niedziela, 25 września 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.4)

Rozdział 4

Mary

Wsiadłam na motor i włączyłam się do ruchu drogowego.
Przejebana sprawa z tym WBBA.
Weszłam na nieznany ląd. Coś się zmieniło, raczej nie na lepsze, a ja takich zmian się boje, bo już nigdy nie będę mogła wrócić do normy, a nie wiem czy to będzie dobre.
Wróciłam do domu i zastałam tam jeszcze większy bałagan niż zostawiłam. Przez okno, które zapomniałam zamknąć wpadł wiatr i przewrócił dwie książkowe wierzę.
No po prostu kurwa no nie.
Po przestawieniu z miejsca na miejsce kilku książek stwierdziłam, że mam to gdzieś. Chwyciłam jedną z nich i poszłam się położyć. Zdjęłam spodnie od dresu, bluzę i uwaliłam się na łóżku.
Co za dzień. Mógłby się już skończyć. Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 3:45.
O. Już się skończył.
Na ekranie pojawiło się bardzo mocne zbliżenie nosa i fragmentu zębów Kyoy. O cho braciszek dzwoni.
-Co jest glucie?-Spytałam odbierając.
-Jutro wieczorem będę z powrotem w Japonii.
-Wywalili cię z drużyny, że tak szybko wracasz?
-Szybko? Nie było mnie trzy miesiące.-No brawo Mary kompletnie czasu nie ogarniasz.- Mieszkanie jeszcze stoi?
-Stać stoi. Gorzej z wyglądem. Mniejsza znalazłeś młodego.
- Nie. Chodzą słuchy, że zmienił kontynent.
-Łazior.-Sapnęłam.
-Taki sam jak cała trójka.-Zaśmiał się.- Dobra. Kończę, bo u ciebie pewnie już późno.
-Dobra. Cześć
-Cześć.
Założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać jakieś piosenki do snu. Po przełączeniu kilku z nich trafiłam na "Swedish Pagans" i tam już zostałam. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w chór potężnych męskich głosów opowiadających pewną historię.
Chwila! Czy ja dobrze rozumiem?
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam po laptop
***
-Mam Alex! Mam!-Wołałam przechodząc przez salon starając się nie wpaść na Kropkę. Wpadłam do pokoju Alex'a i zaczęłam śpiewać.- The wise woman said, Once you're hardened in battle There is no coming back fight or fall And before the attack Feel your blood starts to boiling in your veins as you charge Hundreds fallen As the fire inside Is ignited by bloodshedIn berserkers from north Could it be as was said When the serpent's been woken. Fenrir howls. Fenrir howls. Fenrir zawyje. Rozumiesz Alex? Fenrir zawyje.-Chłopak spojrzał na mnie pół przytomnymi oczami, po czym zabrał z szafki nocnej okulary wsadził je na nos, zamrugał kilka razy i powiedział:
-Chyba cię Bóg opuścił.
-Obudziłam cię. Przepraszam.-Powiedziałam wycofując się w stronę drzwi.
-Nie. Nie. Wszystko w porządku.-Uspokajał mnie siadając na łóżku i przecierając oczy.-To, o co ci chodziło?
-No, więc. Posłuchałam twojej rady i spróbowałam jakoś się ogarnąć, ale mi nie wyszło, więc skończyło się na tym, że leżałam na łóżku i słuchałam muzyki. No i wtedy zaczęło lecieć "Swedish Pagans" i się tak jakoś zasłuchałam w tekst i BOOM Fenrir. Wiesz, że Wolf jest wilkiem, a jego specjalny atak to Wycie, przez co manipuluje strachem te sprawy. No i zaczęłam czytać o tym całym Fenrirze- mówiłam grzebiąc w plecaku i wyciągając z niego ogromną starą książkę.- Jest po szwedzku i szczerze nie mam pojęcia, w jaki sposób się u mnie znalazła pewnie kupiłam ją na targu książki, bo miała ładną okładkę - dodałam mimochodem-, ale udało mi się to przetłumaczyć i patrz, czego się doczytałam.-Powiedziałam siadając obok Alex'a i wreszcie łapiąc oddech.-Chłopak poprawił okulary i spojrzał na za bazgroloną przeze mnie kartkę.
