poniedziałek, 9 października 2017

Beyblade po mojemu (S.2 R.14)

Rozdział  14

Mary

Może coś z tego jeszcze będzie.- Myślałam jadąc ulicami miasta. Mimo obolałych od strzelania rąk byłam w świetnym nastroju. Do tego stopnia świetnym, że postanowiłam urządzić sobie małą przejażdżkę tu i tam.- WBBA co prawda zaczęło fatalnie, ale teraz wszystko zaczyna się powoli układać. Może to było tylko swego rodzaju kocenie czy coś. Takie męczenie nowego. Chociaż nie licząc tego występu na samym początku Bastien zachowywał się w porządku.
Zatrzymałam się na światłach i poparłam nogę o pokrytą błotnistym śniegiem jezdnie. Z braku lepszego zajęcia zaczęłam patrzeć na budynki stojące przy ulicach. Zmierzyłam wzrokiem wszystkie okna, gdy nagle na schodach przeciw pożarowych zobaczyłam scenkę rodem z Szekspira. Rudowłosa "Julia" wychylając się przez okno patrzyła jak jej "Romeo" wymyka się w środku nocy by nikt nie do wiedział się o ich miło...Czy to jest Alex!?
Ignorując trąbiące na mnie samochody wjechałam na chodnik akurat by zdążyć zobaczyć jak ląduje na klapie od kontenera na śmieci.
Zadowolony szatyn pomachał do wyglądającej przez okno rudej dziewczyny, a gdy ta zniknęła za zasłonami odwrócił się i staną ze mną oko w oko.
-O. Witaj Mary.- Przywitał się uśmiechając się samymi ustami i zeskakując na ziemię.
Skurwy...chuj.
-Co to ma być?- Spytałam siląc się na spokój.
-A, na co ci to wygląda?- Zapytał rozkładając ręce i rozglądając się dokoła.  
-Na to, że bardzo ci zależy, żeby mnie wkurwić.
-Wierz mi mam ciekawsze zajęcia. Na przykład teraz mam wolne i mogę robić, co mi się żywnie podoba.
-Przeginasz się pałę. Zabroniłam ci…
-Zabroniłaś mi, co? Żyć!? I co teraz zabijesz mnie?
-Nie. –Odparłam.-Tylko i wyłącznie, dlatego, że Alex by tego nie chciał. - Zaśmiał się, ale w jego oczach błysnęło coś dziwnego. Naprawdę przypominał wtedy swojego brata psychopate.
-Nie udawaj człowieka, dobrze? Przynajmniej tyle.-Warkną.
- No tak.- Gdzieś za moimi plecami rozległ się głos Kelly.- Bo ty na pewno wiesz najlepiej, co każdy powinien robić i kim być.- Szła w naszą stronę luźnym krokiem z tym swoim irytującym uśmieszkiem na twarzy.
-Nie wtrącaj się Hawana to nie twój interes.-Syknęłam ostro.
-Nie uważasz, że na nie trącanie się jest już trochę za późno? –Odparła spokojnie.
-Jesteś żałosna.- Zaśmiał się.- Naprawdę myślisz, że ją w ogóle obejdzie to, że próbujesz jej pomóc? Co najwyżej się na ciebie wścieknie? O ile już tego nie zrobiła.
-Dał byś spokój, Hyde. Mścisz się na niej za coś, co zrobiło dziecko.
-Usprawiedliwiasz ją czy siebie?- Zapytał splatając ręce na piersi. Jedna z jego dłoni była zabandażowana.
Co mu się stało? Czy on mu coś zrobił?- To była moja pierwsza myśl. 
-Próbuję przemówić ci do rozsądku.-Jej ton zmienił się…był jakby cięższy. - Niestety zapomniałam, że nie jesteś niczym więcej jak chorobą. Więc może.-Urwała na chwilę i uśmiechnęła się naprawdę paskudnie.- Nie udawaj człowieka, dobrze? Przynajmniej tyle.
-Hah.- Znów się zaśmiał.- Obracanie kota ogonem zawsze było twoją mocna stroną.
-Zgadnij, kto mnie tego nauczył.- Prychnęła i na tym to starcie się zakończyło
-Nie powinnaś się wtrącać.- Burknęłam, kiedy Alex opuścił nas z uniesiona głową.  
 -Pewnie tak.-Wzruszyła ramionami.
- Mniejsza... Cześć.-Rzuciłam wsiadając z powrotem na motor.
-Cześć.- Odparła, ale żadna z nas się nie ruszyła.
-Yyy… podwieś cie?- Spytałam.
-Nie trzeba. Czekam na kogoś.- Uśmiechnęła się rozanielona.
 Czekaj ja już widziałam u niej taka minę.  Czy ta kretynka lunatykuje tak na środku ulicy? Obudzić ją? Nie lunatyków się nie budzi, ale zostawić jej też nie mogę. Dzwonić do Kelsi? W sumie się znają. Pewnie będzie wiedzieć, co z tym fantem zrobić.
