sobota, 22 sierpnia 2015

Rozdział 58

Mary





Fajnie by było gdyby ten Hyoma się już pojawił bo tak to łazimy bez celu. Dziewczyny milczą, a mi powoli kończą się piosenki których mam ochotę słuchać. Do tego wszystkiego zaczyna się ściemniać.
-Hej Kelly!-zawołałam, a kiedy dziewczyna zaszczyciła mnie spojrzeniem spytałam- Po jakim czasie Hyoma się zwykle pojawia?
-Powinien już tu być.-odparła.
-Spóźnia się.-dziewczyny zachichotały, a ja przecież mówiłam całkiem poważnie.-uspokójcie się, a co jak zachorował?
-Właśnie Kelly. Co jeśli twój znajomy jest w tym momencie niedysponowany?-spytała Ines patrząc niebieskowłosej prosto w oczy.
-Wtedy jesteśmy w ciemnej dupie.-odparła po czym gwałtownie się odwróciła i ruszyła przed siebie może mi się tylko zdawało, ale szła agresywniej niż wcześniej. Kroki stawiała mocniej jakby mściła się za coś na drodze którą szłyśmy.
-Dlaczego jesteś na nią dzisiaj taka cięta?
-Kelly coś kombinuje.- Ines i teorie spiskowe.-Nie zauważyłaś, że zachowuje się inaczej niż zwykle.
-Faktycznie mówi trochę mniej, ale myślałam, że po prostu próbuje być miła na swój pokręcony Kellyiowy sposób.
-Co jest z nią nie tak. Ja to wiem. Musimy na nią uważać.-Ines rzadko kiedy się myli.
Spojrzałam w niebo. Miało buro fioletowy odcień zdradzający, że za chwile zrobi się tutaj tak ciemno, że nie będę widzieć własnej ręki.
-Powinnyśmy się zatrzymać i tutaj przenocować.-dziewczyny spojrzały na mnie ze zdziwieniem.-Za chwile będzie ciemno lepiej, żebyśmy nie łaziły po nocy po jeszcze się ocoś potkniemy i będzie kicha.
-To dobry pomysł.-pochwaliła mnie moja przyjaciółka.-pójdę po jakieś drewno na ognisko.
-Idę z tobą.-spojrzałam na Kelly która jako jedyna nie wypowiedziała się na temat mojego genialnego pomysłu.
Dziewczyna bez słowa rzuciła na ziemie swój plecak i ruszyła w stronę z której dobiegał szum rzeki.
Zebrałam sporo grubych gałęzi  jeszcze pachnących żywicą. Będzie z tego śliczne ognisko.
Kiedy wróciłam obok plecaka Kelly leżał już mały stosik kamieni, a ona sama siedząc pod drzewem wbijała wzrok w ciemność.
-Można wiedzieć po co przyniosłaś tu te kamenie?- spytała Ines niosąc stos patyków.
 –Żeby ognisko zostało na swoim miejscu. Nie wiem jak wy, ale ja nie mam najmniejszej ochoty się w nocy spalić.-faktycznie moja psiapsi miała racje. Niby Kelly była złośliwa i sarkastyczna, ale powiedziała to w ta wymuszony sposób, że nawet mnie to nie ruszyło.
Ułożyłam drewno i kiedy już miałam zebrać suchej trawy na rozpałkę do tarło do mnie, że k*rwa była burza i suchej trawy niema to samo tyczy się ściółki, a drewno które jest jako tako suche za całe Chiny się od tak nie zapali.
-Jakiś problem?- spytała Kelly podchodząc do mnie i grzebiąc w swoim plecaku.
-Nie mam nic na podpałkę.-odparłam zastanawiając się nad tym czy nie użyć w tym celu kilku ostatnich rysunków z notatnika który ch*j wie po co zabrałam ze sobą.
-Acha…- super. Dużo mi twoje „acha” pomoże.- to załatwi sprawę.-ku mojemu zdumieniu do moich rąk trafiła paczka chipsów nachos.
-Co mam z tym zrobić?-otworzyłam paczkę i zjadłam z niej kilka chipsów.
-Użyć jak podpałki.- uniosłam jedną brew.
-Mąka i tłuszcz będzie się palić, aż miło.- stwierdziła Ines ładując kuczer.
Kiedy ognisko jarało się tak jak powinno, a nasza świetna drużyna (która potrafi rozpalić ogień chipsami i bey’em- na kolana przed władczyniami ognia) siedziała wokół niego atmosfera zrobiła się całkiem przyjemna. Ja i Ines siedziałyśmy przykryte kocem który został zabrany przez moją gotową na wszystko przyjaciółkę, Kelly po drugiej stronie ogniska szykowała sobie posłanie złożone z plecaka i kurtki, a ogień trzaskał wesoło pożerając kolejne kawałki drewna.
Było naprawdę miło…przez coś koło trzech minut.
-Stanę na warcie.-stwierdziła Kelly podnosząc się z ziem.
-Nie powinnaś się tak przemęczać.-stwierdziła sarkastycznie blondynka.
-Ależ to, żaden problem.-odparła uśmiechając się fałszywie. Dziewczyny gromiły się nawzajem wzrokiem nie wiem co by się stało gdybym się nie odezwała.
-Serio połóż się-zwróciłam się do niebieskowłosej-, a ja stanę na warcie. W końcu przespałam prawie cały dzień.
-Dobra.-odparła i  z powrotem się położyła tym razem plecami do ognia.
A było już tak miło.
Noc rozpoczęła się na dobre. Gwiazdy świeciły na niebie. Już tak dawno ich nie widziałam. Mieszkanie w miesicie ma swoje uroki, ale czasami brakuje człowiekowi takiego spokoju i ciszy. Z braku lepszych zajęć po prostu patrzyłam w ogień. To zabawne, że coś co zwykle kojarzy się tylko i wyłącznie ciepłymi kolorami ma w sobie również odcienie fioletu i błękitu.

