niedziela, 28 sierpnia 2016

Beyblade po mojemu ( S.2 R.2)


Rozdział 2

Tsubasa siedział w swoim biurze i poraz kolejny zarywał noc.
-Tak rozumiem.-Powiedział do telefonu.- Wiem, że sprawa jest poważna, ale są jeszcze inne wyjścia.-Osobie po drugiej stronie wyraźnie się nie spodobały się wątpliwości chłopaka.
Rozmowa telefoniczna została nagle przerwana. Otori odłożył słuchawkę na miejsce i potarł palcami zatoki. Wcisnął przycisk na blacie biurka i wydał rozkaz:
-Wyślijcie ludzi pod adresy, które wam wysyłam.-Zawahał się przez chwile.-Tylko niech nikt nie idzie sam.

Mary

Gdy Alex jak to on ujął ‘’musiał już iść, bo Alex jest z kimś umówiony” ubrałam się w wyciągnięty czarny T-shirt Sabatonu i otworzyłam szeroko okno, żeby kurz, który wzbije się w powietrze, gdy tylko zacznę przestawiać te wierzę z książek mnie nie zabił.
Matko jak ja się tu zapuściłam. Zadawało mi się, że Kyoya wyjechał dopiero kilka dni temu, ale z tego, co mówił Alex wynika, że faktycznie musiałam przesadzić z medytowaniem. Czuje się zupełnie tak jakbym zasnęła w ciągu dnia.
Zimne powietrze wypełniło salon.
Wreszcie da się oddychać.-Pomyślałam kładąc się na rozkopanym łóżku i wkładając słuchawki do uszu.
Ding dong.-Rozległo się po całym mieszkaniu.
-Kto tam?-Spytałam podchodząc do drzwi i zerkając przez wizjer. Przed drzwiami zobaczyłam dwóch mężczyzn ubranych w garnitury
-Jesteśmy z WBBA.-Powiedział jeden z nich wyciągając przez siebie odznakę.-Pójdzie pani z nami. W razie stawiania oporu jesteśmy uprawnieni do użycia siły.
-W, jakim celu mam z wami gdziekolwiek iść?-Spytałam czując się, co najmniej dziwnie. Tak jakbym była na planie jakiegoś filmu.
-Wszystkiego dowie się pani na miejscu, a teraz proszę otworzyć.-Odparł ten sam ważniak, który przed chwilą machał mi odznaką przed nosem.
-Chwila.-Powiedziałam.
Skoro są z WBBA to Tsubasa powinien wiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Wyjęłam telefon z kieszeni i szybko wybrałam numer.
-Halo?- Chłopak odezwał się dopiero po trzech sygnałach.
-Co to ma być?
-O, co dokładnie chodzi?-Zapytał spokojnym głosem.
-O tych dwóch goryli przed moimi drzwiami.
-To twoja eskorta. Muszę z tobą porozmawiać o czymś bardzo ważnym w moim biurze i chce, żebyś dotarła tu bez żadnych problemów.
-Tsubasa...Zapomniałeś, że umiem chodzić sama? Albo może boisz się, że mnie zgwałcą w centrum miasta?
-Po prostu z nimi pójdź i nie utrudniaj tego bardziej.
-Sama trafie!-Warknęłam.
Tsubasa westchnął.
-W takim razie bądź w WBBA za 15 minut.
-Dobra.-Rozłączyłam się.
Zabrałam z szafki klucze i wsadziłam je do kieszeni razem ze słuchawkami i telefonem.
-Miło, że pani jest już gotowa. Proszę teraz z nami.-Powiedział uśmiechając się sztucznie.
Odwróciłam się do nich plecami i zamknęłam drzwi. Po czym traktując ważniaków z WBBA jak powietrze zaczęłam schodzić po schodach na parking po motor niestety miałam ogon ci dwaj, co prawda zachowywali bezpieczną odległość i nie naruszali mojej przestrzeni osobistej, ale kogo to obchodzi!? Otori już mnie wkurzył, więc ci dwaj samym oddychaniem pogarszają sprawę.
-Stosowniej było by gdyby pojechała pani z nami.-Powiedział jeden z goryli, gdy zamiast iść do czarnego samochodu zaparkowanego na podziemnym parkingu wsiadłam na motor.
-Nie jestem raczej zbyt stosowna.-Warknęłam uśmiechając się sztucznie.
-Ja jednak nalegam.
-Nie będę się powtarzać.
-Rozumiem.-Mówiąc to goryl uniósł lekko brodę.
-Naprawdę, rozumie pan? To muszę kiedyś z panem poważnie porozmawiać. To super, że w WBBA mają takich mądrych chłopców.-Założyłam kask i odpaliłam silnik.
Ochroniarz nasłany na mnie przez Tsubase w odpowiedzi posłał mi tylko ironiczny uśmiech i wsiadł do samochodu.
Szybko wyjechałam z parkingu z nadzieją, że dadzą sobie spokój z tym całym eskortowaniem niestety mój ogon nie miał najmniejszego zamiaru się odczepić.
Pogoda była paskudna. Roztopiony śnieg z mieszany z piaskiem i spalinami stworzył na ulicach buro brązową maź, na której ślizgał się cały motor.
Wkurwiona jak jasna cholera przejechałam pół miasta zaparkowałam przed WBBA i szybkim marszem weszłam do przestronnego holu, który tak jak zwykle był pusty.
Tutaj nigdy nikogo niema.
Drzwi automatyczne otworzyły się i mój ogon do mnie dołączył.
-Czy teraz zechce pani pójść z nami?-Zapytał mnie jeden z ochroniarzy ten sam, który jako jedyny próbował nawiązać zemną kontakt.
-Nie....-I co teraz?-Niech jeden z was idzie po Tsubase
-Dyrektor Otori jest w tej chwili zajęty i prosi by chwile pani na niego zaczekała
-Dobra.-Usiadłam na kanapie stojącej w holu i w momencie, gdy miałam odciąć się od tych dwóch goryli w graniakach po przez słuchanie muzyki do WBBA weszła Ines, a za nią przydreptało dwóch bysiorów z rękami pełnymi torebek z różnych markowych sklepów.
-Jak jest?-Przywitała się.
-Nieźle. Z tego, co widzę tobie też złożono niezapowiedzianą wizytę.
- Można tak to nazwać.  Gdzie Tsubasa na nas czeka?-W ostatnim zdaniu zwróciła się do swoich ochroniarzy.
-Proszę z nami.-Miałam wrażenie, że uśmiech, który wykwit na ustach papli był swego rodzaju triumfem nade mną.
Wkurzył mnie.
-Choć Mary nie będziemy sterczeć w holu.
Burcząc pod nosem coś, co nie miało kompletnie sensu wstałam z kanapy i dołączyłam do Ines i całą szóstą wsiedliśmy do windy. Ku mojemu zdziwieniu zamiast jechać w górę ruszyliśmy w dół. Przejechaliśmy kilka pięter, winda zatrzymała się, a gdy metalowe skrzydła drzwi się otworzyły moim oczom ukazał pełen korytarz ludzi.  Wszyscy byli zajęci swoimi sprawami, ale gdy szłyśmy korytarzem miałam wrażenie, że wszystkie oczy są zwrócone na nas.
W końcu weszliśmy do średnie wielkości pokoju. Na kanapie z nogami założonymi na niski stolik siedziała ubrana w szara piżamę w koty Kelly. Obok jej stóp obutych w ciężkie zimowe buty leżały złożone w kostkę ubrania. Oprócz niej w pokoju było jeszcze dwóch goryli noszących ślady walki.
A jakże by inaczej.
-Cześć.-Przywiała się zdejmując nogi ze stołu i uśmiechając się do nas. Kiwnęłam jej głową nie odzywając się słowem usiadłam obok niej. Z sześciu ochroniarzy zostało tylko dwóch, co wcale nie zmniejszyło mojej irytacji ich istnieniem w tym pokoju.
Wymieniłyśmy między sobą parę nieistotnych zdań. Niezbyt mogłam się skupić na rozmowie wiedząc, że tamci dwaj nas podsłuchują.
Szanowny Dyrektor Otori kazał nam na siebie czekać coś koło pół godziny. Kiedy już raczył się pojawić wyprosił nasłane przez siebie niańki i usiadł przy biurku.
-To, jaka jest ta bardzo ważna sprawa, przez którą musiałeś nasłać na mnie tamtych dwóch?
 -Tylko nie mów, że świat się znowu kończy. Wiesz, co ja mam pomysł.
-Ratujcie się wszyscy.-Mruknęła Ines.
-Na każdej siedzibie WBBA zamontujcie taki reflektor z doczepionym wielkim metalowym ‘’R’’. Taki Ryuga sygnał. To wszystkim ułatwi życie serio mówię.
-Mam dla was propozycji nie do odrzucenia.-Zaczął Tsubasa.- Dołączcie do agentów WBBA, jako jeden zespół.
-Haha! A Ryuga mówił, że nie masz poczucia humoru.-Wybuchła śmiechem Kelly.
-Mogła byś się zamknąć?-Warknęłam.
-Ty chyba nie myślisz, że on mówił poważnie? Żeby było jasne. Uwielbiam was, a Ines to nawet odbije temu kretynowi jak się nie ogarnie i do siebie nie wrócą, ale to nie wypali i wszyscy to wiemy.
-Rozumiem, że się nie zgadzasz.-Powiedział Otori z poważna miną.- Mam nadzieje, że jesteście świadome, iż w takim wypadku będę zmuszony oddać was w ręce władz.
-Że, co!? Z jakiej paki!? –Krzyknęłam.
-Wasz szturm na Dark Nebule wyrządził wiele szkud. Straty w ludziach były wręcz kolosalne, że o skodach jakie wyrządziłyście w infrastrukturze samej Dark Nebuli jak również okolicznych budynków nawet nie wspomnę.

