czwartek, 14 lutego 2019

Walentynki 2019

Ines: *patrzy na tytuł, patrzy na mnie, patrzy na tytuł, patrzy na mnie.*
Ja: :)
Ines: Nie zrobisz tego. Nie w tym roku.
Ja: No tak.
Ines: Mówię poważnie każdego roku piszesz wyrwane z kontekstu "opowiadanka sytuacyjne" dla pary osób pomiędzy którymi nie ma chemii (no może nie licząc Glimer i Johannesa),a to wszytko dlatego, że nigdy nikogo nie kochałaś i prawdopodobnie nie pokochasz...czy ty własnie sie zgodziłaś dać nam spokój? 
Ja: No tak.
Ines: ???
Ja: To piękne święto pełne miłości, ale jeśli muszę was zmuszać do świętowania to jaki jest tego sens? 
Ines: Naprawdę tak myślisz?
Ja: Tak.
Ines: Dziękuje.
Ja: Ależ nie ma za co.
Ines:...
Ja:...
Ines: -.-
Ja: Coś nie tak?
Ines: Gdzie są wszyscy?
Ja: Ewakuowali się zaraz po tym jak wysyłam Kelly do Hyomy.
Ines: Co!?
Ja:* śmiech złoczyńcy*


Biały piasek przesypywał się w szklanej klepsydrze oprawionej w lakierowane drewno. Zza szła patrzyły na mnie miodowo żółte oczy. Otori mój obecny szef był lepszy od poprzedniego i zamiast niszczyć moje zdrowie psychiczne i fizyczne postanowił pomóc mi je naprawić. Inna sprawa, że na mnie lepiej działało zostawienie mnie samej sobie niż delikatna troska którą próbuje na mnie stosować słodki Tsubasa. No spójrzcie tylko na niego. Jak cierpliwie czeka, aż mu powiem, że nic nie zrozumiałam z tego co przed chwilą powiedział. No dobra chyba naczekał się już wystarczająco.
-Mówiłeś coś?- zapytałam siadając prosto w fotelu.
-Pytałem jak dzisiaj spałaś?
-Jak dziecko.- odparłam z uśmiechem nie kłamiąc. Dzieci naprawdę budzą się z krzykiem co parę minut przez całą noc.
-Zaniedbujesz wizyty u lekarza.
-Jeśli poczuje się gorzej na pewno się z nim spotkam.- albo dajmy na to ze Stwórcą.-Wiesz co Tsu? Wygląda na to, że tylko marnuje twój czas. Pójdę już pobiegać, albo zjeść zdrowy zbalansowany posiłek czy coś takiego.
Wyszłam z pokoju i od razu zostałam wzięta na celownik. Hyoma dosłownie deptał mi po piętach. Musiał czekać pod drzwiami. Gdy mnie dogonił złapał mój nadgarstek i przygwoździł do ściany powyżej mojej głowy.
-Co ty znowu kombinujesz?-wysyczał przybliżając sie do mnie.-Przecież masz już wszystko. Czego jeszcze chcesz?
I co teraz? To co zwykle. Gramy sukę.
-Oj Hyoma.- wolną dłonią pogładziłam go po policzku, ale szybko ją odtrącił.-Dalej jesteś na mnie zły o tamto?
-Nie. Po prostu nie chce, żebyś znowu namieszała.-powiedział ściskając moją dłoń tak mocno, że aż stęknęłam z bólu.
-Naprawdę nie jesteś zły? -zamruczałam przekrzywiając delikatnie głowę.-Nawet nie wiesz jak się ciesze, ż...-głośny trzask jaki rozległ się gdy chłopak uderzył pięścią tuż obok mojej głowy skutecznie mnie uciszył.
-Nie kłam.-warknął na co tylko przygryzłam dolną wargę.- Wiem, że jesteś tu bo masz jakiś interes nie wiem jeszcze jaki, ale się do wiem i ci przeszkodzę.
-A co jeśli po prostu chciałam cię znowu zobaczyć? Wiesz jak to jest. Najpierw boli potem tylko kuje, a potem zostaje tylko tak dławiąca pusta, że człowiek modli się żeby znowu zaczęło boleć.-wyszeptałam patrząc w jego niebieskie oczy.
Zmieszał się, a ja ledwo powstrzymałam wybuch śmiechu.
-Teraz powinieneś powiedzieć, że prawie mi uwierzyłeś.-szepnęłam podnosząc powoli kolano do góry chcąc nie chcąc pocierając przy tym o wewnętrzną stronę jego ud.
-Nie mów mi co mam robić.
-A mogę ci pokazać co mogli byśmy zrobić?-złapałam jego szyję i przyciągnęłam do siebie łącząc nasze usta. Najpierw nie zrozumiał co zrobiłam, ale gdy to już się stało przyparł mnie całym ciałem do ściany i gorąco oddał pocałunek. Podniósł mnie,a ja owinęłam nogi wokół jego pasa.
Był już mój. Nawet nie zdawał sobie sprawy jak wiele w tym momencie zaryzykował.
***
-Ty palisz?-spytałam wtulając się mocniej w zagłębieniu na jego szyji. Faktycznie oprócz zapachu żywicy i oczywiście potu wczuwałam coś jeszcze.
-Na to wygląda.-odparł zaciągając się dymem.
-Aż tak cię popsułam?-bardziej stwierdziłam niż zapytałam podnosząc się na przedramiona i robiąc smutną minę.-Ale jestem zła.-westchnęłam zakreślając małe kółka w pościeli.
