Rozdział 4
Weszłam do
baru. Powietrze przesycone dymem z cygar i alkoholem otuliło moją nową twarz.
Gdy
przechodziłam przez środek sali czułam na sobie ciekawskie i wrogie spojrzenia.
Wada bycia
mną. Za każdym razem jestem witana jak ktoś nowy.
-Po proszę
sake. Schłodzoną.-Powiedziałam siadając przy barze.
-A panienka
to się przypadkiem nie zgubiła?-Zapytał barman stawiając przede mną kieliszek.
-Jestem tu
gdzie chce być.-Powiedziałam wypijając moje zamówienie.-Jeszcze raz.
-Słonko - oho
jakiś przychlast uderza w bajerę.- Co powiesz na przejażdżkę na moim koniu?
Obróciłam
się do niego przodem i wycelowałam pistolet w jego krocze.
-Coś mi
mówi, że jak będzie tak galopował to za chwilę okuleje.-Poczekałam, aż do niego
dotrze, o co mi chodzi, a gdy zbladł warknęłam.-Spierdalaj.
-Loulian.
Dopiero teraz cię poznałem.-Powiedział barman.
To mój
pseudonim. Wiecie ciężko robić z kimś interesy gdy ten ktoś nie bierze cię na
serio, a trudno brać na serio kogoś kto przedstawia się jako „Błyskotka”. Na początku nie używałam, żadnego iminenia
dopiero po jakimś czasie zauważyłam, że coraz więcej ludzi zwraca się do mnie per:
„Loulian”.
-I tak
dobrze, że nie musiałam zdejmować kontaktów.-Przyznałam odchylając się i obracając
w palcach kieliszek.
-Z nowym
zleceniem są jakieś problemy?
-Można to
tak nazwać. Co wiesz o Chao Xin ’e?
Oh Black
Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty
had a child
Bam-e-lam
the damn thing gone wild
Bam-e-lam
she said it weren't not of mine
Bam-e-lam
the damn thing gone blind
Bam-e-lam I said:
"Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh
Black Betty, bam-e-lam
Chao Xin. Narcyz,
jakich mało. Wiecznie otoczony przez kolorowy łańcuszek fanek… Serio?
Łatwiejszego celu nie było? Dobra wiem, że za pierwszym razem mi się nie udało
nie musicie mi przypominać. Teraz pytanie za 500 punktów. Jak chcę to załatwić?
Po cichu czy w stylu Betty?
Tak jakbym
miała jakikolwiek wybór.
Strzepnęłam
mikroskopijnie drobinki kurzu, jakie zebrały się na mojej bokserce, poprawiłam
loki i spojrzałam na Chao Xin'a znacząco.
Teraz
wystarczyło zaczekać.
Głupi
gwiazdor długo kazał mi na siebie czekać, ale opłaciło się.
-Służbowo
czy rekreacyjnie?-Zsunęłam okulary przeciw słoneczne na czubek nosa i
spojrzałam na niego.
-Przyjechałam
się rozerwać.-Kontem oka udało mi się zobaczyć wściekłe spojrzenia rzucane w
moją stronę przez dziewczyny dotychczas Masz jakiś pomysł?
Zmierzył
mnie wzrokiem i zapytał uśmiechając się zawadiacko:
-Grasz w
beyblade?
-Gram, ale
tak jak wszyscy.
-No to pokaż,
co potrafisz.
-Tutaj?-Spytałam
delikatnie się rozglądając.
-Nie. Znam
jedno idealne miejsce na naszą walkę. Choć za mną.-Chłopak uśmiechną się zawadiacko
i zaczął dokądś iść.
***
-No, no
Wielki Chiński mur. Zawsze zabierasz tu dziewczyny na pierwszą randkę?
-Nie. Tylko
te z pazurem.
-Hah. Mam się
czuć wyróżniona?-Wzruszył tylko ramionami.-Walka dwa na dwa ty i Virgo kontra
ja i Biała. Gramy do uziemienia bądź uśpienia przeciwnika.
-Teren
walki?
-Tam gdzie
nas tylko poniesie. To jak będzie Chao Xin? Wchodzisz w to?
-Wchodzę.
-No i
pięknie. Gramy do dwóch wygranych. Start.-Błyskawicznie załadowałam kuczer i
wystrzeliłam Białą. Na ziemi już czekała na nią Virgo.
Sukinkot
szybki jest.
Bey Chao Xin’a odbił moją kotkę tak, że
znalazła się tuż pod jego stopami.
Idiota. Widać, że to jego pierwsza taka walka.
-Przeszkoda.-Biała
szybko przemknęła za plecy mojego przeciwnika i tam wytworzyła lodową
przeszkodę wysokości krawężnika. Chłopak widząc jak bey Betty znika za jego
plecami odwrócił głowę chcąc zobaczyć, co się za nim dzieje.
To był błąd.
