czwartek, 28 kwietnia 2016

Druga strona medalu (R. 4)

Rozdział 4

Weszłam do baru. Powietrze przesycone dymem z cygar i alkoholem otuliło moją nową twarz.
Gdy przechodziłam przez środek sali czułam na sobie ciekawskie i wrogie spojrzenia.
Wada bycia mną. Za każdym razem jestem witana jak ktoś nowy.
-Po proszę sake. Schłodzoną.-Powiedziałam siadając przy barze.
-A panienka to się przypadkiem nie zgubiła?-Zapytał barman stawiając przede mną kieliszek.
-Jestem tu gdzie chce być.-Powiedziałam wypijając moje zamówienie.-Jeszcze raz.
-Słonko - oho jakiś przychlast uderza w bajerę.- Co powiesz na przejażdżkę na moim koniu?
Obróciłam się do niego przodem i wycelowałam pistolet w jego krocze.
-Coś mi mówi, że jak będzie tak galopował to za chwilę okuleje.-Poczekałam, aż do niego dotrze, o co mi chodzi, a gdy zbladł warknęłam.-Spierdalaj.
-Loulian. Dopiero teraz cię poznałem.-Powiedział barman.
To mój pseudonim. Wiecie ciężko robić z kimś interesy gdy ten ktoś nie bierze cię na serio, a trudno brać na serio kogoś kto przedstawia się jako „Błyskotka”.  Na początku nie używałam, żadnego iminenia dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że coraz więcej ludzi zwraca się do mnie per: „Loulian”.
-I tak dobrze, że nie musiałam zdejmować kontaktów.-Przyznałam odchylając się i obracając w palcach kieliszek.
-Z nowym zleceniem są jakieś problemy?
-Można to tak nazwać. Co wiesz o Chao Xin ’e?

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty had a child
Bam-e-lam the damn thing gone wild
Bam-e-lam she said it weren't not of mine
Bam-e-lam the damn thing gone blind
Bam-e-lam I said: "Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh Black Betty, bam-e-lam

Chao Xin. Narcyz, jakich mało. Wiecznie otoczony przez kolorowy łańcuszek fanek… Serio? Łatwiejszego celu nie było? Dobra wiem, że za pierwszym razem mi się nie udało nie musicie mi przypominać. Teraz pytanie za 500 punktów. Jak chcę to załatwić? Po cichu czy w stylu Betty?
Tak jakbym miała jakikolwiek wybór.
Strzepnęłam mikroskopijnie drobinki kurzu, jakie zebrały się na mojej bokserce, poprawiłam loki i spojrzałam na Chao Xin'a znacząco.
Teraz wystarczyło zaczekać.
Głupi gwiazdor długo kazał mi na siebie czekać, ale opłaciło się.
-Służbowo czy rekreacyjnie?-Zsunęłam okulary przeciw słoneczne na czubek nosa i spojrzałam na niego.
-Przyjechałam się rozerwać.-Kontem oka udało mi się zobaczyć wściekłe spojrzenia rzucane w moją stronę przez dziewczyny dotychczas Masz jakiś pomysł?
Zmierzył mnie wzrokiem i zapytał uśmiechając się zawadiacko:
-Grasz w beyblade?
-Gram, ale tak jak wszyscy.
-No to pokaż, co potrafisz.
-Tutaj?-Spytałam delikatnie się rozglądając.
-Nie. Znam jedno idealne miejsce na naszą walkę. Choć za mną.-Chłopak uśmiechną się zawadiacko i zaczął dokądś iść.
***
-No, no Wielki Chiński mur. Zawsze zabierasz tu dziewczyny na pierwszą randkę?
-Nie. Tylko te z pazurem.
-Hah. Mam się czuć wyróżniona?-Wzruszył tylko ramionami.-Walka dwa na dwa ty i Virgo kontra ja i Biała. Gramy do uziemienia bądź uśpienia przeciwnika.
-Teren walki?
-Tam gdzie nas tylko poniesie. To jak będzie Chao Xin? Wchodzisz w to?
-Wchodzę.
-No i pięknie. Gramy do dwóch wygranych. Start.-Błyskawicznie załadowałam kuczer i wystrzeliłam Białą. Na ziemi już czekała na nią Virgo.
Sukinkot szybki jest.
 Bey Chao Xin’a odbił moją kotkę tak, że znalazła się tuż pod jego stopami.
 Idiota. Widać, że to jego pierwsza taka walka.
-Przeszkoda.-Biała szybko przemknęła za plecy mojego przeciwnika i tam wytworzyła lodową przeszkodę wysokości krawężnika. Chłopak widząc jak bey Betty znika za jego plecami odwrócił głowę chcąc zobaczyć, co się za nim dzieje.
To był błąd.
Jednym skokiem znalazłam się tuż przy nim i wymierzyłam mu solidnego kopniaka w klatkę piersiową. Udało mu się częściowo zablokować ten cios, ale siła uderzenia pchnęła go na tle mocno by poleciał kawałek do tyłu i wywalił się o "krawężnik" na moje nie szczęście udało mu się pociągnąć mnie razem ze sobą, ale szybko zorientowałam się, w czym rzecz i lewą ręką przyparłam jego prawe ramie do ziemi, a prawą dłoń zacisnęłam w pięść i zamierzyłam się na niego.
-Jeden zero.-Powiedziałam powoli cedząc słowa, na co brunet tylko uśmiechnął się łobuzersko. Objął mnie lewa ręką i przetoczył się razem zemną tak, że wylądowałam na plecach. Złapał moje ramiona i mocno przycisnął je do reszty ciała.
-Remis, a teraz patrz jak z tobą wygrywam.-Powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.- Taniec Tysiąca Ciosów.
-Po moim trupie! Biała uciekaj!-Wydałam rozkaz i zajęłam się Chao Xin’em.
Zebrałam się w sobie przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i odepchnęłam go na tyle na ile pozwalały mi nogi. Chłopak zrobił kilka koślawych kroków do tyłu i gdy już prawie odzyskał równowagę krzyknęłam:
-Biała Prawdziwe Lodowe Obcięcia!- Bey zatoczył się i wbił Chao Xin'a w ścianę pokrywając go od pasa po samą szyję lodem.-Zdaje się, że wgrałam.-Powiedziałam splatając ręce na piersiach i uśmiechając się do niego łobuzersko.
-Nie da się temu zaprzeczyć.-Odparł próbując zachować resztki godności.
-Nie uważasz, że należy mi się za to jakaś nagroda?-Spytałam podnosząc uśpioną Virgo.
-Uwolnij mnie, a zafunduje ci niezapomniany wieczór.
-Hymmmm.-Zamruczałam podchodząc do niego powoli.-Wiesz to nawet kusząca propozycja-powiedziałam wkładając jego bey'a do pudełka przy jego pasku i gładząc je w zamyśleniu.-,Ale wolę sama wybrać sobie nagrodę.-Dokończyłam odpinając jego pasek i wolno go wyciągając. Pewnie domyślacie się, co stało się z jego spodniami, kiedy straciły oparcie.
Wyraz zmieszania na twarzy mojego przeciwnika był bezcenny.
Zapięłam pasek razem z przyczepionym kurczem i bey'em na moich biodrach i uśmiechnęłam się łobuzersko.
-No to mi wystarczy.-Powiedziałam i poklepałam go krzepiąco po policzku.-Oj nie rób takiej miny. Nie po wisisz tu długo twoje fanki szybko cię znajdą i...Wiesz na twoim miejscu zaczęłabym panikować-zaśmiałam się jeszcze na odchodnym.
-Liczę na rewanż!-Zawołał za mną. Zatrzymałam się zaskoczona, ale szybko wróciłam do siebie i nie odwracając się ruszyłam przed siebie.
"Liczę na rewanż."  Pchi! Z takim tekstami to do oryginału...


Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really gets me high
Bam-e-lam you know that's no lie
Bam-e-lam she's so rock steady
Bam-e-lam and she's always ready
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam


No gdzie on może być? Jakoś wcześniej nie opuszczał swojego gabineciku, a teraz ja wreszcie wykonałam zadanie to akurat musiał, musiał gdzieś poleźć.
Leżałam na kanapie przeglądając jakąś gazetę i wściekałam się na tego wstrętnego Blanc’a gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu. To on jak nic. Nigdy nie zapominam czegoś, co widziałam lub słyszałam..
-Cześć Doji. Zawsze się czaisz przed drzwiami zanim wejdziesz do środka?-Spytałam nie podnosząc wzroku z nad gazety.
-Po, co tu przyszłaś?-Spytał ignorując moją małą złośliwość i siadając za biurkiem.
-Wiesz wypada od czasu do czasu przyjść do pracy.-Powiedziałam wstając z kanapy i podchodząc do biurka. -A tak na poważnie mam bey’a którego chciałeś.- Bey Chao Xin’a poturlał się po blacie biurka.
-Trochę ci z tym zeszło.-Powiedział zabierając bey’a i uważnie się mu przyglądając. To są chyba żarty ja się nie doczekałam spojrzenia, a na te głupią Virgo gapi się odkąd się tylko pojawiła.
Tak wiem, co sobie myślicie i jesteście w błędzie. Nie jestem o niego zazdrosna. Po prostu jestem piękną kobietą z dość mocno rozdmuchanym ego przez postać, którą kopiuje, którą nie bójmy się użyć tego słowa ignoruje przystojny szarmancki mężczyzna z ikrą. No coś tu jest chyba nie tak jak być powinno.  
-Załatwiła bym to za pierwszym razem gdybyś pozwolił mi pracować samej.-Odparłam siadając na biurku.
-Uwierz mi. Wszystko, co robię ma jakiś sens.-Powiedział chowając Virgo do szuflady biurka.
-W takim razie powiedz mi, dlaczego jeszcze nie dałeś mi tego, czego chce?-Zapytałam delikatnie nachylając się w jego stronę.
-Ponieważ gdybyś to dostała od razu nie było by cię tutaj.-Odparł patrząc prosto w moje oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy mają nietypowy ciemno fioletowy odcień, a nie są po prostu czarne tak jak do tej pory mi się zdawało.
-Ach tak. Czyli dostane to dopiero, gdy będziesz miał mnie dosyć tak?-Spytałam mimowolnie zerkają na jego wygięte w delikatnym uśmiechu wargi.
-Mniej więcej.-Odparł półszeptem.
-W takim razie od teraz będę bardzo bardzo niedobra.
-Na to właśnie liczę…

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She's from Birmingham
Bam-e-lam way down in Alabam
Bam-e-lam well she's shaking that thing
Bam-e-lam boy she makes me sing
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam

Zamknęłam za sobą dokładnie drzwi i zasunęłam do końca kostium.
Okey to było niezbyt odpowiednie, ale co ja na to poradzę. Robię tylko to, co na moim miejscu zrobiłby oryginał.
No i dobrze. Zadanie wykonane. Bey dostarczony. Doji się...Cieszy.
Pewnym krokiem ruszyłam do mojej sypialni. Jednak, gdy mijałam zakręt na mojej drodze stanął nie, kto inny jak Johannes.
-Cześć kotku. Znudziło ci się towarzystwo twoich futrzastych przyjaciół i przyszedłeś porozmawiać z kimś, kto potrafi chodzić na dwóch nogach?
-Bardzo śmieszne…Złożyłaś już raport Celest?-Był jakiś dziwnie zły na coś.
-Eeeech.-Westchnęłam.-A ty swój złożyłeś?-Kiwnął tylko głową.-Ej stało się coś? Masz minę jakby ci kot zdechł.
-Daruj sobie Loulian. To nie pasuje do Betty.-Ale skąd on zna mój pseudonim?
-Nie wiesz, co do niej pasuje lepiej niż ja.-Warknęłam.
-Za to wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
-A żebyś wiedział.-Prychnęłam z wyższością, a mijając go szturchnęłam jego ramie i poszłam do o laboratorium Celest zdać jej ten pieprzony raport.
Wstrętny wyleniały sukinkot. Kim on jest, żeby mnie oceniać? Zoofil jebany.
Inna sprawa, że ma do kurwy nędzy racje.


Rozdział 4 za nami....
Kelly: No proszę, proszę. Glimer widzę, że wszyscy faceci twoi.
Glimer: Nie moi tylko twarzy Anabetch i twojego charakteru.
Kelly: No tak jestem świetna.
Glimer: No przecież.
Mary: To się rozmnaża.
Celest; Przez mitozę, ale spokojnie już się tym zajęłam.

Ten rysunek (z góry mówię nie mój) niszczy mi mózg. Poznajecie, że to Tsubasa prawda. No to teraz sobie wyobraźcie, że postacie z Beyblade tak go właśnie widzą...
Kelly: Moja kapitan to skończona idiotka.
Ines: Jak chcesz to go sobie zabierz.
Kelly: Po pierwsze byli przyjaciółek są nietykalni, po drugie nie rozwalę mojego ulubionego OTP, a o trzecie. Ryuga~
Ryuga: Nie.
Kelly: Nawet nie wiesz o co chodzi.
Ryuga: Cokolwiek to jest nie nie możesz tego zatrzymać. Zgodziłem się na kota i teraz wszystko jest w czarnych kłakach.
Kelly: Tada.
No więc tak. Powiedźcie mi co myślicie o tym opowiadaniu bo mam małe wątpliwości co do niego. To nie jest tak, że nie mam na nie pomysłu. Po prostu się zastanawiam czy wam się podoba i czy chcecie, żebym je kontynuowała.
 Noto ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

wtorek, 19 kwietnia 2016

Post dla zabav v 7

Oto post dodawany przeze mnie ku pokrzepieniu serc moich kochanych bleyderek i bleyderów.
Jak chyba wszyscy dobrze wiemy siedzimy w bagnie o nazwie okres trzech dni testu gimnazjalnego czyli jak pieprzyć trzy lata w dwie godziny. Jeśli chcecie podzielić się zemną jakimiś traumatycznymi (lub nie) przeżyciami z pierwszych dwóch dni to zapraszam do komentowania, a jeśli chcesz po prostu zapomnieć oto świeża dawka beybledowych odmużdzaczy. 






Kelly: Fafik. Bierz go.
Drago:....
Kelly: :D




Hyoma: Nie jestem dziwakiem ani nikim takim!




NA POTĘGĘ POSĘPNEGO CZEREPU!!!
MAM MOOOOOC!!!
Ryuga: Serio?

Mój Mały Kucyk
Mój Mały Kucyk

Aaaa...
(Mój Mały Kucyk)

Z nim co dnia przyjaźni czuję smak
(Mój Mały Kucyk)
Kiedy ujrzę go, to pędzę jak wiatr

Czułe serce
Magii czar
Naszej przyjaźni 
Wielki dar
Mamy razem 
Przygód moc
W krainie marzeń
Razem dzień i noc

(Mój Mały Kucyku)

Blask magii niech otuli dziś nas!!!!!

Kyoya: Zabije cie jak będziesz spała.
Ja: Pffffffffff. Jestem otaku ja nigdy nie śpię.

Znalezione obrazy dla zapytania beyblade metal fusion funny gifs

Oni wiedzą co to znaczy mieć ciężki BAGAŻ doświadczeń.

Gdy ktoś mówi że mam czegoś nie dotykać...żartuje nie mam tyle siły. 






Gdy powietrze w suszarce jest tak gorące, że zaczynasz płonąć.


TYM CZASEM W RÓWNOLEGŁYM WSZECHŚWIECIE.

TŁUMACZ POTRZEBNY OD ZARAZ CHCE WIEDZIEĆ CO TAM PISZĘ!!!

Nawet sobie nie zdajecie sprawy ile planów morderstw przebiegło wtedy przez jego głowę niczym rącze gazele.



Czy to ptak? Czy to samolot? Nie! To wkurwiona Mafoka! 


Ines: Mafoki nawet psy nie potrafią znieść.


Ryuga: Mniej więcej tak widzę typowego Kowalskiego który chce zemną walczyć.
Kelly: Oby chodziło ci o tego małego kotka bo inaczej idziemy do psychologa.

Mój ulubiony obrazek z Ryugą
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

.

Drobna poprawka to jest ulubione. XD



Kelly: Yoyo niszczyciel światów....Szybko niech ktoś znajdzie Mack'a, a ja zajmę czymś Kyoye!!!



Czy te oczy mogą kłamać? Chyba ni....JASNY GWINT HYOMA CO Z TOBĄ!?


THIS IS YOUR BRAIN ON DRUGS


Kelly: Kolejny niepotrafiący gotować chłopak...Ech zostanę starą panną z kotami.