-Co ONI mi zrobili!? To, jaki teraz jestem to tylko i wyłącznie twoja wina. Jeden atak.-Zaśmiał się pod nosem- Jeden. Wystarczył do zabicia twojego przyjaciela. Rozumiesz? Alex nie żyje. Zabiłaś go.

Straty w ludziach? Al..al, ..ale jak straty w ludziach? W jakim sensie straty w ludziach? Czy ja kogoś zabiłam?  Czy ktoś stracił życie przeze mnie? Nawet nie wiem jak ten ktoś wyglądał. Zabiło go wycie czy wykończyłam kogoś własnoręcznie? A jeśli chodzi mu o Celest? Żałuje tego, co jej zrobiłam?
Nie wiem. Co innego zabić Hitlera, a co innego pozbawić życia jego żołnierzy po prostu wykonujących rozkazy.
-Czyli tak się bawimy.-Zaśmiała się Kelly.-Ty pierdolony zdrajco! Mogłam zostawić cię w tamtej celi żebyś tam zdechł!-Krzyknęła, po czym kopnęła stolik tak mocno, że, aż się zatrzasnął.
 -Po pierwsze nie przeklinaj, a po drugie się uspokój krzykiem nic tu nie zdziałasz.-Upomniała ją Ines.-Wszystko w porządku Mary? Strasznie zbladłaś.
-Mhym..Tak.-Skłamałam.
-To jak będzie?-Zapytał niewzruszony krzykami Tsubasa.
-Nie dajesz nam wyboru.- Jasnowłosa posłała Dyrektorowi Otori mordercze spojrzenie jej różnobarwnych tęczówek.
-Uznam to za zgodę, a i jeszcze jedno Betty jest martwa.
 Czy wyraziłem się dostatecznie jasno?
-Krystalicznie.-Wycedziła przez zaciśnięte zęby Hawana.
-W takim razie zgłosicie się teraz na badania oprócz tego zrobią wam kilka testów.
-Chcecie przetestować czy nadajemy się do użytku?
-Mniej więcej.


Rozdział 2 już jest za nami. Dodaje go z lekki opóźnieniem ponieważ wymagał odemnie konsultacji z moja konsultantką do spraw typu literówki, czy tak jest w Japonii oraz jak myślisz co ona by wtedy powiedziała. Niestety mam smutną wiadomość do maja 2017 roku rozdziały będą się pojawiać co dwa tygodnie, albo rzadziej. Niestety czeka mnie ciężki rok szkolny jednak gdy już przez to przebrniemy postaram wam się to wynagrodzić jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę. Na pewno nie zrezygnuje z Blogusia o to sie martwić nie musicie. No zdołowałam was jak tylko sie da więc...
Żegnam sie z wami.
Do następnego posta.
Hania.

piątek, 19 sierpnia 2016

Making off Beyblade po mojemu sezon 1 cz. 2

CZ 2

Rozdział 40

Ujęcie nr. 1
Betty: Te dwie niecnoty!
Johannes: To kłopoty!
Betty: By uchronić świat od dewastacji!
Johannes: By zjednoczyć wszystkie ludy naszej nacji!
Betty: By miłości i prawdzie nie przyznać racji!
Johannes: By gwiazd dosięgnąć, będziemy walczyć!
Betty: Jessie!
Johannes: James!
Betty: Zespół "R" walczy w służbie zła!
Johannes: Więc poddaj się, lub do walki stań!
Gokanna: Miau! To fakt!

Ujęcie nr. 2
Ines: Dlaczego to ja w tej bandzie robię z Daphne?
Kyoya : Graj nie marudź.
Ines: Ale nawet nie chodzi o to że gość z krzywą mord mnie złapał. Tylko o to że skoro ja jestem Daphne to Tsubasa jest Fredem.

Rozdział 41

W parku ciemna nocą.
Kelly: Ej nagrajmy to szybko bo mam wrażenie, że jakiś gwałcicie zza krzaków wyskoczy.
Kyoya: Niebój się z taką twarzą nikt cię nie porwie a już na pewno nie zgwałci.

Rozdział 42

Tsubasa: Wiecie co robić!
Kelly: Tak w sumie to nie.
Mary: No właśnie. Co teraz?
Tsubasa: …
Mary: Ale ja serio pytam. Tekstu zapomniałam.

Rozdział 43

Kelly: Ty na serio się o nią martwisz.
Kyoya: No i co z tego?
Kelly: Nic….
Kyoya: Serio tak było?
Kelly: No tak jest w scenariuszu. A co?
Kyoya:  Nie odpyskowałaś.
Kelly:  No i?
Ines: Halo? My wam nie przeszkadzamy przypadkiem?

Rozdział 44

Ujęcie nr. 1

Tsubasa: Kelly? Kelly!- oho Tsubasa traci zimną krew.
Ines: Co się stało?-spytałam.
Tsubasa: Kelly nie odpowiada.
Ines: I to jest powód do krzyku?
Tsubasa: *szura stopą po ziemi* No nie.
Ines: To co się mówi.
Tsubasa: Przepraszam?

Ujęcie nr. 2

 Ines: Foxi! * podbiega do niej odpina kajdany i dupa*  Ktoś mi pomoże?

Ujęcie nr. 3

Ines:  Foxi! Wyjdziesz z tego Ruda. Ale nie śmiej się teraz!

Rozdział 45

Ujęcie nr. 1

Kelly: ŁOO K*RWAAAAA!!!
Ines: Ale mówiłam, że masz nie przeklinać.
Kelly: Dobra

Ujęcie nr. 2

Kelly: ŁOO MATKO!!!! *dziewczyna przebrana za kota dosłownie wpadła do pomieszczenia.* Żyje.* powiedziała jakby do siebie patrząc w ścianę i mając kompletnie w dupie co dzieje się na około niej* Wejście smoka! Ładnie Ryuga ty zrobiłam? Ładnie?
Ryuga: Nie najgorzej.
Kelly: Jej!

