Rozdział 14
Mary
Może coś z
tego jeszcze będzie.- Myślałam jadąc ulicami miasta. Mimo obolałych od
strzelania rąk byłam w świetnym nastroju. Do tego stopnia świetnym, że
postanowiłam urządzić sobie małą przejażdżkę tu i tam.- WBBA co prawda zaczęło
fatalnie, ale teraz wszystko zaczyna się powoli układać. Może to było tylko
swego rodzaju kocenie czy coś. Takie męczenie nowego. Chociaż nie licząc tego
występu na samym początku Bastien zachowywał się w porządku.
Zatrzymałam
się na światłach i poparłam nogę o pokrytą błotnistym śniegiem jezdnie. Z braku
lepszego zajęcia zaczęłam patrzeć na budynki stojące przy ulicach. Zmierzyłam
wzrokiem wszystkie okna, gdy nagle na schodach przeciw pożarowych zobaczyłam
scenkę rodem z Szekspira. Rudowłosa "Julia" wychylając się przez okno
patrzyła jak jej "Romeo" wymyka się w środku nocy by nikt nie do
wiedział się o ich miło...Czy to jest Alex!?
Ignorując
trąbiące na mnie samochody wjechałam na chodnik akurat by zdążyć zobaczyć jak
ląduje na klapie od kontenera na śmieci.
Zadowolony
szatyn pomachał do wyglądającej przez okno rudej dziewczyny, a gdy ta zniknęła
za zasłonami odwrócił się i staną ze mną oko w oko.
-O. Witaj
Mary.- Przywitał się uśmiechając się samymi ustami i zeskakując na ziemię.
Skurwy...chuj.
-Co to ma
być?- Spytałam siląc się na spokój.
-A, na co ci
to wygląda?- Zapytał rozkładając ręce i rozglądając się dokoła.
-Na to, że
bardzo ci zależy, żeby mnie wkurwić.
-Wierz mi
mam ciekawsze zajęcia. Na przykład teraz mam wolne i mogę robić, co mi się
żywnie podoba.
-Przeginasz
się pałę. Zabroniłam ci…
-Zabroniłaś mi,
co? Żyć!? I co teraz zabijesz mnie?
-Nie. –Odparłam.-Tylko
i wyłącznie, dlatego, że Alex by tego nie chciał. - Zaśmiał się, ale w jego
oczach błysnęło coś dziwnego. Naprawdę przypominał wtedy swojego brata
psychopate.
-Nie udawaj
człowieka, dobrze? Przynajmniej tyle.-Warkną.
- No tak.- Gdzieś
za moimi plecami rozległ się głos Kelly.- Bo ty na pewno wiesz najlepiej, co
każdy powinien robić i kim być.- Szła w naszą stronę luźnym krokiem z tym swoim
irytującym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie wtrącaj
się Hawana to nie twój interes.-Syknęłam ostro.
-Nie
uważasz, że na nie trącanie się jest już trochę za późno? –Odparła spokojnie.
-Jesteś
żałosna.- Zaśmiał się.- Naprawdę myślisz, że ją w ogóle obejdzie to, że
próbujesz jej pomóc? Co najwyżej się na ciebie wścieknie? O ile już tego nie
zrobiła.
-Dał byś spokój,
Hyde. Mścisz się na niej za coś, co zrobiło dziecko.
-Usprawiedliwiasz
ją czy siebie?- Zapytał splatając ręce na piersi. Jedna z jego dłoni była
zabandażowana.
Co mu się
stało? Czy on mu coś zrobił?- To była moja pierwsza myśl.
-Próbuję
przemówić ci do rozsądku.-Jej ton zmienił się…był jakby cięższy. - Niestety
zapomniałam, że nie jesteś niczym więcej jak chorobą. Więc może.-Urwała na
chwilę i uśmiechnęła się naprawdę paskudnie.- Nie udawaj człowieka, dobrze?
Przynajmniej tyle.
-Hah.- Znów
się zaśmiał.- Obracanie kota ogonem zawsze było twoją mocna stroną.
-Zgadnij,
kto mnie tego nauczył.- Prychnęła i na tym to starcie się zakończyło
-Nie
powinnaś się wtrącać.- Burknęłam, kiedy Alex opuścił nas z uniesiona głową.
-Pewnie tak.-Wzruszyła ramionami.
- Mniejsza...
Cześć.-Rzuciłam wsiadając z powrotem na motor.
-Cześć.- Odparła,
ale żadna z nas się nie ruszyła.
-Yyy… podwieś
cie?- Spytałam.
-Nie trzeba.
Czekam na kogoś.- Uśmiechnęła się rozanielona.
