Rozdział 13
Mary
-Naucz mnie
strzelać. - Papieros wpadł z rozchylonych ze zdziwienia ust Bastiena i wpadł do
kubka z kawą.
-Mince!- Zakrzyknął
wsadzając palce do gorącej kawy, co okazało się nie najlepszym pomysłem.
-No to jak
będzie?- Spytałam splatając ręce na piersiach.
-A ty nie
jesteś przypadkiem bleyderką?- Zdziwił się machając poparzoną dłonią.
-W WBBA nie
można umieć dwóch rzeczy na raz?
-Można
wystarczy spojrzeć na Midori. Zastanawiam się tylko, dlaczego chwilę po akcji zamiast...A
no tak, bo ty nowa jesteś.- Patrzył na mnie przez chwilę nic nie mówiąc.- Zaraz
…To była...-Zaczął, ale nie skończył.- Słonko załatw mi proszę wolną
strzelnice.-Zawołał do przechodzącej obok kobiety.- A ty idziesz ze mną.- Uśmiechnął
się wyciągając kolejnego papierosa.
-Czekaj
teraz?- Zdziwiłam się. Zbił mnie z tropu. Nie myślałam, że się zgodzi, a jeśli
nawet to, że każe mi wrócić do domu i się zastanowić czy coś.
-Najlepiej
działać od razu póki adrenalina nie zejdzie. Masz szczęście, że barku ci nie
wywaliło. Idziesz czy nie?
Strzelnica.
Długa niska hala podzielona na kilka stanowisk znajdowała się kilka pięter
niżej niż szatnia po zjechaniu winą przeszliśmy krótki korytarz i znaleźliśmy
się na miejscu. Jak na te godzinę było tam sporo ludzi. Niektórzy rozmawiali
inni strzelali w skupieniu. Czyli to tutaj agenci WBBA spędzają wolny czas.
Ciekawe.
-Nie boisz
się broni, prawda?- Zapytał mój ‘’opiekun’’, na co ja pokręciłam głową.- No i
bardzo dobrze.- Wyciągnął pistolet z kabury i przetarł go dłonią.- To tylko
przedmiot równie dobrze można zabić kamieniem. – Obrócił broń i podał m ja
trzymając za lufę. – A i uważaj gdzie trzymasz palce.
-Nie jestem
głupia. –Warknęłam.
Pistolet był
cięższy niż się spodziewałam, ale dobrze leżał w dłoni.
-To Glock.- Wyjaśniał
Bastien.- W magazynku ma 17 naboi. Radze je liczyć, bo inaczej może być źle.
Celujesz przez tamtą szparkę. Musisz mieć cel na końcu muszki.
-Gdy
będziesz gotowa strzelić upewnij się, że nie oddychasz za szybko i tuż przed
naciśnięciem spustu wstrzymaj oddech.
-Po, co?
-Pistolet
się wtedy nie trzęsie. No dobra zobaczmy, co umiesz tam jest twój cel.- Powiedział wskazując wiszącą w połowie
długości toru kartkę papieru z ciemnym kształtem przypominającym człowieka
pośrodku.- A pamiętaj o słuchawkach.
-No dobra. –Wcisnęłam
słuchawki na uszy i wyciągnęłam przed siebie broń. Bastien nacisnął wewnętrzną
stronę mojego łokcia, przez co moja ręka się lekko zgięła.
-Łokcie
luźno.-Powiedział odchylając na chwilę jedną ze słuchawek na moich uszach.
-Okey.- Skierował lufę w stronę celu i pociągnęłam za
spust rozległ się trzask stłumiony przez słuchawki, a ja poczułam odrzut broni
na obu rekach jakby ktoś próbował wypchnąć mi je z barków. Zachwiałam się lekko, ale nie upadłam.
-No nie
źle.- Bastien pokiwał głowa drapiąc się po podbródku.- Może następnym razem spróbuj celować.
-Daruj sobie
sarkazm.- Burknęłam masując ramię.
- No już. Spokojnie
jak na wojnie tu pierdolnie tam pierdolnie. Będzie dobrze.
-Co ty
pierdolisz?- Spytałam jednocześnie opuszczając broń.
-Nic
ważnego. Glock do góry, oczy na muszkę i zegnij te łokcie.
Kelly
Przeciągnęłam
się wyciągając grzbiet w pałąk i zaciskając palce na pierzynie. Już dawno nie
spało mi się tak dobrze. Chłodne powietrze prześlizgnęło się po moim policzku
oddając resztki snu. Otworzyłam oczy i zerwałam się na równe nogi. Nie byłam w
łóżku. Nie byłam nawet w moim mieszkaniu nie byłam w ogóle w żadnym
pomieszczeniu. Stałam pośrodku wygniecionego w śniegu kształtu gdzieś na jakimś
dachu. To mi się śni? Nie przypominam sobie żebym się kładła.
