Poczułam, że
coś nieskończenie obrzydliwego wypełnia moje wnętrzności i podchodzi go gardła.
Otworzyłam szeroko usta i wyplułam pokaźną gule żółci do miski stojącej obok
mnie. Gwałtowne torsie męczyły mnie dłuższy czas, aż do chwili, gdy organizm
stwierdził, że pozbył się już całej trucizny mogłam wreszcie przestać zapierać
się rękami o podłogę i spokojnie oprzeć głowę o ziemię.
-Jesteś
głupsza niż myślałem. Loulian.-Przywitało mnie razem z pyskiem tego wstrętnego
łysego kota stojącego tuż obok mojej głowy.
Podniosłam
się na przed ramiona i rozejrzałam. Okazało się, że zwisałam z brzegu łóżka w
jakimś pokoju bynajmniej to nie była moja dotychczasowa sala szpitalna. W rogu
stało łóżko naprzeciwko niego stała meblościanka po sam sufit zawalona
przeróżnymi gratami książkami jakimiś pudełkami i jakże by inaczej akcesoriami
do beyblade. W przeciwległym rogu obok okna stał fotel, na którym siedział
Johannes.
-Naprawdę dałabyś
się zabić Celest?-Spytał, kiedy ze wstrętem odgoniłam to paskudne łyse zwierzę.
-Okłamałeś
mnie.-Wychrypiałam ścierając wierzchem dłoni żółć z kącika moich ust.
-A ty nie
odpowiedziałaś na moje pytanie.-Odparł spokojnie.
-Nie chce
żyć i nie obchodzi mnie jak stąd odejdę.-Burknęłam.
-Dlaczego?-Łysol
wskoczył mu na kolana, a ten natychmiast zaczął go drapać za uchem.
-Nie twój
zasrany interes.
-Uratowałem
ci życie, więc jesteś mi je winna, więc to jak najbardziej jest mój interes.
-Spieprzaj.-Warknęłam.
Nawet nie
ruszył się z miejsca. Głaszcząc tego obrzydliwego kota parzył na mnie spod pół
przymkniętych powiek.
-Czegokolwiek
bym nie zrobiła ty stąd nie wyjdziesz. Mam rację?-Spytałam siadając na łóżku i
podkurczając nogi. Były chudziutkie, praktycznie bez tuszu i mięśni. Tam też
miałam implanty.
-Zaczęłaś
mówić swoim głosem, więc może i z tym dasz sobie radę.-Uśmiechnął się.
Ten
sukinkot…ma rację. Głos, który wydobywał się z mojego gardła był chropowaty i
nieprzyjemny, ale był mój nie przypominam sobie żebym kiedykolwiek go słyszała,
więc musi być mój.
-Ale jak ty
to…skąd ty…-zaśmiał się.
-To nie ja
to ty, a skoro masz już swój głos to może powiesz mi, dlaczego chciałaś się
zabić?
Milczałam
dłuższą chwilę. Radość z tego, że miałam własny głos szybko minęła i powróciły
te mroczne myśli. Bnh*
Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie
masz nic. Jesteś niczym.
Wiem, co pasuje do ciebie. Wszystko i nic.
Ej Podróbko potrafisz wymyślić coś sama?
Podróba powtórz za mną: „ Jestem nic
niewartą kopią”.
Kopia nigdy nie dorówna oryginałowi.
-Chciałam się zabić, bo jestem tylko
kopią.-Powiedziałam mimo z ciśniętego gardła.- Nie mam charakteru. Nie umiem myśleć po swojemu. Nie mam własnych wspomnień. Wszytko, co czuje,
czuje tylko, dlatego, że to na moim miejscu czułby oryginał, a do tego
wszystkiego teraz jeszcze wyglądam jak potwór, dzieci płaczą na mój widok i
szczerze wątpię czy ktokolwiek będzie wstanie to naprawić.-Chciało mi się
płakać, ale niemiałam już, czym.
Johannes nie odezwał się ani słowem tylko wstał
i wyszedł, a ja zostałam sama.
