Rozdział 16
Mary
-No i
wtedy on kazał mi spieprzać. Uwierz byś w to?
Razem z Alex’em
siedziałam w restauracji i jedliśmy późny obiad względnie wczesną kolacje.
Uparł się, ze musi mnie przeprosić za to
co stało się wczoraj tak jakby miał z tym cokolwiek wspólnego. Kelly miała rację Alex jest po prostu chory i
trzeba go leczyć, a nie się wściekać.
-Może po
prostu się o ciebie martwi.- Usprawiedliwiający
wszystko i wszystkich głos Alex’a sprowadził mnie powrotem na ziemię.
-Jasne.- Prychnęłam.
–Jakby nie wiedział, że ze mną trzeba pracować, kiedy tylko się da, żeby
cokolwiek z tego wyszło. – Chłopak
uśmiechną się do mnie z wyrozumiałością.
-Jestem
pewny, że jeszcze się dogadacie. W końcu, kto przebywa z wilkami, nauczy się
wyć.
-Może i
masz racje.- Mruknęłam grzebiąc pałeczkami w misce.
-Hej Mary. Głowa do góry. Jak zjemy to cie jeszcze gdzieś zabiorę. – obiecał.
***
Gdy już mięliśmy
wychodzić Alex wziął mnie za rękę i pociągnął
w stronę drzwi z wielkim napisem „wejście tylko dla personelu” pokręciłam gwałtownie
głową.
-Al…nie
ja…my nie.- Zaczęłam łapać pojedyncze spojrzenia Lidzi siedzących przy
stolikach. Jeśli zaraz się nie uspokoimy to zrobi to ochrona. Podałam się i
poszłam z nim.
- Rób to, co
ja. –Powiedział uśmiechając się do mnie i podając mi pustą tackę z wysokiego
wózka na kółkach.
Przeszliśmy
przez gorącą i pełną najróżniejszych zapachów, od których kręciło mnie w nosie
kuchnie trzymając tacki wysoko tak, żeby nikt nie mógł dobrze przyjrzeć się
naszym twarzą zbierając przy tym kilka zamówień i szubko przekazując je
prawdziwym kelnerom. Za kuchnią znajdowały się wysokie schody zapewne
przeznaczone dla personelu galerii, w której znajdowała się galeria. Alex nie
zatrzymał się nawet na chwilę tylko szybko pobiegł po nich na górę przeskakując,
co drugi schodek. Nie zastanawiając się pobiegłam za nim. Czułam się trochę tak
jakbyśmy znowu byli dziećmi. Wypadliśmy na pokryty grubą warstwą białego puchu dach
galerii rozciągał się stamtąd wspaniały widok mieszanina świateł odbijających
się w płatkach śniegu tworząca różową otoczkę wypełniającą ulice i w pewien
sposób oddzielająca nas od reszty ludzi.
-Mary
pamiętasz jak wchodziliśmy na altankę w ogrodzie?- Zapytał szatyn zerkając w
duł na ulice pełne ludzi.
-Tak, rodzice
zabraniali nam tam wchodzić, bo niszczyliśmy dach. –Posłał mi uśmiech.
-Zawsze
bałem się z niej skoczyć.- Zerknął jeszcze raz w dół. - A wiesz, że chyba mi
przeszło?
- Alex, o
czym ty...-Zanim zdążyłam dokończyć zdanie chłopak wskoczył na niski murek
oddzielający bezpieczną przestrzeń dachu od przepaści.
-Alex zejdź.- Poprosiłam.
-Czemu?- Zapytał od tak sobie.
-Jest ślisko jeszcze spadniesz albo coś.
-No, co ty nie powiesz.-I wtedy to do mnie dotarło. Mój Alex od najmłodszych
lat miał wręcz paniczny lęk wysokości. Właśnie, dlatego to ja zawsze musiałam włazić
na drzewa po koty, kiedy go zjadały nerwy pod drzewem.
-Złaź stamtąd Hyde. –Warknęłam.- To nie jest nawet trochę zabawne.
-No proszę. Jednak się zorientowałaś. Byłaś tak skupiona na sobie, że już
myślałem, że będę musiał cie oświecić.
-Zostaw nas samych śmieciu.
-Bardzo bym chciał możesz mi wierzyć na słowo. Niestety tak się składa, że
przez ciebie nie ma takiej opcji.
-Złaź stamtąd do kurwy nędzy i wypierdalaj.
-Bo, co?
-Bo was zabijesz.