Mam szczerą nadzieje, że wywołałam u was właśnie taka reakcję.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

piątek, 15 kwietnia 2016

Shi o oboete imasu

Gdzie ja jestem?-Pomyślałam rozglądając się po pokoju bez ścian. Siedziałam na podłodze wyłożonej czarnymi i białymi płytkami ułożonymi na przemian w białej przewiewnej letniej sukience sięgającej mi kolan.
Okey zadajmy sobie proste pytanie. Co robiłam zanim się tu znalazłam. Film mi się urwał chwilę po wyjściu Ines. Czyli, albo mnie ktoś zaskoczył i porwał, albo to sen. Stanęłam na nogi i z zadowoleniem stwierdziłam, że nic mnie nie boli. Ani poharatana ręka ani posiniaczona noga, nic. Było mi tak dziwnie lekko na sercu. Miałam ochotę śmiać się i tańczyć.
-Kelly.-Usłyszałam swoje imię, ale nie zauważyłam, kto je wypowiedział. Zaczęłam się rozglądać.-Tu na dole.-Odruchowo spojrzałam w dół, a tam moim oczom ukazała się moja kotka przybłęda.
-Cześć Bettuś.-Powiedziałam kucając na ziemi i wyciągając rękę w stronę kota jednak ta wiedząc najwyższej, co chcę zrobić cofnęła się.-Wiesz, co tutaj robimy?
-Jesteś tutaj, ponieważ chcę ci coś pokazać i nie nazywaj mnie tak. Jestem Kasha.
-Jak chcesz.-Powiedziałam wzruszając ramionami i uśmiechając się szeroko całkowicie dając się ponieść wesołości, jaka towarzyszyła mi od początku tego dziwnego snu.
-Choć za mną.-Powiedziała Betty i podreptała dokądś na swoich małych kocich nóżkach. Chcąc nie chcąc poszłam za nią. Znalazłyśmy się w identycznej sali jak ta, w której się obudziłam z tą różnicą, że teraz przede mną na lekkim podwyższeniu stało dziewięć trumien.
No po prostu pięknie.
Nie znoszę cmentarzy, pogrzebów, trumien, smutku, procesji, a najbardziej ze wszystkiego nienawidzę słuchać o śmierci, a żeby było śmieszniej każda kobieta w mojej rodzinie od strony matki zawsze bardzo wcześnie się na nią przygotowywała.
Na przykład moja pra pra babcia trzymała na strychu swoją przyszłą trumnę, moja pra babcia zawsze na wyjazd pakowała suknie, w której życzyła sobie być pochowana moja babcia pamiętam jakby to było dzisiaj mimo końskiego zdrowia ciągle opowiadała, że wybiera się na tamten świat, a z kolei moja mama życzy sobie zostać stremowana, żeby później jakiś naukowiec jej nie odkopał.
-To, po co tu jesteśmy tak dokładnie?
-Chce, żebyś zajrzała po kolei do wszystkich znajdujących się tu trumien.-Powiedziała Kasha siadając na białym kafelku posadzki i układając swój ogon w półksiężyc.
 -To wszystko?-Zdziwiłam się. Tak w sumie jeden z moich snów ograniczał się do łażenia w górę i w dół po schodach tuż za fioletowym kotem.
-Tak. Gdy to zrobisz nie będę cię już tutaj zatrzymywać.
-Okey. No to zaczynamy.-Powiedziałam strzelając z palcy.
Zajrzałam do stojącej najbliżej mnie małej jasnej trumienki. Była wielkości sporego pudełka na buty. W środku leżało niemowlę. Miało podkulone rączki i nóżki, a całe ciało ułożyło się tak jak jakby leżało w łonie matki. Poczułam jak w gardle rośnie mi gula.
-Rodzice nie mówili ci, że prawie zeszłaś z tego śwista zaraz po narodzinach?-Ni stąd i zowąd powiedziała kotka.
-Nie.-Wydukałam nie za bardzo widząc związek pomiędzy historią mojego życia, a niemowlakiem.  
-Zaraz po narodzinach trafiłaś na stół operacyjny.
-Nic takiego nie pamiętam.-Powiedziałam coś właściwie oczywistego, bo nic innego nie przyszło mi do głowy.
-Oczywiście głuptasku. Miałaś wtedy kilka minut.-Przeszłyśmy do drugiej trumny.
Leżała w niej mała dziewczynka. Góra dziesięcioletnia. Ubrana była w białą sukieneczkę z koronkami, a jej długie niebieskie włosy związane były w dwa kucyki. Na jej cieniutkich rączkach znajdowało się pełno drobnych wypalonych kropek, które słabo upudrowane przez pracowników zakładu pogrzebowego.
-Co jej się stało?-Spytałam gładząc brzeg trumny.
-Co tobie się stało.-Poprawiła mnie kotka wskakując na lekko odsuniętą pokrywę trumny.-To życie straciłaś w trakcie tamtej walki. Łowców trochę poniosło i dwóch z nich poraziło cię jednocześnie, a twoje małe serduszko nie wytrzymało takiej dawki elektryczność.
-Chwila. Przecież ja to przeżyłam.-Oderwałam wzrok od dziewczynki i spojrzałam na kota ze zdumieniem.
-Tak przeżyłaś, ale straciłaś tam jedno życie.-Potrząsnęłam głową do reszty tracąc wiarę, że cokolwiek z tego zrozumiem.
Kota zeskoczyła z pokrywy i drobnymi kroczkami podbiegła do trzeciej trumny. Niechętnie ruszyłam za nią. Czułam się tak jakbym niosła na plecach te dwie trumny.
-Przesuń pokrywę.- Rozkazała.
Drżącymi rękoma zrobiłam, co kazała. Bałam się, co tam zobaczę.
W środku leżała dziewczyna na moje oko trzynastoletnia. Blada skóra, pod którą mimo grubej warstwy pudru widoczne były jej nabrzmiałe żyły. Oczy na wpół otwarte poprzecinane były czerwonymi żyłkami.
-Co się stało?-Udało mi się wyksztusić. Widok dzieci był smutny, ale one wyglądała jak kompletnie obca mi osoby. Natomiast dziewczyna, która teraz przede mną leżała była mną. Od trzynastego roku życia moja twarz wcale się nie zmieniła.
-Drago. Spóźniłaś się z unikiem zaledwie o pół sekundy. Chodźmy dalej.
Odwróciłam wzrok ze wstrętem.
Dałam się zabić L-Drago...Moment. Przecież pamiętam ten unik. Zrobiłam go, co prawda w ostatniej chwili, ale to ch*jstwo nawet mnie nie drasnął, a poza tym żyje, więc jakim cudem mogę tu leżeć?
Przeszłyśmy dalej.
