Rozdział 7
Kelly
Ryuga odsypia wczorajszy trening to chyba odpowiednia pora załatwić sprawunki.
-Narobiłeś bałaganu, na miłość Boga, ten zgniły świat pozbawiony jest szczęścia. -śpiewałam pod nosem spacerując po WBBA. Weszłam do windy i pomachałam do kamery.
-Na dół bym chciała zjechać. -powiedziałam głośno.
-Proszę się wylegitymować. - ‘’poprosił’’ mnie gruby męski głos dochodzący z głośników.
-Nie mam. Między innymi po to przyjechałam. A właśnie jak już ją będę miała to no nie wiem będę mogła jeździć za darmo pociągiem czy coś?
-Wpuść ją. Jest nowa. -powiedział inny głos dużo przyjemniejszy.
Winda ruszyła.
-Dzięki. -powiedziałam i puściłam oko do kamery.
Ciekawe czy biorą nas tutaj na serio czy porostu chcą mieć nas na oku, żebyśmy nie robiły bałaganu.
-Podążaj za moją wizją. Rozpal swój ogień. Zaufaj swojej sile. -śpiewałam dalej przeglądając się w lustrzanych ścianach winy.
Musze przyciąć grzywkę. -pomyślałam zakładając za ucho przy długie kosmyki.
***
Morze szumiało miarowo, ognisko grzało, dym odganiał komary, a w razie ataku czegoś większego mam Ryuge siedzącego obok mnie. Po prostu żyć nie umierać.
-Ej. Kel. Śpisz? -zapytał.
-Niee -ziewnięcie przerwało moją wypowiedź. - śpię.
-Właśnie widzę. -zaśmiał się. - Jak chcesz to śpij. Oprzyj się i śpij.
-Nieeee. Chce zobaczyć wschód słońca. -jęknęłam, ale głowa sama poleciała mi na jego ramię.
-Spokojnie obudzę cię.
-A jak nie to...
-Śpij nie gadaj. -ziewnęłam przeciągle patrząc, jak fale obmywają brzeg.
Adrenalina jest super, ale czasem człowiek potrzebuje się zatrzymać i tak posiedzieć, pomyśleć, popatrzeć z dystansu na wszystko co zrobił, albo po prostu odpocząć.
-Nie długo trzeba się będzie stąd zbierać. -powiedział w pewnym momencie Ryuga, gdy zorientował się, że dalej nie śpię.
-Mamy jakiś plan?
-Trzeba skończyć z tym Dark Nebulowym syfem raz na zawsze. To się ciągnie za mną jak wyrok.
-Za nami. -poprawiłam go podnosząc na niego wzrok.
-Za nami. -przytaknął zakładając za moje ucho zabłąkany kosmyk włosów.
***
Drzwi windy się otworzyły. Przed nimi stał typowy Azjata. Czarne krótkie włosy żółta skóra, czarne oczy spoglądające na mnie spod tak zwanych mongolskich powiek. Jeśli się nie mylę to Ines podpaliła go dwa dni temu.
-Trochę blokujesz przejście. -poinformowałam go.
-Mam zaprowadzić cię do twojego stanowiska. -odparł, ale nawet nie drgnął przy tym z miejsca. Wyglądał jak skała. Byłam pewna, że gdybym go wtedy uderzyła połamała bym sobie wszystkie palce.
-No to może już ruszymy? Przez nas tak jakby winda nie działa tak jak powinna. -mężczyzna przepuścił mnie w progu windy.
-Proszę za mną. -odparł i ruszył korytarzem trzymając się dwa kroki przede mną. Rozglądałam się uśmiechając wesoło. Ogólnie zwracałam na siebie tyle uwagi, ile se tylko dało. No bo kto będzie podejrzewał o cokolwiek kogoś tak beztroskiego?
Minęliśmy kilka identycznie wyglądających drzwi, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed jednymi.
-To twoje stanowisko. Zostałem przydzielony na twojego opiekuna więc w razie problemów masz się do mnie zgłaszać.
-Jestem już duża. Nie potrzebuje, żeby się mną opiekować.
-To rutynowa procedura. W razie problemów będę w hali 47 rozkład budynku znajdziesz na biurku. -ukłonił się i mnie zostawił.
Weszłam do pokoju, w którym stały trzy biurka oddzielone od siebie niewysoką ścianką ze sklejki. W skład każdego stanowiska wchodziło krzesło obrotowe komputer i pusta kuweta dla kota.
No dobrze. -pomyślałam. - Wypadało by zająć się tym po co tu przyszłam. Rozpięłam gumowa bransoletkę i podłączyłam ukrytego tam pendraiwa do komputera. Ze wszytych głośników ryknął alarm. Serce podskoczyło mi do gardła. W mgnieniu oka do pokoju wpadło pięciu uzbrojonych ludzi wśród nich mój opiekun. Wcelowali we mnie pistolety.
