czwartek, 23 czerwca 2016

Druga strona medalu (R.10)



 Rozdział 10

Poczułam, że coś nieskończenie obrzydliwego wypełnia moje wnętrzności i podchodzi go gardła. Otworzyłam szeroko usta i wyplułam pokaźną gule żółci do miski stojącej obok mnie. Gwałtowne torsie męczyły mnie dłuższy czas, aż do chwili, gdy organizm stwierdził, że pozbył się już całej trucizny mogłam wreszcie przestać zapierać się rękami o podłogę i spokojnie oprzeć głowę o ziemię.
-Jesteś głupsza niż myślałem. Loulian.-Przywitało mnie razem z pyskiem tego wstrętnego łysego kota stojącego tuż obok mojej głowy.
Podniosłam się na przed ramiona i rozejrzałam. Okazało się, że zwisałam z brzegu łóżka w jakimś pokoju bynajmniej to nie była moja dotychczasowa sala szpitalna. W rogu stało łóżko naprzeciwko niego stała meblościanka po sam sufit zawalona przeróżnymi gratami książkami jakimiś pudełkami i jakże by inaczej akcesoriami do beyblade. W przeciwległym rogu obok okna stał fotel, na którym siedział Johannes.
-Naprawdę dałabyś się zabić Celest?-Spytał, kiedy ze wstrętem odgoniłam to paskudne łyse zwierzę.
-Okłamałeś mnie.-Wychrypiałam ścierając wierzchem dłoni żółć z kącika moich ust.
-A ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie.-Odparł spokojnie. 
-Nie chce żyć i nie obchodzi mnie jak stąd odejdę.-Burknęłam.
-Dlaczego?-Łysol wskoczył mu na kolana, a ten natychmiast zaczął go drapać za uchem.
-Nie twój zasrany interes.
-Uratowałem ci życie, więc jesteś mi je winna, więc to jak najbardziej jest mój interes.
-Spieprzaj.-Warknęłam.
Nawet nie ruszył się z miejsca. Głaszcząc tego obrzydliwego kota parzył na mnie spod pół przymkniętych powiek.
-Czegokolwiek bym nie zrobiła ty stąd nie wyjdziesz. Mam rację?-Spytałam siadając na łóżku i podkurczając nogi. Były chudziutkie, praktycznie bez tuszu i mięśni. Tam też miałam implanty. 
-Zaczęłaś mówić swoim głosem, więc może i z tym dasz sobie radę.-Uśmiechnął się.
Ten sukinkot…ma rację. Głos, który wydobywał się z mojego gardła był chropowaty i nieprzyjemny, ale był mój nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek go słyszała, więc musi być mój.
-Ale jak ty to…skąd ty…-zaśmiał się.
-To nie ja to ty, a skoro masz już swój głos to może powiesz mi, dlaczego chciałaś się zabić?
Milczałam dłuższą chwilę. Radość z tego, że miałam własny głos szybko minęła i powróciły te mroczne myśli. Bnh

Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie masz nic. Jesteś niczym.
Wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
Ej Podróbko potrafisz wymyślić coś sama?
Podróba powtórz za mną: „ Jestem nic niewartą kopią”.
Kopia nigdy nie dorówna oryginałowi.