-W sumie, czemu nie? Czemu mam tego wszystkiego nie skończysz? Tu i
teraz? Hym? Wystarczy tylko, że zrobię krok do przodu.- Podniósł nogę.
-Zabijesz się!- Krzyknęłam,
-I, co z tego!?- Ryknął na mnie obracając się gwałtownie. Był wściekły.
Co się
dzieje? To sen? To musi być sen. To nie może być prawda. Nie chce, żeby tak
było. Nie chce, żeby od tego, co powiem zależało czyjeś życie, a już na pewno
nie jego. Życie Alex’a tego biednego chłopca,
który pomagał mi ściągać koty z drzewa, martwił się o łobuzów z naszej szkoły,
a je nie jestem w stanie nic zrobić nawet wydusić z siebie słowa.
-Chcesz wiedzieć,
czym jestem? Powiem ci! Jestem każdym koszmarem, jaki Alex wyśnił
przez ciebie! Jestem jego strachem i nienawiścią! Ścierwem, które nie może
odejść z tego świata bez względu na to jak bardzo bym tego chciał!- Po jego
policzkach zaczęły spływać perliste łzy. - Wiesz, dlaczego wczoraj poszedłem do
tej dziewczyny, u której mnie widziałaś!?
Byłem się pożegnać! -Stopniowo schodził z tonu. -Tak pożegnać, bo z
każdym pierdolonym dniem mam coraz bardziej dosyć. Biorę nawet te psychotropy,
które miały mnie zabić, ale gdy tylko mnie osłabią na tyle bym nie mógł wziąć
kolejnej dawki wszystko zaczyna się od nowa. Dlatego proszę cię… Proszę zabij
mnie.
-Ale ja
nie wiem jak.- Zaśmiał się, a łzy w jego oczach momentalnie wyschły.
-Kłamiesz.
– Wypluł to słowo z siebie z taką pogardą i nienawiścią, jakiej jeszcze nigdy
nie słyszałam. Odwrócił się do mnie
plecami i spojrzał w dół.
-Nie rób
tego!- Słyszałam dobiegające od ulicy wycie syren. Ktoś musiał go zobaczyć i zadzwonić po pomoc.
Teraz wystarczy, że zatrzymam go na tyle
długo by zdążyli go ściągnąć.
-Zabij mnie.-Jeszcze tylko chwila.
-Stój.- Już słyszę jak biegną po schodach.
-Zabij mnie w końcu!- Zatrzymaj się tylko na moment.
-Stå!- Wrzasnęłam.
Alex zachwiał się niebezpiecznie na krawędzi z zatrzymał. Dosłownie zawisł w
miejscu. Szybko podbiegłam do niego i
wciągnęłam go z powrotem w głąb dachu.
W głowie
szumiało mi z emocji, a w ustach czułam metaliczny smak krwi. Opadłam na śnieg
obok nieruchomego Alex’a oddychając szybko.
Co ja mu zrobiłam?
Co on chciał zrobić? Czy on naprawdę był gotów stamtąd skoczyć? -Pytałam siebie patrząc na bladego chłopca,
którego policzki nos pokrywały drobne piegi.
-Przepraszam.-Szepnęłam.
Świat
wirował mi przed oczami, kiedy podnosiłam się z ziemi. Musiałam stąd
odejść. Jeśli zostanę znajdą mnie i zaczną
zadawać pytania.
Pchnęłam
drzwi prowadzące na klatkę schodową. Schodziłam powoli trzymając się poręczy.
Mijałam zastygłych w bezruchu policjantów. Ja to zrobiłam?
Wyszłam na
ulice mnóstwo ludzi stało wokół ze wzrokiem wpatrzonym w jeden punkt
- På strömmen ligga hos mig av udarna flytta.- Powiedziałam
-Co się stało?
Gdzie on jest? Skoczył?- Pytali przechodnie.
Nikt nie
zwracał na mnie uwagi. Bo niby skąd mogli wiedzieć, że jestem jedną osobą,
która wie, co się tam stało. Chociaż z drugiej stron czy ja rozumiem z tego
cokolwiek? To wszystko, co mówił czy naprawdę miał to na myśli? Chciał się
zabić?
Nie. On
chciał, żebym to ja go zabiła.
Powłóczyłam
nogami pół przytomna nie zwracając uwagi na to, co dzieje się wokół mnie.
Powoli krok po kroku dowlokłam się do miejsca, w którym nikt nie zadawał
zbędnych pytań.
-, Co
podać?
