Rozdział 4
Mary
Wsiadłam na motor i włączyłam się do ruchu drogowego.
Przejebana sprawa z tym WBBA.
Weszłam na nieznany ląd. Coś się zmieniło, raczej nie
na lepsze, a ja takich zmian się boje, bo już nigdy nie będę mogła wrócić do
normy, a nie wiem czy to będzie dobre.
Wróciłam do domu i zastałam tam jeszcze większy
bałagan niż zostawiłam. Przez okno, które zapomniałam zamknąć wpadł wiatr i
przewrócił dwie książkowe wierzę.
No po prostu kurwa no nie.
Po przestawieniu z miejsca na miejsce kilku książek
stwierdziłam, że mam to gdzieś. Chwyciłam jedną z nich i poszłam się położyć.
Zdjęłam spodnie od dresu, bluzę i uwaliłam się na łóżku.
Co za dzień. Mógłby się już skończyć. Wyjęłam z
kieszeni telefon i spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 3:45.
O. Już się skończył.
Na ekranie pojawiło się bardzo mocne zbliżenie nosa i
fragmentu zębów Kyoy. O cho braciszek dzwoni.
-Co jest glucie?-Spytałam odbierając.
-Jutro wieczorem będę z powrotem w Japonii.
-Wywalili cię z drużyny, że tak szybko wracasz?
-Szybko? Nie było mnie trzy miesiące.-No brawo Mary
kompletnie czasu nie ogarniasz.- Mieszkanie jeszcze stoi?
-Stać stoi. Gorzej z wyglądem. Mniejsza znalazłeś
młodego.
- Nie. Chodzą słuchy, że zmienił kontynent.
-Łazior.-Sapnęłam.
-Taki sam jak cała trójka.-Zaśmiał się.- Dobra. Kończę,
bo u ciebie pewnie już późno.
-Dobra. Cześć
-Cześć.
Założyłam słuchawki i zaczęłam słuchać jakieś piosenki
do snu. Po przełączeniu kilku z nich trafiłam na "Swedish Pagans" i
tam już zostałam. Przymknęłam oczy i wsłuchałam się w chór potężnych męskich
głosów opowiadających pewną historię.
Chwila! Czy ja dobrze rozumiem?
Zerwałam się z łóżka i pobiegłam po laptop
***
-Mam Alex! Mam!-Wołałam przechodząc przez salon
starając się nie wpaść na Kropkę. Wpadłam do pokoju Alex'a i zaczęłam śpiewać.-
The wise woman said, Once you're hardened in battle There is no coming back
fight or fall And before the attack Feel your blood starts to boiling in your
veins as you charge Hundreds fallen As the fire inside Is ignited by
bloodshedIn berserkers from north Could it be as was said When the serpent's
been woken. Fenrir howls. Fenrir howls. Fenrir zawyje. Rozumiesz Alex? Fenrir
zawyje.-Chłopak spojrzał na mnie pół przytomnymi oczami, po czym zabrał z
szafki nocnej okulary wsadził je na nos, zamrugał kilka razy i powiedział:
-Chyba cię Bóg opuścił.
-Obudziłam cię. Przepraszam.-Powiedziałam wycofując
się w stronę drzwi.
-Nie. Nie. Wszystko w porządku.-Uspokajał mnie
siadając na łóżku i przecierając oczy.-To, o co ci chodziło?
-No, więc. Posłuchałam twojej rady i spróbowałam jakoś
się ogarnąć, ale mi nie wyszło, więc skończyło się na tym, że leżałam na łóżku
i słuchałam muzyki. No i wtedy zaczęło lecieć "Swedish Pagans" i się
tak jakoś zasłuchałam w tekst i BOOM Fenrir. Wiesz, że Wolf jest wilkiem, a
jego specjalny atak to Wycie, przez co manipuluje strachem te sprawy. No i
zaczęłam czytać o tym całym Fenrirze- mówiłam grzebiąc w plecaku i wyciągając z
niego ogromną starą książkę.- Jest po szwedzku i szczerze nie mam pojęcia, w
jaki sposób się u mnie znalazła pewnie kupiłam ją na targu książki, bo miała
ładną okładkę - dodałam mimochodem-, ale udało mi się to przetłumaczyć i patrz,
czego się doczytałam.-Powiedziałam siadając obok Alex'a i wreszcie łapiąc
oddech.-Chłopak poprawił okulary i spojrzał na za bazgroloną przeze mnie
kartkę.
-Także tego....Yyyyy.-Przetarł szkła skrawkiem
koszulki jakby to one były winne temu, że nic na tej kartce niema sensu i
powiedział w końcu.-Nie mam zielonego pojęcia, co tu piszę.