Położyłam
się na łóżku, schowałam się pod kołdrą i zamknęłam oczy. Byłam wycieńczona, ale
sen długo nie chciał przyjść. Długo leżałam bez ruchu zanurzając się coraz
bardziej i bardziej w ciemność pod moimi powiekami, aż w końcu poczułam, że coś
stuka mnie w czubek głowy. Wyjrzałam ze swojego ciepłego kokonu i zobaczyłam
jak Johannes podaje mi ulotkę z menu jakiegoś baru.
-Wybierz
coś.-Powiedział siadając na łóżku obok mnie, biorąc do ręki telefon i szukając
czegoś w kontaktach.
Posłałam mu
zdziwione spojrzenie, po czym przeniosłam wzrok na kartkę.
Sushi,
przystawki, zupy, dania główne, desery, shushi, nigiri, futomaki, temaki,
gunkan maki, hosomaki, sashim. Z sosem bez sosu, tuńczyk, łosoś, ośmiornica,
małże, na zimno na gorąco, algi takie śmakie owakie. Kurwa mać i jak mam z tego,
co wybrać.
-Sam
wybierz.-Warknęłam podając mu kartkę.
-Ty
wybierasz ja dzwonie.
-Z całego
tego menu to bym się czegoś mocniejszego napiła.
-Czego?-Spytał
z czymś na kształt zainteresowania w głosie.
-Nie wiem.
Obojętne. Byle mocne.-Rzuciłam szybko.- Jest gdzieś tu łazienka?
-Na drugim
końcu korytarza.-Odparł jakby lekko zawiedziony. Wstałam z łóżka i lekko
chwiejnym krokiem wyszłam z pokoju. Łazienka rzeczywiście stała tam gdzie
powiedział Johannes. Wygnałam z niej kilka kotów i mogłam zająć się sobą. Szary dres, który (na całe szczęście) miałam
na sobie strasznie śmierdział. W rzuciłam go do pralki i zaczęłam obmywać moje
pokryte bliznami po oparzeniu ciało.
Niech jasny
szlag trafi Celest.
Gąbka
zrobiona z delikatnej siateczki nie podrażnia mojej skóry i pozwala na chwilę
zapomnieć o tym wszystkim. Kąpałam się w gorącej wodzie tak, ze po chwili w
łazience było jak w saunie. Dokładnie się opłukałam i weszłam do wanny z gorącą
wodą.
-Aaach.- Westchnęłam,
kiedy ciepła aromatyzowana woda otuliła moje ciało. Co to za zapach? Kocimiętka? Nie. Głupi żart.
Zaciągnęłam się powietrzem przymykając przy tym powieki. Nie to nie kocimiętka.
To zapach kwitnącej wiśni…
***
-Mamo!
Mamo!-Wołałam wbiegając do salonu. Moja mama jak zwykle spała na kanapie z
petem w ręce jakby inaczej. Chociaż miałam nadzieje, ze tym razem mnie nie
zawiedzie i nie schleje się do nieprzytomności. Przecież mi obiecała, że
pójdziemy razem do parku świętować hanami. W końcu wiśnie
kwitną tak krótko. Przygotowania zaczęły się już kilka dni temu, gdy tylko na
drzewach pojawiły się pąki. W parku stały już stragany płachta była rozłożona
wszystko było gotowe brakowało tylko nas…
-Mamo?-Delikatnie potrząsnęłam jej ramię.-Mamo mieliśmy iść
do parku.-Odepchnęła moja rękę i przekręciła się na drugi bok.
-Daj mi
spokój jestem zmęczona.-Mruknęła.
-Ale mamo…
-Żadnych,
„ale”!-Krzyknęła.-Ciężko pracuje do późna, a potem nie mogę liczyć na spokój w
domu! Marsz do swojego pokoju! Masz szlaban!
Pobiegłam do
mojego pokoju i rzucałam się na łóżko.
-Obiecała.-Udało
mi się jeszcze powiedzieć zanim zalałam się łzami.
