Ryuga: *patrzy z góry na kanapę z tłumioną wściekłością* Kelly. Dlaczego wielkie rude coś zagraca mi kanapę?
Kelly: Nie wielkie rude coś tylko Mikoto, Czerwony Król, najbrutalniejszy ze wszystkich słowem Bestia. Będzie z nami teraz mieszkał bo go kocham.*leży na oparciu kanapy i serduszkowymi oczami patrzy na śpiącego chłopaka*
Ryuga: Acha, a dlaczego leży na mojej ulubionej kanapie.
Kelly: Bo innej nie mamy. Mogłam go co prawda położyć w twoim łóżku, ale wkurzył byś się bardziej.
Ryuga: *wzdycha siadając w fotelu* Dobra. Powiedź mi jeszcze skąd wytrzasnęłaś tego byka?
Kelly: Niebieski król go więził więc przebrałam się za jednego z jego ludzi (połowę niebieskich który stanęli mi na drodze zabiłam, a drugą trwale okaleczyłam) i go stamtąd zabrałam.
Ryuga: A dlaczego jest nieprzytomny?
Kelly: Kotek ma bardzo mocny sen. Nie bódź go bo zginiesz.
Ryuga: Będę robił co będę chciał. Poza tym zaraz zaczynie się rozdział więc jak znowu będziesz się drżeć to tak czy siak się obudzi.
Kelly: O matko rozdział. Dziewczyny rozdział się zaczyna!
Mary: K*rwa mać już zaczynamy!
Rozdział 68 Płacz na treningach śmiej się podczas walki...
Mary
-Że, co proszę!?-Wrzasnęłam.
-To, co słyszałaś. Na bieżnie i nawet nie warz się zatrzymać Wolf to samo. Oboje macie ch*jową wytrzymałość.- Powiedział spokojnie Ryo.
Przez chwilę patrzyłam na niego jak na wariata czekając, aż powie, że to żart jednak niczego takiego się nie doczekałam.
-Ty chcesz mnie zabić.-Stwierdziłam.
-Nie, ale jeśli nie popracujesz nad tym zrobią to za mnie w Dark Nebuli.
-Jak chcesz to możemy się zamienić.-Powiedziała Kelly, którą Hagane w słał w góry na randkę z Yeti.
-Nie, dzięki.
-Dobrze dalej, a tak po treningu wszystkie bey'e idą do Madoki.
-Niema bata, żadna obca nie będzie macać mojego bey'a.-Madoka pisnęła urażona uwagą jak zwykle szczerej do bólu niebieskowłosej.
-Wasze bey'e potrzebują gruntownej kontroli. Strasznie je zaniedbałyście.- Powiedziała brunetka.
W sumie ma trochę racji. Nie pamiętam, kiedy ostatnio chociażby czyściłam Wolf ‘a co dopiero sprawdzałam czy wszystkie części są na miejscu. Zwykle to Alex się wszystkim zajmował. Pamiętam jakby to było wczoraj jak siedziałam na stołku w jego pracowni trzymając na rękach odratowanego szczeniaka i patrzyłam jak przy użyciu różnych szczoteczek, sprężonego powietrza sprawiał, że nasze bey'e lśniły jak gwiazdy na niebie.
Nawet nie chce myśleć, jakie straszne rzeczy mogą mu robić w Dark Nebuli.
To oczywiste, że zmusili go do powiedzenia tego wszystkiego, a mimo to ostrzegł nas przed wybuchem i powiedział wszystko, co udało mu się odkryć na temat tej całej Adaptacji czy jak temu tam było. On mógł nas zdradzić...Przecież mówił, że mi wybaczył, że już wszystko będzie dobrze. Ryo zaprowadził mnie do mojej prywatnej maszyny tortur.
Wystrzeliłam Wolf ‘a na bieżnie i z miną skazańca zaczęłam powoli truchtać. Nie zabrałam ze sobą słuchawek, więc jak biegłam to słyszałam jak dysze. Kiedy zniknęłam z pola widzenia Mr. Hagane zwolniłam do tego stopnia, że zamiast truchtać po prostu powłóczyłam nogami.
"Masz chu*jową wytrzymałość." No mam, ale to, że pobiegłam sobie kilka razy tego nie zmieni. Musiałbym spędzić w Komie, co najmniej z pół roku ćwicząc regularnie, żeby widać było jakiekolwiek efekty, a my przecież nie mamy na to czasu. Tak w sumie to nie mamy nic. Zero konkretnych informacji. Nawet nie wiemy gdzie ta cała Dark Nebula tym razem postawiła swoją bazę.
Echhh.
Alex jest dobry. Mój przyjaciel nie powiedziałby czegoś takiego. Nawet gdyby mnie nienawidził na pewno spróbowałby przekazać mi to w jakiś łagodniejszy sposób. Wiem, że to śmieszne, ale właśnie taki jest Alex. Pewnie takie poważne wyznanie w jego wykonaniu wyglądałoby mniej więcej tak:
"-Nie bierz tego do siebie. Bo mimo wszystko nie chciałbym cię urazić, ale nienawidzę cię.-Na twarzy postaci pojawił się smutek.-Ojj. Proszę nie patrz tak na mnie.-Z oczu postaci zaczęły płynąć łzy.- Proszę nie płacz.... Jak zabiorę cię na kawę i ciastko to przestaniesz płakać?-Postać rozmazała łzy po policzkach i pokiwała głową- No to, choć."
A to, co powiedział wtedy w Dark Nebuli... Poczułam coś mokrego na twarzy. Szybko starłam dwie łezki spływające po moich policzkach. Weź się w garść Mary to nie czas, ani miejsce na płacz.
"Przebiegłam" tak na moje oko pół kółka i moim oczom ukazało się pole ryżowe. Akurat trwały zbiory. Przywołałam bey'a (który zamiast czekać na mnie na starcie zasuwał za mną całą drogę) i ruszyłam w kierunku pracujących.
-Dzień dobry-przywitałam się z pracującymi kłaniając się głęboko.-Może mogłabym pomóc?-Starsza pani z uśmiechem pokiwała głową.
Podwinęłam nogawki, zgarnęłam kosz leżący na brzegu, po czym weszłam do wody. Kobieta poinstruowała mnie, co robić i zaczęłam pracę z uśmiechem na ustach. W końcu wszystko jest lepsze od biegania.
Kelly
-Czyli mam wleźć na ta górę i znieść stamtąd coś, co tam znajdę, żeby było śmieszniej nie powiesz mi, co to. Tak? Dobrze rozumiem?- Spytałam z nieskrywana kpina pobrzmiewającą w moim głosie.
-Tak o ile dasz radę i nie będziemy musieli cię wyciągać z jakiejś zaspy.-Powiedział Hyoma zaciskając zęby.
Dlaczego z taką trudnością przychodzi mu kontrolna sobą? On jest naprawdę dobrym „oszustem” i gdyby Doji mnie przed nim nie ostrzegł pewnie dałabym się nabrać na ten jego milutki uśmiech.
A teraz?
Warczy, burczy, krzyczy. To ucieczka Gingi tak go wyprowadziła z równowagi? Może.
-O mnie się nie martw, a jeśli nie wrócę do jutra oszczędź mi hańby i pozwól tam zamarznąć.-Chłopak uśmiechną się paskudnie.
-To się da załatwić.
-Hyoma zastaw nas samych.-Powiedział Ryo, a kiedy jasnowłosy zrobił to, czego od niego oczekiwano mężczyzna zwrócił się do mnie- Kelly.- Westchnął-Niechciałem tego mówić przy reszcie twojej drużyny jednak uważam, że ty powinnaś wiedzieć.
-Nie lubię jak ktoś owija nuż w bawełnę. O co chodzi?
-Nie jesteś bleyderem. Twój duch, którego dostrzegłem, kiedy pierwszy raz przybyłaś do Komy gdzieś się rozpłynął. Najlepiej dla ciebie i Białej było by gdybyś ją oddała.- Wyciągnął do mnie otwarta dłoń.
- Phy.- Prychnęłam tak jakby cos mnie rozśmieszyło, po czym odwróciłam się na pięcie i powiedziałam- Wrócę na obiad niech Hyoma upiecze jakąś rybkę.
Nigdy nie oddam Białej. Nie po to o nią walczyłam, żeby ktoś mi ją odebrał…
Stanęłam przed gigantycznymi drzwiami stojącymi w kamiennych ramach.