Jednym
skokiem znalazłam się tuż przy nim i wymierzyłam mu solidnego kopniaka w klatkę
piersiową. Udało mu się częściowo zablokować ten cios, ale siła uderzenia
pchnęła go na tle mocno by poleciał kawałek do tyłu i wywalił się o
"krawężnik" na moje nie szczęście udało mu się pociągnąć mnie razem
ze sobą, ale szybko zorientowałam się, w czym rzecz i lewą ręką przyparłam jego
prawe ramie do ziemi, a prawą dłoń zacisnęłam w pięść i zamierzyłam się na
niego.
-Jeden
zero.-Powiedziałam powoli cedząc słowa, na co brunet tylko uśmiechnął się
łobuzersko. Objął mnie lewa ręką i przetoczył się razem zemną tak, że
wylądowałam na plecach. Złapał moje ramiona i mocno przycisnął je do reszty
ciała.
-Remis, a
teraz patrz jak z tobą wygrywam.-Powiedział ze złośliwym uśmieszkiem.- Taniec
Tysiąca Ciosów.
-Po moim
trupie! Biała uciekaj!-Wydałam rozkaz i zajęłam się Chao Xin’em.
Zebrałam się
w sobie przyciągnęłam nogi do klatki piersiowej i odepchnęłam go na tyle na ile
pozwalały mi nogi. Chłopak zrobił kilka koślawych kroków do tyłu i gdy już
prawie odzyskał równowagę krzyknęłam:
-Biała
Prawdziwe Lodowe Obcięcia!- Bey zatoczył się i wbił Chao Xin'a w ścianę
pokrywając go od pasa po samą szyję lodem.-Zdaje się, że wgrałam.-Powiedziałam
splatając ręce na piersiach i uśmiechając się do niego łobuzersko.
-Nie da się
temu zaprzeczyć.-Odparł próbując zachować resztki godności.
-Nie
uważasz, że należy mi się za to jakaś nagroda?-Spytałam podnosząc uśpioną
Virgo.
-Uwolnij
mnie, a zafunduje ci niezapomniany wieczór.
-Hymmmm.-Zamruczałam
podchodząc do niego powoli.-Wiesz to nawet kusząca propozycja-powiedziałam wkładając
jego bey'a do pudełka przy jego pasku i gładząc je w zamyśleniu.-,Ale wolę sama
wybrać sobie nagrodę.-Dokończyłam odpinając jego pasek i wolno go wyciągając.
Pewnie domyślacie się, co stało się z jego spodniami, kiedy straciły oparcie.
Wyraz
zmieszania na twarzy mojego przeciwnika był bezcenny.
Zapięłam
pasek razem z przyczepionym kurczem i bey'em na moich biodrach i uśmiechnęłam
się łobuzersko.
-No to mi
wystarczy.-Powiedziałam i poklepałam go krzepiąco po policzku.-Oj nie rób
takiej miny. Nie po wisisz tu długo twoje fanki szybko cię znajdą i...Wiesz na
twoim miejscu zaczęłabym panikować-zaśmiałam się jeszcze na odchodnym.
-Liczę na
rewanż!-Zawołał za mną. Zatrzymałam się zaskoczona, ale szybko wróciłam do
siebie i nie odwracając się ruszyłam przed siebie.
"Liczę
na rewanż." Pchi! Z takim tekstami
to do oryginału...
Oh Black
Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really
gets me high
Bam-e-lam
you know that's no lie
Bam-e-lam
she's so rock steady
Bam-e-lam
and she's always ready
Bam-e-lam oh
Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
No gdzie on
może być? Jakoś wcześniej nie opuszczał swojego gabineciku, a teraz ja wreszcie
wykonałam zadanie to akurat musiał, musiał
gdzieś poleźć.
Leżałam na
kanapie przeglądając jakąś gazetę i wściekałam się na tego wstrętnego Blanc’a
gdy nagle usłyszałam czyjeś kroki na korytarzu. To on jak nic. Nigdy nie
zapominam czegoś, co widziałam lub słyszałam..
-Cześć Doji.
Zawsze się czaisz przed drzwiami zanim wejdziesz do środka?-Spytałam nie
podnosząc wzroku z nad gazety.
-Po, co tu
przyszłaś?-Spytał ignorując moją małą złośliwość i siadając za biurkiem.
-Wiesz
wypada od czasu do czasu przyjść do pracy.-Powiedziałam wstając z kanapy i
podchodząc do biurka. -A tak na poważnie mam bey’a którego chciałeś.- Bey Chao
Xin’a poturlał się po blacie biurka.
-Trochę ci z
tym zeszło.-Powiedział zabierając bey’a i uważnie się mu przyglądając. To są
chyba żarty ja się nie doczekałam spojrzenia, a na te głupią Virgo gapi się
odkąd się tylko pojawiła.
