stracił węch i teraz pcha
nos we wszystko, co chociaż trochę przypomina to, z czym wcześniej pracował.
Pewnie myśli,
że jak coś znajdzie to go z powrotem przyjmą. Powiodłam wzrokiem po gromadzie psów,
które biegały po parku. Wszystkie były mówiąc prosto z mostu dziwne. Na przykład
czarno biała suczka border collie lub mieszaniec tej rasy ciągle podbiegała, do
Alex'a wbiegała za niego szczekała i od czasu do czasu podgryzała jego but z
czasem zaczęła zaczepiać również mnie.
-Chce,
żebyśmy dołączyli do stada.- Pies usiadł przed nami na śniegu wywalił język
przekręcił głowę i patrzył to na mnie to na szatyna.
-No dzięki,
wiesz.-Sunia ucieszyła się, że się do niej odezwałam i wydała z siebie pojedynczy
szczek.-Ja wiem, że nie wyglądam za dobrze, ale pomylić mnie z owcą to chyba
przesada.
-Daisy już
tak ma.-Powiedział uśmiechając się rozczuleniem patrząc na psa.
-Niech
zgadnę była psem pasterskim?
-Dalej jest.
Pilnuje, żeby wszystkie psy ze schroniska trzymały się razem.
-To słodkie.
–Uśmiechnął się.- Długo już jesteście na tym spacerze?
-No właśnie
trzeba by się już powoli zbierać.
-Pomóc ci
zabrać je do przychodni?
-Było by mi
bardzo miło.-Powiedział uśmiechając się.
-Które wziąć?
Czy może wystarczy, że Daisy sie nimi zajmie?
-Daisy jest
świetnie by sobie z tym poradziła, ale wszystkie psy muszą iść na smyczy, ale
skoro tak sobie przypadłyście do gustu to pójdź z nią, a ja zajmę się resztą.-Podał
mi jedną ze zwiniętych smyczy, a sam dmuchnął w metalowy gwizdek na swojej szyi.
Pozostałe siedem psów przybiegło do nas radośnie przeskakując zaspy.
-Siad.- Rozkazał,
co psy wykonały natychmiast patrząc na niego swoimi wielkimi oczami jakby na
coś czekały. Alex po kolei przypiął smycz i nagrodził grzecznego psa
smakołykiem z torby.
-Hacker, weterynarz-
być może psychopata.- Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? Może latać potrafisz?
–Zaśmiał się.
-Nie
potrafię latać, ale kiedyś byłem na kursie latania paralotnią.
-O nie bałeś
się?
-Powiedziałem,
że byłem na kursie, a nie, że latałem. Moja znajoma chciała, żebym ją odebrał.
-Kiedyś do
roli musiałam nauczyć się strzelać z łuku, więc wysłali mnie do jakieś
miejscowości na końcu świata. Wszyscy tam chodzili poubierani w takie
starodawne stroje. Bardzo klimatyczne miejsce.
-Mary by się
tam spodobało.-Nie odzywaliśmy się przez chwile obserwując jak Daisy przebiega
raz na jedną, a raz na druga stronę ‘’stada’’ pilnując by szyło ładną równą
kolumną.
-Doktorze
Blanc! –Rozległo się czyjeś wołanie. Alex zerwał się do biegu zostawiając mnie
i czarno białą suczkę daleko za sobą. Chcąc nie chcą pobiegłam za nim. Kiedy
dobiegłam do lecznicy moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Przy
drzwiach przychodni stało dziecko i darło się w niebogłosy rodzice próbowali je
pocieszyć, ale nic z tego nie wychodziło z wrzasków udało mi się wywnioskować,
że coś nie tak z jego pupilem. Rozumiejąc, ze bynajmniej tu nie pomogę, co
najwyżej zaszkodzę. Na planie budynku odnalazłam pomieszczenie z kojcami dla
psów i odprowadziłam tam Daisy.
-Nie martw
się ślicznotko kiedyś ktoś cie przygarnie.-Podrapałam ją po nosku odwiesiłam
smycz i wyszłam. Byłam w drodze do wyjścia, gdy usłyszałam jak spod przychodni
odjeżdża samochód.
Głupio by
było tak wyjść bez słowa.-Pomyślałam.- Chociaż to by było tak samo głupie jak
zostawienie mnie samej w środku parku.
Zajrzałam do
gabinetu zabiegowego. Dobiegało stamtąd nie równomierny szum wody.
-Alex,
jesteś tu?- Spytałam.
-Tutaj
jestem.- Odparł.-Przepraszam, że tak uciekłem.-Mówił, kiedy wchodziłam do
środka. –Niestety zdarzył się nagły wypadek. – Chłopak stał nad umywalką, a z
jego dłoni powoli spływała krew.
-Co ci się
stało?