%&$

Od siedzenia na twardej ziemi zaczęła mnie już boleć pupa wiec postanowiłam się trochę poruszać. Jako, że łaziłam po nieznanym terenie postanowiłam na szelki wypadek załadować kuczer i trzymać się tej części lasu którą w jakim stopniu oświetlało ognisko. Spojrzałam w las miałam niejasne wrażenie, że zaraz coś na mnie wyskoczy.
-Hahhaahah!-zimny pot oblał mnie od stup do głów kiedy usłyszałam jak ktoś za moi plecami śmieje się w głos. Odwróciłam się jak oparzona i moim oczom ukazała się Kelly uchachana od ucha do ucha.
-Co ty mi tu k*rwa odwalasz!?-powiedziałam wściekłym szeptem, żeby przypadkiem nie obudzić Ines.
-Jak ja kocham spać w lesie.-powiedziała i zaśmiała się  tym razem cicho.- Mówię ci dusiłam się w tamtym mieszkaniu.
-Kelly?-pomachałam jej ręką przed twarzą bez jakichkolwiek skutków.- Co ci jest?
-A co ma mi być?- skrzywiłam się.
Przyjrzałam się jej bliżej. Jej oczy były otwarte, ale zaszły jakąś taka mgłą. Nie były przytomne. N*rąbała się czegoś tuz pod moim nosem…albo lunatykuje. Kurde o lunatykach wiem tyle, że nie można ich budzić bo głowa zacznie im się obracać o 360 stopni.
Jeżeli śpi to może mogę to jakoś wykorzystać.
-Kelly nie zachowujesz się tak jak zwykle...Powiesz mi dlaczego?-dziewczyna pod
-Tak.-no proszę zaraz się czegoś o tobie dowiemy.



Kelly.

-Stanę na warcie.-stwierdziłam podnosząc się z ziem.
-Nie powinnaś się tak przemęczać.-powiedziała sarkastycznie niska blondynka której głowa ledwo wystawała spod koca.
-Ależ to, żaden problem.-odparłam uśmiechając się fałszywie. Posłała mi piorunujące spojrzenie  na które odpowiedziałam tym samym. Matko ledwo jako tako dogadałam się z nerwuską teraz ta ma do mnie jakieś wonty jakbym jej Tsubase odbiła.
-Serio połóż się-odezwała się Mary.-, a ja stanę na warcie. W końcu przespałam prawie cały dzień.-zdziwił mnie jej miły ton. Powinna się zdecydować czy chce mi urwać łeb czy się przyjaźnić.
-Dobra.-burknęłam i z powrotem się położyłam. Lekki wiatr który towarzyszył nam przez całą  podróż ustał, a do mojego nosa dotarł dotarł zapał palonych chipsów. Tylko nie to

Rok temu

-K*rwa, k*rwa, shit, ja pi*rdole! No zapal się w końcu j*bany w dupe stosie drewna. Matko Ryuga jest taki zimy. Może już nie żyje.
Po raz kolejny przyłożyłam ucho do jego klatki piersiowej. Oddychał, a jego serce biło.
-Żyjesz.-powiedziałam nieco się uspokajając.-Teraz rozpalimy ognisko i wszystko będzie dobrze. Nie będzie Drago. Będzie świetnie zobaczysz. Pojedziemy na jakąś tropikalna wyspę tak jak zawsze. Wydobrzejesz tam. Będzie super.-mówiłam łamliwym głosem któremu na siłę starałam się nadać wesoły ton. Ręce mi się trzęsły i nie mogłam utrzymać zapałek nie mówiąc już o podpaleniu czegokolwiek, a co dopiero nachosowej podpałki.
-Kurdeeeeeeeee.-ogarnij się Kelly nie będziesz mi tu płakać.-Gdybym tylko mogła mu pomóc podczas tej pi*przonej walki. Gdybym tylko miała wtedy bey’a. Wszystko potoczyło by się inaczej.

$%&

Pogrążonej w złych wspomnieniach wreszcie udało mi się zasnąć.