W czwartej trumnie leżała dziewczyna, której lewa ręka była przyszyta do reszty ciała. Nić chirurgiczna puściła w kilku miejscach i widać było kawałki mięsa i kości.
-Kto?-Udało mi się wyksztusić. Chociaż chyba przypominałam sobie gdzie mogło się to stać. Szczególnie, gdy doszyte ramie zaczęło mnie boleć.
-Lion na spółkę z Kyoyą. Tym razem skończyło się na kolejnej bliźnie, ale gdyby odłamek uderzył odrobinę dalej rozkruszyłby chrząstkę razem z kością i odwalił ci ramię.
-Tak myślałam.- Wykrztusiłam.
Ruszyłyśmy dalej.
Piąta trumna była zrobiona z ciemnego drewna. Ostrożnie odsunęłam wieko nie czekając, aż Kasha każe mi to zrobić. O dziwo wieko nawet nie drgnęło.
-To trumna symboliczna. Po wybuchu Dark Nebuli niebyło, co z ciebie zbierać.
Przełknęłam gule, jaka nagromadziła mi się w gardle i poszłam za kotem.
O co tu chodzi? Dlaczego miałabym zginą w którymkolwiek z tych momentów mojego życia? Przecież to się w ogóle kupy nie trzyma.
W środku szóstej skrzyni jak można się było tego spodziewać leżałam ja.
Mimo tego, że w zakładzie pogrzebowym starali się jak mogli dostrzegłam, że kości obojczyka i kręgi w szyi są poustawiane nie tak jak trzeba poza tym twarz, z której miejscami ukruszył się biały puder była widocznie zmiażdżona w okolicach czoła, chociaż próbowano to ukryć zakrywając uszkodzenie włosami.
-Jak...Umarłam?
-Na pamiętasz jak uciekłaś z kazania Ines?-Nie odpowiedziałam- Pomyślałaś, że było by dobrze gdybyś spadła i skręciła sobie kark. Powiedźmy, że dwa dachy dalej spełniło się twoje życzenie.
-Acha.-Pokiwałam głową zamykając oczy.
Ruszyliśmy dalej. Kotka zatrzymała się przy następnej siódmej już trumnie.
-Otwórz.-Poleciła.
-Najpierw powiedz jak tym razem umarłam.-Spróbowałam się targować.
-Najpierw otwórz.-Odparła głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Odsunęłam wieko.
 Postać leżąca w trumnie ubrana w czarną suknie, a jej twarz zasłaniała czarna woalka.-Odsłoń twarz.-Rozkazała.
Ze ściśniętym gardłem nachyliłam się nad trumną i uniosłam materiał.
W popękanym oczodole bujało się szklane oko. Poszarpana powieka z nieudolnie poprzyklejanymi kawałkami lateksu (mającymi chyba zastępować brakującą skórę) i sztucznymi brwiami rozerwała się w taki sposób, że wyglądało jakby trup patrzył na mnie rozszarpanym okiem.
-Dostałaś kulkę, kiedy razem z dziewczynami po raz drugi napadłyście na Dark Nebule. Na twoim miejscu cieszyłabym się, że nie w tył głowy.-Spojrzałam na kotkę z niedowierzaniem. Jak ona może być tak spokojna?-Kula wyszłaby wtedy przodem i z twarzy zostałaby ci krwawa miazga.
-Dobrze wiedzieć.-Powiedziałam odsuwając się od trupa. Ręce oparłam na ramionach i mocno je ścisnęłam w obawie, że za chwilę rozlecę się na kawałki. Kompletnie straciłam czucie w nogach z powodu ogromnego ciężaru, jaki w tym momencie mnie przygniatał.
-Osma trumna.-Powiedziała kotka.
-Proszę sama ją otwórz.-Udało mi się powiedzieć, po czym zakryłam twarz dłońmi.
-Nie mogę. Ty musisz to zrobić.-Westchnęłam głęboko i z sercem na ramieniu uchyliłam wieko.
W środku leżała zmasakrowana dziewczyna. Spojrzałam na napis na pokrywie gdyby nie on nigdy bym nie uwierzyła, że to ja tam leżę.
Pod grubą warstwą pudru widniały szwy deformujące moją twarz, dłonie wszystko. Spod odklejającej się peruki wyłaniały się łyse placki skóry.
Poczułam jak zawartość mojego żołądka podchodzi mi do gardła. Zasłoniłam usta dłonią i odsunęłam się od trumny. Moim ciałem wstrząsały torsje. Zgięłam się w pół i upadłam na kolana.
-To była ósma trumna.-Odezwała się kotka.-Została jeszcze jedna. No dalej wstawaj. Chyba się teraz nie załamiesz? Przecież jesteś zimna suką. Kilka trupów wtę czy we te nie powinno ci robić różnicy. -Słyszałam jej głos, ale mimo jej drwiącego tonu nie mogłam się pozierać. Ciężar tych wszystkich trumien i trumienek wgniótł mnie w podłogę i nie pozwalał się ponieść.
-Dobrze dosyć tych teatrzyków. Wstawaj.-Moje ciało uniosło się do góry.-Zobaczysz, co jest w ostatniej trumnie i dopiero wtedy pozwolę ci odejść.-Podniosłam głowę i zobaczyłam ostatnią trumnę.
Była pusta.
-Od zawsze powtarzasz, że masz duszę kota. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele było w tym prawdy. Tak jak kot miałaś dziewięć żyć, które stopniowo traciłaś w ciągu swojego życia. Ile pełnych trumien już widziałaś?
-Osiem.
-Więc ile ci zostało?
-Jedno.
-Brawo. Oto miejsce na twoje ostatnie dziewiąte życie. Które właśnie się skończyło.-W trumnie pojawiła się potargana owinięta w bandaże dziewczyna pokryta szronem z sinymi ustami i ściśle zamkniętymi oczami.
-Co to….-Słowa ugrzęzły mi w gardle.
-No wiem trochę to kiepsko wygląda, ale za chwilę przygotuje cię do wiecznego spoczynku.
Skończyło się moje życie? Ale to przecież….Ale to przecież….Ale to przecież znaczyłoby, że….Że…że nie żyje.  Nie. Ja nie mogę teraz umrzeć.  Nie spłaciłam swoich długów. Nie zemściłam się. Ryuga się jeszcze nie obudził. Co z nim będzie, gdy się obudzi a mnie nie już będzie.
-Nie. Nie. Ja nie mogę. Jestem mu potrzebna.
-Spokojnie.-Przemówiła do mnie kotka.- Wcale nie jesteś mu potrzebna. Po jego ciało pójdę już za chwilę.
-Czym ty jesteś?-Powiedziałam walcząc ze łzami ze ściskającym się gardłem.
-Już mówiłam. Jestem Kasha. Kot-demon, który zstępuje z nieba i zabiera zwłoki…


