Wiecie, jaki
mamy dzień? Ósmy lipca. A wiecie, co to
znaczy? Dokładnie trzy lata temu opublikowałam pierwszy rozdział mojego opowiadania,
więc dokładnie dzisiaj Bloguś skończył trzy latka
Bloguś: Jej!
Brawo ja!
JA: Tak
brawo ty. Z tej okazji chciałabym wam podziękować, że byliście zemną zawsze i
mimo wszystko. Tak, więc przejdźmy do najprzyjemniejszej części urodzin, czyli
prezentów. Blogusiu, co ty byś chciał?
Bloguś: *
zamyślił się * Chciałbym pojechać nad morze.
Ja: Mówisz masz.:)
Dzień nad
morzem
Kelly
Bezkresna
czerwień nieba łączyła się ze spienionym morzem na lini horyzontu skrywającego
swoje tajemnice. Moment coś tu jest nie tak. Z sunęłam czerwone lenonki na
czubek nosa, a wtedy świat odzyskał swoje normalne kolory. Tak lepiej.
-Nie wiem jak
wy, ale ja idę się kąpać.- Oświadczyłam zrzucają z siebie koszule i
spodenki.
-Nawet nie
myśl, że wejdę do wody. Będę siedzieć w cieniu pod parasolem.-Oświadczyła
szatynka rozkładając legowisko.
-Oj weź
nawet tak troszeczkę?- Spytałam ze smutna miną.
-Nie.-Nie ma
to jak uciąć dyskusje jednym słowem.
-Na mnie też
nie liczcie. – Wtrąciła Glimer.
-Serio ty
też?
-Mam książkę
do skończenia poza tym ta twarz rozpuści się w słonej widzie.
-A potem się
dziwicie, że wole się przyjaźnić z facetami. –Mruknęłam. –No ci zostałyśmy we
dwie. –Zwróciłam się do Ines.
-Może
później najpierw chciałaby się ładnie opalić.
-Tylko nie
zapomnij o kremie z filtrem.-Poprosił Alex.
-Czekałam,
aż to powiesz.- Roześmiała się Mary.
-Oparzenie
słoneczne to nie jest nic śmiesznego.- Oburzył się jak na swoje możliwości.
-Wyluzuj
młody zanim opowiesz im jak rozwija się rak skóry. –Nie ma to jak starszy brat,
który sprowadzi cie na ziemię i popsuje wszystkim humor samym pojawieniem się.
-Dlaczego?
Może jak poznają zagrożenie to nie skończą z poparzeniami. –I jego szalona
dziewczyna. Bo przecież mama nie puściłaby nas bez opieki kogoś dorosłego
samych nad morze. Mniejsza ja nie ma zamiaru się dzisiaj przejmować.
***
Ja; I
jeszcze jedno.
Kyoya: Niby,
co?
Ja: Kuczery.
Macie się dobrze bawić, a jak wasza trójkę znam pójdziecie trenować. *Kuczery
znikają, a w ich miejsce pojawiają się kremy z filtrem przeciwsłonecznym*
Bawcie się dobrze.:D
Kyoya: Kiedyś
ją zabije i to będzie wyglądać na wypadek.
Ines
Nie no w tak
to ja do jutra nie napompuje tego leżaka. Musi być na to lepszy sposób. –Pomyślałam
robiąc sobie kolejna przerwę.
-Mary mogę
na chwile pożyć na chwilę Alex’a?- Tategami mruknęła coś w odpowiedz, a Alex
się do mnie uśmiechną.
-W, czym
mogę pomóc?- Zapytał podchodząc.
-A jak
myślisz?- Zaśmiał się.
-Faktycznie trochę
głupie pytanie.-Przyznał mi racje.- Wiesz, co chyba mam w torpie pompkę do
roweru.
-Ty naprawdę
masz wszytko w tej torbie.- Zaśmiałam się.
-Bez przesady. Mary ostatnio zeszło powietrze
z opony w rowerze i przybyłem na ratunek. -Jak zawsze?