-Chciałam się zabić, bo jestem tylko kopią.-Powiedziałam mimo z ciśniętego gardła.- Nie mam charakteru.  Nie umiem myśleć po swojemu.  Nie mam własnych wspomnień. Wszytko, co czuje, czuje tylko, dlatego, że to na moim miejscu czułby oryginał, a do tego wszystkiego teraz jeszcze wyglądam jak potwór, dzieci płaczą na mój widok i szczerze wątpię czy ktokolwiek będzie wstanie to naprawić.-Chciało mi się płakać, ale niemiałam już, czym.
 Johannes nie odezwał się ani słowem tylko wstał i wyszedł, a ja zostałam sama.
Położyłam się na łóżku, schowałam się pod kołdrą i zamknęłam oczy. Byłam wycieńczona, ale sen długo nie chciał przyjść. Długo leżałam bez ruchu zanurzając się coraz bardziej i bardziej w ciemność pod moimi powiekami, aż w końcu poczułam, że coś stuka mnie w czubek głowy. Wyjrzałam ze swojego ciepłego kokonu i zobaczyłam jak Johannes podaje mi ulotkę z menu jakiegoś baru.
-Wybierz coś.-Powiedział siadając na łóżku obok mnie, biorąc do ręki telefon i szukając czegoś w kontaktach.
Posłałam mu zdziwione spojrzenie, po czym przeniosłam wzrok na kartkę.  
Sushi, przystawki, zupy, dania główne, desery, shushi, nigiri, futomaki, temaki, gunkan maki, hosomaki, sashim. Z sosem bez sosu, tuńczyk, łosoś, ośmiornica, małże, na zimno na gorąco, algi takie śmakie owakie. Kurwa mać i jak mam z tego, co wybrać.   
-Sam wybierz.-Warknęłam podając mu kartkę.
-Ty wybierasz ja dzwonie.
-Z całego tego menu to bym się czegoś mocniejszego napiła.
-Czego?-Spytał z czymś na kształt zainteresowania w głosie.
-Nie wiem. Obojętne. Byle mocne.-Rzuciłam szybko.- Jest gdzieś tu łazienka?
-Na drugim końcu korytarza.-Odparł jakby lekko zawiedziony. Wstałam z łóżka i lekko chwiejnym krokiem wyszłam z pokoju. Łazienka rzeczywiście stała tam gdzie powiedział Johannes. Wygnałam z niej kilka kotów i mogłam zająć się sobą.  Szary dres, który (na całe szczęście) miałam na sobie strasznie śmierdział. W rzuciłam go do pralki i zaczęłam obmywać moje pokryte bliznami po oparzeniu ciało. 
Niech jasny szlag trafi Celest.
Gąbka zrobiona z delikatnej siateczki nie podrażnia mojej skóry i pozwala na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Kąpałam się w gorącej wodzie tak, ze po chwili w łazience było jak w saunie. Dokładnie się opłukałam i weszłam do wanny z gorącą wodą.
-Aaach.- Westchnęłam, kiedy ciepła aromatyzowana woda otuliła moje ciało.  Co to za zapach? Kocimiętka? Nie. Głupi żart. Zaciągnęłam się powietrzem przymykając przy tym powieki. Nie to nie kocimiętka. To zapach kwitnącej wiśni…
***
-Mamo! Mamo!-Wołałam wbiegając do salonu. Moja mama jak zwykle spała na kanapie z petem w ręce jakby inaczej. Chociaż miałam nadzieje, ze tym razem mnie nie zawiedzie i nie schleje się do nieprzytomności. Przecież mi obiecała, że pójdziemy razem do parku świętować hanami. W końcu wiśnie kwitną tak krótko. Przygotowania zaczęły się już kilka dni temu, gdy tylko na drzewach pojawiły się pąki. W parku stały już stragany płachta była rozłożona wszystko było gotowe brakowało tylko nas…
-Mamo?-Delikatnie potrząsnęłam jej ramię.-Mamo mieliśmy iść do parku.-Odepchnęła moja rękę i przekręciła się na drugi bok.
-Daj mi spokój jestem zmęczona.-Mruknęła.
-Ale mamo…
-Żadnych, „ale”!-Krzyknęła.-Ciężko pracuje do późna, a potem nie mogę liczyć na spokój w domu! Marsz do swojego pokoju! Masz szlaban!
Pobiegłam do mojego pokoju i rzucałam się na łóżko.
-Obiecała.-Udało mi się jeszcze powiedzieć zanim zalałam się łzami.
***
Wyszłam z wanny, owinęłam się ręcznikiem wyjętym z szafki stojącej obok ubikacji i stanęłam przed zaparowanym lustrem. Wyciągnęłam rękę żeby je przetrzeć, ale tuż przed szklaną taflą zatrzymałam ją. Po co mam widzieć po raz kolejny to, co teraz robi za moją twarz.
Pranie się skończyło, więc mój dres był czysty, ale mokry.
Cudnie.
-Johannes!-Zawołałam w stronę drzwi.
-Co jest?-Odkrzyknął.
-Masz coś, w co mogłabym się przebrać?-Skoro jak to powiedział „jestem mu winna życie” chyba nie chce żebym je straciła z powodu głupiego przeziębienia.
-Zaczekaj poszukam.
Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium. Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium. Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium. Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium. Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium.
-Trzymaj. Wybierz sobie coś z tego.-Powiedział uchylając drzwi i podając mi zwinięte w kłębek jakieś ciuchy. Przyjęłam zawiniątko i z sercem na ramieniu zaczęłam je rozwijać. Okazało się, że była to jedna letnia sukienka w kwiatki, luźne czarne dresy z czarną sprana koszulką do kompletu, bielizna sportowa, podarte jeansy i granatowa koszula.
Wybierz sobie. Łatwo ci powiedzieć. Dobra. Załatwię to metodą eliminacji. Sukienka out i to od razu. Skąd ją w ogóle wytrzasnął? Dalej. Na dresy nie mogę patrzeć. Koszula…nie. Po prostu nie. Czyli koszulka i jeansy. Brawo Glimer. Ubrałaś się możesz być z siebie dumna.  Wszystko na mnie wisiało, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi.
Chciałam wrócić do pokoju i po prostu się położyć, ale nie było mi dane.
-Loulian!-Johannes zawołał mnie z dołu schodów.
-O, co chodzi?-Spytałam, kiedy bez słowa zaczął mnie gdzieś prowadzić.
-Chciałaś się napić, a pić na pusty żołądek to nie najlepszy pomysł.- Powiedział, gdy weszliśmy do kuchni. Na stole stały dwa półmiski z różnymi rodzajami sushi, do kompletu kieliszki i butelka. Usiadłam przy stole i poddałam butelkę głębszym oględzinom.
-Nihonshu? Serio? Może od razu spróbujemy mnie upić wodą?
-Nie dramatyzuj. Ledwo ze szpitala wyszła już by chciała awamori pić.-Powiedział Johannes siadając po drugiej stronie małego stołu.
-Co tu mamy?-Zapytałam biorąc do ręki pałeczki.
-Wszystkiego po trochu. Nie potrafiłaś wybrać, więc wziąłem wszystko.
-To jest jakaś opcja.-Powiedziałam otwierając butelkę i nalewając sobie do pełna.
-Itadakimasu.-duszkiem wypiłam zawartość kieliszka i odparłam.
-Itadakimasu.-trąciłam pałeczką łososia leżącego na kupce ryżu.-Mów mi „Glimer”.
-Jak chcesz…Glimer.