-Sorka pisałam to w środku nocy.-Usprawiedliwiłam się
i zaczęłam czytać.- Wilk w kulturze
nordyckiej uosabia siły demoniczne. Jednakże również takich sił można było
używać, i czyniono to. Wilczą moc, jak wierzono, posiadali – obok niedźwiedziej
– berserkowie. Byli to niezrównani w walce, nieodczuwający strachu i nieznający
litości wojownicy, potężni i budzący grozę. Obawiali się ich sami wikingowie, a
w innych ludach wzbudzali strach wprost paniczny. Wierzono, że podczas bitwy
wcielają się w nich duchy zwierząt – wilków i niedźwiedzi, i że żadna ludzka
siła nie jest zdolna im się przeciwstawić. Chodzi o Fenrira, syna trickstera
Lokiego i olbrzymki Angerbody, który był dzikim i bardzo silnym wilkiem. Z obawy
przed jego siłą bogowie zdecydowali się go uwięzić. Został spętany magicznym
powrozem stworzonym z korzeni gór, ptasiej śliny, kobiecej brody, odgłosu
kocich kroków i podobnych elementów. Według innej wersji mitu, Fenrir był
potwornym wilkiem pozwalającym sobie dla zabawy zakładać różnorakie pęta, które
bez trudu zrywał. Pewnego razu Bogowie zlecili karłom wykonanie specjalnego
sznura zwanego Gleipnir, którego Fenrir zerwać już nie zdołał. Wilk utracił
swoją wolność, a bóg wojny, Tyr, prawą rękę, którą włożył w wilczą paszczę.
Według mitu, Fenrir zdoła się uwolnić podczas końca świata – na początku
Ragnarok, i wraz z Garmem, psem bogini Hel, podejmie próbę obalenia kosmicznego
ładu. Zdoła pożreć Słońce i Odyna, lecz zostanie ostatecznie pokonany i zabity przez
jego syna – Widara. Obraz ten jest przeniesieniem na skalę kosmiczną zagrożeń
społecznych, płynących z naruszania przyjętych reguł.-Zakończyłam triumfalnie.
-Czyli myślisz, że Wolf to Fenrir tak?-Zapytał chyba
jeszcze nie do końca obudzony Alex
-Acha. – Uśmiechnęłam się szeroko.-Wszystko się
zgadza.
-Sprawdzałaś już czy masz racje czy od razu
przybiegłaś do mnie?
-Do ciebie.-Odparłam pakując książkę do plecaka.
-To naprawdę miłe, ale Wolf chyba powinien się o tym
dowiedzieć pierwszy. Kiedy mu powiesz, że wiesz, albo, że przynajmniej wpadłaś
na trop?
-Jak wrócę do domu.
-Mogę puścić z tobą? Zawsze chciałem spróbować tej
medytacji.-Uśmiechnął się rozbrajająco.
-…-Nie! Mowy nie ma!-Nie wiem czy tak się da... Ostatnio
jak byłam w lesie w kimś oprócz Fenrira to była to ta psychopatka...I wiesz.-Zrobiłam
z niej krwawą miazgę.
-Chodziło o to czy mógłbym z tobą posiedzieć.
-Posiedzieć zawsze.-Zaśmiał się pod nosem.
-To fajne. Jakby, co będę mógł ci pomóc.
-Jakby, co?-Zapytałam podejrzliwie.
-No wiesz martwię się. Widziałaś, w jakim stanie cię
zastałem. Co jak znowu się tak zapomnisz w tym medytowaniu?-Spojrzałam na niego
jak na idiotę.
-Tylko się trochę zaniedbałam
-A jak za medytujesz się tak na dłuższy czas i się no
nie wie odwodnisz? Właśnie odpoczęłaś czy spędziłaś cała noc na słuchaniu
muzyki?
-Chciałam, ale wpadli do mnie agenci WBBA i złożyli mi
propozycje nie do odrzucenia, a właśnie od dzisiaj będziemy razem pracować.-Mina
mu zrzedła.- Nie cieszysz się?
-Cieszę, cieszę.-Powiedział szybko.- Tylko, że ja już
w WBBA nie pracuje.
-Co!? Niby, dla czego?
-Stwierdzili, że ja i Alex nie jesteśmy godni zaufania
po tym jak…sama wiesz.
-CO ZA…ZA!-Wstałam z łóżka i zaczęłam łazić w te i
wewtę po pokoju.
-Spokojnie znalazłem sobie inną prace.-Zaczął mnie
szybko uspokajać.-Nawet lepszą. Bliżej mieszkania i w ogóle. Czyli nie miałaś
czasu się sobą zając tak. Biedulko.
-Nie zmieniaj tematu! Rozmawiamy teraz o tobie nie o
mnie!-Krzyknęłam porażona jasna niesprawiedliwością, jaka dotknęła mojego
najlepszego przyjaciela i to przez to coś. Przez ten syf, jaki siedzi w jego
głowie.
-Na pewno nie chcesz wziąć prysznica i zjeść zemną śniadania?
Zamawiam sushi.
-Jak ja cię czasami nie znoszę.
-Łosoś i krewetka?-Uśmiechnął się niepewnie.
-Łosoś i krewetka.-Przyznałam.
***
-Zużyje ci wannę gorącej wody!-Krzyknęłam, gdy byłam
już za drzwiami i wchodziłam do wanny.
-Nic mi nie będzie. Zimna woda pobudza krążenie.
-Nie mów tak... Przecież ty też wykąpiesz się w
ciepłej wodzie...Albo cho wykąpiesz się ze mną.- Cisza za drzwiami była niemal
namacalna.
Odchyliłam głowę do tyłu opierając się o brzeg wanny.
Światło odbijało się od wody i tworzyło jasne refleksy na suficie.
-Magia!-Zawołałam radośnie i sięgnęłam po wiszący nade
mną ręcznik, który spadł mi na twarz.-Dałeś mi jakiś ręcznik?
-Są w szafce wybierz sobie któryś!-Zawołał zza drzwi.
-Bo ten różowy z misiem chciał mnie zabić.
-Mary wszystko w porządku?-Zaniepokoił się.
-No rzucił się na mnie normalnie.-Stłumiłam śmiech.
-Owiń go wokół siebie, a ja przyniosę ci jakieś ciuchy
na zmianę.
-Ok. Najwyżej mnie udusi.-Powiedziałam tak jakbym
żegnała się z zżyciem.- Aaaale fajna ta woda…i mydło śliskie.
-Mary proszę.-Jęknął.- Dobrze się czujesz? Skąd
wzięłaś te kadzidełka?
-Kupiłam je kiedyś nad morzem po okazyjnej cenie i
jeszcze sporo mi zostało.
-Zrób coś dla mnie i ich więcej nie pal.
-...Humpf.-Nieudolnie powstrzymałam wybuch śmiechu.
-...Uznam to za tak. Uwaga wchodzę zakryj się czymś. –Ostrzegł
nie, a potem wszedł tyłem do łazienki i położył na toalecie złożone w kostkę
brania.-Ubierz się, a ja przygotuje śniadanie. Znaczy się rozłożę je na stole.-Powiedział
nie odwracając się.
-Ty tu rządzisz.-Powiedziałam odprowadzając go
wzrokiem z powrotem na korytarz. Szybko się ubrałam i poszłam śladami Alex’a.
Gdy szłam sobie korytarzem na komodzie zobaczyłam metalową obręcz, która po przyjrzeniu
się okazała się bransoletką. Wzięłam ja do ręki i obróciłam w palcach.
-Śniada...-Alex urwał w poł słowa.
-Czyja to?-Zapytałam unosząc ozdobę w dwóch palcach.
-A to...-Uśmiechnął się lekko zakłopotany wziął ode
mnie bransoletkę i wrzucił ją do małej skrzyneczki po brzegi wypełnionej
różnymi bibelotami.-Musiała to zostawić jakaś koleżanka Alex'a.- Wytłumaczył.
-Acha. Mógłbyś go tu na chwilę poprosić?-Zapytałam
pozornie spokojnie, ale Alex za dobrze mnie znał, żeby nie zauważyć, że udaje.
-On cię słyszy, więc jeśli chcesz mu coś powiedzieć
to...
-Niech się pokażę. Chciałbym spojrzeć mu w oczy.
-Ale n...- chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nagle
zamiast mojego przyjaciela pojawił się jego brat i powiedział:
-W porządku. Skoro tak jej na tym zależy to proszę
bardzo.- W bajkach zmianie osobowości towarzyszą zwykle, zmiana koloru oczu, głosu,
albo, chociaż głupiej fryzury. Cokolwiek by widz mógł odróżnić osobę od alter
ego. Niestety życie nie przewiduje takich udogodnień.
-Zacznie w k...- nie dokończył.
Po mieszkaniu rozległo się głośne plasknięcie i dźwięk
stukających o posadzkę okularów.
-To nie jest twoje ciało śmieciu.-Warknęłam.- Nie
możesz robić z nim wszystkiego, co ci się podoba! Jeszcze zarazisz Alex’a HIV,
albo jakimś innym syfem!
-Mary?-Zapytał Alex patrząc na mnie swoimi dużymi ciemnymi
oczami pełnymi zaskoczenia jednocześnie trzymając się za policzek, na którym
odbił się ślad mojej dłoni.
Spierdolił tchórz jebany.-Pomyślałam wychodząc z
mieszkanie Blanc’a przy wtórze wściekłego szczekania Kropki.
Rozdział 4 za nami. Zadziwiające na co można wpaść słuchając muzyki w środku nocy prawda. Ciekawi mnie czy ktoś jeszcze tu zagląda. Może dramatyzuje, ale nie podoba mi się, że mam tak mało czasu dla Bogusia. No mniejsza.
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.