piątek, 27 stycznia 2017

Beyblade po mojemu (S.2 R.10)

Rozdział 10

Kelly

Odprężający olejek eteryczny do przygotowania rozgrzewającej kąpieli umożliwia harmonijne zakończenie dnia wieczór pełen wewnętrznego opanowania i spokoju. Wyważona kompozycja zapachowa uspokajającego eukaliptusa i aromatycznego jałowca relaksuje zmysły i sprawia, że codzienny stres znika.
A co z tym niecodziennym?
 Zawiera:, cajeputi oleum, caryophylli floris aetheroleum, eucalypti aetheroleum, luniperi aetheroleum, methylis salicylas mamusiu oby mi od tego wszystkiego skrzela nie wyrosły.
Odłożyłam flakonik z powrotem na brzeg wanny, zanurzyłam się głębiej tak, żeby usta zakrywała mi woda, sięgnęłam po telefon szybko wybrałam numer i wysłałam sms:
-"Co masz na sobie?"-Odpowiedz przyszła szybciej niż szybko.
-"Bardzo śmieszne Blue. Czego chcesz?"
-"Zapytać jak ci idzie. :)”
-"Normalny człowiek zacząłby od na przykład od cześć."
-"Nie udawaj, że ci to przeszkadza. ;P"- tym razem musiałam chwilę zaczekać. Kelsi musiała czasami przyswoić sobie moje koślawe poczucie humoru.
-"Idzie mi całkiem dobrze do jutra będę miała komplet."
-" Nie spiesz się. "
-"...Co ty znowu kombinujesz?"-Zadowolona uśmiechnęłam się pod wodą wypuszczając przy tym kilka bąbelków powietrza.
-"Nic, co by mogło zaszkodzić moje ulubionej czarodziejce."
-"To, że czegoś nie rozumiesz nie znaczy, że to magia."
-"Masz rację. To czary. :P"
-"Przestań wysyłać mi te Voldemorty!"-Woda zabulgotała, a ja niechcący napiłam się wody z kąpieli. Gwałtownie się wyprostowałam i zaczęłam pluć na wszystkie strony.
-" :) :) :) :) :) :) "-napisałam, kiedy przestałam czuć smak mydlin.
-"..."
-"Oj no. Przecież wiesz, że cie uwielbiam. :-)"
Humor mi się trochę poprawił, więc wyszłam wreszcie z wanny zawinęłam się w puchaty ręcznik i rozczesałam świeżo umyte włosy. Kiedy te schły sobie w spokoju ja zmieniałam niepotrzebny już od dawna bandaż na lewym ramieniu? Paskudna blizna od oparzenia, która nie miała najmniejszego zamiaru zblednąć. Szlak by ją i tego, kto mi ją sprezentował... I to, co mi ją sprezentowało.
Ubrałam się, uczesałam i wsiadłam w pierwszy lepszy pociąg jadący w sprzyjającym mi kierunku.
-Hej! Jest ktoś w domu? -Zawołałam cicho zdejmując buty i ustawiając je równiutko pod ścianą.- Halo?
-Jestem w salonie.-Zawołał ciepły miły głos.
Przeszłam przez korytarz, którego drewniana podłoga skrzypiała tak jak nigdzie indziej i zajrzałam do salonu. Na skurzanej kapnie, z której kolor starł się w kilku miejscach siedziała nie młoda już kobieta, której siwe włosy gdzieniegdzie poprzetykane były granatowymi pasemkami. Zdjęła z nosa okulary do czytania i uśmiechnęła się.
-Kelly. Choć tutaj.-Poklepała miejsce koło siebie. Szybo podbiegłam i przytuliłam się do niej. -Ślicznie się opaliłaś na tych wakacjach. –Powiedziała, kiedy udało im się od niej odkleić.-Jak było?
Tuż po wyjściu ze szpitala jeszcze przed wyjazdem na Sumatre za namowami Benkei’a postanowiłam wreszcie odwiedzić moich rodziców. Jedyne, co powstrzymało mnie przed ucieczką z progu to trzymający mnie za wykręconą za plecami rękę Ryuga. Wiem są lepsze sposoby, żeby pomóc komuś się przełamać, ale ten działa i to jest najważniejsze.
-Cudownie.- Uśmiechnęłam się promiennie. – Powinnaś wybrać się tam z tatą jak tylko będziecie mieć trochę czasu. Cisza spokój słońce morze słowem raj.
-No siema sportowe świry!- Rozległo się w korytarzu. Do domu zapewne z treningu wrócił jeden z moich młodszych braci.  Zdziwił się widząc mnie na kanapie.-O to ty. -Odstawił torbę ze sprzętem na komodę.- Spodziewaliśmy się cie za kolejne 6 lat.
Miał ciemno fioletowe włosy po ojcu, bordowe oczy i lekko zadarty nos. Z tego, co zdążyłam zauważyć przechodził właśnie okres buntu. Rodzice muszą mieć z nim przekichane.
-Takashi!- Upomniała go mama.
-I tak przerobie jej pokój na siłownie. –Burknął i wbiegł po schodach do swojego pokoju.
-On tylko tak mówi. Wszyscy bardzo za tobą tęskniliśmy.-Pocieszała mnie obejmując ramieniem.- Zostaniesz z nami na obiad?
-Skoro nalegasz.
Zostałam na obiad i na kolacje, a od tatusiowego okrzyku ‘’Daifuku’’ na mój widok o mało, co nie ogłuchłam.  Jiro następny syn jak go przewrotnie nazwali moi rodzice. Wdał się w swoją jedyną siostrę miał teraz jedenaście lat chociaż uparcie twierdził, że sześć. Udało mu się ograć mnie w Shogi, co nie było dużym wyczynem, ale z tego, co opowiadała mama ogrywał wszystkich na turniejach, jeśli tylko chciało mu się na nie przyjść. Takashi zszedł tylko na kolacje i jedyne, co zrobił to zapytał czy nie mogę czesać się jak ktoś normalny.
Mój pokój nie zmienił się mimo gróźb, że zostanie przerobiony na siłownie. Pułki, na których poustawiane były figurki smoków, wróżek i innych stworków. Ściany pomalowane na jasno fioletowo. Moje pluszaki, a wśród nich ten jeden najważniejszy pluszowy tygrys Taiga. Pogładziłam wypłowiałe paskowane futerko.
Podłoga zaskrzypiała. Zakłopotana odłożyłam zabawkę na łóżko. W drzwiach stała moja mama. W rękach trzymała złożoną w kostkę pościel.
-Myślałam, że może chciałabyś zostać też na noc.- Powiedziała cicho.
-O mamo.-Zabrałam z jej rąk kołdrę, poduszkę, prześcieradło, odłożyłam to wszystko na łóżko i mocno się do niej przytuliłam.
-Jesteś strasznie zmarznięta.
-Słabe krążenie. Mam to po mamie.
-Mi przeszło po tym jak wyszłam za mąż.-A po dłuższej chwili dodała puszczając mnie i szukając czegoś po szafkach pociągając nosem.-Powinnaś się cieplej ubierać straszny mróz ostatnio chwycił. -Zarzuciła mi na ramiona czerwony zapinany na guziki sweter.
-Ty tu o mrozie, a ja chce poznać swoje prawnuki zanim umrę.-Powiedziała moja babcia wchodząc do pokoju.
-Babciu obiecałaś mi, że nie będziesz mówić o śmierci.- Uśmiechnęła się zadziornie machając na mnie ręką.
-Stara jestem. Zapomniałam. Córcia puści ją do domu przecież ten biedak pewnie na nią czeka o ile poprzednim razem nie wystarczająco go wystraszyliście.
-Mamo.- Jęknęła moja mama z wyrzutem.
-No, co?  Świętą prawdę mówię.- Oburzyła się i wzięła mnie pod ramię.- Wnusia ja ci mówię ty się za niego bierz, bo jeszcze ci go odbije.-Roześmiałam się w głos.-Co się śmiejesz?- Skarciła mnie.-Może i swoje lata mam, ale dalej jest ze mnie jak to teraz młodzi mówią? Niezła szprycha.
Rodzinka odprowadziła mnie do drzwi, przy których przytrzymali mnie jeszcze pół godziny kazali obiecać, że przyjadę do nich na Shogatsu i dopiero wtedy pozwolili mi odejść.
Padał śnieg. Gęste płatki przyklejały mi się do rzęs. Opatuliłam się cieplej szalikiem od taty i szybko dreptałam ulicą. Wyglądałam jak postać z tandetnego horroru.
Kiedy byłam pod torami ułożonym nad wielkimi słupami dostrzelam jakąś postać i natychmiast przyspieszyło mi tętno? Jasna choroba.

