Kelly
Zawsze
uważałam zimę za magiczna porę roku krążyło wokół niej wiele legend, a oprócz
tego są jeszcze święta.
-Co tam
laski? Jakieś plany na święta?- Spytałam siadając na kanapie z laptopem na
kolanach uśmiechając się do siedzących po drugiej stronie ekranu dziewczyn.
-Ja i Glut
jedziemy do rodziców. Kakeru też ma ponoć zaciągnąć wreszcie do bazy.
-Cała
rodzinka w komplecie. A ty Ines?
-Bal
charytatywny. Mam być nagrodą na jakieś
aukcji.
-A to nie
jest przypadkiem uwłaczające kobietą czy coś takiego?
-Jest, ale
pieniądze idą na dom dziecka, więc jakoś się przemęczę.
-Biedactwo.-
Sarknęła Mary.
Blondynka
wywróciła oczami i spytała:
-A, co z
tobą i Ryugą? Mówiłaś coś o tym, że wybierasz się do domu na święta.- Skrzywiłam
się.
-Wiesz jak
jest. Ryuga nigdy nie był i raczej nie będzie rodzinnym typem, więc zamknięcie go
na cały wieczór w jednym pokoju z moimi braćmi ryczącymi na całe gardło
"Gloria" nie ma prawa skończyć się dobrze, a zostawić go samego w
święta nie mam serca. Pewnie po porostu zjemy barszcz z torebki i uszka z
zamrażalnika obejrzymy Kevina i lulu, a rodziców odwiedzę w Boże Narodzenie.
-Słowem
Idealne święta.- W głosie kapitan wyrazie dało się usłyszeć sarkazm.
-A żebyś
wiedziała.-Wyszczerzyłam się do ekranu.
-Prezenty
już macie?- Spytała Mary
-Mary! Jak
mogłaś?- Oburzyła się Ines.- Kelly pewnie dalej wierzy w Świętego Mikołaja.
-Haha.
Bardzo śmieszne -Zaśmiałam się sztucznie- Każdy dobrze wie, że Mikołaj istnieje
tylko trzeba mu czasem pomóc i tak mam już prezent. -Odparłam zerkając kontem
oka na szafę, na której dnie w pudełku po butach leżał schowany prezent. Na
pewno go tam nie znajdzie. Dla niego istnieją tylko jedne buty i na pewno nie
są pomarańczowe szpilki rozmiar 37.
-No dobra ja
spadam. Muszę się jeszcze spakować, a potem patroszę karpia.
-Baw się
dobrze. - Puściłam do nich oko i rozłączyłam się. Święta świętami, ale czeka
mnie jeszcze trochę pracy.
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you
You baby
Mary
Plan szedł
nawet nieźle. Bilety na samolot były już dawno kupione. Bez problemu udało mi
się spakować. Jedyne, co mi zostało to poczekać, aż mój brat skończy rozprawiać
się z karpiami.
-Mary! - O wilku mowa.-Choć tutaj!
-Co jest?- Spytałam
zaglądając do kuchni.
Kyoya w
fartuchu stał przy zlewie z rekami umazanymi karpiem, aż po łokcie. Wszystkie
ryby były już pozbawione głów i wnętrzności, ale na kilku zostały jeszcze
płetwy.
-Podrap mnie
po nosie.-Powiedział odwracając się do mnie. Po jego twarzy widać było, że
próbował sam sobie z tym poradzić. Zrobiłam, o co prosił, ale jakoś nie chciało
mi się wychodzić.
-Coś
jeszcze?
-Aż tak ci
się nudzi?- Zaśmiał się.
-Oj zamknij
się.
-Przytrzymaj
rybę. Ślizga się. – Wzruszyłam ramionami i dotknęłam bezgłowej ryby. Karp podniósł ogon od góry i trzymał go tak
dłuższą chwilę.
-Ruszył się.-Powiedziałam.
-W, co ja
niby mam go walnąć?- Spytał trzymając w ręku gotowy na wszystko tłuczek do
mięsa.
-Wrzuć go
powrotem do zlewu. – Kyoya zrobił tak jak mu radziłam i zajęliśmy się inną rybą,
która na szczęście nie okazała się zombie.
Obrabialiśmy
wspólnie karpie dopóki nie zadzwonił mój telefon. Bez namysłu puściłam rybę, a nóż,
którym Glut pozbawiał zemskną się i wbił prosto w jego kciuka.
-Szlak! W
porządku?
-Tak idź
obierz.
***
Siląc się na
spokój po raz kolejny zadałam to samo pytanie nie mogąc uwierzyć w znaną mi już
odpowiedź.