* mój młodszy brat prosił żebym tego nie usuwała, bo to jego dzieło.  


Rozdział 10 za nami. Dodaje ten rozdział bo... mogę. :P Jak się czujecie w przeddzień zakończenia roku szkolnego?  Ja osobiście świetnie. Tylko nie wiem skąd wytrzasnę rajstopy na jutro… ale to mój problem nie wasz. Ogólnie to bardzo cieszy mnie wasza aktywność w komentarzach. Chociaż martwi mnie to, że do późna siedzicie przed komputerami. No to…
Ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

piątek, 17 czerwca 2016

Druga strona medalu (R.9)

Rozdział 9

Nuda.
To właśnie się działo.
Nuuuuuuda.
Nudziłam się i to cholernie. Całymi dniami nic tylko gapiłam się w sufit i słucham kapania kroplówki. Od czasu do czasu przychodził do mnie Johannes. Nic nie mówi tylko siedział na krześle i patrzył na mnie. Kiedy tylko się pojawiał ze zdwojoną siłą wgapiałam się w sufit. Nie wiedziałam, co o nim myśleć. Z jednej strony mi pomógł (nie wiadomo, po co i dlaczego), a z drugiej strony w zamian za współpracę z Dark Nebulą zażądał sobie kobiety kota. (Wszyscy chyba domyślają się, w jakim celu była mu potrzebna.) W więc ostatecznie wychodziło na to, że się bałam. Jedyne dobre, co było w tym wszystkim to bardzo silne prochy, które mi podawał ten podejrzany lekarz nie czułam bólu i traciłam kontakt z rzeczywistością, a wtedy było mi już wszystko jedno.
Może to głupio zabrzmi, ale po tym jak ‘’umarłam’’ coś we mnie pękło. Nie mogłam się odnaleźć w pokoju, w którym leżałam, a co dopiero w życiu. Czułam się pusta tak jakby ktoś wyprał mnie ze wszystkich moich wcieleń. Pamiętałam wszystko; co potrafiły jak mówiły i jestem pewna, że potrafiłabym to wszystko powtórzyć, ale jakoś nie widziałam powodu by to robi, ale z kolei nie wiedziałam, co mogłabym zrobić, jako ja.
„Wrócisz na ziemię i to wszystko przeżyjesz dopiero wtedy pozwolę ci na wieczny odpoczynek.”
Ciekawe jak mam to zrobić?
Pewnego do mojej celi/pokoju przyszedł ‘’doktor’’ i powiedział, że dzisiaj zdejmie mi moje bandaże.
-Twoje implanty uległy uszkodzeniu, musiałem je usunąć.-Poinformował mnie chłodnym tonem ściągając z mojej twarzy kolejne bandaże.
Obok mnie na łóżku leżało lusterko na rącze od wrócone tą użyteczną stroną przodem do pościeli. Jeśli mam być szczera to w ogóle mogłabym go nie używać. Naprawdę nie chce wiedzieć jak teraz wyglądam. W swojej karierze miałam już kilka operacji plastycznych, ale zawszę uspokajałam się tym, że to nie moja twarz, że to ktoś inny patrz na mnie zza lustra, a teraz pora pierwszy od naprawdę wielu lat miałam tam być ja. Kiedy ktoś będzie mine mijam na ulicy będzie widział moją twarz, a nie twarz oryginału, jeśli pomyśli, że jestem paskudna pomyśli to o mnie, a nie o oryginale.
Ostatni bandaż trafił do kosza na śmieci.
Z twarzy lekarza nie mogłam odczytać jak wyglądam, ale to, co odbiło się w jego źrenicach nie wyglądało najlepiej. Drżącymi dłońmi, do których pomarszczonego i wysuszonego wyglądu już się przyzwyczaiłam ujęłam rączkę lusterka i położyłam je sobie na kolanach.
Wzięłam głęboki oddech potem drugi, trzeci i tak dalej doktor, który nadal zemną siedział nie powiedział nawet słowa. Cierpliwie czekał, aż kolejna rozhisterowana pacjentka się przemoże i będzie mógł zająć się innym przypadkami, których cierpiętnicze jęki często budziły mnie ze snu.
Podniosłam to narzędzie szatana do twarzy i tak zamarzłam.  Moim oczom ukazało się łyse monstrum o pomarszczonej miejscami bladej miejscami brązowej skórze wyglądającej jak skrzyżowanie mapy topograficznej ze szmacianą laką. Wokół oczu i ust widniały fragmenty normalnego naskórka, przez co całość wyglądała jak naprawdę upiorna maska.  Twarz, która przez najbliższy czas miałam nazywać moją była bardzo szczupła przez uśnięcie implantów, które miałam w szczęce i kościach policzkowych oraz przez to, że gdy przygotowałam się do niektórych musiałam podać się zbiegowi usunięcia części niektórych kości.
-Łyknij to.-Powiedział doktor podając mi kubek z jakimiś tabletkami. Odłożyłam lusterko z powrotem na łózko i szybko łyknęłam leki nie popijając ich.
Może się zadławię i umrę.
Następnego dnia zostałam wypchnięta za drzwi wypisana z tak zwanego szpitala i znowu byłam zdana tylko na siebie. W akcie dobrego serca (ta jasne) lekarz, którego imienia nigdy nie poznałam dał mi jakiś stary dres i sportowe buty.