W czasie,
gdy przyglądałam się postępom w pracy Alex’a nad jego ramieniem pojawił się
Bloguś, który zaczął opróżniać zawartość swojego bento do morza.
-Zaraz
wrócę.- Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź pobiegłam do dziecka.
-Blogusiu,
dlaczego wrzucasz ryż do morza? Nie smakuje ci?- Zapytałam.
-Smakuje
nawet bardzo tylko teraz jest pora karmienia, a ja nie zdążyłem zabrać z domu
niczego innego do jedzenia.-O jak słodko karmi wymyślone zwierzątko. No chyba,
że zwierzątko jest prawdziwe i spróbuje nas zniszczyć, co jak na jeden z
punktów do odznaczenia na mojej liście wakacyjnej było by nawet prawdopodobne.
-W takim
razie ci nie przeszkadzam. Pamiętaj, żeby nie wchodzić samemu do wody.
-I o
rękawkach.- Roześmiałam się.
-Tak o
rękawkach też pamiętaj.- Uroczy dzieciak.
Kelly
Porządnie
wytrzepana przez fale stwierdziłam, że takie telepanie się w słonej wodzie,
chociaż fajnie nie jest tym, co chce robić przez resztę dnia, a że na plaży nie
ma zbyt wiele atrakcji musiałam zadowolić się tym, co było pod ręką –ludźmi.
-Ryuga nudzę
się.- Oświadczyłam wskakując mu na nagrzany od słońca brzuch swoją ociekającą
zimną woda osobą.-Zróbmy coś. I w ogóle to oddawaj moje okulary.
-Po pierwsze
złaź zanim cie zrzucę.-Niechętnie się podniosłam usiadłam obok i zaczęłam wycierać
kucyki, a kiedy to zrobiłam Ryuga powrotem oparł głowę na ziemi i zamkną oczy.-
Po drugie to moje okulary, które ty mi
ciągle zabierasz.-
-Ty ich
nawet nie nosisz, a mi pasują lepiej.-Oburzyłam się
-A po trzecie niby, co mieli byśmy robić?
-Nie wiem.
Utopmy kogoś, albo zagrajmy w siatkówkę.
-A masz
piłkę?- Zapytał otwierając jedno oko.
-Hyhy.
Zwycięzca bierze okulary.
-Chciała
byś.
Mary
Odgłos wąchania
i mokry język na mojej twarzy skutecznie uniemożliwił mi dalsze odpoczywanie w
pół śnie.
-Przepraszam.-Powiedział
Alex.- Zaczęła pić słoną wodę musiałem ją stamtąd wyciągnąć.
-Spoko.- Trudno
było się denerwować widzą taka pocieszna mordkę. –Chciało ci się pić prawda.-Zaczęłam
mówić do Kropki drapiąc ja po głowie i unikając zębów, którymi chciała złapać
moją rękę.
-Masz tu
wodę biedulko.-Chłopak podsuną psu miskę pełna wody, a sam napił się z butelki.
-Wymęczyła cie,
co?
-Tak trochę?
Upał nigdy mi nie służył.
-A po niej
to nie widać.
-Trudno się
dziwić. Taki duży pies musi mieć się gdzie wyszaleć.
-To ty sobie
poleż a ja się jeszcze z nią przejdę.- Zdecydowałam zapinając smycz na obroży
kropki i zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-Chyba
"przebiegnę".
-Po piachu
będzie ciężko.
-Dasz radę. Wierze
w ciebie odsapnę troszeczkę i do was dołączę.
-No chyba.- Prychnęłam.
Idąc
brzegiem morza zaczęłam się trochę rozglądać gdzie się wszyscy rozpełzli. Zielona czupryna Kyoy, co i rusz wystawała z
pod tafli wody niczym u rekina, albo innego potwora morskiego. Kawałek dalej an
wielkim jednorożco-leżaku z kieliszkiem w dłoni opalała się Ines. Ciekawe, kto
jej dolewa tego o kol wiek ona tam pije.