Wyciągnęłam telefon i szybko wybrałam numer.
-Co tam?- Odezwała się w pełni przytomna hakerka.
-Hawana, lunatykuje po mieście wyjdź z jaskini i coś z tym zrób.
-Nie da rady.
- Co nie da rady? Jak nie da rady?- Oburzyłam się.- Bierz dupe w…
- Jestem w Stanach.-Przerwa mi spokojnie.
-To, co ja mam teraz zrobić?
-Posiedź z nią chwilę. Zaraz zadzwonię do Ryugi to ją sobie odbierze.-Po moim trupie.
-Nie. Podaj mi ich adres, odwiozę ją.
-Dobra. Zaplanuje ci nawet trasę.- Rozłączyłam się.-  Słuchaj Hawana p... Czy ty liczysz palce?- Niebiesko włosa podniosła na mnie zdezorientowany wzrok.
-Weź mnie podrzuć do domu.-Poprosiła.
-Yyyyyy spoko.
***
-Więc mówiłeś, że jak powstrzymuje się tych strażników?- zaczęłam z grubej rury.  Bo, po co czekać?
Fenrir patrzył na mnie z góry w milczeniu dłuższą chwilę.  Trzymając głowę wysoko zadartą zniosłam jego spojrzenie.    
-Nie nadajesz się.  Wyśpij się i wróć rano. –Powiedział, po czym podniósł się na cztery łapy i obrócił tak jakby chciał mnie tam zostawić.
-Wyśpię się jak będę w grobie.- Warknęłam.- Mam jakąś moc chce umieć z niej korzystać.
-Rozkazałem ci wrócić rano.- Jego dudniący głos przybrał groźną nutę.-Nie zmuszaj mnie bym cie odesłał.
-Chyba będziesz musiał, bo ja nigdzie się stąd nie ruszam. - Z gardła Fenrira wydobyło się głębokie warknięcie gwałtownie się obrócił i skoczył na mnie. Jego ogromne jak drewniane bale łapy walnęły w ziemię, a pęd powietrza sprawił, że wylądowałam plackiem w runie leśnym.
Ogromny łeb wilka zwisał nade mną groźnie obnażając kły.
-Jesteś słaba!- Ryknął.- Nie masz najmniejszego pojęcia, co dzieje się w twoim świece, a chcesz walczyć w tym!? Twoje osłabione ciało pozostawione samemu sobie może w każdej chwili stać się karmą dla pierwszego lepszego świństwa, jakie się nawinie…, Dlatego nie piszcz jak szczeniak tylko wykonuj rozkazy alfy.- Warkną na koniec, po czym oślepiło mnie jasne światło i znalazłam się z powrotem w moim pokoju.
Chciałam wrzeszczeć i to tak na całe gardło, aż do zdarcia strun. Chciałam czuć jak krew napływa mi do twarzy jak na mojej szyi pojawiają się żyły jak dzwoni mi w uszach.
Chciałam... I nie mogłam. Po prostu nie byłam w stanie. Taka wewnętrzna blokada. Mimo, że w środku, aż gotowałam się z nerwów nie miałam jak tego z siebie uwolnić.
Gruchnęłam ciężko na łóżko. Prosto w stertę papierów, książek i kabli.
-Kurwa.- Sapnęłam wyszarpując książkę z pod głowy i ciskając nią o ścianę.
 Wykonuj rozkazy alfy. Skoro on jest alfą, czyli mnie ma pewnie za omegę, albo gorzej za szczenię, jeżeli w ogóle jestem częścią watahy. Dlaczego nie pozwolił mi trenować czegokolwiek? Albo po prostu tam z nim posiedzieć.  Bo jeśli mnie tam nie chce to, czemu zemną rozmawia.
Może nie ma innego wyboru. –Prześlizgnęło mi się przez myśl zostawiając po sobie nieprzyjemne przeczucie, że jest prawdziwe.
Gdy zasypiałam zdawało mi się, że słyszę kobiecy głos śpiewający fragment pieśni, którą nie tak dawno znalazłam w jednej z leżących gdzieś na stercie w salonie książek. Znałam am jej treść, ale tym razem wydawała m się dziwnie bliższa niż wcześniej.
Tam widzę rzekę, pod prąd żmudnie brodzą
Krzywoprzysiężcy i mordercy-wilki;
Tam ssie Nidhög umarłych ciała,
Wilk rozrywa ludzi: wiecież teraz, czy nie?
W żelaznym lesie na wschodzie stara siedzi,
Rodzi tam pomiot Fenrirowi,
A z nich wszystkich najokrutniejszym jest
Pożerca słońca w postaci Wilka-Olbrzyma.
Ciałami umierających zaspokaja głód,
Siedziby bogów zbluzgał krwią.
Słońce czernieje, a późniejsze lato
Pełne jest klęsk; wiecież teraz, czy nie?