-To nic.
Zwykłe ugryzienie.- Powiedział myjąc dłonie wodą z pienistym mydłem i
zakładając opatrunek.
-Coś cie
ugryzło? Myślałam, że umiesz postępować ze zwierzętami.- Zgarbił się lekko i
jakby bardziej niż dotąd zajął się swoją dłonią. Coś było nie tak. Odkąd tu
weszłam nie widziałam jego twarzy.-Alex spójrz na mnie.-
Wykonał
polecenie bez chwili zwłoki. Miał zaczerwienione oczy, a na policzka
dostrzegłam mokre ślady. Przed chwilą płakał.
-Alex, co
się stało?- Zapytałam podchodząc i
kładąc rękę na jego plecach. Oj trzeba okazać współczucie. Kontakt fizyczny
jest bardzo ważny w takich chwilach.
-Musiałem go
uśpić. -Przyznał się.
-O mój Boże.
-Zakryłam dłonią usta.-Tak mi przykro.
Kiedy byłam
dzieckiem chciałam zostać weterynarzem, pomagać zwierzętom i w ogóle, ale to
właśnie usypianie osiągnęło mnie od tego pomysłu.
-Miał
wściekliznę.
- Chwila on
cie ugryzł- zwróciłam wzrok na rękę. Po mojej głowie chodziło, nie, biegało
miliony myśli. Zadzwonić po lekarza? Nie, po co on jest lekarzem, ale nie takim.
Opatrzyć mu to, jak idiotko? Nie potrafisz. Przynieść wodę utlenioną? A to coś da-,
Co mam zrobić?
-Spokojnie
byłem na to szczepiony.- Uśmiechnął się ciepło.- Nie masz się, czym martwić,
ale faktycznie powianiem jechać do lekarza pierwszego kontaktu tak na wszelki
wypadek.
-Pojadę z
tobą.- Zaoferowałam.
-Nie musisz
i tak zatrzymałem cię o wiele za długo.
-Wiem, że
nie muszę, chodź, idziemy. -Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę drzwi.
Mary
Muszę zacząć
trenować walkę samą w sobie.
Muszę wziąć
kuczer w rękę, wyjść z domu i zacząć walczyć.
Muszę się
ogarnąć.
Fenrir liczy
na mnie.
-Mam, po co
ładować kuczer?- I cały misterny plan w pizdu.
-Wal się.- Warknęłam.
Miałam dobre
intencje. Naprawdę chciałam coś dzisiaj zdziałać, ale nie. Nie dość, że pewien
złamas w pelerynie zajął moje miejsce to jeszcze wyjeżdża do mnie z takim
tekstem!
Przyjechałam
do jedynego miejsca w całym mieście, w którym można sobie w spokoju potrenować
bez żadnej widowi, a tam zamiast ciszy i spokoju spotkałam Ryuge, który w
najlepsze odśnieżał połać ziemi podpalając przy tym kilka drzew. Wystroił się w ten swój mundurek z mistrzostw
i myśli, że jest taki super. Staliśmy naprzeciw siebie mierząc się nawzajem
wzrokiem. Im dłużej tak staliśmy tym bardziej nie wiedziałam czy bardziej chce
mu coś zrobić czy może jednak się stąd zabierać.
-Jesteś
debilem.-Wypaliłam w końcu.
-I, kto to
mówi?
-Ja. –Skrzywił
się.
-Ty tak na
poważnie?- Zapytał.
-Jeśli myślisz,
że przyszłam tu z tobą walczyć to się grubo mylisz i tak w ogóle to mnie
wkurzasz. Niewinem, w jakim świecie do tej pory żyłeś, ale pozwól, że cie
oświęcę tutaj nikt nie marzy o tym, żeby się tobą zmierzyć, a już na pewno nie
ja.-Wydał z siebie jakiś dziwne mruknięcie.
Odwróciłam
się na pięcie.
Bezczelny
gbur. Nie będzie mi robił łaski "pozwalając" ze sobą walczyć.
Szczerze nie mam na to pieprzonej ochoty. Trudno Fenrir będzie jakoś musiał
przeżyć ten dyshonor.
Drago zagrodził
mi drogę.
-Nie
skończyłem z tobą.-No jasne.
-Ale ja
skończyłam.- Powiedziałam stając do niego przodem i splatając ręce na
piersiach.
-Po, co
grasz skoro nie chcesz podjąć wyzwania?
-Nie mam
ochoty walczyć akurat z tobą, bo jesteś gburowatym, bezczelem i nie waż sie
mówić o tym czy powinnam grać.
-Z, kim
ostatnio walczyłaś?
-Z tobą.- Warknęłam.
Otworzył
szerzej oczy.
-Serio?- Zapytał
jakby niedowierzając.