-To, co
zawsze.- Mruknęłam siadając przy barze.
***
To mój
telefon tak dzwoni? Zdaje się, że tak. Sięgnęłam do kieszeni i wyciągnęłam z
niej komórkę.
Ines?
Czego ona może chcieć?
-Mary!? Słyszałam, co się stało. Wszytko z tobą w porządku?-
Skrzywiłam się. Drażnił mnie jej głos, jasność ekranu i to, że przypomniała mi
o tym, o czym przyszłam zapomnieć.
-Daj mi
spokój. –Mruknęłam opróżniając szklankę i z brzdękiem odstawiając ja na blat.
-Czy ty…? Mary
nie! Ani mi się …-wcisnęłam czerwoną słuchawkę, przez co telefon wypadł mi z
ręki i upadł na ziemię.
-Adjö.- Zaśmiałam
się patrząc w ślad za nim jednocześnie dając znak barmanowi, żeby mi dolał.
Barman
zajął się moim zamówieniem, ale zamiast odejść zaraz po tym, gdy tylko lód
zaczął stukać o brzegi szklanki przeszedł do klienta obok. Z braku lepszego zajęcia
powiodłam za nim wzrokiem, jakie było moje zdziwienie, kiedy na miejscu obok
mnie zauważyłam Ryuge. Bez korony bez
ogromnego ochraniacza bez peleryny wyglądał jak całkiem normalny facet. Obok niego leżała spora wypchana po brzegi
zgniło zielona torba.
-Spadaj stąd
Kishatu mam dzisiaj zły dzień.- Mruknęłam.
Ryuga spojrzał
na mnie kontem oka powoli odstawił szklankę na blat i powiedział.
-Po pierwsze
to ty dosiadłaś się do mnie, a po drugie nie masz pojęcia, co to znaczy mieć
zły dzień.
Wstrętny
nadęty burak. Nic o mnie nie wie. Nie ma pojęcia, przez co przeszłam. Za to ma czelność osądzać dosłownie każdy
aspekt mojego życia.
-Mój
najlepszy przyjaciel błagałbym go zabiła.-Wypaliłam ze złością.
-Posłałem do
diabła jedna osobę, której na mnie zależy.- Warknął.
Może to
przez alkohol, ale zabrzmiało mi to jak wyzwanie.
-O tym, ze
jestem adoptowana dowiedziałam się, gdy na lekcji przyrody w podstawówce przy
tablicy oświadczyłam, że ciąża u kobiet trwa trzy miesiące.-Obrócił tak żeby
siedzieć zemną twarzą w twarz, a jego usta wygięły się w drwiącym uśmiechu.
-Gdy
miałem trzynaście lat kazali mi opętać mroczną moc w Internecie możesz sprawdzić,
co z tego wyszło.
-Ludzie
tracą zmysły, gdy grają przeciwko mnie.- Przez chwilę po prostu patrzył mi w
oczy. Nie wiem, co tam zobaczył, ale kiedy przestał powiedział tylko:
-...A może jednak masz.- I na powrót zajął się szklanką
Wygląda na to, że wygrałam konkurs, kto miał bardziej przejebane...Hura.
- Wyjeżdżasz.- Ni to spytałam ni to stwierdziłam
odstawiając na blat pół pustą szklankę.
Skinął głową.
-Dokąd? – Wzruszył
ramionami. – Brzmi jak plan.- Sarknęłam obracając w palcach szklankę i
obserwując unoszące się na powierzchni drinka kostki lodu.
Tak
właściwie to nie jest wcale zły… ten plan. Po prostu tak wstać i iść w cholerę. Rzucić to wszystko i zacząć od nowa gdzieś
tam hen daleko.
Zaśmiałam
się cicho, rozbawiona żałosnością moich pijackich planów.
Rozdział 16 za nami. Pomysl na ten rozdział wpadł mi mniej więcej w pod koniec oglądania filmu Fight Club, a że pierwsza zasada fight klubu to nigdy nie mówić o fight klubie powiem tyle, ze go polecam. Powoli wracam do stałego rytmu życia więc rozdziały też powinny wrócić do swojej normy.
Głos z tyłu głowy: Ciekawe rzeczy nazywasz normą.
Zastanawia mnie ile osób sie spodziewało, że Alex'owi się pęknie.
Ines: Mówisz tak jakby to było oczywiste.
Mam nadzieje, że nie było.
Mary: W dupe sobie wsadź swoje mam nadzieje.
No to (tym optymistycznym akcentem) ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.