Ines

-Przyjechałam najszybciej jak tylko mogłam. –Powiedziałam podchodząc bliżej i poprawiając ubranie, które trochę poprzekręcało się podczas biegu.  Gdybym była na planie styliści by przypilnowali żebym na wyglądała jak zziajana kretynka. 
-, Co sie stało? Will’owi się pogorszyło?- Wystraszył się.
-Nie, a mogło?- Zaniepokoiłam się
-Nie powinno, ale zawsze jest ryzyko, że mogłem popełnić jakiś błąd i…
-Na Boga Alex! Nie strasz mnie tak!- Przerwałam mu. Mary mówiła mi, że często zdarzało mu się wpędzić siebie samego w poczucie winy bez żadnego powodu.
-Przepraszam, nie chciałem. –Odetchnęłam głębiej.
-Nic nie szkodzi. To gdzie masz te leki?- Skierowałam rozmowę powrotem na właściwy tor. 
 -A tak leki.- Obrócił się w miejscu szukając torby, którą ostatecznie znalazł zawieszoną na gałęzi drzewa, pod którym staliśmy. Otworzył ją i wyjął z niej mały pojemnik, w którym coś brzęczało, jako mistrz dedukcji domyśliłam się, ze to tabletki dla Will’a. – Gdyby nie chciał ich połknąć dobrym wyjściem jest umazanie ich masłem orzechowym tylko koniecznie takim z niską zawartością cukru.-Tego, co mówił słuchałam tak na dobrą sprawę tylko jednym uchem. Moje myśli zajął laptop, którego brzeg wystawał z torby szatyna, a nie tyle on sam, a to, co się z nim łączyło. Doji i Dark Nebula. Co tak naprawdę się tam wydarzyło? W którą wersie powinnam uwierzyć? Ktoś mądry kiedyś powiedział, ze zawsze wersie wydarzeń moja, wasza i ta prawdziwa.   
-Nad, czym tak myślisz?- Zapytał w pewnym momencie Alex.
-Zastanawiam się, czego on tam szuka w tym śniegu.- Wymyśliłam na poczekaniu kiwając głową w stronę jednego z psów.
-Narkotyków.- Odparł bez zastanowienia z lekką nutką grozy w głosie.
-Co proszę?- Zdziwiłam się.
-Wabi się Dust. Były pies policyjny z wydziału narkotykowego. Stracił węch i teraz pcha nos we wszystko, co chociaż trochę przypomina to, z czym wcześniej pracował.
Pewnie myśli, że jak coś znajdzie to go z powrotem przyjmą. Powiodłam wzrokiem po gromadzie psów, które biegały po parku. Wszystkie były mówiąc prosto z mostu dziwne. Na przykład czarno biała suczka border collie lub mieszaniec tej rasy ciągle podbiegała, do Alex'a wbiegała za niego szczekała i od czasu do czasu podgryzała jego but z czasem zaczęła zaczepiać również mnie.
-Chce, żebyśmy dołączyli do stada.- Pies usiadł przed nami na śniegu wywalił język przekręcił głowę i patrzył to na mnie to na szatyna.
-No dzięki, wiesz.-Sunia ucieszyła się, że się do niej odezwałam i wydała z siebie pojedynczy szczek.-Ja wiem, że nie wyglądam za dobrze, ale pomylić mnie z owcą to chyba przesada.
-Daisy już tak ma.-Powiedział uśmiechając się rozczuleniem patrząc na psa.
-Niech zgadnę była psem pasterskim?
-Dalej jest. Pilnuje, żeby wszystkie psy ze schroniska trzymały się razem.
-To słodkie. –Uśmiechnął się.- Długo już jesteście na tym spacerze?
-No właśnie trzeba by się już powoli zbierać. 
-Pomóc ci zabrać je do przychodni?
-Było by mi bardzo miło.-Powiedział uśmiechając się.
-Które wziąć? Czy może wystarczy, że Daisy sie nimi zajmie?
-Daisy jest świetnie by sobie z tym poradziła, ale wszystkie psy muszą iść na smyczy, ale skoro tak sobie przypadłyście do gustu to pójdź z nią, a ja zajmę się resztą.-Podał mi jedną ze zwiniętych smyczy, a sam dmuchnął w metalowy gwizdek na swojej szyi. Pozostałe siedem psów przybiegło do nas radośnie przeskakując zaspy.
-Siad.- Rozkazał, co psy wykonały natychmiast patrząc na niego swoimi wielkimi oczami jakby na coś czekały. Alex po kolei przypiął smycz i nagrodził grzecznego psa smakołykiem z torby.
