czwartek, 22 grudnia 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.8)


Rozdział 8

Pozornie spokojni wartownicy z naładowaną bronią pilnowali drzwi. Dostawę odbierają za godzinę. Wystarczy tylko zapakować i odebrać pieniądze. Oby tylko psy nie wywęszyły co się święci. Za sam handel ludźmi dostali by z 25 lat do liczyć do tego trzeba będzie jeszcze te dwa trupy i posiadanie broni palnej bez zezwolenia. Z pierdla do później starości nie wyjdą o ile w ogóle. Szefostwo najwyraźniej też się tego boi. Plan "b" przygotowany jest w najmniejszych szczegółach. Wystarczy załadować "towar" i przewieźć go na awaryjne miejsce transakcji. Bułka z masłem. Co może pójść nie tak?
Nagle rozległo się wycie policyjnych syren, a zza pozabijanych deskami okien błyskały czerwono niebieskie światła. W korytarzu rozległ się tupot biegnących mężczyzn.
-Co tak stoicie!?-krzyknął ktoś.-Zabieramy się stąd!
Tupot stóp i wycie syren przybierało na sile z każdą chwilą.
Załadować ludzi i odjechać. Tylko tyle i, aż tyle.
-Wyjechali.- oświadczyła szatynka.- Kontynuuje pościg.-dodała porzucając konspiracje i wsiadając na motor.
-Przyjęłam.
-Jadą 26 aleją.-wtrąciła obserwatorka.- Nie zgub go.
-Nie mam takiego zamiaru.
Jasnowłosa załadowała kuczer i przygotowała się do strzału przyklękając przy tym na jedno kolano.
Ciężarówka wyjechała zza zakrętu i  skierował sie prosto na nią.
-Let's do this.- rozgrzany do czerwoności bey pomknął w kierunku silnika ciężarówki.

[kilka  godzin wcześniej]