-Co pani rozumie przez ‘’Nie mam poco przyjeżdżać na lotnisko’’?
-Wszytkie loty są odwołane z powodu złej pogody. Bardzo przepraszamy
za utrudnienia. Możemy przebudować pani bilet na lot w przyszłym tygodniu.
-Dopiero w przyszłym tygodniu!?- Ja chce tylko polecieć do domu, a nie
na drugi koniec świata.
-Proszę niech pani nie krzyczy to naprawdę nie jest moja wina. -Ja
jeszcze nie zaczęłam krzyczeć.
-Mary!- Do salonu wpadł Kyoya.- Pakuj się. Załatwiłem nam auto.- Powiedział
i znikną tak samo szybko jak się pojawił.
Przetrawienie tego zajęło mi moment. Zanim udało mi się zrobić
cokolwiek Yoyo zdążył po raz kolejny wpaść tutaj:
-Na, co czekasz? Jedziemy do domu na Święta.- I dać mi ochrzan.
I'm driving home for Christmas
Oh, I can't wait to see those faces
I'm driving home for Christmas, yea
Well I'm moving down that line
And it's been so long
But I will be there
I sing this song
To pass the time away
Ines
Orkiestra
ucichła, a na scenę wyszedł konferansjer.
-Piękne panie,
szanowni panowie mam zaszczyt rozpocząć aukcje dobroczynną na rzecz domu
dziecka. Szczęśliwi zwycięscy aukcji
spędzą dzisiejszy wieczór w towarzystwie swoich wygranych. –Rozległy się ciche
oklaski. – Na pierwszy ogień… -ha ha. – Zapraszam na scenę piękną, tajemniczą,
utalentowaną aktorkę oraz reżyserkę. Ines nie karz mi dłużej na siebie czekać.-
Udając zawstydzenie podałam dłoń konferansjerowi i pozwoliłam sprowadzić się z
lekkiego podwyższenia, na którym stałam i przeprowadzić w wyznaczone miejsce
oświetlone przed snop światła.
-Drodzy
panowie proszę tylko spojrzeć na tę idealną figurę podkreśloną przez długą
dopasowaną sukienkę, na piękny kształtny nosek, jasną cerę zajrzeć w te
wspaniałe oczy. Czyż spędzenie z nią choćby minuty nie jest wartę każdej ceny.-
Przesadzał, ale to w końcu jego zadanie.
Rozpoczęła
się licytacja. Nie zwracałam uwagi na
sam jej przebieg. Bez względu na wynik moje ‘’koleżanki’’ z pracy i tak zdadzą
mi z tego dokładny raport. Tak jakby to było ważne. Obiło mi się o uszy, ze
niektóre z nagród wynajęły ludzi, którzy specjalnie mieli podbijać ich ceny.
Żałosne.
-Sprzedana!-
Rozległo się nagle sprowadzając mnie z powrotem na ziemię.
Spojrzałam na
nic nie świadomego głupca, który skazał się na moje towarzystwo dzisiejszej
nocy. Był nawet przystojny. Ciemne nie
czarne włosy zaczesane do tyłu z jednym zaplątanym kosmykiem, który oddzielił
się od reszty i błądził gdzieś po twarzy, czekoladowe oczy wyraźne kości
policzkowe. Przypominał mi jednego aktora, z którym kiedyś współpracowałam
gdybym tylko mogła sobie przypomnieć tytuł tego filmu.
-Nie musisz
mi towarzyszyć, jeśli nie chcesz.- Powiedział, kiedy już zeszłam ze sceny.
-Hym?- Wymsknęło
mi się w zdumieniu.
-Widziałem,
że na scenie chciałaś po prostu jak najszybciej z niej zejść. Nie chciałbym być
w skórze tego, kto cię na to namówił.
-Chyba nie
jestem taką dobrą aktorką jak mi się wcześniej wydawało.- Uśmiechnął się miło.
-Tego nie
powiedziałem.- Uniósł moja dłoń do swoich ust pocałował ją, po czym
powiedział.- Mów mi Johnny.
-Ines.- Może
zgoda na tę licytacja nie była, aż takim złym pomysłem.
It's beginning to look a lot like Christmas,
Toys in every store,
But the prettiest sight to see,
Is the holly that will be,
On your own front door.
Glimer
-Gokana ja
cie proszę ty mi nie utrudniaj życia.- Od rana szarpałam się z moim kotem próbując
wcisnąć na niego świąteczny sweter.
-Nya!- Miaukną
głośno poczym na prychał na mnie i uciekł.