Leżałam na ziemi przykrytej grubą warstwą białego puchu.
To śnieg-pomyślałam chociaż nie czułam jego zimna. Otworzyłam szerzej oczy i przekręciłam się na plecy. Jakieś dziesięć centymetrów od mojej twarzy pojawiła się twarz jakiejś dziwnej postaci. Twarz ta miała w sobie w większości cechy ludzkie, ale kocie rysy też się tam przewijały. Białe włosy przez które przewijały się czarne pasemka układały się w malowniczą szopę wokół całej twarzy
-Cześć Biała.-postać, a właściwie stworzona przez mój chory mózg personifikacja mojego bey’a uśmiechała się promienie.
-No hej.-powiedziała robiąc zjaraną minę taką sama jaka robił Ryuga, żeby mnie rozśmieszyć.
-Hahhaahah!-podniosłam się do pozycji siedzącej i powiedziałam-Jak ja kocham spać w lesie. Mówię ci dusiłam się w tamtym mieszkaniu.-zaśmiałam się pod nosem.
-Kelly? Co ci jest?-Biała wyglądała na zmartwioną.
-A co ma mi być?-odpowiedziałam uspokajając trochę moje śmiechy.
-Kelly nie zachowujesz się tak jak zwykle...Powiesz mi dlaczego?
-Tak.
-No to czemu taka jesteś?- no dobra. Jej mogę powiedzieć wszystko.
-…..Bo niema Ryugi.-skrzywiła się- No co!? Każdy ma jakąś granice wytrzymałości, a ja przez ostatni rok patrzyłam na cień człowieka jaki został z mojego najlepszego przyjaciela, a jak już doszedł do siebie to Doji mi go zabrał, a jakby tego wszystkiego było mało teraz idziemy na wycieczkę po moich życiowych błędach!
- Uspokój się. Nie musisz mi tłumaczyć, że każdy ma jakąś granice przecież rozumiem, a życiowe błędy ma każdy mniej lub bardziej…. Błędne, ale to nie ważne. Przecież nie jesteś sama. Spróbuj się dziewczynami dogadać. Nie wszyscy ludzie są źli.-uśmiechnęła się tak, że mogłam zobaczyć jej białe kły. Pomyśl co czuje Mary…. podobnie co nie.
-Tak na pewno spróbuje się dogadać z dziewczyną która świdruje mnie wrogiem i ciągle wabi w jakieś słowne pułapki, albo lepiej z psychicznym czymś które nie panuje nad nerwami i ma huśtawkę na strojów, a to co czuje Mary mnie nie obchodzi. Zginie z rąk tego całego Alex’a tak jak sobie tego życzy.
-Wiedziałam, że to powiesz. Mary przez osiem lat nie miała kontaktu ze swoim najlepszym przyjacielem którego sama wpakowała w niezłe gówno, a kiedy wrócił też został zabrany.-pokiego wraca do tematu i tak właściwie skąd o tym wie. Może bey Mary jej powiedział.
-Sam poszedł.-zauważyłam sarkastycznie. Biała spojrzała na minę z politowaniem i kontynuowała.
-Nie panuje nad nerwami ty nad językiem obie chcecie tylko  bronić bliskich i obie robicie to w nieznośny i chamski sposób, a Ines jest dobrą przyjaciółką na którą można liczyć i jest świetnym człowiekiem.
-Oczywiście bey wie wszystko.-wywróciłam oczami.
-Kelly ty też to widzisz tylko nie chcesz tego przyznać.-naburmuszyłam się jak dziecko któremu ktoś wytka oczywiste błędy i powiedziałam.
- Ale ja już raz uratowałam ich dupy mogły by okazać odrobinę wdzięczności.- naburmuszyłam się jeszcze bardziej i dodałam-Nie będę się żalić, żadnej z nich.
-Mam wrażenie że mogą ci się jeszcze za to odwdzięczyć, a w naszej sytuacji nastąpi to dość szybko i nie musisz o tym ciągle przypominać.
-To pierwszy raz jak o tym mówię.- burknęłam.
-No i co ci z tego przyjdzie że nie chcesz się otworzyć przed nimi? Wszystko w tobie gnije cię męczy.
-O mnie się nie martw ja sobie radze.
-Tak ja o tym wiem poradzisz sobie jak zwykle sama i co ci z tego przyjdzie, że jesteś sama? Czemu nie możesz otworzyć się na ludzi?-mój bey zna się lepiej na stosunkach między ludzkich lepiej niż ja. Co za poniżenie.
-Bo ufam tylko jednemu.-
-Właśnie wiem. Nigdy już nie chcesz mieć nic wspólnego z nikim innym, a jeżeli już jakieś pokojowe zamiary to połączone tylko chłodną umową?
-Pewnie tak.- nastała chwila milczenia. Obserwowałam błyszczące śnieżynki które przykleiły się do futrzanego kołnierza Białej.- „Chłodna”.-uśmiechałam się pod nosem- Fajne słowo. Pasuje do nas....Dzięki, żę przyszłaś.
Nagle świat zrobił się jaśniejszy niż powinien, a potem nagle wszystko zgasło. Zamrugałam gwałtownie i zobaczyłam, że siedzę na ziemi naprzeciw Mary która patrzy na mnie tak jakbym była jakiś wyjątkowo ciekawym eksponatem w muzeum.
-Co jest?-spytałam krzywiąc się.
-Kelly. Obudziłaś się.- czarnowłosa stwierdziła oczywistość. Wyglądała na dosyć zakłopotaną tym faktem.
-Na to wygląda.-powiedziałam.-Stało się coś?
-Nie nic.-powiedziała Mary dodatkowo kręcąc głową.- Mogła byś mnie zmienić padam z nóg?
-Jasne.-odparłam udając, że nie czuje tej wiszącej w powietrzu niezręcznej atmosfery.
-Dzięki to ja pójdę spać.-Mary położyła się koło swojej przyjaciółki i już po chwili słyszałam ich równe oddechy.
Usiadłam wyjęłam z plecaka skórzane rękawiczki od kociego kostiumu założyłam je i usiadłam pod drzewem.