Ujęcie nr. 3

*Na ekranie pojawił się wysoki piegowaty szatyn w okularach. Uśmiechną się szyderczo i powiedział*
Alex: Jak się masz Mary?
Kelly: Tu du du!!!

Rozdział 46

Ujęcie nr 1

Alex: Jak się masz Mary?- chłopak rozsiadł się wygodnie w fotelu.
Mary: A...a...APSIK!
Alex: *wychodzi z kadru podbiega do Mary i Daje jej chusteczkę* Na zdrowie. ;)
Kelly: Oooo Doji zatrudnij go na stałe! Ja chce mieć takiego uroczego wroga.
Ines: Ale weź to ma sens. Słuchaj  twój wróg powoli zanurza się w wodzie przez jakaś maszyna i nagle dostaje kataru smarki do pasa i w ogóle pochwaliła byś się kolegom z Evil Club gdyby tak wyglądał twój wróg w trakcie wyjaśniania mu twojego planu?
Kelly: Co wrażliwsi mogli by puści pawia.

Ujęcie nr 2

Kelly: Nasz cenny czas?
Alex: Tak. Wasz.*chłopak pochylił się w fotelu i twarz mu się rozmazała * Za…
Kelly: Blisko.

Ujęcie nr 3

* Odwróciłam się. Siedziba nowej Dark Nebuli stała w płomieniach.*
Ines: This place's about to blow. Blow-oh-oh-oh
Ines, Mary i Kelly: *głupawka*

Ujęcie nr 4

* Odwróciłam się. Siedziba nowej Dark Nebuli stała w płomieniach.*

Kelly: Cool guys don't look at explosions. They blow things up and then walk away

 Ujęcie nr 5

Mary: Hahaha.  Wieki całe czekałam na te scenę
Kelly: Twoje chorobliwe zainteresowanie krzywdzeniem mnie jest niepokojące.
Mary: To twój problem nie mój.*zaciera ręce * Ale pamiętaj nie możesz zrobić uniku.
Kelly:  Meh to będzie trudniejsze niż wam się wydaje.

Ujęcie nr 6

Kelly: Na pewno!!! Jakoś nie widziałam lufy pistoletu przy jego skroni! Otwórz wreszcie oczy Mary. Alex jest wrogiem. Jeżeli ty nie zrobisz z nim porządku to ja to zrobię...
Mary: Nie wychylaj się tak. Spokojnie trafię.
Kelly: Nie mam ochoty powtarzać tej sceny.

Ujęcie nr 7

Kelly: Na pewno!!! Jakoś nie widziałam lufy pistoletu przy jego skroni! Otwórz wreszcie oczy Mary. Alex jest wrogiem. Jeżeli ty nie zrobisz z nim porządku to ja to zrobię...
*plask*
Mary: Alex nie jest wrogiem, a jeśli z twojej winy spadnie mu chociaż włos z głowy to bez wahania cie zabije.
Tsubasa: Mamy to.
Ines:  Sory mrugnęłam.
Kelly: Ty chyba sobie kpisz.

Ujęcie nr 8

Kelly: Na pewno!!! Jakoś nie widziałam lufy pistoletu przy jego skroni! Otwórz wreszcie oczy Mary. Alex jest wrogiem. Jeżeli ty nie zrobisz z nim porządku to ja to zrobię...
*plask*
Mary: Alex ni....
Kelly: Jasny gwint trzepłaś mnie w ucho.
Mary: Niczego nie żałuję.
Kelly: Ja cie kiedyś zabiję.

Ujęcie nr 9

Kelly: Na pewno!!! Jakoś nie widziałam lufy pistoletu przy jego skroni! Otwórz wreszcie oczy Mary. Alex jest wrogiem. Jeżeli ty nie zrobisz z nim porządku to ja to zrobię...
*plask*
Kelly: Nie kurwa. Tego już za wiele. W nos!?
Mary: Hah!  Przepraszam. *wycofuje się *
Kelly: W buty wsadź sobie to przepraszam. Choć tutaj! *zaczynają się ganiać po całym planie zanosząc się śmiechem *


Rozdział 49

Ujęcie nr 1

Alex: Ja po prostu lubię pomagać … i widzieć jak się uśmiechasz. * powiedział lekko się rumieniąc*
Kelly: Omfg. To  było urocze. On jest zagrożonym gatunkiem serio. Kto jest za tym żeby zamknąć go w takim specjalnym rezerwacie i pilnować, żeby nikt go nie popsuł.
Mary:  Tak i wybierać mu  tylko takie miłe urocze dziewczyny.
Alex:*od początku ter rozmowy robił się już czerwony jak burak*

Kelly: Noooo tylko najpierw wyciągniemy z niego tamtego kretyna…Idę po odkurzacz. 


Część druga making off'u za nami. Za to, że nie dodałam rozdziału możecie podziękować:
Pockemon go, Skazanemu na śmierć, Klawiaturze pewnego telefonu, Mnie i wielu innym których wymieniać nie będę. mam nadzieję, że dzięki temu..czemuś choć raz się uśmiechnęliście. 
No to ja sie z wami żegnam
Do następnego posta.
Hania. 

piątek, 12 sierpnia 2016

Beyblade po mojemu ( S.2 R.1)

Rozdział 1

Kelly

Nigdy nie łączyło mnie nic romantycznego z żadnym chłopakiem, a już na pewno nie z Ryugą. W sumie trudno się dziwić. Obydwoje byliśmy zbyt zajęci ratowaniem świata ( no dobra on był), żeby mieć jeszcze czas na poznanie kogoś wyjątkowego w ten jeden jedyny sposób. 
W czasie, gdy każdy normalny nastolatek chodził na imprezy, umawiał się na randki, przeżywał wzloty i upadki w miłości ja starałam nie dać się zabić. Gdy normalni nastolatkowie całowali się po raz pierwszy ja próbowałam przywrócić Ryuge do życia.
Tak sprawy się miały, aż do około pół roku temu wtedy właśnie ruszyła lawina. Nagle zaczęłam zachowywać się jak w miarę normalna dziewczyna. Poznałam dwie naprawdę w porządku babki, które mogę z czystym sumieniem nazwać moimi przyjaciółkami, przeżyłam (i to jest zwrot, który idealnie odzwierciedla to jak to wyglądało) mój pierwszy pocałunek, a nawet pogodziłam się z bratem, a poza tym skończyłam osiemnaście lat i dostałam z tego powodu swój pierwszy prawdziwy dowód osobisty. 
Gdy tylko wypuścili nas ze szpitala spakowaliśmy manatki i wyjechaliśmy tak jak to sobie wcześniej obiecałam. Do przecudnej słonecznej Indonezj, która słynie ze swoich pięknych plaż i aktywnych wulkanów, w których można trenować do upadłego. Podczas czasu tam spędzonego w Ryuge wstąpiły nowe siły nareszcie odżył. Smoczy Cesarz, z którym można było konie kraść nareszcie do mnie wrócił. Po około sześciu miesiącach spędzonych na jak najbardziej zasłużonych wakacjach zdaliśmy sobie sprawę z pewnego, że tak to ujmę problemu, jaki powstał w moim organizmie, więc postanowiliśmy wrócić do Japonii jeszcze przed końcem zimy.
Znów w naszym mieszkaniu.-Westchnęłam w myślach stając pośrodku salonu miejscu gdzie powinien znajdować się szklany stolik.- To całkiem zabawne mieć, dokąd wrócić. 
-Mamo jak ja tęskniłam za tą kanapą.-Powiedziałam siadając na niej ostrożnie jednocześnie trzymając mój bardzo wypukły brzuch i jego cenną zawartość. 
-W ogóle nie powinniśmy stąd odchodzić.-Stwierdził Ryuga.-, A już na pewno nie w twoim stanie. Jakoś bym sobie poradził z opanowaniem Drago bez pomocy wulkanu.
-Oj nie zrzędź już. Na Sumatrze było całkiem miło. Poza tym ‘’W twoim stanie’’-spojrzałam na niego urażona obejmując brzuch obiema rękami.-Niemów tak, bo czuje się jak niepełnosprawna.
-Bo jesteś niepełnosprawna.-Odparł spoglądając na mnie-…i wyjmij ten termofor spod bluzki, bo wyglądasz jakbyś była w ciąży.
-Ale bez niego jest mi zimno.
-Zimą jest ci zimno wielkie odkrycie…Zrobię herbaty. Jaką chcesz?
-Tą dobrą.
-Dobrą. Ech, co ja z tobą mam?
-Masz przekichane, ale mam też inne zalety. 
-Wiesz, że to niemiało sensu?
-Dla ciebie nic poza beyblade niema sensu.-Burknęłam.
-Dramatyzujesz.
-A ty nie robisz herbaty.
-Nya.-W pokoju rozległo się oburzone miauknięcie.
Obróciłam się, a tam na parapecie siedziała święcie oburzona Betty. 
-Hej kotuś.-Wyciągnęłam do niej rękę, ale gdy tylko to zrobiłam kotka prychnęła na mnie ostrzegawczo.-Oj weź chyba nie będziesz mi robiła też wyrzutów. Sama nie chciałaś jechać z nami, a poza tym spierdoliłaś od Kelsi, więc to ja powinnam tutaj strzelić focha.-Kocica patrzała na mnie przez chwile, po czym robiąc mi wieeeeeeelką łaskę pochyliła łepek bym mogła ją pogłaskać.-Ryuga Bettuś się znalazła i znowu mnie lubi!
-Mamy większy problem niż humory tego sierściucha.-Odparł mój przyjaciel z wnętrza naszej niewielkiej kuchni.-Niema herbaty…Niema nic poza zielonym chlebem.
-No to musimy iść na zakupy.
-Nieeeeeeeeeeeeee.
-Taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak.