-Jesteś najgorszym demonem jaki chodził po ziemi -wypuścił chmurę dymu-, a moim zadaniem jako strażnika Komy jest ochrona niewinnych przed takimi jak ty.
-No to co zemną zrobisz?-mówiąc to zpowrotem wtuliłam nos w zagłębienie jakie powstało pomiędzy szyją a ramieniem Hyomy.
-To co powinienem zrobić z demonem. Zabiorę cie do Komy i tam cię uwiężę.
-A jak?-zamruczałam.-Jestem dość silna i jakieś głupie kryształki mnie nie powstrzymają.
-W takim razie będę musiał pilnować cię dzień i noc.
-W nocy szczególnie trudno utrzymywać mnie w ryzach.-przesunęłam nosem po jego szyji.
-Jakoś sobie poradzę.
-W to akurat wątpię.-po tych słowach wbiłam zęby w jego szyję. Na tyle mocno by został po nich ślad i na tyle słabo by go przy tym nie zabić.
-Ałłł. Co ty robisz?-zapytał łapiąc mnie za ramiona i odsuwając od siebie.
-Przypominam ci co potrafię bo chyba przez te kilka minut zdążyłeś zapomnieć.-powiedziałam siadając na nim okrakiem. Jego dłonie zsunęły się z moich ramion i zatrzymały dopiero na udach gdzie zaczęły zakreślać różne kształty.
-Hyoma?-spytałam chcąc przerwać ciszę.
-Hym?
-Połknąłeś to 100 igieł?-chłopak nic nie odpowiedział tylko przyciągnął mnie do siebie, a potem przesunął tak bym leżała obok po czym wstał i zaczął się ubierać.- Nie odpowiedziałeś.-powiedziałam siadając na łóżku i pozwalając by kołdra zsunęła mi się z ciała.
-Bo nie muszę.-odparł nawet na mnie nie patrząc.
Za to ja dokładnie mu się przyjrzałam. Twarz i dłonie miał wyraźnie bardziej opalone niż resztę ciała. Takie plecy na przykład były bledsze chociaż może to przez te czerwone pręgi jakie mu sprezentowałam.
-Nie musisz.-powiedziałam podchodząc do niego i obejmując go od tyłu w pasie.- Ale mógłbyś mi powiedzieć. W końcu i tak mnie uwięzisz więc nikomu tego nie powiem, a ja chciałabym wiedzieć...-co jesteś wstanie dla mnie zrobić.
-Uparłaś się.
-Tak.
-Połykałem jedną za każdym razem gdy ktoś o tobie mówił.
-...Bolało?
-Tylko gdy się wbijały.
-Ale ty jesteś głupi.-westchnęłam opierając się czołem o jego plecy.
-Puść mnie.
-Nie.
-Chcę się ubrać, a ty mi nie dajesz.
-A ja nie chcę cię puścić. Obiecałeś pilować mnie dzień i noc. Od dzisiaj jesteś na mnie skazany na własne życzenie.
Chłopak westchnął przeciągle.
-Daj mi się chociaż obrócić.-zwolniłam trochę uścisk tak by mógł się obrócić.
A gdy to zrobił poczułam jak otula mnie jego koszula.
-Daj rękę.-powiedział ujmując moją dłoń.-Skoro nie dasz mi się ubrać to ubierzemy ciebie.-mówił wkładając moje ręce w rękawy i zapinając guziki koszuli.
-No i jak?-spytałam odsuwając się o krok od niego.
-Jak na zło wcielone całkiem nieźle.-powiedział zawijając za długie jak na mnie rękawy w ciasny rulon uniemożliwiający mi wyciągnięcie przez nie dłoni. Chłopak szybko związał rękawy w coś na kształt kawtanu bezpieczeństwa i zanim się zorientowałam położył mnie taką spowrotem na łóżku.
-Okropny jesteś.-Powiedziałam patrząc na niego ze złością gdy kończył się przebierać.
-Wychodzę. - stwierdził po czym faktycznie wyszedł zostawiając mnie skrępowaną na łóżku.
Nie żeby było to dla mnie jakimś problem, ale jednak. Supeł na plecach puścił po chwili szamotania się, a resztę po prostu zdjęłam i przeszłam się spokojnym krokiem do łazienki.
Muszę to dobrze rozegrać. - myślałam biorąc prysznic. Ciepła woda obmywała moje wiecznie zmarznięte ciało.- Ciekawe czego on ode mnie chcę. Zabrać do Komy? Tylko po co? Chyba nie myśli, że będę tam z nim siedzieć, pielić ogródek, rodzić dzieci i się jeszcze z tego cieszyć. Za młoda jestem na takie więzienie, a na inne z jego strony nie mam co liczyć. Chociaż takie małe wakacje nie zaszkodzą. Załóżmy, że dam się na nie zabrać. Jak prawdopodobnie będzie zachowywał się Hyoma? Czy wystarczy mu to, że będzie mnie miał przy sobie? Pan Strażnik pokonał wielkie zło ale wspaniałomyślne pozwolił mu żyć, a nawet przygarnął do siebie by mieć je na oku. Tak oklepane i szablonowe, że aż prawdopodobne. Tylko dlaczego ja? Byłam jego pierwszą? Może. Skądś musi być to zawzięcie. Serce złamane po raz pierwszy boli najmocniej.
Hymm. Tylko czy chcę ryzykować uszczerbek na zdrowiu dla małej zabawy z Hyomą?
Ja się jeszcze głupio pytam.
Jasne, że chcę.


