sobota, 22 września 2018

Beyblade po mojemu (S. 2 R. 19)


Rozdział 19


Mary

Spadałam. Zapadałam się w szaro burej przestrzeni  by za moment wznieść się lekko w górę. Czułam się jak balonik wypełniony helem przywiązany do rączki dziecka. Spadałam i wznosiłam się i tak w kółko. Ta gra zdawała się trwać w nieskończoność, aż w końcu zamiast polecieć opadałam ciężko na drewnianą podłogę w starym płonącym budynku.
-Co ty tu jeszcze robisz!?-Usłyszałam czyjś krzyk, powoli próbowałam się podnieś, ale cały świat wirował. Poczułam jak ktoś złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Wiedziałam, co się dzieje przeżywałam to już milion razy. Dym gryzł w oczy i wciskał się do gardła potęgując mdłości. Kaszlałam wcierając łzy wypływające mi strumieniami z oczu.
Wybiegliśmy na otwartą przestrzeń. Oparłam dłonie na kolanach,  gwałtowne torsje wyszarpały ze mnie trochę czarnej od pyłu śliny. Rozległ się chrzęst walącego się budynku i ryk dwóch bestii.
No dobra miejmy to już za sobą.- Wyrównałam oddech, wysortowałam się i ruszyłam w stronę epicentrum tego pogromu.
Wyszłam na plac i zobaczyłam dwóch walczących ze sobą mężczyzn.
Spojrzałam na, bleydera, który władał Drago. Wielkie szalone oczy i krzywy uśmiech.
, „Gdy miałem trzynaście lat kazali mi opętać mroczną moc."
On też jest opętany. Szalony do szpiku kości bez szans na ratunek.
-L-DRAGO MROCZNY RUCH PODNIEBNY NISZCZYCIEL CESARSKIEGO SMOKA!!!-Ryknął  rozkładając ręce na boki, tworząc na nich fioletowe kule energii i ciskając tym w bey'a z którego wyleciały jeszcze dwa smoki, które dołączyły do walczących bestii. Wszystkie trzy smoki wczepiły się pazurami i kłami w Fenrira Przewróciły go zmieniając się razem z nim wielką bezkształtną masę energii, która pochłonęła stojącego na jej drodze bleydera, a potem mnie. Po raz kolejny porwało mnie w górę i gwałtownie upuściło.
Gruchnęłam o mokrą miękką ziemię. Leżałam na polanie pośrodku lasu.  Fenrir czekał tam na mnie. Nie był zadowolony.
-Wstań.- Rozkazał. Zrobiłam to.-Wyłaś poza granicami żelaznego lasu. Konsekwencje twojego czynu będą ogromne.
-Nie wiedziałam, co robię. Chciałam go tylko zatrzymać.
-To teraz bez znaczenia. Miałem zamiar powoli przeprowadzić cie przez szkolenie wygląda jednak na to, że będziemy musieli przyspieszyć. Dołączysz teraz do polowania.
-Na, jakiej pozycji?
-Ofiary.


Kelly


Spanie na kanapie jest trochę jak rzut monetą z jednej strony możesz zaliczyć tam najlepszą drzemkę w życiu taką, po której budzisz się z odbitymi śladami poszycia na policzku i ciepłem w duszy, a z drugiej strony może się stać tak, że obudzisz sie powykręcana ze zgniecionym uchem, obolałymi kośćmi i czyjąś stopą przy twarzy.
-Fuuu. -Jęknęłam.- Włosy na nogach też masz zielone.- Stopa stanęła na podłodze, a jej właściciel podniósł na mnie zaspane oczy.
-A ty wyglądasz jak gówno.
-Bywa.- Mruknęłam przeciągając się. Yoyo musiał odchylić się lekko, żeby nie dostać stopą w podbródek.- Tak właściwie to, co ty tu jeszcze robisz? Nikt cie nie nauczył, ze powinno sie uciekać przed świtem? -Prychnął.
-Kto ci dawał takie lekcje twój alfons?
-A, co chcesz zamówić korepetycje?- Pokręcił głową ze zrezygnowaniem, usiadł na brzegu kanapy i zaczął zakładać buty.
-Ubieraj się.-Powiedział.
-Po co?- Ziewnęłam.
-Chyba nie myślisz, że zapomniałem.-  To było by urocze gdyby nie mówił tego zły Kyoya chcący zaciągnąć mnie siłą do lekarza.
-Ty wszytko potrafisz popsuć.-Mruknęłam nakrywając sie kocem.
-Ubieraj się i idziemy. -Powtórzył sprawdzając swój telefon.
-Słuchaj.-Zaczęłam podnosząc się do siadu trąc piąstką zaspane oczy.-  To jest tak na dobra sprawę bezsensu, bo widzisz ja nie...-I teraz powinnaś wymyślić jakąś dobra wymówkę, która zakryje to, że nie chcesz żeby ktoś z doktoratem potwierdził twoją teorie.
I wtedy on wyszedł. Pół biedy jakby wyszedł z siebie i staną obok. On po prostu wstał i wyszedł z mieszkania, od tak.
Rozejrzałam się po salonie nie wiedząc, czego właściwie sie spodziewałam, po czym spojrzałam w górę i szepnęłam.
-Dziękuje.