Ines

W co ja się wpakowałam? On był taki sama nie wiem. Uległam jego urokowi, a teraz mam za swoje.
Ciężkie okute żelazem drzwi zaskrzypiały złowieszczo zapowiadając jego powrót.
Nie. Proszę nie! Tylko nie znowu. Ja już dłużej tak nie wytrzymam. Niech mnie zostawi. Niech mnie nie dotyka. Niech mnie już nie krzywdzi. Może mnie nawet zabić tylko niech to wszystko już się skończy. Proszę.
Jego kroki powolne i niespieszne rozlegały się coraz bliżej mnie.
Wpadłam w panikę próbowałam jakoś wyrwać się z krępujących mnie zardzewiałych pokrytych zaschniętą krwią łańcuchów jednak był one zbyt mocno zaciśnięte na moich nadgarstkach.
-Witaj.-Powiedział stając po drugiej stronie krat.
-Zostaw mnie!-Krzyknęłam zalewając się łzami, które spływały po moich umorusanych policzkach żłobiąc w brudzie coraz to nowe wzory.
-Nie pozwoliłem ci krzyczeć.-Powiedział otwierając cele i podchodząc do mnie.- Na twoim miejscu nie ryzykowałbym popsucia mi humoru.-Odwróciłam wzrok widząc jego obrzydliwy uśmiech. -Patrz na mnie, gdy do ciebie mówię.-Nawet nie drgnęłam.-Patrz na mnie!- Krzyknął, złapał moją twarz i wykręcił ją przodem do siebie.-Tak lepiej.-Dodał spokojnym głosem pocierając kciukiem mój policzek.
-Jesteś chory.-Warknęłam i naplułam mu w twarz.
-Ty dziwko!-Krzyknął, uderzył mnie i właśnie wtedy cały świat wokół mnie stał się czarny.
W pierwszej chwili krzyknęłam przerażona, ale szybko się opanowałam, położyłam scenariusz na kanapie obok siebie i wzięłam do ręki Iskrę. Gdy tylko jej dotknęłam bey rozbłysnął ciepłym światłem oświetlając przy tym sporą część salonu. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie. Cudownie brak prądu na całym osiedlu. Ciekawe jak szybko to naprawią.
-Ines wszystko w porządku?-Zapytał Tsubasa wchodząc do salonu z latarką w ręku.
-Tak trochę się tylko wystraszyłam.
Że też akurat teraz musiałam czytać ten głupi scenariusz.
Tak. W dalszym ciągu mieszkam z Tsubasą, chociaż nie wróciliśmy do siebie. 
Kilka ostatnich miesięcy spędziłam na planie filmowym i dopiero niedawno wróciłam, więc to chyba oczywiste, że nie miałam czasu na szukanie nowego apartamentu. 
Nie. Nie mogłam tego nikomu zlecić. Niema jakiegoś konkretnego powodu po prostu, jeśli mam gdzieś zamieszkać wolałabym sama znaleźć to miejsce, a nie zdawać się na innych. 
-Wychodzę.-Oświadczył Otori zdejmując z wieszaka kurtkę.- Mam pilne zebranie w WBBA.
-Nie musisz mi się tłumaczyć.-Ucięłam rozmowę.
Tsubasa wyszedł i zostałam w mieszkaniu ze Snow. Wyjęłam z szuflady w kuchni świeczki zapachowe i poskładałam je na szafkach stoliku podłodze i bufecie. 
Załadowałam kuczer i strzeliłam Virgo, gdy tylko dotknęła zimnej posadzki w kuchni zapłonęła osmalając przy tym płytki.
-Przystopuj nie chce puścić mieszkania z dymem. Przynajmniej na razie.-Iskra zatrzeszczała jak ognisko, na co ja mimo woli się uśmiechnęłam.
Przeszłam do salonu, a mój bey za mną. 
-Dobrze mam tutaj 22 świeczki i tyle samo szans na ich zapalenie. Jak ich nie trafię za pierwszym razem to coś się sfajczy.-Odetchnęłam głębiej i po kolei stopniowo podkręcając tempo strzelałam kolejnymi pociskami. Kiedy ostatnia świeczka została zapalona przywołałam bey’a i z powrotem usiadłam na kanapie. Scenariusz po tym przykrym incydencie z gasnącym światłem odpychał mnie do tego stopnia, że musiałam go zakryć poduszką żebym mogła spokojnie siedzieć. 
Założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać muzyki opierając głowę na stoliku przesuwając palcem w poprzek płomienia jednej ze świeczek. 

Hello, wherever you are
Are you dancing on the dance floor or drinking by the bar?
Tonight we do it big, and shine like stars
We don't give a fuck cause that's just who we are

-And we are, we are we are, we are we are. LajThe crazy kids, them crazy, them crazy kids. And we are, we are we are, we are we are. The crazy kids, we are the. We are the crazy people.- Foxi dokończyła za mnie refren i zalała się łzami.-Przepraszam ja nie chciałam wam tego zrobić. Po prostu zapomniałam, kim jestem i co powinnam.

Żadnych wieści o Foxi. W Internecie, w telewizji, w gazetach nigdzie, a można by pomyśleć, że hybrydzie żarówki, kobiety i lisa będzie trudno wtopić się w tłum. 

***
Drzwi powoli się otworzyły. Piegowaty chłopak z duszą na ramieniu wszedł do ciemnego korytarza. Głośno przełknął ślinę widząc ciemne plamki na posadzce zaczynające się przy zamkniętych drzwiach i prowadzących w głąb mieszkania. Przechodząc przez salon wstrzymał oddech jakby samym oddychaniem mógł sprawić, że wielkie wierzę z książek ustawione wokół kanapy i obok stołu runą z głośnym łoskotem na ziemię.
Z pokoju po drugiej stronie salonu dobiegało ciche gardłowe wycie. Szatyn przeszedł kilka kroków dzielących go od drzwi i zamarł w progu. Pokój ciemniejszy niż reszta mieszkania. Tutaj też poustawiane były wierzę z książek pomiędzy nimi walały się puste pudełka po jedzeniu na wynos, ubrania, a gdzie nie gdzie stały niektóre dymiące a niektóre już wypalone kadzidła. Pod wielkim oknem obecnie zasłoniętym ciężkimi grubymi zasłonami na niewielkim podwyższeniu przy największym stężeniu książek i kadzideł medytowała Mary.