Czekaj ja już widziałam u niej taka minę. Czy ta kretynka lunatykuje tak na środku
ulicy? Obudzić ją? Nie lunatyków się nie budzi, ale zostawić jej też nie mogę.
Dzwonić do Kelsi? W sumie się znają. Pewnie będzie wiedzieć, co z tym fantem
zrobić.
Wyciągnęłam
telefon i szybko wybrałam numer.
-Co tam?- Odezwała
się w pełni przytomna hakerka.
-Hawana,
lunatykuje po mieście wyjdź z jaskini i coś z tym zrób.
-Nie da
rady.
- Co nie da
rady? Jak nie da rady?- Oburzyłam się.- Bierz dupe w…
- Jestem w
Stanach.-Przerwa mi spokojnie.
-To, co ja
mam teraz zrobić?
-Posiedź z
nią chwilę. Zaraz zadzwonię do Ryugi to ją sobie odbierze.-Po moim trupie.
-Nie. Podaj
mi ich adres, odwiozę ją.
-Dobra.
Zaplanuje ci nawet trasę.- Rozłączyłam się.-
Słuchaj Hawana p... Czy ty liczysz palce?- Niebiesko włosa podniosła na
mnie zdezorientowany wzrok.
-Weź mnie
podrzuć do domu.-Poprosiła.
-Yyyyyy
spoko.
***
-Więc
mówiłeś, że jak powstrzymuje się tych strażników?- zaczęłam z grubej rury. Bo, po co czekać?
Fenrir
patrzył na mnie z góry w milczeniu dłuższą chwilę. Trzymając głowę wysoko zadartą zniosłam jego
spojrzenie.
-Nie
nadajesz się. Wyśpij się i wróć rano. –Powiedział,
po czym podniósł się na cztery łapy i obrócił tak jakby chciał mnie tam
zostawić.
-Wyśpię się
jak będę w grobie.- Warknęłam.- Mam jakąś moc chce umieć z niej korzystać.
-Rozkazałem
ci wrócić rano.- Jego dudniący głos przybrał groźną nutę.-Nie zmuszaj mnie bym
cie odesłał.
-Chyba
będziesz musiał, bo ja nigdzie się stąd nie ruszam. - Z gardła Fenrira wydobyło
się głębokie warknięcie gwałtownie się obrócił i skoczył na mnie. Jego ogromne
jak drewniane bale łapy walnęły w ziemię, a pęd powietrza sprawił, że wylądowałam
plackiem w runie leśnym.
Ogromny łeb
wilka zwisał nade mną groźnie obnażając kły.
-Jesteś
słaba!- Ryknął.- Nie masz najmniejszego pojęcia, co dzieje się w twoim świece,
a chcesz walczyć w tym!? Twoje osłabione ciało pozostawione samemu sobie może w
każdej chwili stać się karmą dla pierwszego lepszego świństwa, jakie się nawinie…,
Dlatego nie piszcz jak szczeniak tylko wykonuj rozkazy alfy.- Warkną na koniec,
po czym oślepiło mnie jasne światło i znalazłam się z powrotem w moim pokoju.
Chciałam
wrzeszczeć i to tak na całe gardło, aż do zdarcia strun. Chciałam czuć jak krew
napływa mi do twarzy jak na mojej szyi pojawiają się żyły jak dzwoni mi w
uszach.
Chciałam... I
nie mogłam. Po prostu nie byłam w stanie. Taka wewnętrzna blokada. Mimo, że w środku,
aż gotowałam się z nerwów nie miałam jak tego z siebie uwolnić.
Gruchnęłam
ciężko na łóżko. Prosto w stertę papierów, książek i kabli.
-Kurwa.- Sapnęłam
wyszarpując książkę z pod głowy i ciskając nią o ścianę.
Wykonuj rozkazy alfy. Skoro on jest alfą, czyli mnie ma pewnie za omegę, albo gorzej za szczenię, jeżeli w ogóle jestem częścią watahy. Dlaczego nie pozwolił mi trenować czegokolwiek? Albo po prostu tam z nim posiedzieć. Bo jeśli mnie tam nie chce to, czemu zemną rozmawia.
Wykonuj rozkazy alfy. Skoro on jest alfą, czyli mnie ma pewnie za omegę, albo gorzej za szczenię, jeżeli w ogóle jestem częścią watahy. Dlaczego nie pozwolił mi trenować czegokolwiek? Albo po prostu tam z nim posiedzieć. Bo jeśli mnie tam nie chce to, czemu zemną rozmawia.
Może nie ma
innego wyboru. –Prześlizgnęło mi się przez myśl zostawiając po sobie
nieprzyjemne przeczucie, że jest prawdziwe.