Hioma wiem, ze mnie nienawidzisz, ale proszę cię pojaw się jutro. Nie karz Tsubasy, Kyoy, Ines, Hikaru i Mary za błędy moje i Ryugi.



Rozdział 58 za nami. Dedykuje go Vanessie ponieważ przez to, że spytała czy następny rozdział pojawi się w piątek zarwałam dwie noce z rzędu, a i tak skończyłam go pisać w sobotę wieczorem. Rozdział wyszedł k*rewsko długi-jak dwa normalne, ale mam nadzieje, że przeżyjcie taka dawkę mojej pisaniny. Wiem, że rozmowa Białej i Kelly wyszła dosyć chaotycznie, ale to dlatego, że ta rozmowa jest z życia wzięta, a moje życie jest łagodnie rzecz ujmując niezbyt normalne. 
Pomimo tego, że jestem trochę zrażona tym, że moje pytania pod ostatni postem zostały równo olane ciepłym moczem mam do was pytanie:
Gdybyście byli na miejscu Mary o co spytali byście Kelly?
To ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Rozdział 57

Ines



Deszcz bębni o szyby pociągu który sunie po szynach do celu naszej podróży. Co trochę burza daje o sobie znać donośnym grzmotem lub błyskiem światła.
Mimo to Mary najspokojniej w świecie śpi oparta  moje ramie. Ufa Kelly czy jest pewna, że ja obronie ją w razie konieczności…a może jedno i drugie. Spojrzałam na moją drugą towarzyszkę podróży łamane przez zło konieczne. Nie zachowuje się tak jak zwykle. O ile mogę się pokusić o nazwanie ostatnich dni mianem zwykłych. Na pierwszy rzut oka nic szczególnego Kelly jak Kelly, ale kiedy przyjrzałam się jej troszeczkę dokładniej oprócz długich paznokci z których miejscami odprysk pomarańczowy lakier, wyblakłej jeansowej kurtki zauważyłam, że niebiesko-włosa siedzi jak na szpilkach w każdej chwili gotowa by zareagować. Przypomniałam sobie reakcje Kelly kiedy ta zamaskowana dziewczyna wyciągnęła bat oraz kiedy dowiedziała się, że to Madoka ją poraziła doprowadzając do jej schwytania.
-Ten pociąg jest zabezpieczony przed uderzeniem pioruna.-powiedziałam przekręcając stronę w mandze która akurat czytałam.
-Wiem.-odparła krótko.
Dobrze. Czyli nie oto chodzi. Kelly z jakiegoś powodu boi się prądu. Boi się, ale to nie dlatego zachowuje się dziwnie. Zaczęła zachowywać się podejrzanie już wczorajszej nocy. Od momentu w którym wspomniałam o wyjeździe do tej całej wioski.
-Czy w wiosce Koma jest coś na co powinnyśmy uważać?-spytałam pozornie znudzonym głosem.
-„My”?-spytała z udawanym zdziwieniem.
-Tak.-odparłam niezbyt dając po sobie poznać, że w ogóle interesują mnie jej reakcje na to co mówię chociaż w rzeczywistości monitorowałam wszystko każdą nawet najmniejsza zmianę.
-Najpierw mi rozkazujesz, a teraz mówisz o naszej trójce jak o jednym.
-I co w związku z tym?-spytałam notując w pamięci jej zgrabną zmianę tematu.
-Nic szczególnego.-uśmiechnęła się fałszywie i dodała-Po prostu stwierdzam fakty.
Odpowiedziałam uśmiechem i wróciłam do czytania mangi. Zapadła bardzo nieprzyjemna cisza. Atmosfera w przedziale była tak gęsta, że dało się ją kroić nożem. Przebiegłam wzrokiem kilka obrazków, ale zrozumienie o co w nich chodziło to już inna sprawa. Mary poruszyła się niespokojnie po czym wydała z siebie długie westchnienie i zsunęła się z mojego ramienia na kolana. Kelly postanowiła wykorzystać tę delikatną zmianę sytuacji.
-Kiedy już dotrzemy na miejsce powinnyśmy z naleźć chłopaka o imieniu Hyoma. On zaprowadzi nas do wioski.-umilkła na chwile.- O ile go do tego przekonasz.
Styl Kelly powiedzieć to co trzeba, a potem dodać coś po czym człowiekowi osuwa się grunt pod nogami. No chyba, że akurat rozmawia zemną.
-Możesz być spokojna ten cały Hyoma nie będzie miał wyboru.-na twarz Kelly wpełzł podstępny uśmiech.
-Zaczynam doceniać to, że jesteś po mojej stronie.-odpowiedziałam uśmiechem i powoli przeniosłam wzrok z Kelly z powrotem na mange
-To dobrze, że to doceniasz nie wiem jak długo będziesz mgła się tym cieszyć.

Burza ustała, ale chmury nie znikły świat w dalszym ciągu był szary i ponury. Krajobraz za oknem stopniowo się zmieniał stając się coraz bardziej górzysty. Momentami kiedy jechaliśmy mostami miałam wrażenie, że zaraz cały pociąg runie w dół i roztrzaska się o skały. Wesoła wizja prawda. Mniejsza z tym kiedy pociąg zatrzymał się na czymś co przystankiem było tylko z nazwy Kelly stwierdziła, że to nasz przystanek po czym wstała i ruszyła w stronę wyjścia. Mary która obudziła się kilka przystanków temu wzruszyła ramionami i poszła za niebiesko-włosom.
Zanim wysiadłam z pociągu spytałam jeszcze konduktora czy to aby na pewno dobry przystanek na co on odpowiedział:
-To ostatni przystanek na tej trasie za 15 minut zawracamy więc, albo kupi panienka nowy bilet, albo wysiądzie tutaj.-posłałam mu spojrzenie od którego powinien paść na miejscu trupem i ruszyłam w stronę moich sojuszniczek.
-No i co miły pan konduktor wskazał ci drogę do wioski?- niby czysta żałośliwość niby jadowity uśmieszek, ale o nie to samo coś ewidentnie jest na rzeczy.
-Nie.-odparłam krótko obojętnym tonem poprawiając plecak na ramionach.
-Dobra idziemy do tej całej wioski i wyciągamy stamtąd Madoke za włosy.-powiedziała Mary wchodząc do lasu.
-Powinnyśmy najpierw znaleźć Hyome.-powiedziała Kelly.
-Kogo?
-Hyome mieszka w wiosce Koma i często szlaja się  po lesie.-powiedziała Kelly odwracając wzrok w stronę lasu.-Nie powinnyśmy go długo szukać.
-W takim razie nie ma na co czekać.-stwierdziła Mary włożyła sobie słuchawki w uszy i ruszyła przed siebie.
O co ci chodzi Kelly? Kim jest dla ciebie Hyoma? I przede wszystkim co się tam stało?

Szłyśmy równym marszem patrzą w czubki swoich butów. Podziwianie widoków w tracie drogi górskim szlakiem jest niemożliwe.
Gdybym spróbowała od razu wybiła bym sobie zęby.
-Idziecie czy nie?-spytała Kelly patrząc na nas z mam nadzieje szczytu góry.
-Nie.-warknęła Mary przysiadając na jednym z ogromnych kamieni które tworzyły prowizoryczne schody.
-Tutaj jest polanka możemy zrobić na niej postój…jeśli chcecie.-ona się o nas martwi czy chce opóźnić dotarcie na miejsce.
-Chcemy.- stwierdziła Mary podnosząc się z ziemi i otrzepując się z różnych paprochów które się do niej przykleiły.
Kiwnęłam głową i przeszłam ostatnie parę kroków które dzieliły mnie od Kelly. Kiedy miałam pokonać ostatni „schodek” wysokości około pół metra niebieskowłosa bleyderka wykonała niespokojny ruch ręką po czym szybko się odwróciła i ruszyła przed siebie. Spojrzałam za siebie w nadziei, że kogoś tam zobaczę. Niestety, albo stety nikogo nie zauważyłam. Wgramoliłam się na ostatni schodek i dołączyłam do dziewczyn które siedziały sobie na kamieniach
-Dalej szlak się rozdziela.-stwierdziła Mary.-Któraś z was ma pomysł którędy dalej iść?
-Wioski Koma niema na żadnej mapie, a tych drużek nie da się nazwać szlakami.-powiedziałam i  odczekałam chwile, żeby moje towarzyszki to przyswoiły.- Mamy dwie opcje zaczekać tutaj w nadziei, że przyjaciel Kelly sam nas znajdzie.
-W takim razie- zło konieczne podniosło swoje cztery litery z ziemi-idziemy w prawo czy w lewo?
-Dlaczego nie chcesz zaczekać?-spytała Mary.
-Nie mam ochoty czekać, aż Hyoma raczy tu przyjść.-warknęła zaciskając dłoń na swoim ramieniu.


Nie mówisz nam całej prawdy. Kręcisz kotku, a ja tego nie lubię i zamierzam się dowiedzieć co przede mną ukrywasz.






Rozdział 57 za nami, a następny już się pisze. Jak możecie zauważyć nie pisanie mi nie wychodzi. Wiecie ostatnio oglądam dużo filmów z super bohaterami i tak patrze na pelerynę Ryugi i chce żebyście dopasowali postacie z tego bloga do super bohaterów i super złoczyńców. Nie muszą być wszyscy tylko ci którzy wam przyjdą do głowy, a i jeszcze jedno. Napiszcie w komentarzach jak chcieli byście (jako moi czytelnicy) być nazywani. Podajcie propozycje a ja zrobię z nich ankietę.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania

piątek, 7 sierpnia 2015

Rozdział 56


Kelly




Drzwi zamknęły się za moimi wspólniczkami i dobrze niech się szykują bo ja nie mam zamiaru się nimi zajmować.
Westchnęłam głęboko i przekręciłam się na drugi bok.
-Kelly.-zaczęła Kelsi mówiąc do moich pleców.
-Co jest?-spytałam siadając i podkurczając nogi średnio zadowolona tym, że nie daje mi odpocząć.
-Dzisiaj dostałam to o co mnie prosiłaś.-podała mi szarą paczkę wielkości pudełka po butach.
-Dzięki jestem twoją dłużniczką.-powiedziałam pakując paczkę do plecaka.
-Jeszcze mi się jakoś odwdzięczysz.
Obym nigdy nie miała okazji. Kelsi to świetna dziewczyna i naprawdę z całego serca życzę jej, żeby nigdy nie musiała nikogo prosić o pomoc.
-Szykuje się niezła rozróba.-blondynka przerwała niezręczna cisze.
-Tak. Rozróba będzie niezła powiedziałam patrząc przez okno. Było już ciemno i wszyscy porządni ludzie siedzieli już w domach.
-Jeśli będziecie potrzebowały jakiegoś wsparcia to wal do mnie jak w dym. Doji musi dostać za swoje.-zaśmiałam się pod nosem.
-Zapamiętam…Wiesz chyba wrócę do mieszkania.-powiedziałam wstając.
-Spoko w końcu będę spać spokojnie.-uśmiechnęła się szeroko.
-Oj bez przesady nie gadam przez sen, aż tak głośno.
Zabrałam swoje graty i jako ja nie Betty wyszłam na miasto. Trochę dziwnie tak chodzić nocą po ulicach. Zwykle skacze po dachach i bawię się w ziemia to lawa.
Minęłam kolejny ciemny zaułek w który niebyło niczego co mogło by powstrzymać mnie przed powrotem do mieszkania. Zimny wiatr szarpnął moim ubraniem. Zgarbiłam się chowając głowę pomiędzy ramionami i przyspieszyłam kroku. Kiedy znalazłam się przed drzwiami naszego mieszkania i przekręciłam klucz w zamku zawahałam się.
Okey Kelly. Dobrze wiesz co tam jest krew, szkło, kawałki rozwalonego stołu i od cholery złych wspomnień. Wypuściłam powietrze z płuc i nacisnęłam klamkę.
W mieszkaniu było duszno i śmierdziało stęchłym jedzeniem oraz już od tygodnia nie wyrzucanymi śmieciami. Wyglądu mieszkania nie poprawiały plamy krwi i  szklany stół w kawałkach.
-Dobra samo się nie ogarnie.-powiedziałam rzucając plecak na kanapę która uniknęła jakiś większych obrażeń z cyklu plamy krwi lub rozcięcia.
Otworzyłam okno. Powietrze jakie natychmiast wypełniło salon niebyło morską bryzą (łagodnie rzecz ujmując), ale trochę pomogło. Wyjęłam z szafki worek na śmieci i wrzuciłam do niego wszystko co nie spełniało już swojej funkcji. Segregacją odpadów będę się martwić jak już uwolnię Ryuge.
Kiedy śmieci były tam gdzie ich miejsce-w kontenerze obok bloku –zajęłam się zmywaniem plam krwi z podłogi.
No co? Jak już wrócę tu z Ryugą nie możemy zastać tu syfu.
Po wyrzuceniu śmieci, sprzątnięciu podłogi, zjedzeniu bardzo później kolacji i półgodzinnym prysznicu nie zostało mi nic innego jak sprawdzenie mojego bagażu. Usiadłam na kapie, położyłam sobie plecak na kolanach, westchnęłam głęboko tak jakbym chciała sobie przypomnieć jak się oddycha, otworzyłam jedną z wielu kieszeni i wyjęłam z niej paczkę od Kelsi. Rozerwałam szary papier którym była owinięta i wreszcie moim oczom ukazała się jej cenna zawartość.
Nowiutka błyszcząca korona i ulubiony „dodatek” Ryugi połączenie kuczera i pojemnika do przetrzymywania największego sk*rwiela tego świata- L Drago.
Podniosłam koronę do światła. Małe czerwone oczka smoka błysnęły i przez chwile miałam wrażenie, że razem z nimi ożywa cały smok.
 Podeszłam do szafy i wyjęłam z niej białą pelerynę taką samą jak kiedyś nosił Ryuga i położyłam na kanapie razem z resztą rzeczy.
-No Biała. Teraz mamy wszystko.-powiedziałam wyjmując mojego bey’a i ściskając go w dłoni.
 -Nya.-na parapecie pośród ciemności błysnęły żółte kocie oczy.
-Cześć Betty. Trochę minęło odkąd się ostatnio widziałyśmy. Czarna jak noc kotka spojrzała na rzeczy porozwalane na  kanapie i przekręciła swoją małą główkę.-Dzisiaj Kelsi dała mi resztę gratów. Mamy już wszystko jak tylko uwolnię Ryuge wszystko znowu będzie takie jak dawniej.
-A jak się nie uda? – „spytała” kotka drapiąc się za uchem.
-Weź nawet tak nie myśl.-powiedziałam przyciągając sobie kolana pod brodę.-Albo go uwolnię…
-Wiem, wiem, albo zginiesz próbując.-dokończyła za minie Betty przeskakując z parapetu na oparcie kanapy.-uparte z ciebie ustrojstwo.
-Mała, pyskata, uparta, opryskliwa, wredna i ty się dziwisz, że mogę zrobić wszystko dla człowieka który lubi mnie taką jaka jestem.-powiedziałam żartobliwym tonem gładząc materiał płaszcza.
-Tylko mi się tu nie rozklejaj.-Betty złapała jeden z moich wiecznie sterczących kucyków i zaczęła go gryźć jakby to on był winny całemu złu tego świata, albo przynajmniej istnieniu psów które tak bardzo lubiła denerwować.
-Przecier wiesz, że ja nie płaczę.-rozprostowałam nogi, wyplątałam kotkę ze splatanych włosów i położyłam ją sobie na kolanach.-po prostu… no żesz k*rwa tęsknie za tym kretynem z żółwią twarzą!
-No weź masz przecież mnie.-„powiedziała” kotka ocierając główką o moją rękę.
-Betty nie dobijaj leżącego.-dla dodania dramaturgii mojej wypowiedzi położyłam się na kanapie.
Kiedy tylko się ruszyłam Betty zeskoczyła mi z kolan i usiadła na podłodze zostawiając na moich nogach uczucie chłodu.
-Głupi kot.-burknęłam kiedy przez moje ciało przebiegły dreszcze.-Teraz nie pozbędę się tego głupiego uczucia.
Burknęłam kilka równie bezsensownych co a wykonalnych gróźb pod adresem kotki (średnio się tym przejęła) i z powrotem podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Phhhhhhyyyyy.-prychnęłam dopełniając obraz osoby która już od dawna powinna posiadać zaświadczenie o niepoczytalności i zostać umieszczona w zakładzie zamkniętym. Swoją droga każdy po spędzeniu paru minut w towarzystwie Drago kwalifikuje się do zamknięcia w  takim zakładzie.
-No to co teraz?-spytałam przeczesując palcami włosy. Powinnam je rozpuścić. To ponoć niezdrowo spać w związanych włosach.
-Mnie nie pytaj.-powiedziała kotka czyszcząc swoje futerko.-Ja na twoim miejsc bym się po prostu przespała.
-To dobry plan.-powiedziałam rozpuszczając włosy i kręcąc głową na lewo i prawo żeby moje włosy ułożyły się w coś innego niż szopa przypominająca fryzurę Sonika.
Podniosłam się z kanapy i trochę chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę lustra by ocenić efekt końcowy. Daleko mi było do ideału, żebym wyglądała dobrze trzeba było by mi zakryć twarz. W sumie to da się zrobić.
Wciągnęłam z plecaka maskę i założyłam ją nie przejmując się układaniem włosów pod maską zostawiłam je tak jak leżały i spojrzałam w lustro z którego spoglądała na mnie blada postać z łobuzerskim uśmieszkiem i spojrzeniem osoby która zaraz zrobi coś strasznego mi i wszystkim których kocham. Jak ja się cieszę, że ją jedną na sto procent mam po swojej stronie.
-Nie martw się Ryuga-powiedziałam podchodząc do okna  patrząc w niebo- już niedługo przyjdziemy po ciebie i nikt nas nie zatrzyma.
Niebo przecięła błyskawica zapowiadająca solidną burze.