-Także tego....Yyyyy.-Przetarł szkła skrawkiem koszulki jakby to one były winne temu, że nic na tej kartce niema sensu i powiedział w końcu.-Nie mam zielonego pojęcia, co tu piszę.
-Sorka pisałam to w środku nocy.-Usprawiedliwiłam się i zaczęłam czytać.-  Wilk w kulturze nordyckiej uosabia siły demoniczne. Jednakże również takich sił można było używać, i czyniono to. Wilczą moc, jak wierzono, posiadali – obok niedźwiedziej – berserkowie. Byli to niezrównani w walce, nieodczuwający strachu i nieznający litości wojownicy, potężni i budzący grozę. Obawiali się ich sami wikingowie, a w innych ludach wzbudzali strach wprost paniczny. Wierzono, że podczas bitwy wcielają się w nich duchy zwierząt – wilków i niedźwiedzi, i że żadna ludzka siła nie jest zdolna im się przeciwstawić. Chodzi o Fenrira, syna trickstera Lokiego i olbrzymki Angerbody, który był dzikim i bardzo silnym wilkiem. Z obawy przed jego siłą bogowie zdecydowali się go uwięzić. Został spętany magicznym powrozem stworzonym z korzeni gór, ptasiej śliny, kobiecej brody, odgłosu kocich kroków i podobnych elementów. Według innej wersji mitu, Fenrir był potwornym wilkiem pozwalającym sobie dla zabawy zakładać różnorakie pęta, które bez trudu zrywał. Pewnego razu Bogowie zlecili karłom wykonanie specjalnego sznura zwanego Gleipnir, którego Fenrir zerwać już nie zdołał. Wilk utracił swoją wolność, a bóg wojny, Tyr, prawą rękę, którą włożył w wilczą paszczę. Według mitu, Fenrir zdoła się uwolnić podczas końca świata – na początku Ragnarok, i wraz z Garmem, psem bogini Hel, podejmie próbę obalenia kosmicznego ładu. Zdoła pożreć Słońce i Odyna, lecz zostanie ostatecznie pokonany i zabity przez jego syna – Widara. Obraz ten jest przeniesieniem na skalę kosmiczną zagrożeń społecznych, płynących z naruszania przyjętych reguł.-Zakończyłam triumfalnie.
-Czyli myślisz, że Wolf to Fenrir tak?-Zapytał chyba jeszcze nie do końca obudzony Alex
-Acha. – Uśmiechnęłam się szeroko.-Wszystko się zgadza.
-Sprawdzałaś już czy masz racje czy od razu przybiegłaś do mnie?
-Do ciebie.-Odparłam pakując książkę do plecaka.
-To naprawdę miłe, ale Wolf chyba powinien się o tym dowiedzieć pierwszy. Kiedy mu powiesz, że wiesz, albo, że przynajmniej wpadłaś na trop?
-Jak wrócę do domu.
-Mogę puścić z tobą? Zawsze chciałem spróbować tej medytacji.-Uśmiechnął się rozbrajająco.
-…-Nie! Mowy nie ma!-Nie wiem czy tak się da... Ostatnio jak byłam w lesie w kimś oprócz Fenrira to była to ta psychopatka...I wiesz.-Zrobiłam z niej krwawą miazgę.
-Chodziło o to czy mógłbym z tobą posiedzieć.
-Posiedzieć zawsze.-Zaśmiał się pod nosem.
-To fajne. Jakby, co będę mógł ci pomóc.
-Jakby, co?-Zapytałam podejrzliwie.
-No wiesz martwię się. Widziałaś, w jakim stanie cię zastałem. Co jak znowu się tak zapomnisz w tym medytowaniu?-Spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Tylko się trochę zaniedbałam
-A jak za medytujesz się tak na dłuższy czas i się no nie wie odwodnisz? Właśnie odpoczęłaś czy spędziłaś cała noc na słuchaniu muzyki?
-Chciałam, ale wpadli do mnie agenci WBBA i złożyli mi propozycje nie do odrzucenia, a właśnie od dzisiaj będziemy razem pracować.-Mina mu zrzedła.- Nie cieszysz się?
-Cieszę, cieszę.-Powiedział szybko.- Tylko, że ja już w WBBA nie pracuje.
-Co!? Niby, dla czego?
-Stwierdzili, że ja i Alex nie jesteśmy godni zaufania po tym jak…sama wiesz.
-CO ZA…ZA!-Wstałam z łóżka i zaczęłam łazić w te i wewtę po pokoju.
-Spokojnie znalazłem sobie inną prace.-Zaczął mnie szybko uspokajać.-Nawet lepszą. Bliżej mieszkania i w ogóle. Czyli nie miałaś czasu się sobą zając tak. Biedulko.