Mary

Siedziałam na niewielkiej polanie w samym środku gęstego lasu. Las, mimo, że ciemny i mroczny bez wątpienia był żywy. Mokra ziemia była czarna i żyzna. Wyrastały z niej zielone niskie krzewy, paprocie i wysokie drzewa o bujnych koronach przysłaniających niebo. Nie byłam tam sama. Towarzyszył mi Wolf. Tak właściwie, jak co dzień przyszłam go odwiedzić. Niestety niezbyt się z tego cieszył.
-Po, co tu jesteś?-Zapytał swoim niskim grubym dudniącym i przeszywającym człowieka do samych kości głosem. 
-Ponieważ szukam odpowiedzi na moje pytania.
-Więc pytaj. 
-Jaka jest twoja historia?-Słyszałam ją już setki razy w ciągu ostatnich kilku miesięcy, ale to była jedyna konkretna rzecz, jaką mogłam od niego wyciągnąć.
-Kiedyś miałem rodzinę.-Mówił spokojnym i opanowanym głosem zawsze tak samo.- Jednak obawiała się ona mojej siły i tego, w jaki sposób mógłbym jej użyć. Wiele razy próbowali mnie uwięzić jednak bezskutecznie, aż raz któryś postanowili użyć postępu.-Tak samo jak zawsze w jego zielonych ozach pojawił się złowieszczy blask tak jakby jednej chwili zapłonęły w nich tysiące ognisk by w następnej sekundzie zgasnąć.- Mój przyjaciel, który był dla mnie niemal jak ojciec zaprowadził mnie w pewne miejsce na granicy lasu gdzie była zastawiona na mnie zasadzka, pomimo, że czułem, że coś wisi w powietrzu nie chciałem do siebie dopuścić myśli o jego zdradzie jednak, kiedy reszcie zdałem sobie z tego sprawę boleśnie okaleczyłem zdrajcę jednak to było jedyne, co byłem w stanie zrobić.
Zwykle po tych słowach następowała cisza, w którą obydwoje się wsłuchiwaliśmy, jednak tym razem zobaczyłam jasny blask zamrugałam szubko i moim oczom ukazał się zmartwiony Alex i mój zagracony pokój.
-Alex, co ty tu robisz?-Zapytałam zdziwiona. 
-Boże nic ci nie jest. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak mnie wystraszyłaś?-Jego torba spadła mu z ramienia i z głośnym brzdękiem uderzyła w podłogę.
-Czemu?-Spytałam dalej nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
-Od miesiąca nie dawałaś znaku życia.- Powiedział z wyrzutem
O kurwa. Spieprzyłam sprawę. Nie odzywałam się przez miesiąc do mojego najlepszego przyjaciela. Cały miesiąc. Jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się zapuścić na tak długo.
Musiałam wyglądać na bardzo zdziwiona, bo oburzenie na twarzy Alex’a stopniowo malałoby w końcu zmienić się w troskę.
-Chcesz może herbaty?-Spytałam powoli podnosząc się z ziemi. Doświadczenie nauczyło mnie, że po długiej medytacji mogę niemieć pełniej władzy w nogach, więc lepiej z tym uważać. Któregoś razu poniosłam się niemal natychmiast i tak szybko jak wstałam tak samo szybko upadłam z powrotem na ziemię.  Tym razem jednak skończyło się tylko na lekkich zawrotach głowy. 
-Wszystko w porządku?-Spytał podtrzymując mnie za ramię. 
-Nooo. Tylko trochę mi się zakręciło w głowię wiesz zmiana ciśnienia te sprawy. To, co z tą herbatą?  
-Hah. Jesteś pewna? Może ja ją zrobię?
-Pfff. Co, ze ja niby herbaty nie umiem zrobić? Jeszcze tak ułomna nie jestem.-Powiedziałam wychodząc z mojego pokoju i idąc do kuchni. Po drodze przez salon dopadła mnie alergia na kurz, więc zaczęłam się smarkać. 
Zostawiłam Alex’a w kuchni, a sama poleciałam do łazienki szybko wykąpałam się w zimnej wodzie, ubrałam się w szlafrok i wróciłam do mojego przyjaciela.
-Co ty tam właściwe spakowałeś?-Spytałam wstawiając czajnik z wodą na gaz.
-Apteczkę, mangi, łom, sushi, twoją ulubioną czekoladę, gumę do żucia, chusteczki, mentolowe krople do inhalacji, maseczkę higieniczną…
-Hahaha! Po co ci był łom?-Przerwałam mu wybuchając śmiechem.
-Zapomniałem, że mam klucze do twojego mieszkania. W ogóle to się ciesz, że nie zabrałem siekiery.- Powiedział udając obrażonego. 
-Hahaha. Był byś jak ten koleś z Lśnienia. HEEEEEEAAAAAAARRRRRSSSS ALEX!
-Hah. O ile w ogóle trafiłbym nią w drzwi.
-Oj bez przesady dałbyś radę.-Ten drugi na pewno, a potem odrąbałby mi głowę. 
-, Co ty tak właściwie tutaj robisz?-Zapytał nalewając mi i sobie herbaty.
-Medytuje.-Powiedziałam wysmarkując nos w chusteczkę.-Nie daje mi spokoju to, że wszyscy w koło wiedzą o Wolf'e więcej niż ja.
-Dowiedziałaś się czegoś?
-Nic konkretnego. Jak na razie wiem tyle, że świat nie może się zdecydować czy wilki są dobre czy złe...I Wolf ma mi chyba za złe to, że tyle nie grałam.
-Przepraszam.-Powiedział Alex po dłuższej chwili milczenia.
-Za, co ty mnie przepraszasz głąbie jeden?!-Wściekłam się.
-Bo to przeze mnie.
-Jesteś głupi.-Minimalnie skulił się na krześle i spuścił wzrok -Sorry.-Wydukałam.
-Nic nie szkodzi.-Odparł.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez dłuższy moment, co chwila popijając po pijając herbatę 
-Ale mam syf.-Powiedziałam przerywając ciszę. 
-Jak chcesz pomogę ci jutro sprzątać tylko dzisiaj zajmij się sobą. Wyśpij się, zjedz coś ciepłego, a właśnie my tu gadu-gadu, a sushi się marnuje. –Powiedział grzebiąc w torbie i wyjmując z niej dwie plastikowe tacki.
-Masz sushi i nic nie mówisz?
-No widzisz taki zemnie głupi ja.-Powiedział uśmiechając się. Brzmiało to jak niewinny żart, ale ja słyszałam jak gdzieś między wierszami Ten Drugi wypomina mi każde złe słowo.