-Hacker, weterynarz- być może psychopata.- Masz jeszcze jakieś ukryte talenty? Może latać potrafisz? –Zaśmiał się.
-Nie potrafię latać, ale kiedyś byłem na kursie latania paralotnią.
-O nie bałeś się?
-Powiedziałem, że byłem na kursie, a nie, że latałem. Moja znajoma chciała, żebym ją odebrał.
-Kiedyś do roli musiałam nauczyć się strzelać z łuku, więc wysłali mnie do jakieś miejscowości na końcu świata. Wszyscy tam chodzili poubierani w takie starodawne stroje. Bardzo klimatyczne miejsce.
-Mary by się tam spodobało.-Nie odzywaliśmy się przez chwile obserwując jak Daisy przebiega raz na jedną, a raz na druga stronę ‘’stada’’ pilnując by szyło ładną równą kolumną.
-Doktorze Blanc! –Rozległo się czyjeś wołanie. Alex zerwał się do biegu zostawiając mnie i czarno białą suczkę daleko za sobą. Chcąc nie chcą pobiegłam za nim. Kiedy dobiegłam do lecznicy moim oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Przy drzwiach przychodni stało dziecko i darło się w niebogłosy rodzice próbowali je pocieszyć, ale nic z tego nie wychodziło z wrzasków udało mi się wywnioskować, że coś nie tak z jego pupilem. Rozumiejąc, ze bynajmniej tu nie pomogę, co najwyżej zaszkodzę. Na planie budynku odnalazłam pomieszczenie z kojcami dla psów i odprowadziłam tam Daisy.
-Nie martw się ślicznotko kiedyś ktoś cie przygarnie.-Podrapałam ją po nosku odwiesiłam smycz i wyszłam. Byłam w drodze do wyjścia, gdy usłyszałam jak spod przychodni odjeżdża samochód.
Głupio by było tak wyjść bez słowa.-Pomyślałam.- Chociaż to by było tak samo głupie jak zostawienie mnie samej w środku parku.
Zajrzałam do gabinetu zabiegowego. Dobiegało stamtąd nie równomierny szum wody.
-Alex, jesteś tu?- Spytałam.
-Tutaj jestem.- Odparł.-Przepraszam, że tak uciekłem.-Mówił, kiedy wchodziłam do środka. –Niestety zdarzył się nagły wypadek. – Chłopak stał nad umywalką, a z jego dłoni powoli spływała krew.
-Co ci się stało?
-To nic. Zwykłe ugryzienie.- Powiedział myjąc dłonie wodą z pienistym mydłem i zakładając opatrunek.
-Coś cie ugryzło? Myślałam, że umiesz postępować ze zwierzętami.- Zgarbił się lekko i jakby bardziej niż dotąd zajął się swoją dłonią. Coś było nie tak. Odkąd tu weszłam nie widziałam jego twarzy.-Alex spójrz na mnie.-
Wykonał polecenie bez chwili zwłoki. Miał zaczerwienione oczy, a na policzka dostrzegłam mokre ślady. Przed chwilą płakał.
-Alex, co się stało?-  Zapytałam podchodząc i kładąc rękę na jego plecach. Oj trzeba okazać współczucie. Kontakt fizyczny jest bardzo ważny w takich chwilach.
-Musiałem go uśpić. -Przyznał się.
-O mój Boże. -Zakryłam dłonią usta.-Tak mi przykro.
Kiedy byłam dzieckiem chciałam zostać weterynarzem, pomagać zwierzętom i w ogóle, ale to właśnie usypianie osiągnęło mnie od tego pomysłu.
-Miał wściekliznę.
- Chwila on cie ugryzł- zwróciłam wzrok na rękę. Po mojej głowie chodziło, nie, biegało miliony myśli. Zadzwonić po lekarza? Nie, po co on jest lekarzem, ale nie takim. Opatrzyć mu to, jak idiotko? Nie potrafisz. Przynieść wodę utlenioną? A to coś da-, Co mam zrobić?
-Spokojnie byłem na to szczepiony.- Uśmiechnął się ciepło.- Nie masz się, czym martwić, ale faktycznie powianiem jechać do lekarza pierwszego kontaktu tak na wszelki wypadek.
-Pojadę z tobą.- Zaoferowałam.
-Nie musisz i tak zatrzymałem cię o wiele za długo.
-Wiem, że nie muszę, chodź, idziemy. -Uśmiechnęłam się i pociągnęłam go w stronę drzwi.