Walentynki dobiegają końca wiec mogę wam opowiedzieć jak je spędziłam. Otóż ładnie sie ubrałam umyłam i ułożyłam włosy i poszłam oglądać horrory z przyjaciółką ponieważ jak co roku od 20 lat moją walentynką jestem ja. To chce powiedzieć to musimy po kochać siebie zanim będziemy mogli pokochać kogoś innego.     
https://www.youtube.com/watch?v=4xHrxgFNnN8

sobota, 2 lutego 2019

Beyblade po mojemu (S. 2 R. 21)

Rozdział  21

Ines

Długopis! Gdzie jest długopis!?  No i uciekła. Czemu myślenie z sensem idzie tak ciężko?  Przetarłam twarz dłońmi i po raz kolejny spojrzałam na raporty. Przypadki nie maiły ze sobą nic wspólnego, ani wieku, ani otoczenia, płci czy przeszłości. Przez krótka chwilę zdawało mi się, że coś już wiem ale zanim zdążyłam ubrać to w słowa zdążyło uciec.
-Zamierzasz jeszcze długo nad tym siedzieć?- zapytał Otori  wchodząc do salonu który robił obecnie zza mój gabinet. 
-Skoro nareszcie postanowiłeś wprowadzić mnie w szczegóły tej sprawy chce zapoznać się z nimi jak najszybciej. – odpowiedziałam podnosząc jeden z folderów i patrząc na szlaczki liter które straciły sens dobre pół godziny temu.- Przeszkadzam ci?
-Wiesz, że z samego rana wyjeżdżacie.- przypomniał mi.
-To bez sensu.- odparłam. – Nie wierzę, żeby to zaginięcie miało cokolwiek wspólnego z tą sprawą.
-Ty też?- zapytał siadając  po drugiej stronie stołu.
-Sam  mi powiedziałeś, że wysyłasz nas tam po to, żeby odpoczęły. Oczywiście będziemy szukać…- w morzu imion jakie przewinęły mi się przez myśli próbowałam zaleźć te dwa konkretne jednak okazało się być ich zbyt  wiele.
-Goro i Eiko.- oczywiście, że on je pamięta.
-Dowiemy się co się z nimi stało, ale gdy wrócimy chce natychmiast zając się tym praniem mózgu na masową skale.  Mary przejrzy wspomnienia wszystkich porwanych, a Kelly  wraca na trop pająków czy jej się to podoba czy nie.
-Myślisz, że to oni za tym stoją?
-Nie wiem co myśleć. Ofiary na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą  nic wspólnego więc, albo sprawca potrafi działać w kilku miejscach na raz, albo coś nam umyka. Toksykologia nic nie wykazała.
-To pierwsze co sprawdziłem. Odpowiednio mocna mieszanka mogłaby doprowadzić do takiego stanu każdego.
-Wiesz czego się boje? – pokręcił głową.- Boje się, że to nie chemia. Boje się, że jest tu ktoś  kto nie potrzebuje niczego takiego. Ktoś  sprytniejszy od nas. Ktoś kto przekonuje ludzi do swoich racji… jakie by one nie były.  W końcu słowami też można kogoś … odurzyć.
Nastąpiła dłuższa chwila ciszy. Wizja nowego wroga o nieznanych umiejętnościach raczej nie wprawiła nas w dobry nastrój.