Rozdział 1 za nami. I jak? Nie wyszłam z wprawy?
Jestem teraz sobie na wakacjach pogodę mam trochę schrzanioną, ale i tak jest fajnie. Całą rodzinka od pięciu dni mieszkam w jednym pokoju i żyjemy.
Kelly:*podchodzi bardzo blisko do Mary  uśmiecha się i  na nią patrzy*
Mary: Co jest ?
Kelly: Mam kamień.
Mary: Ciesze się twoim szczęściem.
Kelly: Jest gładki.
Mary:...
Kelly: Chcesz zobaczyć?
Ines: Kto podpuścił Kelly, żeby napiła się morskiej wody? Kyoya patrze na ciebie.
Kyoya: To nie ja.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta
Hania.



niedziela, 7 sierpnia 2016

Beyblade po mojemu sezon 2 Prolog

Prolog

Gdzieś pod jedną z wielu siedzib WBBA więziennym korytarzem szedł Otori. Miał kolejne cele zapełnione najgorszym elementem, jaki kiedykolwiek zagroził bezpieczeństwu świata.
Wielu z tych ludzi Otori osobiście tam umieścił. Bynajmniej nie przyszedł tutaj napawać się zwycięstwem. Miał jasny cel. Wyjaśnić to, czego nie udało mu się dotąd ogarnąć.
A jedyną osobą, jaka mogłaby rzucić jakieś światło na tę sprawę był właśnie on...
Doji…siedział przy stole skuty po drugiej stronie grubej ścianki z pleksy dzielącej cały pokój na dwie równe części.
-Cóż za niespodzianka. Witaj Tsubasa.-Dyrektor Otori usiadł przy drugim końcu stołu.- Co u ciebie? Uwierzysz, że mają mnie tu za wariata?-Powiedział, po czym wybuchnął głośnym niepohamowanym wręcz duszącym śmiechem, kiedy wreszcie udało mu się uspokoić dodał.-Świry.-Prychnął pod nosem i cicho zachichotał jakby miał za chwile po raz kolejny wybuchnąć śmiechem.
-Daruj sobie Blanc.-Powiedział spokojnie chłopak.-Nie przyszedłem tutaj w odwiedziny chce wiedzieć, dlaczego tak ci zależało na zniszczeniu Mary.
-Nudziło mi się.-Odparł odchylając się do tyłu i bujając na krześle.
-Znam cię na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie szantażowałbyś brata z nudów. Zbyt mocno ci na nim zależy, żebyś był w stanie to zrobić.-Doji przestał się bujać i oparł cię o blat stolika
-Co z nim?-Zapytał wiedząc, że udawanie nic mu nie da.
-Żyje.-Odparł krótko.-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Eeeech!-Westchnął gwałtownie wstając od stolika. Momentalnie został wzięty na celownik, przez co najmniej pięciu strzelców wyborowych.- Dlaczego zwracasz mi głowę takimi głupotami?-Pytał chodząc w kółko po pokoju.-Czy to nie oczywiste, że żeby wygrać wystarczy złamać ducha walki przeciwnika?
-Twoja teoria nie sprawdza się w praktyce.
-Ach kobiety. Po 15 latach myślisz, ze wiesz o nich wszystko, a tu proszę nawet nie przedarłeś się przez powierzchnie. Nie przewidziałem, że jest, aż tak silna. Zdawałem sobie sprawę z jej mocy, dlatego poświęciłem jej więcej czasu, ale zamiast się ostatecznie załamać zachowała się jak szczur przyparty do muru.-Urwał widząc zdziwienie na twarzy swojego rozmówcy.-Chyba mi nie powiesz, że nie wiecie, co będzie o ile już nie jest w stanie zrobić.-Otori nie odezwał się, a samo to wystarczyło Doji’emu by wyciągnąć odpowiednie wnioski.-Hah. WBBA jak zwykle nieprzygotowane. Dobrze ci radzę Tsubasa uciekaj stamtąd dopóki jeszcze możesz.-Jasnowłosy wyciągnął odznakę i rzucił ja na blat tak by Blanc mógł się jej przyjrzeć, kiedy to zrobił uśmiech zszedł z jego twarzy.-Czyli już nie możesz…Moje szczere gratulacje dyrektorze Otori.-Usiadł z powrotem przy stole.-Jeszcze jakieś pytania?-Burknął.
-Kto dowodzi Pająkami?
-A skąd mam to wiedzieć? W tego typu gangach dowódca zmienia się częściej niż jesteś to sobie w stanie wyobrazić.
-Dobrze wiesz, o co pytam. Z kim wtedy współpracowałeś?
-Z nikim. Wtedy to ja dowodziłem teraz to może być każdy.-Tsubasa zasępił się intensywnie nad czymś myśląc. Po chwili wstał i ruszył w kierunku drzwi.
-Co z Celest?-Usłyszał, gdy był w połowie wpisywania kodu otwierającego drzwi.
-Nie wiem.-Odparł tylko i wyszedł. Przecież nie powie mu, wprost, że przerażonej do szczętu kobiecie udało się uciec jego ludziom i do te pory pozostaje nieuchwytna.
WBBA popełniło kilka kardynalnych błędów w trakcie swoich działań jednak, co do jednej rzeczy nie możemy mieć wątpliwości. W szkoleniu agentów niema sobie równych.

 

Prolog za nami. Ach. Nawet nie wiecie jak długo ten prolog czekał na swój wielki dzień. Nowe wątki w które wplątane będą wasze ulubione i te znienawidzone postacie. Cieszycie się?
 Dora dosyć tej nostalgii pora na parę faktów.
Fakt 1 wyjeżdżam nad morze na tydzień
Fakt 2 zabieram  ze sobą laptop
Fakt 3 to czy pierwszy rozdział drugiego sezonu sie pojawi sie w piątek jest wielce nieprawdopodobne.
Fakt 4 będę z wami w stałym kontakcie komentarzowym
Fakt 5...
Kelly:*ubrana w białą koszulę czarna spódnice okulary w czarnych oprawkach butach na obcasach i spiętych włosach przemaszeruję przez środek pomieszczenia*
Alex: Co jej jest?
Ryuga: Stwierdziła że skoro jest pełnoletnia to musi sie tak zachowywać.
No to ja się z wami żegnam
Do następnego posta
Hania.

czwartek, 4 sierpnia 2016

Druga strona medalu (R.15)

Rozdział 15

Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie masz nic. Jesteś niczym.
Wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
Ej Podróbko potrafisz wymyślić coś sama?
Podróba powtórz za mną: „ Jestem nic niewartą kopią”.
Kopia nigdy nie dorówna oryginałowi.

Co ja wam takiego zrobiłam!?

Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie masz nic. Jesteś niczym.
Wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
Ej Podróbko potrafisz wymyślić coś sama?
Podróba powtórz za mną: „ Jestem nic niewartą kopią”.
Kopia nigdy nie dorówna oryginałowi.

Zostawcie mnie!

Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie masz nic. Jesteś niczym.
Wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
Ej Podróbko potrafisz wymyślić coś sama?
Podróba powtórz za mną: „ Jestem nic niewartą kopią”.
Kopia nigdy nie dorówna oryginałowi.

Proszę…

Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie masz nic. Jesteś niczym.
Wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
Ej Podróbko potrafisz....
Glimierr
Glimierr