Na szybko
policzyłam palce u rąk. Dziesięć zgadza się. Spojrzałam w niebo. Ta prędzej mi
kaktus na tyłku wyrośnie, iż zobaczę księżyc przez te chmury. Dla pewności
uszczypałam się w szyje. Zabolało.
Okey jestem przytomna. Raczej.
Ostatnie, co
pamiętam to… metro. I wszytko jasne pewnie kimnęłam na siedzeniu i lunatyk mi
się załączył. Ciekawe ile czasu z życia straciłam.
Sprawdziłam
kieszenie. Biała, klucze, portfel, telefon wszystko jest. Przynajmniej tyle.
Przekonując samą siebie, że nic się nie stało
wróciłam po swoich śladach z powrotem na chodnik i jak normalny człowiek
przechodziłam ostatnie przecznice dzielące mnie od mieszkania. Nie było bardzo późno,
więc jeśli nic nie postanowi się skapać, że coś poszło nie tak.
Osiem lat
temu
-No to na
trzy.-Powiedział Ryuga stając pewniej poczym szybko szarpną moim ramieniem.
Kość chrupnęła i wskoczyła na miejsce.- Trzy.
-Kurwa mać.-Zaklęłam
tłumiąc krzyk i zaciskając dłonie wokół kolan. -Dzięki.- Wysapałam.
Kishatu
usiadł na przeciwko mnie i zrobił tę swoją minę pod tytułem: "Mów".
-Co się
gapisz?- Burknęłam masując ramię.- No lunatykuje no.- Przyznałam się.
Z tego, co
powiedział przed chwilą powłócząc nogami jak duch, albo inne zombie przeszłam
przez korytarz zahaczając o wszystko, co się dało, po czym ma jego oczach
przeturlałam się po schodach i grzmotłam twarzą w półpiętro. Chyba należą mu
się jakieś wyjaśnienia.
-Od dawna?- Pytały
jego oczy. Żółte odbijające słabe światło, jakie wpadało tu przez okno.
-Chyba od
zawsze.-Siedziałam przez chwilę cicho z ręką na pulsującym tępym bólem
ramieniu.
Nie
naciskał. Spokojnie czekał, aż się ogarnę, rozpłacze, albo..W sumie nie mam
zielonego pojęcia, czego on się wtedy po mnie spodziewał. Musiałam wyglądać
naprawdę żałośnie.
Zacisnęłam
zęby na dolnej wardze i powoli opuściłam ręce.
-Nie, co noc
i nie zawsze chodzę czasami tylko mówię, albo siedzę na łóżku.-Powiedziałam
luźniejszym tonem.-Tak jakbyś chciał wiedzieć.- Rzuciłam podnosząc się nagle z
podłogi.- A i jeszcze jedno jak komuś powiesz, że spadłam ze schodów to
następnym razem będziesz na moim miejscu. Łapiesz? Rodzice nie puszczą mnie na
kolejną wycieczkę jak się dowiedzą, że mi odbiło.
-Jak
wytłumaczysz im te szramę?- Spytał również wstając.
-Coś
wymyślę....W końcu na treningu nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.- Błysnęłam
zębami.
-Kaleka.
-Żółw.
***
Szczerzyłam
się jak głupia do ośnieżonego chodnika, kiedy wspomnienia jak film przepływały
mi przed oczami.
Jedną z
wielu zalet zimy jest to, że bardzo szybko robi się ciemno, a mi to bardzo
pasuje. Kiedy jest ciemno wokół jest mniej ludzi człowiek może spokojnie
odetchnąć pełną piersią nie przejmując się, co inni powiedzą, bo w końcu,
żadnych innych tu nie ma. Nie trzeba się martwic, że ktoś zobaczył cie w trybie
zombie. Jest czas by dojść do siebie po utracie około dwóch godzin z
życia.
-Znowu
szlajasz się nocą po mieście?- Odwróciłam się spokojnie bujając lekko futerkiem
u dołu płaszcza.
-Kogo moje
piękne oczy widzą? Król bestii we własnej osobie. Od dawna jesteś w mieście?- Zapytałam
uśmiechając się łobuzersko patrząc jak podchodzi bliżej.
-Trochę, a
co znowu zagrozisz, że wywiozą mnie z niego w kawałkach?- zaśmiałam się, a
kącik ust Yoyo lekko drgnął.
-Nie lubię
się powtarzać. odparłam wzruszając ramionami.- Jestem na to zbyt kreatywna.-Wywrócił
oczami tak dziwnie jakby mimo wszystko był zadowolony. Ciekawe, czemu.- Wybierasz
się gdzieś?
- Tak się
składa, że tak.- O nie wysłał mnie do diabła.
-No to
gratuluje. Mam nadzieje, że wymyśliłeś coś ciekawszego niż ciastko i kawa.-Poklepałam
go o ramieniu i poszłam w swoją stronę.
No proszę
bestia znalazła sobie piękną. Chociaż Kyoya to bleyder równie dobrze mógł się
cieszyć idąc po nowe części do kuczera.
Mimowolnie zachichotałam.- Bleyderzy potrafią
być czasami naprawdę uroczy.
- Mam wielką
spluwę! Wzięłam ją od mojego Pana! Dość
o sprawiedliwości chcę tylko poczuć twoją bliskość! Jestem twoim aniołem, dzieli nas tylko jeden
strzał! Zmuszasz mnie, bym cię zniszczyła! Nie ważne, kim jesteś! - Śpiewałam, a
właściwie to darłam się prosto w rozgwieżdżone niebo. I wtedy to zobaczyłam. Pierdolone
dwa księżyce.
Zabrakło mi
tchu. Świat przed moimi oczami zaczął tracić swoje kształty i kolory wyginał
się by w końcu rzucić się mi na twarz.
Obudziłam
się, albo śpię dalej. Chuj wie.
Stałam na
środku chodnika dokładnie tam gdzie skończył się mój sen.
Mój telefon
dzwonił.
Odebrałam.
-Ryuga? Jest
źle. Przyjdź po mnie.
Hikaru
Siedząc sama
na stadionie powoli dokręcałam ostatnią śrubkę przy kuczerze.
Powinnam zapytać
go o ten naszyjnik? W końcu skądś musiał się tam znaleźć, a jeśli to nie Kyoya to,
kto? Kto mógł zauważyć brak takiego drobiazgu? Koledzy w pracy raczej nie zwracają na mnie uwagi
nie w ten sposób. Zawsze zostaje opcja,
że ktoś przez pomyłkę zostawił tam te paczkę, ale na moje ogłoszeniu o jej
znalezieniu jeszcze nikt nie odpowiedział.
Odłożyłam śrubokręt z powrotem do
torby i w zamyśleniu zaczęłam bawić się blaszką naszyjnika.
-Yo Hikaru.
-O. Już jesteś. –Ucieszyłam się. –Mamy arenę
praktycznie na własność, możemy robić, co nam się żywnie podoba jutro i tak ją
demontują.
-Jak widać.-Odparł
Tategami kładą na ławce swoją kurtkę i torbę. - Gotowa? –Zapytał odpinając od
paska wyrzutnie.
-Coś się
stało?- Spytałam.- Wyglądasz na zdenerwowanego.
-Ja zawsze
tak wyglądam. Mniejsza ładuj kuczer.
-No dobrze
nie spinaj się tak, bo ci żyłka pęknie zanim cie pokonam.
-Chciałabyś.
– Uśmiechną się wyciągając przed siebie ręce z załadowanym kuczerem.
-3
-2
-1
-Let it rip!
-Tylko bez
forów. Jak zobaczę, że odpuszczasz to nie dam ci żyć.-Ostrzegłam go.
-Znasz mnie.
Ja nie wiem, co to fory. Leone Wichrowa ściana mocy. -Na samym środku areny
wyrosło potężne tornado. Fang Leone bey defensywy to dla niego naturalne
utrzymywać stałą pozycję, ale Kyoya potrafił zmusić go do zachowania się jak
bey ofensywny, więc muszę uważać tak czy siak. Mój bey zataczał koła nabierając
prędkości, bo jeżeli cokolwiek miałoby się tutaj udać to tylko, jeśli załatwię
to szybko.
- Aquario
Specjalny atak Fala nieskończoności. – Storm stworzył swoje iluzje, które
pociągnęły za sobą fale atakująca ze wszystkich stron tornado.
-Serio
Hikaru?- Wyglądał jakby było mu mnie prawie żart.
-Nie rób
przemądrzałych min tylko walcz. Jak bleyder z bleyderem.
-Sama
chciałaś. -Tornado rozbiło się niszcząc iluzje, a bey Kyoy przyparł mojego
bey'a do brzegu areny, przez co ta zaczęła się kruszyć. Kamienie beton i
zbrojenia sypały się na wszystkie strony dopóki Aquario nie udało się uciec
wtedy Leon sam grzmotnął o podłoże, a ja wiedziałam, co zaraz nastąpi.
-Leone Stu
zębna furia lwa.-bey porwał w powietrze cały ten burdel.
-Rozproszyć się.-
Rozkazałam, a wtedy po arenie pojawiło się sie mnóstwo lustrzanych odbić
Aquario o wiele silniejsze niż te poprzednie. To znaczy na tyle silne by nie
rozbić się od byle podmuchu. Iluzje przenikały się nawzajem. Skręcając w
możliwie najbardziej nieprzewidywalny sposób. Robiły dosłownie wszystko by
tylko zmylić Tategamiego. Udało im się. Leon miotał gruzem we wszystkie odbicia
zmieniając arenę w najeżone pobojowisko, a na czymś takim nie da się ustać zbyt
długo.
-Aquario
Zemsta Mórz!- Stadion wypełnił się wzburzoną wodą przykrywającą każdy jeden
wyszczerbiony kawałek areny. Nie ukrywam
stworzyłam ten atak z myślą o Kyoy. Stu
Zębna Furia Lwa, a właściwie to, co pozostawiała po sobie na arenie przywodziło
mi na myśl skalisty brzeg morza. Brakowało tylko spienionych fal, ale to nie
było żadnym problemem.
Potężne fale
gotujące się u moich stóp miotały Lionem na lewo i prawo obijając go o skały.
-Wygląda na
to, że sam wykopałeś sobie grób.-Powiedziałam widząc zaskoczenie na twarzy
Tategamiego.
-Tak myślisz?-
Fang Leone zniknął pod wodą, a ta uspokoiła się zmieniając się w gładkie lustro.-Królewskie
Uderzenie Przeciwnego Wiatru.
Na gładkiej
tafli pojawił się ogromny bąbel, który pękając wystrzelił w powietrze wirującym
słupem wody. Aquario zdążył tylko błysnąć i zadzwonił o posadzkę, a mnie i
Kyoye zalały litry wody.
-No i jak?- Spytałam
podnosząc Aquario i szukając jakiegoś suchego skrawka ubrania by go niego wytrzeć.
-Dobra
walka. Od początku to planowałaś?- Pokiwałam lekko głową z uśmiechem.
-Liczyłam,
że się nie wynurzy. Tak troszeczkę.
-Do
następnej walki masz być tego pewna. –Pouczył mnie z groźną miną, ale jakoś nie
mogłam podejść do tego z powagą.-Z czego się cieszysz?
-Z niczego.
Porostu przypomniała mi się nasza pierwsza walka.- woda nieustanie kapała z czubka
nosa Kyoy i wylewała się z rękawów.
-Te zawody w
lesie?*- Zapytał po chwili zastanowienia.
-Tak.
-To było
wieki temu.-Westchnął.
-A jakby nic
się nie zmieniło. –dodałam.
-Może. Areny
są tak samo łatwe do rozwalenia jak dawniej.
-Racja. To
co kawa i czekamy, aż wyschniemy?
-A mam inny
wybór?
-Nie wydaje
mi się.
Rozdział 13 za nami. Bardzo sie na mnie gniewacie czy tak tylko troszkę? Nie mam nic na swoja obronę. przyznaje się do zaniedbań i obiecuje poprawę. Zapewne robię to już któryś raz z kolei, ale tym razem będzie inaczej albowiem doszłam do tego momentu w opowiadaniu gdzie wszystko mam już zaplanowane co do joty.
Ines: Mamy się bać?
Ja: Nieee niby czemu?
Ines:--.--
Ja: No dobra. Nie wszyscy i nie od razu.
A tak odbiegając trochę do tematu pochwalę sie tym, że uczę się jeździć więc możecie się spodziewać, mini opowiadania zawierającego kilka sytuacji jakie przydarzyły mi sie w czasie jazdy.
Mary: To co?
Ja; Domyśl sie. Hyhyhy.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania
Rozdział 13 za nami. Bardzo sie na mnie gniewacie czy tak tylko troszkę? Nie mam nic na swoja obronę. przyznaje się do zaniedbań i obiecuje poprawę. Zapewne robię to już któryś raz z kolei, ale tym razem będzie inaczej albowiem doszłam do tego momentu w opowiadaniu gdzie wszystko mam już zaplanowane co do joty.
Ines: Mamy się bać?
Ja: Nieee niby czemu?
Ines:--.--
Ja: No dobra. Nie wszyscy i nie od razu.
A tak odbiegając trochę do tematu pochwalę sie tym, że uczę się jeździć więc możecie się spodziewać, mini opowiadania zawierającego kilka sytuacji jakie przydarzyły mi sie w czasie jazdy.
Mary: To co?
Ja; Domyśl sie. Hyhyhy.
No to ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania
*igrzyska
śmierci. Tylko z tym mi się to kojarzyło. A Hyoma to Katniss. Nic tylko na
drzewach by siedział.