-U ofiar nie zanotowano wzrostu agresji- Tsubasa przewał milczenie.-ani zwiększenia skłonności do jakichkolwiek działalności przestępczej.
-Właśnie. Te szczątkowe zmiany w zachowaniu. Potrafił byś mi to jakoś...sprecyzować? Szczególnie w tych dwóch raportach napisane w odstępie dwóch tygodni. - powiedziałam podając mu plik kartek.
-Przypadek Boulot Yonny. "Ofiara zdaje się traktować badanie jako tekst na który była przygotowywana." Sam się nad tym zastanawiałem.
-Czy inni też tak do tego podchodzili? -Nie, u części różnice w zachowaniu potrafiła dostrzec jedynie najbliższa rodzina więc nie byliśmy w stanie przeprowadzić badań behawioralnych.
-Może faktycznie ktoś ją przygotowywał. Przesłuchwialiście rodzinę?
-Tak, twierdzą, że nic takiego nie miało miejsca.
-Czy zaginął jakiś bey? Tylko bey bez bleydera.
-Podejrzewasz zmiany postseparacyjne. To ślepa ucieczka. Żaden bey nie zniknął. Pająki też zaprzestały rabunków po rozbiciu Nowej Dark Nebuli.
-A co z tobą?- zmieszał się.
-Nie rozumiem pytania.
-Widzę, że nie nosisz broń zamiast wyrzutni.
Już zrozumiał.-Pomyślałam spuszczając powoli z tonu.
- Co może oznaczać, że Eagle, albo dalej tkwi w tej maszynie, albo go uszkodziliście próbując je rozdzielić... Więc pytam. Jak się czujesz?
-To nie jest problem którym powinniśmy się teraz zajmować.
-Wolisz to zrobić kiedy pojawią się symptomy?- nie odpowiedział.- Tak myślałam.- powiedziałam podchodząc do niego.- Daj rękę.
Wyciągnął do mnie dłoń. Było na niej trochę ciemnego atramentu, wyraźnie zaznaczona niewielka przerwa między palcem wskazującym, a środkowym powstała w skutek częstego zwalniania spustu kuczera. Łatwo można było wyczuć, że jest spięty. Jeśli miała bym strzelać powiedziałabym, że próbuje powstrzymać skurcze.
 -Pewnie słyszałeś o puntach witalnych.- mówiłam masując kciukiem wewnętrzną część jego dłoni.
 -To i owo.- odparł kiedy przesunęłam palce pomiędzy kciuk, a palcec wskazujący.
-Uciskane w odpowiedni sposób i odpowiedniej kolejności powinny zminimalizować skurcze.
-Albo sparaliżować rękę po samo ramię.-sarknął.
-Tak, to też.- uśmiechnęłam się uciskając po kolei palce.- Także uważaj...
.
.
.
Pstryk, pstryk.- Mary pstryknęła palcami tuż przed moja twarzą wyrajając mnie z zamyślenia
-Halo. Ziemia do Ines.
-Co się stało? Czemu stoimy?
-Kelly i Bastien zaraz skoczą sobie do gardeł.
-Świetnie. Po prostu świetnie.

Rozdział 21 za nami. Wreszcie ruszyliśmy z misją. No dobra może nie do końca ruszyliśmy, ale wygnałam poszukiwaczki zaginionego guza z  mieszkań wiec teraz powinno pójść już z grzywki.
Co wam tu jeszcze powiedzieć? Ummmmm.... Doji dalej żyje.
W sensie mój kaktus. Więc to już coś.
Do następnego posta.
Hania.