Kelly
-A więc
tu się chowasz pajączku.- powiedziałam stojąc na środku ogromnego hangaru
pośrodku którego znajdowała się arena.
Ściany
hangaru po sam sufit pozostawiane były skrzyniami na których rozwieszona była
sieć splątanych ze sobą sznurów na której siedziały całe chmary ludzi. Pająki.
-Wreszcie
cię znalazłam.-zwróciłam się do wysokiego przystojnego mężczyzny
siedzącego na tronie zbudowanym ze
skrzyń przykrytych od góry do dołu czarnym połyskliwym materiałem.- To co. Chcesz walczyć teraz czy naślesz na mnie jeszcze kogoś?- spytałam uśmiechając
się łobuzersko.
-Chciałbym
zobaczyć jak przegrywasz z nim.-lider pająków wskazał postać stojącą w cieniu
której wcześniej nie za uwarzyłam.
Postać spojrzała na mnie, a w jej zwężonych mimo panującego mroku źrenicach dostrzegłam błysk dzikiej czerwieni. Widząc to poruszyłam się niespokojnie, a w nagrodę mogłam zobaczyć również jakimś cudem odznaczające się na tle ciemności wyszczerzone w złowieszczym uśmiechu zęby. Wtedy już byłam pewna kto stoi w cieniu.
Postać spojrzała na mnie, a w jej zwężonych mimo panującego mroku źrenicach dostrzegłam błysk dzikiej czerwieni. Widząc to poruszyłam się niespokojnie, a w nagrodę mogłam zobaczyć również jakimś cudem odznaczające się na tle ciemności wyszczerzone w złowieszczym uśmiechu zęby. Wtedy już byłam pewna kto stoi w cieniu.
-Kyoya.-
powiedziałam tak jakbym witała starego przyjaciela.- Szumowina jednak na zawsze
pozostanie wstrętom szumowiną bez względu na to co powie lub zrobi.
-Arena to
nie miejsce na głupie rozmowy tutaj się walczy.-powiedział Kyoya wychodząc z
mroku. Był ubrany na czarno, a twarz miał nienaturalnie białą. Gdy załadował
kuczer zobaczyłam, że na całej lewej ręce zielonowłosego od ramienia po same
koniuszki palców wije się tatuaż pajęczyny.
-Skoro
chcesz umierać w milczeniu to proszę bardzo.-powiedziałam i również załadowałam
kuczer.
Biała mam
nadzieje, że jesteś gotowa. To twoja walka.
-3
-2
-1
-Let it
trip!!!
Beye
wystrzeliły z kuczerów.
-Biała
lodowe obicia!!!
-Lion
wichrowa ściana mocy!
-Przebij
się-krzyknęłam zmuszając swojego beya do dzikiej szarzy w sam środek tornada.
Gdy beye się zderzyły wichrowa ściana mocy rozbiła się co skomentowałam
radosnym okrzykiem:
-Co ty na
to zieleńcu?!
-Wrry!
Lion Stu-zębna Furia Lwa!- ogromne tornado które wywołał bey zaczęło wyrwać
fragmenty bruku, porywając skrzynie razem z siedzącymi na nich ludźmi i ciskać
tym wszystkim w Białą.
-Ślizgaj
się!-krzyknęłam, a mój bey unikał wszystkich uderzeń.
Niestety
kilka ostrych odłamków poleciało w moim kierunku. Jeden z nich zatopił się w
moim ramieniu dokładnie w miejscu jeszcze nie do końca zaleczonej rany po mojej
pierwszej walce z Kyoy’om.
Zachwiałam
się i patrząc w ziemie na ślepo złapałam się za krwawiące ramię nieopatrznie
wbijając odłamek jeszcze głębiej. Zachłysnęłam się powietrzem czując
przenikliwy ból
-Masz już
dosyć?- powiedział Kyoya i zaczął zanosić się śmiechem.
-Prędzej
tutaj zdechnę niż się poddam!-krzyknęłam chwytając odłamek i wyrywając go z
ciała ( nie róbcie tego w domu). Krew trysnęła z rany.- Słyszysz?! Biała
specjalny atak Szpony Mrozu!-bey zapłoną jasnym światłem wykonał jedno małe
kółko i wstrzelił w powietrze.
-Lion
specjalny atak Miażdżący Ząb Królewskiego Lwa.- Lion wytworzył tornado świecące
jasnym zielonym światłem.
Beye
zderzyły się. Rozległ się wielki huk. Wszystko zasłonił dym. Potem usłyszałam
najsłodszy w świecie dźwięk.
Dźwięk
upadającego ciała.
Wyłoniłam
się z dymu mając leżące nieruchomo w kałuży krwi ciało Kyoy. Oprócz niego po
całym hangarze walały się ciała innych pająków może, żywych może nie.
-No
pajączku po co było odwlekać nieuniknione?-przywołałam Białą z areny.-
Dowodzisz gangiem mieszanym JESZCZE dowodzisz więc według waszego niepisanego
prawa musze cię pokonać w walce dwóch na dwóch.-wystrzeliłam mojego cudownego
ubrudzonego krwią bey’a. Biała utworzyła ogromną lodową bryłę która uwięziła
lidera pająków.-no to tyle w temacie walki.-zaśmiałam się.
