poniedziałek, 25 grudnia 2017

Wesołych Świąt 2017

Kelly
Zawsze uważałam zimę za magiczna porę roku krążyło wokół niej wiele legend, a oprócz tego są jeszcze święta.
-Co tam laski? Jakieś plany na święta?- Spytałam siadając na kanapie z laptopem na kolanach uśmiechając się do siedzących po drugiej stronie ekranu dziewczyn.
-Ja i Glut jedziemy do rodziców. Kakeru też ma ponoć zaciągnąć wreszcie do bazy.
-Cała rodzinka w komplecie. A ty Ines?
-Bal charytatywny.  Mam być nagrodą na jakieś aukcji.
-A to nie jest przypadkiem uwłaczające kobietą czy coś takiego?
-Jest, ale pieniądze idą na dom dziecka, więc jakoś się przemęczę.
-Biedactwo.- Sarknęła Mary.
Blondynka wywróciła oczami i spytała:
-A, co z tobą i Ryugą? Mówiłaś coś o tym, że wybierasz się do domu na święta.- Skrzywiłam się.
-Wiesz jak jest. Ryuga nigdy nie był i raczej nie będzie rodzinnym typem, więc zamknięcie go na cały wieczór w jednym pokoju z moimi braćmi ryczącymi na całe gardło "Gloria" nie ma prawa skończyć się dobrze, a zostawić go samego w święta nie mam serca. Pewnie po porostu zjemy barszcz z torebki i uszka z zamrażalnika obejrzymy Kevina i lulu, a rodziców odwiedzę w Boże Narodzenie.
-Słowem Idealne święta.- W głosie kapitan wyrazie dało się usłyszeć sarkazm.
-A żebyś wiedziała.-Wyszczerzyłam się do ekranu.
-Prezenty już macie?- Spytała Mary
-Mary! Jak mogłaś?- Oburzyła się Ines.- Kelly pewnie dalej wierzy w Świętego Mikołaja.
-Haha. Bardzo śmieszne -Zaśmiałam się sztucznie- Każdy dobrze wie, że Mikołaj istnieje tylko trzeba mu czasem pomóc i tak mam już prezent. -Odparłam zerkając kontem oka na szafę, na której dnie w pudełku po butach leżał schowany prezent. Na pewno go tam nie znajdzie. Dla niego istnieją tylko jedne buty i na pewno nie są pomarańczowe szpilki rozmiar 37.
-No dobra ja spadam. Muszę się jeszcze spakować, a potem patroszę karpia.  
-Baw się dobrze. - Puściłam do nich oko i rozłączyłam się. Święta świętami, ale czeka mnie jeszcze trochę pracy.
  
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you
You baby

Mary

Plan szedł nawet nieźle. Bilety na samolot były już dawno kupione. Bez problemu udało mi się spakować. Jedyne, co mi zostało to poczekać, aż mój brat skończy rozprawiać się z karpiami.
-Mary!  - O wilku mowa.-Choć tutaj!
-Co jest?- Spytałam zaglądając do kuchni.
Kyoya w fartuchu stał przy zlewie z rekami umazanymi karpiem, aż po łokcie. Wszystkie ryby były już pozbawione głów i wnętrzności, ale na kilku zostały jeszcze płetwy. 
-Podrap mnie po nosie.-Powiedział odwracając się do mnie. Po jego twarzy widać było, że próbował sam sobie z tym poradzić. Zrobiłam, o co prosił, ale jakoś nie chciało mi się wychodzić.
-Coś jeszcze?
-Aż tak ci się nudzi?- Zaśmiał się.
-Oj zamknij się.
-Przytrzymaj rybę. Ślizga się. – Wzruszyłam ramionami i dotknęłam bezgłowej ryby.  Karp podniósł ogon od góry i trzymał go tak dłuższą chwilę.
-Ruszył się.-Powiedziałam.
-W, co ja niby mam go walnąć?- Spytał trzymając w ręku gotowy na wszystko tłuczek do mięsa. 
-Wrzuć go powrotem do zlewu. – Kyoya zrobił tak jak mu radziłam i zajęliśmy się inną rybą, która na szczęście nie okazała się zombie.
Obrabialiśmy wspólnie karpie dopóki nie zadzwonił mój telefon. Bez namysłu puściłam rybę, a nóż, którym Glut pozbawiał zemskną się i wbił prosto w jego kciuka.
-Szlak! W porządku?
-Tak idź obierz.
 ***
Siląc się na spokój po raz kolejny zadałam to samo pytanie nie mogąc uwierzyć w znaną mi już odpowiedź.
-Co pani rozumie przez ‘’Nie mam poco przyjeżdżać na lotnisko’’?
-Wszytkie loty są odwołane z powodu złej pogody. Bardzo przepraszamy za utrudnienia. Możemy przebudować pani bilet na lot w przyszłym tygodniu.
-Dopiero w przyszłym tygodniu!?- Ja chce tylko polecieć do domu, a nie na drugi koniec świata.
-Proszę niech pani nie krzyczy to naprawdę nie jest moja wina. -Ja jeszcze nie zaczęłam krzyczeć.
-Mary!- Do salonu wpadł Kyoya.- Pakuj się. Załatwiłem nam auto.- Powiedział i znikną tak samo szybko jak się pojawił. 
Przetrawienie tego zajęło mi moment. Zanim udało mi się zrobić cokolwiek Yoyo zdążył po raz kolejny wpaść tutaj:
-Na, co czekasz? Jedziemy do domu na Święta.- I dać mi ochrzan.