Gdy zasypiałam
zdawało mi się, że słyszę kobiecy głos śpiewający fragment pieśni, którą nie
tak dawno znalazłam w jednej z leżących gdzieś na stercie w salonie książek.
Znałam am jej treść, ale tym razem wydawała m się dziwnie bliższa niż wcześniej.
Tam widzę rzekę, pod prąd żmudnie brodzą
Krzywoprzysiężcy i mordercy-wilki;
Tam ssie Nidhög umarłych ciała,
Wilk rozrywa ludzi: wiecież teraz, czy nie?
W żelaznym lesie na wschodzie stara siedzi,
Rodzi tam pomiot Fenrirowi,
A z nich wszystkich najokrutniejszym jest
Pożerca słońca w postaci Wilka-Olbrzyma.
Ciałami umierających zaspokaja głód,
Siedziby bogów zbluzgał krwią.
Słońce czernieje, a późniejsze lato
Pełne jest klęsk; wiecież teraz, czy nie?
Ines
Nigdy
przenigdy nie kładzie się spać wcześniej. Kiedy mózg mający energie zostaje
odcięty od bodźców wzrokowych zaczyna skupiać się na czymś innym na przykład
analizowaniu zebranych informacji wymyślaniu scenariuszy zdarzeń, które nigdy
nie nastąpią oraz tworzeniu problemów tam gdzie ich nie ma, apotem kończycie na
kanapie w wyciągniętych legginsach oglądając o czwartej nad ranem film
przyrodniczy o ćmach? Które są tępe?
Leżący na stoliku
przede mną telefon zabrzęczał.
Nieodebrane
połączenie od: Alex? Niby, kiedy?
Nie zastanawiając
się długo oddzwoniłam.
-Halo?- W
słuchawce rozległ się zaspany głos Alex'a.
-Dzwoniłeś?-
Zapytałam
-Cooo?- Ziewnął.-
Nieee. No chyba, że...- Usłyszałam szelest pościeli.- Przepraszam. Musiałem
zasnąć z telefonem w ręku i przez sen coś nacisnąć.
-O.-Brawo
Ines.- W takim razie sorki, że cie obudziłam.- Powiedziałam i już chciałam się
rozłączyć, ale głos Blanc’a mnie powstrzymał.
-Nic nie
szkodzi. I tak niedługo miałem wstawać.
-Tak
wcześnie? Po co?- Zdziwiłam się.
-Le- odkaszlną.
-Tak już się przyzwyczaiłem wstawać do pracy.
-Nie
przeszkadzam ci?- Poczułam się dziwnie. W tej sytuacji było coś nienaturalnego.
-Nie, ani
trochę.-Zachichotał nerwowo.- Przez tamten mały wypadek przez jakiś czas nie
mogę się zbliżać do zwierząt z lecznicy.
-Ale to
jakiś zakaz z góry czy twój wybór?
-Zakaz. Chcą
być pewni, że nie zarażę zwierząt.
-To trochę
nie fajnie mimo wszystko.
-Trochę bardzo,
ale to nic. Za tydzień góra dwa wszystko wróci do normy.
-No to okej...Znasz
może jakiś fajny film, bo zaczęłam oglądać coś o ćmach, ale szczerze mówiąc nie
jest zbyt ciekawy.
-Hym. Nic
nie przychodzi mi do głowy. Na jakim kanale oglądasz to o ćmach?- Usłyszałam
szum telewizora w tle.
-Na Animal
planet… Tylko mi nie mów, że będziesz to teraz
oglądać.
-Czemu nie? I tak raczej już nie zasnę. –Uśmiechnęłam się.
Przez jakiś
czas po prostu leżałam na kanapie z telefonem położonym na uchu tępo gapiąc się
w telewizor.
-Ines.
-Hym?- Mruknęłam
przytrzymując komórkę dłonią.
-Czy coś
jest nie tak?- Zapytał, a w jego głosie słychać było zaniepokojenie.
-Nie, nie
wydaje mi się…, Czemu pytasz?
-Po prostu rzadko,
kiedy ludzie oglądają filmy o ćmach o czwartej nad ranem bez powodu.
-Touche.- Zaśmiał
się cicho.- Chyba po prostu jestem zbyt zmęczona, żeby zasnąć.
-Znam to. I wesz,
co chyba wiem, co może pomóc ci zasnąć.- Dziwne. Mogłabym przysiądź, że już
kiedyś to słyszałam. A no tak.
***
Patrzyłam na
gładkie spokojne rysy twarzy Tsubasy, jego mały nos, lekki senny uśmiech i te
zmęczone miodowe oczy. Leżeliśmy razem na łóżku na tyle daleko byśmy mogli
widzieć to drugie i na tyle bisko by móc trzymać się za ręce. Było już późno,
ale o ironio pomimo zmęczenia nie byłam wstanie zasnąć.