Ines

Nigdy przenigdy nie kładzie się spać wcześniej. Kiedy mózg mający energie zostaje odcięty od bodźców wzrokowych zaczyna skupiać się na czymś innym na przykład analizowaniu zebranych informacji wymyślaniu scenariuszy zdarzeń, które nigdy nie nastąpią oraz tworzeniu problemów tam gdzie ich nie ma, apotem kończycie na kanapie w wyciągniętych legginsach oglądając o czwartej nad ranem film przyrodniczy o ćmach? Które są tępe?
Leżący na stoliku przede mną telefon zabrzęczał.
Nieodebrane połączenie od: Alex? Niby, kiedy?
Nie zastanawiając się długo oddzwoniłam.
-Halo?- W słuchawce rozległ się zaspany głos Alex'a.
-Dzwoniłeś?- Zapytałam
-Cooo?- Ziewnął.- Nieee. No chyba, że...- Usłyszałam szelest pościeli.- Przepraszam. Musiałem zasnąć z telefonem w ręku i przez sen coś nacisnąć.
-O.-Brawo Ines.- W takim razie sorki, że cie obudziłam.- Powiedziałam i już chciałam się rozłączyć, ale głos Blanc’a mnie powstrzymał.
-Nic nie szkodzi. I tak niedługo miałem wstawać.
-Tak wcześnie? Po co?- Zdziwiłam się.
-Le- odkaszlną. -Tak już się przyzwyczaiłem wstawać do pracy.
-Nie przeszkadzam ci?- Poczułam się dziwnie. W tej sytuacji było coś nienaturalnego.
-Nie, ani trochę.-Zachichotał nerwowo.- Przez tamten mały wypadek przez jakiś czas nie mogę się zbliżać do zwierząt z lecznicy.
-Ale to jakiś zakaz z góry czy twój wybór?
-Zakaz. Chcą być pewni, że nie zarażę zwierząt.
-To trochę nie fajnie mimo wszystko.
-Trochę bardzo, ale to nic. Za tydzień góra dwa wszystko wróci do normy.
-No to okej...Znasz może jakiś fajny film, bo zaczęłam oglądać coś o ćmach, ale szczerze mówiąc nie jest zbyt ciekawy.
-Hym. Nic nie przychodzi mi do głowy. Na jakim kanale oglądasz to o ćmach?- Usłyszałam szum telewizora w tle.
-Na Animal planet… Tylko mi nie mów, że będziesz to teraz oglądać.
-Czemu nie?  I tak raczej już nie zasnę. –Uśmiechnęłam się.
Przez jakiś czas po prostu leżałam na kanapie z telefonem położonym na uchu tępo gapiąc się w telewizor.
-Ines.
-Hym?- Mruknęłam przytrzymując komórkę dłonią. 
-Czy coś jest nie tak?- Zapytał, a w jego głosie słychać było zaniepokojenie.
-Nie, nie wydaje mi się…, Czemu pytasz?
-Po prostu rzadko, kiedy ludzie oglądają filmy o ćmach o czwartej nad ranem bez powodu.
-Touche.- Zaśmiał się cicho.- Chyba po prostu jestem zbyt zmęczona, żeby zasnąć.
-Znam to. I wesz, co chyba wiem, co może pomóc ci zasnąć.- Dziwne. Mogłabym przysiądź, że już kiedyś to słyszałam. A no tak.
***
Patrzyłam na gładkie spokojne rysy twarzy Tsubasy, jego mały nos, lekki senny uśmiech i te zmęczone miodowe oczy. Leżeliśmy razem na łóżku na tyle daleko byśmy mogli widzieć to drugie i na tyle bisko by móc trzymać się za ręce. Było już późno, ale o ironio pomimo zmęczenia nie byłam wstanie zasnąć.
-Denerwujesz się jutrzejszą premierą?- Zapytał odgarniając z mojego czoła zaplątany kosmyk włosów.