Załadowałam kuczer
Nie jestem bleyderką to patrz, co robię z tymi drzwiami.
-Biała Specjalny Atak Szpony Mrozu!- Bey uderzył w drzwi otwierając je na oścież, a z framugi odpadło parę kamieni.
Poprawiłam plecak i ruszyłam przed siebie. Nie jestem bleyderką dobre sobie.
Za drzwiami znajdowała się dolina, która stopniowo zmieniała się w górę, aż po sam szczyt pokrytą śniegiem. Podejście niebyło zbyt strome, więc szło się całkiem przyjemnie mimo lekko doskwierającego zimna.
Niby, co ma mi dać takie łażenie?- Myślałam szczelniej okrywając się jeansową kurtką- Hagane chce mi udowodnić, że bez bey’a nie da się wykonać tego zadania? A może naprawdę uważa, że nie jestem bleyderem… Niech go szlag.
Stanęłam przed jaskinią, z której wnętrza wyglądały sople.
-Kiedy to zobaczysz będziesz wiedziała, że o to mi chodziło.-Powiedziałam głosem senseia, a jaskinia powtórzyła za mną.-Hah no to pokaż mi coś ciekawego.
Weszłam do środka. Sople pobłyskiwały złowieszczo na sklepieniu jaskini niczym śmiercionośny żyrandol. To sobie moment na porównania wybrałam. Z każdym krokiem w jaskini robiło się coraz ciemniej i oprócz sopli na suficie pojawiały się też gigantyczne kolce na podłodze.
Mimo woli wyobraziłam sobie jak moje ciało jest przez nie rozrywanie na strzępy.
-Hah Hyoma by się ucieszył.- Echo powtórzyło za mną, a sople na suficie zaczęły się trząść dzwoniąc przy tym jak małe dzwoneczki. Ugięłam nogi szykując się na wszystko i czekałam jak to się skończy. Niepokojące dzwonienie ucichło, a na moich ustach pojawił się łobuzerski uśmieszek oznajmujący całemu światu, że znowu mi się upiekło.
Wyprostowałam się i tanecznym krokiem ruszyłam przed siebie. Kiedy byłam już pewna, ze nic mi nie grozi jeden mały maluteńki skrawek sopla oderwał się reszty i z brzękiem rozbił się na części.
-K*rrrrrrrrrRRRRRRRRRRRWWWWWWWAAAAAA!!!!!-Zaczęłam biec przed siebie unikając lodowych brył spadających na mnie z każdej strony. J*butnie gigantyczny sopel rozbił się na kawałki tuż przed moją twarzą. Zrobiłam krok w tył i dosłownie w tym momencie w miejsce gdzie stałam spadł kolejny sopel.
No k*rwa to są chyba jakeś jaja.
Szybko zrobiłam gwiazdę i ślizgając się na opadłych już soplach pobiegłam do wejścia.
-Kelly….Zdecydowanie za dużo gadasz.-Wysapałam stając przed jaskinią, w której w dalszym ciągu z sufitu spadały bryły lodu.
Kiedy we wnętrzu jaskini znowu zapanowała przecudowna cisza odważyłam się ponowie do niej wejść. Na początku niebyło źle, sopli nie było dużo i łatwo mogłam je ominąć. Schody zaczęły się mniej więcej w jednej trzeciej długości jaskini wielka kupa usypana z lodu sięgała niemal do samego sklepienia jaskini.
Cudnie.-Burknęłam w myślach, żeby nie musieć po raz kolejny stąd uciekać.
Ostrożnie zaczęłam się wspinać. W jaskini było ciemno jak w dupie( i gówno było widać), ale po paru minutach oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Przy samym sklepieniu musiałam się przeciskać. Parę razy przydeptałam sobie kucyki i klnąc jak głupia ryłam twarzą w lód pode mną. Kiedy powoli zaczęłam rozważać powrót gdzieś przede mną zobaczyłam delikatne światło.
Albo to wyjście, albo zdechłam. Tak między Bogiem, a prawdą to obydwie obcej kogoś uszczęśliwią.
Wylazłam z jaskini i ruszyłam przed siebie. Teraz brnęłam przez śnieg po kolana.