Ines

-Szynka! Do nogi! Szynka!
-"Szynka"?- spytałam niedowierzając.
-Tak, musimy go w końcu jakoś nazwać.
-Ale "Szynka"?
-Masz lepszy pomysł?
-Will.-odpowiedziałam bez namysłu.
-Chcesz nazwać psa "Will"?- spod stołu rozległo się pojedyncze szczeknięcie.
-Widzisz podoba mu się.-powiedziałam patrząc na niego z zadowoloną wyższością, wlazłam pod stół i ujęłam w dłonie łeb psa.- Podoba ci się prawda?- Will polizał mnie w czubek nosa.
Z uśmiechem popatrzyłam na Tsubase.
-Dobra jak chcecie.  Niech wam będzie ten Will.
-Wygląda na Will’a.- oświadczyłam gładząc posklejane furo na łbie psa.-Trzeba go wykąpać.
-A co ze szwem?
-Coś się wymyśli… Napiszę do  Alex’a.
Siedząc na ziemi wyprostowałam nogi i wyjęłam telefon z kieszeni.
-‘’Hej. Chciałam umyć Will’a jakieś sugestie?’’-napisałam.
Odpowiedź przyszła dosyć szybko.
-‘’Rozumiem, że tak nazwałaś tamtego przybłędę? :) ‘’
-‘’Tak, Tsubasa chciał go nazwać Szynka, Alenie pozwoliła bym na to. To jak mogę wykąpać psa? Szew się nie rozerwie, ani nic takiego?’’
-‘’Nie powinien. Jeśli oczywiście będziesz ostrożna.  :) Rozłóż ręcznik na dnie wanny żeby Will się nie ślizgał i nie zdejmuj mu obroży będzie łatwiej go przytrzymać w razie czego.’’
-‘’Dzięki jestem ci winna kawę’’
-‘’Nie trzeba. ^^ Pisz jakby był jeszcze jakiś problem.’’
-‘’Zapamiętam’’- włożyłam  telefon powrotem do kieszeni.
Alexander Blanc. Nie wiem co myśleć o tym człowieku. Historyjka z rozdwojeniem jaźni wiele wyjaśnia, ale  nie jestem pewna czy w nią wierze. Otori natomiast nie widzi, żadnego problemu. Wydaje mi się, że w jakiś dziwny pokręcony sposób nawet mu ufa. Przecież po takim występie jaki odwalił w Dark Nebuli powinni go co najmniej zamknąć.  Zamiast tego został co prawda zwolniony, ale odszedł z pracy z najlepszymi referencjami  w innym przypadku nie udało by mu się tak łatwo znaleźć pracy.  Co tu jest grane?
-Zabieramy się z tego psa?- spytał Tsubasa zaglądając do pokoju i wyrywając mnie z zamyślenia.
-Tak zanieś Will’a do łazienki ja przygotuje resztę.- Uśmiechnęłam do niego. Coś przede mną ukrywa, a ja  się dowiem co.
Rozłożyłam ręcznik na spodzie wanny i zaczęłam nalewać letniej wody. Woda sięgała do polowy kiedy Otori  przyprowadził  naszego nowego domownika.
-Ktoś tu się już chyba lepiej czuje. Pomóż mi go władować do środka.
Kiedy William siedział już w wannie z której nawiasem mówiąc  połowa wody wsiąkła w moje ubranie zabraliśmy się za namydlanie jego futra starannie uważając na opatrunek. Pies stał spokojnie czekając, aż skończymy.  Spłukaliśmy piane i odstawiliśmy psa na podłogę.
-Szybko podaj ręcznik zanim…- fontanna kropelek trysnęła mi w twarz.-...się otrzepie.-dokończyłam ścierając ręką wodę z twarzy.
Usłyszałam krótki śmiech Tsubasy.
-Z czego się śmiejesz?  Ty nie wyglądasz lepiej.- mokre włosy przylegały po obu stronach jego warzy poprzyklejane były mokre kosmyki, a jasna koszula przemokła do suchej nitki.
-Nie bocz się. –powiedział podając mi ręcznik.
Przetarłam twarz, a potem zajęłam się psem. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie z przymrużonymi oczami, wywalonym językiem  siedział w kałuży i machał ogonem.
Poczułam, że ktoś poza psem na mnie patrzy. Podniosłam wzrok, a wtedy tym kimś okazał się Otori. Przysunął się do mnie o kawałek i delikatnie otworzył usta wyciągając do mnie rękę.
-Tsubasa to nie jest dobry pomysł.-w jego oczach pojawi się jakiś dziwny blask.
-Telefon.-to ostatnie czego się spodziewałam.
-Co?
-Za tobą na brzegu wanny leży mój telefon i dzwoni. Mogła byś mi go podać?
-O.-skomentowałam to krótko, szybko obróciłam się i podałam mu wyciszony  telefon.
-Dzięki. – uśmiechnął się odebrał,  wstał i wyszedł.

