sobota, 8 lipca 2017

Dzień nad morzem

Wiecie, jaki mamy dzień?  Ósmy lipca. A wiecie, co to znaczy? Dokładnie trzy lata temu opublikowałam pierwszy rozdział mojego opowiadania, więc dokładnie dzisiaj Bloguś skończył trzy latka
Bloguś: Jej! Brawo ja!
JA: Tak brawo ty. Z tej okazji chciałabym wam podziękować, że byliście zemną zawsze i mimo wszystko. Tak, więc przejdźmy do najprzyjemniejszej części urodzin, czyli prezentów. Blogusiu, co ty byś chciał?
Bloguś: * zamyślił się * Chciałbym pojechać nad morze.
Ja: Mówisz masz.:)

Dzień nad morzem

Kelly

Bezkresna czerwień nieba łączyła się ze spienionym morzem na lini horyzontu skrywającego swoje tajemnice. Moment coś tu jest nie tak. Z sunęłam czerwone lenonki na czubek nosa, a wtedy świat odzyskał swoje normalne kolory. Tak lepiej. 
-Nie wiem jak wy, ale ja idę się kąpać.- Oświadczyłam zrzucają z siebie koszule i spodenki. 
-Nawet nie myśl, że wejdę do wody. Będę siedzieć w cieniu pod parasolem.-Oświadczyła szatynka rozkładając legowisko.
-Oj weź nawet tak troszeczkę?- Spytałam ze smutna miną.
-Nie.-Nie ma to jak uciąć dyskusje jednym słowem.
-Na mnie też nie liczcie. – Wtrąciła Glimer.
-Serio ty też?
-Mam książkę do skończenia poza tym ta twarz rozpuści się w słonej widzie.
-A potem się dziwicie, że wole się przyjaźnić z facetami. –Mruknęłam. –No ci zostałyśmy we dwie. –Zwróciłam się do Ines.
-Może później najpierw chciałaby się ładnie opalić.
-Tylko nie zapomnij o kremie z filtrem.-Poprosił Alex.
-Czekałam, aż to powiesz.- Roześmiała się Mary.
-Oparzenie słoneczne to nie jest nic śmiesznego.- Oburzył się jak na swoje możliwości.
-Wyluzuj młody zanim opowiesz im jak rozwija się rak skóry. –Nie ma to jak starszy brat, który sprowadzi cie na ziemię i popsuje wszystkim humor samym pojawieniem się.
-Dlaczego? Może jak poznają zagrożenie to nie skończą z poparzeniami. –I jego szalona dziewczyna. Bo przecież mama nie puściłaby nas bez opieki kogoś dorosłego samych nad morze. Mniejsza ja nie ma zamiaru się dzisiaj przejmować.
***
Ja; I jeszcze jedno.
Kyoya: Niby, co?
Ja: Kuczery. Macie się dobrze bawić, a jak wasza trójkę znam pójdziecie trenować. *Kuczery znikają, a w ich miejsce pojawiają się kremy z filtrem przeciwsłonecznym* Bawcie się dobrze.:D
Kyoya: Kiedyś ją  zabije  i to będzie wyglądać na wypadek.