Bey dalej pochłaniał energie z lodowego
więzienia, a ja w tym czasie powolnym krokiem podeszłam do czegoś co mogłam
spokojnie nazwać moim celem przez ostatni rok. Oparłam się całym ciałem o przezroczysta
lodową bryłę zostawiając na niej ślady z mojej własnej krwi.
-Wiesz…-zaczęłam
powoli ściągając maskę. Rozpuszczone włosy opadły swobodnie na plecy i ramiona
brudząc się moją krwią- Chciała bym, żeby ostatnią rzeczą jaką zobaczysz przed
śmiercią była twarz człowieka który cię pokonał.-w monecie gdy wypowiadałam
ostatnie słowa Biała wyssała z bryły całą energie i zaczęła pokrywać lodem
wszystko wokół niej bardzo ale to bardzo fortunne tworząc lodowy tron na którym
rozsiadłam się wygodnie.
-Pająki!-
zawołam donośnym głosem- Pokonałam waszego dotychczasowego przywódcę!
Cisza.
Ci którzy
przeżyli te piękną masakrę w moim wykonaniu bali się odezwać i bardzo dobrze.
-
Oczekuje od was ślepego posłuszeństwa. Jeśli ktoś uważa, że jestem z byt słaba
by muc nim dowodzić niech teraz w tej chwili stanie zemną do walki.
Cisza….chociaż
nie ktoś właśnie zbliża się w stronę areny. To było do przewidzenia. Mój
braciszek przyszedł podbić kolejny gang. Zemną nie wygrasz braciszku. Benkei
załadował kuczer.
-Mogłeś
siedzieć cicho. –westchnęłam „cierpiętniczo”.
Jeden
trup w te czy we wtę co z różnica?
Już zaczęłam
myśleć jakim atakiem uśmiercę tego zdrajcę gdy naglę ten pad przede mną na
kolana wyciągając załadowaną wyrzutnie przed siebie i wykrzyczał:
-Jesteś najpotężniejszą
istotą na świecie! Chce ci towarzyszyć, a potem stanąć obok ciebie na szczycie świata!-uśmiechnęłam
się pod nosem.
-A ty Kyoya
chcesz mi coś powiedzieć?- zaśmiałam się, a wtedy „trup” zaczął się ponosić.
Kiedy podniósł się do pozycji klęczącej jedna ręka trzymając rozszarpany bok, a
drugą podpierając się o ziemie nie podnosząc nawet na mnie wzroku tylko uparcie
wgapiając się w ziemię powiedział:
-Pokonałaś
mnie w uczciwej walce. Wiem, że nie jestem godny, żeby o to prosić, ale mimo to
robię to. Proszę pozwól mi sobie służyć.- no proszę do szczęścia brakuje mi
tylko jednego.
Drzwi hangaru
gwałtownie się otworzyły i stanął w nich Smoczy Cesarz.
-Ryuga
widzisz całe miasto należy teraz do mnie. Do nas.
-Kelly
patrząc na to wszystko czego tu sama dokonałaś mogę ci powiedzieć tylko jedno.
-Słucham
więc.-wyłożyłam nogę na nogę czekając na to co miałam za chwilę usłyszeć.
-Walcz ze
mną Kelly. Jesteś najsilniejszą bleyderka na świecie pora byśmy sprawdzili czy
jesteś najsilniejszym bleyderem.
-Z dziką przyjemnością
będę z tobą walczyć. Ryuga.-prawie, że wymruczałam jego imię z zadowolenia.
-Kelly.-jego
głos nagle zrobił się jaki taki odległy. Ogarnęła mnie ciemność i poczułam, że
spadam w bezdenną przepaść. Dobrze wiem co się stało ON poraził mnie prądem tak
jak podczas naszej pierwszej walki.
.
.
.
.
-KELLY!!!!
-Mamo moja
najukochańsza! Czemu się tak drzesz!?-spytałam patrząc wściekle na Kelsi. (która
zaproponowała mi nocleg, a ja z radującym się sercem go przyjęłam ciesząc się,
że nie będę musiała wracać do mojego zdewastowanego mieszkania)
-Spałaś już
20 godzin. Zaczynałam się martwić.
-Nowy
rekord.-mruknęłam pod nosem-A tak na serio?
-Dała byś
radę ściągnąć pliki z komputera tego całego Alex’sa.
-Pfff ty się
jeszcze pytasz trzymaj mojego czekoladowego shaka. Daj mi godzinkę to wrócę z zakupami.-
założyłam maskę Betty i w wyszłam zamieszkania Kelsi.
Rozdział 51 za nami kończę go pisać dokładnie siedem minut po północy. Kelly znów sobie przysnęła. Jak dziecko....takie mocno psychopatyczne. :) No bardzo dziękuje za życzenia i wręcz nie mogę się doczekać waszych komentarzy. No to dosyć tego pieeeeee gadania.
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.