Tada! To się dzieje gdy nie mam pomysłu na rozdział.
Tsubasa: Miałaś do wyboru dwa opowiadania do lekkiej obróbki i dodania. Romantyczno-psychologiczną notkę i...to. Czemu wybrałaś...TO!?

Ryuga: Słuchaj mnie uważnie bo powiem to tylko raz. To Hania tego nie ogarniesz.
Tsubasa: Okey nie mam pytań.
Ja; Przesadziłam??
Ryuga: Nie. Skąd. Tylko wielokrotnie zabiłaś jedną z bardziej lubianych postaci na tym blogu.
Ja: Skoro tak mówisz.
Ja się z wami żegnam. 
Do następnego posta.
Hania.

piątek, 8 kwietnia 2016

Druga strona medalu (R. 3)

Rozdział 3

Wykonałam zadanie. Dostarczyłam cele żywe i nieszkodliwe. Więc czemu jeszcze nie dostałam mojego wynagrodzenia? Wściekałam się chodząc w te i we wtę po mojej kwaterze. Oryginał musi mieć coś w rodzaju nadpobudliwości ruchowej skoro mi też się to udzieliło. Mniejsza z tym ja chcę moją kasę.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam korytarzem do biura Doji'ego. Przed na korytarzu przed właściwymi drzwiami zobaczyłam pełno kotów. Rasowych dachowców młodych starych normalnie zoologiczny. Jeden z nich wyjątkowo przyciągnął moją uwagę, ponieważ był łysy. Skóra na jego ciele była pozwijana, a szyję miał długą i chudą. Obrzydliwość.
-Długo jeszcze mam czekać!?-Spytałam wchodząc do gabinetu.
-Bonsoir Betty. Właśnie miałem po ciebie kogoś posłać.-Odpowiedział spokojnie mój szef.
-Ta na pewno. Wykonałam zlecenie chce dostać to, co mi obiecałeś i chce tego teraz!- Uderzyłam pięścią w biurko strącając przy tym doniczkę z kaktusem.-Ups.- Powiedziałam, gdy doniczka rozbiła się w drobne kawałeczki.
-Uspokoiłaś się już?
-Trochę.
-Mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie. Chce, żebyś przyniosła mi pewnego beya.
-Oczywiście! Może od razu skocze do sklepu i kupie coś na obiad?! Wiesz, co!?-Wściekłam się- Zaraz zdejmę ten durnowaty kostium i...
-Jeśli chcesz mogę ci pomóc.- Przerwał mi głos dobiegający z kanapy stojącej w pewnej odległości za mną wiem, że tam stoi, ale nigdy nie zwracałam na nią szczególnej uwagi. Powoli się odwróciłam, a tam moim oczom ukazał się chłopak o ciemnych włosach i żółtych kocich oczach.
-Co to za cudak?-Spytałam zastanawiając się, kto mu powiedział, że dobrze wygląda z tym workiem na głowie.
-Betty poznaj proszę Johannesa.-Na twarzy nowego pojawił się uśmiech- Spodziewałem się, iż to zadanie może cię przerosnąć dla tego postarałem się o....
-Pomocnika. Sorka, ale poradzę sobie sama.- Weszłam w słowo Doji'emu.
-Ja sam nazwałbym go raczej twoim wspólnikiem, ale ty rób jak chcesz.
-Dobrze, że chociaż pozwalasz mi myśleć i mówić po swojemu.-Burknęłam, chociaż tak czy siak muszę myśleć jak oryginał.
-Ojj Betty. Bądź grzeczną dziewczynką i posłuchaj, co Doji ma nam do powiedzenia.- Johannes złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
-Wiesz, co?-Szepnęłam.- Dotknij mnie jeszcze raz, a obiecuje ci, że cię rodzona matka nie pozna.
Zacisnęłam dłoń uzbrojoną w pazury na szyi chłopaka-kota. Mierzyli się wzrokiem. Typowa walka kotów. Kto pierwszy odpuści przegrywa. Po dłuższej chwili chłopak puścił mnie, a ja zadowolona z wygranej zabrała pazury z jego szyi.
-Widzę, że jakoś się dogadacie, a wracając do zadania chodzi mi o VirgoED145ES. Macie mi ją przynieść.-Powiedział Doji.
-Razem z bleyderem?-Spytałam ze złością zerkając na Johannesa.
-Nie bleyder nie jest mi potrzebny. Bey znajdzie się w mieście za około dwa dni szczegóły akcji zostawiam wam. To wszystko, możecie odejść- już się odwróciłam, a wtedy -Chociaż nie. Betty.
-Czego?-Warknęłam.
-Celest chciała, żebym cię do niej posłał.
Wyszłam z gabinetu i natychmiast wpadłam na tego łysego kota. Zwierzę odbiegło kawałek i zaczęło na mnie wściekle prychać.
-Phhhhhy.-Prychnęłam na nie, a wtedy usłyszałam cichy chichot.
Poszłam za źródłem dźwięku i za rogiem znalazłam nikogo innego jak kolejną kule u nogi przydzieloną mi przez Doji'ego.
-Zabawna jest.-Powiedział Johannes głaszcząc siedzącego mu na ramieniu ładnego rudego kota.
-Słyszę cię.-Powiedziałam zaplatając ręce na piersiach.
Spojrzał na mnie dziwnie.
-Ale niepotrzebnie podsłuchuje.-Powiedział poświęcając kotu więcej uwagi niż mi.
-Do, kogo mówisz?-Spytałam rozglądając się.-Do kota?
-One rozumieją więcej niż myślisz.
Właśnie, gdy próbowałam się domyślić, do kogo to powiedział na ekranie pojawiła się Celest.
-Betty chodź szybko!-Pisnęła wyraźnie czymś podekscytowana.
Zignorowałam Johannesa i ruszyłam korytarzem w stronę laboratorium. Kiedy już dotarłam na miejsce stanęłam w drzwiach oparta o framugę.
-Wołałaś?-Spytałam kobiety w białym kilcie z ciemno brązowymi włosami spiętymi w niedbałego koka.
-Tak mam coś dla ciebie. Choć za mną.-Odpowiedziała i ruszyła w głąb laboratorium. Wzruszyłam ramionami i poszła za nią. Zatrzymałyśmy się przy ścianie obwieszonej wszelakimi rodzajami wyrzutni jak również broni palnej. Pośród tych narzędzi zagłady wisiał sobie bat.
Celest zdjęła go z haczyka i podała mi.
-Ładna zabawka, ale już mam taki jeden-powiedziałam obracając w dłoniach rączkę.
-Ten jest dużo lepszy. Widzisz ten wystający z tyłu rączki kamień.- Pokiwałam głową bez słowa -To diament.
-Ładna błyskotka tylko, co mi niej?
-Diament to najtwardszy materiał znany człowiekowi. Jestem pewna, że w trakcie walki znajdziesz jakieś pożyteczne zastosowanie, a teraz chciałabym żebyś wypróbowała resztę tej "zabaweczki".-Celest nacisnęła jeden z wielu przycisków na pilocie, z którym swoją drogą się nie rozstawała. W podłodze pojawiły się otwory, z których powoli wyjechały kształtem przypominające ludzi manekiny zrobione z zielonego gluta.-Ten materiał reaguje podobnie do ciała ludzkiego.
-No dobra zobaczmy, co to potrafi.
Rozwinęłam bat, poruszyłam palcami poprawiając go w dłoni, a potem jednym szybkim ruchem zamachnęłam się i skierowałam broń na przeciwnika. Koniec batu owinął się wokół szyj manekina rozcinając zieloną masę.
-Phi. To samo mogę zrobić swoim sprzętem.
-Teraz naciśnij ten przycisk na rączce.
-Hym.-Zdziwiona przyjrzałam się uważnie rączce broni. Faktycznie schowany w spotach skóry na rączce siedział sobie spokojnie przycisk. Długo nie myśląc użyłam go. Po bacie przebiegł błysk, a ja natychmiast cofnęła bat i cisnęła go na podłogę.
-I jak podoba się?-Spytała z triumfalnym uśmiechem Celest splatając ręce na klatce piersiowej.
-Najpierw sprawdźmy czy te światełka cokolwiek zmieniły.-Burknęłam.
Podeszliśmy do manekina. Na szyj miał on głęboką bruzdę, która na całej długości nosiła ślady nadpalenia. Gdyby to był prawdziwy człowiek mogłabym zobaczyć jego krtań.
-Więc jak?
-Powiedzmy tak: od dzisiaj spotkanie ze mną będzie bardzo elektryzującym przeżyciem.-Odpowiedziałam uśmiechając się chytrze.
Zabawka faktycznie całkiem ładna, ale nie powinni zbroić mnie w coś tak skrajnie różnego od broni Betty. Szłam spokojnie korytarzem dokładnie przyglądając się rączce batu, gdy nagle z zza zakrętu wypadła dziewczyna. W ostatniej chwili udało mi się zejść jej z drogi, a gdy to już zrobiłam odwróciłam się i chciałam na nią prychnąć, ale zanim zdążyłam to zrobić rudowłosa zdążyła zalać mnie potokiem słów, które opuszczały jej usta z prędkością pocisków z karabinu maszynowego.
-O mamusiu. Wszystko w porządku? Przepraszam, że prawie na ciebie wpadłam, ale jak słucham muzyki to świat przestaje dla mnie istnieć. W ogóle to nieźle się ruszasz. Tańczysz czy uprawiasz akrobatykę? Chyba jednak akrobatyka sadząc po mięśniach. Paplam od rzeczy, a nawet się nie przedstawiłam. Mów mi Foxi, albo Ruda jak wolisz.-Umilkła i uśmiechając się od ucha do ucha wyciągnęła do mnie rękę.
Przez chwilę patrzyłam na nią czekając na kolejny wybuch, a potem zdjęłam rękawiczkę i uścisnęłam jej dłoń.
-Betty.-Przedstawiłam się imieniem wcielenia.
-Ta Betty? No proszę. Żywa legenda mojego miasta stoi teraz przede mną. Jestem zaszczycona.-Tempo jej mówienia trochę zmalało, ale w dalszym ciągu kipiała entuzjazmem.-Wiesz może gdzie znajdę Celest?
-Korytarzem prosto, pierwsze drzwi na lewo.
-Dzięki!-Zawołała i pobiegła korytarzem, co chwilę się odwracając i machając mi na pożegnanie.
To był pierwszy i ostatni raz, gdy ją widziałam.
Powinnam już wtedy stamtąd spierdalać...