Lubię śnieg, kocham lód, a z zimą mogłabym mieć dzieci, ale jak zaraz nie znajd tego czegoś, co Hagane kazał mi przynieś to oszaleje.
Wiatr wył w moich uszach i sypał śniegiem w oczy. Może już do reszty oszalałam, ale momentami bardzo wyraźnie słyszałam znajomy śmiech.
Bynajmniej niekojarzący mi się miło.
Po raz kolejny przetarłam oczy do szczętu przemokniętym rękawem kurtki.
-Jesteś słaba.-Usłyszałam czyjś spokojny głos. Rozejrzałam się próbując usłyszeć skąd dobiegał, ale przez wirujące w powietrzu śnieżynki nie potrafiłam zobaczyć nic dalej niż na odległość wyciągniętej ręki.-Biała nie powinna być twoim bey’em.-głos stał się wyraźniejszy i bardziej drwiący- W ogóle nie powinnaś mieć bey’a. Nawet ten cały Hagane uważa, że nie masz w sobie jakiegoś tam ducha beyblade. Nie zmieścił się w takiej małej kotce.- Wtedy już wiedziałam, z kim rozmawiam, a właściwie, kogo słucham.
-Zostaw mnie.-Powiedziałam spokojnie.-Ciebie tu niema.
-Może i mnie tu niema, ale twojego ognistego ducha beyblade też niema…nigdzie- roześmiał się paskudnie i ucichł.
Szłam dalej.
Pi*rdolony sukinkot. Pokonałam go, więc czemu dalej zatruwa mi życie? Powinien mieć na tyle honoru by zostawić mnie w spokoju, albo jak człowiek wyzwać na pojedynek i załatwić tą sprawę raz na zawsze. Zabicie go gówno ci da. Ten sk*rwiel siedzi w twojej głowie.
Pomiędzy białą plamą świata, a białą plama świata dostrzegłam coś buro-brązowego i postanowiłam sprawdzić, co to. W sumie, co mam do stracenia?
Buro-brązowy kształt okazał się być drzwiami. Tak drzwiami, które ktoś musiał u przytargać z samego dołu tej pi*przonej góry i wstawić w ścianę… (Od zawsze wiedziałam, że ludzie w Komie nie należą do najnormalniejszych.) Potraktowałam je dwoma kopnięciami, a gdy wreszcie ustąpiły weszłam do środka na progu strząsając z siebie jeszcze nieroztopiony śnieg i wyżymając z nagromadzonej w nich wody kucyki.
-No dobra, co my tu mamy?-Spytałam samą siebie. Byłam w niewielkiej jaskini na końcu, której stało coś w stylu ołtarzyka, w którego centrum stała niewielka szkatułka. Niepewnie uchyliłam jej wieczko jednocześnie zaglądając do środka. W środku leżał zwinięty w rulon pożółkły i poprzecierany miejscami pergamin. Bez ceremonie wpakowałam sobie go do stanika- jedyne miejsce gdzie nie dostał się jeszcze śnieg…tak tam też już jest- i ruszyłam w drogę powrotną, a przynajmniej j taki miałam zamiar dopóki nie zobaczyłam jak bardzo sypie na dworze.
Po raz kolejny rzuciłam wiązanką przekleństw, której nie powstydziłby się, żaden twardziel z filmów sensacyjnych i postanowiłam chwile zaczekać, a nóź widelec się przejaśni.
Przymknęłam drzwi i usiadłam na schodkach znajdujących się przed ołtarzykiem.
Z nudów postanowiłam sprawdzić, co to za super mega tajna/ważna/ magiczna wiadomość znajduje się na kartce.
Wyciągnęłam pergamin i przy lichym świetle, jakie wydobywało się ze szpary pomiędzy drzwiami, a skałą czytać.
„, Jeśli to czytasz musiałeś przegrać trudną walkę”
Ja przegrać walkę? Gdzie tam? Ja tylko siedzę w jaskini na szczycie góry po tym jak całej drużynie, którą zagnałam na pomoc przyjacielowi spuścili łomot.- Jak zawsze musiałam skomentować to, co przeczytałam.
„Ginga”
Fajnie. Czytam list adresowany do rudego dziecka, któremu jestem winna czyjeś życie.
„To znaczy, ze przyszedłeś tu znaleźć sekretne „słowo zatarło się i nie byłam w stanie odczytać, co mogłam tu jeszcze znaleźć.” Nie bądź głupi! Dlaczego robisz coś takiego!? Dalej Ginga ludzie, którzy szukają łatwej drogi nigdy nie zwyciężają. To doskonała okazja byś udowodnił swoja wartość nie uciekaj od tego!”
Mamo. Czy Phonix musi się drzeć nawet, gdy pisze list do syna? Czytam to i mam wrażenie, ze drze mi się do ucha.
„Niema nic złego w tym, że chcesz wygrać, ale w beyblade nie chodzi o samą wygraną Ginga-wywiozłam oczami-Bleyderzy” Cała linijka zmieniła się w rozmazaną plamę atramentu.
Wygrana nie jest najważniejsza, ale co jest to już niełaska napisać wyraźnie.
„Nie mogę uwierzyć, że próbowałeś znaleźć, co takiego jak…”atrament z górnej linijki spłyną również na swoją sąsiadkę z dołu, a ja zgrzytając zębami czytałam dalej.” Prawdziwy bleyderzy nie potrzebują takich rzeczy synu. Dlatego to nie istnieje HAHAHAHAHAHAH!!!”Mimo woli uśmiechnęłam się widząc na pergaminie sekwencje rodem z facebookowych rozmów.
„Bleyder potrzebuje jedynie ducha, którego używa walce, o tym właśnie próbuje ci powiedzieć. Tylko twój dych beyblade może sprawić, że staniesz się silniejszy.
Posłuchaj Ginga. Nie bądź zdruzgotany, dlatego, że przegrałeś. Po porażce trzeba się ponieść i spróbować ponownie bez względu na to jak wiele razy upadniesz. Za każdym razem, kiedy poniesiesz się z upadku będziesz silniejszy. Właśnie, dlatego wyłącznie bleyderzy, którzy się nie podają mogą cos osiągnąć.” Cały pi*rdolony Hagane kazał mi się tu wspinać, żebym poczytała sobie o tym, co już dobrze wiem. Wiedzą to nawet dzieci.
- Nigdy się nie podam!- Zabrzmiał mi w uszach cieniutki głos Kenty. Mały uparciuch.
Wiatr na zewnątrz trochę się uspokoił, a ja niemiałam ochoty dalej czytać. Dam sobie rękę uciąć, że dalej pisał o wierze w siebie czy innym budującym gównie jak magia przyjaźni.
Schowałam kartkę z powrotem i ruszyłam w drogę powrotną do wioski.
Gdy byłam już u podnóża góry dotarła do mnie jedna rzecz. Przez całą pi*rdolona drogę nie użyłam bey’a. Może faktycznie nie jestem bleyderką i nie mam w sobie tego całego ducha.
Przy pierwszych drzwiach, na których zostały jeszcze ślady mojego pierwszego i ostatniego strzału dna dzisiejszego stał Hyoma.
Ciekawe czy sprawdzanie czy żyje to jakaś specjalna forma kary dla niego.
-Znalazłaś?-Spytał nawet na mnie nie patrząc.
-Tak.- Uśmiechałam się wyjmując kartkę.- Zaniesiesz ją czy mam się tym zająć?
-Zrób z tym, co chcesz.-Powiedział i sobie poszedł. Mogłabym przysiądź, że gdy się odwracał na jego ustach wykwitł uśmiech.-Zamknij buzie.- Rzucił jeszcze, a ja przyłam się na tym, ze stoję i patrzę się na jego plecy otwartą paszczą.
Szybko się ogarnęłam i dla odmiany spróbowałam go zabić wzrokiem.
Przytargoliłam nie to, co miałam? Ja to zawsze mam k*rwa szczęście.
Ines
Mary biega- już to widzę-Kelly się szlaja, a mi Ryo zaproponował wycieczkę krajoznawczą do pobliskiego wulkanu no, bo w sumie, czemu nie? Najwyżej spłoniemy.
Kiedy Mr. Hagane odstawił już moje sojuszniczki na miejsce i wrócił do mnie wyszliśmy z wioski i ruszyliśmy w kierunku nienaturalnie oddzielonej od reszty łańcucha góry. Mniej więcej w 2/3 jej wysokości dostrzegłam coś na kształt drzwi. Zmrużyłam oczy, ale nieudało mi się zobaczyć żadnych szczegółów.
Do tajemniczych drzwi od podnóża góry prowadziły schody po obu ich stronach stały metalowe słupy z paleniskami na czubkach. Na samum szczycie schodów zatrzymałam się i przez chwilę podziwiałam krajobraz. Z tej wysokości wioska Koma wyglądała jak malutkie ziarenko piasku pośród fałd zielonego materiału.
-Może i jest mała-odezwał się Hagane odczytując najwyraźniej moje myśli-, ale drugiej takiej ze świecą szukać.
-To naprawdę nie typowe miejsce.-Przytaknęłam.
Odwróciłam się i moim oczom ukazały się gigantyczne kamienne rzeźby przestawiające dwa smoki. W pierwszym odruchu obronnym przycisnęłam ręce do boków, ale kiedy zorientowałam się, że to tylko kawałek rzeźbionego kamienia uspokoiłam się i pewnym krokiem weszłam do jaskini. W ściany w bite były stojaki podtrzymujące płonące pochodnie, a z końca tunelu biło jasne światło. W miarę jak się do niego zbliżałam robiło się coraz cieplej.
Przy samym końcu tunelu kobiecy szósty zmysł kazał mi się cofnąć o krok dosłownie w tym samym momencie ze pyska rzeźby buchnął ogień zatrzymując się tuż przed moją twarzą. Mimowolnie wstrzymałam oddech. Kiedy Hagane stanął obok mnie załadował kuczer i strzelił prosto w ogień. Gdy ten zgasł przeszliśmy w głąb czegoś, co kiedyś mogło być swego rodzaju świątynią. "Sufit" świątyni zawalił się przysypując istniejące tu kiedyś jeziorka lawy, których resztki w dalszym ciągu tliły się pod kamieniami. To one tak grzeją.
-Tutaj trzymaliśmy Lightning L-Drago zanim Dark Nebula go nie zabrała.- Powiedział wskazując stertę fioletowych kryształów. Więc to tutaj rozegrał się "dramat" Kelly.-Pomyślałam.- Cała ta atmosfera wisząca pomiędzy "Betty", a Hyomą jest po prostu śmieszna i przesadzona. Długo zastanawiałam się nad tym czy przypadkiem nie jest w całości zmyślona, ale ich rozmowa dzisiejszej nocy zburzyła do reszty moje wątpliwości, co do tego. Podeszłam do krawędzi ocalałej półki skalnej. Dalej nie mogłam już iść jednak chciałam przyjrzeć się bliżej tym kryształom.
-Czy jest jakaś droga do tego ołtarzyka?-Spytałam spoglądając na Mr. Hagane kątem oka.
-Spodziewałem się, że cię to zainteresuje. Tam- tu wskazał niewielką skalną półkę biegnącą prawie nieprzerwanie nie licząc kilku niewielkich przerw.
Z bijącym sercem postawiłam pierwszy krok potem kolejny i tak dalej do pierwszej przerwy. Kiedy do niej dotarłam popełniłam jeden z błędów, którego mało, komu udało się uniknąć-spojrzałam w dół. Jak na zawołanie z krawędzi, na której stałam posypały się małe kamyczki. Przylgnęłam całym ciałem do ściany i stałam tak przez chwilę oddychając głęboko starając się równocześnie ile zwracać uwag na dym unoszący się w powietrzu. Kiedy odzyskałam pełna kontrole nad sobą szłam dalej. Kiedy dotarłam do końca pułki skalnej zeskoczyłam na ziemię. Przez chwilę oceniałam czy mogę iść dalej, po czym pewnym krokiem podeszłam do sterty fioletowych kamieni.
Tak ja myślałam. Fughit. Posiada zdolność pochłaniania energii oraz jej izolowania w zależności od ilości i warunków, w jakich się znajduje. Dawniej przypisywano mu moce odstraszające złe duchy i inne nie miłe widziane w domowym zaciszu rzeczy. Nic dziwnego, że właśnie z niego zbudowano więzienie dla demonicznego bey’a. Tylko, po co przecież to była tylko kwestia czasu zanim Drago się uwolni. Wzięłam do ręki jeden z kryształów i włożyłam do kieszeni, a nuż widelec się przyda.
-Jak długo udało wam się go zatrzymać?-Spytałam, kiedy na powrót stałam koło Ryo.
-Jedno tysiąc lecie.-Pokiwałam głową.
Ciekawe, na co Drago tak długo czekał... Mniejsza.
-Coś jeszcze? Czy mój trening ograniczał się do wspinaczki po schodach?
-Tak chciałbym jeszcze prosić cię o jedną drobną przysługę.
-W takim razie słucham.-Powiedziałam z nieświadomych przyczyn wprawiona w świetny nastrój.
Razem z Mr. Hagane zeszliśmy z góro-świątynio-wulkanu (Takie rzeczy tylko w Komie).
Kiedy szliśmy drogą w stronę wioski zobaczyłam ciemne chmury unoszące przy szczycie gór. Pewnie strasznie tam pada. Ku mojemu zdziwieniu nie weszliśmy do wioski minęliśmy ją szerokim łukiem. Po raz kolejny oddałam się podziwianiu krajobrazu. Skraj lasu, którym przechodziliśmy był cudownie oświetlony przez jasne słońce, które mimo całego swojego żaru nie pozbawiły drzew wody, która tak obwicie skropiła ziemie zaledwie kilka dni temu.
-Jesteśmy na miejscu.-Stwierdził mój towarzysz, kiedy znaleźliśmy się na niewielkim wzniesieniu na środku, którego znajdowała się zniszczona arena.
-Mam rozumieć, że przysługa, o którą chciałeś mnie prosić to wspólna walka.
-Nie do końca, ale skoro już to zaproponowałaś…- załadował kuczer.
Spojrzałam na powierzchnię areny. Została zrobiona z zielonego tworzywa, którego nie byłam w stanie rozpoznać była mocno popękana zapewne był to efekt zbyt gwałtownej bey bitwy. Hah tak jakby istniało coś takiego jak spokojna bey bitwa. Gdzie strzelić by nie wpaść w jedną z tych zdradzieckich szczelin?
Załadowałam kuczer.
-3
-2
-1
- Let it trip!
Na samym starcie musiałam zatrzymać Iskrę w przeciwnym wypadku wpakowałaby się w jedną z tych ogromnych dziur w nawierzchni.
-Fireblaze Specjalny Atak Płonące Uderzenie Ognia!- Bey Ryo natychmiast za atakował moją małą Iskrę i zepchnął ją na samą krawędź areny.
-Iskra Ognista Szarża.- Bey zapłonął oślepiającym światłem, wyrwał się z kleszczy ataku i pomknął krawędzią areny.
-Fireblaze!- Przeciwnik zaczął mnie gonić. Dobra trzeba coś zrobić, bo jeśli tak dalej pójdzie nasza walka zakończy się moją porażką spowodowaną uśpieniem
-Iskra!-Bey przyspieszył i zaszedł przeciwnika od tyłu- Specjalny Atak Kula Ognia.- Bey strzelił, ale w ostatniej chwili Fireblaze zsuną się z krawędzi i pognał na środek areny przeskakując przez szczeliny. Specjalny atak Iskry roztrzaskał się o zieloną powierzchnie pozostawiając na niej głębokie bruzdy.
-Płonące Uderzenie Ognia!-Ryknął Hagane.
-Kula Ognia!- Nasze bey’e zderzył się ze sobą ogień buchnął na wszystkie strony. Gdybym walczyła z kimś innym walka już dawano by się skończyła, żaden bey niema prawa przetrwać takiej wysokiej temperatury. Jak widać od każdej reguły są wyjątki.
Bey’e odskoczyły od siebie i zaczęły kołować po arenie jak dwa wściekłe tygrysy szykujące się do ataku.
Dobra Fireblaze to tryb długo dystansowy, natomiast Iskra to typ ofensywny, jeśli tak dalej pójdzie skończy jej się energie i przegramy. Muszę załatwić to jednym atakiem.
-Iskra Ognista Szarża!- Mój bey ruszył na Fireblaze, lecz ten wyskoczył w powietrze.