Mary

Muszę zacząć trenować walkę samą w sobie.
Muszę wziąć kuczer w rękę, wyjść z domu i zacząć walczyć.
Muszę się ogarnąć.
Fenrir liczy na mnie.
-Mam, po co ładować kuczer?- I cały misterny plan w pizdu.
-Wal się.- Warknęłam.
Miałam dobre intencje. Naprawdę chciałam coś dzisiaj zdziałać, ale nie. Nie dość, że pewien złamas w pelerynie zajął moje miejsce to jeszcze wyjeżdża do mnie z takim tekstem!
Przyjechałam do jedynego miejsca w całym mieście, w którym można sobie w spokoju potrenować bez żadnej widowi, a tam zamiast ciszy i spokoju spotkałam Ryuge, który w najlepsze odśnieżał połać ziemi podpalając przy tym kilka drzew.  Wystroił się w ten swój mundurek z mistrzostw i myśli, że jest taki super. Staliśmy naprzeciw siebie mierząc się nawzajem wzrokiem. Im dłużej tak staliśmy tym bardziej nie wiedziałam czy bardziej chce mu coś zrobić czy może jednak się stąd zabierać.
-Jesteś debilem.-Wypaliłam w końcu.  
-I, kto to mówi?
-Ja. –Skrzywił się.
-Ty tak na poważnie?- Zapytał. 
-Jeśli myślisz, że przyszłam tu z tobą walczyć to się grubo mylisz i tak w ogóle to mnie wkurzasz. Niewinem, w jakim świecie do tej pory żyłeś, ale pozwól, że cie oświęcę tutaj nikt nie marzy o tym, żeby się tobą zmierzyć, a już na pewno nie ja.-Wydał z siebie jakiś dziwne mruknięcie.
Odwróciłam się na pięcie.
Bezczelny gbur. Nie będzie mi robił łaski "pozwalając" ze sobą walczyć. Szczerze nie mam na to pieprzonej ochoty. Trudno Fenrir będzie jakoś musiał przeżyć ten dyshonor.
Drago zagrodził mi drogę.  
-Nie skończyłem z tobą.-No jasne.
-Ale ja skończyłam.- Powiedziałam stając do niego przodem i splatając ręce na piersiach.  
-Po, co grasz skoro nie chcesz podjąć wyzwania?
-Nie mam ochoty walczyć akurat z tobą, bo jesteś gburowatym, bezczelem i nie waż sie mówić o tym czy powinnam grać.
-Z, kim ostatnio walczyłaś?
-Z tobą.- Warknęłam.
Otworzył szerzej oczy.
-Serio?- Zapytał jakby niedowierzając.
-Nie chce mi sie z tobą gadać.- Burknęłam pod nosem i odwróciłam się, ale wielkie rude smoczysko dalej tam siedziało i patrzyło na mnie z góry z lekko roztwartym pyskiem, z którego wydobywały się strugi dymu.
-Wracaj.-Rozkazał Ryuga bey z impetem powrócił do jego dłoni gdzie jeszcze przez chwilę się obracał.
Zabrałam się stamtąd.
Zaraz pewnie sie potknę i przewrócę i zbłaźnię... Ta o ile mam jeszcze, przed kim bo on już prawdopodobnie zapomniał, z kim przed chwilą rozmawiał. Ja przecież jestem tylko ŻAŁOSNYM ŚMIERTELNIKIEM A ON JAKIMŚ WALONYM BÓSTWEM!
O nie! Moje oczy! Nic nie widzę! Ten majestat jest zbyt przytłaczający! Aaaa ten blask, ten blask nie jest przeznaczony dla mych niegodnych oczu! Aaa...Debil! Wsiadłam na motor i odjechałam zostawiając za sobą bruzdy w udeptanym śniegu.
Bleyderzy. Phi oni wszyscy mają nie poklei w głowie.  Myślą o sobie nie wiadomo, co.
Ech czasami żałuje, że nie urodziłam się w średniowieczu. Wtedy było inaczej. To była epoka wielkich bitew, wspaniałych czynów. Ludzie wyznawali inne wartości, a faceci nie nosili rurek. A jak cie wkurzał taki idiota jak ten cały Kishatu to można było pójść do wróżki i po sprawie, albo zaczekać, aż zdechnie na malarie, albo inną cholerę.
Wróciłam do mieszkania. Odwiesiłam kurtkę i kask na wieszak, po czym walnęłam się na fotel.
-Już po treningu?- Przywitał mnie Kyoya. Był w denerwująco dobrym humorze.
-Nie denerwuj mnie.  Nie strzeliłam nawet raz.
-Zmęczyłaś się samą jazdą?
-Haha. Masz za dużo zębów?
-Daj spokój siostra.- Próbował potargać mnie po głowie, ale się wykręciłam. Co się sknociło?
-Życie.
-Zdążyłaś złapać doła w drodze na trening? Sorry. Głupie pytanie ty potrafisz złapać doła w drodze do łazienki.
-O szty!- Rzuciłam w niego poduszką, ale zdążył przedtem zatrzasnąć za sobą drzwi od łazienki śmiejąc się przy tym zemnie.
Głupi gówniarz.
Zaczęłam przeglądać Internet. Jak na złość wszędzie były smoki. Dosłownie wszędzie. Jak nie to trailer Hobita to wyskakująca z nienacka reklama jakieś gry, albo smocza edycja jakiegoś sprzętu komputerowego. Cisnęłam telefonem o kanapę.
On był w szoku. Dlaczego? Czy to naprawdę takie dziwne, że tak rzadko gram?
 Że w ogóle nie gram.- Podpowiedział głos z tyłu głowy.
Bleyderzy naprawdę są jacyś inni.  Dziwni. No chyba, ze to zemną jest coś nie tak, co też jest możliwe.  Są prawie jak jakaś sekta tylko taka, której rytuały transmituje telewizja. Kiedy spotykasz bleyder na ulicy od razy wiesz, że gra nawet, jeśli niema przy sobie kuczera. Bije od nich czymś, co Hagane nazwał by tym całym Duchem Beyblade.  Chociaż ostatnio jest ich tak jakby mniej. Po ich ostatnich wyczynach rodzice boją się pozwalać dzieciom grać. Może to i lepiej.
Kyoya wyszedł z łazienki wycierając ręcznikiem mokre stoperczące na wszystkie strony włosy.
-O, czym tak myślisz? Masz minę jakbyś chciała się pociąć.
-Jak to z wami jesteś?
-Z nami, czyli, z kim?- Zmieszał się.
-Z bleyderami.  Czemu was tak ciągnie do tej walki? I czemu to takie dziwne, kiedy ktoś nie chce z nimi walczyć? –Zamyślił się.
Usiadł na kanapie, po patrzył na okno potem na ścianę odchylił głowę do tyłu i wypuścił powoli powietrze.
-Grać dla bleydera trochę tak jak oddychać. Więc gdy mówisz, że nie chcesz z nimi walczyć to tak jakbyś nie chciała oddychać.
-Porąbani jesteście.
-Możliwe. Daj sobie spokój siostra po prostu graj to może ogarniesz.