***
-Jesteśmy na miejscu. Siedziba WBBA tutaj znajduje się nasz cel Poison Virgo.-Powiedziałam odwiązując bat.-Zaczynamy. Postaraj się nie zostać za bardzo w tyle.
-Nie docenia mnie. Prawda mój mały przyjacielu?
-Z, kim ty rozmawiasz?-Odwróciłam się i zobaczyłam, że moja kula u nogi tuż przed rozpoczęciem misji ucina sobie pogawędkę z jakimś dachowcem.
-Zostaw tego sierściucha w spokoju i skup się na tym, co Doji nam kazał.-Chłopak prychną na mnie i dalej rozmawiał z kotem.
-Nie słuchaj tej pani ma pchły i ci zazdrości.
-Czy mógłbyś przestać obgadywać mnie z kotem?
-Słyszałeś coś, bo ja nie?- Johannes całkowicie mnie olał.
-Z, kim ja muszę pracować?- Westchnęłam zrezygnowana i skoczyłam z dachu. W locie chwyciłam końcem batu mocowanie bilbordu i wskoczyłam na dach WBBA.
To chyba odpowiednia pora na wymyślenie jakiegoś planu. Balansując na krawędzi gzymsu udało mi się dojść do wąskiego i długiego okna. Zajrzałam do środka. Na czymś w rodzaju hali sportowej toczyła się bey bitwa. Nie do końca wiedziałam, kto, przeciwko komu walczy, ale to było całkiem niezłe widowisko.
Widziałam bleydera, który miał mieć potrzebnego mi bey'a jak również oryginał. No dobrze. Potrzebuję czegoś głośnego i przyciągającego uwagę.
-Jedna się od dołączyła.-Powiedział Johannes, który niespodziewanie pojawił się koło mnie.-Można by wziąć ją na zakładnika.
-Czytasz mi w myślach.-Zamruczałam ciesząc się, że wszystko idzie po mojej myśli.
Rozdzieliliśmy się. Otworzyłam szeroko okno i weszłam do środka. Wspinając się po rusztowaniu, na którym zamocowane były lampy czekałam na sygnał od mojego wspólnika jednocześnie przyglądając się zachowaniu mojego wzorcu.
-Dobra, a teraz powiedzcie mi, kto się, w kim buja.
Oho oryginał zaczął kombinować-pomyślałam kładąc się na podporze i opierając głowę na dłoniach.-Posłucham sobie troszkę.
-Że, co proszę?-Spytał wysoki muskularny chłopak z długimi do pasa kasztanowymi włosami.
-Wiesz faceci robią głupoty już tacy jesteście i nic się z tym nie da zrobić, ale jeśli powtarza tą głupotę to znaczy, że chodzi o dziewczynę. Więc, albo jesteś gejem i bujasz się w Tsubasie, albo jesteś idiotą ślepym kretynem i bujasz się w Madoce, albo bujasz się w Mei Mei, a ona buja się w Tsubasie i poprosiła cię żebyście mu pomogli.-Szkoda, że nie znam ich imion.
-Skończyłaś już?-Spytał jasnowłosy chłopak, który mimowolnie skojarzył mi się z Bastienem.
-Ja tak...
-Mam ją.-Odezwał się Johannes w moim uchu.
-Przedstawienie czas zacząć.-Zamruczałam.
-Nawet nie wiecie z jak ciężkim sercem przerywam tę rozmowę, ale macie coś, co ja chcę mieć.-Powiedziałam dosyć głośno głosem Betty, którego nie przestaje używać odkąd się go nauczyłam. Niestety chyba przez echo w sali nikt nie zwrócił na to uwagi.
-Złaź stamtąd i stań do walki chyba, że się boisz!-Krzyknęła wysoka jak na Azjatkę szatynka mierząc do mnie z kuczera.
-Mówiłam ci kiedyś, że jesteś mistrzynią negocjacji?-Za żartował oryginał.
-Nie boję się was za to wy powinniście się bać o nią.- Powiedziałam wskazując drzwi, które dokładnie w tym momencie otworzyły się z hukiem i do sali wszedł Johannes trzymając w rękach szarpiącą się na wszystkie strony drobną dziewczynkę.
-Ines!-Krzyknął jasnowłosy.
-Wypuść ją!-Warknęła szatynka.
-Bardzo chętnie tylko najpierw o dajcie mi to, czego chce.-Wy sobie tam gadajcie, a w tym czasie ja odwale całą czarną robotę.
-Biała Prawdziwe Lodowe Obcięcia!-Krzyknęła Kelly, gdy jej bey uderzył w rusztowanie pod sufitem, na którym chwilę temu siedziałam i zamroził jego większą część. Na moje szczęście nie spuszczałam z niej wzroku i dokładnie widziałam, co robi, więc gdy strzeliła ja bezpiecznie skoczyłam na ziemię. Właśnie wtedy po raz pierwszy stanęłam twarzą w twarz z Kelly Hawaną.
-No część.-Powiedziałam mierząc nią wzrokiem.-Wiec to ciebie mam kopiować.
-Więc to tak wygląda gówno, przez które ma kłopoty. Mam się na ciebie za to obrazić Ines? Nie jestem taka gruba.-Orz ty specjalnie schudłam dwa kilo, żeby mieć jej talię.
-Chwila to ona jest prawdziwą Betty?-Dopiero teraz to do ciebie dotarło Johannes.
-Ale masz zapłon.-Powiedziałyśmy równocześnie.-Stul dziób. Nie powtarzaj po mnie.-Przy trzecim zgraniu w słowach nie wytrzymam i wybuchłam śmiechem.
-Jesteś taka przewidywalna każdy głupi mógłby cię skopiować.
-Stul pysk i walcz.-To nie są jej słowa.
-Bey bitwa czy dwa na dwa?
-Dwa na dwa, teren gdzie tylko się da. Przedstawienie czas zacząć.-Wystrzeliła swojego bey'a, a ja stałam sobie pozornie spokojna tak naprawdę uważnie obserwując każdy jej ruch.
-Ałł!-Wrzasnął Johannes. Przynęta wyrwała się z jego uścisku i pobiegła do swoich przyjaciół.
-Długo masz zamiar tak stać? To miała być walka.-Warknęła dziewczyna, a gdy wyciągnęłam bat na jej twarzy pojawiło się zmieszanie.
-Biała Prawdziwe Lodowe Obcięcia.-Rozkazała, a bey rozpędził się z oczywistym zamiarem uderzyć w moją osobę. Przyglądałam się formie ataku i w ostatniej chwili wykonała unik. Bey uderzył w ścianie pokrywając ją lodem.
-Cholera.-Zaklęła pod nosem.
-Jak zwykle rozbudowany komentarz.- Burknęła szatynka.
-Jesteś dla mnie za wolna.- Zaśmiałam się.
-Biała jeszcze raz.-Pudło-jeszcze raz- znowu pudło.
-Haha w życiu nie trafisz.- Bawiłam się wyśmienicie.
-Grrrrryyy!!! Biała-zawahałam się-odetnij jej drogę!-Uderzyłam w ścianę zrobioną z lodu tak mocno, że przez chwilę zrobiło mi się ciemno przed oczami zachwiałam się i złapałam za głowę. Zanim zdążyłam się ogarnąć poczułam silny ból w całej szczęce i poleciałam na podłogę kilka metrów dalej.
-To koniec. Wygrałam.-Powiedziała podchodząc do mnie mówiąc z wyraźną kpiną w głosie.
-To jeszcze nie koniec.- Powiedziałam robiąc wymach i stając z powrotem na nogach.  Moja przeciwniczka w przerażeniu cofnęła się o krok.
-Myślisz, że tak łatwo mnie załatwisz.- Splunęłam krwią.-Ja się dopiero rozkręcam.- Ścisnęłam mocniej bat, który rozbłysnął obróciłam go wokół siebie. Jasne błyski oświetlały czarny kostium Betty tworząc przy tym przerażający efekt.
-Biała- powiedziała drżącym głosem, gdy zbliżałam się do niej strzelając batem-Obrona!-W ostatniej chwili zdążyła zamknąć się w lodowej kopule, w którą z rozpędu uderzyłam.
-Mała kotka się boi.- Powiedziałam smutnym głosem.-Smutne.
Korzystając z chwili wolnego rozejrzałam się za szukanym przeze mnie bey'em. Bestia, którą obracał Johannes Virgo zdecydowanie nie była, ale przyznać trzeba, że ten zoofil całkiem nieźle walczy. Powiedziałaby nawet, że daje radę.
Bleyder, który jest obecnie (do czasu) w posiadaniu VirgoED145ES to ten pseudo gwiazdor Chao Xin. Obejrzałam go od stóp do głów, ale bey'a nie zobaczyłam.
Rzesz kurwa mać. Zamachnęłam się i z całej siły cisnęłam batem w kopułę.
ŁUB TRZASK!!!
-Kelly zakończ to z klasą i wyjdź stamtąd.-
-Zamknij się!-Krzyknęła a w jej głosie słyszałam panikę.
Żałosne.
Zaczęłam powoli krążyć wokół kopuły zastanawiając się jak to rozwalić, gdy naglę kawał lodu samoistne się od niej oderwał i mnie przygniótł.
-Biała Lodowe Więzienie!-Usłyszałam a potem ze wszystkich stron otoczył mnie lód. -Chciałaś zakończenia z klasą to je dostałaś.
Kurwa mać.- Pomyślałam zrzucając z siebie przeszkodę.- I co teraz? Spokojnie Betty. Take it easy.-Wbiłam pazury w ścianę i mocno szarpnęłam. Kilka drobinek, co prawda odpadło, ale wieki mi zajmie zanim wydrapię w tym wystarczająco dużą dziurę by uciec.
Chwilka, co oni tam mówią? Czy ten sukinkot mnie tu zostawi? No po prostu cudnie. Myśl idiotko. MYŚL! Zacisnęłam dłoń w pięść i uderzyłam się nią kilka razy w czoło. Wtedy zobaczyłam wystający z rączki kamień.
Bingo. Obróciłam bat, ścisnęłam mocniej rączkę i uderzyłam w ścianę natychmiast pojawiły się na niej liczne pęknięcia. Gdy uderzyłam po raz drugi. Lód posypał się na ziemię tworząc tym samym przejście dla mnie.
Oby tylko zmieściły mi się tam biodra.-Pomyślałam i skoczyłam tak jak koty w cyrku skaczą przez obręcz. Po drugiej stronie przeturlałam się z rozpędu i natychmiast wspięłam się po kolumnie na rusztowanie, a stamtąd przez okno na dach.

***

Gdy znalazłam tego skukinkota rzuciłam się na niego i przygwoździłam za szyję do ściany.
-Jak mogłeś mnie tam zostawić?-Wysyczałam podnosząc rękę na wysokość jego oczu tak żeby mógł się przyjrzeć metalowym pazurom Betty.
-Robisz wielką aferę o nic. Przecież się stamtąd wydostałaś.- Powiedział jakby nic się nie stało.
Bo tak właściwie nic się nie stało.
-Gdyby nie to- zabrałam rękę z jego szyi cofnęłam się o krok i wyciągnęłam bat-musiał byś się tłumaczyć Doji'emu gdzie jestem i dlaczego nie masz tego jebanego beya.
-A skoro już o tym mowa. Co zrobimy?
-Teraz my tak!?
-Mówiłem, żebyś nie robiła afery.- Głośno wypuściłam powietrze nosem.
-Dobra już jestem spokojna.
-To, co teraz? Ten kretyn nie miał przy sobie beya.