-Zawiodłaś mnie Ines spodziewałem się po tobie czegoś więcej! W końcu jesteś dowódcą.- Powiedział Ryo.- Fireblaze Specjalny Atak Płonące Uderzenie Ognia!- Potężny feniks zaczął pikować po siebie wprost na Iskrę.
-No i się wi*rdoliłes w niezłe bagno. Ines specjalny Atak Rozpętaj Piekło.-We wszystkie strony buchnął ogień, który pochłonął Fireblaza. Kiedy usłyszałam jego ostatni krzyk nie mogłam się powstrzymać i wybuchłam głośnym śmiechem. Całą arenę przykrył ogień.
Usłyszałam dźwięk pękającego bey’a.
-Iskra kończ to!-Ogień zgasł i obydwa bey’e wylądowały z powrotem na arenie jednak tym razem jej powierzchnia była gładka jak lustro. Przywołałam swojego zwycięskiego bey’a i ukłoniłam się.
-Brawo. Niechętnie to przyznaje, ale myliłem się, co do ciebie. Jesteś dużo silniejsza niż na początku zakładałem. Dziękuje za pomoc w naprawie areny. Jesteś wolna.-Powiedział Hyoma również się kłaniając.
„Jesteś wolna”- Hah tak jakby ktokolwiek był w stanie mnie uwięzić.
Kelly: I co obudził się?
Ryuga: Nie. Dalej śpi jak kamień.
Kelly: Jest taki uroczy gdy śpi.
Saruhiko Fushimi: Kelly *woła śpiewnym głosem* Wiesz po co przyszedłem daj mi to to może przeżyjesz kolejny dzień.
Kelly: Saruhiko Fushimi. Dobrze wiesz, że jak czegoś chce to to dostanę, a teraz chcę twojej głowy na talerzu.* zaczynają walczyć*
Mary; Dlaczego Kelly walczy czymś co wygląda na jej rodzinę?
Ryuga: Nowy chce zabrać nowa zabawkę Kelly, a ona chce go zabić bo go nienawidzi bo jest z tego samego gatunku co ona. Innym słowy wojny klonów.
Mary: Aaaaaacha, a coś nowego się działo?
Ryuga: Nie.
Ja; Co tu się dzieje!? *Saruhiko Fushimi uwięziony w ryle lodu fajczy się na niebiesko wisząc na bacie zaczepionym pod sufitem.*
Kelly:*zlizuje krew z jej palców* No co? Chciał z powrotem uwięzić Mikoto.
Ja: Kelly masz szlaban nie wychodzisz z pokoju, ale najpierw odniesiesz tych dwóch do ich animy.
Kelly: Matko niech oni się już pogodzą bo jak zwykle ja obrywam najmocniej.
Rozdział 68 za nami dodany z opóźnieniem bo walka. Poza tym proszę o pisanie zadań i pytań dla postaci z mojego bloga. Pytania i zadania mogą być przeróżne. Im głupsze tym lepiej. A teraz dowód na to, że postacie z anim mogą opętywać ludzi. Moje koleżanki z klasy śpiewały to:
Aomine: Mówią o mnie w mieście co z niego za typ wciąż chodzi ****** Chyba nie wie co to wstyd. Brudny niedomytek na dachu ciągle śpi... Pomińmy zwrotkę bo jest do dupyyyyyyyy...
Cycki moja żono jednak ty najlepszą z dam. Już mnie nie opuścisz nie nie będę sam. Mówią "cycki to nie wszystko można bez nich żyć" lecz nie wieeeeeeEeeeeeedzą o tym, że naaaaaaaaajgoooooOoooorzej w życiu to bez cycków żyyyyyyyyyyyć!!! To bez cycków żyć!
Już miałem na oku chcacjende wspaniałom mówię wam. Lecz nie chciała tam zamieszkać, żadna z cycatych pań. Zawsze śmiały się wołając za mną wciąż: Bardzo ładny frek masz Daiki, aleeeeeeeeeee kieeeeepski byłby z ciebie mąż. Byłby z ciebie mąąąąąż.
Ja: Dobra zamknij się już.
Mam nadzieje, że wam się podobało
Żegnam się zwami, ale nie na dobre.
Do następnego posta
Hania.
PS
Kelly: Mary mam dla ciebie zaj*biste amv do posłuchania.
amv
Mary: * słucha i rumieni się* Umżyj.