Hikaru

Otarłam pot z czoła i umieściłam Aquario z powrotem w saszetce.
-I jak?- spytałam podbiegając do Madoki. Trening, jak co dzień był wyczerpujący, ale tym razem miałam się dowiedzieć czy w ogóle coś mi daje.
-Robisz ogromne postępy. Niedługo wrócisz do formy sprzed mistrzostw, a jak tak dalej pójdzie to zakwalifikujesz się do następnych.-Uśmiechnęła się zamykając laptop.
-Może. Trochę szkoda, że już nie powalczę sobie z Gingą.- Brunetka ze smutkiem spuściła wzrok. Nie chciałam jej zasmucić miała swoje przywary, ale w gruncie rzeczy była całkiem w porządku.- Przepraszam nie powinnam marudzić.
-Nic się nie stało.- Powiedziała pociągając nosem.-Mniejsza. Muszę się zbierać mam kilka bey na warsztacie.
-Spoko. Do jutra.- Po żegnałam się z Madoką zabrałam swoje rzeczy i powoli zaczęłam się zbierać do domu.
Dzisiaj miałam wolne i nie za bardzo wiedziałam, co z sobą zrobić. W mieszkaniu pustki znajomi zajęci, a jak szybko nie znajdę sobie zajęcia zacznę myśleć jak bardzo się wczoraj zbłaźniłam.  Na samo wspomnienie czuje, ze robie się czerwona na policzkach. Dlaczego nie mogłam sobie tego odpuścić diabli mnie podkusili, żebym do niej podeszła i zaczęła z nią rozmawiać bez ładu i składu?
Powoli wchodziłam po schodach na moje piętro. Na wycieraczce przed moim mieszkaniem znalazłam małe białe pudełko przewiązane koronkową kokardą. Rozejrzałam się tak jakby ktoś, kto je tu zostawił miał wyskoczyć zza któryś drzwi powiedzieć coś w stylu ‘’Przepraszam pomyliły mi się mieszkania. ‘‘, Ale nikt taki się nie pojawił.
Podniosłam pudełko i weszłam z nim do mieszkania. Odwiesiłam kurtkę i torbę na wieszak poczym trzymając pakunek w dwóch dłoniach przeszłam do salonu ustawiłam go na stoiku, a sama usiadłam na fotelu naprzeciw niego.
Otworzyć czy nie otworzyć? Oto jest pytanie. Jeśli to nie do mnie i to popsuje będzie głupio, a jeśli to do mnie i tego nie otworze i ktoś mnie potem spyta czy podobał mi się prezent od niego to wyjdę na idiotkę.
Do takich ustrojstw powinny być dodawane liściki. –Stwierdziłam w myślach po kolejnej chwili bezsensownego patrzenia się w podarunek.
Otwieram najwyżej będę się potem tłumaczyć. Odwiązałam kokardę zdjęłam górą część i zajrzałam ośrodka, a ta zapięty wokół małej poduszeczki czekał krótki naszyjnik ciemna wstążka z umieszczony w niej złotym rombem taki sam jak kiedyś nosiłam.
-Dziwne. Nawet bardzo dziwne. 