-Nie chce mi
sie z tobą gadać.- Burknęłam pod nosem i odwróciłam się, ale wielkie rude
smoczysko dalej tam siedziało i patrzyło na mnie z góry z lekko roztwartym pyskiem,
z którego wydobywały się strugi dymu.
-Wracaj.-Rozkazał
Ryuga bey z impetem powrócił do jego dłoni gdzie jeszcze przez chwilę się obracał.
Zabrałam się
stamtąd.
Zaraz pewnie
sie potknę i przewrócę i zbłaźnię... Ta o ile mam jeszcze, przed kim bo on już
prawdopodobnie zapomniał, z kim przed chwilą rozmawiał. Ja przecież jestem
tylko ŻAŁOSNYM ŚMIERTELNIKIEM A ON JAKIMŚ WALONYM BÓSTWEM!
O nie! Moje
oczy! Nic nie widzę! Ten majestat jest zbyt przytłaczający! Aaaa ten blask, ten
blask nie jest przeznaczony dla mych niegodnych oczu! Aaa...Debil! Wsiadłam na motor
i odjechałam zostawiając za sobą bruzdy w udeptanym śniegu.
Bleyderzy.
Phi oni wszyscy mają nie poklei w głowie. Myślą o sobie nie wiadomo, co.
Ech czasami
żałuje, że nie urodziłam się w średniowieczu. Wtedy było inaczej. To była epoka
wielkich bitew, wspaniałych czynów. Ludzie wyznawali inne wartości, a faceci
nie nosili rurek. A jak cie wkurzał taki idiota jak ten cały Kishatu to można było
pójść do wróżki i po sprawie, albo zaczekać, aż zdechnie na malarie, albo inną cholerę.
Wróciłam do
mieszkania. Odwiesiłam kurtkę i kask na wieszak, po czym walnęłam się na fotel.
-Już po
treningu?- Przywitał mnie Kyoya. Był w denerwująco dobrym humorze.
-Nie
denerwuj mnie. Nie strzeliłam nawet raz.
-Zmęczyłaś
się samą jazdą?
-Haha. Masz za
dużo zębów?
-Daj spokój
siostra.- Próbował potargać mnie po głowie, ale się wykręciłam. Co się
sknociło?
-Życie.
-Zdążyłaś złapać
doła w drodze na trening? Sorry. Głupie pytanie ty potrafisz złapać doła w
drodze do łazienki.
-O szty!- Rzuciłam
w niego poduszką, ale zdążył przedtem zatrzasnąć za sobą drzwi od łazienki
śmiejąc się przy tym zemnie.
Głupi gówniarz.
Zaczęłam przeglądać
Internet. Jak na złość wszędzie były smoki. Dosłownie wszędzie. Jak nie to
trailer Hobita to wyskakująca z nienacka reklama jakieś gry, albo smocza edycja
jakiegoś sprzętu komputerowego. Cisnęłam telefonem o kanapę.
On był w
szoku. Dlaczego? Czy to naprawdę takie dziwne, że tak rzadko gram?
Że w ogóle nie gram.- Podpowiedział głos z
tyłu głowy.
Bleyderzy
naprawdę są jacyś inni. Dziwni. No
chyba, ze to zemną jest coś nie tak, co też jest możliwe. Są prawie jak jakaś sekta tylko taka, której
rytuały transmituje telewizja. Kiedy spotykasz bleyder na ulicy od razy wiesz,
że gra nawet, jeśli niema przy sobie kuczera. Bije od nich czymś, co Hagane
nazwał by tym całym Duchem Beyblade. Chociaż
ostatnio jest ich tak jakby mniej. Po ich ostatnich wyczynach rodzice boją się
pozwalać dzieciom grać. Może to i lepiej.
Kyoya wyszedł
z łazienki wycierając ręcznikiem mokre stoperczące na wszystkie strony włosy.
-O, czym tak
myślisz? Masz minę jakbyś chciała się pociąć.
-Jak to z
wami jesteś?
-Z nami, czyli,
z kim?- Zmieszał się.
-Z
bleyderami. Czemu was tak ciągnie do tej
walki? I czemu to takie dziwne, kiedy ktoś nie chce z nimi walczyć? –Zamyślił się.
Usiadł na
kanapie, po patrzył na okno potem na ścianę odchylił głowę do tyłu i wypuścił powoli
powietrze.
-Grać dla bleydera
trochę tak jak oddychać. Więc gdy mówisz, że nie chcesz z nimi walczyć to tak
jakbyś nie chciała oddychać.
-Porąbani
jesteście.
-Możliwe.
Daj sobie spokój siostra po prostu graj to może ogarniesz.
Hikaru
Otarłam pot
z czoła i umieściłam Aquario z powrotem w saszetce.