Mary

-Od dzisiaj rozpoczynasz naukę.-tymi słowami przywitał mnie Fenrir. -Przyznaje. Całkiem dobrze sobie poradziłaś, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej.
-Skoro tak mówisz.-przytaknęłam.
-Korzystasz z mocy która opiera się na podświadomości twojej i twoich przeciwników. Nigdy nie będziesz sobie z tym radzić jeśli nie dojdziesz do ładu z samą sobą.
-Dążysz do czegoś konkretnego?
-Tak. Choć za mną.-wstał i wyszył w stronę brzegu polany. Jego łeb lekko sie bujał na potężnej szyj. Lokison cały był potężnie zbudowany swoim rozmiarem wychodził poza wszystkie skale przydzielone wilkom i jeśli wierzyć legendą gdy otworzy paszczę jego dolna szczeka sięga ziemi, a górna nieba.
Wilk roztworzył pysk, chwycił zębiskami obalone drzewo i odrzucił je na bok z taką łatwością jakby to był malutki patyczek. Kły też miał ogromne.  Może mi sie tylko zdawało, ale dostrzegłam pomiędzy nimi jakąś metalową zadrę.
Po łożyłam dłoń na jego pysku, żeby móc sie lepiej przyjrzeć, ale gdy to zrobiłam z gardła Fenrira wydobył sie głębokie głuche warknięcie. Cofnęłam się o krok przyciskając dłoń do piersi. Patrzył na mnie przez chwilę tymi zielonymi oczami o zwężonych drapieżnie źrenicach po czym wrócił do swojego dotychczasowego zajęcia.
Co ja sobie myślałam? Od tak pogrzebie sobie w zębach największego wilka na świecie. Pewnie go to strasznie boli. Będę musiała spytać Alex'a co z tym zrobić. On na pewno będzie wiedział.
W czasie gdy ja myślałam o niebieskich migdałach Fenrir zdążył odkopać ukrytą pod warstwą ziemi drewnianą klapę.
-Co to?- zaciekawiłam sie. Nic nie poradzę na to, że w tym lesie czuje sie jakbym miała pięć lat i chce dowiedzieć się wszystkiego.
-To wejście do innego rejonu twojej podświadomości. Kiedy stwierdzę, że jesteś gotowa zejdziesz tam, a potem...z resztą sama zobaczysz.-odwrócił sie i przysypał właz. Poczym usiadł i popatrzył na mnie. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
-Mary-powiedział do mnie po imieniu. Pierwszy raz w życiu. -Jest przed tobą jeszcze długa droga. Wielu rzeczy nie wiesz i większości z nich nigdy nie poznasz. Jednak jest coś co muszę ci powiedzieć już teraz. Nie możesz spędzić w tym lesie całego swego życia. Owszem najwięcej jestem w stanie zdziałać tutaj, ale oboje mamy niedokończone sprawy poza sferą żelaznego lasu. - czyli to naprawdę ten las.
"W żelaznym lesie na wschodzie stara siedzi ,
Rodzi tam pomiot Fenrirowi ,
A z nich wszystkich najokrutniejszym jest
Pożerca słońca w postaci Wilka -Olbrzyma."
Tak pisało w jednej pieśni z tej zielonej książki.
-Chodzi ci o Ragnarok?- spytałam po chwili milczenia.
-Nie. Miałem na myśli o pewnego wojownika któremu udało się nas pokonać o dwa razy za dużo.
-Ryuga.
-Zgadza się. Nie uważasz, że powinniśmy pokazać mu gdzie jest jego miejsce?
 -Może...Wycie na niego nie działa.-mruknęłam szurając stopą po ziemi. Upatrzyłam sobie mały kamyk i wgniotłam go w piach.
-Potrafię nie tylko wyć.-podnosiłam wzrok na Fenrira , ale oślepiło mnie jasne światło, a kiedy przed oczami przestały mi latać kolorowe plamy siedziałam na podłodze w moim pokoju.
-Kobieto ogarnęła byś się. Wołam cie i wołam, a ty nic.-powiedział Kyoya wstając z klęczek.
-Trenuje. Tobie się to nie zdarza?- Zaśmiał się pod nosem i rzucił mi komórkę.
-WBBA i Ines dzwonią do ciebie na przemian od godziny.
-A ja już myślałam, że zacząłeś się o mnie martwić.
-Chciała byś. Idę spać jak mnie obudzisz to nie pomoże ci ani Ines ani WBBA.
-Leć. Dzieci powinny kłaść się zaraz po dobranoce.- Z uśmiechem uniknęłam nadlatującej zwiniętej w kulkę skarpetki.
Miło jest mieć brata. Wiem, że daleko nam do normalnych relacji brat siostra, ale kocham tego zasmarkanego kurdupla.
Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Ines.
-Co jest?- Spytałam.
-Masz natychmiast przyjść do WBBA. To jakaś grubsza sprawa.