Przez dłuższy czas stałam przed budynkiem, z którego wyszłam i zastanawiałam się, co ledwo, co przywrócona do życie dziewczyna bez kasy przy duszy może zrobić sama w kompletnie obcy mieście?
 Spokojnie z taką twarzą nikt cię nie porwie, a już na pewno nie zgwałci.-Pocieszałam się w myślach idąc ulicą.
Ludzie, których mijałam cofali się z przerażeniem, kiedy tylko na nich spojrzałam. Na ciągnęłam mocno kaptur na twarz i przyspieszyłam kroku. W pewnym momencie na kogoś wpadłam. Upadłam na ziemię zdzierając sobie przy tym skórę z rąk.
-Wszystko w porządku? Nic sobie nie zrobiłaś?- Zapytał ktoś pomagając mi wstać.-Pokaż się.-Właśnie wtedy kaptur z sunął się z moje głowy odsłaniając moją paskudna twarz. Na twarzy chłopaka, który dotąd chciał mi pomóc pojawiła się odraza, a stojąca obok dziewczyna zzieleniała i puściła pawia.
Zepchnęłam oboje z drogi i pobiegłam gdzieś przed siebie. Byłam bardzo osłabiona, dlatego nie udało mi się odbiec daleko. Schowałam się do pierwszej lepszej ciemnej uliczki ukryłam się za koszem na śmieci i zaczęłam płakać. Płakałam i nie mogłam się uspokoić. Łzy spływały mi po policzkach i kapały mi z nosa próbowałam je jakoś wytrzeć w rękawy bluzy, ale te szybko przemiękły i zostałam z niczym.
Przez dłuższy czas siedziałam na ziemi z głową opartą na kolanach i próbowałam wyrównać oddech. Gdy nagle usłyszałam ciche:
-Nya.-Powoli podniosłam głowę i zobaczyłam tego wstrętnego łysego kota siedzącego u moich stup. Skrzywiłam się, a to pewnie nie poprawiło mojego wyglądu niemniej jednak kot nawet nie drgnął. Zrobił to dopiero, gdy machnęłam na niego ręką, a i tak cofnął się tylko o krok.
-Nya.-Odezwał się znów tym razem głośnej.
Nie chcąc siedzieć z tym czymś w jednej alejce wstałam z ziemi i zaczęłam iść w kierunku wyjścia z uliczki, a lew tedy jak z podziemi wyrósł Johannes.
-To nie jest zbyt miłe nie odpowiadać, gdy ktoś cię o coś pyta.-Powiedział.
Chciałam go minąć, ale kiedy byłam dokładnie obok niego złapał mnie za ramię i zapytał:  
-Wiesz, chociaż dokąd idziesz?
-Przed siebie.-Powiedziałam odzywając się po raz pierwszy od kilku miesięcy.
Głos, który wydobył się z mojego gardła był chropowaty i nieprzyjemny.
Chłopak zaśmiał się pod nosem.
-A tak poza tym wiesz, chociaż gdzie jesteś?
-Gdzieś w Japonii.-Burknęłam spuszczając wzrok.
Jedyne, czego chciałam w tym momencie to wrócić do mojej zapyziałej zatęchłej kawalerki w moim zasyfionym i pełnym szumowin mieście iść do baru, w którym jak zwykle nikt mnie nie pozna, schlać się tam w trzy dupy i zapomnieć.
-I myślisz, ze w tym stanie uda ci się wrócić do domu?-Nie odpowiedziałam.-Nawet, jeśli jakimś cudem uda ci się opuścić Japonię to twoi kumple po fachu cię wykończą.
-Wiem.-Odparłam.
-I przyjmujesz to tak spokojnie?
-Mam jakiś wybór? Tak czy siak zdechnę tu, albo na moich starych śmieciach. Osobiście wolałabym to zrobić u siebie.-Chciałam się wyszarpnąć z jego ucisku, ale nie starczyło mi na to siły, a przy tym sama sobie sprawiłam ból tak silny, że aż mnie zamroczyło.
-Loulian? Wszystko w porządku?
-Czy wygląda na to by cokolwiek było w porządku?- Zdjęłam kaptur.-Spójrz na mnie. Wyglądam jak potwór dzieci płaczą ma mój widok, nie mogę wrócić do domu, a do tego wszystkiego jestem niczym!-Krzyczałam na powrót zalewając się łzami.-Zostaw mnie.-Poprosiłam w końcu.
-Nie da rady kotku.-Powiedział kucając obok mnie i głaszcząc po łysej głowie.- Jeśli cię tu zostawię psy cię rozszarpią.
-A, co jeśli chcę umrzeć?
-Nie chcesz.
-Chcę.
-Skoro tak to proszę.-Wstał i rzucił mi strzykawkę.-Udowodnij. Wstrzyknij sobie to. To trucizna czy jak tam to Celest nazwała inhibitor oddychania wewnątrz komórkowego.  Miałem ci to wstrzyknąć, gdy już pokonasz Kelly. Jak widać według jej planu tak czy siak miałaś umrzeć.-Mówił, kiedy wyjmowałam strzykawkę z foliowego opakowana.  
-Zrobię to.-Powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Pozwolę ci.
Zębami ściągnęłam zatyczkę podwinęłam rękaw wbiłam w jedna z żył na lewej ręce i nacięłam tłoczek.
Czas zwolnił. Wszystkie dźwięki stały się jakieś przytłumione odległe. Obraz mojego widzenia się zwężał, a gdy nie widziałam już nic poczułam jak moje ciało spada gdzieś w otchłań. 




Rozdział 9 za nami. Już niedługo zacznę wstawiać sezon drugi więc już możecie się bać/ cieszyć. Mam nadzieję, że to opowiadanie wam się podobało. Jak tam czujecie już wakacje?  Aj w tym roku postanowiłam, że po pierwsze ich nie zmarnuje, po drugie będę się nimi cieszyć, a po trzecie będę se kłaść późno i wcześnie wstawać by nie tracić ani nocy ani dni. A wy macie jakiś plan? Podzielcie się nim zemną jeśli chcecie.
No to ja się z wami, żegnam.
Do następnego posta. 
Hania.

piątek, 10 czerwca 2016

Druga strona medalu (R.8)

Rozdział 8

Słyszałam miałczenie. Ciche odległe, ale na pewno miałczenie. Nad moją głową zafalował puszysty ogon tylko po to by zaraz zniknąć. Wokół mnie pojawiało się coraz więcej kotów, a ja z przerażeniem odkryłam, że te małe bestie rodem z piekła mnie próbują.
Słyszałam o przypadkach, w których stara kociara zmarła i została zjedzona przez swoje pupilki, ale zostać zjedzona żywcem przez te pierdolone szkodniki! Proszę nie. To najbardziej upokarzająca śmierć, jaką mogłabym sobie wyobrazić.
Może tylko na taką zasługuje. Pokonana przez oryginał usmażona przez własną broń, a na koniec zeżarta przez koty wspólnika.
Oho o skurwielu mowa. Johannes stał teraz nade mną nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale mogłabym przysiąc, że się uśmiechał. Na pewno to robił. On zawsze się szczerzy.
Pochylił się nade mną i w tym momencie świat powiła ciemność. Cokolwiek chciał zrobić było zdecydowanie za późno bym to poczuła.
Chujowy koniec chujowego życia.

If I die young bury me in satin
Lay me down on a bed of roses
Sink me in the river at dawn
Send me away with the words of a love song

-No i co ja mam z tobą kotku zrobić?-Powiedział obcy lekko chrapliwy głos.
Powoli nie będąc do końca pewna czy jestem w stanie to zrobić otworzyłam oczy. Nade mną wisiała ciemność. Podniosłam się na przedramiona i spróbowałam namierzyć skąd przybiegło do mnie to retoryczne pytanie niestety poza czarnym kotem nikogo nie zobaczyłam.
Siedziałam na posadzce ułożonej z prostokątnych czarnych i białych płytek ułożonych w tak zwaną szachownice, ubrana w białą przewiewną sukienkę sięgającą mi do kolan. Czułam się…dobrze i właśnie to mnie najbardziej zaniepokoiło.
-Dlaczego wy zawsze mnie ignorujecie?-Odezwała się kotka machając nerwowo ogonem. Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.
-Dobra. Co jest grane?-Zapytałam w końcu.
-Zdechłaś.-Walnęła prosto z mostu.-Chociaż nie. Nie zdechłaś, bo tak naprawdę nigdy nie żyłaś. Zwykle mówię to ludziom, który zmarnowali swoje życie, ale ty naprawdę nie żyłaś.  Nie byłaś sobą nawet przez jedną dziesiąta tego, co spędziłaś na ziemi nawet, jako pieprzone dziecko, a o tym, co robiłaś odkąd skończyłaś trzynaście lat nawet nie wspomnę.
-No to, co robimy? Odeślesz mnie tam.-Wskazałam podłogę.-Czy może jednak na górę?-Kotka spojrzała na mnie jakby chciała mnie zabić.
-O nie kotku tak łatwo się z tego nie wywiniesz. Przespacerujesz się zemną.
Zwierzątko wstało z ziemi i podreptało gdzieś przed siebie, a ja chcąc nie chcąc poszłam za nią. Znalazłyśmy się w identycznej sali jak ta, w której się obudziłam z tą różnicą, że teraz przede mną na lekkim podwyższeniu stało dziewięć trumien.
-Dziewięć trumien, dziewięć istniej, dziewięć kobiet, ani jednej Glimer.
Pierwsza z brzegu trumna podniosła się, przeleciała do mnie i otworzyła się przede mną niczym drzwi. W środku wisiała młoda dziewczynka ubrana w szkolny mundurze.
-Narumi Takahashi – przedstawiła ją kotka.- Chodziła za ciebie do szkoły.- Kotka machnęła łapką tak jakby odpychała niechcianą zabawkę, a w tedy drewniana skrzynia poszybowała w stronę ściany, na której rozbiła się na drobne kawałeczki, spomiędzy których wystawiało martwe ciało. – Kogo tu jeszcze mamy?  Beverly Allit zabiła za ciebie po raz pierwszy.- Ta trumna tak samo jak poprzednia rozbiła się o ścianę tym razem trup upadł twarzą do mnie tak, że seryjna morderczyni, którą pomogła zdemaskować mogła do woli patrzeć na tą, która wpakowała ją za kratki.- Bianca Martinez kochała za ciebie.