-Denerwujesz
się jutrzejszą premierą?- Zapytał odgarniając z mojego czoła zaplątany kosmyk
włosów.
-Nie
bardzo.- Po jego oczach poznałam, że mi nie uwierzył, ale nic na ten temat nie
powiedział.
-Jesteś
spięta. –Wzruszyłam ramionami i przez chwile oboje milczeliśmy-Chyba wiem, co
może pomóc ci zasnąć. Obróć się i zamknij oczy.-Poprosił, a gdy to zrobiłam
przysuną się do mnie i zaczął delikatnie wodzi palcami zaczynając od mojego
ramienia, a na wewnętrznej stronie dłoni kończąc i tak w kółko.
Czułam jak
po mojej ręce rozchodzi się przyjemne ciepłe mrowienie.
-Nie nuży
cie to?- Spytałam po dłuższej chwili.
-Nie.-Odparł
dalej głaskając mnie delikatnie.- To mnie uspokaja.
-Tak jakbyś
tego potrzebował.- Ziewnęłam sennie wtulając się w poduszkę.
-Nawet nie
masz pojęcia jak bardzo.-Westchną, a w następnej sekundzie już spałam.
***
-Zamieniam się w słuch.
-Na początek
wyłącz telewizor…
-Teraz?
Zaczęło się robić ciekawie.-Oczami wyobraźni widziałam jak kręci głową.-No już.
-Połóż się
wygodnie i zamknij oczy.
-Teraz
policz w myślach do 4 i wydychaj przy tym powietrze przez nos.- Starając się
nie dmuchać przy tym w "słuchawkę" zrobiłam, o co prosił. Wydaje mi się, że on też liczył, bo dokładnie
czterech sekundach powiedział.- A teraz wstrzymaj oddech.
-Ta twoja
metoda ma mnie uśpić czy udusić?
-Człowiek
nie jest wstanie wstrzymać oddechu do tego stopnia by się udusić. Po utracie
przytomności organizm sam zacząłby oddychać.
-Czyli
chcesz, żebym straciła przytomność?
-Nie...Ja
nie...Ja wcale.- Zdusiłam śmiech poduszką.
-Spokojnie.
Tylko sobie z tobą pogrywam.-Słyszałam jak wzdycha.
-Przepraszam...Jestem
trochę przewrażliwiony.
-Taki już
twój urok.- Przyznałam, na co on się roześmiał.
-I się tak
oto od ciem poprzez słaby sposób na samobójstwo przeszliśmy do mojego
wątpliwego uroku.-Podsumował.
-O tej
godzinie żadna rozmowa nie może być normalna.
Rozdział 14 za nami, a ja przesyłam pozdrowienia z pokoju numer 13. :) Od miesiąca mieszkam w bursie (to coś jak akademik) i uczęszczam do szkoły po licealnej techniki dentystyki :) I sama w to nie wierze, ale podoba mi się tam.
Kelly;* Prycha na mnie siedząc w kącie*
Kelsi: *polewa minę woda z pistoletu trzymając w drugiej ręce krzyż*
Ja: No tak, a wracając do rozdziału. Chciała bym podziękować mojej Ines bo bez niej ten (pełen Alex'a) rozdział nigdy by się nie ukazał. Jaką blokadę załapałam pisząc go to wy nawet nie macie pojęcia, ale miejmy nadzieje, że już po wszystkim.
Rozdział 14 za nami, a ja przesyłam pozdrowienia z pokoju numer 13. :) Od miesiąca mieszkam w bursie (to coś jak akademik) i uczęszczam do szkoły po licealnej techniki dentystyki :) I sama w to nie wierze, ale podoba mi się tam.
Kelly;* Prycha na mnie siedząc w kącie*
Kelsi: *polewa minę woda z pistoletu trzymając w drugiej ręce krzyż*
Ja: No tak, a wracając do rozdziału. Chciała bym podziękować mojej Ines bo bez niej ten (pełen Alex'a) rozdział nigdy by się nie ukazał. Jaką blokadę załapałam pisząc go to wy nawet nie macie pojęcia, ale miejmy nadzieje, że już po wszystkim.
Sporą część następnego rozdziału ma juz napisaną więc...
Ryuga: Nie.
Ja: Ale...
Ryuga: Nie.
Ja:...
Ryuga: Jak to powiesz to znowu nic nie napiszesz przez dwa miesiące, albo gorzej.
Ja; Nie wiedziałam, ze jesteś taki przesądny.
Ryuga: To doświadczenie.
Ja: ...Pewnie masz racje. No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta
Hania.