Rozdział 10 za nami. Dodany z tygodniowym wyprzedzeniem bo Mary i Ryuga to dwójka idiotów z którymi nie da się pracować. Nienawidzę obojga oby was szlak trafił.
Ryuga: Lepiej ci?
Ja: Nie. Tu miała być walka wybuchy ataki emocje i co? I dupa. Bo Mary nie pasowało.
Mary: Nie dam mu tej satysfakcji.
Ja: Zobaczymy jak się będziesz się tłumaczyć Fenrirowi. 
Mary:...
Ja: Właśnie bój się.  No dobrze co tu jeszcze chciałam wam powiedzieć? A tak zapytać co byście woleli odemnie dostać na walentynki. Kontynuację opowiadania "Jestem twoim małym problemem" 
Ryuga: Miałaś to napisać rok temu.
Ja: Cicho być nie denerwuj mnie.
Kyoyo: Odwlekasz to jak tylko się da.
Ja: Bo napiszę fan fic z tobą i Madoką.
Kyoya:....
Ja: No i tak ma być.  Wracając do przerwanego wątku. Chcecie kontynyacjie coś takiego jak rok temu czy może kompletnie  nowe opowiadanie. Napiszcie w komentarzach albo zaczekajcie, aż zrobię nową ankietę. ^^
Kelsi: Nie udawaj, że ogarniasz blogera.
Ja: Nikt mnie nie kocha. Nikt we mnie nie wierzy....POWIEDZIAŁAM ŻE NIJT WE MNIE NIE WIERZY!
Kelly: Banzai!*spada z sufitu na Bekneia i tuli mu głowę * Na mnie nie licz zajęta jestem. 
Ja: Ech. No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania


niedziela, 8 stycznia 2017

Beyblade po mojemu (S.2 R.9)

Rozdział 9

Ines

-Brak ofiar śmiertelnych. -Because I am boss.- Porwani przejęci w nienaruszonym stanie.- Because I am boss.-Cała akcja została przeprowadzona sprawie i bez chwili zwłoki.- Because I Am Boss.
-Takiej zadowolonej nie widziałam cie już od dawna.-Szepnęła do mnie Mary, kiedy siedzieliśmy we trzy w siedzibie WBBA i słuchałyśmy jak Midori składała raport. Po całej akcji szybko zabrano nas z ulicy i przyprowadzono tutaj.
-Dziwisz się? Zapytałam również szeptem. -Wszystko poszło jak po maśle.-Odparłam również szeptem.
Tak, byłam zadowolona i to nawet bardzo. Nic tak nie poprawia humoru jak ocalenie komuś życia.
***
-A on wtedy "Podasz mi telefon? Jest za tobą.”.  Myślałam, że spalę się tam ze wstydu.
-Mogłaś nie zakładać z góry, że o to mu chodzi.- Powiedziała Mary.
-A jakby jednak o to chodziło?- Broniłam się.-Nie wchodzi się dwa razy do tego samego bagna.
-Rzeki. - Poprawiła mnie szatynka.
-Oj weź nie mogło być wam tak źle. -Wtrąciła się Kelly.
-Nie było, ale... Zresztą nie ma, co do tego wracać.
-OJ weź no byliście świetną parą. Do tego stopnia świetną, że nawet Ryuga was shipuje, a on nawet nie wie, co to znaczy!
-No tak, bo jak szanowny Smoczy Cesarz coś powie to tak jest. -Sarknęła Tategami.
-A może on tylko udawał, że dzwoni mu telefon? –Kombinowała dalej Hawana.
-Nie da się udawać, że telefon ci dzwoni przed osobą, która ma ci ten, że telefon podać.
Na tym rozmowa o mojej wpadce się skończyła. Zjadłyśmy wspólnie pożną kolacje względnie wczesne śniadanie i rozeszłyśmy się do domów. Tsubasa jak zwykle został dużej, więc wezwałam taksówkę i kazałam się zawieść na moje pilnie strzeżone osiedle. Wjechałam winda na woje piętro otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Obudzony przeze mnie Will wygrzebał się ze swojego legowiska i przyczłapał do mnie dzwoniąc pazurami po podłodze. Więc to tak będzie wyglądać od teraz moje życie.  Piątkowe noce będę od teraz spędzać w domu z psem. To nie jest najgorszy scenariusz, ale znam wiele o niebo lepszych. Umyłam się, przebrałam w piżamę i położyłam się spać. Kiedy tylko zgasiłam lampkę nocną Will zaczął strasznie piszczeć na swoim legowisku.