Powoli otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju oprócz rozwalonego na łóżku Gokany nie zobaczyłam nikogo.
Dziwne.-Pomyślałam.- Dałabym sobie rękę uciąć, że go słyszałam.
 Usiadłam na łóżku obarierując się plecami o ścianę.
Powoli przywoływałam wspomnienia z ostatnich kilku godzin.  Wstyd, jaki poczułam na wspomnienie głupot, jakie wygadywałam mieszał się z niepokojem, jakie wywoływała świadomość gdzie obecnie się znajdowałam by ostatecznie zostać przez niego kompletnie zagłuszonym.
Dlaczego wszystko musi się zjebać akurat, gdy zacznie mi się układać?
-No i co teraz zrobimy?
-Nya.
-Uciekamy.-Stwierdziłam.
-Nya!- Gokana nagle dostał jakiegoś kociokwiku miałczał wściekle, co chwile uderzając moją nogę łapą.
-Oj już dobra, dobra.-Kot prychnął na mnie i się uspokoił.- Ty możesz zostać.-Spojrzał na mnie jakby chciał mnie zabić, a ja wybuchłam śmiechem.
Usłyszałam jak otwierają się drzwi, a potem miałczenie Midnight i łagodny wiecznie mruczący głos Johanesa. Położyłam się z powrotem przykryłam kołdrą i zamknęłam oczy. Chłopak jeszcze chwile pokręcił się po domu zanim przyszło mu do głowy, żeby do mnie zajrzeć.
-No już nie udawaj wiem, że nie śpisz.-Powiedział siadając obok mnie na łóżku.-Jak się czujesz?-Spytał, kiedy niezadowolona usiadłam i podkuliłam nogi.
-Już dobrze. Przepraszam za to, że musiałeś to wszystko oglądać. Naprawdę nie wiem, co mnie wtedy opętało. W ogóle to, dzięki że mi pomogłeś...Znowu.
-A już myślałem, że się nie doczekam.
-Nie podziękowałam ci wcześniej?
-No jakoś nie.
***
-Naprawdę dałabyś się zabić Celest?-Spytał, kiedy ze wstrętem odgoniłam to paskudne łyse zwierzę.
-Okłamałeś mnie.-Wychrypiałam ścierając wierzchem dłoni żółć z kącika moich ust.
-A ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie.-Odparł spokojnie. 
-Nie chce żyć i nie obchodzi mnie jak stąd odejdę.-Burknęłam.
-Dlaczego?-Łysol wskoczył mu na kolana, a ten natychmiast zaczął go drapać za uchem.
-Nie twój zasrany interes.
-Uratowałem ci życie, więc jesteś mi je winna, więc to jak najbardziej jest mój interes.
-Spieprzaj.-Warknęłam.
***
-Przepraszam.
-Daj spokój. Było minęło.-Machnął ręką.-Tylko nie rob tak więcej.-Zastrzegł.
-Spróbuję.
-No dobra, a teraz wyłaź.- Szarpnął pościel wstając, ale udało mi się ją przytrzymać tak, że w dalszym ciągu mogłam się od nią schować.
-Nigdzie nie idę.
-Oj Glimer nie możesz przesiedzieć całego dnia w łóżku.
-Założymy się?
-Glimer.-Jego głos przybrał ostrzegawczy ton.
-Tak?-Spytałam słodko i niewinnie w duszy mając nadzieję, że się wkurzy i sobie odpuścić.
-Wyłaź.
-Nie.
-Obiad jest na stole. Nie jesteś przypadkiem głodna?-Jak na złość zaburczało mi w brzuchu.
-Przynieś mi go tutaj.
-Nie. Zejdź na dół do kuchni.
-Zagłodzić mnie chcesz. Ty okrutniku.
-Nie przesadzaj. Choć na dół i zjedz ze mną.
-Czemu tak ci na tym zależy?
-Porostu lubię z tobą jeść. To taki dla ciebie problem sprawić mi tę przyjemność?
-Oj tam nie dramatyzuj. -Owinęłam się szczelniej w pościel i powoli doczłapałam się do drzwi.
-Dzięki, że zmieniłaś zdanie...-Zaczął Johannes idąc za mną asekurując mnie przy tym jakby bał się, że w ostatniej chwil zmienię zdanie.
-Dobra daruj sobie.-Byłam na schodach, gdy usłyszałam jak otwierają się drzwi wejściowe momentalnie wyskoczyłam z pościeli pognałam do pokoju i schowałam się do szafy.
-Co...Gdzie...Ale...Motti!!!-Usłyszałam zdezorientowany głos Johannesa.
-Cześć!  Stęskniłeś się za mną?-Odezwała się jakaś obca dziewczyna, chociaż jej głos kojarzyłam z telefonicznych rozmów, które Johanes przeprowadzał bóg wie, z kim.  
-Nie. Wypierdaling.
-Co cię ugryzło?
-Twoje pchły. Wypierdalaj wystraszyłaś Glimer. Mówiłem ci, że masz zadzwonić zanim przyjdziesz.
-Glimer!?-Zapiszczała ignorując resztę wypowiedzi chłopaka. Usłyszałam szybkie kroki. -Kici kici. Glimer! Wyłaź!
Ona myśli, że jestem kotem. Nie dość, że wpieprza się tu bez zaproszenia to jeszcze bezczelnie mnie obraża.- Wobec takiej zniewagi postanowiłam unieść się honorem, co jest dość trudne, gdy się siedzi w szafie w samej koszuli nocnej.
Wyszłam z szafy starając się wyglądać jak naj mniej głupio, po czym spojrzałam z wyższością na maltretującą Gokane dziewczynę.
- Motti to jest Glimer.-Przedstawił mnie.-Glimer to jest moja młodsza siostra Motti.
-Cześć.-Powiedziałam stukając przy tym palcami w biodro przywołując do siebie Gokana.
-Łał. Jesteś...Dziewczyną.
-Dzięki za info, bo sama nie byłam pewna.-Prychnęłam biorąc kota na ręce i idąc w stronę walizki
-Zabierzemy ją na Hanami?-Usłyszałam za sobą i mnie zamurowało.
-Nie wiem czy będzie chciała iść z nami.
-Dlaczego miałaby nie chcieć?-Udając, że ich nie słyszę złapałam walizkę za rączkę i zaciągnęłam ją do garderoby zamykając za sobą drzwi.
Na jednym z wieszaków zobaczyłam sukienkę w kwiatki tę sama, którą Johannes dał mi pierwszego dnia, żebym nie łaziła w brudnym dresie.  
***
-Tak myślałem…-powiedział opierając nogi na stoliku zakładając ręce za głowę i zamykając oczy.-, A patrzyłem, bo masz zgrabne nogi, ale rzadko, kiedy je pokazujesz.-Odruchowo pociągnęłam nogi bardziej pod siebie, a słysząc mój gwałtowny ruch Johannes cicho się zaśmiał nie otwierając oczu.
***
W sumie, dlaczego nie? Zdjęłam ją z wieszaka i założyłam razem z czarnymi kryjącymi rajstopami wyjętymi z walizki. Ubrałam się szybko, ale dosyć długo zwlekałam z wyjściem stamtąd, a niech sobie pogadają. Pewnie długo się nie widzieli. Czekając nałożyłam delikatny makijaż, ale nie mogłam nigdzie znaleźć peruki.
-Żyjesz tam?-Zawołał w pewnym momencie Johannes pukając przy tym w drzwi garderoby.
-Nie. Umarłam.-Burknęłam wychodząc z garderoby.
- Łaaaał, ale jesteś śliczna. Teraz to już musisz nami na Hanami. Zgódź się, zgódź się prooooooszę.-Dziewczynka złożyła razem dłonie i spojrzała na mnie wielkimi jasnozielonymi oczami. Kokardka, która związane były jej jasnobrązowe włosy przypominała kocie uszy.
-W sumie, co mam do stracenia?-Spytałam tym samym się zgadzając.
-Nya!-Miauknęła radośnie i obróciła się w miejscu.-Widzisz Johannes jak Motti poprosi to każdy się godzi.
-Niech ci już będzie.-Burknął Johannes.- Idź po koszyk jest w kuchni.
Dziewczyna wyszła z pokoju radośnie podskakując.
-Wiesz, jeśli nie chcesz to nie musisz z nami iść.-Powiedział poprawiając pozwijane ramiączko mojej sukienki.
-Sam mówiłeś, że musze się wreszcie przełamać i zacząć wychodzić.
-Ale jak cos będzie nie tak od razu mi powiesz.-Nagle zza moich pleców coś wyskoczyło i zasłoniło mi oczy.
-Teraz jesteś gotowa.-Powiedziała Motti poprawiając kapelusz, który przed chwilą wsadziła mi na głowę i się do mnie przytulając.