-I jak?-
spytałam podbiegając do Madoki. Trening, jak co dzień był wyczerpujący, ale tym
razem miałam się dowiedzieć czy w ogóle coś mi daje.
-Robisz
ogromne postępy. Niedługo wrócisz do formy sprzed mistrzostw, a jak tak dalej
pójdzie to zakwalifikujesz się do następnych.-Uśmiechnęła się zamykając laptop.
-Może.
Trochę szkoda, że już nie powalczę sobie z Gingą.- Brunetka ze smutkiem
spuściła wzrok. Nie chciałam jej zasmucić miała swoje przywary, ale w gruncie rzeczy
była całkiem w porządku.- Przepraszam nie powinnam marudzić.
-Nic się nie
stało.- Powiedziała pociągając nosem.-Mniejsza. Muszę się zbierać mam kilka bey
na warsztacie.
-Spoko. Do
jutra.- Po żegnałam się z Madoką zabrałam swoje rzeczy i powoli zaczęłam się
zbierać do domu.
Dzisiaj miałam
wolne i nie za bardzo wiedziałam, co z sobą zrobić. W mieszkaniu pustki znajomi
zajęci, a jak szybko nie znajdę sobie zajęcia zacznę myśleć jak bardzo się
wczoraj zbłaźniłam. Na samo wspomnienie
czuje, ze robie się czerwona na policzkach. Dlaczego nie mogłam sobie tego odpuścić
diabli mnie podkusili, żebym do niej podeszła i zaczęła z nią rozmawiać bez
ładu i składu?
Powoli wchodziłam
po schodach na moje piętro. Na wycieraczce przed moim mieszkaniem znalazłam małe
białe pudełko przewiązane koronkową kokardą. Rozejrzałam się tak jakby ktoś,
kto je tu zostawił miał wyskoczyć zza któryś drzwi powiedzieć coś w stylu ‘’Przepraszam
pomyliły mi się mieszkania. ‘‘, Ale nikt taki się nie pojawił.
Podniosłam pudełko
i weszłam z nim do mieszkania. Odwiesiłam kurtkę i torbę na wieszak poczym
trzymając pakunek w dwóch dłoniach przeszłam do salonu ustawiłam go na stoiku,
a sama usiadłam na fotelu naprzeciw niego.
Otworzyć czy
nie otworzyć? Oto jest pytanie. Jeśli to nie do mnie i to popsuje będzie
głupio, a jeśli to do mnie i tego nie otworze i ktoś mnie potem spyta czy
podobał mi się prezent od niego to wyjdę na idiotkę.
Do takich
ustrojstw powinny być dodawane liściki. –Stwierdziłam w myślach po kolejnej chwili
bezsensownego patrzenia się w podarunek.
Otwieram najwyżej
będę się potem tłumaczyć. Odwiązałam kokardę zdjęłam górą część i zajrzałam ośrodka,
a ta zapięty wokół małej poduszeczki czekał krótki naszyjnik ciemna wstążka z
umieszczony w niej złotym rombem taki sam jak kiedyś nosiłam.
-Dziwne. Nawet
bardzo dziwne.
Rozdział 10 za nami. Dodany z tygodniowym wyprzedzeniem bo Mary i Ryuga to dwójka idiotów z którymi nie da się pracować. Nienawidzę obojga oby was szlak trafił.
Ryuga: Lepiej ci?
Ja: Nie. Tu miała być walka wybuchy ataki emocje i co? I dupa. Bo Mary nie pasowało.
Mary: Nie dam mu tej satysfakcji.
Ja: Zobaczymy jak się będziesz się tłumaczyć Fenrirowi.
Mary:...
Ja: Właśnie bój się. No dobrze co tu jeszcze chciałam wam powiedzieć? A tak zapytać co byście woleli odemnie dostać na walentynki. Kontynuację opowiadania "Jestem twoim małym problemem"
Ryuga: Miałaś to napisać rok temu.
Ja: Cicho być nie denerwuj mnie.
Kyoyo: Odwlekasz to jak tylko się da.
Ja: Bo napiszę fan fic z tobą i Madoką.
Kyoya:....
Ja: No i tak ma być. Wracając do przerwanego wątku. Chcecie kontynyacjie coś takiego jak rok temu czy może kompletnie nowe opowiadanie. Napiszcie w komentarzach albo zaczekajcie, aż zrobię nową ankietę. ^^
Kelsi: Nie udawaj, że ogarniasz blogera.
Ja: Nikt mnie nie kocha. Nikt we mnie nie wierzy....POWIEDZIAŁAM ŻE NIJT WE MNIE NIE WIERZY!
Kelly: Banzai!*spada z sufitu na Bekneia i tuli mu głowę * Na mnie nie licz zajęta jestem.
Ja: Ech. No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania