czwartek, 22 grudnia 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.8)


Rozdział 8

Pozornie spokojni wartownicy z naładowaną bronią pilnowali drzwi. Dostawę odbierają za godzinę. Wystarczy tylko zapakować i odebrać pieniądze. Oby tylko psy nie wywęszyły co się święci. Za sam handel ludźmi dostali by z 25 lat do liczyć do tego trzeba będzie jeszcze te dwa trupy i posiadanie broni palnej bez zezwolenia. Z pierdla do później starości nie wyjdą o ile w ogóle. Szefostwo najwyraźniej też się tego boi. Plan "b" przygotowany jest w najmniejszych szczegółach. Wystarczy załadować "towar" i przewieźć go na awaryjne miejsce transakcji. Bułka z masłem. Co może pójść nie tak?
Nagle rozległo się wycie policyjnych syren, a zza pozabijanych deskami okien błyskały czerwono niebieskie światła. W korytarzu rozległ się tupot biegnących mężczyzn.
-Co tak stoicie!?-krzyknął ktoś.-Zabieramy się stąd!
Tupot stóp i wycie syren przybierało na sile z każdą chwilą.
Załadować ludzi i odjechać. Tylko tyle i, aż tyle.
-Wyjechali.- oświadczyła szatynka.- Kontynuuje pościg.-dodała porzucając konspiracje i wsiadając na motor.
-Przyjęłam.
-Jadą 26 aleją.-wtrąciła obserwatorka.- Nie zgub go.
-Nie mam takiego zamiaru.
Jasnowłosa załadowała kuczer i przygotowała się do strzału przyklękając przy tym na jedno kolano.
Ciężarówka wyjechała zza zakrętu i  skierował sie prosto na nią.
-Let's do this.- rozgrzany do czerwoności bey pomknął w kierunku silnika ciężarówki.

[kilka  godzin wcześniej]

Ines

-Szynka! Do nogi! Szynka!
-"Szynka"?- spytałam niedowierzając.
-Tak, musimy go w końcu jakoś nazwać.
-Ale "Szynka"?
-Masz lepszy pomysł?
-Will.-odpowiedziałam bez namysłu.
-Chcesz nazwać psa "Will"?- spod stołu rozległo się pojedyncze szczeknięcie.
-Widzisz podoba mu się.-powiedziałam patrząc na niego z zadowoloną wyższością, wlazłam pod stół i ujęłam w dłonie łeb psa.- Podoba ci się prawda?- Will polizał mnie w czubek nosa.
Z uśmiechem popatrzyłam na Tsubase.
-Dobra jak chcecie.  Niech wam będzie ten Will.
-Wygląda na Will’a.- oświadczyłam gładząc posklejane furo na łbie psa.-Trzeba go wykąpać.
-A co ze szwem?
-Coś się wymyśli… Napiszę do  Alex’a.
Siedząc na ziemi wyprostowałam nogi i wyjęłam telefon z kieszeni.
-‘’Hej. Chciałam umyć Will’a jakieś sugestie?’’-napisałam.
Odpowiedź przyszła dosyć szybko.
-‘’Rozumiem, że tak nazwałaś tamtego przybłędę? :) ‘’
-‘’Tak, Tsubasa chciał go nazwać Szynka, Alenie pozwoliła bym na to. To jak mogę wykąpać psa? Szew się nie rozerwie, ani nic takiego?’’
-‘’Nie powinien. Jeśli oczywiście będziesz ostrożna.  :) Rozłóż ręcznik na dnie wanny żeby Will się nie ślizgał i nie zdejmuj mu obroży będzie łatwiej go przytrzymać w razie czego.’’
-‘’Dzięki jestem ci winna kawę’’
-‘’Nie trzeba. ^^ Pisz jakby był jeszcze jakiś problem.’’
-‘’Zapamiętam’’- włożyłam  telefon powrotem do kieszeni.
Alexander Blanc. Nie wiem co myśleć o tym człowieku. Historyjka z rozdwojeniem jaźni wiele wyjaśnia, ale  nie jestem pewna czy w nią wierze. Otori natomiast nie widzi, żadnego problemu. Wydaje mi się, że w jakiś dziwny pokręcony sposób nawet mu ufa. Przecież po takim występie jaki odwalił w Dark Nebuli powinni go co najmniej zamknąć.  Zamiast tego został co prawda zwolniony, ale odszedł z pracy z najlepszymi referencjami  w innym przypadku nie udało by mu się tak łatwo znaleźć pracy.  Co tu jest grane?
-Zabieramy się z tego psa?- spytał Tsubasa zaglądając do pokoju i wyrywając mnie z zamyślenia.
-Tak zanieś Will’a do łazienki ja przygotuje resztę.- Uśmiechnęłam do niego. Coś przede mną ukrywa, a ja  się dowiem co.
Rozłożyłam ręcznik na spodzie wanny i zaczęłam nalewać letniej wody. Woda sięgała do polowy kiedy Otori  przyprowadził  naszego nowego domownika.
-Ktoś tu się już chyba lepiej czuje. Pomóż mi go władować do środka.
Kiedy William siedział już w wannie z której nawiasem mówiąc  połowa wody wsiąkła w moje ubranie zabraliśmy się za namydlanie jego futra starannie uważając na opatrunek. Pies stał spokojnie czekając, aż skończymy.  Spłukaliśmy piane i odstawiliśmy psa na podłogę.
-Szybko podaj ręcznik zanim…- fontanna kropelek trysnęła mi w twarz.-...się otrzepie.-dokończyłam ścierając ręką wodę z twarzy.
Usłyszałam krótki śmiech Tsubasy.
-Z czego się śmiejesz?  Ty nie wyglądasz lepiej.- mokre włosy przylegały po obu stronach jego warzy poprzyklejane były mokre kosmyki, a jasna koszula przemokła do suchej nitki.
-Nie bocz się. –powiedział podając mi ręcznik.
Przetarłam twarz, a potem zajęłam się psem. Wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie z przymrużonymi oczami, wywalonym językiem  siedział w kałuży i machał ogonem.
Poczułam, że ktoś poza psem na mnie patrzy. Podniosłam wzrok, a wtedy tym kimś okazał się Otori. Przysunął się do mnie o kawałek i delikatnie otworzył usta wyciągając do mnie rękę.
-Tsubasa to nie jest dobry pomysł.-w jego oczach pojawi się jakiś dziwny blask.
-Telefon.-to ostatnie czego się spodziewałam.
-Co?
-Za tobą na brzegu wanny leży mój telefon i dzwoni. Mogła byś mi go podać?
-O.-skomentowałam to krótko, szybko obróciłam się i podałam mu wyciszony  telefon.
-Dzięki. – uśmiechnął się odebrał,  wstał i wyszedł.

Mary

-Od dzisiaj rozpoczynasz naukę.-tymi słowami przywitał mnie Fenrir. -Przyznaje. Całkiem dobrze sobie poradziłaś, ale to dopiero wierzchołek góry lodowej.
-Skoro tak mówisz.-przytaknęłam.
-Korzystasz z mocy która opiera się na podświadomości twojej i twoich przeciwników. Nigdy nie będziesz sobie z tym radzić jeśli nie dojdziesz do ładu z samą sobą.
-Dążysz do czegoś konkretnego?
-Tak. Choć za mną.-wstał i wyszył w stronę brzegu polany. Jego łeb lekko sie bujał na potężnej szyj. Lokison cały był potężnie zbudowany swoim rozmiarem wychodził poza wszystkie skale przydzielone wilkom i jeśli wierzyć legendą gdy otworzy paszczę jego dolna szczeka sięga ziemi, a górna nieba.
Wilk roztworzył pysk, chwycił zębiskami obalone drzewo i odrzucił je na bok z taką łatwością jakby to był malutki patyczek. Kły też miał ogromne.  Może mi sie tylko zdawało, ale dostrzegłam pomiędzy nimi jakąś metalową zadrę.
Po łożyłam dłoń na jego pysku, żeby móc sie lepiej przyjrzeć, ale gdy to zrobiłam z gardła Fenrira wydobył sie głębokie głuche warknięcie. Cofnęłam się o krok przyciskając dłoń do piersi. Patrzył na mnie przez chwilę tymi zielonymi oczami o zwężonych drapieżnie źrenicach po czym wrócił do swojego dotychczasowego zajęcia.
Co ja sobie myślałam? Od tak pogrzebie sobie w zębach największego wilka na świecie. Pewnie go to strasznie boli. Będę musiała spytać Alex'a co z tym zrobić. On na pewno będzie wiedział.
W czasie gdy ja myślałam o niebieskich migdałach Fenrir zdążył odkopać ukrytą pod warstwą ziemi drewnianą klapę.
-Co to?- zaciekawiłam sie. Nic nie poradzę na to, że w tym lesie czuje sie jakbym miała pięć lat i chce dowiedzieć się wszystkiego.
-To wejście do innego rejonu twojej podświadomości. Kiedy stwierdzę, że jesteś gotowa zejdziesz tam, a potem...z resztą sama zobaczysz.-odwrócił sie i przysypał właz. Poczym usiadł i popatrzył na mnie. Milczeliśmy dłuższą chwilę.
-Mary-powiedział do mnie po imieniu. Pierwszy raz w życiu. -Jest przed tobą jeszcze długa droga. Wielu rzeczy nie wiesz i większości z nich nigdy nie poznasz. Jednak jest coś co muszę ci powiedzieć już teraz. Nie możesz spędzić w tym lesie całego swego życia. Owszem najwięcej jestem w stanie zdziałać tutaj, ale oboje mamy niedokończone sprawy poza sferą żelaznego lasu. - czyli to naprawdę ten las.
"W żelaznym lesie na wschodzie stara siedzi ,
Rodzi tam pomiot Fenrirowi ,
A z nich wszystkich najokrutniejszym jest
Pożerca słońca w postaci Wilka -Olbrzyma."
Tak pisało w jednej pieśni z tej zielonej książki.
-Chodzi ci o Ragnarok?- spytałam po chwili milczenia.
-Nie. Miałem na myśli o pewnego wojownika któremu udało się nas pokonać o dwa razy za dużo.
-Ryuga.
-Zgadza się. Nie uważasz, że powinniśmy pokazać mu gdzie jest jego miejsce?
 -Może...Wycie na niego nie działa.-mruknęłam szurając stopą po ziemi. Upatrzyłam sobie mały kamyk i wgniotłam go w piach.
-Potrafię nie tylko wyć.-podnosiłam wzrok na Fenrira , ale oślepiło mnie jasne światło, a kiedy przed oczami przestały mi latać kolorowe plamy siedziałam na podłodze w moim pokoju.
-Kobieto ogarnęła byś się. Wołam cie i wołam, a ty nic.-powiedział Kyoya wstając z klęczek.
-Trenuje. Tobie się to nie zdarza?- Zaśmiał się pod nosem i rzucił mi komórkę.
-WBBA i Ines dzwonią do ciebie na przemian od godziny.
-A ja już myślałam, że zacząłeś się o mnie martwić.
-Chciała byś. Idę spać jak mnie obudzisz to nie pomoże ci ani Ines ani WBBA.
-Leć. Dzieci powinny kłaść się zaraz po dobranoce.- Z uśmiechem uniknęłam nadlatującej zwiniętej w kulkę skarpetki.
Miło jest mieć brata. Wiem, że daleko nam do normalnych relacji brat siostra, ale kocham tego zasmarkanego kurdupla.
Wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer Ines.
-Co jest?- Spytałam.
-Masz natychmiast przyjść do WBBA. To jakaś grubsza sprawa.

Kelly

 Przyzwoitości w tym WBBA nie mają.  Do mieszkania nie zdążyłam wrócić, a ci znowu mają problem. Nie mogą mnie od tak wzywać d siebie i liczyć, że w podskokach do nich przybiegnę. Co to to nie. Tak dobrze to niema.
Spacerowym krokiem przemierzałam miasto.
Ciepłe światło lamp oświetlało zalegający na ziemi śnieg. Padało niemal non stop, ale tym lepiej dla mnie.
Lubię zimę. Zawsze ją lubiłam. Była magiczna. Bo jak inaczej można wytłumaczyć pojawiające się znikąd wzory na szybie, albo to, że oddech zamienia się w kłębki dymu?
Ja wiem, że mądralę siedzące wiecznie z nosem w książkach wytłumaczyliby to serią trudnych słów z cyklu resublimacja i konkwistador, ale ja i tak będę trwać przy swoim. To magia koniec kropka.
Weszłam do holu WBBA i zatrzęsłam się z zimna.
Brrry. Dopóki jestem na zewnątrz nie czuje, że jak bardzo jest zimno.
To gdzie była ta winda?
-Jesteś Kelly prawda?- Przestałam się rozglądać i skupiłam mój wzrok na zbliżającej się do mnie kobiecie.
To była Hikaru. Wygląda inaczej. Bez porównania lepiej. Granatowy mundurek zamieniła na czerwoną kurtkę i jasne spodnie. Przy jej pasku wsiał kuczer i pojemnik na bey'a. Znowu gra.- Widziałam cię w szpitalu.- Kontynuowała nieśmiało uśmiechnięta.
Musiałam się naprawdę mocno skrzywić, bo uśmiech spełzł jej z twarzy i szybko zaczęła mnie przepraszać. -Wiem nie powinnam tak z tym wyskakiwać, ale... Może zacznę od początku.-Wzięła głębszy oddech.
"Skoro musisz."- Cisnęło się na usta, ale postanowiłam sobie darować.
-Jestem Hasama Hikaru. W Dark Nebuli dzieliłam cele z Tom'em to znaczy z Ryugą.- No gratuluję. - Wtedy zdarzały mu się napady padaczkowe. Dosyć często. Z tego, co widziałam to jesteście ze sobą blisko...Chciałam tylko zapytać...Jak on się teraz czuje?- No i co by jej teraz odpowiedzieć? Prawdę. Może świat od tego nie wybuchnie. Ciekawe tylko, po co jej to wiedzieć.
-Lepiej. Dużo lepiej niż w Dark Nebuli...-Z tobą.
-To na pewno.-Zaśmiała się chyba z nerwów.-Wszędzie jest lepiej niż w Dark Nebuli.- Stałyśmy przez chwilę nie odzywając się do siebie. Gdyby Hasama nie wygląda tak jakby chciała coś jeszcze dodać po prostu bym sobie stamtąd poszła, ale jeśli mam wybierać pomiędzy zaczekaniem kilku sekund, a ponownym narażeniem się na rozmowę z nią w miejscu gdzie jest pełno kamer, które nagrałyby takie na przykład morderstwo to wybieram te pierwszą opcję.
-Mogła byś przekazać T...Ryudze, że mu...że go...Powiedz po prostu, że chce mu podziękować i przeprosić za wszystko.- No proszę. Proszę. Czego ja się tu dowiaduję? Czy raczej, czego dopiero się dowiem...

***

-Sytuacja się wygląda tak. Teren jest ściśle strzeżony bezpośredni szturm jest tu najgorszym wyjściem zważywszy na to, że nie znamy dokładnego...-Dlaczego oni zawsze tak przynudzają?
Nie łatwiej by było ograniczyć wywód do:

1. Idź cie tam.

2. Zróbcie to.

3. Wródźcie się żywi.

Amerykańscy naukowcy udowodnili, że człowiek może w uwagą słuchać przez maksymalnie 10 minut, z czego i tak zapamięta tylko 20% informacji, a ona gada i gada. To tak dla równowagi wszechświata w zamian za to, że Hisoka podczas spędzonych ze mną dwóch godzin wypowiedział mniej niż 100 słów? Nie wiem, kiedy dokładnie, ale w pewnym momencie wywodu napakowanej jak metro w Nowym Yorku dziewczyny, która dostała bencki od Mary zaczęłam obracać się na krześle. Ciekawe czy ona się sobie taka podoba?  Kulturyści. Co takim pod kopułą siedzi?  Białko…to na pewno.
-Nebula!- Ktoś krzyknął.
-Hym?- Mruknęłam kończąc obrót i opierając się łokciami o blat stolika uśmiechając się milutko.
-Powtórz, co powiedziała Midori.- Wtedy okazało się, że mój przecudny tok myślenia został przerwany przez nikogo innego jak Bastiena. Tego ch*ja, który jak sam twierdził porwał Ryuge.
-Mary ma wypłoszyć zbirów Ines zatrzymać, ja dobić, a wasza trójka zabezpieczenia teren i zajmuję się porwanymi. To, że nie słucham nie znaczy, że nie słyszę.
-Nie popisuj się. -Mruknęła Mary.
-Sorry.-Uśmiechnęłam się szczerze. -Starych przyzwyczajeń trudno się pozbyć.- Tategami prychnęła coś pod nosem i na powrót zapatrzyła się w jakiś punkt w przestrzeni.
-Zastanawia mnie jedno.-Odezwała się Ines.- Dlaczego posyłacie nowicjuszy na misję, od której powodzenia zależy czyjeś życie?
-Bo wyciąganie ludzi z bagna to wasza specjalność.- Odparł Bastien odpalając papierosa i zaciągając się dymem.- Mam rację?

[Obecnie]

Rozległ się huk.
Ciężarówka z piskiem opon zatrzymała się parę metrów przed strzelcem.
Ludzie wysypali się z samochodów, które eskortowały transport i zaczęli strzelać do nie osłoniętej jasnowłosej, ale zanim pociski dosięgły celu pochłonęła je lodowa ściana. W tym samym czasie. Za linią wroga pojawił się problem. Ostrzał stał się chaotyczny, a jego ofiarami zaczęli padać sami strzelcy.
W naczepie ciężarówki zaczęła buzować panika, która rosła z każdą chwilą.
Na polu walki pojawił się motocyklista. Dopadł zamka i otworzył klapę na oścież.
-Żyją!- Zawołała do reszt.-Spokojnie my jesteśmy ci dobrzy. WBBA odeśle was bezpiecznie do domu.


Rozdział 8 za nami. 
Ja: Przepraszam! Nie bijcie nie krzyczcie nie obdzierajcie ze skóry! Ryuga ratuj!*chowa się za Ryugą* 
Ryuga: Przez komputer nic ci nie zrobią.
Ja: Od miesiąca miałam w szkole totalny burdel, poza tym dopadła mnie grypa żołądkowa, skończyła mi sie subskrybcja worda, a ta suka wena postanowiła dał mi mnóstwo pomysłów których nie mogłam wykorzystać. Siła złego na jednego. Za dużo złości w tym podsumowaniu. Dajmy tu coc miłego.


Ja: Bom! Błękitny tygrys. Bo niby czemu nie miała bym tu  nie wstawić reinkarnacji Kelly. 
Kelly: *bardzo szybko podskakuje w miejscu*
Tsubasa: Co jej jest?
Ryuga: Jej ulubiona gra dostała jakiś nowych opcji i nie ma z kim o tym pogadać.
Mary:* w kapturze z wyciągniętą przed siebie zaciśniętą pięścią zatacza w powietrzu koła*
Tsubasa: A jej?
Kyoya: Nak*rwia portal.
Tsubasa: ?
Kyoya: Poszła z Alex'em na Doktora Streng'a i to. 
No to chyba tyle. AJ sie z wami żegnam
Do następnego posta.
Hania. 



Ps. Chciała bym wam życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Świąt Bożego Narodzenia. Jesteście dla mnie bardzo ważni i gdyby nie wy pewnie dawno rzuciła bym w cholerę całe to pisanie.

niedziela, 27 listopada 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.7)

Rozdział 7

Kelly

Ryuga odsypia wczorajszy trening to chyba odpowiednia pora załatwić sprawunki. 
-Narobiłeś bałaganu, na miłość Boga, ten zgniły świat pozbawiony jest szczęścia. -śpiewałam pod nosem spacerując po WBBA. Weszłam do windy i pomachałam do kamery. 
-Na dół bym chciała zjechać. -powiedziałam głośno.
-Proszę się wylegitymować. - ‘’poprosił’’ mnie gruby męski głos dochodzący z głośników.
-Nie mam. Między innymi po to przyjechałam. A właśnie jak już ją będę miała to no nie wiem będę mogła jeździć za darmo pociągiem czy coś?
-Wpuść ją. Jest nowa. -powiedział inny głos dużo przyjemniejszy.
Winda ruszyła.
-Dzięki. -powiedziałam i puściłam oko do kamery.
Ciekawe czy biorą nas tutaj na serio czy porostu chcą mieć nas na oku, żebyśmy nie robiły bałaganu. 
-Podążaj za moją wizją. Rozpal swój ogień. Zaufaj swojej sile. -śpiewałam dalej przeglądając się w lustrzanych ścianach winy. 
Musze przyciąć grzywkę. -pomyślałam zakładając za ucho przy długie kosmyki. 
***
Morze szumiało miarowo, ognisko grzało, dym odganiał komary, a w razie ataku czegoś większego mam Ryuge siedzącego obok mnie. Po prostu żyć nie umierać.
-Ej. Kel. Śpisz? -zapytał.
-Niee -ziewnięcie przerwało moją wypowiedź. - śpię.
-Właśnie widzę. -zaśmiał się. - Jak chcesz to śpij. Oprzyj się i śpij.
-Nieeee. Chce zobaczyć wschód słońca. -jęknęłam, ale głowa sama poleciała mi na jego ramię.
-Spokojnie obudzę cię.
-A jak nie to...
-Śpij nie gadaj. -ziewnęłam przeciągle patrząc, jak fale obmywają brzeg. 
Adrenalina jest super, ale czasem człowiek potrzebuje się zatrzymać i tak posiedzieć, pomyśleć, popatrzeć z dystansu na wszystko co zrobił, albo po prostu odpocząć. 
 -Nie długo trzeba się będzie stąd zbierać. -powiedział w pewnym momencie Ryuga, gdy zorientował się, że dalej nie śpię.
-Mamy jakiś plan?
-Trzeba skończyć z tym Dark Nebulowym syfem raz na zawsze. To się ciągnie za mną jak wyrok.
-Za nami. -poprawiłam go podnosząc na niego wzrok. 
-Za nami. -przytaknął zakładając za moje ucho zabłąkany kosmyk włosów.  
***
Drzwi windy się otworzyły. Przed nimi stał typowy Azjata. Czarne krótkie włosy żółta skóra, czarne oczy spoglądające na mnie spod tak zwanych mongolskich powiek. Jeśli się nie mylę to Ines podpaliła go dwa dni temu.
-Trochę blokujesz przejście. -poinformowałam go. 
-Mam zaprowadzić cię do twojego stanowiska. -odparł, ale nawet nie drgnął przy tym z miejsca. Wyglądał jak skała. Byłam pewna, że gdybym go wtedy uderzyła połamała bym sobie wszystkie palce. 
-No to może już ruszymy? Przez nas tak jakby winda nie działa tak jak powinna. -mężczyzna przepuścił mnie w progu windy.
-Proszę za mną. -odparł i ruszył korytarzem trzymając się dwa kroki przede mną. Rozglądałam się uśmiechając wesoło. Ogólnie zwracałam na siebie tyle uwagi, ile se tylko dało. No bo kto będzie podejrzewał o cokolwiek kogoś tak beztroskiego?
Minęliśmy kilka identycznie wyglądających drzwi, aż w końcu zatrzymaliśmy się przed jednymi.
-To twoje stanowisko. Zostałem przydzielony na twojego opiekuna więc w razie problemów masz się do mnie zgłaszać.
-Jestem już duża. Nie potrzebuje, żeby się mną opiekować.
-To rutynowa procedura. W razie problemów będę w hali 47 rozkład budynku znajdziesz na biurku. -ukłonił się i mnie zostawił.
Weszłam do pokoju, w którym stały trzy biurka oddzielone od siebie niewysoką ścianką ze sklejki. W skład każdego stanowiska wchodziło krzesło obrotowe komputer i pusta kuweta dla kota. 
No dobrze. -pomyślałam. - Wypadało by zająć się tym po co tu przyszłam. Rozpięłam gumowa bransoletkę i podłączyłam ukrytego tam pendraiwa do komputera. Ze wszytych głośników ryknął alarm. Serce podskoczyło mi do gardła. W mgnieniu oka do pokoju wpadło pięciu uzbrojonych ludzi wśród nich mój opiekun. Wcelowali we mnie pistolety.
-Ręce do góry! - rozkazał jeden z nich. -Odsuń się od komputera. -powoli odsunęłam się od komputera i z uniesionymi rękami podeszłam do ściany. -Co jest na pendraiwie?
-Tylko film. -wydukałam. -Nie mam jeszcze, żadnych obowiązków to pomyślałam, że go sobie obejrzę.
-Oddajcie go techniką. Hisoka nie spuszczaj z niej oka do wyjaśnienia. -mój opiekun podszedł do mnie złapał mnie za prawe ramie i wyprowadził z pokoju.
-A łaja! To boli wiesz!? Głuchy jesteś!? Boli mnie! -zostałam zaciągnięta w ten sposób do hali numer 47. Ramie nie bolało i tak właściwie krzyczałam dla samego krzyczenia i mój opiekun zdawał sobie z tego sprawę. Gdy weszliśmy do hali posadził mnie na krześle, a sam usiadł obok. Przed nami właśnie rozgrywała się bey bitwa, a przynajmniej tak na początku myślałam. Po chwili zorientowałam się, że dwóch mężczyzn walczy w mój e kochane 2 na 2. Podeszłam do szklanej ściany, która oddzielała mnie od walczących i zapartym tchem podziwiałam moich przyszłych przeciwników.
-Nie powinnaś tego robić. - odezwał się Hisoka, a gdy spojrzałam na niego z niezrozumieniem w oczach dodał. -System nie toleruje niezarejestrowanych urządzeń.
-Czyli telefonu też sobie nie podładuje. -mruknęłam na powrót siadając na krzesełku. Po mniej więcej godzinie odwiedziła nas agentka ubrana w marynarkę i ołówkową spódnice jasno miedziane falowane włosy miała związane w warkocz i przełożone przez ramię.
-Żeby to mi było ostatni raz Nebula. -powiedziała rzucając mi pendraiwe po czym wyszła.
-Senpai mam problem. Tak jedna brzydka pani mnie przezywa. -uśmiechnął się pod nosem.
- ‘’Szybciej się tego pendraiwa nie dało się wyciągnąć?’’-sms od Kelsi przyszedł równo z moim opuszczeniem WBBA.
- ‘’Zdążyłaś czy nie?’’-odpisałam.
- ‘’Pchi. Ty mnie obrażasz? Kompletna listę dostaniesz za kilka dni, ale to masz na początek.’’- na ekranie mojego telefonu po kolei pokazywały się zdjęcia osób i wykaz podstawowych informacji na ich temat. 
-Cel... Pal... i już są moi. -dokończyłam zwrotkę i radosnym krokiem ruszyłam w stronę mieszkania. 

Mary

Około 9 dostałam telefon z WBBA. Nie żebym miała coś przeciwko budzeniu mnie po którejś już z kolei nie przespanej nocy, ale tak się składa, że jednak mam. Bastien, bo tak przedstawił się idiota, który odebrał mnie z holu głównego zaprowadził mnie do małego pomieszczenia, którego jedną ścianę zastępowała szyba, za którą siedział mężczyzna w brudnym garniturze jego twarz pokrywał kilku dniowy zarost. 
-Po co mnie tu przyprowadziłeś? -zapytałam. 
-Ten człowiek jest odpowiedzialny za serię zniknięć. Z tego co nam wiadomo handluje ludźmi w tym bleyderami. Twoim zadaniem jest wyciągnięcie z niego, gdzie jego ludzie przetrzymują porwanych.
-Nie może cię go przesłać w konwencjonalny sposób?
-Konwencjonalne sposoby na niego nie działają. Zostałaś nam ty.
-Jasne. Łapie. Mam mu wleź do łba i wyciągnąć z niego to co chcecie.
-Mniej więcej. Jesteś gotowa? 
-Taaa załatwmy to szybko. Jak ma na imię?
-Taro Katsura. -odparł uśmiechając się. 
Weszłam do pokoju przesłuchań. Mężczyzna spojrzał na mnie i roześmiał się cicho. 
-Niech zgadnę. Chcesz mi zaproponować ugodę. Mniejszy wyrok, jeśli tylko powiem ci wszystko co chcesz wiedzieć.  
-Nie przejmuj się mną. -powiedziałam stając naprzeciwko niego. - Wpadłam tu tylko na chwilę. -Dodałam strzelając.
-Co to ma być!? Nie masz prawa do mnie strzelać!
-Spokojnie. Nie dotknie cię. – usiadłam przy stole i zamknęłam oczy, a kiedy na powrót je otworzyłam musiałam uciekać z płonącego budynku. Przeszłam przez całą te walkę średnio interesując się tym co się wokół mnie dzieje. PO uderzeniu we mnie tej samej co zwykle fioletowej masy znalazłam się w ciemnej przestrzeni. Wokół mnie unosiły się śpiące ciała agentów WBBA.
-Taro Katsura. -powiedziałam pewnym głosem. Wtedy jakby z znikąd pod moimi stopami zaczęła materializować się kamienna ścieżka prowadząca do jednego ze śpiących ciał. Spokojnym krokiem uważając, żeby nie spaść podeszłam do mężczyzny i dotknęłam jego ramienia. Błysło trzasło i reszcie byłam w lesie. Nie zachwycał, był rzadki. Rosnące tam w głównej mierze sosny miały szaro zielonkawe igły które nie dodawały temu miejscu uroku. Trudno mi było określić jaka panuje w nim pora roku.
-Po, co tu przybyłaś? -Zapytał Fenrir, kiedy już skończyłam się rozglądać. 
-Muszę przywołać jedno z jego wspomnień. Dokładne to gdzie trzyma porwanych ludzi. 
-Choć za mną. -powiedział podnosząc się z uschniętych igieł na których oboje siedzieliśmy. - Poznanie dokładnego miejsca będzie trudne. -mówił prowadząc mnie w głąb lasu. Nie weszliśmy na ścieżkę, którą zwykle sobie łaziłam tylko przedzieraliśmy się pomiędzy drzewami. -Wspomnienia które zwykle oglądasz są ważne dla tego konkretnego człowieka dominują to kim jest. Jeśli chcesz poznać jakieś błahe wspomnienie musimy się trochę wynurzyć jesteśmy zbyt głęboko.
-Dobrze. -przytaknęłam. - Ty znasz się na tym lepiej.  
-Na razie. -uśmiechnęłam się do tylu jego łba. Mój bey we mnie wierzył. To miłe jakby na to nie patrzeć, a ja go tu trzymam…
-Jesteśmy na miejscu. -powiedział Fenrir zatrzymując się. -Tutaj znajdują się jego ostatnie wspomnienia.
Pomiędzy drzewami migały jakieś obrazy. Na kilku z nich rozpoznałam sale przesłuchań. Zrobiłam kilka kroków w tył. Teraz widziałam urywki miasta. Podeszłam do jednego z obrazów. Był mglisty miejscami rozmazany, ale bez problemu mogłam się zorientować, że Katsura był wtedy w jakimś samochodzie. Usłyszałam brzęczenie jakby komórki. Nie pomyliłam się.
-Czego? -zapytał Taro odbierając telefon.
-Szefie mamy problem.
-Coście znowu schrzanili?
-Bo widzi szef taki jeden glina zaczął tutaj węszyć no i młody dnie wytrzymał i go kropnął.
-Sprzątnijcie. Zaraz tam będę. -rozłączył się. -Kierowca aleją 26 do portu. -tu cię mam.
Obraz zamigotał, a następne co zobaczyłam to jakiś hangar w porcie i klęczącego na ziemi zasmarkanego dzieciaka miał może 15 lat góra szesnaście. Miał kłopoty i to spore. Czułam gniew. Dużo gniewu.
Katsura wyciągnął krótki pistolet z tłumikiem i strzelił nastolatkowi prosto między oczy. Krew bryzgnęła i zostawiła na jego garniturze niewielkie czerwone kropelki.
-Sprzątnijcie to.
-Mamy je przewieść?
-Nie. Działamy zgodnie z planem. Sprzątnijcie ciała. 
Obraz zamigotał po raz kolejny i zaczął się odtwarzać od nowa. 
-Mam czego chciałam. Wracajmy. -Fenrir skinął łbem pojawił się blask i znowu siedziałam w pokoju przesłuchań.
-No nareszcie. To jakaś nowa. Metoda przesłuchań?-chciałam go wtedy uderzyć, ale kiedy na niego spojrzałam na ten jego obrzydliwy uśmiech stwierdziłam, że takiego świństwa nie dotknę.  
-Nie. To stare dobre zastraszenie. Fenrir Wyj.-po pokoju rozeszło się dobre mi znane miarowe buczenie. Nie widziałam tego samego co ten śmieć, ale sądząc po jego minie to musiało być straszne.
Przywołałam bey’a i wyszłam z pokoju. 
-Trzymają je w hangarze w porcie przy alei 26. Mogę już iść? -wyrzuciłam z siebie.
-Łał. -powiedział Bastien i szybko nabazgrał coś na kartce. - Jesteś dobra w te klocki. - spojrzałam przez weneckie lustro. Lekarze właśnie podawali tej mendzie jakieś leki uspokajające. -Hej co to za smętna minka? Nie przejmuj się. Zasłużył.
-Wiem.


Rozdział 7 za nami. Próbne matury to zło wcielone wymysł szatana i operonu. Wściekłam się a teraz o czymś przyjemniejszym. Oglądaliście ''Pitbull. Niebezpieczne kobiety''? Ja wybrałam się na niego w ten piątek i chciała bym wiedzieć co wy o nim myślicie.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

Fragment piosenki którą śpiewała Kelly.
Black Lagoon - Red Fraction - Mell

piątek, 11 listopada 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.6)

Rozdział 6

Ines

Poczułam, że coś ciepłego dotyka mojego czoła. Powoli otworzyłam oczy i kiedy już przyzwyczaiły się do światła zobaczyłam biały kubek i trzymającego go Tsubase.
-W łóżku nie było by wygodniej? -zapytał podając mi kubek.
W środku nocy pies zrobił się strasznie niespokojny. Więc musiałam się nim zająć. Usiadłam obok niego i głaskałam go delikatnie po głowie, dopóki nie zasnął trzymając łeb na moich kolanach. Kiedy tak sobie we dwoje siedzieliśmy na tej ziemi zrobiło mi się szkoda Snow która siedziała sama w klatce więc sięgnęłam po nią i postawiłam koło swojej nogi. W ten sposób doskonale przyblokowana na własne życzenie spędziłam noc. Tylko nie przypominam sobie tego koca.
-Nie chciałam, żeby pies ruszał się z legowiska. -Wyjaśniłam u pijąc łyk kawy.
-To wszystko wyjaśnia. -powiedział nalewając do miski świeżej wody. -Podałaś mu ten zastrzyk wzmacniający?
-Nie jeszcze nie. -Ziewnęłam zasłaniając buzie dłonią. - Która godzina?
-W pół do pierwszej.
-O matko. -jęknęłam. -Od dwóch godzin powinnam być w studio.
-Jak wyszukujesz się w pół godziny to cię podwiozę. Mam coś do załatwienia w okolicy.
-Dzięki. -zdjęłam głowę psa z kolan i poszłam wziąć szybki prysznic, żeby zmyć z siebie futro i smród zmokłego psa.
Wieczorem trzeba będzie go wykąpać o ile Alex nie stwierdzi, że to może spaprać jego wczorajszą robotę.
Ogarnięta i gotowa do drogi podałam psu zastrzyk po czym pojechałam z Tsubasą do studia odprowadził mnie do windy i tam się rozstaliśmy.
Wzięłam głębszy oddech i weszłam prosto w wir ludzi strojów kosmetyków świateł i kartek scenariusza. Innymi słowy witamy w świecie iluzji.
-Ines gdzie się podziewałaś? Jak ty w ogóle wyglądasz? Spałaś w nocy? Twój manager jest na ciebie wściekły. Dzwonił do ciebie od rana. -moja ekipa zasypała mnie pytaniami w międzyczasie rozczesując moje włosy poprawiając makijaż dobierając kolczyki do światła i kolorów moich oczu.
Są w tych dziedzinach tak dobrzy, że nigdy nie mogę być pewna czy w lustrze zamiast siebie nie zobaczę kogoś innego.
-Gdzie ona jest!? -Przez gwar przebił się głos mojego menagera. -Na zdjęcia spóźnia się pół dnia, nie umie roli wbił do łba. Kto za to wszystko płaci!? Ja! Czy ja na złocie śpię!? Ktoś może łaskawie jej przypomnieć, że ją kupiłem!?- Pienił się o byle co. Większe opóźnienia mieliśmy z powodu braku kawy, albo złamanego paznokcia któreś ze stylistek.
Jedyne co mnie w jakikolwiek sposób ruszyło w całej jego wypowiedzi to brak tekstów z cyklu " mogę zrobić jeszcze pięć takich jak ona" zwykle zaraz po nich zapalał cygaro i jak ludzie mogliśmy wrócić do pracy. Tym razem ich nie usłyszałam, a mój menager został poproszony do własnego gabinetu jak doniosła mi manikiurzystka przez "przystojnego blondyna ewidentnie z naszej branży".
-Ona was zrujnuje! Miesiąc tyle wam daje!  Miesiąc! -drzwi się zamknęły i krzyki mojego menagera stały się cichsze.
-OMG idzie tu. -szepnęła stylistka wyjmując lokówkę z moich włosów. -Nie odwracaj się.
-Nie mogę. Trzymacie mnie. -odparłam pół gępkiem.
-Drogie panie zostawicie nas na chwilę samych?
-Oczywiście. -towarzyszący mi dotąd zastęp świergotających dziewczyn rozpierzchł się zostawiając mnie w szlafroku i nieskończonym makijażu. Obróciłam się w fotelu, a przede mną stał wysoki mężczyzna w garniturze z długimi jasnymi włosami zaczesanymi do tylu i związanymi w ciasny kucyk w przeciw słonecznych lustrzanych okularach, w których się odbijałam.
-Coś do załatwienia w okolicy tak? -spytałam na co ten się zaśmiał.
-Kiedy się domyśliłaś? -zapytał zsuwając okulary na czubek swojego nosa.
Wcale się nie domyśliłam, ale nie musi o tym wiedzieć.
-O czym z nim rozmawiałeś? -zmieniłam temat odwracając się z powrotem w stronę lustra. Kończąc makijaż.  
-Powiedźmy, że WBBA zależy by mieć swoich ludzi na wyłączność. -uśmiechnął się do mojego odbicia.
-I wszystko stało się jasne.

Mary

- ‘’Hej.’’-pojawiło się w rogu ekranu mojego telefonu obok zdjęcia Alex’a.
- ‘’Hej’’-odpisałam.
- ‘’Dalej jesteś zła?’’
- ‘’Niby dlaczego miała bym być?’’
- ‘’To znaczy, że nie jesteś?’’
- ‘’Jestem, ale nie na ciebie.’’-odpowiedź długo się nie pojawiała. Trzy kropki nad klawiaturą migały informując, że Alex coś pisze.
- ‘’Mary naprawdę nie musisz się denerwować. Mi ani trochę nie przeszkadza to, że Alex się z kimś spotyka. Każdy z nas powinien mieć własne życie na tyle na ile to możliwe.’’-tyle, że on nie powinien istnieć.
- ‘’Jak tam chcesz.’’-odpisałam. To zdecydowanie nie była rozmowa na telefon. Po mijając fakt, że to w ogóle nie była rozmowa jaką chciała bym prowadzić.
- ‘’To znaczy, że mogę dzisiaj o ciebie przyjść i pomedytować z tobą? :)’’-westchnęłam.
- ‘’Jak chcesz.’’
- ‘’No to otwórz drzwi: D’’
-Co? -w pokoju rozległo się brzęczenie dzwonka. Podeszła do wejścia i zajrzałam przez wizjer, a po drugiej jego stronie stał jak zwykle uśmiechnięty Alex.
-Wiedziałeś, że tak będzie. -powiedziałam wpuszczając go do środka.
-Liczyłem na to.
***
-Gotowy? -spytałam siadając naprzeciwko Alex’a.
-Bardziej już chyba nie będę.
-Po prostu zamknij oczy i się zrelaksuj. -podpowiedziałam strzelając i samej stosując się do własnych rad.
Gdy na powrót otworzyłam oczy znajdowałam się w płonącym budynku. Za każdym razem musiałam przejść przez całą wioskę. Krzyki i rytm ataków znałam tak dobrze jak soundtrack ulubionego filmu. Każdy pojedynczy krzyk i każde trzaśnięcie wryło mi się w pamięć. Na spokojnie poczekałam, aż wchłonie mnie kula energii.
Ciekawe czemu zawszę musze to oglądać. Wolf nie potrafił mi powiedzieć, dlaczego tak jest albo porostu nie chciał.
Obudziłam się siedząc na polanie trawie wokół mnie leżały pojedyncze usunięte liście.
-Co tu się stało? -spytałam rozglądając się.  Las, w którym dotąd spotykałam się z duszą mojego bey'a z pełnego zielonej roślinności zmienił się w piękną złotą jesień. Żółte czerwone i brązowe listki zdobiły gałęzie i wirowały w powietrzu, a pomiędzy drzewami przechadzały się jelenie i sarny.
-Przenieśliśmy się do świadomości twego druha. -powiedział Wolf stając na wszystkich czterech łapach.
-Ale z jakiej paki? W planie nie było niczego takiego.
-Najwidoczniej skrycie pragnęłaś się tu znaleźć.
Pragnęłam? Po raz kolejny powiodłam wzrokiem po lesie.
-Dobrze. Wraca...-na skraju lasu zobaczyłam fragment wspomnienia Alex'a. Weszłam na usłaną (Mary: Usłaną dywanem liściów) kolorowymi liśćmi dróżkę i podeszłam do małej wnęki jaka powstała w ścianie drzew.
Obraz zamigotał i zobaczyłam asfaltową drogę, na brzegu której stała zielonowłosa dziewczynka. Miała nie więcej niż sześć lat i trzymała w rączce pęk różnorakich roślin wszystkie były przyozdobione kwiatami.
-Tam są ładne kwiatki, ale boję się, że tam są też pająki. -powiedziała wskazując coś co było poza moim polem widzenia.
-Spokojnie. Ja je zbiorę. - rozległ się miły chłopięcy głos. Obraz zamigotał, a w następnej chwili zobaczyłam jak ktoś wręcza dziewczynce kwiaty.
-Dziękuję. -Uśmiechnęła się. -Jesteś najlepszy.
-Alex! -rozległ się ciepły wołający kobiecy głos.
-Zdaję się, że musisz już iść. -powiedziała zielonowłosa.
-No tak. Zobaczymy się jutro?
-Jasne.
-No to cześć.
-Cześć.
Obraz znowu zamigotał.
-Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się zakochał?
Po lesie rozległ się przeraźliwy wrzask. Wrzask nieskończonej wściekłości. Kontem oka zobaczyłam jakąś rozmazaną postać zbliżającą się w moją stronę, a potem poczułam gwałtowne uderzenie. Przez chwilę miałam wrażenie, że wszystkie wnętrzności samoistnie zaczęły się rozrywać na części. Otworzyłam szerzej oczy i nabrałam powietrza. Wróciłam, ale ból nie minął. Skuliłam się i próbowałam wyrównać oddech.
Mary ogarnij się.  Tobie się tylko wydaję, że coś ci jest. Spokojnie. Oddychaj to za chwilę samo przejdzie.
-Odsuń się śmieciu! Siostra co jest? Żyjesz jeszcze? -Kyoya podniósł moją głowę. -Ile widzisz palców?
-Widzę jednego kretyna. -jęknęłam prostując nogi. - Zabieraj łapy.
-Wszystko w porządku? -zapytał Alex. -Poszedłem otworzyć Kyoy drzwi, a kiedy wróciliśmy ty...
-Tak wszystko w porządku. -Przerwałam mu. Gdybym pozwoliła na to by dokładnie sobie przypominał jak źle wyglądałam mógł by się tutaj załamać, albo gorzej stwierdzić, że to jego wina. -Co ty tu robisz gówniarzu? Miałeś czekać na lotnisku.
-Na ciebie? W życiu. -sarknął.
-W ogóle to miałeś być dopiero gdzieś o 18, więc nie rób mi tu wyrzutów. -broniłam się prostując nogi.
-Jest 20.-ssshit. -Nie krzyw w się, bo ci tak zostanie.
-To jak Mary miałaś rację z tym Fenrir’em? -wtrącił Alex.
-Nie wiem. Nie spytałam go. Dacie mi chwilę?
-Jasne.  Ile tylko chcesz. Na spokojnie sobie porozmawiajcie nami się ni…
-On tak nadal nawija? -wtrącił się mój młodszy brat.
-Nie marudź i grzeczny masz być. -pouczyłam go i ponownie zamknęłam oczy.
 Kiedy już znalazłam się w dobrze mi znanym przepełnionym soczystą zielenią lesie mogłam na spokojnie porozmawiać z moi bey’em.
-Wszystko w porządku? - zapytał. Co było dziwne zwykle nasza rozmowa zaczynała się od „po co tu jesteś?”
-Tak. Czemu pytasz?
-Nie przygotowałem cię na obrońców.
-Na kogo?
-Ludzka podświadomość tak samo jak reszta organizmu broni się przed intruzami. Kiedy wchodzisz do czyjegoś umysłu, który został już kiedyś poddany takiej operacji ten zaczyna się bronić.
-I mnie z niego wyrzuca. -dokończyłam.
-W najlepszym wypadku. -powiało grozą. Serio, kiedy ogromny czarny wilk mówi o czymś takim ‘’przejęciem’’ i z taką powagą wszystko nabiera innego wymiaru. Bo niby co mogło by zaniepokoić kogoś takiego?
-Wolf … Jest coś o co chciała bym zapytać.
-Pytaj więc. -No tak i co teraz geniuszu?
-Czy…-zacięłam się. -czy znasz legendę Fenrira?
-Znam. -Okey
-Czy to ty nim jesteś?
-Tak. -uff w końcu się udało. Chwila, ale to by znaczyło, że…
-To wszystko to prawda?
-Wszystko było tak jak powiedziałem.
-Czy oni też nadal żyją?
-Nie wszyscy.
-Nie miałeś nikogo kto stanął by po twojej stronie? -nie odpowiedział. -Jest więcej takich jak ty?
-Powinnaś już wrócić. Czekają na ciebie. -Chciałam tam z ni zostać. Cieszyłam się jak dziecko z tego, że wreszcie mi się udało odgadnąć kim jest, miałam jeszcze tak dużo pytań, ale kiedy spojrzałam w jego zielone oczy zrozumiałam, że Fenrir ma mnie już dość.
-Skoro tak mówisz. -powiedziałam cicho spuszczając wzrok.
Zobaczyłam jasny blask zamrugałam szybko i moim oczom ukazał mój zagracony pokój. Tym razem obyło się bez rozrywania wnętrzności. Na całe szczęście.  
***
W ciemnym głębokim lesie. Raz po raz rozlegało się głos małego chłopca.
-Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się zakochał? Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się zakochał? Mamo. Skąd wiadomo, że ktoś się… Mamo. Skąd wiadomo, że… Mamo. Skąd wiadomo… Mamo…
-Szlak by to wszystko. 


Rozdział 6 za nami. Przewiało mi ucho i teraz siedzę w szaliku na głowie w domu, a mój brat jest pewny, że w ten sposób promuje Isamskich terrorystów. Tak jakby ktoś sie zastanawiał dlaczego nie wszystko co pisze jest zdrowe na umyśle...Znacie to dziwne uczucie kiedy spóźniacie sie na lekcję, a nauczycielka mówi wam, że przed chwilą was chwaliła i że bardzo podobało się jej wasze ostatnie wypracowanie do którego podeszliście z czymś w cyklu "i tak dostane 2 " i stoicie jak totalni kretyni przy biurku i słuchacie jak wasza klasa kujonów ma dość słuchania o tym, że ktoś jest od nich lepszy? 
Ryuga: Jestem pewny, że tylko ty tak przeżywasz oddawanie pracy z polskiego. 
Ja: Skąd wiesz? Może ktoś spośród nich mnie rozumie nie to co ty.
Ryuga: *unosi jedną brew*
Ja: Okey okey już przestaje schizować. Yoyo wrócił. 
Kyoya: Ta ta ja też za wami tęskniłem. Nie cieszcie sie tak.*sarkazm*
Ja: A Mary miała racje co do prawdziwego imienia Wolf'a. No kto by sie spodziewał?
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

niedziela, 30 października 2016

Gdzieś w odległych górach Japonii

Gdzieś w odległych górach Japonii w tajnym ośrodku badawczym...
-Dyrektorze Hagane. Dyrektorze Hagane! Pojawiła się nowa bleyderka! -z ręki Ryo wypadło wieczne pióro i zastukało o posadzkę.
-Która? -zapytał tylko.
-Mary.
Dwójka naukowców wypadła z gabinetu i skierowała się do pokoju dziewczyny.
-Kiedy ona ją dopadła? -spytał szybko przeglądając kartę panny Tategami.
-Nie wiem. -drobna dziewczyna ledwo nadążała za szybkimi długimi krokami mężczyzny. -Prawdopodobnie nauczyła się przekazywać moc samym spojrzeniem. W ogóle jej nie kontrolujemy, odkąd ma własnego bey’a. -jej ręce zaczęły się trząść.
-Hikaru- dyrektor zatrzymał się ukląkł złapał niebieskowłosą za ramiona i powiedział-od początku wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwo, jednakże te badania są przyszłością ludzkości i nie możemy się teraz poddać...zbyt dużo już straciliśmy.
-Tak wiem. Jestem gotowa. -dziewczyna spojrzała gorliwie na swojego szefa.
-To dobrze. Jaką tym razem przydzieliła moc?
-Jeszcze nie udało nam się tego odkryć. Jesteśmy w fazie testów.
-Dobrze więc trochę je przyspieszymy.
-Dyrektorze Hagane chyba nie chce pan...
-Tak dokładnie to chcę zrobić.
Hagane przeleciał przez laboratorium niczym huragan i z całym impetem wpadł do pokoju, w którym przed rozłożonym brystolem siedziała Mary. Wokół niej unosiła się dziwna czarno zielona aura jakby płomienie. Ściśle do niej przylegały, a jednocześnie jakby szukały dla siebie miejsca też gdzieś indziej odrywając się miejscami i próbując uchwycić coś nieistniejącego.
-Dzień dobry Mary. Co robisz?
-Nic takiego. Po prostu sobie rysuje. -odparła dziewczyna rozcierając rysunkowy węgiel na kartce.
-A mógłbym zobaczyć co? -spytał powoli podchodząc do dziewczyny.
-Jeszcze nie skończyłam, ale jeśli chcesz to możesz. -wciągnęła w stronę Ryo rękę z brystolem, wokół którego również zaczęła wić się dziwna aura.
-To miłe z twojej strony. -mężczyzna zawahał się przez chwilę po czym chwycił brystol. W tym właśnie momencie ciemne macki owinęły się wokół jego nadgarstka ściskając go mocno, a przed oczami Ryo pojawił się obraz całkowitego zniszczenia. Cały jego ośrodek stał w płomieniach, a u jego stup leżało martwe ciało jego jedynego syna.
Mężczyzna powstrzymał krzyk przerażenia pożegnał się i szybko wyszedł z pokoju.
-Teraz już wiem czego się boisz. -zanuciła szatynka kończąc rysunek.
-Dyrektorze Hagane to było potwornie niebezpiecznie i tak samo nie profesjonalne. -powiedziała Hikaru uprzednio odetchnąwszy z ulgą.
-Jej bey potrafi manipulować myślami i tworzyć wizję. -powiedział mężczyzna przecierając twarz dłonią. -Kontynuujcie testy i dowiedzcie się jak i kiedy ją wybrała. Sprawdźcie też parametry Reiji'ego.
Skoro Kelly stworzyła kolejnego bleydera to może oznaczać tylko jedno- myślał-Ryuga wrócił i zaczyna się nudzić.
Bleyderzy to grupa ludzi specjalnie uzdolnionych. Nie jest do końca wiadomo na skutek jakich bodźców się zmutowali i prawdopodobnie nigdy się tego nie dowiemy, ale to jest najmniejszy problem. Mutacje te odkryto na terenie dziecięcego szpitala psychiatrycznego. Więc maj tu do czynienia z nadludźmi z różnymi zaburzeniami psychicznymi. Bardziej agresywnych trzymają na specjalnym oddziale nazywanym Dark Nebulą. Właśnie tam skierował swe kroki Ryo. Przeszedł pilnie stężonym korytarzem i zatrzymał się przy jednymi z drzwi. Gdy chciał wprowadzić kod dostępu zauważył, że zamek elektryczny w drzwiach jest w całości pokryty lodem, a same drzwi są otwarte. Mężczyzna pchnął je delikatnie, a z wnętrza pokoju dobiegły do niego stłumione przez ochronną wykładzinę szybkie kroki. Mr. Hagane odetchnął by się uspokoić i wszedł do środka. Na łóżku na przeciw drzwi ubrany w białą pelerynę z krwistoczerwoną plamą nad lewym okiem siedział sobie biały miś.
-Witaj Ryuga. -powiedział mężczyzna.
-Czego chcesz? -spytał głos zza drzwi, ale Ryo nawet się nie odwrócił tylko dalej uparcie patrzył na misia.
-Przyszedłem porozmawiać z Kelly. Zrobiła coś o czym nie mogę ci powiedzieć.
-Niby co? -pytanie to zostało poprzedzone charakterystycznym zdziwionym prychnięciem.
-Nie mogę ci powiedzieć, bo zdenerwuje się na nas oboje.
-Grrrrryyy dobra. Schowała się gdzieś jak ją znajdziesz to sobie tam rozmawiajcie. -burknął głos zza drzwi.
Ryo uśmiechnął się pod nosem i zaczął "szukać". Obrócił się dwa razy w miejscu, obszedł pokój dookoła i dopiero po tych wszystkich operacjach zajrzał za otwarte na oścież drzwi.
-Cześć Kelly. -powiedział kucając obok skulonej w koncie dziewczyny.
-Dzień dobry proszę Pana.
-Pojawiła się nowa bleyderka. Wiesz coś o tym?
-Wiem! Super co nie? Im nas więcej tym ciekawiej.
-Nie Kelly. To nie jest fajnie. Pamiętasz mistrzostwa.
-Pamiętam....były super.
***
-W dalszym ciągu uważam, że to nie był dobry pomysł.
-Przecież już o tym rozmawialiśmy. Musimy się dowiedzieć jaką mocą dysponują, a co lepiej zmusi bleydera do pokazania co potrafi niż inny bleyder?
-W sumie masz rację, ale dalej myślę, że to zły pomysł.
-Od "nie dobrego" do "złego" w niecałe pół minuty. Ryo ty naprawdę się tym przejmujesz.
-To jednak są tylko dzieci.
-Wiem o tym i tak samo jak ty chcę im pomóc, ale nie będziemy mogli tego zrobić, dopóki nie będziemy znać pełni ich możliwości.
-Ech może i masz rację.
-Oczywiście, że mam rację. -mężczyzna nacisnął przycisk na pulpicie. - Zaczynajmy.
***
Hagane stanął przed rozgrzanymi do czerwoności drzwiami.
-Jest doktor pewny? -zapytała nieodstępująca mu na krok Hikaru przyciskając do piersi swoje zapiski.
-Wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych środków. - powiedział Ryo otwierając drzwi i wchodząc do środka.
Białe niegdyś ściany pokoju pokrywa gruba warstwa sadzy tak samo jak wszystko inne poza nieskazitelnie białym stolikiem, nieskazitelnie białymi krzesłami i nieskazitelnie białą zastawą. Przy stoliku popijając herbatę i zagryzając ją sernikiem siedziała drobna jasnowłosa kobietka.
-Dzień dobry Ines.
-Dzień dobry Irmortal Phoenix. -powiedziała odstawiając talerzyk i filiżankę z powrotem na stolik. - Napijesz się zemną?
-Chętnie. -mężczyzna usiadł przy stoliku, a gospodyni nalała mu herbaty.
-Coś nowego? -spytała, gdy typowe tematy dotyczące na przykład pogody zostały już wyczerpane.
-Pojawiła się nowa bleyderka.
-Oooo, a to ciekawe. Kim ona jest?
-To Mary. Jej bey potrafi manipulować myślami i tworzyć wizję. -Ryo ubiegł jej kolejne pytanie.
-Idealnie. W końcu będziemy mogli zobaczyć to samo co ona.
-Mam do ciebie pewną prośbę.
-Jaką?
-Wszyscy dobrze znamy twoje zdolności przywódcze. Chciałbym, żebyś spróbowała opanować swoją przyjaciółkę i jeszcze jedną bleyderkę.
-Którą?
-Kelly.
-Miałeś na myśli Ryugę. -bardziej stwierdziła niż spytała.
-Nie. Hawana nadała moc samej sobie i nie jesteśmy w stanie jej już kontrolować. Jeżeli nie podejmiemy zdecydowanych kroków możemy mieć powtórkę z mistrzostw albo i gorzej.
Zapadła cisza, która została przerwana dopiero w raz z końcem herbaty w filiżance jasnowłosej.
-Jest zbyt zachłanna...Dobrze zajmę się nimi.
***
-Pierwsza tura testów dobiega końca. Oto ostatnie zestawienie. Proszę wprowadzić Hikaru i Ryuge.
Po obu stronach areny odtworzyły się drzwi z zza których wyłoniła się Hikaru i pluszowy miś w pelerynie. Uderzyły pioruny miś ściskany w rączkach małej dziewczynki o błysnących czerwienią oczach wszedł na stadion, a razem z nimi pojawiła się ciemno fioletowa masa, która stopniowo przybrała postać czerwonookiego demona.
Hikaru, gdy tylko ich zobaczyła zaczęła trząść się na całym ciele.
-Boże ona sobie nie poradzi. -przebiegło przez myśl obserwującemu wszystko z góry Hagane.
-Hikaru możemy przerwać eksperyment, jeśli tylko chcesz. -powiedział do mikrofonu.
-Jestem gotowa! -Krzyknęła starając nie dać po sobie poznać jak bardzo się boi.
-No więc dobrze. -nadzorujący eksperyment naukowiec i zaczął odliczać. -3. 2. 1.
-Let it rip! -ryknęła Kelly grubym męskim głosem upuszczając misia i ruszyła na Hikaru.  Błysnęło fioletowe światło, a Ryuga wybuchnął głośnym śmiechem.
-Żeby uniknąć twojego głupiego uciekania ode mnie. -Zaczął. -Wykończę cię moim Mrocznym ruchem. -Rozłożył ręce na boki, a na jego dłoniach pojawiły się fioletowe kole energii. - -L-DRAGO MROCZNY RUCH PODNIEBNY NISZCZYCIEL CESARSKIEGO SMOKA!!!-Energia, którą skumulował została wchłonięta przez jego bey’a, a po chwili z pleców dziewczynki wyłoniły się trzy smoki.
-To źle! -Powiedział jeden z naukowców, a potem na cała gardło ryknął. -WSZYSCY UCIEKAĆ!!!
-Przerwać eksperyment! Powtarzam! Przerwać eksperyment! Zabierzcie ją stamtąd!
***
Do pokoju Kelly wpadli strażnicy uzbrojeni w pistolety załadowane silnymi środkami usypiającymi. Musieli działać szybko i odurzyć Kelly zanim jej przyjaciel postanowi nakarmić nimi swojego bey’a.
Niestety nie dopilnowali skrzypiących od częstego wyłamywania drzwi.
Ryuga gwałtownie zerwał się z łóżka wybudzając wokół wielki płomień.
-Strzelać kretyni! Strzelać! -poparzony dowódca.
Deszcz strzałek opadł na szalejącego bleydera większość z nich została natychmiast spalona, ale trzem udało utkwić w ciele Kishatu. Bleyderka zachwiała się i upadła nieprzytomna na ziemie jej tętno było prawie nie wyczuwalne.
-Było blisko. - powiedział jeden ze strażników zabierając pluszaka z łóżka.
-Blisko!? Zabiła czterech naszych ludzi jednym atakiem! Powinniśmy ją zabić wystrzelić jeszcze jeden pocisk i skończyć to wszys…-nie dokończył, bo strażnik, z którym rozmawiał uderzył o z całej siły w brzuch.
-To tylko dziecko. -powiedział. -Zabieramy się stąd, a ją przenieście na oddział szpitalny.
***
-Doji musimy to natychmiast przerwać! -Wrzeszczał Ryo trzymając Doji’ego za gardło. -Nie widzisz co się dzieje!? Każdy kto walczy przeciwko Ryudze ląduje na oddziale intensywnej terapii w stanie krytycznym!
-Myślisz, że o tym nie wiem-bronił się. -, ale odboje dobrze wiemy, że tylko Ginga może pomóc Kelly, jeśli teraz to przerwiemy to biedne dziecko całkiem się zatraci. Musimy spróbować jej pomóc. Im wszystkim.
-Nie za taką cenę! -ryknął Hagane uderzając Black’a pięścią w głowę. Bił go bardzo długo zaślepiony strachem o swojego syna. Kiedy skończył jego dłonie były pokryte krwią, a towarzyszący mu dotąd doktor leżał na ziemi bez ruchu.
-Boże. Zabiłem człowieka. -pomyślał.
***
Tsubasa jeden z lekarzy który zostali wybrani przez Kelly przez pewien czas był poddawany testom na oddziale Dark Nebula, a gdy został uznany za wypełni poczytalnego wrócił do pracy z innymi bleyderami. Jako, że sam był bleyderem łatwiej mu było dotrzeć do chorych i lepiej niż inni lekarze zdawał sobie sprawę co dzieje się w ich umysłach. Dlatego właśnie wielu z nich darzyło go niemal bezgranicznym zaufaniem. Nic więc dziwnego, że to właśnie do niego przyszła Kelly, gdy zorientowała się, że jej przyjaciel został porwany.
-Hej Tsubasa!!! Gdzie jesteś ty zdrajco!?-wołała stojąc pośrodku sali, w której przeprowadzano symulacje. Przez bleyderów nazywanych areną.
-Wprowadźcie je. -rozkazał Hagane uważnie wpatrując się w dziewczynę.
-Wyłaź! Nie bój się! Chce tylko pogadać! - krzyczała chodząc w kółko z dłońmi przystawionymi do ust by było ją lepiej słychać.
Na arenie pojawili się wyznaczeni przez Ryo dwie bleyderki i ich opiekunowie.
-Oooo komitet powitalny. -powiedziała Kelly, gdy ich zauważyła-Jak miło.
-Gdzie jest Hikaru? -spytała Madoka
-Hikaru? -zdziwiła się. - Gdzie jest Tsubasa?
-Dosyć tego załatwimy to inaczej. -warknęła Mary
-Robi się ciekawie. Uczciwa Bey bitwa czy może chcesz zawołać swoich znajomych do pomocy?
-Jesteś mocna w gębie zobaczymy, czy dasz sobie radę w walce. -warknęła w odpowiedzi szatynka.
Wywiązała się walka. W którą zaangażowały się wszystkie bleyderki znajdujące się na arenie. To było nieuniknione, ale w momencie, gdy Mary zaczęła wyć wszyscy jednomyślnie stwierdzili, że trzeba to powstrzymać.
-Madoka zdejmij ją. -rozkazał Hagane, a po chwili skupiona dotąd na dwóch silnych przeciwniczkach Kelly leżała bez ruchu pogrążona we śnie.
***
Doktor Doji szedł korytarzem. Eksperyment wymknął się spod jego kontroli i chodził gdzieś po tych korytarzach. Musiał szybko dostać się do swojego gabinetu i zabrać stamtąd środki uspokajające. Niemiał ich przy sobie, ponieważ myślał, że jego podopieczni mu ufają, że wiedzą, iż chcę on dla nich jak najlepiej.
Niestety mylił się.
Na środku korytarza siedział biały miś z krwisto czerwoną plamą nad lewym oczkiem.
-Dobrze cię widzieć Ryuga.
-Co ci się stało Doji? -odezwał się głos z głębi korytarza, ale doktor Blanc wiedział, że pod żadnym pozorem nie może spojrzeć w tamtą stronę. To by tylko ich rozwścieczyło.
-Nic takiego. Miałem mały problem z innymi bleyderami to wszystko.
- „Problem” mówisz.
-To nic takiego. Niema czym się martwić. Jestem właśnie na drodze by go rozwiązać. Wszystko jest w porządku. Zaraz przyniosę świeże mięsko dla mojego najlepszego zawodnika. -
-To nie będzie potrzebne Doji.
-Jak to?...Ale Ryuga.
-Nie potrzebuję więcej energii. Czy ty waśnie próbujesz mi powiedzieć, że nie pokonam Gingi z mocą, którą mam?
-Oczywiście, że nie. Pomyślałem tylko, że było by lepiej ją podwoić tylko tak na wszelki wypadek.
-Dobrze w takim razie daj mi swoją energie.
-Proszę nawet tak nie żartuj to wcale nie jest śmieszne.
-Kto tutaj żartuje Doji? -spytała Kelly wyłaniając się z ciemności otoczona fioletowym czarnym płomieniem. -Chcesz po wiedzieć, że już nie chcesz być dla mnie użyteczny. Mam rację? -dziewczynka wzięła do ręki misia i mocno go przytuliła nie spuszczając wzroku z przerażonego lekarza.
-Oczywiście, że nie. Chce tylko ci pomóc.
-Chyba nie rozumiesz o co tutaj chodzi Doji. Już odegrałeś swoją role w tej bitwie.
-Pomagałem ci.
-Spokojnie. -płomień uformował się w trzy smocze sylwetki. -obiecuję, że zabiorę cię ze sobą do mojego światła.
-Nie proszę.

To taaaaak. Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Mary:...czy Kelly mnie pocałowała?!
Kelly: Chwila czekaj co?
Ja: Nie zastanawiałam się nad tym, ale chyba...tak.
Mary: Durna. Nieletni pedofil
Kelly: Mogłam ci też przystawić misia do twarzy
Mary: Myślisz że to poprawi twoją sytuacje pedofilu
Kelly: Ej ja cię proszę szukam tutaj mało obleśnych rozwiązań, które uratują nas obie. Więc proszę cię zmieńmy temat zanim ten obraz wryje mi się w głowę
Mary: Ty martwisz się tylko o siebie
Kelly: Czyli tobie to nie przeszkadza tak.
Mary: Przeszkadzasz mi ty głąbie
Kelly: Ale staram się,  żeby było inaczej. Więc proszę cię o odrobinę empatii. Ale w tej scenie czy ogólnie?
Mary: Kiedy ty się niby starasz ciągle o tym gadasz ale jakoś nic to nie zmienia
Kelly: Bo się zatłaś na tym, że jestem zła i nie dopuszczasz do siebie nic co by przeczyło tej teorii
Mary: No wiesz ważne jest pierwsze wrażenie. Ty byłaś szczekatą kurwą
Kelly: Twoje pierwsze wrażenie też nie było za dobre.
Mary: To ty byłaś negatywnie nastawiona, zresztą jak do wszystkiego oprócz swojego Ryugi
Kelly: Boże, a ty oczywiście byłaś  uosobieniem dobroci, a ja głupia tego nie doceniałam.
Mary: Gdybyś inaczej reagowała to by tak prawdopodobnie było ale nie bo masz wpojone jakieś pieprznięte zasady bez których mała Kelly by nie przeżyła
Kelly: Skoro to wiesz to okaż trochę wyrozumiałości.
Mary: Może by to wyszło gdybyś nie była taką durną "Zosia samosią"
Kelly: To do niczego nie prowadzi.  Proste pytanie. Będziesz mi pomagać?
Mary: Pierdol się. (w sensie tak jeśli jestem potrzebna)
Kelly:... Wal się. ( w sensie dzięki )
Mary: Spoko.
Kelly: Okey. Głodna?
Wzruszam ramionami
Kelly: A chcesz wyjść i zjeść coś ze mną ?
Jak chcesz
Kelly: Ja chce. To jak idziemy?
Mary: Mhm

No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania

piątek, 21 października 2016

Popsuł mi się laptop :(

Ten na którym miałam wszystkie rozdziały i zaczęte opowiadania. Ten post pisany jest na telefonie dlatego z góry przepraszam za będy ortograficzne i brak znaków interpunkcyjnych.
Mam nadzieję,  że w najbliższym czasie uda się naprawić moje nażędzie pracy, ale niestety w najbliższym czasie będziecie musieli jakoś poradzić sobie bez zalecanej dawki mojej pisaniny.
By jednak nie było wam smutno postanowiłam pochwalić się moją kolekcją mang powiększoną dzięki mojemu wyjazdowi do Warszawy razem z ZuZu i odzwiedrciedlaniem Ines.
Tada! Jestem taaaaka dumna co prawda to tylko 17 mang, ale i tak :)
A właśnie czy ktoś wie gdzie mogła bym dostać 2 pierwsze tomy Black Lagoon? Wydawnictwo już ich nie drukuje,  a w Yatta w których byłam ich już nie ma. :(
Kelly: *zapowietrza się *
Ines: Co jest?
Kelly: *otwiera mangę na jednej syronie i uderza w nią palcem*
Kelly: Betty gdzie żeś ostatnio na obiad polazła!? Czy Lenox ma z tym coś wspólnego!?   I dlaczego mi nie powiedziałaś, że znasz Woricka!
Betty: *czyści sobie futerko bo jest tylko kotem*

No tak jeśli coś w kwestii mojego laptopa się poprawi to postaram się jeszcze w tym tygodniu dodać normalny post. Przepraszam za moją niekompetencjie i dziękuję, że jesteście.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

niedziela, 9 października 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.5)

Rozdział 5

Kelly

-Gdzie się szlajałaś?-Przywitało mnie tuż przy drzwiach razem z bardzo pomarszczoną miną Ryugi. –Miałaś zostać w mieszkaniu.
-Porwali mnie faceci w czerni. Zrobiłeś tą herbatę?-Spytałam zdejmując buty, kurtkę i odkładając to wszystko na właściwe miejsca.
-Czego chciał Tsubasa?- Zapytał domyślając się, że jak raz nie chodziło mi organizację zajmującą się kosmitami zamieszkującymi ziemię.
-Aniołków mu zabrakło.
-Chyba nie...
-Tak.-Rozłożyłam się na kanapie.-Patrzysz teraz na najnowszy nabytek WBBA.
-Pierdolony gnój.
-Yhym. Powiedział, że nasz szturm na Dark Nebule wyrządził wiele szkud. Straty w ludziach były wręcz kolosalne, że o szkodach, jakie wyrządziłyśmy w infrastrukturze samej Dark Nebuli jak również okolicznych budynków nawet nie wspomni. Więc albo będziemy dla niego pracować, albo wylądujemy w kiciu.
-Zabiję.
-Bez przesady i tak miałam pogrzebać trochę w ich bazie danych. Pamiętasz? Teraz będzie łatwiej.
-I zatrzymają cię w Japonii.-Warknął marszcząc się do tego stopnia, że granica pomiędzy człowiekiem, a żółwiem na chwilę znikła.
-Eeeetam.-Machnęłam ręką. - Nie takie rzeczy się robiło. Zdobędę tą listę, a potem zrobimy sobie wielkie turne dookoła świata.
-Daj se siana.- Mruknął.
-Daj mi herbaty.-Zaśmiałam się, na co z gardła Ryugi wydobyło się głuche burczenie. Chłopak wstał i ruszył do kuchni.
-Oooo ja ciebie też.-Posłał mi takie spojrzenie, od którego powinnam natychmiast stanąć w ogniu, ale jakoś się do tego nie paliłam.
Gdy tylko zniknął w kuchni dopadł mnie potężny dreszcz. Naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie i przykryłam się kocem. Widząc to Betty, która dotąd wylegiwała się na grzejniku postanowiła wleźć mi do kaptura i zasnąć. Bo niby, czemu nie.
Czekając, aż Ryuga wróci z moją herbatą zaczęłam rozmyślać o najbliższej przyszłości. WBBA trochę wpieprzyło nam się, co prawda w plany, ale to nie było nic, z czym bym sobie nie poradziła. Dostanę plakietkę wyjadę na misję i już nie wrócę.
Martwi mnie coś innego. A właściwie ktoś inny.
***
Wsiadłam z windy. Pożegnałam się ładnie z dziewczynami, ale zamiast tak jak one grzecznie wrócić do mieszkania. Postanowiłam się jeszcze rozejrzeć po moim nowym (przymusowym) miejscu pracy. Szlajałam się po korytarzach szukając łazienki. Co chwila ktoś mnie mijał rzucając mi spojrzenie takim, jakim zawsze się wita nowych. Miałam to głęboko gdzieś dopóki nie poczułam znajomego mrowienia w okolicach karku. Nie odwróciłam się.  Jeśli to tylko złudzenie to nie ma, po co, a jeśli to jednak prawda to lepiej żebym tego nie robiła. Przyspieszyłam kroku, weszłam do pierwszej lepszej windy i wcisnęłam którykolwiek przycisk, żeby tylko drzwi się zamknęły i mnie stamtąd zabrały. Nie udało się.  Obuta w gruby skurzany but stopa zablokowała drzwi, które powoli się otworzyły ukazując moim oczom strażnika wioski Koma.
O kurwa. Co teraz?-Przemknęło mi przez myśl, kiedy wszedł do środka.- To, co zwykle. Gramy suke.
-Cześć Hyoma.-Przywitałam się, ale zagnał mnie w jednej z rogów winy i oparł się o ścianę ponad moją głową.
Spięłam wszystkie mięśnie gotowa przyjąć, odparować jak również wyprowadzić cios.
-Spierdalaj stąd, jeśli ci życie miłe.-Mówił powoli i cicho. Słowem strasznie.
-Wiesz chyba jednak nie skorzystam. -Zaśmiałam się.
Drzwi od windy się otworzyły, Hyoma wyszedł, a ja odetchnęłam z ulgą.
***
Obyło się bez nowego siniaka, ale jeśli Hyoma będzie mi tam bruździł to ta praca będzie dużo bardziej upierdliwa. A co mi tam przynajmniej będą mi za to płacić.

Ines

Tsubasa, jako, że akurat kończył już pracę zaproponował mi podwózkę, a ja nie mając innych opcji no może poza wracając do mieszkania na pieszo przez pół miasta zgodziłam się. Jechaliśmy w milczeniu słuchając audycji radiowej. Wyglądałam przez okno samochodu, a właściwie tempo patrzyłam się na buro brązową papkę zalegającą na drodze i chodniku. Zatrzymaliśmy się na światłach. Mrużyłam i rozszerzałam oczy podziwiając czerwone, żółte i zielone plamy, w jakie zmieniała się sygnalizacja świetlna.
W pewnym momencie spokój tej sceny został zburzony przez rumor dobiegający z półmroku, jaki tworzył kontener na śmieci. Zaintrygował mnie. Odblokowałam drzwi i wyszłam na ulicę.
-Ines czekaj! Co ty robisz!?-Zawołał za mną Tsubasa.
Światło z czerwonego zmieniło się na zielone mniej więcej w połowie mojej drogi na chodnik niektóre samochody ruszyły, a inne zaczęły na mnie trąbić.
Zeszłam z drogi i zaczęłam przesuwać worki, którymi ktoś nie trafił do kosza.
Z samochód, który zaparkował niedaleko mnie wysiadł Otori i podszedł do mnie.
-Zdajesz sobie s...-zaczął, ale nie słuchałam, co mówił dalej. W jamie między klapą kontenera, a zwałami śmierci leżał zabiedzony bury pies. Na jego grzbiecie błyszczała ciemno bordowa plama krwi.
-Musimy go zabrać do weterynarza.-Stwierdził z sensem Tsubasa wyciągając ręce by podnieść psa, ale ten obnażył kły i zaczął cicho warczeć.
-Zaczekaj. -Zaczęłam grzebać w torbie wyjęłam stamtąd moje niedojedzone bento otworzyłam je i podsunęłam nie na kawałku kartonu pod nos burka.
Zwierzę popatrzyło na nas wielkim oczami nie pewnie pochyliło głowę w kierunku pudełka, powąchało jego zawartość i zaczęło jeść.
-Miałaś świetny pomysł. -Szepnął do mnie Otori.
-Wiem.-Oparłam uśmiechając się.
Kiedy moje śniadanie odeszło już w zapomnienie dyrektor WBBA ponowił próbę podniesienia rannego i tym razem obyło się bez żadnych problemów.
-Usiądę razem z nim na tylnym siedzeniu.-Powiedziałam otwierając drzwi tak by Tsubasie było łatwiej posadzić psa na siedzeniu.
-Tylko przypilnuj, żeby się zbyt nie ruszał. To -kiwnął głową w stronę rany.- Nie wygląda zbyt dobrze.
Usiadłam na siedzeniu i obserwowałam burka. Leżał z głową opartą na łamach, co i rusz wzdychając przeciągle.
-Poopowiadaj coś. Jeśli będziesz siedziała w milczeniu pies będzie podskakiwał na każdy usłyszany dźwięk, a tak będzie spokojny.
-Niby, co?
-Cokolwiek. Byle spokojnie.
Cokolwiek. Łatwo mu powiedzieć. Zaczęłam się rozglądać po samochodzie szukając jakieś inspiracji, ale nic pokrętnego nie przyszło mi do głowy. Za to w kieszeni umieszczonej z tyłu siedzenia kierowcy dostrzegłam książkę. Wyciągnęłam ją i przeczytałam na głos tytuł:
-Poczwarka.  Nie wiedziałam, że interesują cię owady.- Przekartkowałam książkę nie zauważając w niej żadnych szkiców ani niczego w tym stylu, co mnie zaskoczyło.
-Nie interesuje się owadami.-Zaprzeczył.
-To, o czym to jest?
-O…sile, jaką może posiadać w sobie człowiek.
-Czyli?-Westchnął.
-Adam i Ewa są idealnym małżeństwem z idealnym życiem i idealnymi planami na przyszłość.-Zaczął głosem lektora z filmu. Usadowiłam się wygodniej i obserwując czy z psem wszystko w porządku słuchałam jak Tsubasa opowiadał. -Do szczęścia brakuje im tylko dziecka, które ostatecznie dostali. Dziewczynkę z zespołem Downa i…innymi wadami.
-Niech zgadnę choroba dziecka zbliża ich jeszcze bardziej?-Sarknęłam.
-Nie. Ojciec nie może sobie poradzić z tym, że jego córka jest chora odsuwa się od rodziny i rzuca wychowywanie Myszki na barki Ewy.
-To o jej sile ci chodziło?
-Tak.
No przecież. Niema większej miłości niż miłość matki do jej dziecka.  Dla niego matka jest gotowa na wszystko. Na każde poświęcenie i na każdą ofiarę bez względu na to, czego lub kogo miałaby ona dotyczyć.
-No i jesteśmy na miejscu.
Przyłapałam się na mimowolnym bawieniu się obrożą psa. Wokół niej zawinięty był fragment jakiegoś cienkiego sznurka. Wściekłam się. Ktoś musiał porzucić tego psa, a wcześniej przywiązać go do czegoś pewnie żeby nie pobiegł za dotychczasowym właścicielem. Czasami żałuje, że należę do takiego gatunku. Wyskubałam ostatni fragment sznurka. Który jak się okazało sznurkiem nie był na to zbyt gładki i po starciu z niego miejskiego brudu i kurzu okazał się połyskujący dziwnym ciepłym blaskiem.
-Ines? Wszystko w…porządku? Co to?
-Nie wiem.-Odparłam zapatrzona w nić(?).-Nie za dużo tych pytań jak na jeden wieczór?-Zapytałam chowając nitkę do kieszeni, na co Otori uśmiechnął się.
-Może.-Zawiesił się na chwilę.- No dobrze. Niech weterynarz go teraz opatrzy.-Tsubasa wziął psa na ręce i ruszył w kierunku o dziwo otwartej kliniki. Zamknęłam samochód i podbiegłam za nim.
-Skąd wiedziałeś, że klinika będzie otwarta?-Zapytałam, kiedy przechodziliśmy korytarzem oświetlonym przez zimne światło świetlówek.
-Wiem więcej niż myślisz.-Za drzwiami rozległ się jakiś rumor i przytłumiony dziwnie znajomy aczkolwiek przytłumiony głos. –No i dobrze znam nowego lekarza.
Pchnięciem otworzył drzwi, za którymi czekał przygotowany stół, odkażone narzędzia chirurgiczne i Alexander Blanc.
-Dobry...O mój Boże.-Powiedział.-Połóż go tutaj.- Wskazał metalowy blat stołu.-Biedne zwierzę. Zrobiliście coś z ta raną?-Alex zmienił się na twarzy, gdy tylko zobaczył psa. Uśmiech z nikł z jego twarzy, a na jego miejsce wstąpiła maska profesjonalisty.
-Nie. Przyjechaliśmy z nim obrazu do ciebie.
-Muszę oczyścić ranę. Jezu ten pies nie jadł od dobrego tygodnia.- Nie jestem pewna czy mówił to do siebie do nas, czy może do swojego ‘’brata’’. Jego palce poruszały się szybko, gdy pesetą wyjmował z rany odłamki szkła, czyścił ranę i zakładał szwy. Tak jakby robił to całe życie. Co on w ogóle robił w WBBA? Powinien od samego początku być tutaj.
-Ines, choć tutaj pokażę ci gdzie dokładnie podasz mu zastrzyk wzmacniający, gdy będziecie już w domu.-Powiedział w pewnej chwili Blanc.
Wstałam z krzesełka i podeszłam do stołu. Rana tak samo jak cały pies wyglądała dużo lepiej. Zwłaszcza, że była przykryta opatrunkiem ochronnym.
-To piękny okaz.-Dodał.-Miał wiele szczęścia, że na was trafił.
-Że trafił na Ines ja tu robię tylko za kierowcę.-Powiedział Tsubasa opierający się o ścianę.
-I za tragarza.-Doprecyzowałam.
Alex dał nam ostatnie wskazówki i mogliśmy wreszcie wrócić do domu. Byłam wykończona, ale nie mogłam położyć się spać dopóki nie przygotowałam psu posłania, jedzenia i picia. Musieliśmy po to wszystko pojechać do galerii handlowej, ale kogo to obchodzi tej nocy i tak nie zdążylibyśmy się już wyspać. Posłanie i miski ustawiliśmy w rogu mojej sypialni. Siedziałam tam dopóki nie pies nie zasnął. Zadziwiające jak bardzo ufne potrafią być te zwierzęta. Wystarczy nakarmić zadbać i oddadzą za ciebie życie.
Weszłam do salonu. 
-Co u psa?-Zapytał Tsubasa dopijając kawę na kanapie przed telewizorem.
-Chyba zasnął.-Odparłam siadając obok niego. -...Tsubasa tak, co do nas to…zerwaliśmy w głupi sposób i to w dużej części z mojej winy. Nie twierdze, że możemy do siebie wrócić, ale chyba możemy spróbować zostać przyjaciółmi?
-Oczywiście. Skoro tego chcesz.-Powiedział.
-Tak. To by było dziwne gdybyśmy tak nagle zerwali naszą znajomość. W końcu znamy się już jakiś czas, a do tego będziemy razem pracować.
 -Tak to było by bardzo dziwne.-Przytaknął.
-Cieszę się, że udało nam się dojść do porozumienia.
-Skro jesteśmy przyjaciółmi to jest coś co chciałbym ci powiedzieć.-mówił ostrożnie zwracając uwagę na każde wypowiadane słowo.
-Spoko wal. Znaczy się słucham.-obróciłam się na kanapie tak by siedzieć do niego przodem.
-Chce cię przeprosić, że tak wtedy krzyczałem. Uwierzyłem w to co powiedziała Angel i się wściekłem.
-Dlaczego? To znaczy dlaczego tak bardzo cię to z równowagi wyprowadziło.
-Bo to już raz się wydarzyło…Pozwoliłem by ktoś wiedział o mnie więcej niż ja o nim.
-Chcesz mi powiedzieć, że za mało o mnie wiesz?
-Tak. Nie wiem o tobie praktycznie nic. Znam twoje imię wiem, ze lubisz donaty i jeździć konno o tym, że strzelasz z łuku dowiedziałem się dopiero dzisiaj. Nie wiem skąd pochodzisz nie znam twojej rodziny nawet nie wiem czy jakąś masz.
-Mam trzy młodsze siostry, mame ojca prawie nie pamiętam i przyjechałam z Ameryki.-wstałam z kanapy. -To tak na ‘’początek’’….Dobranoc.
-Dobranoc.-odparł.
Długo nie mogłam zasnąć. Leżałam na wznak patrząc się w sufit.
To jest jakieś wyjście z sytuacji. Zostać przyjaciółmi.


Rozdział 5 za nami. Szkoła, syntezy, testy, powtórzenia, kartkówki, sprawdziany i przeziębienie. Nie na tyle sile by sumienie i rodzice pozwolili zostać ci w domu, ale na tyle dobijające by w piątek zamiast pójść spać traci sie przytomność na 6 godzin.
Ryuga: No brawo dobij ich.
Ja: Przepraszam nie chciałam.
Alex: Musimy poprawić atmosferę.
Ja: Czekaj mam coś. 

Ja: *dumna z siebie*
Alex: *zdruzgotany*
Tsubasa: Myślę, że nie o to mu chodziło. 

Ja: Jesteś pewny? No dobrze. Co powiesz na...
Ja: Instrukcje zakładania majtek prosto z Japonii?
Tsubasa: Powiem, że to żart na poziomie przedszkola.
Ja: Żarty o majtkach i kupie zawsze śmieszą. 
Tsubasa:....
Ja: No dobra już sie ogarniam. A wiecie, ze Ines jest w 1/8 Indianinką. Nie ma to nic wspólnego z jej przodkami, porostu jednego zjadła.
Ines: *mina ala co za człowiek.*
Ja:  Kiedy Ines patrzy w niebo chmury pocą się ze strachu. Nazywamy to deszczem.
Mary: Weź Ines spójrz tak porządnie, żeby aż burza się zrobiła.
Ja: No dobra Już koniec tego dobrego. 
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta. 
Hania.