-Ręce do góry! - rozkazał jeden z nich. -Odsuń się od komputera. -powoli odsunęłam się od komputera i z uniesionymi rękami podeszłam do ściany. -Co jest na pendraiwie?
-Tylko film. -wydukałam. -Nie mam jeszcze, żadnych obowiązków to pomyślałam, że go sobie obejrzę.
-Oddajcie go techniką. Hisoka nie spuszczaj z niej oka do wyjaśnienia. -mój opiekun podszedł do mnie złapał mnie za prawe ramie i wyprowadził z pokoju.
-A łaja! To boli wiesz!? Głuchy jesteś!? Boli mnie! -zostałam zaciągnięta w ten sposób do hali numer 47. Ramie nie bolało i tak właściwie krzyczałam dla samego krzyczenia i mój opiekun zdawał sobie z tego sprawę. Gdy weszliśmy do hali posadził mnie na krześle, a sam usiadł obok. Przed nami właśnie rozgrywała się bey bitwa, a przynajmniej tak na początku myślałam. Po chwili zorientowałam się, że dwóch mężczyzn walczy w mój e kochane 2 na 2. Podeszłam do szklanej ściany, która oddzielała mnie od walczących i zapartym tchem podziwiałam moich przyszłych przeciwników.
-Nie powinnaś tego robić. - odezwał się Hisoka, a gdy spojrzałam na niego z niezrozumieniem w oczach dodał. -System nie toleruje niezarejestrowanych urządzeń.
-Czyli telefonu też sobie nie podładuje. -mruknęłam na powrót siadając na krzesełku. Po mniej więcej godzinie odwiedziła nas agentka ubrana w marynarkę i ołówkową spódnice jasno miedziane falowane włosy miała związane w warkocz i przełożone przez ramię.
-Żeby to mi było ostatni raz Nebula. -powiedziała rzucając mi pendraiwe po czym wyszła.
-Senpai mam problem. Tak jedna brzydka pani mnie przezywa. -uśmiechnął się pod nosem.
- ‘’Szybciej się tego pendraiwa nie dało się wyciągnąć?’’-sms od Kelsi przyszedł równo z moim opuszczeniem WBBA.
- ‘’Zdążyłaś czy nie?’’-odpisałam.
- ‘’Pchi. Ty mnie obrażasz? Kompletna listę dostaniesz za kilka dni, ale to masz na początek.’’- na ekranie mojego telefonu po kolei pokazywały się zdjęcia osób i wykaz podstawowych informacji na ich temat.
-Cel... Pal... i już są moi. -dokończyłam zwrotkę i radosnym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania.
Mary
Około 9 dostałam telefon z WBBA. Nie żebym miała coś przeciwko budzeniu mnie po którejś już z kolei nie przespanej nocy, ale tak się składa, że jednak mam. Bastien, bo tak przedstawił się idiota, który odebrał mnie z holu głównego zaprowadził mnie do małego pomieszczenia, którego jedną ścianę zastępowała szyba, za którą siedział mężczyzna w brudnym garniturze jego twarz pokrywał kilku dniowy zarost.
-Po co mnie tu przyprowadziłeś? -zapytałam.
-Ten człowiek jest odpowiedzialny za serię zniknięć. Z tego co nam wiadomo handluje ludźmi w tym bleyderami. Twoim zadaniem jest wyciągnięcie z niego, gdzie jego ludzie przetrzymują porwanych.
-Nie może cię go przesłać w konwencjonalny sposób?
-Konwencjonalne sposoby na niego nie działają. Zostałaś nam ty.
-Jasne. Łapie. Mam mu wleź do łba i wyciągnąć z niego to co chcecie.
-Mniej więcej. Jesteś gotowa?
-Taaa załatwmy to szybko. Jak ma na imię?
-Taro Katsura. -odparł uśmiechając się.
Weszłam do pokoju przesłuchań. Mężczyzna spojrzał na mnie i roześmiał się cicho.
-Niech zgadnę. Chcesz mi zaproponować ugodę. Mniejszy wyrok, jeśli tylko powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć.
-Nie przejmuj się mną. -powiedziałam stając naprzeciwko niego. - Wpadłam tu tylko na chwilę. -Dodałam strzelając.
-Co to ma być!? Nie masz prawa do mnie strzelać!
-Spokojnie. Nie dotknie cię. – usiadłam przy stole i zamknęłam oczy, a kiedy na powrót je otworzyłam musiałam uciekać z płonącego budynku. Przeszłam przez całą te walkę średnio interesując się tym co się wokół mnie dzieje. PO uderzeniu we mnie tej samej co zwykle fioletowej masy znalazłam się w ciemnej przestrzeni. Wokół mnie unosiły się śpiące ciała agentów WBBA.
