niedziela, 27 listopada 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.7)

Rozdział 7

Kelly

Ryuga odsypia wczorajszy trening to chyba odpowiednia pora załatwić sprawunki. 
-Narobiłeś bałaganu, na miłość Boga, ten zgniły świat pozbawiony jest szczęścia. -śpiewałam pod nosem spacerując po WBBA. Weszłam do windy i pomachałam do kamery. 
-Na dół bym chciała zjechać. -powiedziałam głośno.
-Proszę się wylegitymować. - ‘’poprosił’’ mnie gruby męski głos dochodzący z głośników.
-Nie mam. Między innymi po to przyjechałam. A właśnie jak już ją będę miała to no nie wiem będę mogła jeździć za darmo pociągiem czy coś?
-Wpuść ją. Jest nowa. -powiedział inny głos dużo przyjemniejszy.
Winda ruszyła.
-Dzięki. -powiedziałam i puściłam oko do kamery.
Ciekawe czy biorą nas tutaj na serio czy porostu chcą mieć nas na oku, żebyśmy nie robiły bałaganu. 
-Podążaj za moją wizją. Rozpal swój ogień. Zaufaj swojej sile. -śpiewałam dalej przeglądając się w lustrzanych ścianach winy. 
Musze przyciąć grzywkę. -pomyślałam zakładając za ucho przy długie kosmyki. 
***
Morze szumiało miarowo, ognisko grzało, dym odganiał komary, a w razie ataku czegoś większego mam Ryuge siedzącego obok mnie. Po prostu żyć nie umierać.
-Ej. Kel. Śpisz? -zapytał.
-Niee -ziewnięcie przerwało moją wypowiedź. - śpię.
-Właśnie widzę. -zaśmiał się. - Jak chcesz to śpij. Oprzyj się i śpij.
-Nieeee. Chce zobaczyć wschód słońca. -jęknęłam, ale głowa sama poleciała mi na jego ramię.
-Spokojnie obudzę cię.
-A jak nie to...
-Śpij nie gadaj. -ziewnęłam przeciągle patrząc, jak fale obmywają brzeg. 
Adrenalina jest super, ale czasem człowiek potrzebuje się zatrzymać i tak posiedzieć, pomyśleć, popatrzeć z dystansu na wszystko co zrobił, albo po prostu odpocząć. 
 -Nie długo trzeba się będzie stąd zbierać. -powiedział w pewnym momencie Ryuga, gdy zorientował się, że dalej nie śpię.
-Mamy jakiś plan?
-Trzeba skończyć z tym Dark Nebulowym syfem raz na zawsze. To się ciągnie za mną jak wyrok.
-Za nami. -poprawiłam go podnosząc na niego wzrok. 
-Za nami. -przytaknął zakładając za moje ucho zabłąkany kosmyk włosów.  
***
Drzwi windy się otworzyły. Przed nimi stał typowy Azjata. Czarne krótkie włosy żółta skóra, czarne oczy spoglądające na mnie spod tak zwanych mongolskich powiek. Jeśli się nie mylę to Ines podpaliła go dwa dni temu.
-Trochę blokujesz przejście. -poinformowałam go. 
-Mam zaprowadzić cię do twojego stanowiska. -odparł, ale nawet nie drgnął przy tym z miejsca. Wyglądał jak skała. Byłam pewna, że gdybym go wtedy uderzyła połamała bym sobie wszystkie palce. 
-No to może już ruszymy? Przez nas tak jakby winda nie działa tak jak powinna. -mężczyzna przepuścił mnie w progu windy.
-Proszę za mną. -odparł i ruszył korytarzem trzymając się dwa kroki przede mną. Rozglądałam się uśmiechając wesoło. Ogólnie zwracałam na siebie tyle uwagi, ile se tylko dało. No bo kto będzie podejrzewał o cokolwiek kogoś tak beztroskiego?