Mary


Biegnij po prostu biegnij nie możesz pozwolić im się otoczyć. Ofiara zwykle biegnie w stronę reszty stada, a naganiacze jej na to nie pozwalają. Z tym, że ja nie mam stada, do którego mogłabym teraz uciec. Mimo to od czegoś mnie ogradzają.  Ostro skręciłam wzbijając przy tym w powietrze pióropusz leśnej ściółki
Wpadłam do wody. Uskok nie był wysoki, a woda sięgała mi tylko do pasa, więc jakoś udało mi się przebrnąć na drugi brzeg. Mokre ubrania spowalniały ruchy, ale nie miałam czasu, żeby coś z tym zrobić musiałam biec dalej zgubić. Pogoń usłyszałam za sobą głośny plusk oddzielający się od szumu rzeki.
Są tuż za mną.
Jeden z wilków skoczył na moje plecy.- Zaryłam w ziemie wyciągniętymi przed siebie rękami. Wilk sturlał sie w dół niewielkiego wzniesienia, ale szybko podniósł na nogi i wyszczerzył na minie kły sierść na jego karku zjeżyła się, przez co wyglądał na większego. Powoli cofałam sie nie chcąc sprowokować nagłego ataku dopóki nie natrafiłam plecami na drzewo.
-Otoczyły mnie-szepnęłam do siebie kątem oka dostrzegając drugiego wilka skradającego się do mnie z lewej.- Jak już przegrywać to w walce. - Urwałam oderwałam uschniętą gałąź i  mocno zacisnęłam na niej dłonie.
Pierwszy skoczył na mnie wilk stojący z lewej. Zamachnęłam sie  i zdzieliłam go kijem w łeb za piszczał i poleciał w bok. Drugi wilk próbował zaatakować mnie od tyłu w ostatniej jednak chwil udało mi sie odskoczyć zatoczyłam sie i udałam. Wilki natychmiast to wykorzystały rzucając sie mi do gardła cudem udało mi się zablokować jego szczęki gałęzią ta jednak trzasnęła po chwili rozsypując sie w drzazgi. Wtedy jedyne, co mi pozostało to bronić sie gołymi rekami. Starałam się sie zrzucić go z siebie jednocześnie nie dać rozszarpać sobie gardła. Długo tak nie wytrzymam-pomyślałam szukając wzrokiem czegokolwiek, co mogłoby pomóc mi sie z tego wykaraskać. Trafiłam na kamień próbowałam po niego sięgnąć i wtedy właśnie poczułam zaciskające sie na moim przedramieniu szczęki.
Wrzasnęłam. Zacisnęłam dłoń na kamieniu wyrwałam go z ziemi, po czym z całej siły walnęłam nim przeciwnika w łeb. Wilk odskoczył z piskiem. Podniosłam się i spojrzałam na pozostałego wilka wyzywająco. On spojrzał na uciekającego towarzysza potem na mnie i sam zaczął schrzaniać. Odrzuciłam kamień na bok i wróciłam do biegu. Biegną po resztę stada. Najwyraźniej część z nich musiała zgubić mój trop przy rzece.
Musze dostać sie wyżej. Wilki nie potrafią się wspinać, więc może drzewo? Nie. Będę tam siedzieć dopóki się nie wykrwawię. Potrzebuje...Potrzebuje...
Wypadłam z pomiędzy drzew prosto na skalną ścianę.
Była wysoka stroma i mocno poharatana. Rozejrzałam się.  Nie było łagodniejszego podejścia.
Nada się.
Zaczęłam się wspinać, a właściwie spróbowałam to zrobić. Podziurawiona ręka nie była tu pomocna. Muszę znaleźć inny sposób. Coś, do czego nie potrzebuje rąk.
Myśl Mary. Myśl.
Potrzebuje dwóch ścian blisko siebie tak, żebym mogła oprzeć się jednocześnie plecami i nogami.
Jest! Szczelina skalna. Powinnam dać radę wdrapać się nią na szczyt i nie stracić ręki.
Szorowałam plecami po skale i przestawiałam powoli nogę za nogą wilki warczały na ziemi, ale nie były wstanie mnie w żaden sposób dostać. Wgramoliłam się na brzeg klifu. Leżałam z policzkiem przeciśniętym do chłodnej mokrej ziemi, kiedy przykrył mnie cień.
-Gratuluje. Przeżyłaś.


Kelly


-Benkei nic mi nie jest. - Mój kochany uwielbiony starszy brat postanowił mnie odwiedzić. Od samych drzwi  był przekonany, że potrzebuje jego pomocy. No dobra przyznaje mieszkanie nie zdałoby testu białej rękawiczki, ale Benkei nie jest aż takim czyściochem, żeby uważać to za coś, z czym trzeba mi niezwłocznie pomóc. Teraz stoi na środku pokoju w miejscu gdzie dalej nie ma stolika ściskając mnie tak, że nogi fruwają mi jakieś pół metra nad ziemią.
Całe szczęście, że Kyoya zmył sie zanim mój big bro przyszedł, bo byśmy we dwoje tak wisieli.
-Już dobrze, wszytko będzie w porządku, jestem tutaj.- Czy on płaczę? Proszę tylko nie to.
-Wielkoludzie?
-Co jest kruszyno?
-Z, czym ja tak właściwie potrzebuje tej pomocy?- Przestałam być miażdżona w ramionach, a zamiast tego Benkei trzymał mnie przed sobą na odległość wyciągniętej ręki i zaczął patrzeć na mnie zdziwiony.
-To chyba ja powinienem cie o to zapytać.
-No tak. Z tym, że ja nie wiem.
-Chwila.-Posadził mnie na kanapie, a sam usiadł obok.- Napisałaś do mnie wczoraj -wyciągnął z kieszeni telefon i pokazał mi sms.- "Przyjedź. Proszę." W restauracji był ruch, więc przeczytałem go dopiero w nocy, a wtedy nie było już żadnych połączeń. Więc jestem dopiero teraz. Próbowałem się do ciebie do dzwonić, ale nie odbierałaś. Napisać więcej też nie napisałaś.- Bardzo kurwa zabawne Yoyo.
-Wiesz wczoraj trochę wypiłam i mi się  smutno zrobiło, aaaaaa potem mi się film urwał.- Miło wiedzieć, że jest w stanie do mnie przyjechać z powodu głupiego sms.
-Bitch im a boss!- Ryknął mój telefon. Oho Tsubasa dzwoni- Bitch ima boss!
-Muszę odebrać. Praca wzywa.