Kelly

 Przyzwoitości w tym WBBA nie mają.  Do mieszkania nie zdążyłam wrócić, a ci znowu mają problem. Nie mogą mnie od tak wzywać d siebie i liczyć, że w podskokach do nich przybiegnę. Co to to nie. Tak dobrze to niema.
Spacerowym krokiem przemierzałam miasto.
Ciepłe światło lamp oświetlało zalegający na ziemi śnieg. Padało niemal non stop, ale tym lepiej dla mnie.
Lubię zimę. Zawsze ją lubiłam. Była magiczna. Bo jak inaczej można wytłumaczyć pojawiające się znikąd wzory na szybie, albo to, że oddech zamienia się w kłębki dymu?
Ja wiem, że mądralę siedzące wiecznie z nosem w książkach wytłumaczyliby to serią trudnych słów z cyklu resublimacja i konkwistador, ale ja i tak będę trwać przy swoim. To magia koniec kropka.
Weszłam do holu WBBA i zatrzęsłam się z zimna.
Brrry. Dopóki jestem na zewnątrz nie czuje, że jak bardzo jest zimno.
To gdzie była ta winda?
-Jesteś Kelly prawda?- Przestałam się rozglądać i skupiłam mój wzrok na zbliżającej się do mnie kobiecie.
To była Hikaru. Wygląda inaczej. Bez porównania lepiej. Granatowy mundurek zamieniła na czerwoną kurtkę i jasne spodnie. Przy jej pasku wsiał kuczer i pojemnik na bey'a. Znowu gra.- Widziałam cię w szpitalu.- Kontynuowała nieśmiało uśmiechnięta.
Musiałam się naprawdę mocno skrzywić, bo uśmiech spełzł jej z twarzy i szybko zaczęła mnie przepraszać. -Wiem nie powinnam tak z tym wyskakiwać, ale... Może zacznę od początku.-Wzięła głębszy oddech.
"Skoro musisz."- Cisnęło się na usta, ale postanowiłam sobie darować.
-Jestem Hasama Hikaru. W Dark Nebuli dzieliłam cele z Tom'em to znaczy z Ryugą.- No gratuluję. - Wtedy zdarzały mu się napady padaczkowe. Dosyć często. Z tego, co widziałam to jesteście ze sobą blisko...Chciałam tylko zapytać...Jak on się teraz czuje?- No i co by jej teraz odpowiedzieć? Prawdę. Może świat od tego nie wybuchnie. Ciekawe tylko, po co jej to wiedzieć.
-Lepiej. Dużo lepiej niż w Dark Nebuli...-Z tobą.
-To na pewno.-Zaśmiała się chyba z nerwów.-Wszędzie jest lepiej niż w Dark Nebuli.- Stałyśmy przez chwilę nie odzywając się do siebie. Gdyby Hasama nie wygląda tak jakby chciała coś jeszcze dodać po prostu bym sobie stamtąd poszła, ale jeśli mam wybierać pomiędzy zaczekaniem kilku sekund, a ponownym narażeniem się na rozmowę z nią w miejscu gdzie jest pełno kamer, które nagrałyby takie na przykład morderstwo to wybieram te pierwszą opcję.
-Mogła byś przekazać T...Ryudze, że mu...że go...Powiedz po prostu, że chce mu podziękować i przeprosić za wszystko.- No proszę. Proszę. Czego ja się tu dowiaduję? Czy raczej, czego dopiero się dowiem...

***

-Sytuacja się wygląda tak. Teren jest ściśle strzeżony bezpośredni szturm jest tu najgorszym wyjściem zważywszy na to, że nie znamy dokładnego...-Dlaczego oni zawsze tak przynudzają?
Nie łatwiej by było ograniczyć wywód do:

1. Idź cie tam.

2. Zróbcie to.

3. Wródźcie się żywi.

Amerykańscy naukowcy udowodnili, że człowiek może w uwagą słuchać przez maksymalnie 10 minut, z czego i tak zapamięta tylko 20% informacji, a ona gada i gada. To tak dla równowagi wszechświata w zamian za to, że Hisoka podczas spędzonych ze mną dwóch godzin wypowiedział mniej niż 100 słów? Nie wiem, kiedy dokładnie, ale w pewnym momencie wywodu napakowanej jak metro w Nowym Yorku dziewczyny, która dostała bencki od Mary zaczęłam obracać się na krześle. Ciekawe czy ona się sobie taka podoba?  Kulturyści. Co takim pod kopułą siedzi?  Białko…to na pewno.
-Nebula!- Ktoś krzyknął.
-Hym?- Mruknęłam kończąc obrót i opierając się łokciami o blat stolika uśmiechając się milutko.
-Powtórz, co powiedziała Midori.- Wtedy okazało się, że mój przecudny tok myślenia został przerwany przez nikogo innego jak Bastiena. Tego ch*ja, który jak sam twierdził porwał Ryuge.
-Mary ma wypłoszyć zbirów Ines zatrzymać, ja dobić, a wasza trójka zabezpieczenia teren i zajmuję się porwanymi. To, że nie słucham nie znaczy, że nie słyszę.
-Nie popisuj się. -Mruknęła Mary.
-Sorry.-Uśmiechnęłam się szczerze. -Starych przyzwyczajeń trudno się pozbyć.- Tategami prychnęła coś pod nosem i na powrót zapatrzyła się w jakiś punkt w przestrzeni.
-Zastanawia mnie jedno.-Odezwała się Ines.- Dlaczego posyłacie nowicjuszy na misję, od której powodzenia zależy czyjeś życie?
-Bo wyciąganie ludzi z bagna to wasza specjalność.- Odparł Bastien odpalając papierosa i zaciągając się dymem.- Mam rację?

[Obecnie]

Rozległ się huk.
Ciężarówka z piskiem opon zatrzymała się parę metrów przed strzelcem.
Ludzie wysypali się z samochodów, które eskortowały transport i zaczęli strzelać do nie osłoniętej jasnowłosej, ale zanim pociski dosięgły celu pochłonęła je lodowa ściana. W tym samym czasie. Za linią wroga pojawił się problem. Ostrzał stał się chaotyczny, a jego ofiarami zaczęli padać sami strzelcy.
W naczepie ciężarówki zaczęła buzować panika, która rosła z każdą chwilą.
Na polu walki pojawił się motocyklista. Dopadł zamka i otworzył klapę na oścież.
-Żyją!- Zawołała do reszt.-Spokojnie my jesteśmy ci dobrzy. WBBA odeśle was bezpiecznie do domu.


Rozdział 8 za nami. 
Ja: Przepraszam! Nie bijcie nie krzyczcie nie obdzierajcie ze skóry! Ryuga ratuj!*chowa się za Ryugą* 
Ryuga: Przez komputer nic ci nie zrobią.
Ja: Od miesiąca miałam w szkole totalny burdel, poza tym dopadła mnie grypa żołądkowa, skończyła mi sie subskrybcja worda, a ta suka wena postanowiła dał mi mnóstwo pomysłów których nie mogłam wykorzystać. Siła złego na jednego. Za dużo złości w tym podsumowaniu. Dajmy tu coc miłego.


Ja: Bom! Błękitny tygrys. Bo niby czemu nie miała bym tu  nie wstawić reinkarnacji Kelly. 
Kelly: *bardzo szybko podskakuje w miejscu*
Tsubasa: Co jej jest?
Ryuga: Jej ulubiona gra dostała jakiś nowych opcji i nie ma z kim o tym pogadać.
Mary:* w kapturze z wyciągniętą przed siebie zaciśniętą pięścią zatacza w powietrzu koła*
Tsubasa: A jej?
Kyoya: Nak*rwia portal.
Tsubasa: ?
Kyoya: Poszła z Alex'em na Doktora Streng'a i to. 
No to chyba tyle. AJ sie z wami żegnam
Do następnego posta.
Hania. 



Ps. Chciała bym wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Jesteście dla mnie bardzo ważni i gdyby nie wy pewnie dawno rzuciła bym w cholerę całe to pisanie.