Minęliśmy kilka identycznie wyglądających drzwi, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed jednymi.
-To twoje stanowisko. Zostałem przydzielony na twojego opiekuna więc w razie problemów masz się do mnie zgłaszać.
-Jestem już duża. Nie potrzebuje, żeby się mną opiekować.
-To rutynowa procedura. W razie problemów będę w hali 47 rozkład budynku znajdziesz na biurku. -ukłonił się i mnie zostawił.
Weszłam do pokoju, w którym stały trzy biurka oddzielone od siebie niewysoką ścianką ze sklejki. W skład każdego stanowiska wchodziło krzesło obrotowe komputer i pusta kuweta dla kota. 
No dobrze. -pomyślałam. - Wypadało by zająć się tym po co tu przyszłam. Rozpięłam gumowa bransoletkę i podłączyłam ukrytego tam pendraiwa do komputera. Ze wszytych głośników ryknął alarm. Serce podskoczyło mi do gardła. W mgnieniu oka do pokoju wpadło pięciu uzbrojonych ludzi wśród nich mój opiekun. Wcelowali we mnie pistolety.
-Ręce do góry! - rozkazał jeden z nich. -Odsuń się od komputera. -powoli odsunęłam się od komputera i z uniesionymi rękami podeszłam do ściany. -Co jest na pendraiwie?
-Tylko film. -wydukałam. -Nie mam jeszcze, żadnych obowiązków to pomyślałam, że go sobie obejrzę.
-Oddajcie go techniką. Hisoka nie spuszczaj z niej oka do wyjaśnienia. -mój opiekun podszedł do mnie złapał mnie za prawe ramie i wyprowadził z pokoju.
-A łaja! To boli wiesz!? Głuchy jesteś!? Boli mnie! -zostałam zaciągnięta w ten sposób do hali numer 47. Ramie nie bolało i tak właściwie krzyczałam dla samego krzyczenia i mój opiekun zdawał sobie z tego sprawę. Gdy weszliśmy do hali posadził mnie na krześle, a sam usiadł obok. Przed nami właśnie rozgrywała się bey bitwa, a przynajmniej tak na początku myślałam. Po chwili zorientowałam się, że dwóch mężczyzn walczy w mój e kochane 2 na 2. Podeszłam do szklanej ściany, która oddzielała mnie od walczących i zapartym tchem podziwiałam moich przyszłych przeciwników.
-Nie powinnaś tego robić. - odezwał się Hisoka, a gdy spojrzałam na niego z niezrozumieniem w oczach dodał. -System nie toleruje niezarejestrowanych urządzeń.
-Czyli telefonu też sobie nie podładuje. -mruknęłam na powrót siadając na krzesełku. Po mniej więcej godzinie odwiedziła nas agentka ubrana w marynarkę i ołówkową spódnice jasno miedziane falowane włosy miała związane w warkocz i przełożone przez ramię.
-Żeby to mi było ostatni raz Nebula. -powiedziała rzucając mi pendraiwe po czym wyszła.
-Senpai mam problem. Tak jedna brzydka pani mnie przezywa. -uśmiechnął się pod nosem.
- ‘’Szybciej się tego pendraiwa nie dało się wyciągnąć?’’-sms od Kelsi przyszedł równo z moim opuszczeniem WBBA.
- ‘’Zdążyłaś czy nie?’’-odpisałam.
- ‘’Pchi. Ty mnie obrażasz? Kompletna listę dostaniesz za kilka dni, ale to masz na początek.’’- na ekranie mojego telefonu po kolei pokazywały się zdjęcia osób i wykaz podstawowych informacji na ich temat. 
-Cel... Pal... i już są moi. -dokończyłam zwrotkę i radosnym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. 