-Taro Katsura. -powiedziałam pewnym głosem. Wtedy jakby z znikąd pod moimi stopami zaczęła materializować się kamienna ścieżka prowadząca do jednego ze śpiących ciał. Spokojnym krokiem uważając, żeby nie spaść podeszłam do mężczyzny i dotknęłam jego ramienia. Błysło trzasło i reszcie byłam w lesie. Nie zachwycał, był rzadki. Rosnące tam w głównej mierze sosny miały szaro zielonkawe igły które nie dodawały temu miejscu uroku. Trudno mi było określić jaka panuje w nim pora roku.
-Po, co tu przybyłaś? -Zapytał Fenrir, kiedy już skończyłam się rozglądać.
-Muszę przywołać jedno z jego wspomnień. Dokładne to gdzie trzyma porwanych ludzi.
-Choć za mną. -powiedział podnosząc się z uschniętych igieł na których oboje siedzieliśmy. - Poznanie dokładnego miejsca będzie trudne. -mówił prowadząc mnie w głąb lasu. Nie weszliśmy na ścieżkę, którą zwykle sobie łaziłam tylko przedzieraliśmy się pomiędzy drzewami. -Wspomnienia które zwykle oglądasz są ważne dla tego konkretnego człowieka dominują to kim jest. Jeśli chcesz poznać jakieś błahe wspomnienie musimy się trochę wynurzyć jesteśmy zbyt głęboko.
-Dobrze. -przytaknęłam. - Ty znasz się na tym lepiej.
-Na razie. -uśmiechnęłam się do tylu jego łba. Mój bey we mnie wierzył. To miłe jakby na to nie patrzeć, a ja go tu trzymam…
-Jesteśmy na miejscu. -powiedział Fenrir zatrzymując się. -Tutaj znajdują się jego ostatnie wspomnienia.
Pomiędzy drzewami migały jakieś obrazy. Na kilku z nich rozpoznałam sale przesłuchań. Zrobiłam kilka kroków w tył. Teraz widziałam urywki miasta. Podeszłam do jednego z obrazów. Był mglisty miejscami rozmazany, ale bez problemu mogłam się zorientować, że Katsura był wtedy w jakimś samochodzie. Usłyszałam brzęczenie jakby komórki. Nie pomyliłam się.
-Czego? -zapytał Taro odbierając telefon.
-Szefie mamy problem.
-Coście znowu schrzanili?
-Bo widzi szef taki jeden glina zaczął tutaj węszyć no i młody dnie wytrzymał i go kropnął.
-Sprzątnijcie. Zaraz tam będę. -rozłączył się. -Kierowca aleją 26 do portu. -tu cię mam.
Obraz zamigotał, a następne co zobaczyłam to jakiś hangar w porcie i klęczącego na ziemi zasmarkanego dzieciaka miał może 15 lat góra szesnaście. Miał kłopoty i to spore. Czułam gniew. Dużo gniewu.
Katsura wyciągnął krótki pistolet z tłumikiem i strzelił nastolatkowi prosto między oczy. Krew bryzgnęła i zostawiła na jego garniturze niewielkie czerwone kropelki.
-Sprzątnijcie to.
-Mamy je przewieść?
-Nie. Działamy zgodnie z planem. Sprzątnijcie ciała.
Obraz zamigotał po raz kolejny i zaczął się odtwarzać od nowa.
-Mam czego chciałam. Wracajmy. -Fenrir skinął łbem pojawił się blask i znowu siedziałam w pokoju przesłuchań.
-No nareszcie. To jakaś nowa. Metoda przesłuchań?-chciałam go wtedy uderzyć, ale kiedy na niego spojrzałam na ten jego obrzydliwy uśmiech stwierdziłam, że takiego świństwa nie dotknę.
-Nie. To stare dobre zastraszenie. Fenrir Wyj.-po pokoju rozeszło się dobre mi znane miarowe buczenie. Nie widziałam tego samego co ten śmieć, ale sądząc po jego minie to musiało być straszne.
Przywołałam bey’a i wyszłam z pokoju.
-Trzymają je w hangarze w porcie przy alei 26. Mogę już iść? -wyrzuciłam z siebie.
-Łał. -powiedział Bastien i szybko nabazgrał coś na kartce. - Jesteś dobra w te klocki. - spojrzałam przez weneckie lustro. Lekarze właśnie podawali tej mendzie jakieś leki uspokajające. -Hej co to za smętna minka? Nie przejmuj się. Zasłużył.
-Wiem.
Rozdział 7 za nami. Próbne matury to zło wcielone wymysł szatana i operonu. Wściekłam się a teraz o czymś przyjemniejszym. Oglądaliście ''Pitbull. Niebezpieczne kobiety''? Ja wybrałam się na niego w ten piątek i chciała bym wiedzieć co wy o nim myślicie.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.
Fragment piosenki którą śpiewała Kelly.
Black Lagoon - Red Fraction - Mell
Fragment piosenki którą śpiewała Kelly.
Black Lagoon - Red Fraction - Mell