Ines

Nie no w tak to ja do jutra nie napompuje tego leżaka. Musi być na to lepszy sposób. –Pomyślałam robiąc sobie kolejna przerwę.
-Mary mogę na chwile pożyć na chwilę Alex’a?- Tategami mruknęła coś w odpowiedz, a Alex się do mnie uśmiechną.
-W, czym mogę pomóc?- Zapytał podchodząc.
-A jak myślisz?- Zaśmiał się.
-Faktycznie trochę głupie pytanie.-Przyznał mi racje.- Wiesz, co chyba mam w torpie pompkę do roweru.
-Ty naprawdę masz wszytko w tej torbie.- Zaśmiałam się.
 -Bez przesady. Mary ostatnio zeszło powietrze z opony w rowerze i przybyłem na ratunek. -Jak zawsze?
W czasie, gdy przyglądałam się postępom w pracy Alex’a nad jego ramieniem pojawił się Bloguś, który zaczął opróżniać zawartość swojego bento do morza.
-Zaraz wrócę.- Powiedziałam i nie czekając na odpowiedź pobiegłam do dziecka.
-Blogusiu, dlaczego wrzucasz ryż do morza? Nie smakuje ci?- Zapytałam.
-Smakuje nawet bardzo tylko teraz jest pora karmienia, a ja nie zdążyłem zabrać z domu niczego innego do jedzenia.-O jak słodko karmi wymyślone zwierzątko. No chyba, że zwierzątko jest prawdziwe i spróbuje nas zniszczyć, co jak na jeden z punktów do odznaczenia na mojej liście wakacyjnej było by nawet prawdopodobne.
-W takim razie ci nie przeszkadzam. Pamiętaj, żeby nie wchodzić samemu do wody.
-I o rękawkach.- Roześmiałam się.
-Tak o rękawkach też pamiętaj.- Uroczy dzieciak.

Kelly

Porządnie wytrzepana przez fale stwierdziłam, że takie telepanie się w słonej wodzie, chociaż fajnie nie jest tym, co chce robić przez resztę dnia, a że na plaży nie ma zbyt wiele atrakcji musiałam zadowolić się tym, co było pod ręką –ludźmi.
-Ryuga nudzę się.- Oświadczyłam wskakując mu na nagrzany od słońca brzuch swoją ociekającą zimną woda osobą.-Zróbmy coś. I w ogóle to oddawaj moje okulary.
-Po pierwsze złaź zanim cie zrzucę.-Niechętnie się podniosłam usiadłam obok i zaczęłam wycierać kucyki, a kiedy to zrobiłam Ryuga powrotem oparł głowę na ziemi i zamkną oczy.-  Po drugie to moje okulary, które ty mi ciągle zabierasz.-
-Ty ich nawet nie nosisz, a mi pasują lepiej.-Oburzyłam się
 -A po trzecie niby, co mieli byśmy robić?
-Nie wiem. Utopmy kogoś, albo zagrajmy w siatkówkę.
-A masz piłkę?- Zapytał otwierając jedno oko.
-Hyhy. Zwycięzca bierze okulary.
-Chciała byś.

Mary

Odgłos wąchania i mokry język na mojej twarzy skutecznie uniemożliwił mi dalsze odpoczywanie w pół śnie.
-Przepraszam.-Powiedział Alex.- Zaczęła pić słoną wodę musiałem ją stamtąd wyciągnąć.
-Spoko.- Trudno było się denerwować widzą taka pocieszna mordkę. –Chciało ci się pić prawda.-Zaczęłam mówić do Kropki drapiąc ja po głowie i unikając zębów, którymi chciała złapać moją rękę. 
-Masz tu wodę biedulko.-Chłopak podsuną psu miskę pełna wody, a sam napił się z butelki.
-Wymęczyła cie, co?
-Tak trochę? Upał nigdy mi nie służył.
-A po niej to nie widać.
-Trudno się dziwić. Taki duży pies musi mieć się gdzie wyszaleć.
-To ty sobie poleż a ja się jeszcze z nią przejdę.- Zdecydowałam zapinając smycz na obroży kropki i zakładając okulary przeciwsłoneczne.
-Chyba "przebiegnę".
-Po piachu będzie ciężko.
-Dasz radę. Wierze w ciebie odsapnę troszeczkę i do was dołączę.
-No chyba.- Prychnęłam.  
Idąc brzegiem morza zaczęłam się trochę rozglądać gdzie się wszyscy rozpełzli.  Zielona czupryna Kyoy, co i rusz wystawała z pod tafli wody niczym u rekina, albo innego potwora morskiego. Kawałek dalej an wielkim jednorożco-leżaku z kieliszkiem w dłoni opalała się Ines. Ciekawe, kto jej dolewa tego o kol wiek ona tam pije.  Nie zdziwiłam się jakby pod wodą pływa jakiś przyczajony kelner. Chwila skoro oni są tam, a Alex był z Kropką na spacerze to znaczy, że zostawili śpiąca mnie samą na pastwę jakichś zboczeńców albo innych zwyroli albo, co gorsza wrednych gówniarzy???
Biegająca gdzie jej się tylko podoba i wsadzając nos w każdą jedną wydmę Kropka podbiegła do mnie niosąc w pysku sporawy kij.
-Co tam masz?-Zapytałam kucając obok psa.-Chcesz po aportować?- Na dźwięk tego słowa ogon Kropki zmienił się w wiatraczek rozsypujący piach na wszystkie możliwe strony.- Chcesz no to daj patyk. –Złapałam kij, a wtedy suczka zaparła się łapami o ziemie uparcie nie pozwalając odebrać sobie zabawki.
Oczy psa zdawały się mówić: „ Chce, żebyś to rzuciła, a nie brała do ręki.”
-Kropka puść kij inaczej go nie rzucę.- Pies z niemocy szczekania pisnął i zaczął dokądś biec.
-O ty mała.-Zdążyłam powiedzieć i zanim się obejrzałam biegłam po plaży goniąc psa.