Mary

Około 9 dostałam telefon z WBBA. Nie żebym miała coś przeciwko budzeniu mnie po którejś już z kolei nie przespanej nocy, ale tak się składa, że jednak mam. Bastien, bo tak przedstawił się idiota, który odebrał mnie z holu głównego zaprowadził mnie do małego pomieszczenia, którego jedną ścianę zastępowała szyba, za którą siedział mężczyzna w brudnym garniturze jego twarz pokrywał kilku dniowy zarost. 
-Po co mnie tu przyprowadziłeś? -zapytałam. 
-Ten człowiek jest odpowiedzialny za serię zniknięć. Z tego co nam wiadomo handluje ludźmi w tym bleyderami. Twoim zadaniem jest wyciągnięcie z niego, gdzie jego ludzie przetrzymują porwanych.
-Nie może cię go przesłać w konwencjonalny sposób?
-Konwencjonalne sposoby na niego nie działają. Zostałaś nam ty.
-Jasne. Łapie. Mam mu wleź do łba i wyciągnąć z niego to co chcecie.
-Mniej więcej. Jesteś gotowa? 
-Taaa załatwmy to szybko. Jak ma na imię?
-Taro Katsura. -odparł uśmiechając się. 
Weszłam do pokoju przesłuchań. Mężczyzna spojrzał na mnie i roześmiał się cicho. 
-Niech zgadnę. Chcesz mi zaproponować ugodę. Mniejszy wyrok, jeśli tylko powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć.  
-Nie przejmuj się mną. -powiedziałam stając naprzeciwko niego. - Wpadłam tu tylko na chwilę. -Dodałam strzelając.
-Co to ma być!? Nie masz prawa do mnie strzelać!
-Spokojnie. Nie dotknie cię. – usiadłam przy stole i zamknęłam oczy, a kiedy na powrót je otworzyłam musiałam uciekać z płonącego budynku. Przeszłam przez całą te walkę średnio interesując się tym co się wokół mnie dzieje. PO uderzeniu we mnie tej samej co zwykle fioletowej masy znalazłam się w ciemnej przestrzeni. Wokół mnie unosiły się śpiące ciała agentów WBBA.
-Taro Katsura. -powiedziałam pewnym głosem. Wtedy jakby z znikąd pod moimi stopami zaczęła materializować się kamienna ścieżka prowadząca do jednego ze śpiących ciał. Spokojnym krokiem uważając, żeby nie spaść podeszłam do mężczyzny i dotknęłam jego ramienia. Błysło trzasło i reszcie byłam w lesie. Nie zachwycał, był rzadki. Rosnące tam w głównej mierze sosny miały szaro zielonkawe igły które nie dodawały temu miejscu uroku. Trudno mi było określić jaka panuje w nim pora roku.
-Po, co tu przybyłaś? -Zapytał Fenrir, kiedy już skończyłam się rozglądać. 
-Muszę przywołać jedno z jego wspomnień. Dokładne to gdzie trzyma porwanych ludzi. 
-Choć za mną. -powiedział podnosząc się z uschniętych igieł na których oboje siedzieliśmy. - Poznanie dokładnego miejsca będzie trudne. -mówił prowadząc mnie w głąb lasu. Nie weszliśmy na ścieżkę, którą zwykle sobie łaziłam tylko przedzieraliśmy się pomiędzy drzewami. -Wspomnienia które zwykle oglądasz są ważne dla tego konkretnego człowieka dominują to kim jest. Jeśli chcesz poznać jakieś błahe wspomnienie musimy się trochę wynurzyć jesteśmy zbyt głęboko.
-Dobrze. -przytaknęłam. - Ty znasz się na tym lepiej.  
-Na razie. -uśmiechnęłam się do tylu jego łba. Mój bey we mnie wierzył. To miłe jakby na to nie patrzeć, a ja go tu trzymam…
-Jesteśmy na miejscu. -powiedział Fenrir zatrzymując się. -Tutaj znajdują się jego ostatnie wspomnienia.
Pomiędzy drzewami migały jakieś obrazy. Na kilku z nich rozpoznałam sale przesłuchań. Zrobiłam kilka kroków w tył. Teraz widziałam urywki miasta. Podeszłam do jednego z obrazów. Był mglisty miejscami rozmazany, ale bez problemu mogłam się zorientować, że Katsura był wtedy w jakimś samochodzie. Usłyszałam brzęczenie jakby komórki. Nie pomyliłam się.
-Czego? -zapytał Taro odbierając telefon.
-Szefie mamy problem.
-Coście znowu schrzanili?
-Bo widzi szef taki jeden glina zaczął tutaj węszyć no i młody dnie wytrzymał i go kropnął.
-Sprzątnijcie. Zaraz tam będę. -rozłączył się. -Kierowca aleją 26 do portu. -tu cię mam.
Obraz zamigotał, a następne co zobaczyłam to jakiś hangar w porcie i klęczącego na ziemi zasmarkanego dzieciaka miał może 15 lat góra szesnaście. Miał kłopoty i to spore. Czułam gniew. Dużo gniewu.
Katsura wyciągnął krótki pistolet z tłumikiem i strzelił nastolatkowi prosto między oczy. Krew bryzgnęła i zostawiła na jego garniturze niewielkie czerwone kropelki.
-Sprzątnijcie to.
-Mamy je przewieść?
-Nie. Działamy zgodnie z planem. Sprzątnijcie ciała. 
Obraz zamigotał po raz kolejny i zaczął się odtwarzać od nowa. 
-Mam czego chciałam. Wracajmy. -Fenrir skinął łbem pojawił się blask i znowu siedziałam w pokoju przesłuchań.
-No nareszcie. To jakaś nowa. Metoda przesłuchań?-chciałam go wtedy uderzyć, ale kiedy na niego spojrzałam na ten jego obrzydliwy uśmiech stwierdziłam, że takiego świństwa nie dotknę.  
-Nie. To stare dobre zastraszenie. Fenrir Wyj.-po pokoju rozeszło się dobre mi znane miarowe buczenie. Nie widziałam tego samego co ten śmieć, ale sądząc po jego minie to musiało być straszne.
Przywołałam bey’a i wyszłam z pokoju. 
-Trzymają je w hangarze w porcie przy alei 26. Mogę już iść? -wyrzuciłam z siebie.
-Łał. -powiedział Bastien i szybko nabazgrał coś na kartce. - Jesteś dobra w te klocki. - spojrzałam przez weneckie lustro. Lekarze właśnie podawali tej mendzie jakieś leki uspokajające. -Hej co to za smętna minka? Nie przejmuj się. Zasłużył.
-Wiem.