-A zamarznij
sobie na śmierć skoro masz taką ochotę! Tylko nie przychodź się do mnie potem
ugrzać!
-Mam być
zazdrosny? -Spytał Johannes pomagając mi podnieść się z dywanu i obejmując mnie
w pasie.
-Spokojnie
dla ciebie też mam sweter. – Stuknęłam palcem w czubek jego nosa. –Puść mnie
musze zająć się karpiem, a ty wymyśliłeś jak powstrzymamy twoje trzysta kotów
przed zmasakrowaniem choinki?
-Przesadzasz.
Nie ma ich, aż tyle.
-A ty nie
odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Pracuje nad
tym.
-Naprawdę
kamień spadł mi z serca.
-O, czyli
jesteś też sarkastyczna.
-Nowy rok
nowa ja, a teraz na poważnie musze juz rozprawić się z tą rybą.
***
-Psiku!
Asio! Poszły stąd wszystkie w cholerę!- Przygotowania do gotowania świątecznych
potraw na leżało rozpocząć od wygonienia wszystkich kotów z kuchni, co samo w
sobie nie było łatwym zadaniem.
Odwiesiłam
szczotkę na wieszak, a spryskiwacz z resztką wody postawiłam pogotowiu koło
innych niezbędnych do przygotowania kolacji świątecznej rzeczy takich jak na
przykład laptop.
Brak
zdolności kulinarnych ostatniej osoby, którą kopiowałam niestety mnie nie
opuścił i jedynym sposobem na to by te święta wyszyły tak jak powinny było
skopiować brakującą zdolność od kogoś, kto ją posiada jak na przykład ta uśmiechnięta
młoda dama.
- Zaczynamy
od panierowania filetów rybnych- powiedziałam obsypując zmrożony filet mąką.
Oczywiście zrobiłam to samo. Niestety mąka nie przyklejała się do filetu tak
ładnie jak jej. Zanim udało mi się osiągnąć zadowalający efekt kobieta z
laptopa zdążyła przejść do następnego kroku, jakim było oblanie jej rozbełtanym
jajkiem. Niestety w kwestii jajek były one w dalszym ciągu w całości. Szybko rozbiłam jedno z nich zapominając
oczywiście zatrzymać wcześniej film zamaszystym ruchem wcisnęłam spację
rozpryskując tym samym na klawiaturze resztki jajka, jakie zostały na moich
palcach.
Powinnam
najpierw obejrzeć ten film a dopiero potem próbować sama.- Tak wiem wspaniałe odkrycie.
***
-Skończyłaś
już gotować?- Zapytał ‘’niewinnie’’ Johanes stając nade mną i uśmiechając się.
-Nie.-Rzuciłam
wracając do patrzenia jak przygotowuje się tę pieprzona rybę na 12 różnych
sposobów.
-Nya~~-
jednocześnie spojrzeliśmy na korytarz gdzie zadowolona z siebie Midnight jadła
obtoczony w mące filet razem ze swoimi małymi potworkami. Wstrętne kocisko
zrobiło to specjalnie.
-Teraz
skończyłam.- Mruknęłam zakopując się głębiej w kocu.
-Nie łam się.-
Powiedział siadając obok i obejmując mój kokon.- Motii dzwoniła, że mamy nie
zbliżać się do kuchni ona wszystko przygotuje. Pozwolisz jej?- Wystawiłam głowę
z kokonu.
-No
dobra, ale następnym razem to ja gotuje.
Oh, the weather outside is frightful
But the fire is so delightful
And since we've no place to go
Let it snow, let it snow, let it snow
Ines
Podsumowując
dzisiejszy wieczór zostałam wygrana na aukcji i porzucona. ( Johnny musiał wyjść
wcześniej. Sprawy służbowe.)-Podniosłam do ust smukły kieliszek i upiłam z
niego łyk.- No i jeszcze złamałam paznokieć. Jak mogłam o tym
zapomnieć?... Jak to się mówi? ‘’Jaka
Wigilia taki cały rok’’?...Coś takiego. A może to miał być Sylwester? Czyli jest jeszcze nadzieja. –Rozmyślałam
przeglądając przystawki podawane w półmiskach stojących na długich stołach. – A
nie. Sylwestra spędzam z Mary i Kelly. Poczułam czyjąś obecność i jeszcze zanim
usłyszałam jego głos i stanęłam oko w oko z moim byłym.
- Jak ci się
podoba przyjęcie?- Zapytał.
No tak
jeszcze go tu brakowało. Tak właśnie
wydawało mi się, że jego śmiesznie odstający loczek na czubku głowy migną mi
raz czy dwa pomiędzy innymi gośćmi.