I'm driving home for Christmas
Oh, I can't wait to see those faces
I'm driving home for Christmas, yea
Well I'm moving down that line
And it's been so long
But I will be there
I sing this song
To pass the time away

Ines

Orkiestra ucichła, a na scenę wyszedł konferansjer.
-Piękne panie, szanowni panowie mam zaszczyt rozpocząć aukcje dobroczynną na rzecz domu dziecka.  Szczęśliwi zwycięscy aukcji spędzą dzisiejszy wieczór w towarzystwie swoich wygranych. –Rozległy się ciche oklaski. – Na pierwszy ogień… -ha ha. – Zapraszam na scenę piękną, tajemniczą, utalentowaną aktorkę oraz reżyserkę. Ines nie karz mi dłużej na siebie czekać.- Udając zawstydzenie podałam dłoń konferansjerowi i pozwoliłam sprowadzić się z lekkiego podwyższenia, na którym stałam i przeprowadzić w wyznaczone miejsce oświetlone przed snop światła.
-Drodzy panowie proszę tylko spojrzeć na tę idealną figurę podkreśloną przez długą dopasowaną sukienkę, na piękny kształtny nosek, jasną cerę zajrzeć w te wspaniałe oczy. Czyż spędzenie z nią choćby minuty nie jest wartę każdej ceny.- Przesadzał, ale to w końcu jego zadanie.     
Rozpoczęła się licytacja.  Nie zwracałam uwagi na sam jej przebieg. Bez względu na wynik moje ‘’koleżanki’’ z pracy i tak zdadzą mi z tego dokładny raport. Tak jakby to było ważne. Obiło mi się o uszy, ze niektóre z nagród wynajęły ludzi, którzy specjalnie mieli podbijać ich ceny. Żałosne.
-Sprzedana!- Rozległo się nagle sprowadzając mnie z powrotem na ziemię. 
Spojrzałam na nic nie świadomego głupca, który skazał się na moje towarzystwo dzisiejszej nocy. Był nawet przystojny.  Ciemne nie czarne włosy zaczesane do tyłu z jednym zaplątanym kosmykiem, który oddzielił się od reszty i błądził gdzieś po twarzy, czekoladowe oczy wyraźne kości policzkowe. Przypominał mi jednego aktora, z którym kiedyś współpracowałam gdybym tylko mogła sobie przypomnieć tytuł tego filmu.
-Nie musisz mi towarzyszyć, jeśli nie chcesz.- Powiedział, kiedy już zeszłam ze sceny. 
-Hym?- Wymsknęło mi się w zdumieniu.
-Widziałem, że na scenie chciałaś po prostu jak najszybciej z niej zejść. Nie chciałbym być w skórze tego, kto cię na to namówił.
-Chyba nie jestem taką dobrą aktorką jak mi się wcześniej wydawało.- Uśmiechnął się miło.
-Tego nie powiedziałem.- Uniósł moja dłoń do swoich ust pocałował ją, po czym powiedział.- Mów mi Johnny.
-Ines.- Może zgoda na tę licytacja nie była, aż takim złym pomysłem.
  
It's beginning to look a lot like Christmas,
Toys in every store,
But the prettiest sight to see,
Is the holly that will be,
On your own front door.


Glimer

-Gokana ja cie proszę ty mi nie utrudniaj życia.- Od rana szarpałam się z moim kotem próbując wcisnąć na niego świąteczny sweter.
-Nya!- Miaukną głośno poczym na prychał na mnie i uciekł.
-A zamarznij sobie na śmierć skoro masz taką ochotę! Tylko nie przychodź się do mnie potem ugrzać!
-Mam być zazdrosny? -Spytał Johannes pomagając mi podnieść się z dywanu i obejmując mnie w pasie.
-Spokojnie dla ciebie też mam sweter. – Stuknęłam palcem w czubek jego nosa. –Puść mnie musze zająć się karpiem, a ty wymyśliłeś jak powstrzymamy twoje trzysta kotów przed zmasakrowaniem choinki?
-Przesadzasz. Nie ma ich, aż tyle.
-A ty nie odpowiedziałeś na moje pytanie.
-Pracuje nad tym. 
-Naprawdę kamień spadł mi z serca.
-O, czyli jesteś też sarkastyczna.
-Nowy rok nowa ja, a teraz na poważnie musze juz rozprawić się z tą rybą.
***
-Psiku! Asio! Poszły stąd wszystkie w cholerę!- Przygotowania do gotowania świątecznych potraw na leżało rozpocząć od wygonienia wszystkich kotów z kuchni, co samo w sobie nie było łatwym zadaniem.
Odwiesiłam szczotkę na wieszak, a spryskiwacz z resztką wody postawiłam pogotowiu koło innych niezbędnych do przygotowania kolacji świątecznej rzeczy takich jak na przykład laptop.
Brak zdolności kulinarnych ostatniej osoby, którą kopiowałam niestety mnie nie opuścił i jedynym sposobem na to by te święta wyszyły tak jak powinny było skopiować brakującą zdolność od kogoś, kto ją posiada jak na przykład ta uśmiechnięta młoda dama.
- Zaczynamy od panierowania filetów rybnych- powiedziałam obsypując zmrożony filet mąką. Oczywiście zrobiłam to samo. Niestety mąka nie przyklejała się do filetu tak ładnie jak jej. Zanim udało mi się osiągnąć zadowalający efekt kobieta z laptopa zdążyła przejść do następnego kroku, jakim było oblanie jej rozbełtanym jajkiem. Niestety w kwestii jajek były one w dalszym ciągu w całości.  Szybko rozbiłam jedno z nich zapominając oczywiście zatrzymać wcześniej film zamaszystym ruchem wcisnęłam spację rozpryskując tym samym na klawiaturze resztki jajka, jakie zostały na moich palcach.
Powinnam najpierw obejrzeć ten film a dopiero potem próbować sama.-  Tak wiem wspaniałe odkrycie.
***
-Skończyłaś już gotować?- Zapytał ‘’niewinnie’’ Johanes stając nade mną i uśmiechając się.
-Nie.-Rzuciłam wracając do patrzenia jak przygotowuje się tę pieprzona rybę na 12 różnych sposobów.   
-Nya~~- jednocześnie spojrzeliśmy na korytarz gdzie zadowolona z siebie Midnight jadła obtoczony w mące filet razem ze swoimi małymi potworkami. Wstrętne kocisko zrobiło to specjalnie.
-Teraz skończyłam.- Mruknęłam zakopując się głębiej w kocu.
-Nie łam się.- Powiedział siadając obok i obejmując mój kokon.- Motii dzwoniła, że mamy nie zbliżać się do kuchni ona wszystko przygotuje. Pozwolisz jej?- Wystawiłam głowę z kokonu.
-No dobra, ale następnym razem to ja gotuje.   

Oh, the weather outside is frightful
But the fire is so delightful
And since we've no place to go
Let it snow, let it snow, let it snow

Ines

Podsumowując dzisiejszy wieczór zostałam wygrana na aukcji i porzucona. ( Johnny musiał wyjść wcześniej. Sprawy służbowe.)-Podniosłam do ust smukły kieliszek i upiłam z niego łyk.- No i jeszcze złamałam paznokieć. Jak mogłam o tym zapomnieć?...  Jak to się mówi? ‘’Jaka Wigilia taki cały rok’’?...Coś takiego. A może to miał być Sylwester?  Czyli jest jeszcze nadzieja. –Rozmyślałam przeglądając przystawki podawane w półmiskach stojących na długich stołach. – A nie. Sylwestra spędzam z Mary i Kelly.  Poczułam czyjąś obecność i jeszcze zanim usłyszałam jego głos i stanęłam oko w oko z moim byłym.
- Jak ci się podoba przyjęcie?- Zapytał.
No tak jeszcze go tu brakowało.  Tak właśnie wydawało mi się, że jego śmiesznie odstający loczek na czubku głowy migną mi raz czy dwa pomiędzy innymi gośćmi.
-O, Otori nie spodziewałam się ciebie tutaj.-  Liar liar pants on fire. – Przyjęcie jest świetne. – Dobrze, że nie spytał jak się bawię.
-Widziałem cie na licytacji.
-Chciała bym móc powiedzieć to samo o tobie. – Uśmiechną się, a ja westchnęłam.- Przepraszam, wyżywam się na tobie jakby to była twoja wina, że mi dzisiaj nic nie wychodzi.
-Noc jeszcze młoda.
-No to mnie pocieszyłeś.- Mruknęłam. 
Orkiestra zaczęła grać wolną świąteczną piosenkę.
- Zatańczysz?- Zapytał podając mi dłoń.
Pewna ( nawet spora) część mnie z całych sił starała się namówić mnie do odmowy, ale postanowiłam ją zignorować. Bo w końcu, co takiego mogłoby się stać?
Wyszliśmy razem na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Powoli sunęliśmy między innymi parami trzymając się blisko ciało przy ciele jak za dawnych czasów.
- Wiesz skąd wziął się zwyczaj całowania pod jemiołą?- Spytałam zerkając na udekorowane zielonymi liśćmi żyrandole.  
-Nordycka bogini miłości w obawie przed przepowiedziana śmiercią jej syna zawarła przysięgę ze wszystkimi zwierzętami i roślinami świata, że nie skrzywdzą jej ukochanego dziecka.- Tsubasa obrócił mnie powoli.- Niestety zapomniała o jemiole.  Wykorzystał to bóg ognia i oszustwa stworzył z niej strzałę, którym zabił dziecko bogini. Według mitu, bogowie byli w stanie go wskrzesić. Zachwycona, bogini oświadczyła, że jemioły będą od teraz symbolem miłości i ślubowała pocałunek dla tych wszystkich, którzy przejdą pod jemiołą.- Piosenka skończyła się, a my w dalszym ciągu staliśmy blisko siebie dokładnie pod jednym z wielu żyrandoli.- Opowiadałaś mi już te legendę.
-Wiem, chciałam sprawdzić jak wiele z niej pamiętasz.

It's beginning to look a lot like Christmas
Everywhere you go
There's a tree in the Grand Hotel,
one in the park as well
The sturdy kind that doesn't mind the snow

Mary

Siedziałam na siedzeniu pasażera jednym uchem słuchając świątecznej audycji radiowej. Nie poznawałam okolicy, chociaż sądząc po czasie spędzonym w samochodzie powinniśmy już dojeżdżać na miejsce. 
-Gdzie jesteśmy?- Zapytałam odklejając policzek od szyby i przecierając oczy.
-W samochodzie.- Mrukną zaciskając dłonie mocnej na kierownicy.  
-Przyznaj, zgubiliśmy się.
-Nie zgubiliśmy się. – Syknął.
-No po prostu pięknie. Najpierw samolot, a teraz to.
-Ile razy mam powtarzać…- coś ciemnego i rogatego wyskoczyło na ulicę. Kyoya dał ostro po hamulcach, ale przez leżąca na ulicy gruba warstwę śniegu wpadliśmy w poślizg. Zrobiliśmy dwa pełne obroty coś gruchnęło i samochód się zatrzymał.
-Czy to był…?- Wydukałam.
-Nie… Zobaczmy, co z autem.
Prawe pół samochodu utknęło w rowie, przez co żeby w ogóle wydostać się z samochodu musiałam przeleźć nad skrzynią biegów i wyjść drzwiami od strony kierowcy. Zasięgu oczywiście nie mieliśmy, a civ ii radio w samochodzie nie działało.
-Szlakby to.- Warknęłam kopiąc ze złością oponę, przez co samochód z suną się jeszcze głębiej. –Pięknie. Porostu pięknie.
***
-Jak się nazywała ta bajka o kościotrupie, który zwariował i chciał być mikołajem?- Zapytał Kyoya, kiedy już się uspokoiłam.
-‘’Miasteczko, Halloven’’… Lubiłam te bajkę.
-Wiem.  Dlatego pytam…
-Okey, co jest granę?
-Nie wiem, o co ci chodzi.
-Wiesz. Od rana jesteś non stop zadowolony, mimo, że odwołali nasz lot, przez karpia prawie straciłeś palec, a na koniec wpieprzyliśmy sie do rowu.
-Wydaje ci się.                      
-Gadaj.
-Po prostu się cieszę.- -Straciliśmy mnóstwo czasu świąt, urodzin, imienin i chciałbym to nadrobić… kiedyś.
-Ooooooo. Mój mały braciszek mnie kocha. –Roześmiałam się w głos.- To chyba można liczyć, jako świąteczny cud.
-Nie, ja mam dość. Wychodzę.- Oświadczył otwierając na oścież drzwi.
Rozległ się pisk opon i czyjeś krzyki. Wyskoczyliśmy z samochodu akurat by zobaczyć wyjątkowo wyciekłego motocyklistę,
-Czy ty się z chujem na mózgi zamieniłeś zjebie?- Wrzasną, a jego głos wydał mi się dziwnie znajomy.
- Kakeru?- Spytałam. –Glut ręce z kuczera.
Obaj steli jak wryci. 
-Mary?- Gorąco pokiwałam głową.- Rany, ale się zmieniłaś. –Zdjął kask i trzymając go w ręce rzucił się żeby mnie przytulić. - Od godziny wszędzie was szukamy. Co się stało?
-Cos wyskoczyło na ulice… -zaczął, Kyoya, ale nie pozwoliłam mu dokończyć.
-A Glut postanowił zaparkować w rowie.
-Dajcie mi moment zadzwonię po kilku chłopaków was stąd wyciągniemy. 
Około ośmioro motocyklistów zjawiło się mniej więcej po upływie pół godziny. Za pomocą lin holowniczych udało się im wyciągnąć samochód z rowu.  Wyglądaliśmy przy tym jak wyjątkowo hardkorowy zaprzęg świętego Mikołaja.
No to mamy już drugi cud świąteczny. –Pomyślałam, kiedy wreszcie udało nam się dotrzeć przed próg rodzinnego domu.
  
It's gonna take some time
But I'll get there
Top to toe in tailbacks
Oh, I got red lights on the run
But soon there'll be a freeway yeah
Get my feet on holy ground


Kelly

She's   making a list. She’s checking it twice. She’s gonna find out. Who's naughty or nice. Hawana Kelly is comin' to Town. Teoria potwierdzona. Ta piosenka rzeczywiście jest straszna kiedy nie śpiewa się jej o Mikołaju. Po całym dniu biegania po mieście i załatwianiu moich zostawionych jak zwykle na ostatnia chwilę sprawunków wyglądałam jakby napadły mnie duchy przeszłych, teraźniejszych i przyszłych świąt i powiem wam jedno jestem piękna oraz zdecydowanie było warto. Miasto było przykre grubą kołdrą zimnego i zbitego śniegu oświetlone przez wszędobylskie lampki, które oplotły się wokół wszystkiego nie oszczędziły nawet czekających na wiosnę drzew i ja to absolutnie uwielbiam.
- Kupiłaś sobie ten sweter z sznurowanym dekoltem?
- Nie, jeszcze nie zwariowałam.-Cisza po drugiej stronie telefony była, aż nazbyt wymowna.- Dałabyś spokój.
-A czy ja coś mówię? Dziwię się tylko, że tracisz taką okazje.
-Niby, na co?
-Na rewanż, Ryugi?
-Chacha. Jeśli myślisz o tym, co ja myślę, że myślisz to jesteś głupia.
- Tylko nie strzelaj mi tu focha.
-Wiesz, że nie umiem. No dobra musze kończyć. Pa.
-Pa.- Schowałam telefon do kieszeni i chciałam otworzyć drzwi, ale okazało się, że są uchylone. Zaniepokoiłam się. Dobrze pamiętałam, że zostawiłam je zamknięte i to na klucz. Załadowałam kuczer i ostrożnie weszłam do środka.
Od samego korytarza po salon wisiały białe lampki świąteczne. Wokół okien na framugach pod sufitem były wszędzie. Jak zaczarowana patrzyłam na błyszczące światełka dopóki nie usłyszałam cichego?
-Wesołych Świąt, Kel.
-Wesołych Świąt.

I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you
You baby



No to tak. Wreszcie udało mi sie napisać opowiadanie świąteczne. Przyznaje mogło by wyjść lepsze, ale nie pisze tego, żeby tera rozważać moje zdolności. Chciałam wam wszystkim życzyć wesołych i spokojnych Świąt Bożego Narodzenia. Dużo zdrowia i  oczywiście szczęścia (no bo co wam po zdrowiu jak cegłą w łeb można dostać nawet z końskim zdrowiem) w tym nowym 2018 roku. Byście na swojej drodze spotykali tylko życzliwszych sobie ludzi czyli tak na dobrą sprawę wszystkiego najlepszego. 
Ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.