Glimer

Ciało leżało na stole. Przyłożyłam dłoń do jego policzka. Jeszcze ciepłe. Czyli zdążyłam. Nie zastanawiając się długo odchyliłam mu głowę, ścisnęłam płatki nosa i razem z powietrzem wdmuchnęłam do jego płuc poskładaną do kupy duszę i życie.
Chłopak gwałtownie otworzył oczy i samoczynnie zaczerpnął powietrza. Zaklął tak paskudnie jak ja w życiu się nie nauczę i na powrót odleciał.
-I kolejny rok życia poszedł w pizdu.- Powiedziałam uśmiechając się pod nosem.
Trochę to mnie kosztowało, ale najważniejsze, że się udało. Klęczałam przez dłuższą chwile z głowa opartą na brzegu stołu i odzyskiwałam siły. Chciałabym dłużej, ale co taka praca. Ten idiota był gorzej poharatany niż durszlak, aż dziwne, że jego dusza nie wypłynęła razem z krwią, która wraz z powrotem duszy zaczęła płynąć w żyłach i wypływać na stół. Chwyciłam igłę nitkę i zaczęłam łatać to cholerstwo.. Gdy skończyłam cerowanie, nasmarowałam rany maścią i owinęłam wszystko, co było trzeba bandażami.
Teraz tylko pozostało mi czekać czy pacjent zdecyduje się tutaj z nami zostać czy jednak zmarnuje mój prezent.
***
-Rozchmurz się.-Johannes wyrwał mnie z transu swoim wiecznie mruczącym głosem.- Wyglądasz jakby kogoś mordowali.
-Jak mam się rozchmurzyć, kiedy Megara traci kolejne lata życia zamiast jak człowiek powiedzieć mu, że go kocha. Chyba już trzecia książkę na to czekam.
-Jesteś na plaży…
-Która wygląda jak wielka kocia kuweta.-Wtrąciłam.
-I to ja mam świra na punkcie kotów.- Zaśmiał się.
-Tak ty. Ona się przy tobie po prostu pojawiają jakbyś je z tego swojego kapelusza wyjmował.
-Ale to nie ja biegałem przebrany za kota po mieście.- Zauważył.
 -Powinnam stamtąd uciekać w podskokach jak tylko pokazali mi ten kostium.- Zaśmiałam się.
Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że jeszcze będę się z tego śmiać zapłaciłabym komuś, żeby go zabił.
-Jak ci się nie podoba tutaj możemy przejść się po molo.
-Co ciekawego może być na molo?- Marudziłam.
-Ładny widok.
-Kpisz czy żartujesz?
- No to może pójdziemy na lody, albo wędzone ryby.-Próbował dalej.
-Sam dobrze wiesz, że trudno mi zjeść coś, do czego nie jestem przyzwyczajona.-Westchną zrezygnowany. 
 Aż m się go żal zrobiło. Znalazł sobie taką wyliniałą marudzącą starą babę i próbuje ją zabawiać. Właśnie, dlatego lepiej być samemu, albo wybierać nieczułych drani nie ma się po tym wyrzutów sumienia.
Niby przypadkiem oparłam głowę na jego ramieniu i kontynuowałam czytanie.
-Jak tylko skończę rozdział możemy się przejść po tym molo.
-Po, co?
-Coś zjeść, po oglądać?
-Nie chce mi się.-Mści się?- A co powiesz na targi książki?
-Jeszcze się pyta. No, choć, na co czekasz?- Zaśmiał się.
-Już idę, idę.   