-O, Otori
nie spodziewałam się ciebie tutaj.- Liar
liar pants on fire. – Przyjęcie jest świetne. – Dobrze, że nie spytał jak się
bawię.
-Widziałem
cie na licytacji.
-Chciała bym
móc powiedzieć to samo o tobie. – Uśmiechną się, a ja westchnęłam.- Przepraszam,
wyżywam się na tobie jakby to była twoja wina, że mi dzisiaj nic nie wychodzi.
-Noc jeszcze
młoda.
-No to mnie
pocieszyłeś.- Mruknęłam.
Orkiestra zaczęła
grać wolną świąteczną piosenkę.
-
Zatańczysz?- Zapytał podając mi dłoń.
Pewna (
nawet spora) część mnie z całych sił starała się namówić mnie do odmowy, ale
postanowiłam ją zignorować. Bo w końcu, co takiego mogłoby się stać?
Wyszliśmy
razem na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Powoli sunęliśmy między innymi parami
trzymając się blisko ciało przy ciele jak za dawnych czasów.
- Wiesz skąd
wziął się zwyczaj całowania pod jemiołą?- Spytałam zerkając na udekorowane zielonymi
liśćmi żyrandole.
-Nordycka
bogini miłości w obawie przed przepowiedziana śmiercią jej syna zawarła przysięgę
ze wszystkimi zwierzętami i roślinami świata, że nie skrzywdzą jej ukochanego dziecka.-
Tsubasa obrócił mnie powoli.- Niestety zapomniała o jemiole. Wykorzystał to bóg ognia i oszustwa stworzył
z niej strzałę, którym zabił dziecko bogini. Według mitu, bogowie byli w stanie
go wskrzesić. Zachwycona, bogini oświadczyła, że jemioły będą od teraz symbolem
miłości i ślubowała pocałunek dla tych wszystkich, którzy przejdą pod jemiołą.-
Piosenka skończyła się, a my w dalszym ciągu staliśmy blisko siebie dokładnie
pod jednym z wielu żyrandoli.- Opowiadałaś mi już te legendę.
-Wiem,
chciałam sprawdzić jak wiele z niej pamiętasz.
It's beginning to look a lot like Christmas
Everywhere you go
There's a tree in the Grand Hotel,
one in the park as well
The sturdy kind that doesn't mind the snow
Mary
Siedziałam na
siedzeniu pasażera jednym uchem słuchając świątecznej audycji radiowej. Nie
poznawałam okolicy, chociaż sądząc po czasie spędzonym w samochodzie powinniśmy
już dojeżdżać na miejsce.
-Gdzie
jesteśmy?- Zapytałam odklejając policzek od szyby i przecierając oczy.
-W
samochodzie.- Mrukną zaciskając dłonie mocnej na kierownicy.
-Przyznaj, zgubiliśmy
się.
-Nie zgubiliśmy
się. – Syknął.
-No po
prostu pięknie. Najpierw samolot, a teraz to.
-Ile razy
mam powtarzać…- coś ciemnego i rogatego wyskoczyło na ulicę. Kyoya dał ostro po
hamulcach, ale przez leżąca na ulicy gruba warstwę śniegu wpadliśmy w poślizg. Zrobiliśmy
dwa pełne obroty coś gruchnęło i samochód się zatrzymał.
-Czy to był…?-
Wydukałam.
-Nie… Zobaczmy,
co z autem.
Prawe pół
samochodu utknęło w rowie, przez co żeby w ogóle wydostać się z samochodu musiałam
przeleźć nad skrzynią biegów i wyjść drzwiami od strony kierowcy. Zasięgu
oczywiście nie mieliśmy, a civ ii radio w samochodzie nie działało.
-Szlakby
to.- Warknęłam kopiąc ze złością oponę, przez co samochód z suną się jeszcze
głębiej. –Pięknie. Porostu pięknie.
***
-Jak się
nazywała ta bajka o kościotrupie, który zwariował i chciał być mikołajem?- Zapytał
Kyoya, kiedy już się uspokoiłam.
-‘’Miasteczko,
Halloven’’… Lubiłam te bajkę.
-Wiem. Dlatego pytam…
-Okey, co
jest granę?
-Nie wiem, o
co ci chodzi.
-Wiesz. Od
rana jesteś non stop zadowolony, mimo, że odwołali nasz lot, przez karpia
prawie straciłeś palec, a na koniec wpieprzyliśmy sie do rowu.
-Wydaje ci się.
-Gadaj.