-Dzięki. Gdzie idziemy?
-Zobaczysz.
Gdy tylko wyszliśmy Motti zostawiła mnie i Johannesa daleko w tyle podbiegając tylko od wystawy do wystawy i zachwycając się tym, co widziała.  Gdy patrzyłam jak tak sobie radośnie biega mimowolnie się uśmiechałam.
-Nie daj się nabrać ona tylko udaje taka milutka jak czegoś chce.- Ostrzegł mnie nieodstępujący mi na krok chłopak. Musiał się naprawdę wystraszyć mojego wczorajszego ‘‘ataku’’. Co do mnie dzisiaj było już dużo lepiej może to przez to, że tym razem wiedziałam, co zobaczę za drzwiami. Nie wiem i szczerze nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. Dzisiaj chcę po prostu cieszyć się kwitnącymi kwiatami wiśni.
-Wiesz jesteście do siebie bardzo podobni.-Powiedziałam uśmiechając się zadziornie.
-Pośpieszcie się! Ile mam na was jeszcze czekać?-Zawołała Motti stojąc przed bramą cmentarza Aoyama.
Szliśmy główną uliczką, po której obu stronach kwitły drzewa wiśniowe.  
-Ciała zmarłych pochowane są pod drzewami wiśni.-Zacytowałam pierwszą linijkę opowiadania, które kiedyś czytałam.
-Wszystko w porządku?-Zapytał Johannes.
-Tak. Daj mi chwile. Chciałabym coś sprawdzić.
-Dobrze.-Zgodził się po chwili wahania.- Rozłożymy koc pod tamtym drzewem.
-Zaraz do was dołączę. 
***
Już od godziny wpatrywałam się w ekran komputera nie mogąc uwierzyć w to, co widzie. W Tokio miał miejsce wypadek. Autobus zderzył się z cysterną z paliwem. Wszyscy spłonęli. Nie udało się uratować ani jednego ciała. Władze były tak zdruzgotane tym wypadkiem i brakiem możliwości pochowania ofiar ustawiła pomnik upamiętniający tę katastrofę. Taki zbiorowy grób, na którym wygrawerowane były imiona i nazwiska wszystkich ofiar między innymi widniała tam Emi Kuroda.
Moja mama.
***
Stałam pod pomnikiem jak słup soli. Wbrew pozorom wieść o jej śmierci nie przyniosła ze sobą ani smutku ani ulgi nie przyniosła absolutnie nic. Mimo, że spędziłam z tą kobieta trzynaście lat mojego życia była dla mnie kompletnie obcą osobą.
W końcu udało nam się wyjść razem na Hanami.-Pomyślałam odpalając kadzidełko i odchodząc. 
Pod umówionym drzewem przywitało mnie radosne:
-Nareszcie. Johannes nie pozwolił mi zacząć jeść dopóki nie przyjdziesz.
-Ty niedobry ty.- Powiedziałam strącając Johannesowi czapkę z głowy.-Tak siostrę męczyć.-Usiadłam na kocyku i sięgnęłam do koszyka po puszkę owocowego piwa.
-Kolejna, dla której lepsze dango od kwiatów.-Zaśmiał się również grzebiąc w koszyku.
-Dziwisz się? Tak wam się spieszyło, ze nie daliście mi nawet zjeść śniadania.
-Johannes! Jak mogłeś!?  W ogóle o nią nie dbasz.-Dołączyła się Motti.
-Teraz we dwie będziecie mi robić wyrzuty?-Zapytał ‘’oburzony’’
-Tak.-Przytaknęłam równocześnie z Motti i obie wy buchnęłyśmy śmiechem.
Mimo tego, co mówił szatyn jedzenie wcale nie było dla mnie ważniejsze od kwiatów. Piękne białe płatki pokrywające gałęzie pozbawione liści na tle nieba wyglądały jak żywcem wyjęte z bajki. Wraz z nadejściem wieczoru zaczęła grać muzyka. Gdy tylko Motti to usłyszała pobiegła dołączyć do tańczących i zostaliśmy sami.
-Chcesz cos zobaczyć?-Spytał Johannes siedzący obok mnie i również opierający się o drzewo.
-Boję się odpowiedzieć…Tak.-Powiedziałam szybko.
-No to, choć za mną.-Powiedział, po czym zaczął wspinać się na drzewo.
-Co ty robisz?-Zdziwiłam się strzepując z kapelusza paprochy, które przez wygłupy szatyna się na nim znalazły.
-Nie zadawaj głupich pytań tylko daj mi rękę.-Odparł, po czym złapał moją wyciągniętą dłoń podciągną mnie cała do góry i posadził koło siebie.
-Łał nie spodziewałam się, że z ciebie taki siłacz. –Powiedziałam sadowiąc się wygodniej na gałęzi.  
-Nie gadaj tylko patrz.-Delikatnie nakierował moja głowę na nocne niebo, na które powoli jeden po drugim wpływały lampiony. Patrzyłam na nieoczarowana i otoczona zapachem wiśni, który przywołał tyle złych wspomnień ciesząc się, że jestem właśnie tutaj.
-Lubię twoje oczy.- Powiedział Johannes, gdy ostatni lampion zniknął z pola mojego widzenia.
***
Śmiejesz się do świecącego słońca, tańczysz w deszczu, a jak coś opowiadasz to oczy błyszczą ci tak jakbyś zmieściła w nich wszystkie gwiazdy.
***
-Bo błyszczą jak gwiazdy?-Spróbowałam zażartować mimo ściskającego się gardła.
-Bo, gdy teraz tak na nie patrzę są fioletowe, a zawsze mi się wydawało, że są czarne. Skąd ci ten banał w ogóle do głowy przyszedł? Brakuje tylko: Ej bejbe bolało jak spadłaś z nieba?
-Hah. No fakt to było głupie.-Zaśmiałam się lekko łamiącym się głosem.
-Czekaj mam jeszcze jeden. Masz może mapę? Bo zgubiłem się w twoich oczach, albo gdybyś była kanapką w MacDonaldzie nazywałabyś się Mac. Beauty.  No, co ty Glimer. Ty płaczesz?-
-Co? Nie…tylko coś mi wpadło do oka.-Przetarłam policzki rozmazując przy tym lekko makijaż.
-Powiedź mi, co ja z tobą mam?-Westchnął ścierając ostatnią zbłąkaną łezkę rękawem swojej koszuli.
-Kupę kłopotów.
-Johannes.-Zagadnęłam po dłuższej chwili milczenia.
-Hym?
-Dlaczego tak właściwie mi pomogłeś?
-Dlaczego ci pomogłem? Wiesz…przypominasz mi kogoś.
-Kelly?
-Nie, nie ją.-Zaśmiał się kręcąc głową.-Wiesz pewnie mi nie uwierzysz, ale już w Dark Nebuli zaczęłaś odchodzić od zachowania oryginału.-Spojrzał na mnie.- I to właśnie na tej malutkiej części ciebie zaczęło mi zależeć.
-Głupi jesteś.-Poczułam na policzku jego chłodną dłoń.
-Ty też.- Nasze usta zbliżyły się do siebie powoli.
Johannes delikatnie dotknął moich ust swoimi własnymi nie wiedząc czy może sobie na to pozwolić. Był na swój sposób uroczy, a z drugiej strony był dla mnie większą tajemnicą niż mój własny charakter. Odpowiedziałam, ostrożnie obejmując przy tym usta szatyna swoimi własnymi. Czułam na skórze jego ciepły oddech i smak dango, które przed chwilą razem jedliśmy. W końcu po tym wszystkim było po prostu dobrze.

Miłość jest kotem. Przychodzi, kiedy ma na to ochotę. Nie pytając o zdanie siada na kolanach i ogrzewa cię samą swoja obecnością. Ma pazury, ale i tak wiesz, że fajnie jest mieć kota.

KONIEC ❤




Widzicie jak chcę to umiem napisać szczęśliwe zakończenie historii miłosnej. :)
Ines: Ale co ta biedna dziewczyna musiała się wycierpieć to jej.
Ja: Oj tam szczegóły.
Kelly: Tak samo jak to, ze nota bene oboje są źli?
Mary: I jedno z nich chciało zniszczyć świat?
Ja: Tak. Nie marudzić! Cieszyć się!
Ryuga: Jedyny powód do radości jaki widzę to taki, że zaczniesz wstawiać drugi sezon Beyblade po mojemu.
Ja: Jesteście wstrętni, okropni, albo Ines.
Tym optymistycznym akcentem ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.