Nie zdziwiłam się jakby pod wodą pływa jakiś przyczajony kelner. Chwila
skoro oni są tam, a Alex był z Kropką na spacerze to znaczy, że zostawili
śpiąca mnie samą na pastwę jakichś zboczeńców albo innych zwyroli albo, co
gorsza wrednych gówniarzy???
Biegająca
gdzie jej się tylko podoba i wsadzając nos w każdą jedną wydmę Kropka podbiegła
do mnie niosąc w pysku sporawy kij.
-Co tam masz?-Zapytałam
kucając obok psa.-Chcesz po aportować?- Na dźwięk tego słowa ogon Kropki
zmienił się w wiatraczek rozsypujący piach na wszystkie możliwe strony.- Chcesz
no to daj patyk. –Złapałam kij, a wtedy suczka zaparła się łapami o ziemie
uparcie nie pozwalając odebrać sobie zabawki.
Oczy psa
zdawały się mówić: „ Chce, żebyś to rzuciła, a nie brała do ręki.”
-Kropka puść
kij inaczej go nie rzucę.- Pies z niemocy szczekania pisnął i zaczął dokądś
biec.
-O ty mała.-Zdążyłam
powiedzieć i zanim się obejrzałam biegłam po plaży goniąc psa.
Glimer
Ciało leżało
na stole. Przyłożyłam dłoń do jego policzka. Jeszcze ciepłe. Czyli zdążyłam.
Nie zastanawiając się długo odchyliłam mu głowę, ścisnęłam płatki nosa i razem
z powietrzem wdmuchnęłam do jego płuc poskładaną do kupy duszę i życie.
Chłopak
gwałtownie otworzył oczy i samoczynnie zaczerpnął powietrza. Zaklął tak
paskudnie jak ja w życiu się nie nauczę i na powrót odleciał.
-I kolejny
rok życia poszedł w pizdu.- Powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
Trochę to
mnie kosztowało, ale najważniejsze, że się udało. Klęczałam przez dłuższą
chwile z głowa opartą na brzegu stołu i odzyskiwałam siły. Chciałabym dłużej,
ale co taka praca. Ten idiota był gorzej poharatany niż durszlak, aż dziwne, że
jego dusza nie wypłynęła razem z krwią, która wraz z powrotem duszy zaczęła
płynąć w żyłach i wypływać na stół. Chwyciłam igłę nitkę i zaczęłam łatać to
cholerstwo.. Gdy skończyłam cerowanie, nasmarowałam rany maścią i owinęłam wszystko,
co było trzeba bandażami.
Teraz tylko
pozostało mi czekać czy pacjent zdecyduje się tutaj z nami zostać czy jednak
zmarnuje mój prezent.
***
-Rozchmurz
się.-Johannes wyrwał mnie z transu swoim wiecznie mruczącym głosem.- Wyglądasz
jakby kogoś mordowali.
-Jak mam się
rozchmurzyć, kiedy Megara traci kolejne lata życia zamiast jak człowiek
powiedzieć mu, że go kocha. Chyba już trzecia książkę na to czekam.
-Jesteś na
plaży…
-Która
wygląda jak wielka kocia kuweta.-Wtrąciłam.
-I to ja mam
świra na punkcie kotów.- Zaśmiał się.
-Tak ty. Ona
się przy tobie po prostu pojawiają jakbyś je z tego swojego kapelusza wyjmował.
-Ale to nie
ja biegałem przebrany za kota po mieście.- Zauważył.
-Powinnam stamtąd uciekać w podskokach jak
tylko pokazali mi ten kostium.- Zaśmiałam się.
Gdyby ktoś
rok temu powiedział mi, że jeszcze będę się z tego śmiać zapłaciłabym komuś,
żeby go zabił.
-Jak ci się
nie podoba tutaj możemy przejść się po molo.
-Co
ciekawego może być na molo?- Marudziłam.
-Ładny
widok.
-Kpisz czy
żartujesz?
- No to może
pójdziemy na lody, albo wędzone ryby.-Próbował dalej.
-Sam dobrze
wiesz, że trudno mi zjeść coś, do czego nie jestem przyzwyczajona.-Westchną
zrezygnowany.