Tak wiem, co
sobie myślicie i jesteście w błędzie. Nie jestem o niego zazdrosna. Po prostu
jestem piękną kobietą z dość mocno rozdmuchanym ego przez postać, którą kopiuje,
którą nie bójmy się użyć tego słowa ignoruje przystojny szarmancki mężczyzna z
ikrą. No coś tu jest chyba nie tak jak być powinno.
-Załatwiła
bym to za pierwszym razem gdybyś pozwolił mi pracować samej.-Odparłam siadając na
biurku.
-Uwierz mi. Wszystko,
co robię ma jakiś sens.-Powiedział chowając Virgo do szuflady biurka.
-W takim
razie powiedz mi, dlaczego jeszcze nie dałeś mi tego, czego chce?-Zapytałam
delikatnie nachylając się w jego stronę.
-Ponieważ
gdybyś to dostała od razu nie było by cię tutaj.-Odparł patrząc prosto w moje
oczy. Dopiero teraz zauważyłam, że jego oczy mają nietypowy ciemno fioletowy
odcień, a nie są po prostu czarne tak jak do tej pory mi się zdawało.
-Ach tak.
Czyli dostane to dopiero, gdy będziesz miał mnie dosyć tak?-Spytałam mimowolnie
zerkają na jego wygięte w delikatnym uśmiechu wargi.
-Mniej
więcej.-Odparł półszeptem.
-W takim
razie od teraz będę bardzo bardzo niedobra.
-Na to
właśnie liczę…
Oh Black
Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She's from
Birmingham
Bam-e-lam
way down in Alabam
Bam-e-lam
well she's shaking that thing
Bam-e-lam
boy she makes me sing
Bam-e-lam oh
Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Zamknęłam za
sobą dokładnie drzwi i zasunęłam do końca kostium.
Okey to było
niezbyt odpowiednie, ale co ja na to poradzę. Robię tylko to, co na moim
miejscu zrobiłby oryginał.
No i dobrze.
Zadanie wykonane. Bey dostarczony. Doji się...Cieszy.
Pewnym
krokiem ruszyłam do mojej sypialni. Jednak, gdy mijałam zakręt na mojej drodze
stanął nie, kto inny jak Johannes.
-Cześć
kotku. Znudziło ci się towarzystwo twoich futrzastych przyjaciół i przyszedłeś
porozmawiać z kimś, kto potrafi chodzić na dwóch nogach?
-Bardzo
śmieszne…Złożyłaś już raport Celest?-Był jakiś dziwnie zły na coś.
-Eeeech.-Westchnęłam.-A
ty swój złożyłeś?-Kiwnął tylko głową.-Ej stało się coś? Masz minę jakby ci kot
zdechł.
-Daruj sobie
Loulian. To nie pasuje do Betty.-Ale skąd on zna mój pseudonim?
-Nie wiesz,
co do niej pasuje lepiej niż ja.-Warknęłam.
-Za to wiem,
co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
-A żebyś
wiedział.-Prychnęłam z wyższością, a mijając go szturchnęłam jego ramie i
poszłam do o laboratorium Celest zdać jej ten pieprzony raport.
Wstrętny
wyleniały sukinkot. Kim on jest, żeby mnie oceniać? Zoofil jebany.
Inna sprawa,
że ma do kurwy nędzy racje.
Rozdział 4 za nami....
Kelly: No proszę, proszę. Glimer widzę, że wszyscy faceci twoi.
Glimer: Nie moi tylko twarzy Anabetch i twojego charakteru.
Kelly: No tak jestem świetna.
Glimer: No przecież.
Mary: To się rozmnaża.
Celest; Przez mitozę, ale spokojnie już się tym zajęłam.
Rozdział 4 za nami....
Kelly: No proszę, proszę. Glimer widzę, że wszyscy faceci twoi.
Glimer: Nie moi tylko twarzy Anabetch i twojego charakteru.
Kelly: No tak jestem świetna.
Glimer: No przecież.
Mary: To się rozmnaża.
Celest; Przez mitozę, ale spokojnie już się tym zajęłam.
Kelly: Moja kapitan to skończona idiotka.
Ines: Jak chcesz to go sobie zabierz.
Kelly: Po pierwsze byli przyjaciółek są nietykalni, po drugie nie rozwalę mojego ulubionego OTP, a o trzecie. Ryuga~
Ryuga: Nie.
Kelly: Nawet nie wiesz o co chodzi.
Ryuga: Cokolwiek to jest nie nie możesz tego zatrzymać. Zgodziłem się na kota i teraz wszystko jest w czarnych kłakach.
Kelly: Tada.
No więc tak. Powiedźcie mi co myślicie o tym opowiadaniu bo mam małe wątpliwości co do niego. To nie jest tak, że nie mam na nie pomysłu. Po prostu się zastanawiam czy wam się podoba i czy chcecie, żebym je kontynuowała.
Noto ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.