-Spokojnie. Betty ma plan


Rozdział 3 za nami.Akcja się rozwija, a Glimer coraz bardziej staje się Betty. Z mojej strony powiem tylko tyle, że zawitała do mnie wiosna świat jest piękny sypiam przy otwartym oknie i sie smarkam bo to ostatnie to nie był najlepszy pomysł...
Ryuga: I to ona kieruje naszymi losami...
Tsubasa: Boże ratuj nas.
Ryuga: I własnie w tym jest problem. Bo tutaj ona jest bogiem.
Ja: I am a god you dull creature. *.*
Okey jestem nie zbyt normalna, ale chyba za to mnie lubicie...o ile w ogóle mnie lubicie.
Napiszcie mi w komentarzach swoje ulubione bajki z dzieciństwa. Naszło mnie na to bo ja sama ostatnio oglądałam Potwory i spółka i tak mnie wzięło na wspomnienia.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

piątek, 1 kwietnia 2016

Druga strona medalu (R. 2)

Rozdział 2

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty had a Child.
Bam-e-lam the damn thing gone wild
Bam-e-lam she said it weren't not of mine
Bam-e-lam the damn thing gone blind
Bam-e-lam I said: "Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh Black Betty, bam-e-lam.

Te pająki to straszne cieniasy. Niedawno dowiedziałam się, że mamy jednego pracodawcę. Ciekawe czy dostanę ochrzan za to, że systematycznie uszczuplam ich szeregi. Za chwilę się dowiemy. Weszłam do centrum dowodzenia drugiej siedziby Dark Nebuli. Mimo tego, że chwilę temu pogruchotałam kości kilku denerwującym mnie skurczybyką nota bene będącym ochroniarzami tegoż przybytku zostałam dość ciepło przyjęta i zaprowadzona do sali konferencyjnej.
-Za chwilę nastąpi wideo konferencja.- Oświadczyła sekretarka, po czym wyszła, a na ekranie pojawił się Doji.
-Betty całkiem nieźle sobie dzisiaj poradziłaś.
-Daruj sobie.-Burknęłam. Nie potrzebuje pochwał tylko pieniędzy.
- Musisz coś dla mnie zrobić.-Powiedział uśmiechając się.
Oho to jak nic wstęp do ochrzanu.
-Nie zabronisz mi tłuc swoich ludzi będę to robiła, kiedy tylko będę chciała.-Powiedziałam przeglądając się w metalowych pazurach.
-Nie o to chodzi.-Zaśmiał się.-Musisz po prostu złożyć propozycje odwiedzin w mojej bazie głównej kilku osobą.-Czyli nareszcie przechodzimy do konkretów. W końcu ile można czekać?
-Rozumiem, że chodzi o propozycje nie do odrzucenia.
-Si
-Gadaj, o kogo chodzi.
-O niejakiego Ryuge Kishatu i pewną Hikaru Hasama.
-Kishatu?-Zdziwiłam się.- To trup. Mam ci tutaj przytargać trumnę?
-Po pierwsze to nigdy go nie pochowano wiec nie masz, co szukać trumny. Po drugie, jeżeli mówię, że masz go przyprowadzić to masz go przyprowadzić nawet, jeżeli chce trupa!-Krzyknął uderzając pięścią w stół.
-Nekrofil.-Prychnęłam.- To gdzie mam kopać?
 -W najbliższym mieście. Znajdziesz tam obydwoje. Adresy już ci wysłałem. Chce żebyś wzięła do pomocy paru moich ludzi.
-Jedyne, co będą tam robić to nosić mi torebkę. Dobra to ja spadam. Acha jeszcze jedno porysowałam ci karoserie na tym czerwonym autku. Bonne nuit.-Odwróciłam się i skierowałam moje kroki w stronę drzwi.
-Słucham?!-Ryknął, ale nie przejęłam się tym zbytnio. Wyciągnęłam tylko rękę i pomachałam mu nawet się mnie odwracając.
Moje myśli były zajęte czymś ważniejszym. Moim celem.
Ryuga Kishatu. Czyli jednak nie wykitował.
Z nim może być niemały problem. Szczególnie, że trzeba go wsiąść żywcem.
Zabrać Steyr ACR czy Steyr Scout Tactical? Steyr ACR ma więcej naboi, ale dwa razy mniejszy zasięg niż Steyr Scout Tactical, ale ten z kolei jest cięższy… Mniejsza będą go za mną targali.
Wróciłam do pokoju, który wybrałam sobie na sypianie i uwaliłam się na łóżku. Celnym rzutem buta zgasiłam światło i wreszcie miałam spokój. Zdjęłam kostium i rzuciłam go na ziemię. Szacunek do kopiowanej postaci poziom ekspert.
Leżałam sobie spokojnie na łóżku, gdy poczułam, jak co wbija mi się w kark. Na początku nie było tak źle, ale gdy po raz kolejny zostałam wyrwana z pół snu przez głupie ukucie wściekłam się i wyrwałam kujące mnie piórko z poduszki. Było białe, ale w księżycowej poświacie wpadającej przez częściowo zasłonięte okno miało kolor błękitu.
Usiadłam na łóżku i przyciągnęłam kolana do piersi, przesuwałam po nosie piórkiem i. Kolejne polowanie. Z taką samą bronią.
***
-Ach Ananabeth.-Westchnął wymuskany mężczyzna trzymając mnie pod rękę.-Czy to nie wspaniała pogoda na polowanie?-Gdyby było prawdziwe to może.
Nigdy nie zrozumiem, co zabawnego jest w polowaniu w puszce.
To jak strzelanie do ludzi w wąskiej uliczce. Sto procent pewności, że trafisz zero adrenaliny zero frajdy, zero niebezpieczeństwa. Przy czym ludzie w uliczce mają jakąkolwiek szansę na odparcie ataku mogą na przykład mieć broń, a taki lew na przykład.
Żył całe, życie w rezerwacie dwa góra trzy dni temu go złapali i teraz wypuścili na arenę nie większą niż przeciętny korytarz. Zwierzę jest tak zdezorientowane, że nawet nie jest w stanie pomyśleć by się schować. Tylko stoi tak jakby czekał, aż...
Rozległ się huk wystrzału, a mokre od porannej rosy powietrze wypełnił zapach prochu. Ukryłam twarz w dłoniach tak jakby Ananabeth to zrobiła i z całych sił starałam się być tym wstrząśnięta.
-Kochanie przecież mówiłem, że jeśli nie chcesz nie musisz zemną jechać.-Powiedział "mój" mąż.
-I miałabym cię zostawić samego?-Oburzyłam się na tyle na ile pozwalała mi obecna sytuacja.-Tak rzadko się widujemy, że prawie zapomniałam jak wyglądasz.-Oddałam pozwalając mu się objąć.-Wracajmy już.
-Jeszcze tylko jedna bestia i wracamy. Dobrze?-Pokiwałam głową i założyłam za ucho mój nowiutki blond loczek.-No dzielna dziewczynka.
-Zaczekam w samochodzie.- Zakomunikowałam.
Gdy schodziłam z podestu usłyszałam jak bysiory pilnujące by polowanie przebiegało jak należy burczeli za mną. Teksty z cyklu: "Kobiety tak jak dzieci powinny mieć tutaj zakaz wstępu, rozkleją się nad głupim zwierzakiem psia jego mać."
A niech sobie gadają - pomyślałam.-Psioczą na oryginał, a nie na mnie.
Siedząc w klimatyzowanym land roverze i czekając na mojego mężulka ładowałam broń silnym środkami usypiającymi tymi samymi, jakich używają w tym pożal się Boże kurorcie wypoczynkowym. Jedna dawka powali słonia u człowieka na dobre zatrzyma akcje serca. Jaka szkoda, że po całych 36 godzinach szczęśliwego małżeństwa zostanę wdową. Gdy broń była już gotowa wystarczyła zaczekać, aż pojawi się mój cel.
Zobaczył mnie, pomachał do mnie i wtedy biało niebieska strzałka utkwiła w jego oku. Zanim ktokolwiek zdążył zorientować się, co się właśnie stało ja już taranowałam szlaban blokujący mi drogę. Gdy kurort zmienił się w małą ciemną plamkę za moimi plecami odważyłam się zadzwonić do mojego transportu.
-Dutch mam nadzieję, że jesteście gotowi.-Powiedziałam parkując w krzakach by przygotować samochód i siebie na wjazd do miasta.
Blond włosy ukryłam pod czarną peruką wyjęłam niebieskie szkła kontaktowe, a w zamian za nie na nos posadziłam okulary o grubych szkłach i czarnych oprawkach idiotyczny mundurek rodem z "Pustyni i w Puszczy" zmieniłam na przetarte jeansy i szary T-shirert Samochód natomiast dostał nową rejestrację.
Tak przygotowana wjechałam do miasta. Zostawiłam moje cztery kółka przy jakimś sklepie i najzwyczajniej w świecie poszłam do portu gdzie już czekała na mnie znajoma łódź.
-Hej Dutch. Możemy już startować?-Wysoki muskularny mężczyzna zsunął ciemne okulary przeciwsłoneczne z nosa i spojrzał na mnie tak jakby pierwszy raz w życiu mnie widział. Wywróciłam oczami i również zdjęłam swoje szkła.-Wiesz, że to nie miłe się tak gapić.
-Wiesz, że zmieniasz twarz częściej niż ubrania.
-Wiem. Miałeś dostać zdjęcie.-Burknęłam wchodząc na pokład.
-Miałem odebrać uroczą blondyneczkę nie ślepego kruka.
-Mniejsza płyńmy już zanim asy policji dodadzą dwa do dwóch.-Mruknęłam schodząc pod pokład gdzie zamierzałam przeczekać drogę powrotną.
Słyszałam, że oczy są zwierciadłem duszy. Moje są puste. To jedyna rzecz, po której można mnie poznać, jeśli tego chcę oczywiście.
***
W pokoju rozległ się dzwonek przydzielonego mi telefonu.
-Czego?-Spytałam zła na Doji'ego, że mnie obudził.
-Broń i twoi pomocniczy czekają już na parkingu.-Powiedział, po czym się rozłączył.
Ani Dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupę. Zwlekłam się z łóżka wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w kostium założyłam brązowe soczewki i dopiero poszłam na parking. No, co? Uparli się, żeby ze mną iść to niech cierpią.
Wyszłam na parking spokojnym krokiem i zostałam tam przywitana przez dwóch niezbyt zadowolonych mężczyzn. Jeden z nich miał bardzo jasną karnacje. Jasne włosy niebieskie oczy brwi praktycznie niebyło u niego widać. Włosy długie do ramion i jasne spiął z tyłu głowy. Szczerze im dłużej mu się przyglądałam tym większą miałam ochotę pójść poprawić makijaż. Co do drugiego. To był on typowym Azjatą. Czarne krótkie włosy żółta skóra, czarne oczy spoglądające na mnie spod tak zwanych mongolskich powiek. Miałam kiedyś takie, ale musiałam się ich pozbyć przy już przy drugim specjalnym zleceniu.
-Na, co czekacie?-Spytałam opierając dłonie na biodrach.-Nie mamy całej nocny.
Żaden z nich nie odpowiedział tylko bez słowa wsiedli do samochodu. Wzruszyłam ramionami na to ciepłe przyjęcie i również znalazłam się z samochodzie.
Ludzie śmiesznie reagują na te całą Betty. Prowokujący strój w połączeniu z jej ciągłym paszczeniem dezorientuje przeciwnika jeszcze przed rozpoczęciem walki.
Położyłam na swoich kolanach pistolet i zaczęłam go gładzić.
Nie będę od razu strzelać. Najpierw spróbuję użyć chloroformu. Tak będzie zabawniej. Podziurawię ich dopiero w ostateczności...Albo jak będzie mi się nudzić.