Mary

Usiadłam na ziemi z głową między nogami i ciężko dyszałam. Oddychałam wysuszonym gardłem, a głowa chciała mi eksplodować.
-Jesteś świadoma, co zrobiłaś? -Pokręciłam głową.-Dostosowywałaś otoczenie do swoich potrzeb.
-Co?- Jęknęłam podnosząc głowę.
-Niektórzy zmieniają sie by dostosować sie do obecnych warunków inni przenoszą sie w miejsca bardziej dla nich dogodne ty natomiast nagięłaś rzeczywistość tak by sprzyjała tobie.
-Ja nic nie robiłam.
Fenrir podniósł łeb, rozejrzał się i zapytał:
-Wiesz gdzie sie znajdujemy?
-W Żelaznym lesie.
-Tak, ale tylko w pewnym sensie. Przede wszystkim to twój umysł. Twoje myśli mają...
Jasne światło weszło Fenrirowi w słowo.
-Mary? Mary!? MARY!- Obudziłam sie obok łóżka, a Glut klepał mnie po policzku.
-Daj mi spokój.- Mruknęłam podnosząc sie do siadu. Ból przeszedł po mojej ręce, aż po same zęby.- Szlak.
-Mary? Co jest?
-Chuj cie to obchodzi...To nic. To tylko widmo ból.- Mruknęłam czując w ustach słony smak krwi. Pięknie. Co tym razem nos czy warga?
-Dosyć, tak nie będzie. Zabierzesz mnie do niego. Chce z nim rozmawiać.
-Nie ma mowy!
-Nie pozwolę, żeby to sie dalej ciągnęło! Te całodniowe medytacje te utraty przytomności i to wczoraj z Alexem to też wina tego wilka.
Jestem każdym koszmarem, jaki Alex wyśnił przez ciebie! Jestem jego strachem i nienawiścią! Ścierwem, które nie może odejść z tego świata bez względu na to jak bardzo bym tego chciał!
-On ma imię. Fenrir. -Mruknęłam.
-Mam rajcie wiesz o tym.
Telefon zaczął dzwonić. Równocześnie spojrzeliśmy na leżące na dywanie urządzenie.
-Ani. Mi się. Waż. -Syknął Yoyo.
Odebrałam.
-Czekam na dole. -Powiedział Bastien. W tle słychać było pracujący silnik.-Otori chce nas widzieć.
-Zaraz będę.-Powiedziałam podnosząc sie z ziemi.
-Nigdzie nie pójdziesz.- Kyoya złapał mnie za ramię.- Nie w tym stanie.
-Wyjdę drzwiami, albo oknem nie zatrzymasz mnie.
***
Wsiadłam do samochodu i zapięłam pasy.
-Problemy z bratem? -Zapytał zerkając na mnie.
-Nieważne.- Mruknęłam.
- Skoro tak mówisz, a przy okazji mam coś dla ciebie.-Mężczyzna wyjął z kieszeni przeźroczyste okrągłe pudełko i podał mi je. W środku był zgnieciony kawałek jakiegoś metalu.
-Co to?
-To twoja pierwsza kulka.
-Al...
-Przeszedłem się po pobojowisku i wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią, że to właśnie ona
-Ummm dziękuje?
-Nie ma, za co.- Uśmiechną się i ruszyliśmy. 
W WBBA czekali już tylko na nas. Usiadłam pomiędzy Bastienem, a złą na mnie, Ines kiedy to zrobiłam Otori zaczął.

Kelly


-A, więc dwójka młodych ludzi zaginęła bez śladu. Wyszli do szkoły i nie wrócili.-Tsubasa szybko przeszedł do sedna sprawy. Co było zarąbiste. - Mamy podstawy uważać, że to jest to nasza sprawa. Dlatego właśnie wyślemy was do Hakuby.- Hyhy habuba.-  Rozejrzycie się. Jest szansa, że uda wam się ich znaleźć ich zanim...
Otori musi dramatyzować. Po prostu musi. Do kręciłam butelkę z wodą,  którą bawiłam się, od kiedy tylko usiadłam na krześle ( Zabrali wszystkie obrotowe fotele. Skubańce się uczą) i wzięłam łyk.
-Właśnie, dlatego na miejscu jest już Hyoma.- Adrelina pod sufit. Woda wypluta na biurko.-  Dołączycie do niego.
-Żartujesz, prawda?- Zapytałam bardzo poważnie jak na kogoś, kto właśnie udowodnił, że nie potrafi pić jak człowiek.
-Jestem śmiertelnie poważny. - śmiertelnie to ja będę ranna.- To najlepszy tropiciel...
-Bull shit.- Powiedziałam zakładając nogę na nogę i odpierając się wygodnie.-  Daj mi do ręki telefon w godzinę sprowadzę ci tu lepszego.- Kelsi na pewno jakiegoś zna.
-Najlepszy za...-Prychnęłam, a Ines kopnęła mnie pod stołem w kostce. -Zatwierdzony przez WBBA tropiciel bez niego szukanie zaginionych może zajmie wam nieporównywalnie więcej czasu.
-Nie pękaj niebieska.- Mary posłała mi wredny uśmiech.- Poprosimy, żeby szybko cię wykończył.



Rozdział 19 za nami. Jak wam mija pierwszy miesiąc po wakacjach? Wiem brzmię jak dokładnie każdy jeden dorosły z jakim zdarzyło sie wam rozmawiać w ciągu ostatnich kilku tygodni. Ja zaadoptowałam kaktusa.
Na imię ma Doji zobaczymy ile przeżyje. ;)

No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta (oby niedługo)
Hania.