Rozdział 7 za nami. Próbne matury to zło wcielone wymysł szatana i operonu. Wściekłam się a teraz o czymś przyjemniejszym. Oglądaliście ''Pitbull. Niebezpieczne kobiety''? Ja wybrałam się na niego w ten piątek i chciała bym wiedzieć co wy o nim myślicie.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

Fragment piosenki którą śpiewała Kelly.
Black Lagoon - Red Fraction - Mell

piątek, 11 listopada 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.6)

Rozdział 6

Ines

Poczułam, że coś ciepłego dotyka mojego czoła. Powoli otworzyłam oczy i kiedy już przyzwyczaiły się do światła zobaczyłam biały kubek i trzymającego go Tsubase.
-W łóżku nie było by wygodniej? -zapytał podając mi kubek.
W środku nocy pies zrobił się strasznie niespokojny. Więc musiałam się nim zająć. Usiadłam obok niego i głaskałam go delikatnie po głowie, dopóki nie zasnął trzymając łeb na moich kolanach. Kiedy tak sobie we dwoje siedzieliśmy na tej ziemi zrobiło mi się szkoda Snow która siedziała sama w klatce więc sięgnęłam po nią i postawiłam koło swojej nogi. W ten sposób doskonale przyblokowana na własne życzenie spędziłam noc. Tylko nie przypominam sobie tego koca.
-Nie chciałam, żeby pies ruszał się z legowiska. -Wyjaśniłam u pijąc łyk kawy.
-To wszystko wyjaśnia. -powiedział nalewając do miski świeżej wody. -Podałaś mu ten zastrzyk wzmacniający?
-Nie jeszcze nie. -Ziewnęłam zasłaniając buzie dłonią. - Która godzina?
-W pół do pierwszej.
-O matko. -jęknęłam. -Od dwóch godzin powinnam być w studio.
-Jak wyszukujesz się w pół godziny to cię podwiozę. Mam coś do załatwienia w okolicy.
-Dzięki. -zdjęłam głowę psa z kolan i poszłam wziąć szybki prysznic, żeby zmyć z siebie futro i smród zmokłego psa.
Wieczorem trzeba będzie go wykąpać o ile Alex nie stwierdzi, że to może spaprać jego wczorajszą robotę.
Ogarnięta i gotowa do drogi podałam psu zastrzyk po czym pojechałam z Tsubasą do studia odprowadził mnie do windy i tam się rozstaliśmy.
Wzięłam głębszy oddech i weszłam prosto w wir ludzi strojów kosmetyków świateł i kartek scenariusza. Innymi słowy witamy w świecie iluzji.
-Ines gdzie się podziewałaś? Jak ty w ogóle wyglądasz? Spałaś w nocy? Twój manager jest na ciebie wściekły. Dzwonił do ciebie od rana. -moja ekipa zasypała mnie pytaniami w międzyczasie rozczesując moje włosy poprawiając makijaż dobierając kolczyki do światła i kolorów moich oczu.
Są w tych dziedzinach tak dobrzy, że nigdy nie mogę być pewna czy w lustrze zamiast siebie nie zobaczę kogoś innego.
-Gdzie ona jest!? -Przez gwar przebił się głos mojego menagera. -Na zdjęcia spóźnia się pół dnia, nie umie roli wbił do łba. Kto za to wszystko płaci!? Ja! Czy ja na złocie śpię!? Ktoś może łaskawie jej przypomnieć, że ją kupiłem!?- Pienił się o byle co. Większe opóźnienia mieliśmy z powodu braku kawy, albo złamanego paznokcia któreś ze stylistek.
Jedyne co mnie w jakikolwiek sposób ruszyło w całej jego wypowiedzi to brak tekstów z cyklu " mogę zrobić jeszcze pięć takich jak ona" zwykle zaraz po nich zapalał cygaro i jak ludzie mogliśmy wrócić do pracy. Tym razem ich nie usłyszałam, a mój menager został poproszony do własnego gabinetu jak doniosła mi manikiurzystka przez "przystojnego blondyna ewidentnie z naszej branży".
-Ona was zrujnuje! Miesiąc tyle wam daje!  Miesiąc! -drzwi się zamknęły i krzyki mojego menagera stały się cichsze.
-OMG idzie tu. -szepnęła stylistka wyjmując lokówkę z moich włosów. -Nie odwracaj się.
-Nie mogę. Trzymacie mnie. -odparłam pół gępkiem.
-Drogie panie zostawicie nas na chwilę samych?
-Oczywiście. -towarzyszący mi dotąd zastęp świergotających dziewczyn rozpierzchł się zostawiając mnie w szlafroku i nieskończonym makijażu. Obróciłam się w fotelu, a przede mną stał wysoki mężczyzna w garniturze z długimi jasnymi włosami zaczesanymi do tylu i związanymi w ciasny kucyk w przeciw słonecznych lustrzanych okularach, w których się odbijałam.
-Coś do załatwienia w okolicy tak? -spytałam na co ten się zaśmiał.
-Kiedy się domyśliłaś? -zapytał zsuwając okulary na czubek swojego nosa.
Wcale się nie domyśliłam, ale nie musi o tym wiedzieć.
-O czym z nim rozmawiałeś? -zmieniłam temat odwracając się z powrotem w stronę lustra. Kończąc makijaż.  
-Powiedźmy, że WBBA zależy by mieć swoich ludzi na wyłączność. -uśmiechnął się do mojego odbicia.
-I wszystko stało się jasne.