-Nie bardzo.- Po jego oczach poznałam, że mi nie uwierzył, ale nic na ten temat nie powiedział.
-Jesteś spięta. –Wzruszyłam ramionami i przez chwile oboje milczeliśmy-Chyba wiem, co może pomóc ci zasnąć. Obróć się i zamknij oczy.-Poprosił, a gdy to zrobiłam przysuną się do mnie i zaczął delikatnie wodzi palcami zaczynając od mojego ramienia, a na wewnętrznej stronie dłoni kończąc i tak w kółko.
Czułam jak po mojej ręce rozchodzi się przyjemne ciepłe mrowienie.
-Nie nuży cie to?- Spytałam po dłuższej chwili.
-Nie.-Odparł dalej głaskając mnie delikatnie.- To mnie uspokaja.
-Tak jakbyś tego potrzebował.- Ziewnęłam sennie wtulając się w poduszkę.
-Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.-Westchną, a w następnej sekundzie już spałam.
***
 -Zamieniam się w słuch.
-Na początek wyłącz telewizor…
-Teraz? Zaczęło się robić ciekawie.-Oczami wyobraźni widziałam jak kręci głową.-No już.
-Połóż się wygodnie i zamknij oczy.   
-Teraz policz w myślach do 4 i wydychaj przy tym powietrze przez nos.- Starając się nie dmuchać przy tym w "słuchawkę" zrobiłam, o co prosił.  Wydaje mi się, że on też liczył, bo dokładnie czterech sekundach powiedział.- A teraz wstrzymaj oddech.
-Ta twoja metoda ma mnie uśpić czy udusić?
-Człowiek nie jest wstanie wstrzymać oddechu do tego stopnia by się udusić. Po utracie przytomności organizm sam zacząłby oddychać.
-Czyli chcesz, żebym straciła przytomność?
-Nie...Ja nie...Ja wcale.- Zdusiłam śmiech poduszką.
-Spokojnie. Tylko sobie z tobą pogrywam.-Słyszałam jak wzdycha.
-Przepraszam...Jestem trochę przewrażliwiony.
-Taki już twój urok.- Przyznałam, na co on się roześmiał.
-I się tak oto od ciem poprzez słaby sposób na samobójstwo przeszliśmy do mojego wątpliwego uroku.-Podsumował.
-O tej godzinie żadna rozmowa nie może być normalna.

Rozdział 14 za nami, a ja przesyłam pozdrowienia z pokoju numer 13. :) Od miesiąca mieszkam w bursie (to coś jak akademik) i uczęszczam do szkoły po licealnej techniki dentystyki :) I sama w to nie wierze, ale podoba mi się tam.
Kelly;* Prycha na mnie siedząc w kącie*
Kelsi: *polewa minę woda z pistoletu trzymając w drugiej ręce krzyż*
 Ja: No tak, a wracając do rozdziału. Chciała bym podziękować mojej Ines bo bez niej  ten (pełen Alex'a) rozdział nigdy by się nie ukazał. Jaką blokadę załapałam pisząc go to wy nawet nie macie pojęcia, ale miejmy nadzieje, że już po wszystkim.
Sporą część następnego rozdziału ma juz napisaną więc...
Ryuga: Nie.
Ja: Ale...
Ryuga: Nie.
Ja:...
Ryuga: Jak to powiesz to znowu nic nie napiszesz przez dwa miesiące, albo gorzej.
Ja; Nie wiedziałam, ze jesteś taki przesądny.
Ryuga: To doświadczenie. 
Ja: ...Pewnie masz racje. No  to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta
Hania.