Aż m się go żal zrobiło. Znalazł sobie taką
wyliniałą marudzącą starą babę i próbuje ją zabawiać. Właśnie, dlatego lepiej
być samemu, albo wybierać nieczułych drani nie ma się po tym wyrzutów sumienia.
Niby
przypadkiem oparłam głowę na jego ramieniu i kontynuowałam czytanie.
-Jak tylko
skończę rozdział możemy się przejść po tym molo.
-Po, co?
-Coś zjeść,
po oglądać?
-Nie chce mi
się.-Mści się?- A co powiesz na targi książki?
-Jeszcze się
pyta. No, choć, na co czekasz?- Zaśmiał się.
-Już idę,
idę.
Kelsi
Za jakie grzechy?
Za jakie grzechy ja się pytam!? Czy ja komuś przeszkadzałam w mojej
pracowni? Wątpię. Siedziałam sobie spokojnie i zajmowałam się
swoimi sprawami i jak zwykle spotkała mnie kara za niewinność.
-Kelsi
przestań mieć syndrom odstawienia i choć posędziujesz, bo Ryuga mówi, że nie
umiem liczyć. –Zawołała Blue podbiegając od mnie z kolorową piłką w ręce.
-Nie mam
syndromu odstawienia tylko słońce świeci mi cięgle w ekran, power bank zaraz
wypali mi dziurę w torebce.
-No to go z
niej wyjmij.
-Żeby mi się
piachu do niego nasypało? Nie dziękuje.
-Zawołaj jak
wydmuchasz muchy z nosa, albo zmienisz zdanie.
-Nie mam
much w nosie!- Krzyknęłam za nią.
-Tak wiem
tylko piach w….- Nie dokończyła, ale jej łobuzerski uśmiech zdradzał, że raczej
nie chodziło tu o power bank.
-Kelsi
pójdziesz zemną pograć na automatach? Tsubasa powiedział, ze nie mogę iść bez
ciebie.
-Mój
bohater.-Przytuliłam chłopczyka.
-Znaczy, ze
tak?- Zapytał niepewnie.
-Tak. Jasne,
że tak. Choć tylko ubierz koszulkę i butki.
-Tak
jest.
Zeszliśmy z
tej po stokroć przeklętej plaży i weszliśmy w uliczki pełne kolorowych
straganów smażalni ryb i lodziarni. Pozwoliłam Blogusiowi nas prowadzić, bo tak
na dobra sprawę tylko on wiedział jak dojść na miejsce. Ciekawe skąd.
- Zagrasz ze
mną w Cymbergaja?
-Zagramy we wszystko,
co tylko będziesz chciał. –Obiecałam.
-Z Pac
man’a.
-Tak W Pac Man’a
też.
-Ale w to
się gra jedna osoba na raz.- Zmartwił się.
-Będziemy
grac na zmianę i porównywać swoje wyniki.
-Ale
najpierw w Cymbergaja.
-Jak tylko
jego książątko sobie zażyczy.
-Nie jestem
… O! Już jesteśmy!
-Hura.- Cicho
zawołam.
-Cymbergaj! Cymbergaj!-
Cieszył się młody. Trzeba będzie, kiedy zrobić takie Kinder party. Zaprosiłoby
się Yuu i Kente, a nie to już duże chłopaki. Zaktualizuj sobie dane blondi bo
zginiesz.
- Hej młody,
co się stało? –Zapytałam widząc smutna minkę Blogusia.
-Bo ten pan
powiedział, że Cymbergaj jest popsuty i nie możemy na nim grać.
-A to
cymbał. Uszy do góry pan mądry inaczej nie wiedział, że ja jestem na pokładzie.
Zajmij go czymś, a ja to załatwię.
-Dzięki
jesteś najlepsza.
***
-Widzisz
mamo. Udało ci się wszyscy się cieszą.-ucieszył się chłopczyk siedzący na
kolanach swojej mamy.
-To głównie
twoja zasługa. Wszystkiego co najlepsze synku.