-Co jest piesku?- Zapytałam zapalając światło. Mój nowy pupil leżał z głową pomiędzy przednimi łapami z najsmutniejszym wyrazem pyska, jaki kiedykolwiek widziałam u psa. – Boisz się ciemności?- Jego ogon uderzył o podłogę.- No to, choć tutaj.-Poklepałam pościel, a pies niemal natychmiast wskoczył na łóżko i zaczął mościć sobie miejsce do spania.-No już, już siad i patrz.- Sięgnęłam do półki przy łóżku i wyjęłam Iskrę z saszetki. Kiedy tylko jej dotknęłam zapłonęła jasnym ciepłym światłem. -To mój bey będzie cie pilnował jak będę spać.  Zgoda?- Will położył się na łóżku przygniatając ty samym moją rękę.-Uznam to za tak.-Powiedziałam i zamknęłam oczy.
***
Porąbane kawały drewna strawione przez ogień i zmienione w ciemne bryły gdzieniegdzie tylko żarzące się pomarańczem. Wbiłam pogrzebacz w jedną z takich brył, a moją twarz oświetlało jasne światło małego płomyka, który wiercił się i przeciągał na ciemnej bryle dopóki nie zgasł.
-Kristina nie baw się ogniem, bo się w nocy posikasz.- Łagodnie zwróciła mi uwagę siedząca w fotelu kobieta.
-Zawsze tak mówisz i nigdy nic się nie dzieje.
Często śniło mi się, że patrzę na sceny z filmów, w których grałam z boku. Tak jakbym była ich reżyserem. Patrzę na siebie i wcale już się nie dziwie, że nikt mnie nie poznaję. Charakteryzatorzy naprawdę znają się na swojej robocie. Zawsze wyglądam inaczej, chociaż gdzieś tam w środku jestem taka sama.
***
Obudził mnie sms jak się później okazało od Alex’a.
„Jak się miewa mój pacjent?”-Napisał.
-Pan weterynarz pyta Jak się miewasz Will.-Pies na dźwięk swojego imienia zaszczękał radośnie i polizał mnie po nosie. Zrobiłam mu szybkie zdjęcie i wysłałam je Alex’owi z dopiskiem. ’’ Wygląda na to, że lepiej. ‘’
„To świetnie. ^^ Piszę do ciebie, bo Tsubasa wczoraj wieczorem miał ode mnie odebrać leki dla waszego psa, ale się nie zjawił i do tej pory nie mogę się z nim porozumieć.”
‘’Tsubasa jest ostatnio trochę zajęty. Te leki są bardzo ważne?”- Wstałam z łóżka, poszłam do łazienki, odłożyłam telefon na pralkę i spojrzałam na moją brzydką twarz.
Przeczesałam włosy związałam je w messy bun’a .  Weszłam o kuchni i stałam przez chwilę jak debil myśląc co zjem na śniadanie. Nagle niczym lampka , przebłysk niesłychanego geniuszu, mojego geniuszu. Mąka ,jajka ,mleko i inne pierdoły. Patelnia, talerz i jest . Amerykańskie cudo, przed państwem… Pancakes ‘y. Znowu moja oszałamiająca znajomość angielskiego. Sprawdziłam telefon.
‘’Bardzo ważne. Podaje się je osłonowo przy tym antybiotyku.’’- Nic nie zrozumiałam. Jeszcze raz, co? Aaa leki.
‘’Okey. Mogę przyjść po nie za jakąś godzinę?’’-Polałam naleśniki syropem. Wicie, że 75% światowego syropu klonowego wytwarza się w Kanadzie?
‘’ Bardzo mi przykro, ale aktualnie jestem na spacerze z moimi podopiecznymi.:( ‘‘-O.
‘’No dobra no to nie przeszkadzam ❤ ‘’
‘’Nie, nie przeszkadzasz.:) Jeśli to nie problem to możesz przyjść do partu niedaleko lecznicy, w której pracuje.’’
‘’Chętnie. Będę za pół godziny.’’- Tak umiem się w tle wyszykować.  
‘‘:)’’
Ogarnęłam siebie, zwierzęta, złapałam taksówkę i po chwili byłam na miejscu. Szczęśliwie nie utknęłam w żadnym korku.
No i gdzie on teraz może być? Boże ludzie w miastach tworzą strasznie duże parki. Jak ja go teraz znajdę? Dłuższy moment biegałam bez sensu po parku, aż w końcu ostrzegłam go stojącego pod drzewem i obserwującego bawiące się w śniegu psy.
-Alex!?-Zawołałam podbiegając do niego. Na początku miałam wrażenie, że mnie nie usłyszał, bo nawet się nie poruszył.  Zdążyłam się spietrać, że wołam obcą osobę, kiedy ten odwrócił się i do mnie pomachał.