Mary

- ‘’Hej.’’-pojawiło się w rogu ekranu mojego telefonu obok zdjęcia Alex’a.
- ‘’Hej’’-odpisałam.
- ‘’Dalej jesteś zła?’’
- ‘’Niby dlaczego miała bym być?’’
- ‘’To znaczy, że nie jesteś?’’
- ‘’Jestem, ale nie na ciebie.’’-odpowiedź długo się nie pojawiała. Trzy kropki nad klawiaturą migały informując, że Alex coś pisze.
- ‘’Mary naprawdę nie musisz się denerwować. Mi ani trochę nie przeszkadza to, że Alex się z kimś spotyka. Każdy z nas powinien mieć własne życie na tyle na ile to możliwe.’’-tyle, że on nie powinien istnieć.
- ‘’Jak tam chcesz.’’-odpisałam. To zdecydowanie nie była rozmowa na telefon. Po mijając fakt, że to w ogóle nie była rozmowa jaką chciała bym prowadzić.
- ‘’To znaczy, że mogę dzisiaj o ciebie przyjść i pomedytować z tobą? :)’’-westchnęłam.
- ‘’Jak chcesz.’’
- ‘’No to otwórz drzwi: D’’
-Co? -w pokoju rozległo się brzęczenie dzwonka. Podeszła do wejścia i zajrzałam przez wizjer, a po drugiej jego stronie stał jak zwykle uśmiechnięty Alex.
-Wiedziałeś, że tak będzie. -powiedziałam wpuszczając go do środka.
-Liczyłem na to.
***
-Gotowy? -spytałam siadając naprzeciwko Alex’a.
-Bardziej już chyba nie będę.
-Po prostu zamknij oczy i się zrelaksuj. -podpowiedziałam strzelając i samej stosując się do własnych rad.
Gdy na powrót otworzyłam oczy znajdowałam się w płonącym budynku. Za każdym razem musiałam przejść przez całą wioskę. Krzyki i rytm ataków znałam tak dobrze jak soundtrack ulubionego filmu. Każdy pojedynczy krzyk i każde trzaśnięcie wryło mi się w pamięć. Na spokojnie poczekałam, aż wchłonie mnie kula energii.
Ciekawe czemu zawszę musze to oglądać. Wolf nie potrafił mi powiedzieć, dlaczego tak jest albo porostu nie chciał.
Obudziłam się siedząc na polanie trawie wokół mnie leżały pojedyncze usunięte liście.
-Co tu się stało? -spytałam rozglądając się.  Las, w którym dotąd spotykałam się z duszą mojego bey'a z pełnego zielonej roślinności zmienił się w piękną złotą jesień. Żółte czerwone i brązowe listki zdobiły gałęzie i wirowały w powietrzu, a pomiędzy drzewami przechadzały się jelenie i sarny.
-Przenieśliśmy się do świadomości twego druha. -powiedział Wolf stając na wszystkich czterech łapach.
-Ale z jakiej paki? W planie nie było niczego takiego.
-Najwidoczniej skrycie pragnęłaś się tu znaleźć.
Pragnęłam? Po raz kolejny powiodłam wzrokiem po lesie.
-Dobrze. Wraca...-na skraju lasu zobaczyłam fragment wspomnienia Alex'a. Weszłam na usłaną (Mary: Usłaną dywanem liściów) kolorowymi liśćmi dróżkę i podeszłam do małej wnęki jaka powstała w ścianie drzew.
Obraz zamigotał i zobaczyłam asfaltową drogę, na brzegu której stała zielonowłosa dziewczynka. Miała nie więcej niż sześć lat i trzymała w rączce pęk różnorakich roślin wszystkie były przyozdobione kwiatami.
-Tam są ładne kwiatki, ale boję się, że tam są też pająki. -powiedziała wskazując coś co było poza moim polem widzenia.
-Spokojnie. Ja je zbiorę. - rozległ się miły chłopięcy głos. Obraz zamigotał, a w następnej chwili zobaczyłam jak ktoś wręcza dziewczynce kwiaty.
-Dziękuję. -Uśmiechnęła się. -Jesteś najlepszy.
-Alex! -rozległ się ciepły wołający kobiecy głos.
-Zdaję się, że musisz już iść. -powiedziała zielonowłosa.
-No tak. Zobaczymy się jutro?
-Jasne.
-No to cześć.
-Cześć.
Obraz znowu zamigotał.
-Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się zakochał?