Kelsi

Za jakie grzechy? Za jakie grzechy ja się pytam!? Czy ja komuś przeszkadzałam w mojej pracowni?  Wątpię.  Siedziałam sobie spokojnie i zajmowałam się swoimi sprawami i jak zwykle spotkała mnie kara za niewinność.
-Kelsi przestań mieć syndrom odstawienia i choć posędziujesz, bo Ryuga mówi, że nie umiem liczyć. –Zawołała Blue podbiegając od mnie z kolorową piłką w ręce.
-Nie mam syndromu odstawienia tylko słońce świeci mi cięgle w ekran, power bank zaraz wypali mi dziurę w torebce.
-No to go z niej wyjmij.
-Żeby mi się piachu do niego nasypało? Nie dziękuje.
-Zawołaj jak wydmuchasz muchy z nosa, albo zmienisz zdanie.
-Nie mam much w nosie!- Krzyknęłam za nią.
-Tak wiem tylko piach w….- Nie dokończyła, ale jej łobuzerski uśmiech zdradzał, że raczej nie chodziło tu o power bank.
-Kelsi pójdziesz zemną pograć na automatach? Tsubasa powiedział, ze nie mogę iść bez ciebie.
-Mój bohater.-Przytuliłam chłopczyka.
-Znaczy, ze tak?- Zapytał niepewnie.
-Tak. Jasne, że tak. Choć tylko ubierz koszulkę i butki.
-Tak jest. 
Zeszliśmy z tej po stokroć przeklętej plaży i weszliśmy w uliczki pełne kolorowych straganów smażalni ryb i lodziarni. Pozwoliłam Blogusiowi nas prowadzić, bo tak na dobra sprawę tylko on wiedział jak dojść na miejsce. Ciekawe skąd.
- Zagrasz ze mną w Cymbergaja?
-Zagramy we wszystko, co tylko będziesz chciał. –Obiecałam.
-Z Pac man’a.
-Tak W Pac Man’a też.
-Ale w to się gra jedna osoba na raz.- Zmartwił się. 
-Będziemy grac na zmianę i porównywać swoje wyniki.
-Ale najpierw w Cymbergaja.
-Jak tylko jego książątko sobie zażyczy.
-Nie jestem … O! Już jesteśmy!
-Hura.- Cicho zawołam.
-Cymbergaj! Cymbergaj!- Cieszył się młody. Trzeba będzie, kiedy zrobić takie Kinder party. Zaprosiłoby się Yuu i Kente, a nie to już duże chłopaki. Zaktualizuj sobie dane blondi bo zginiesz.
- Hej młody, co się stało? –Zapytałam widząc smutna minkę Blogusia.
-Bo ten pan powiedział, że Cymbergaj jest popsuty i nie możemy na nim grać.
-A to cymbał. Uszy do góry pan mądry inaczej nie wiedział, że ja jestem na pokładzie. Zajmij go czymś, a ja to załatwię.
-Dzięki jesteś najlepsza.

***
-Widzisz mamo. Udało ci się wszyscy się cieszą.-ucieszył się chłopczyk siedzący na kolanach swojej mamy.
-To głównie twoja zasługa. Wszystkiego co najlepsze synku.

-Kocham cie mamusiu.  Znalezione obrazy dla zapytania happy birthday gif