-Nie zmieniaj tematu! Rozmawiamy teraz o tobie nie o mnie!-Krzyknęłam porażona jasna niesprawiedliwością, jaka dotknęła mojego najlepszego przyjaciela i to przez to coś. Przez ten syf, jaki siedzi w jego głowie.
-Na pewno nie chcesz wziąć prysznica i zjeść zemną śniadania? Zamawiam sushi.
-Jak ja cię czasami nie znoszę.
-Łosoś i krewetka?-Uśmiechnął się niepewnie.
-Łosoś i krewetka.-Przyznałam.
***
-Zużyje ci wannę gorącej wody!-Krzyknęłam, gdy byłam już za drzwiami i wchodziłam do wanny. 
-Nic mi nie będzie. Zimna woda pobudza krążenie.
-Nie mów tak... Przecież ty też wykąpiesz się w ciepłej wodzie...Albo cho wykąpiesz się ze mną.- Cisza za drzwiami była niemal namacalna.
Odchyliłam głowę do tyłu opierając się o brzeg wanny. Światło odbijało się od wody i tworzyło jasne refleksy na suficie.
-Magia!-Zawołałam radośnie i sięgnęłam po wiszący nade mną ręcznik, który spadł mi na twarz.-Dałeś mi jakiś ręcznik?
-Są w szafce wybierz sobie któryś!-Zawołał zza drzwi.
-Bo ten różowy z misiem chciał mnie zabić.
-Mary wszystko w porządku?-Zaniepokoił się.
-No rzucił się na mnie normalnie.-Stłumiłam śmiech.
-Owiń go wokół siebie, a ja przyniosę ci jakieś ciuchy na zmianę.
-Ok. Najwyżej mnie udusi.-Powiedziałam tak jakbym żegnała się z zżyciem.- Aaaale fajna ta woda…i mydło śliskie.
-Mary proszę.-Jęknął.- Dobrze się czujesz? Skąd wzięłaś te kadzidełka?
-Kupiłam je kiedyś nad morzem po okazyjnej cenie i jeszcze sporo mi zostało.
-Zrób coś dla mnie i ich więcej nie pal.
-...Humpf.-Nieudolnie powstrzymałam wybuch śmiechu.
-...Uznam to za tak. Uwaga wchodzę zakryj się czymś. –Ostrzegł nie, a potem wszedł tyłem do łazienki i położył na toalecie złożone w kostkę brania.-Ubierz się, a ja przygotuje śniadanie. Znaczy się rozłożę je na stole.-Powiedział nie odwracając się.  
-Ty tu rządzisz.-Powiedziałam odprowadzając go wzrokiem z powrotem na korytarz. Szybko się ubrałam i poszłam śladami Alex’a. Gdy szłam sobie korytarzem na komodzie zobaczyłam metalową obręcz, która po przyjrzeniu się okazała się bransoletką. Wzięłam ja do ręki i obróciłam w palcach.
-Śniada...-Alex urwał w poł słowa.
-Czyja to?-Zapytałam unosząc ozdobę w dwóch palcach.
-A to...-Uśmiechnął się lekko zakłopotany wziął ode mnie bransoletkę i wrzucił ją do małej skrzyneczki po brzegi wypełnionej różnymi bibelotami.-Musiała to zostawić jakaś koleżanka Alex'a.- Wytłumaczył.
-Acha. Mógłbyś go tu na chwilę poprosić?-Zapytałam pozornie spokojnie, ale Alex za dobrze mnie znał, żeby nie zauważyć, że udaje.
-On cię słyszy, więc jeśli chcesz mu coś powiedzieć to...
-Niech się pokażę. Chciałbym spojrzeć mu w oczy.
-Ale n...- chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nagle zamiast mojego przyjaciela pojawił się jego brat i powiedział:
-W porządku. Skoro tak jej na tym zależy to proszę bardzo.- W bajkach zmianie osobowości towarzyszą zwykle, zmiana koloru oczu, głosu, albo, chociaż głupiej fryzury. Cokolwiek by widz mógł odróżnić osobę od alter ego. Niestety życie nie przewiduje takich udogodnień.
-Zacznie w k...- nie dokończył.
Po mieszkaniu rozległo się głośne plasknięcie i dźwięk stukających o posadzkę okularów.
-To nie jest twoje ciało śmieciu.-Warknęłam.- Nie możesz robić z nim wszystkiego, co ci się podoba! Jeszcze zarazisz Alex’a HIV, albo jakimś innym syfem!
-Mary?-Zapytał Alex patrząc na mnie swoimi dużymi ciemnymi oczami pełnymi zaskoczenia jednocześnie trzymając się za policzek, na którym odbił się ślad mojej dłoni.
Spierdolił tchórz jebany.-Pomyślałam wychodząc z mieszkanie Blanc’a przy wtórze wściekłego szczekania Kropki.  