Kelly

Weszłam do domu i w ubraniu uwaliłam się na kapie. Nie chciało mi się absolutnie nic, nawet przekręcić głowy, żeby zaczerpnąć powietrza. Byłam zmarznięta i wykończona.
Do dupy z taką robotą.-Pomyślałam zamykając oczy.
 Ryuga obudził mnie pół godziny później.
Nie zrobił tego specjalnie, chociaż moje wory pod oczami gdyby mogły kłóciłyby się z tym stwierdzeniem.
Wystawiłam głowę ze śpiwora i rozejrzałam się po pokoju.
- Późno wróciłaś.- Stwierdził Kishatu, który siedział na fotelu i grzebał w kuczerze.-Udało ci się?
-Trochę z tym zeszło po drodze wmanewrowali mnie w odbicie jakiś porwanych ludzi, ale tak.-Powiedziałam przeciągając się.- Wszystko, co na razie udało się wyciągnąć Kelsi jest na moim telefonie.
-, WBBA zajmuje się porwaniami?-  Zdziwił się.
-Porwaniami bleyderów na pewno. –Mruknęłam pocierając zaspane oczy.- Ciekawe gdzie byli pół roku temu.
- Na czyje zlecenie?- znowu robił tę swoją minę wkurwionego żółwia. Dużo lepiej wyglądał bez niej, ale rzadko, kiedy ludzkości było dane to oglądać.
-Wątpię, żeby chodziło konkretnie o bleyderów po prostu zwykłe porwanie z resztą i tak już jest wszystko załatwione. Możesz wyluzować, żadna nowa Dark Nebula, ani Hades nie wyrośnie nam pod nosem.
-Taaa.- Powiedział niezbyt przekonany.-Miejmy nadzieje, że WBBA tym razem nie spieprzy sprawy. To gdzie masz ten telefon?
-W torbie, obok…- paska z kuczerem...Jasna choroba.
Wyskoczyłam ze śpiwora i na wyścigi pognałam do wieszaka w ostatniej chwili wyprzedając Ryuge.
-Co cie ugryzło?- Spytał marszcząc się jeszcze bardziej niż zwykle.
-Nie będziesz mi grzebał w rzeczach.- Powiedziałam nadymając policzki i podając mu moje dzwoniące urządzono.
-A poza tym w rodzinie wszyscy zdrowi?-  Zapytał biorąc do ręki mój telefon i szukając listy.
Taaa. W dalszym ciągu mu nie powiedziałam, że gram. Jak udało mi się to utrzymać w tajemnicy? Ledwo. Dlaczego mu jeszcze o tym nie powiedziałam? Jeśli mam być ze sobą szczera to się trochę tego boje.
Trochę pff. Trochę bardzo w cholerę się tego boje. Znamy się z Ryugą dobre 8 lat. Ufam mu jak chyba nikomu innemu na świecie, ale jeśli w grę wchodzi beyblade nie mogę być pewna niczego.   Co jeśli stwierdzi, że skoro też gram to nie możemy się więcej razem szlajać, bo będę o nim za dużo wiedzieć, albo okaże sie za słaba, albo układ gwiazd z przepowiedni napisanej dawno temu przez łysego mnicha, który spędził całe swoje życie w wiosce Koma stojąc na jednej nodze na słupie zabrania by bleyder, który opanuje L-Drago trzymał z innymi bleyderami, bo no nie winem świat wybuchnie, albo coś równie strasznego, a Ryuga chcąc tego uniknąć każe mi spadać?
Wiem wymyślam, ale po prostu się boje zmienić cokolwiek w naszej relacji. Podoba mi się jak to wszystko pomiędzy nami funkcjonuje i nie chciałabym tego wszystkiego straci. To w końcu osiem lat mojego życia i całkiem fajny chłopak.
-Dobra coś tam mamy.-Powiedział oddając mi telefon.- Zabieramy się stąd jak tylko K…
-Kelsi.- Podpowiedziałam mu.
- Mniejsza. Ruszamy, kiedy tylko skończy kompletować te listę.
-Juuuuż?- Jęknęłam kładąc się plackiem na kanapie i wczołgując się do śpiwora.
-A, co? Spodobało ci się parowanie dla jasnej strony mocy?- Nie mam pojęcia skąd Ryuga wiedział gdzie mam brzuch, ale pytając na przemian dźgał mnie i łaskotał.- Mała Kel chce być odlotową agentką?  Chce ratować świat?- Śmiałam się rzucając się na wszystkie strony skrępowana śpiworem dopóki Ryudze się to nie znudziło i pozwolił mi się stamtąd wygrzebać.
-Tak w sumie to w tym WBBA wcale nie jest tak źle.-Powiedziałam cała czerwona, kiedy udało mi się złapać oddech. – Odważyłaby się powiedzieć, ze jest całkiem fajnie.
-Co jest tam niby takiego fajnego?
-Na przykład sala do walki. Mówię ci, żebyś tylko widział jak Hisoka potrafi wymiatać normalnie jakby ktoś go wyciągnął z jakiegoś filmu Since Ficino. Biegnie i robi takie wshooo wshooo i już nie ma gościa. Z tym, że to mój opiekun i nie będzie walczył ze mną na sto procent.
-Bleyder?- No tak, bo co innego mogłoby go zainteresować.
-Z tego, co wiem to nie. I jeszcze dali mi taki fajny dopasowany kostium ponoć kuloodporny, ale jeszcze nikomu nie udało się mnie trafić, więc nie winem czy w to wierze, a nie zgadniesz, kogo spotkałam.
-Kogo?- Zapytał od niechcenia wiedząc, że i tak mu powiem.
-Hasame Hikaru. Ledwo ją poznałam wygląda prawie tak samo jak na mistrzostwach tylko gdzieś ta swoją obróżkę zgubiła. Znowu gra.- Ucichłam na chwilę czekając na jego reakcje jednak, żadnej się nie doczekałam.- Prosiła mnie, żebym ci przekazała, że dziękuje i przeprasza. Nie mówiłeś mi, że Doji trzymał was razem tak samo jak o tych napadach padaczko podobnych.
-To nic. Eksperymentowali na Drago i to odbiło się na mnie.- Odparł Ryuga wstając z kanapy i idąc w kierunku wyjścia.
-Nic? Człowieku leżałeś przez to w szpitalu. To nie było ‘’nic’’. Dokąd ty w ogóle idziesz?
-Po trenować.-Odparł wiążąc czarne skórzane glany. Wiosna lato jesień zima innych butów Ryuga ni ma.
-Zaczekaj chwile przebiorę się i możemy iść. –Powiedziałam schodząc z kanapy i rozpoczynając poszukiwanie czystych ciuchów.
-Zostań. Wyglądasz kiepsko, zajmij się sobą za kilka godzin powinienem być powrotem.- To nie była prośba to było stwierdzenie.
-Nawet nie wiesz gdzie teraz mieszka.-Zawołałam za nim, kiedy i już złapał za klamkę. Nic nie odpowiedział. Po prostu wyszedł.


Rozdział 9 za nami. Łał wyrobiłam się w termie dwóch tygodni. No, aż sobie sama pogratuluje jednak kiedy spojrzę na niego obiektywnie to był taki sobie.
Wszyscy:...
Ja: Taaaa nie pocieszajcie mnie wcale sie nie potnę z tego powodu. 
Wszyscy:...
Ja:  Znieczulica ludzka nastała.  Mniejsza za 4 miesiące nadejdzie mój sądny miesiąc maj i moja nieszczęsna matura. Módl się kto w Boga wierzy, żebym ją zdała bo jak mi się nie uda to będzie koniec.
Ta pocieszyłam was to...
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania