środa, 31 października 2018

Hallowen 2018

Krew z Krwi

Był późny jesienny wieczór. Mokre liście obklejały chodnik, chłód przenikał do kości, a deszcz siąpił z nieba. Ciepłe żółte światła ulicznych lamp oświetlały traumatyczną scenę.
-Na północ od skrzyżowania ulic Karasuma i Shiokōji znalazłem mężczyznę z raną ciętą szyji. Stracił dużo krwi, ale jest przytomny. Złożyłem opatrunek tamujący krwawienie.
-Dobrze, proszę zostać na miejscu do przyjazdu karetki. Pana imię i nazwisko?
-Blanc, Aleksander Blanc.
Pogotowie przejechało po upływie ośmiu minut. To było jedno z najdłuższe osiem minut w jego życiu. Wzrokiem odprowadził ratowników niosących praktycznie obcą mu osobę do karetki.
Czuł jak krew zaczyna krzepnąć na jego dłoniach.
-A więc co się stało?- zapytał policjant.
-Byłem w drodze do pracy gdy...
-Gdzie Pan pracuje?
-W klinice weterynaryjnej przy Shiokōji.
-Proszę kontynuować
-Zobaczyłem go leżącego na brzegu chodnika. Trzymał się za gardło, a z pomiędzy palcy wypływała jego krew.
-I co pan zrobił?
-Użyłem szalika by zatrzymać krwawienie i zadzwoniłem na pogotowie.
-Czy widział pan kogoś w pobliżu?
-Nie.-odpowiedział szybko. Za szybko.
-Na pewno?
-Tak.
-No dobrze. To wszystko. Jest pan wolny.
***
Alex szybkim marszem pokonał resztę drogi do pracy. Dosłownie wpadł do recepcji i rzucając tylko szybkie dobry wieczór ruszył prosto do łazienki. Dopadł lustra i popatrzył głęboko w oczy swojego odbicia.*
-Proszę powiedź mi, że to nie ty.
-Nie tym razem.- chłopak westchnął z ulgą.- ale w końcu pęknę i się na kogoś rzucę. Zrozum musimy się żywić.
-Nie mogę.
-Nie proszę cie żebyś zabijał. Po prostu pozwól mi...
-Nie mogę...przepraszam.  
-Zabijasz nas.- to były jego ostanie słowa w tej rozmowie. Po nich schował sie głęboko w umyśle swojego brata. 
W lustrze pozostało tylko obicie. Podkrążone oczy, blade zapadnięte policzki, popękane wargi z pod których wystawały czubki kłów. Wglądał jak trup, tak sie czuł i tym był.
Zmył już dawno zaschniętą krew z dłoni i przemył twarz zimną wodą.
W łazience rozległo się pukanie do drzwi.
-Doktorze?- odezwała się recepcjonistka.- Czy wszystko w porządku?
-W jak najlepszym.- skłamał.
-To dobrze. Ma pan pacjentkę. Czeka już w zabiegowym.
-Zaraz przyjdę.
Dojście do siebie zajęło mu dłużej niż przypuszczał. Najchętniej by w ogóle stamtąd nie wychodził, ale był potrzebny.
W gabinecie czekała na niego nie wysoka kobieta o drobnej figurze i długich granatowych włosach. Stała przy stole głaszcząc czarnego kota.
-Dobry wieczór. - przywitała się miło, ale chłopak czuł, że to tylko pozory. Pachniała zagrożeniem.
-Dobry wieczór. - odparł.- Co jest powodem wizyty?- zapytał oglądając kotkę.
-Je, ale dalej chudnie.-stwierdziła zaglądając mu przez ramię.
-To może być nadczynność tarczycy.
-Ciekawe, nie wiedziałam, że u pijaw działają organy.-zmarł.
Ona wie! To łowca! Musimy się jej pozbyć.
Nie możemy. Nie to tylko utwierdzi ją w przekonaniu, że trzeba się nas pozbyć. -powoli odwrócił sie w jej stronę.
-Ooooo już nie udawaj. Gdybyś chociaż próbował się z tym kryć.
-To nie tak jak myślisz. Ja nie zabijam.
-Pewnie mówisz to każdej.- zalotny uśmiech przekształcił sie w chłodna maskę.- A teraz spokojnie posłuchaj. Znałam twojego ojca znałam twojego brata. Wy wszyscy jesteście tacy sami krew z krwi kość z kości i gdyby to ode mnie zależało leżał byś już dawno sześć metrów pod ziemią. Jest jednak jeden konkretny powód dla którego twoja śliczna główka nie turla się jeszcze po podłodze. Ten powód ma na imię Mary. Powiedźmy, że jesteś teraz na jej łasce i nie łasce. To mogło by być nawet zabawne patrzeć jak się z tobą męczy. Na pewno nie zbierze się do tego szybko. Jest taka niezdecydowana.
Drzwi do gabinetu się otworzyły.
-Przepraszam, że przeszkadzam...- recepcjonistka urwała w pół zdania.
-Nic się nie stało i tak już wychodziłam. Z Bettusią jest wszystko w porządku, a ja panikuje.- kobieta wzieła kotkę na ręce.- Dziękuje doktorze. Może powinien pan wrócić do domu nie wygląda pan najlepiej. - posłała Alexowi miły uśmiech i wyszła.
-Ona ma rację. Powinieneś wsiąść wolne. Wróć do domu odpocznij. Zjedz coś.
-Tak, to nie najgorszy pomysł.
***
-Dlaczego tam polazłaś?- warknęła Mary przyszpilając Kelly za gardło do ściany.
-Dostałaś rozkaz żeby trzymać się od niego z daleka.-  dodała Ines.
-Betty czuła się gorzej. - mruknęła smutno Blue, ale szybko zrzuciła i tą maskę śmiejąc się szatynce prosto w twarz. - Oj daj spokój. Wiesz, że twój śliczny chłopiec zmasakrował tamtego faceta . Chociaż może powinnam powiedzieć, że zrobił to jego braciszek. Tak czy inaczej mamy problem dziewczynki, a polega na tym, że Blanc się żywi, ale nie wygląda jakby zużywał energie do utrzymania się w formie. Moje pytanie...Na co to idzie?
W pokoju zapadła cisza. Hawana uśmiechała się triumfalnie patrząc na wściekłą minę Mary na cień wątpliwości w oczach Ines i już się cieszyła.
Tej nocy zginie ostatni Blanc.
-Mary...-zaczęła Ines
-Nie.
-Jeżeli jest...
-Nie!-ryknęła Tategami.-...Dałyście mi słowo.
-Musimy wziąć pod uwagę...
-Przysięgłyście, że go nie ruszycie. Obiecałyście.
-Tak, - przyznała kapitan spokojnym głosem.- pod warunkiem, że nikogo nie skrzywdzi. Ustaliliśmy też, że jeśli do tego dojdzie to ty się nim zajmiesz. - szatynka puściła szyje Kelly.- Alex to twoja odpowiedzialność.
-Sprawdzę to, pójdę dzisiaj do niego i...
-I?
-I zrobię to co będzie trzeba.- odparła po czym wyszła.
***
Alex wrócił do mieszkania. Przebrał się. Zimną wodą zmył z ubrań krew i odłożył do kosza na pranie.
Z kuchni zabrał rolkę plastikowych worków jeden z nic rozłożył na podłodze w salonie, a resztę odstawił na stolik po czym uklękną na worku i tak czekał. 
Przyszła chwilę przed świtem. Przy jej pasku wisiała maczeta. Jedynym pocieszeniem było to, że nie trzymała jej w dłoni...jeszcze. Zdjęła buty odwiesiła na wieszak kurtkę i weszła do salonu.
-Na co to wszystko?- zapytała zaplątając ręce na piersiach.
-Pomyślałem, że tak będzie ci łatwiej.- odparł nie podnosząc na nią głowy.- Będziesz miała mniej sprzątania i w ogóle.
-Po czym?
-Mary.-mówił pomimo rosnącej w jego gardle guli.-Ja wiem po co tu jesteś. Przyszłaś mnie zabić, a ja nie chce ci tego utrudniać.- pociągnął nosem.- Tak będzie lepiej.
-Gówno wiesz. - warknęła-  A teraz wstawaj i wołaj swojego brata bo z tobą nie da się rozmawiać.
-Mary...proszę.- powiedział spoglądając na nią  zaszkolnymi oczyma.
-Wołaj go.- powtórzyła stanowczo.- Teraz.
Chłopak podniósł się z ziemi otrzepał kolana i spojrzał na szatynkę wyzywająco.
-Nie piłem z niego jeśli o to chcesz zapytać.
-Ale to ty go tak urządziłeś.
-Zasłużył, ale to nie ja.
-No to tłumacz się,-usiadła w fotelu zakładając nogę na nogę.- jak to było?
-Kilka nocy temu facet potrącił psa i odjechał. Śledziłem go i czekałem na dobrą okazje, ale zanim zdążyłem się zdecydować ktoś go napadł, a Alex nie był w stanie się powstrzymać. Teraz wiesz jak było. Co z tym zrobisz?- westchnęła.
-Nie zabije cie...Rany jesteś ostatnim co ratuje go przed śmiercią głodową.
-Głód to jedno on nieustannie przeprasza wszechświat za to, że żyje.
-Wiem, tak czy siak potrzebujecie paliwa.- powiedziała rozpinając mankiet kraciastej koszuli i  podwijając wysoko rękaw.- Choć tu. Nie mam zamiaru wciskać ci swojej ręki do paszcze będziesz się musiał sam tu pofatygować.
Chłopak poszedł do kuchni po apteczkę wiedział, że kiedy tylko jego brat się pojawi apteczka będzie pierwszą rzeczą jakiej będzie szukać. Ukląkł przy przy Mary wziął do ręki jej przedramie i przemył zgięcie łokcia spirytusem.
-Piłaś?- zapytał suchym tonem.
-A jak ci się wydaje?- sarknęła w odpowiedzi.
Wbił się szybko i precyzyjnie. W końcu studia medyczne się na coś przydały.
Krew była ciepła i metaliczna. Nie była dobra, ale pozwalała przeżyć więc pił, pił dopóki tylko miał jakakolwiek kontrole bo dobrze wiedział, że kiedy ją utraci...
Alex gwałtownie oderwał sie od reki Mary.
-Mary ja ja ja przepraszam. Ja nie chc...
-Daj spokój nic mi nie jest.-chłopak szybko sięgnął do apteczki. Ze łzami w oczach opatrzył praktycznie suchą ranę.
-Nie płacz bekso nic mi nie zrobiłeś.
-Przepraszam.- szepnął nie mogąc ponieść na nią wzroku.
-Nie masz za co przepraszać durniu.-powiedziała chwytając dłonią jego policzki.- Zrobiłam to dobrowolnie.
-Przepraszam, że mi smakowało. Pewnie teraz myślisz, ze jestem odrażający...
-Tsk, kiedy ty się wreszcie nauczysz? Zmieniono cie w brew twojej woli i mimo głodu nie dajesz się karmić. Muszę się dogadywać z twoim bratem, żeby utrzymać cie przy życiu. Jedyne za co możesz przeprosić to za to, że jesteś prawdziwym utrapieniem z tą swoją pokrętną moralnością.
-Każdy ma jakieś wady.
-Choć tu.- dziewczyna przyciągnęła go do siebie i zamknęła w niedźwiedzim uścisku.-Musisz bardziej uważać. Zwracasz na siebie uwagę.
-Nie mogłem go tam zostawić.
-Nie uratujesz wszystkich, przede wszystkim musisz myśleć o własnym bezpieczeństwie. Kelly i Ines jestem w stanie jakoś przekonać, ale z każdą kolejną wezwaną karetką łowcy nabierają podejrzeń...Policjanci zresztą też.
-Mary wiesz, że nie potrafił bym się tak po prostu odwrócić i odejść.
-Wiem.
W pokoju obok coś zaszurało.
-Ktoś tu jest?- zapytała Mary.
-To pewnie Kropka.
-Zaczyna sie robić sie późno.
-Chciałaś powiedzieć wcześnie.
-Nie wymądrzaj się.- powiedziała uśmiechając się.- Powinieneś już iść spać.
-Masz rację.- przyznał i dostał za to buziaka w nos.
-Kolorowych koszmarów.
***
Alex pożegnał Mary za mną za nią drzwi i odetchną głęboko.
Udało się. To na pewno nie był koniec, ale najtrudniejsze było za nimi. Bo jeśli Mary jest po ich stronie z resztą już sobie poradzą.
Chłopak wszedł do ciemnego pokoju. Na obrotowym krześle z podwiniętymi nogami siedziała kobieta. Spojrzała na niego pytająco wielkimi cielnymi oczami.  Usiadł na brzegu łóżka westchną i powiedział:
-Musiałem zahipnotyzować policjanta i wykiwać dwóch łowców.- kobieta wdrapała sie na jego kolana i wtuliła.
-Przepraszam.- szepnęła.
-Nic się nie stało.-odparł głaskając ją po głowie.- Przynajmniej użyłaś noża.
-Zasłużył na coś gorszego.-warknęła cicho.
-No już dobrze. W wieczorem go odwiedzę i upewnię sie, ze nie będzie pamiętał nic z tej nocy.


Alex: Mamo moja ukochana.
Ja: Tak synku?
Alex: Kiedy wspominałem o tym, że na te okazje chciałbym przebrać się za coś inspirowanego nietoperzami chodziło mi o Batman'a nie pierdolonego hrabiego Drakule!
Ja: Trzeba było być bardziej dosadnym.
Alex: Ja chciałem być Mantis....Ty się nie denerwuj. Byłeś jojczącym dzieckiem przez całe opowiadanie Przynajmniej nie wpakowałaś tu wilkołaków.
*wielka włochata niebieska bestia z kłami i pazurami przebiega przez salon śmiejąc się maniakalnie*  
Alex:...?
Ja: Znasz Kelly. Były dwie opcje, albo symbioza z Venomem, albo to.
Alex:...Dobry wybór. Możesz zamienić mnie na Venoma?
Ja:  A oddał byś mu Haru?
Alex:..Nie było pytania.
Ines; To było świetnie wybrnięcie.
Ja: Dziękuje.  :D
Ines: Co nie zmienia faktu, że Kelly zaraz pobiegnie szukać Alfy.
Ja:....Fuuuuuuuuuuuuuuuuuuuk. Kyoya złap Kelly musimy się szykować do piosenki.
Kyoya: A już myślałem, że ją sobie odpuściłaś.
Ja: Pffff. Chciałbyś.

Mamy drobną problemy techniczne. W ramach przerwy na reklamy. Podsyłam wam link do fajnej animacji o ten tutaj.

.
.
.


Ines:  W porządku, wszyscy siadajcie, uciszcie się, słuchajcie. Zebraliśmy się tu wszyscy żeby wyrecytować doroczne nekrologi. Jak co roku, zaczniemy od A i skończymy na Z. W porządku, czy kapela już gotowa?
Daiki: Gotowi.
Ines: W porządku, dawajcie!
Daiki: I raz i dwa.


A jak Alex
który utopił się w basenie.

B jak Bastien
który został zjedzony przez ghule

C jak Celest
z chorobą mózgu

D jak Doji
w wykolejonym w pociągu

E jak Evil Befall
którego pogrzebano żywcem

F jak Foxy
którą dźgnięto w oko

G jak Glimer
która umarła w łonie

H jak Hikaru
która została zapieczętowana w grobowcu

Wszsycy: Jeden po drugim gryziemy ziemię
Kopiemy w kalendarz i zaczynamy rdzewieć
Wyzioń ducha gdy wybija twoja godzina
Wszyscy spadamy w dół
Z prochu w proch, z kości w papkę
Uschniesz w miejscu swojego spoczynku
Wieczność w drewnianej skrzyni
Wszyscy spadamy w dół

I jak Ines
która straciła przednie hamulce

J jak Johannes
który został pogryziony przez węże

K jak Kyoya
który został postrzelony w głowę

L jak Leone
który krwawił i krwawił

M jak Mary
która spaliła się na chrupkę

N jak Nile
którego okładli pięściami

O jak Omega Dragonis
który przeżył swoje życie zbyt szybko

P jak Pony
Która połknęła szkło

Wszyscy: Jeden po drugim gryziemy ziemię
Kopiemy w kalendarz i zaczynamy rdzewieć
Wyzioń ducha gdy wybija twoja godzina
Wszyscy spadamy w dół
Z prochu w proch, z kości w papkę
Uschniesz w miejscu swojego spoczynku
Wieczność w drewnianej skrzyni
Wszyscy spadamy w dół

Q jak QHyoma
który wybrał zły szlak

R jak Ryuga
który zgnił w więzieniu

S jak Storm Pegasus
którego postrzelono z łuku

T jak Tsubasa
który zamarzł w śniegu

U jak Uraraka
która została zadeptana

V jak Virgo
która spadła z dachu

W jak Wild Fang
których potrącił samochód

X jak Xianmei
która utonąła w smole

Y jak Yu
który wypadł z samolotu

Z jak Zeo
który zwyczajnie...
postradał zmysły.


Hyoma: Moje imię nie zaczyna się na Q.
Kelly: Q jest nieme i pochodzi od zwrotu ostrzegającego „O Qrwa Hyoma.”
QHyoma: --.--
Kelly: …. :)


Ja:Nie mam pojęcia co chciałam tym osiągnąć.
Kelly: Chciałaś nas wszystkich zabić i żeby Alex cierpiał bo go kochasz najbardziej. 
Ja: No i zrobić z ciebie czarny charakter.
Kelly: Tak :) ... Nie wyszło ci.
Ja: Tak
Znalezione obrazy dla zapytania dancing trollface gif

Strasznego Hallowen


*Alex posiadał dwie duszę jedną stracił w czasie przemiany druga dalej odbija się w lustrze.