Po lesie rozległ się przeraźliwy wrzask. Wrzask nieskończonej wściekłości. Kontem oka zobaczyłam jakąś rozmazaną postać zbliżającą się w moją stronę, a potem poczułam gwałtowne uderzenie. Przez chwilę miałam wrażenie, że wszystkie wnętrzności samoistnie zaczęły się rozrywać na części. Otworzyłam szerzej oczy i nabrałam powietrza. Wróciłam, ale ból nie minął. Skuliłam się i próbowałam wyrównać oddech.
Mary ogarnij się.  Tobie się tylko wydaję, że coś ci jest. Spokojnie. Oddychaj to za chwilę samo przejdzie.
-Odsuń się śmieciu! Siostra co jest? Żyjesz jeszcze? -Kyoya podniósł moją głowę. -Ile widzisz palców?
-Widzę jednego kretyna. -jęknęłam prostując nogi. - Zabieraj łapy.
-Wszystko w porządku? -zapytał Alex. -Poszedłem otworzyć Kyoy drzwi, a kiedy wróciliśmy ty...
-Tak wszystko w porządku. -Przerwałam mu. Gdybym pozwoliła na to by dokładnie sobie przypominał jak źle wyglądałam mógł by się tutaj załamać, albo gorzej stwierdzić, że to jego wina. -Co ty tu robisz gówniarzu? Miałeś czekać na lotnisku.
-Na ciebie? W życiu. -sarknął.
-W ogóle to miałeś być dopiero gdzieś o 18, więc nie rób mi tu wyrzutów. -broniłam się prostując nogi.
-Jest 20.-ssshit. -Nie krzyw w się, bo ci tak zostanie.
-To jak Mary miałaś rację z tym Fenrir’em? -wtrącił Alex.
-Nie wiem. Nie spytałam go. Dacie mi chwilę?
-Jasne.  Ile tylko chcesz. Na spokojnie sobie porozmawiajcie nami się ni…
-On tak nadal nawija? -wtrącił się mój młodszy brat.
-Nie marudź i grzeczny masz być. -pouczyłam go i ponownie zamknęłam oczy.
 Kiedy już znalazłam się w dobrze mi znanym przepełnionym soczystą zielenią lesie mogłam na spokojnie porozmawiać z moi bey’em.
-Wszystko w porządku? - zapytał. Co było dziwne zwykle nasza rozmowa zaczynała się od „po co tu jesteś?”
-Tak. Czemu pytasz?
-Nie przygotowałem cię na obrońców.
-Na kogo?
-Ludzka podświadomość tak samo jak reszta organizmu broni się przed intruzami. Kiedy wchodzisz do czyjegoś umysłu, który został już kiedyś poddany takiej operacji ten zaczyna się bronić.
-I mnie z niego wyrzuca. -dokończyłam.
-W najlepszym wypadku. -powiało grozą. Serio, kiedy ogromny czarny wilk mówi o czymś takim ‘’przejęciem’’ i z taką powagą wszystko nabiera innego wymiaru. Bo niby co mogło by zaniepokoić kogoś takiego?
-Wolf … Jest coś o co chciała bym zapytać.
-Pytaj więc. -No tak i co teraz geniuszu?
-Czy…-zacięłam się. -czy znasz legendę Fenrira?
-Znam. -Okey
-Czy to ty nim jesteś?
-Tak. -uff w końcu się udało. Chwila, ale to by znaczyło, że…
-To wszystko to prawda?
-Wszystko było tak jak powiedziałem.
-Czy oni też nadal żyją?
-Nie wszyscy.
-Nie miałeś nikogo kto stanął by po twojej stronie? -nie odpowiedział. -Jest więcej takich jak ty?
-Powinnaś już wrócić. Czekają na ciebie. -Chciałam tam z ni zostać. Cieszyłam się jak dziecko z tego, że wreszcie mi się udało odgadnąć kim jest, miałam jeszcze tak dużo pytań, ale kiedy spojrzałam w jego zielone oczy zrozumiałam, że Fenrir ma mnie już dość.
-Skoro tak mówisz. -powiedziałam cicho spuszczając wzrok.
Zobaczyłam jasny blask zamrugałam szybko i moim oczom ukazał mój zagracony pokój. Tym razem obyło się bez rozrywania wnętrzności. Na całe szczęście.  
***
W ciemnym głębokim lesie. Raz po raz rozlegało się głos małego chłopca.
-Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się zakochał? Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się zakochał? Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się… Mamo. Skąd wiadomo, że… Mamo. Skąd wiadomo… Mamo…
-Szlak by to wszystko. 