-Nie poznaje cię Glimer! Co się stało z kobietą, która biegała po salonie w mojej bluzce i świergotała o tym, co dzisiaj czytała!?
-Siedzi w więzieniu dla kobiet za kradzież planów bazy wojskowej jej tatusia. Bianca Martinez mogę was sobie przedstawić!
-Czym ty jesteś?
-Jestem Glimer twoja była narzeczona…. Wynoś się.

- Mari Smosh. Ilu facetów ją dymało zanim znalazłaś obie kolejne zlecenie? Pięciu? Siedmiu? Chciałaś sobie w ten sposób odbić to, że Percy cię rzucił, gdy tylko ją poznał?- Jej trumna rozleciała się na kawałki tak jak wszystkie poprzednie. Annabeth Anderson krótka historia o tym jak zostać szczęśliwą rozwódką.
TRZASK
- I wreszcie. Kelly Hawana, żeby nawet umierać musiał ktoś za ciebie to trzeba wstydu nie mieć.- Ostatnia trumna roztrzaskała się i niczym wisienka na torcie dekorując stertę desek i powykręcanych w różne strony kończyn.
-Daj mi w spokoju zgnić.- Powiedziałam tylko wieszając głowę na piersiach.
Czułam się taka pusta.  Po prostu pusta.
-Czy do ciebie nie dociera, co do ciebie mówię? Nie możesz umrzeć skoro nie żyłaś. Tak łatwo to się nie skończy ooo nie. Wrócisz na ziemię i to wszystko przeżyjesz dopiero wtedy pozwolę ci na wieczny odpoczynek.- Patrzyłam na intensywnie czarny kafelek, który z każdą chwilą rósł w moich oczach. Był dziwnie hipnotyzujący. Stałam tak sama nie wiem ile, gdy nagle kadetek pękł, a przez jego środek przebiegała biała bardzo jasna linia.
Zamrugałam szybko oślepiona nagłym światłem. Chciałam zasłonić je dłonią, ale nie byłam w stanie tego zrobić. Nie miałam, żadnej władzy nad moim ciałem.
Gdy oczy przyzwyczaiły do nowych warunków udało mi się zobaczyć nieskazitelnie biały sufit.
Ktoś wszedł do pokoju. Nie mogłam zobaczyć, kto, ale z całą pewnością mogę stwierdzić, że był to ktoś kompletnie mi obcy. Mężczyzna pochylić się nade mną poświęcił mi latarka po oczach i powiedział:
-Podałem ci znieczulenie do oponowe. Będziesz sparaliżowana przez następne kilka godzin.- Musiałam wyglądać na przerażoną (i taka faktycznie byłam), bo lekarz zmienił ton ze służbowego na prawie przyjazny i dodał.- Spokojnie. Ktokolwiek cię tak urządził nie odważył się tu zaatakować. Nikt nie chce ryzykować, że nadepnie na odcisk komuś, od kogo prędzej czy później będzie zależeć jego życie.
No proszę. Kolejny bawiąc się w pana życia i śmierci.

Lekarz (mam nadzieje, że to był lekarz wyszedł, a ja zdałam sobie, że nie jestem sama w tej Sali, co gorsza wiedziałam, kto tu zemną jest i mogłam się domyślić jak bardzo wygłodniałym musi być skoro zadowoli się zniszczoną podróbką tego, czego nie dostał w zamian za wykonanie zadania.


Rozdział 8 za nami. Był to rozdział krótszy niż zwykle, a spowodowane było to tym, że musiałam się uczyć by móc poprawić moje końcowo-roczne oceny. W ramach zadość uczynienia za to karygodne niedociągnięcie wstawie wam tu kilka śmiesznych obrazków.





Ja: Ryuga mnie zabije jak to zobaczy.
Ryuga: Za późno na takie przemyślenia.



No too ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania

niedziela, 5 czerwca 2016

Making off Beyblade po mojemu sezon 1 cz.1

Nie od razu Rzym zbudowano. 
Pewnie dlatego, że podczas budowy tego imperium zdarzały sie jakieś wpadki, a skoro im sie nie udało ich uniknąć to co dopiero mnie. Przedstawiam wam wpadki z "kręcenia" Beyblade po mojemu sezon 1

Rozdział 1 Ujęcie nr. 1
Pierwsza i ostatnia próba użycia green scren.
Kelly: Kyoya! Gdzie jesteś Kyoya!
Kyoya: *Stoi obok niej i dostaje kurwicy*  
Kelly: Kyoya! Mamy nagrać pierwszy rozdział! Gdzie polazł ten kretyn?
Kyoya: Stoję tutaj idiotko.
Kelly: Ryuga  ratunku słyszę głosy!!!   