Rozdział 4 za nami. Zadziwiające na co można wpaść słuchając muzyki w środku nocy prawda. Ciekawi mnie czy ktoś jeszcze tu zagląda. Może dramatyzuje, ale nie podoba mi się, że mam tak mało czasu dla Bogusia.  No mniejsza. 
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

sobota, 10 września 2016

Beyblade po mojemu (S.2 R.3)

Rozdział 3

Kelly

Dwie godziny wcześniej.

-No to musimy iść na zakupy.
-Nieeeeeeeeeeeeee.
-Taaaaaaaaaaaaak. Zakładaj buty załatwimy to raz dwa. - Powiedziałam podnosząc się z kanapy.
-Raz dwa?  Z tobą w sklepie? - Ryuga przygniótł mnie poduszką.-Nie ma mowy. Zostajesz w mieszkaniu.
-A ty, chociaż wiesz, co trzeba kupić?-Spytałam wygrzebując głowę z pod poduszki.
-Napiszesz mi kartę.-Powiedział mocniej dociskając poduszkę.
-Dobra, raz złaź zemnie, bo mnie zaraz udusisz.- Chłopak uśmiechnął się zadowolony i usiadł obok mnie. Zamachnęłam się na niego poduszką, ale odbił to dłonią. Prychnęłam niezadowolona, wzięłam do ręki telefon i zaczęłam pisać listę, którą potem wysłałam Ryudze.
-Makaron, ryż, HERBATA.-Mruczał pod nosem niektóre z produktów.- No dobra. Chyba wszystko jest.- Wstając klepnął mnie w kolano.-Zaraz wrócę.
-Jasne.-Mruknęłam.
-A ty nie wychodzisz wygrzej się albo coś takiego.- Pouczył mnie zakładając ciemną kurtkę. Zimą nie będzie przecież latać w pelerynie.
-Hai. No leć już zanim zamkną ci wszystkie sklepy.
Korony i całej reszty też nie nosi. W końcu nikt, kto chce ukryć, że wciąż żyje nie będzie od tak paradował w "odświętnym" stroju. Logiczne jak jasna cholera. Szkoda, że akurat te, których on nie nosi są prezentem ode mnie.
Zaśmiałam się pod nosem z własnej głupoty.
Chwyciłam plecak i poszłam z nim do łazienki.
Zimna woda. W dalszym ciągu zimna. Lodowata. Ja w dobrą stronę kręcę tym pokrętłem? Jasne, że w dobrą. Jak tylko się dowiem, kto wylał mi całą ciepłą wodę to go znajdę i zatłukę. Wytarłam się ręcznikiem i przebrałam się w piżamę. Przeczesałam włosy i na powrót związałam je w dwa sterczące kucyki.
Chrzaniona cera. Na urlopie chciałam się opalić, a tu nie dość, że lekarz zabronił mi wystawiać świeże blizny na słońce to w dodatku twarz mi się nierówno opaliła, przez co moje policzki są bardziej czerwone niż zwykle, a reszta blada.
Wyszłam z łazienki, a w salonie zobaczyłam jakiegoś obcego faceta zdążyłam zarejestrować tylko, że sięga po broń i już leżał na ziemi z moją stopą na gardle.
-Ręce do góry. -Powiedział drugi mężczyzna celując do mnie z niewielkiego pistoletu.
-Rzuć broń, albo złamię mu kark.-Warknęłam zabierając pistolet pierwszemu z nieznajomych.
-Spokojnie jesteśmy z WBBA.- Wychrypiał powalony przeze mnie facet błyskając kawałkiem metalu.
-Czy ja wyglądam na blacharę? - Zirytowałam się.
-Nie proszę pani.
-To, po co mi to pokazujesz?
-To odznaka WBBA.-Odparł ten z bronią również wyciągając odznakę.