***
Wyszłam z
wanny, owinęłam się ręcznikiem wyjętym z szafki stojącej obok ubikacji i
stanęłam przed zaparowanym lustrem. Wyciągnęłam rękę żeby je przetrzeć, ale tuż
przed szklaną taflą zatrzymałam ją. Po co mam widzieć po raz kolejny to, co teraz
robi za moją twarz.
Pranie się skończyło,
więc mój dres był czysty, ale mokry.
Cudnie.
-Johannes!-Zawołałam
w stronę drzwi.
-Co jest?-Odkrzyknął.
-Masz coś, w
co mogłabym się przebrać?-Skoro jak to powiedział „jestem mu winna życie” chyba
nie chce żebym je straciła z powodu głupiego przeziębienia.
-Zaczekaj
poszukam.
Błagam, żeby
to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium. Błagam, żeby to tylko nie był
jakiś zboczony koci kostium. Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci
kostium. Błagam, żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium. Błagam,
żeby to tylko nie był jakiś zboczony koci kostium.
-Trzymaj. Wybierz
sobie coś z tego.-Powiedział uchylając drzwi i podając mi zwinięte w kłębek
jakieś ciuchy. Przyjęłam zawiniątko i z sercem na ramieniu zaczęłam je
rozwijać. Okazało się, że była to jedna letnia sukienka w kwiatki, luźne czarne
dresy z czarną sprana koszulką do kompletu, bielizna sportowa, podarte jeansy i
granatowa koszula.
Wybierz
sobie. Łatwo ci powiedzieć. Dobra. Załatwię to metodą eliminacji. Sukienka out
i to od razu. Skąd ją w ogóle wytrzasnął? Dalej. Na dresy nie mogę patrzeć.
Koszula…nie. Po prostu nie. Czyli koszulka i jeansy. Brawo Glimer. Ubrałaś się
możesz być z siebie dumna. Wszystko na mnie
wisiało, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi.
Chciałam
wrócić do pokoju i po prostu się położyć, ale nie było mi dane.
-Loulian!-Johannes
zawołał mnie z dołu schodów.
-O, co
chodzi?-Spytałam, kiedy bez słowa zaczął mnie gdzieś prowadzić.
-Chciałaś
się napić, a pić na pusty żołądek to nie najlepszy pomysł.- Powiedział, gdy
weszliśmy do kuchni. Na stole stały dwa półmiski z różnymi rodzajami sushi, do
kompletu kieliszki i butelka. Usiadłam przy stole i poddałam butelkę głębszym oględzinom.
-Nihonshu?
Serio? Może od razu spróbujemy mnie upić wodą?
-Nie
dramatyzuj. Ledwo ze szpitala wyszła już by chciała awamori pić.-Powiedział
Johannes siadając po drugiej stronie małego stołu.
-Co tu
mamy?-Zapytałam biorąc do ręki pałeczki.
-Wszystkiego
po trochu. Nie potrafiłaś wybrać, więc wziąłem wszystko.
-To jest
jakaś opcja.-Powiedziałam otwierając butelkę i nalewając sobie do pełna.
-Itadakimasu.-duszkiem wypiłam zawartość kieliszka i
odparłam.
-Itadakimasu.-trąciłam pałeczką łososia leżącego na kupce
ryżu.-Mów mi „Glimer”.
-Jak chcesz…Glimer.
* mój młodszy brat prosił żebym tego nie usuwała,
bo to jego dzieło.
Rozdział 10
za nami. Dodaje ten rozdział bo... mogę. :P Jak się czujecie w przeddzień zakończenia roku szkolnego? Ja osobiście świetnie. Tylko nie wiem skąd wytrzasnę
rajstopy na jutro… ale to mój problem nie wasz. Ogólnie to bardzo cieszy mnie wasza
aktywność w komentarzach. Chociaż martwi mnie to, że do późna siedzicie przed
komputerami. No to…
Ja się z
wami żegnam.
Do następnego
posta.
Hania.