Rozdział 5 Ujęcie nr. 1
Mary: Jak to nie żyje?!
Ines: No po prostu zimny trup. Tak przynajmniej twierdzi WBBA. Sama zobacz.
   Spojrzałam na ekran i odszukałam wzrokiem opis bleydera. "Ryuga. Bardzo niebezpieczny Bleyder. Zajął drugie miejsce w bitwie bleyderów. Nadzwyczajny rezerwowy reprezentacji Japonii na mistrzostwach świata. Zmarł w wieku 16 lat.”
Ja: I cieńcie!
Mary:*powoli się odwraca * I see dead peolple.

Rozdział 6 Ujęcie nr. 1
Ines: No Betty kładź się.
Betty: A jak mu coś stanie?
Reszta obsady w śmiech.
Ines: To się wtedy będziemy martwić.
Betty: To nie jest śmieszne. Z czego rżysz baranie? *wydziera się na Ryuge* Jak jesteś taki mądry to sam się na nim połóż.
Ryuga: Dobra.
Kyoya: NIEEEEEEEE!
Betty: Jak ja was kocham. Tak bardzo, że aż w cale.

Rozdział 6 Ujęcie nr. 2
Kyoya: Złaź ze mnie.
Betty: Prz… Nie no zakrycie mu czymś twarz prooooosze.

Rozdział 6 Ujęcie nr. 3
Chłopak szarpną się i oboje przeturlali się kawałek teraz to on był na górze, dziewczyna w pułapce jego ramion.
Kyoya: Tak lepiej.
Betty: Ałłłłł moje plecy. Pi*rdolony kamień.

Rozdział 13 Ujęcie nr. 1
Mary: Gadaj czego chcesz.
Ryuga:* nic nie mówiąc łapie Mary  za ramiona przyciąga do siebie i…
Kyoya: UWAGA LECI!!!
GRUCH JEB TRACH
Reflektor i spory fragment rusztowania spada na scenę, a zza pobojowiska wyłania się wystraszony Alex próbujący złapać powietrze.
Alex: Ja się tylko oparłem To niechcący było.

Rozdział 13 Ujęcie nr. 2
Mary: Gadaj czego chcesz.
Ryuga:* nic nie mówiąc łapie Mary  za ramiona przyciąga do siebie i…
Kelly: AAAA  APSIK!
Ines: Serio? Aż tak głośno kichasz?
Kelly: Sorka.
Alex: Chusteczkę?
Kelly : Tak poproszę. Dzięki. :)

Rozdział 13 Ujęcie nr. 3

Mary: Gadaj czego chcesz.
Ryuga:* nic nie mówiąc łapie Mary  za ramiona przyciąga do siebie i…
I am a lion and I want to be free,
Do you see a lion when you look inside of me!!!?
Outside the window just to watch you as you sleep,
Cause I am a lion born from things you cannot be!!!
Ines: Kto tym razem?
Kyoya: Sory myślałem, że podłączyłem słuchawki.
Ryuga: Zaczynam myśleć, że robicie to specjalnie.

Rozdział 14 Ujęcie nr. 1
Kyoya: Jak się spało kotku?
Betty: Chryste. Czy ty chociaż przez chwilę możesz nie wyglądać jak gwałicielo-zoofilo-poedofil?

Rozdział 14 Ujęcie nr. 2
Kyoya: Jak się spało kotku?
Betty: *próbowała wyskoczyć z łózka ale zaplątała się w kołdrę przez co do pasa w dół leży na łóżku, a jej reszta jest na podłodze*
Wszyscy w śmiech.
Betty: Blisko wystarczająco gramy dalej!  Jak się tutaj znalazłam?
Kyoya: Przy-przy. Hahah nie jestem w stanie grać gdy świecisz mi przed twarzą swoimi czterema literami.
Betty: Zboczeniec! W ogóle to trzymaj się scenariusza. Miałeś zamknąć oczy.

Rozdział 14 Ujęcie nr. 3
Kyoya: Jak się spało kotku?
Betty: Jak się tutaj znalazłam?
Kyoya: Przyniosłem cię tutaj.* zamyka oczy i kładzie się wygodniej na łóżku*
Betty: Po kiego grzyba?!
Kyoya: Miałem cię tam zostawić?
Betty: Tak! Uwielbiam spać na betonie! W ogóle to patrz na mnie jak do ciebie mówię!
Kyoya: Na następny raz będę wiedział.*ziewa*
Kelly: nie będzie następnego razu.
Kyoya: Będzie. Zobaczysz.
Tsubasa: Chwila moment tego niema w scenariuszu.
Ines: I co z tego?
Tsubasa: Dlaczego im nie przerwałaś?
Ines: A tak jakoś się zapatrzyłam.

Rozdział 23
 Tsubasa i Ines leżą razem w łóżku

Kelly: Coś tu nie gra.
Ines: *ostrzegawczy ton* Hawana.
Kelly: Ale serio coś jest nie tak. Prawda Mary.
Mary:*obejmuje łóżko ramka z palcy*  Tak coś tu nie pasuje…Tsubasa. Koszulka. Wypad.
Tsubasa:*wzrusza ramionami i zaczyna się rozbierać*
Ines: Ale niby czemu tak?
Kelly: Oj tam nie gadaj tylko graj. Mary będzie kiedyś reżyserką por….filmów erotycznych.
Mary: A  Kelly będzie mi dostarczać aktorów. Budujesz już ten burdel?
Kelly: *dumny, dziecięcy uśmiech* Tak tylko z aktorkami jest problem.   
Mary: Oj tam Ines zagra.
Ines: *zakrywa sobie głowę kołdrą* Jesteście chore.
Kelly: Coś czuje że to początek pięknej współpracy.

Rozdział 24

Ryuga: *patrzy groźnie z góry,
patrzy groźnie z góry,
patrzy groźnie z góry,*
Ines: Ryuga?
Ryuga: Zapomniałem tekstu.
*Śmiechy w tle*

Rozdział 33

Kyoya: Jakim cudem nikt cię jeszcze nie zabił?
Kelly: *szczerzy się* Przyjaźnie się z najgroźniejszym bleyderem świata, a do tego jestem dzieckiem szczęścia które potrafi się nieźle bić. Czekaj coś wymyśle. Nie popsułam jeszcze niczego czego nie potrafiła bym naprawić. Hym. Już wiem zaczekaj na mnie chwile pójdę po palnik. Nigdzie nie idź.*wybiega*
Kyoya; Ha bardzo śmieszne... chwila czy ty powiedziałaś palnik!? Kell!? KELLY!!!
Ines: I cieńcie! Dobra koniec na dzisiaj. Gasić światła i do domu.
Światła gasną i w pokoju zostaje tylko przykuty Kyoya.
Kyoya: JAK WRÓCICIE TO WAS ZABIJE!!!
Kelly; To miało nas zachęcić!?

Rozdział 36
Ujęcie nr. 1
Alex: Mary wszystko w porządku…GRUCH JEB TRACH *dźwięk wydawany przez kota gdy ktoś mu upadnie na ogon i na koniec tłuczone szkło*
Mary: Alex!
Alex: Nic mi nie jest! Tylko zgubiłem okulary!

Ujęcie nr. 2
Mary: Mam gdzieś czy to było niechcący czy specjalnie. Ona prosi się o wpie*dol od samego początku. Złaź na dół i walcz ze mną!
Kelly: I came in like a wrecking ball !!!

Rozdział 37

Dashan: Brać się do roboty, wroga bić już czas
Widzę zamiast mężczyzn mnóstwo bab wśród was
Mary: EJ!
Takiej bandy nikt nie zlęknie się
Zadrżyjcie więc na dźwięk tych słów
Mężczyzn z was wkrótce sam zrobię znów.


*piosenka z filmu Fineasz i Ferb Podróż w Drugim wymiarze*

Alex 1Czy my się znamy?
Alex 2: Tak, jestem tobą z innego wymiaru...
Alex 1: Dlatego jesteś taki przystojny...
Alex 2: Tak samo jak ty stary...
Alex 1 : Czy to oznacza, że jesteśmy identyczni?
Alex 2: To możliwe...
Alex 1: Może ryżowy pudding?
Alex 2: Fuj! Dzięki nie!
Alex 1: To sprawdzian był. Chcesz migdałka?
Alex 2: Tak! Uwielbiam wprost je!
Alex 1: Ja też....
Alex 2: Czy monet masz słój?
Alex 1: Tak. Wielki co nie?
Obaj: Bo automatów z każdym dniem więcej jest
Przez życie ciągle brnę sam,
bo urojenia wciąż mam...
Alex 1: Ale nigdy nie bałem się automatów z jedzeniem...
Alex 2: Lecz oto dziś zjawił się...
Obaj: Ktoś, kto zrozumieć mnie chce
Znalazłem kumpla, że hej (bo to ja) 2x
Alex 2: Nie jesteś za niski...?
Alex 1: Bo trochę garbię się. Myślałem, że oba oczy masz, no wiesz...
Alex 2: Drugie tutaj jest.
Alex 1: Auć! Wiesz, właśnie zauważyłem, że twoja blizna biegnie po opasce
Alex 2: Tak?
Alex 1: Już nic...czy Lama zdziwi cię?
Alex 2: Przez to zwierzę wpadam w szał.
Alex 1: Chodzi mi o Lorenzo...
Alex 2: A, racja!
Obaj: On Hika grał! Znam cię na wylot, a ty
a ty na wylot znasz mnie.
Jak nigdy cieszę dziś się,
i teraz dobrze wiem, że...
Znalazłem kumpla, że hej (bo to ja) 2x
Teraz jest nas dwóch!
Wszystko będzie super!
Dwóch Alexów! Blanc razy dwa!
Alex 1: Od dziś w każdy piątek!
Alex 2: Ej, co jest, będziemy występować w telewizji czy jak?
Alex 1: Skądże, wiesz to, to to może i tak zabrzmiało chociaż moglibyśmy, nie chcesz?
Alex 2: Chyba nie jesteśmy identyczni...
Alex 1: To byś mawiał na koniec! Grałbyś marudę. He?