Mary



Budzik zadzwonił niespodziewanie i rozdarł na pół kruchą cisze.
-Maaaaaaaaaaaammmmmmoooooooo jak mnie łeb boli. Przecież nie wypiłam, aż tyle. Żebym tylko miała w domu umeboshi*. - pomyślałam bardzo powoli schodząc z łóżka.
Używając ręki jako podpórki dla pulsującej bólem głowy udało mi się dotrzeć do kuchni. Na ślepo patrząc w ziemię, a dokładnie na odpływ w zlewie próbowałam odszukać słoik z moimi ukochanymi owocami.
Po paru chwilach i pięciokrotnym odnalezieniu solniczki wnerwiona jak jeszcze nigdy podniosłam głowę iiii zwróciłam do zlewu. Lżejsza o moja wczorajszą kolacje i sporą część obiadu znalazłam słoik którego tak potrzebowałam. Zaparzyłam zieloną herbatę która na szczęście stała na bufecie. Połknęłam trzy zgniło-pomarańczowe owoce naraz i popiłam herbatą. Spojrzałam na zegarek- piąta, może jakimś cudem uda mi się zdążyć na pociąg.
Mieszkanie na obrzeżach miasta ma swoje zalety, ale czasami mam tego dosyć. Po zastosowaniu tych starych japońskich metod pozbywania się kaca poszłam się wykapać gratulując sobie w myślach, że spakowałam się wczoraj.
Ciekawe czy gdzieś po drodze uda mi się kupić jakieś śniadanie. Powinnam na wszelki wypadek zjeść zupę miso. Bo kac może jeszcze dać o sobie znać.
Matko.
Mary. Nie masz innych problemów tylko co zjeść na śniadanie? Jestem pod wrażeniem powinnaś częściej mieć kaca szczęśliwsza jesteś.
Wyszłam z mieszkania. Przywołałam  windę (jak Anglia głowę Rosi), zjechałam na parter i dopiero wtedy burza postanowiła dać osobie znać, a ja oczywiście nie miałam nawet głupiej parasolki.
Niema to jak dobrze zacząć dzień.
Dobra jak się wrócę to nie zdążę na pociąg i Ines nie zabije.
No dalej Mary. Przecież lubisz burze.
Nie tylko lubię burze. Ona napawa mnie takim dziwnym uczuciem, tak jakby mnie woła, im bardziej rozszalały jest wiatr im bardziej grzmi i wieje, tym bardziej mam ochotę wybiec z domu, uciec gdzieś i móc krzyczeć z radości. Bo tłumie w sobie krzyki, a burza to dla mnie niejaki zew wolności...
Wybiegłam na chodnik i zmuszając ludzi do schodzenia mi z drobi biegłam na dworzec główny. Zbyt dużego odcinka nie przebiegłam-dzięki moja kondycjo i masakrujący głowę bólu- ale udało mi się dostać na przystanek autobusowy. W autobusie mimo wczesnej godziny ścisk jak zwykle jakimś cudem udało mi się usiąść.
W milczeniu-bo niby do kogo miała bym się tam odezwać-dojechałam na dworzec główny. Zatrzymałam się przy pomniku „wiernego psa”. Cudna historia szkoda, że ze smutnym końcem.
Hachikō codziennie odprowadzał swojego pana, gdy ten wychodził do pracy i czekał na niego wieczorami na pobliskiej stacji. Pewnego dnia właściciel psa zmarł nagle w miejscu pracy. Hachikō nadal codziennie czekał na niego na stacji, pojawiając się tam przed przyjazdem wieczornego pociągu przez następne 10 lat. Dzięki oddaniu, jakie Hachikō okazywał swojemu zmarłemu panu, nadano mu przydomek "wiernego psa”. Szkoda, że psy mają w sobie więcej wiary w ludzi niż zdrowego rozsądku, ale co poradzisz nadzieja umiera ostatnia.
-No nareszcie jesteś.-głos Ines wyrwał mnie z zamyślenia-choć szybko pod dach bo do reszty przemokniesz.
-Cześć Ines. Długo na mnie czekałaś? Za ile mamy pociąg?-spylałam idąc stronę mojej przyjaciółki
-Za chwile o ile burza go niepóźni.-odezwała się siedząca na jednym w wielu siedzeń dla pasażerów oczekujących na pociąg Kelly strzepując krople deszczu ze swojego plecaka.
-Nie czekałam długo, ale jeszcze chwila i była byś spóźniona.-odparła Ines.
-Dobra pogadacie sobie w przedziale.-warknęła Kelly ruszając swoje cztery litery z siedziska i ruszając w stronę właściwego (mam nadzieje) peronu.
-Może trochę grzeczniej co?-zasugerowałam ruszając za nią.
-Nie będę cię uświadamiać co się działo kiedy ostatnio ktoś zwracał mi uwagę w ten sposób.-odparła nawet się do mnie nie odwracając. Spiorunowałam wzrokiem jej plecy i wściekłam po raz kolejny. Jaka ona jest szczupła.
-Jak tam głowa?- spytała mary spychając moje myśli na inny tor.
-Boli jak diabli, a co aż tak bardzo widać, że jestem na kacu?
-Nie po prostu dobrze cię znam. W końcu szlajamy się po tym świecie razem już jakiś czas.
-Pięć lat.
Wsiadłyśmy do pociągu na cale szczęście znalazłyśmy pusty przedział, a właściwie Kelly znalazła. Cały czas szła parę kroków przed nami na tyle daleko, żeby nie mogła usłyszeć  naszej rozmowy. W ogóle zachowywała się inaczej niż zwykle. Nie żeby przeszkadzał mi brak normalnej - czyli wnerwiającej do granic możliwości – Kelly, po prostu tym razem chce załatwić bez żadnych niespodzianek.
Głowa zakuła mnie niemiłosiernie oparłam się więc wygodnie o ramie Ines i przymknęłam oczy. Deszcz bębniący o szybę i szum pociągu sunącego po szynach stopniowo mnie uśpił.






Ryuga: HAAAANNNIIIIIAAAAAAA!!!!!!!
Ja: Phahahahahahah zaraz zginę hahahahah!!!! *próbuje się wyczołgać z pokoju tarzając ze śmiechu*


Rozdział 56 za nami. Powiem wam tak bardzo się ciesze, że dodaje ten rozdział bo jak widzę mój ostatni post to mi się chce rzygać.  Kiedy to pisałam wydawało i się, że jest nawet śmieszne, ale teraz jak na to patrze, aż mnie nosi, żeby to usnąć. Przepraszam, że musieliście  to czytać. Dobra dosyć tej samokrytyki bo w depresje wpadnę. Ryż  preparowany jest uzależniający, Kelly nie jest sobą, a Mary ma kaca. Wszystko jest na dobrej drodze, a właściwie dobrych torach   *ta bum tssy* taki suchar.
Mam nadzieje, ze nie umrzecie beze mnie z nudów. Bo jak wiecie albo nie wyjeżdżam na wakacje w góry i nie będzie mnie w internetach, ale spokojnie zabieram ze sobą laptop wiec jak tylko będę miała czas spróbuje coś napisać, a tak z innej beczki wiecie co jest dla mnie dziwne jak nie wiem co? System dodawania do obserwujących. człowiek naciska ten przycisk "dołącz do tej witryny",a tu wyskakuje takie male okienko myśli człowiek, że reklama to wyłącza i dalej ma problem. Ja trzy razy wyłączyłam to okienko zanim się zorientowałam, że tam trzeba wybrać z jakiej witryny chcesz się zalogować. Głupia jestem co nie? (Jak powiecie tak zabije :))
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

Ps. Tutaj link    do świetnego amv przy którym pisałam ten rozdział. Polecam ^^

*marynowane bardzo słone śliwki. Łagodzą skutki picia u Japończyków.