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really gets me high
Bam-e-lam you know that's no lie
Bam-e-lam she's so rock steady
Bam-e-lam and she's always ready
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam

-Zaczekajcie tu.-Powiedziałam do dwu osobowej kuli u nogi wychodząc z samochodu.
-Co to to nie kotku. Mamy ci siedzieć na ogonie.-Po raz pierwszy usłyszałam głos mojego jasnowłosego towarzysza.
-Czyli jednak potrafisz mówić.-Zaśmiałam się krótko, po czym twarz Betty przybrała śmiertelnie poważny wyraz.-Wejdzie i w drogę, a zestrzelę jak zwykłe kundle.
Idę po ciebie Kishatu.
Ostrzenie podważyłam pazurami framugę okna, otworzyłam je i wślizgnęłam się do środka. Kule były tuż za mną, ale ich umiejętności skradania się były na tyle zadowalające, że klęłam na nich tylko trochę i to w dodatku w myślach.
Za uchylonymi drzwiami wyraźnie słyszałam czyjś równy oddech. Ruchem dłoni nakazałam zatrzymać się reszcie a sama ruszyłam do sąsiedniego pokoju. Podeszłam do łóżka.
No to teraz sobie naprawdę solidnie zaśniesz kotku.-Pomyślałam wyciągając chusteczkę przesiąkniętą chemikaliami. Wtedy otworzył gwałtownie oczy, a jego żółte źrenicę skierowały się na mnie, kołdra zapłonęła i rzuciła się na mnie. Wszystko to działo się w ułamku sekundy i zanim udało mi się ogarnąć mój cel zdążył już wybiec z sypialni (jakkolwiek to nie brzmi) i znalazł się w salonie mało tego załatwił 50% moich gorylowych zapasów i rozwalił stolik. Nie zastanawiając się długo chwyciłam na szczęście wcześniej nabity karabin i strzeliłam. Pierwszy strzał chybił. Ryuga z furia w oczach odwrócił się przodem do mnie i wtedy oberwał drugą strzałką. Zapal w jego oczach przygasł i zaczął się chwiać jednak udało mu się załadować kuczer jednak strzelić już nie zdążył. Dwóch dawek nikt z jego masą by nie zniósł.
-Niezły strzał.-Pochwalił mnie jasnowłosy podnosząc się ze szklanego stolika.
-Wiem.-Odparłam.-Lepiej go zwiążmy. Mam nie jasne przeczucie, że to nie koniec problemów z tym typem.
-Bastien.-Powiedział.
-Na zdrowie.-  Odparłam, na co zaśmiał się cicho.
-To moje imię.
-Miło. Ja w dalszym ciągu jestem Betty. A ten drugi niemowa czy ślubował milczenie?
-Jestem Hisoka.-Powiedział mężczyzna robiąc przy tym ukłon.-I nie mówię, jeśli nie mam nic ważnego do powiedzenia.
-Jak chcesz. Zabieramy zdechlaka do auta, łatamy Bastiena, a potem do WBBA po dziewczynkę do kompletu.
Wyszliśmy tak samo jak się tam dostaliśmy-oknem- z nieprzytomnym było, co prawda trochę trudniej, ale dla chcącego niema rzeczy niemożliwych…czy jakoś tak.

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She's from Birmingham
Bam-e-lam way down in Alabam
Bam-e-lam well she's shaking that thing
Bam-e-lam boy she makes me sing
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam


-Hikaru mogłabyś mi powiedzieć coś więcej na temat tej misji Tsubasy? –  O tutaj jesteś słonko.-Chociaż kiedy wróci.-Wychyliłam się zza węgła, przygotowałam się do strzału...
-Wiesz sytuacja jest taka, że…- i strzeliłam trafiłam za pierwszym razem prosto w kark.
-Boom head shot!-Ucieszyłam się tak jakby Betty to zrobiła.
Blondyneczka do tej pory towarzysząca mojemu celu załadowała kuczer i przygotowała się do walki. Ciekawe jak zamierza ze mną walczyć z bronią palną bey’e nie mają szans. Widząc jej niededukowanie uśmiechnęłam się kpiąco.
-Ooo, a miało być bez światków no, ale cóż skoro się nie udało to trudno. Chłopcy zabierzcie naszą nową znajomą, a ja zajmę się jej koleżanką.-Powiedziałam i strzeliłam po raz drugi.
Polowania są fajne. O ile zwierzyna nie jest bezbronna. 

Rozdział 2 za nami.
Ryuga: Cieszcie się, że miał go kto dodać.
Ja:....No o tak niespodziewanie wyskoczył.
Ryuga: Prawie wpakowałaś się pod tir!
Ja: To nie moja wina. tylko tego idioty który ustawił pasy tuż za zakrętem. :(
Ryuga: Grrrrrrrrrry.
Tsubasa:  No już spokój. Nic się ostatecznie nie stało więc zapomnijmy o tym.
Ja:Dobra skoro odzyskałam kontrole nad podsumowaniem. Powie tylko tyle, że bardzo dobrze współpracuje mi się z Glimer i, że wyrosłam już z żartów o treści kończę z Blogusiem....
.
.
.
HA! Pryma Aprilis.
Ines: To było tak suche, że aż mi pranie wyschło.
Ja:...Z hejcona przez własne dziecko. :( Ale niema tego złego co by na dobre nie wyszło.
ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.