czwartek, 29 marca 2018

Beyblade po mojemu (S. 2 R. 17)

Rozdział 17

Kelly

-Kyoya ja umieram i jeśli nie chcesz do mnie dołączyć to musimy stąd uciekać. Teraz. - Tategami przez chwilę się wahał poczym chwycił mnie w pół. Przebiegł tak kawałek poczym dosłownie wskoczył na motor i szybko go odpalił.
-Lion!- Rykną przywołując swojego bey’a, a gdy tylko ten znalazł się w jego dłoni ruszyliśmy z piskiem opon.
Pająki nawet na moment nie straciły nas z oczu. Ściskając mocno Kyoye tak samo nogami jak i rękami patrzyłam z przerażeniem jak powalony przez Tategamiego pająk wstaje z ziemi i rozkazuje reszcie rzucić się za nami w pogoń. Pierdolone nie umarłe ninja chuje.
Samym uciekaniem nic nie zdziałamy. Trzeba ich będzie wystrzelać. Odsunęłam suwak kurtki Yoyo i zaczęłam na ślepo szukać jego kuczera.
-Co ty robisz!?- Wiele sarkastycznych tekstów z cyklu ‘’Gwałcę cie, a czego się spodziewałeś?’’ Cisnęło mi się na usta, ale cos podpowiadało mi, że to nie najlepszy moment. Więc rzuciłam tylko:
-Patrz na drogę.- Odpięłam wyrzutnie i teraz dla odmiany szukałam Liona.  W futerale przy pasku go niebyło. Kyoya musiał dalej go ściskać w dłoni.
-Daj Liona.
-Co?
-Ścigają nas. Ja się nimi zajmę, a ty po prostu jedź.
-Dobra.- Wreszcie dostałam bey'a do ręki, szybko załadowałam (o mało nie wypuszczając go na jezdnie) w samą porę pierwszy widać najszybszy pająk wylądował na tylnym siedzeniu.  Uderzyłam go rączką kuczera w puls zatoczył się, ale nie puścił wtedy strzeliłam. Lion zepchnął przeciwnika z motocykla prosto na asfalt.
Co jest? Miał go... No tak to, że ja strzelam nie znaczy, że będzie mnie słuchał. Uparta bestia. Przywołam tego osła i ponownie załadowałam.
-Są przed nami.- Jakim cudem!?
Gwałtownie odchyliłam się do tyłu i strzeliłam miedzy rękami Yoyo.
-Królewskie uderzenie przeciwnego wiatru! – Rykną Kyoya, a gigantyczne zielone tornado wgniotło pająki w asfalt.
-Ha ha! Dobrze wam tak! - Roześmiałam się głośno patrząc jak się męczą.
-Trzymaj się wariatko!- Motocykl skręcił gwałtownie w cienką uliczkę. Opony pisnęły i wystrzeliły fontanną błota i brudnego śniegu.
-Łiiiiii.
-Mówiłem, że masz się trzymać.- Yoyo puścił kierownicę złapał mnie za przód kurtki i posadził do pionu.
Przywołałam bey'a i zaczęłam rozglądać się s się za następnymi przeciwnikami.
-Chyba ich zgubiliśmy. -Powiedziałam opuszczając kuczer, na co Kyoya lekko zwolnił.-Skręć w następną w twoje prawo. Nie zapuszczają się tam. Dla jasności mówię o tym drugim lewo.
-Tam znaczy gdzie?- Zapytał skręcając.
-U mnie.

***
Otworzyłam drzwi. Ryugi niema w mieszkaniu.
 Ku mojemu zdziwieniu w salonie zastałam porządek.
 Hym pewnie poszedł trenować czy coś. W mieszkaniu zostało mało rzeczy do zdemolowania, a na czymś w końcu musiał się wyżyć.
-Jak to się mówiło? Witam w moich skromnych progach? Przepraszam za bałagan?- Machnęłam ręką i rzuciłam kurtkę na fotel.- Jakoś tak. Do łóżka cie nie wpuszczę, ale kanapa jest cała twoja.
-No dobra. Co to miało być?
-A, bo ja wiem?- Mruknęłam odchylając lekko zasłonę i zerkając przez szybę.- Może mają uraz, że pozbyłam się kilku ich....‘’Ludzi’’.
-Nie o to pytałem. –Warknął odciągając mnie od okna.- Dlaczego wtedy powiedziałaś, że umierasz? - Oczy Yoyo były na mnie złe do tego stopnia, że nawet mój łobuzerski uśmieszek nie miał ochoty stawać im na drodze.
-Nie wiem… Coś jest zemną nie tak, ale nie wiem, co? Nikt nie wie. Jestem słabsza niż dotąd, byle uderzenie może mnie zaćmić, dostaje lodowatych dreszczy, które potrafią mną trząść całą noc. Ja wiem, że umieram…, a gdybyśmy tam zostali dołączyłbyś do mnie. Więc się ciesz, że przynajmniej jedno z nas miało na tyle siły i rozumu by nas stamtąd wyciągnąć.- Zakończyłam z typowa dla mnie wredną nutką i czekałam na jego reakcje.  Nie wiem, dlaczego powiedziałam mu to wszystko. Może po prostu wiedział za dużo, żeby go teraz okłamać.
- Masz nasrane we łbie to jest z tobą nie tak.- Powiedział w końcu puszczając przy tym moje ramie.
- A ja głupia oczekiwałam, że dotrze do ciebie coś więcej.- Parsknęłam.
-Byłaś z tym u lekarza?
-W WBBA mnie badali i nic nie znaleźli.
-A powiedziałaś im, czego mają szukać? Mówiłaś komukolwiek, co się z tobą dzieje?
-Ryudze.
-I?
-I nic. Zamiast zdychać z zimna na słonecznej plaży zdycham w ojczystym kraju.
-Powiedziałaś mu to tak samo jak mi teraz?
-Powiedziałam, koniec tematu.- Milczał dłuższy moment mierząc mnie wzrokiem.
-Jutro zabieram cie do lekarza.
-Że, co proszę!?-Pisnęłam zdziwiona.
-Idziemy do lekarza.
-Gówno mi lekarz pomoże. -Burknęłam bojąc się, że głos znowu postanowi spłatać mi jakiegoś figla.
-Tak samo jak użalanie się nad sobą.
-Raz się kurwa powiedziałam, co mi na wątrobie leży i od razu się użalam. Wiesz, co? Pieprz się!- Jego mina nie zmieniła się ani trochę.
No dobra jak nie kijem to marchewką. Niech myśli, że wygrał.
-Pffff dobra ….Jesteś głodny?  Wy kuchni powinno zostać jeszcze trochę obiadu także nie krępuj się. –Rzuciłam idąc do pokoju obok po jakieś ciuchy.
Zapaliłam światło i sadziłam głowę do szafy. To miałam na sobie wczoraj, to powinnam wywalić, a to blech śmierdzi i powinno być w koszu na brudy. Kupiłam sobie Ryudze taką fajną hawajską koszule na naszej ostatniej wycieczce. Nie ma jej na wieszaku. Hym chyba jeszcze jej nie wypakował. Moment. Gdzie jest ta zgniła torba?
Chwila czy on… Nie, nie zrobiłby mi tego.
Jego dokumenty też zniknęły tak samo jak gotówka.
Zostawił mnie tu.
Może jeszcze go złapie. Jeśli się pośpieszę zdążę na następny samolot. Pożyczę od Kyoy sprzęt i i i...
Zatrzymałam się z dłonią zaciśniętą na klamce.
Nie.
"Nikt cie za mną na siłę nie ciągnie! Nie potrzebuje twojej litości! Nie potrzebuje jej! Rozumiesz!? Twoich obaw, ani twojego wahania!"
Nie potrzebuje mnie. Tak samo jak ja nie potrzebuje jego.
Nie chce być ze mną. Dobrze.
Chce zrobić to sam?... To już nie mój problem.
Przywołałam usta mój kochany krzywy uśmieszek i nacisnęłam klamkę.
-O Yoyo. Jeszcze tu jesteś?- Zapytałam zaglądając do kuchni.
Kyoya siedział przy stoliku i wsuwał rybę z ryżem.
-Spierdalaj.-Mruknął między kolejnymi porcjami.
- Nie mówi się z pełną buziom. - Zaśmiałam się.
Zerknęłam na kuchenny zegar z czarnym kotem łypiącym na boki. Późno już trzeba zrobić kompiu kompiu i iść lulu.
-Jakaś pierzyna powinna być w kanapie.-Rzuciłam idąc do łazienki.  
 Ulala. Dziewczyno grzebień ma zęby, ale nie gryzie. Wiesz o tym?
Przeczesałam dłonią włosy i z przerażeniem zauważyłam jak cały ich pęczek upada do umywalki. Niech go szlak było blisko.
Rozebrałam się ze wszystkiego od pasa w górę i przejrzałam śladowi po uderzeniu. Zaczął już sinieć. Zaraza.  W połowie mostka rozlewała się fioletowa plama, pośrodku której widniał jakiś symbol spojrzałam w lustro, żeby się mu lepiej przyjrzeć.
クモ- pająk dokładnie to wybito na moim ciele.
Czy to tak się zaczyna?
Gdyby nie Yoyo zabraliby mnie wyprali w wypluli z powrotem? Nie, na pewno nie. Zbierz się do kupy Kelly to tylko siniak zresztą i tak nie masz teraz czasu na ten bull shit.
***
Białe niebo.
Białe płatki śniegu.
Białe drzewa.
Białe dachy.
Białe ulice.
Białe huśtawki.
Białe zjeżdżalnie.
Białe obłoczki, w które zmienia się ciepły oddech.
Słowem zima.
-Ryuga. Ryuga! No pospiesz się no! Bo zaraz tu się Zamienie w kupkę śniegu!- Przez do tej pory niczym nieskalaną biel trawnika przebiegła dziewczynka ubrana w grubą wiśniową kurtkę na głowę wciśniętą miała czerwoną czapkę z gigantycznym pomponem, który zabawnie podskakiwał za każdym razem, gdy jego właścicielka ruszyła głową.
-Przecież idę!- Odkrzyknął jej chłopak poczym wcisnął głowę między ramiona.
-No właśnie! Idziesz, a przecież powinieneś biec!- Dziewczynka przebiegła niewielkie kółko i upadła w jego środek.-Kocham śnieg!- Zaczęła machać rękami i nogami.
-Śnieg jest fajny tylko i wyłącznie na zdjęciu.-Stwierdził chłopak pochylając się nad dziewczynką.
-Podnieś mnie.-Ręka dziewczynki powędrowała w górę.
-Sama się podnieś.
-Oj weź. Dalej się boczysz o to, że nie mogłeś mnie trafić tą śnieżką?
-Nie.
-To mnie podnieś.
-Nie. Sama się podnieś.
-Popsuje orła...No Ryuga. Proooooszę.- Uśmiechnęła się przymilnie.
Chłopak wywrócił oczami, złapał wyciągniętą ku niemu dłoń poczym wyrżnął twarzą w śnieg.
-Tfu! Asik! Głupia jesteś!- Krzyknął wysmarkując śnieg z nosa.
-Hahahaha! Ty też.- Roześmiała się dziewczynka.
***
Obudziłam się.  Coś działo się w salonie. Słyszałam czyjś stłumiony głos i odgłosy szarpania. Policzyłam palce. Po dziesięć u rąk i nóg. Na niebie jeden księżyc.  Leże na futonie przykuta do kaloryfera.   Jak dotąd wszystko ma sens.
Wyciągnęłam kluczyk spod poduszki i rozkułam kajdanki.
Cichutko jak kot weszłam do salonu. Nie znalazłam tam niestety włamywacza zamiast niego moim oczom ukazał się miotający się po kanapie Kyoya.
Podeszłam bliżej.
-N..nie… zostaw m… - Wygiął się tak jakby kanapa g parzyła, ale nie mógł z niej zejść. Jakby go coś trzymało. 
-Ej Yoyo.- Złapałam go za ramie i delikatnie potrząsnęłam.- Yoyo obudź się.
Nagle wyrwał się ze snu i próbował chwyci mnie za gardło. Na całe szczęście nie trafił.
-Hej spokojnie to ja-powiedziałam próbują odczepić jego dłonie od mojej piżamy.
-Kelly?- Zapytał chyba jeszcze nie do końca przytomny. 
-Nie, święty Walenty. Puszczaj mnie.- Warknęłam ostatecznie wyrywając się z uścisku i wygładzając pomięte ubranie.
-Co ty tu robisz?  
–Chciałam cie obudzić. Strasznie chrapiesz, wiesz?
-Już nie chrapie, więc możesz już iść.
-W sumie.- podniosłam się z kanapy i już miałam wychodzić, ale wtedy wpadłam na pomysł. - Chcesz obejrzeć film?
-A dasz mi spokój jak go obejrzę?
-Nawet wiekuisty.  
-Dobra. – wyszczerzyłam się.  

Podobno pierwsze 24 godziny rzucana nałogu są najtrudniejsze. Potem już tylko bezsenność, bóle głowy, niczym nieuzasadniony lęk, napady agresji z towarzyszącym jej brakiem koordynacji ruchowej, wzrokowe omamy, halucynacjie i utraty świadomości. Nie powinnam tego googlować.  No nic przynajmniej Yoyo ma na tyle lekki sen, że raczej nie uda mi się stąd wylatykować. O ile nie zacznę chrapać.

Rozdział 17 za nami.Ten rozdział miał wyglądać zgoła inaczej, ale chyba to dobrze, że jednak zdecydowałam się go zmienić.  Święta sie zbliżają wiec chciała bym życzyć wam z głębi mojego serduszka wszystkiego najlepszego, smacznego jajka mokrego dyngusa i przede wszystkim dużo zdrowia i szczęścia bo co wam po zdrowiu jak wam na głowę spadnie cegła.:)
O i mam pytanie. Czy ktoś z was wybiera się może na tegoroczny Pyrkon, albo Comic Con?
No to ja się z wami Żegnam.
Do następnego posta.
Udanej przerwy świątecznej.
Hania.