-Wiem. Chodziło mi o to, co dwóch agentów WBBA robi w moim mieszkaniu. Chyba nie przyszliście tu pochwalić się tymi błyskotkami.
-Nie. Dyrektor Otori chce się z panią widzieć.
-Nie wierzę.
-W takim razie proszę do niego zadzwonić.-Zaproponował mężczyzna chowając broń do kabury i podchodząc do mnie z trzymanym w wyciągniętej ręce telefonem komórkowym.
-Cofnij się. -Warknęłam celując w niego pistoletem jego kolegi. -Sama wybiorę sobie telefon. -Nie spuszczając z celownika rzekomego agenta Tsubasy pozbawiłam jego kolegę po fachu telefonu wybrałam numer zapisany, jako "Szef" i czekałam. Telefon został odebrany niemal natychmiast i zamiast standardowego "hallo" rozległo się gorączkowe:
-O, co chodzi? Coś się stało? Odezwij się w końcu. To jest rozkaz.
-Spokojnie Tsu. Tutaj Kelly. -Przywitałam się wesoło i w tej samej tonacji kontynuowałam.- Wiesz dzisiaj wróciłam z urlopu słońce plaża morskie fale i oprócz mnie i Ryugi żywego ducha te sprawy i nie uwierzysz, co mi się przytrafiło wychodzę sobie z łazienki, a po moim salonie pałętają się jakieś obce typy i jak mnie zobaczyli to jeden z nich sięgnął po broń. No to złapałam kuczer i utłukłam drani.
-O Boże...-Jęknął chłopak.
-Cieszę się, że ogarniasz temat. Pomożesz mi pozbyć się ciał czy jestem zdana na siebie?
-Proszę powiedz, że żartujesz.
-Na razie tak, ale jak zaraz mi nie wytłumaczysz na chuj ich tu przysłałeś będziesz miał o dwóch agentów mniej.-Powiedziałam już całkiem poważnie dodatkowo poprawiając chwyt broni. (Nie żebym umiała strzela czymś innym, iż kuczerem.)
-Tylko spokojnie bez nerwów.
-A, kto tu się denerwuje?... No może ten facet, na którym stoję. Denerwujesz się? -Spytałam jedynego zainteresowanego niebyciem uduszonym, na co ten tylko pokręcił głową jakby nie chciał przeszkadzać swojemu szefowi w rozmowie.
-Dać ich, żeby cię do mnie przywieźli.
-Po, co? Konkrety Tsubasa konkrety.-Jęknęłam.
-Mam do ciebie sprawę, której nie można załatwić przez telefon, więc zjedz z niego rozładuj kuczer i daj im się zawieść do WBBA.
-Dobra, ale to ty będziesz tłumaczył Ryudze, czemu nie było mnie w mieszkaniu, gdy wrócił.- Rzuciłam i się rozłączyłam.
Zeszłam z mojego domniemanego przeciwnika oddałam mu broń i poszłam po schowany głęboko w plecaku kuczer i Białą. Zapięłam etui na bey'a na lewym ramieniu, a wyrzutnie razem z paskiem na biodrach.
-Gdzie jest moja limuzyna?-Zapytałam stając w drzwiach z brązowym płaszczykiem z jasnym futerkiem przy kapturze i u dołu płaszcza.
-Sugeruję by się pani ubrała w coś bardziej stosownego.-Powiedział mój szofer masując gardło.
-No fakt. Kretynka zemnie na dworze mróz, a ja z gołą głową chciałam wyjść.- Wcisnęłam na głowę czapkę, a widząc ich zdziwienie spytałam. - Coś nie tak?-Agent otworzył buzie jakby chciał cos powiedzieć, po czym ja zamkną i dopiero wtedy odpowiedział.
-Nie. Wszystko jest jak należy.

Obecnie

-Co mamy zrobić?-Spytała Ines, kiedy wróciłam z powrotem na kanapę już ubrana i gotowa na wszystko i wszystkich.
-Wykonamy parę rutynowych testów, ale najpierw liczę na małą pokazówkę w waszym wykonaniu.
-Liczyć możesz.-Warknęła Mary.
-Chwila moment. -Zaprotestowałam. -Nie ma nic za darmo. Skoro mamy dla ciebie pracować to musisz nam za to płacić. Innymi słowy ile dostaniemy za to, że nadstawiamy karku dla WBBA?
-Wystarczająco.
-Konkrety Tsubasa konkrety przecież wiesz, że...
-500 tysięcy jenów miesięcznie.-Wszedł mi w słowo.- Czy tyle wystarczy?
To nie było pytanie. Już bliżej było temu do groźby. Wkurzyłam go? To się w ogóle da? Dobra żarty na bok. Co jest nie tak.
-Powinno.- Powiedziałam, ale mój głos nie brzmiał tak pewnie jak dotąd.
-Jeszcze jakieś pytania? -Zapytał, ale żadna z nas się nie odezwała. -W takim razie proszę za mną.
Wyszliśmy z gabinetu od straszenia więzieniem nowych pracowników i ponownie wylądowałyśmy na korytarzu. Ludzie mimo tego, że nie paradowałam już w piżamie dalej na mnie patrzyli niby ukradkiem, ale kark mrowił mnie tak, że miałam wrażenie, że coś mi po mim łazi.
Nagle rozległ się dźwięk przychodzącej wiadomości. Mary wyjęła z kieszeni bluzy telefon odpisała i niemal natychmiast dostała odpowiedź.
-CV Kelsi jest na pulpicie wszystkich komputerów w WBBA.-Mruknęła.
Tsubasie nie udało się ukryć zdziwienia chrząknął i powiedział:
-Rozumiem. Co myśli o naszych zabezpieczeniach?
-Że przydałoby się jakieś zainstalować. -Odparła
Przeszliśmy do hali z wysokim sufitem i przeszkloną jedną ze ścian, za którą zobaczyłam kilku naukowców w kitlach oraz paru innych ludzi, o których nie mogłam powiedzieć nic więcej poza tym, że istnieją. Po przeciwnej stronie na ścianie wisiały kuczery, strzelby, parę pistoletów ręcznych różnego kalibru, karabin maszynowy, łuk, katana, noże do walki w ręcz, nunchaku, metalowe wachlarze, kastety słowem wszystko, czego potrzeba do uzbrojenia małej armii.
-Przygotujcie się zaraz wyznaczymy wam przeciwników.-Powiedział Tsubasa, po czym wyszedł.
Po raz kolejny powiodłam wzrokiem po ścianie i mój wzrok spoczął na skórzanym bacie. Najpierw się zawahałam, ale potem stwierdziłam, że skoro wiedzą o tym, co robiłam w Dark Nebuli to pewnie wiedzą, co potrafię zrobić z batem. Wzięłam moją ulubioną broń, przesunęłam palcami po jego skrętach, a w powietrzu zaczął się rozchodzić zapach nowej skóry.
***
Siedziałam na kanapie w biurze Doji’ego i popijając sok pomarańczowy z kieliszka słuchałam jak mój szef mnie chwali.
-Twoja ostania misja okazała się ogromnym sukcesem. Nasza mała aktoreczka. Nie spodziewałem się, że pójdzie ci tak dobrze. Jednak brak bey'a jest tu sporą przeszkodą.
-Nie będę grać tą żałosną podrobom. -Zastrzegłam.
-Nie to miałem na myśli. Oczywiście nie mam zamiaru zmuszać cię do gry jednak nie mogę pozwolić byś była bezbronna. Następnym razem możemy nie zdążyć przyjść ci z pomocą i co w tedy?
Nie odpowiedziałam patrząc na trzymany w dłoniach kieliszek. Mój szef miał rację. Gdyby się wtedy nie zjawili Hyoma przerobiłby mnie na mielone.
-Kelly.- Powiedział patrząc na mnie z czymś na kształt rozczulenia.- Nie powiedziałem tego, żeby cię straszyć. Po prostu nie chciałbym, żeby mojej najlepszej agentce coś się stało... Słyszałem, że w szkole tańczyłaś ze wstęgą. Może zaprezentowałabyś mi kilka kroków?
-Jak chcesz. I tak nie mam tu, co robić.-Mruknęłam.
Dostałam do ręki wstęgę i zostałam zaprowadzona na arenę treningową. Arena została zasłonięta metalowymi płytami, żebym przypadkiem nie wpadła do środka.
-Dobrze Kelly możesz już zaczynać.-Poinformował mnie Doji siedzący w specjalnej hali razem z całym zastępem naukowców uzbrojonych w notatniki.
Poprawiłam wstęgę w spoconej dłoni. Widownia, że proszę siadać. Nigdy nie udawało mi się czegoś zaprezentować rodzicom za pierwszym razem zawsze za mocno się stresowałam i wszystko się waliło.
Jeszcze raz spojrzałam na moją widownie, powoli wypuściłam powietrze i strzeliłam wstęgą i ruszyłam.  Piruet, skok, szpagat, do góry, fala znowu obrót. Nagle kontem oka zauważyłam, że w moim kierunku coś nadlatuje. Momentalnie przylgnęłam do ziem, a treningowy bey przeleciał nade mną i uderzył pół metra dalej.
Co to ma być!? Jakiś bunt maszyn czy Doji’emu się po prostu nudziło?
Szybko podniosłam się z ziemi i stanęłam przy ścianie. Zawsze pilnuj pleców. Plecy ważne są.
Dlaczego Doji mnie tu zamknął? Chce mnie sprawdzić? Tylko, czego się spodziewa?
Kolejny bey leciał prosto na mnie. Ścisnęłam mocnej rączkę wstęgi.
W sumie, co mi szkodzi.
Zamachnęłam się i uderzyłam bey'a końcem wstęgi. Usłyszałam trzask pękającej wstęgi, a potem poczułam ból rozchodzący się po całej nodze.
W ścianie otworzyło się przejście, przez które kuśtykając wyszłam z areny gdzie czekał na mnie mój szef i pielęgniarka, która natychmiast zajęła się moją nogą. Na udzie wykwitł mi sporej wielkości siniak, ale poza tym nic mi nie było.
-Brawo Kelly. Piękny popis.-Powiedział.
-Byłoby lepiej gdybyś nie zaczął do mnie strzelać.-Warknęłam.
-Jednak z tym też sobie poradziłaś.-Pochwalił mnie.- Zawiódł sprzęt. Więc może następnym razem spróbujesz z tym.-Mówiąc to przywołał swojego sługusa otworzył trzymaną przez niego walizkę, wyjął z niej skórzany bat i podał go mnie.
Ciemne skręty gładkiej skóry idealnie wyprofilowana rączka i ten zapach. No i wpadłam.

Ines

Łuk. Pamiętam jak grałam w filmie nie pamiętam, jaki miał tytuł, ale opowiadał o historii pewnego chłopaka o imieniu Houyi. Świetnie strzelał i…
Więziłam do ręki broń. Dawno nie strzelałam, ale chyba jeszcze pamiętam jak to się robi. Założyłam ochronną rękawicę sięgająca łokcia na lewą rękę, założyłam kołczan na plecy chwyciłam łuk i odwróciłam się w stronę manekinów mających imitować ludzkie ciało.
Naciągnęłam strzałę na cięciwę i odciągnęłam ja, aż za ucho. Jak się pomylę to mi je odetnie.
Taka autokara.
Strzeliłam łuk obrócił się w mojej dłoni, a cięciwa zatrzymała się przed zewnętrzna częścią mojego przedramienia. Jednak ochraniacz się nie przydał. Nie miałam czasu sprawdzić czy strzała trafiła manekina między oczy, bo na hali pojawiło się trzech ludzi. Dwóch mężczyzn i kobietę.
Założyłam na cięciwę olejną strzałę, po czym wycelowałam w jednego z nich. Tylko, co teraz? Tsubasa spodziewa się, że go tak po prostu go zabije? Zaznaczył to, ze podczas akcji ratunkowej ktoś zginął, więc teraz chce, żebyś robiły to non stop? W co on z nami pogrywa?
Kontem oka dostrzegłam, że Mary ładuje kuczer, a Kelly lekko się przygarbiła. Czyli chcą walczyć. Dobrze skoro tak włożyłam strzałę z powrotem do kołczana i załadowałam kuczer. Iskra załatwi to bez ofiar…może.
- I was born into a Curse.( Urodziłem się w przekleństwie.)-Zaczął nucić jeden z nich zapalając papierosa. Miał półdługie białe włosy częściowo spięte do tyłu przy pasku dostrzegłam kaburę -An outlaw straight from birth. ( Wyjęty spod prawa od urodzenia) Zna to ktoś? Nie?-Zapytał patrząc po naszej trójce. - A ty Nebula?-Tutaj zwrócił się do Kelly.- Na pewno? A dałbym sobie rękę uciąć, że twój kochaś słuchał tego zanim go zabraliśmy.
Chce ją sprowokować to tak oczywiste, że aż kuje w oczy. Czyli wybrał już sobie cel. Przestałam zwracać na niego uwagę. Drugi mężczyzna o wyraźnie koreańskich rysach twarzy trzymał dłoń na rękojeści jeszcze schowanej katany. Tradycjonalista. Jak uroczo. Kobieta, która dopełniała to trio była bleyderką tan samo jak my miała załadowany i gotowy do walki kuczer, a oprócz tego mocno zarysowane mięśnie ramion.  
-No nic. Ta piosenka łazi za mną od samego…-cała trójka naraz rozpierzchła się po hali. Wstrzeliłam Iskrę i zaczęłam wzrokiem śledzić typa z kataną. Poruszał się bardzo szybko zataczając przy tym szerokie koło wokół mnie. Mogłam go zastrzelić już przynajmniej cztery razy, ale dalszym ciągu coś mnie powstrzymywało.
Rozległy się strzały i czyjś krzyk.
Zranić go? Na pewno nie strzałą lekkie draśnięcie go nie powstrzyma, a głębsze może go zabić.
-Iskra!-Zawołałam i strzeliłam. Strzała została otoczona przez płomień i pomknęła w kierunku mojego przeciwnika. Jeśli jest dobrze wyszkolony to przeżyje, jeśli nie wtedy może być z nim gorzej. Pocisk minął mężczyznę, ale rękaw jego koszuli zajął się ogniem. Mój przeciwnik przetoczył się po ziemi próbując zgasić ogień podbiegłam do niego i wycelowałam następna strzałę w jego skroń.
-Nie ruszaj się, bo inaczej zmienisz się w szaszłyk.-Powiedziałam i w tedy to usłyszałam ciche miarowe dudniące w czaszce wycie Wolfa. Rozległo się więcej krzyków. Krzyczał strzelec, tradycjonalista i bleyderka.
-Mary przestań!-Zawołałam podbiegając do mojej przyjaciółki i szarpiąc ją za ramię. Spojrzałam na mnie lekko nieprzytomnym wzrokiem i przywołała Wolfa.- Wszystko w porządku?
-Zależy.-Powiedziała przecierając oczy.-Co z nimi?
-Wygląda na to, że nic im nie jest.-Powiedziała Kelly podchodząc do nas.- Nieźle ich wystraszyłaś niema, co.
-Nie wiem, co się stało.-Tłumaczyła się szatynka.- Ta dziewczyna wystrzeliła bey’a we mnie, a potem wszyscy leżeli na ziemi.
-Hahaha.-Zaśmiał się jasnowłosy mężczyzna podnosząc z podłogi. Papieros, który trzymał dotąd w ustach tlił się gdzieś w okolicach kołnierza jego koszuli.-Jak na koty jesteście całkiem dobre. Jestem Bastien.-Powiedział wyciągając do nas rękę.
-Jak dla mnie możesz być nawet angielską królową.-Warknęła Hawana.-Pozbieraj tych zdechlaków i wołaj Tsubase.
Strzelec cofnął dłoń w łożył ja do kieszeni i wyją stamtąd kolejnego papierosa, którego niespiesznie zapalił, po czym wyszedł, a jego zdechlaki za nim. Tsubasa pojawił się chwilę później. Zamiast twarzy ta sama, co zwykle pokerowa maska.
-Podobała się pokazówka?-Zapytałam Mary takim tonem, że równie dobrze mogłaby go opluć.
-Jeszcze tylko badania i będziecie wolne.-Odparł.
Mary wciągnęła swoje ramie z moje uścisku i wsadziła w uszy słuchawki.
-Byle szybkie.-Burknęła.
Po tej jakże miłej wymianie zdań zostałyśmy zaprowadzane do części medycznej WBBA. Pierwsze, co, rzuciło mi się w oczy to brak okien.
Nie będę miła jak uciec.-Przebiegło mi przez myśl, ale jakoś nie wzięłam tego na poważnie.
Lekarz wręczył mi niebiesko białe zawiniątko, które jak się później okazało było czymś na kształt szpitalnej koszuli i kazał mi się w to przebrać. Kiedy o już zrobiłam zostałam poproszona wystrzelenie Iskry we wskazane miejsce i położenie się na blacie wystającym z wielkiej tuby. Gdy już wszystko było tak jak pan starszy z doktoratem chciał wspomniany wcześniej schował się z ścianką z barwionej na fioletowo pleksy, a blat, na którym leżałam wsunął się do tuby.  Otoczyło mnie przyjemne ciepłe światło. Z niewiadomych przyczyn byłam bardzo podekscytowana tym, co się wokół mnie działo. Czułam jak Iskra wiruje niedaleko mnie. Nie wiedziałam nic oprócz światła, ale mi to nie przeszkadzało mało tego cieszyło mnie to do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęłam się cicho śmiać. Gdy to badanie dobiegło końca czekało mnie jeszcze pobieranie krwi, po którym mogłam się przebrać zabrać, co moje i wyjść.
Dziewczyny czekały na mnie za drzwiami.
-No i jak?-Spytała Kelly.
-W porządku.-Odparłam.
Tsubasa pokierował nas jak trafić do wyjścia i już tym razem bez, żadnej eskorty spokojnie szłyśmy sobie korytarzem, którym co i rusz ktoś przebiegał.
-Może to i głupio zabrzmi.-Zaczęła Hawana.-Ale skoro już jestem zmuszana do pracy z kimś to cieszę się, że trafiłam akurat na was.
-Masz rację. –Odparłam.-To bardzo głupio brzmi.

Rozdział 3 za nami. Boże co to były za dwa tygodnie. Szkoła, testy maturalne, sprawdziany, do tego jeszcze badanie wyrabianie tymczasowego dowodu i na dokładkę zamartwianie sie wszystkim na zapas bo bez tego chyba nie była bym sobą. Mniejsza najważniejsze, że już jest weekend i można trochę odetchnąć...jak już sie wszystko sprzątnie. A jak wam minął pierwszy tydzień szkoły? 
Czekam na odpowiedzi.
No to ja sie z wami żegnam. 
Do następnego posta 
Hania.