-Po prostu
się cieszę.- -Straciliśmy mnóstwo czasu świąt, urodzin, imienin i chciałbym to
nadrobić… kiedyś.
-Ooooooo.
Mój mały braciszek mnie kocha. –Roześmiałam się w głos.- To chyba można liczyć,
jako świąteczny cud.
-Nie, ja mam
dość. Wychodzę.- Oświadczył otwierając na oścież drzwi.
Rozległ się
pisk opon i czyjeś krzyki. Wyskoczyliśmy z samochodu akurat by zobaczyć wyjątkowo
wyciekłego motocyklistę,
-Czy ty się
z chujem na mózgi zamieniłeś zjebie?- Wrzasną, a jego głos wydał mi się dziwnie
znajomy.
- Kakeru?- Spytałam.
–Glut ręce z kuczera.
Obaj steli
jak wryci.
-Mary?- Gorąco
pokiwałam głową.- Rany, ale się zmieniłaś. –Zdjął kask i trzymając go w ręce
rzucił się żeby mnie przytulić. - Od godziny wszędzie was szukamy. Co się
stało?
-Cos
wyskoczyło na ulice… -zaczął, Kyoya, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
-A Glut postanowił
zaparkować w rowie.
-Dajcie mi
moment zadzwonię po kilku chłopaków was stąd wyciągniemy.
Około ośmioro
motocyklistów zjawiło się mniej więcej po upływie pół godziny. Za pomocą lin holowniczych
udało się im wyciągnąć samochód z rowu. Wyglądaliśmy
przy tym jak wyjątkowo hardkorowy zaprzęg świętego Mikołaja.
No to mamy
już drugi cud świąteczny. –Pomyślałam, kiedy wreszcie udało nam się dotrzeć
przed próg rodzinnego domu.
It's gonna take some time
But I'll get there
Top to toe in tailbacks
Oh, I got red lights on the run
But soon there'll be a freeway yeah
Get my feet on holy ground
Kelly
She's making a list. She’s checking it twice.
She’s gonna find out. Who's naughty or nice. Hawana Kelly is comin' to Town.
Teoria potwierdzona. Ta piosenka rzeczywiście jest straszna kiedy nie śpiewa
się jej o Mikołaju. Po całym dniu biegania po mieście i załatwianiu moich
zostawionych jak zwykle na ostatnia chwilę sprawunków wyglądałam jakby napadły
mnie duchy przeszłych, teraźniejszych i przyszłych świąt i powiem wam jedno
jestem piękna oraz zdecydowanie było warto. Miasto było przykre grubą kołdrą
zimnego i zbitego śniegu oświetlone przez wszędobylskie lampki, które oplotły
się wokół wszystkiego nie oszczędziły nawet czekających na wiosnę drzew i ja to
absolutnie uwielbiam.
- Kupiłaś
sobie ten sweter z sznurowanym dekoltem?
- Nie,
jeszcze nie zwariowałam.-Cisza po drugiej stronie telefony była, aż nazbyt
wymowna.- Dałabyś spokój.
-A czy ja
coś mówię? Dziwię się tylko, że tracisz taką okazje.
-Niby, na co?
-Na rewanż, Ryugi?
-Chacha.
Jeśli myślisz o tym, co ja myślę, że myślisz to jesteś głupia.
- Tylko nie
strzelaj mi tu focha.
-Wiesz, że
nie umiem. No dobra musze kończyć. Pa.
-Pa.- Schowałam
telefon do kieszeni i chciałam otworzyć drzwi, ale okazało się, że są uchylone.
Zaniepokoiłam się. Dobrze pamiętałam, że zostawiłam je zamknięte i to na klucz.
Załadowałam kuczer i ostrożnie weszłam do środka.
Od samego
korytarza po salon wisiały białe lampki świąteczne. Wokół okien na framugach
pod sufitem były wszędzie. Jak zaczarowana patrzyłam na błyszczące światełka
dopóki nie usłyszałam cichego?
-Wesołych
Świąt, Kel.
-Wesołych
Świąt.
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you
You baby
No to tak. Wreszcie udało mi sie napisać opowiadanie świąteczne. Przyznaje mogło by wyjść lepsze, ale nie pisze tego, żeby tera rozważać moje zdolności. Chciałam wam wszystkim życzyć wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Dużo zdrowia i oczywiście szczęścia (no bo co wam po zdrowiu jak cegłą w łeb można dostać nawet z końskim zdrowiem) w tym nowym 2018 roku. Byście na swojej drodze spotykali tylko życzliwszych sobie ludzi czyli tak na dobrą sprawę wszystkiego najlepszego.
Ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.