Rozdział 6 za nami. Przewiało mi ucho i teraz siedzę w szaliku na głowie w domu, a mój brat jest pewny, że w ten sposób promuje Isamskich terrorystów. Tak jakby ktoś sie zastanawiał dlaczego nie wszystko co pisze jest zdrowe na umyśle...Znacie to dziwne uczucie kiedy spóźniacie sie na lekcję, a nauczycielka mówi wam, że przed chwilą was chwaliła i że bardzo podobało się jej wasze ostatnie wypracowanie do którego podeszliście z czymś w cyklu "i tak dostane 2 " i stoicie jak totalni kretyni przy biurku i słuchacie jak wasza klasa kujonów ma dość słuchania o tym, że ktoś jest od nich lepszy? 
Ryuga: Jestem pewny, że tylko ty tak przeżywasz oddawanie pracy z polskiego. 
Ja: Skąd wiesz? Może ktoś spośród nich mnie rozumie nie to co ty.
Ryuga: *unosi jedną brew*
Ja: Okey okey już przestaje schizować. Yoyo wrócił. 
Kyoya: Ta ta ja też za wami tęskniłem. Nie cieszcie sie tak.*sarkazm*
Ja: A Mary miała racje co do prawdziwego imienia Wolf'a. No kto by sie spodziewał?
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.