piątek, 27 maja 2016

Poszukiwaczki zaginionego guza vs gotowanie.



Kelly ubrana w fartuch stała pośrodku kuchni. W tle leciała jedna z najbardziej motywujących piosenek, jakie znała „Eye of Tiger”. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze.
-Nie dam rady.-Stwierdziła biorąc do ręki telefon i szybko wybierając numer.
Ale może zacznijmy od początku.

Dwie godziny wcześniej

-Ja nie dam rady ugotować głupiego obiadu!? JA!?-Ryknęłam na cały głos.
-Tak.-Odparł spokojnie Ryuga.-Przesuń się, bo zasłaniasz telewizor.
-…Ty sobie chyba kpisz.
-Nie. Jestem w stu procentach poważny. Spaliłaś wodę na herbatę, spowodowałaś pożar smażąc frytki, wpadłaś w panikę, kiedy pokrywka od czajnika wpadła ci do kubka, że o tamtym torcie nie wspomnę. Ty się po prostu do tego nie nadajesz.
-To był murzynek.-Burknęłam nie wiedząc, co na taki zmasowany atak odpowiedzieć.
-I to, co z niego zostało było jak najbardziej właściwego koloru szkoda, że na suficie.
-Zrobię ten obiad i to taki, że będą ci się uszy trzęsły jak będziesz go jadł zobaczysz.
-Jeśli wcześniej się nie zabijesz.
-Zakład!?-Chłopak popatrzył na mnie i moja wyciągniętą rękę jak na skończone idiotki.
-Zakład. Ten, kto przegra zmywa przez miesiąc.
-Szykuj fartuch.-Wysyczałam.
-Dla ciebie zawsze.
***
-Mary potrzebuję pomocy.
-Co?
-Założyłam się z Ryugą, że ugotuje obiad, a tego nie potrafię. Pomóż!
-To, po co mówisz, że coś umiesz skoro tego nie umiesz i w dodatku wszyscy o tym wiedzą?
-Bo nie lubię nie umieć, a do tego wkurwiłam się, bo wypomniał mi moje największe wpadki.
-No, ale nie umiesz wielu rzeczy tak jak każdy i tak jak każdy masz wpadki. Ale nie. Ty jesteś ze złota i musisz być idealna.
-Nie muszę być idealna porostu nienawidzę jak ktoś wypomina mi wady, a jak nie chcesz mi pomagać to porostu powiedz.
-Wypominanie wad w twoim wypadku to przypomnienie czegokolwiek, co poszło nie tak. Ale spoko, pomogę ci
-Dzięki. Jesteś wielka. Za chwile u ciebie będę.
***
-No to, co chcesz mu ugotować?- Spytała mnie Mary, gdy wchodziłyśmy do jej mieszkania jak się okazało nasza kapitan była już na miejscu.
-Zupę z jajkiem. Z tego, co udało mi się sprawdzić w Internecie to jest dosyć łatwa.
-Zupę z jajkiem…a do tego nie jest potrzebny wywar?- O kurdę.
-Bardzo trudno go zrobić?
-Tak sobie.
- E tam. Damy radę.


 Składniki:

 Na wywar:
1,5 l wody
1 płat alg konbu
20 g ryby katsuobushi
Na zupę:
4 szklanki wywaru dashi
1 łyżka jasnego sosu sojowego
½ łyżki sosu sojowego
1 łyżka mirinu
Sól
2 łyżeczka mączki ziemniaczanej lub kukurydzianej rozmieszanej w 2 łyżeczkach zimnej wody
2 jajka
Posiekany szczypiorek i kolendra
Żeby Ines mnie nie zjadła:
Pudełko Donatów
Dwa pudełka.

-Dobra chyba mamy wszystko.-Powiedziała Ines otwierając drzwi tak, żeby niosąca zakupy Mary i łapiąca to, co wypadnie z torby ja mogły wejść do środka.-Jakby c wyślemy naszą umiem wszystko po to, co brakuje.
-Haha bardzo śmieszne.-Burknęłam stawiając na bufecie butelkę z jakimś przeźroczystym płynem i siatkę z rybą.
-Dzień dobry witam w mojej kuchni.-Zaczęła szatynka głosem Makłowicza stając po drugiej stronie blatu.-Dzisiaj ugotujemy klasyczną zupę z jajkiem. Będzie nam do tego potrzebne wystarczająco dużo tego, tego i trochę tamtego.
-No Let it rip i do przodu.-Zdecydowała Ines i zabrałyśmy się do roboty.


Przepis


KROK 1:
Jeden płat alg konbu połamać na mniejsze fragmenty.

-Czy tylko ja uważam, że to wygląda jak podeszwa?-Spytałam wyjmując płaty z opakowania i kładąc je na desce do krojenia.
-Łam nie marudź.-Skarciła mnie Mary.
-Ale serio. To taka stara podeszwa.-Drążyłam temat.
-Mi to bardziej przypomina taki świeżo wylany asfalt.- Dołączyła się Ines.
-No może trochę.-Zgodziła się szatynka.

KROK 2:
Algi wrzucamy do garnka, zalewamy wodą i gotujemy. Gdy zaczną wrzeć, zalewamy 50–60 ml zimniej wody, aby je ostudzić.

-Ile takie wodorosty mogą się gotować?-Spytałam po raz pięćsetny uchylając pokrywkę garnka i wsadzając do niego nos.
-A, bo ja wiem? W przepisie jest napisane, że mamy czekać, aż się zagotuje nie podali ile to może trwać.-Poinformowała mnie Ines dla pewności sprawdzając jeszcze raz.
-Jak pojawią się bąbelki powietrza to wyłącz gaz.-poinstruowała mnie Mary.
-TERAZ MI MÓWISZ!?-Szybko zgarnęłam pierwszą lepszą szklankę nalałam do niej zimnej kranówki i zalałam brązowy płyn i liście w garnku.
-Ile one się gotowały?-Spytała pozornie spokojnym głosem pani kapitan zasłaniają sobie twarz dłonią.
-Bomblowałby już dłuższą chwile….
-…Zaczynam rozumieć, dlaczego nie umiesz gotować.

KROK 3:
Dodaj rybę katsuobushi i gotuj.

-Kroimy czy na chama ładujemy całą?-Mówiąc to dźgnęłam rybę czubkiem rzeźnickiego noża.
-Ja bym pokroiła.-Powiedziała Ines ostrożnie wyjmując mi nuż z ręki.-Ale może weźmiesz jakiś mniejszy nożyk do tego celu. Co ty na to?
-A ja na to, że się czuje jak upośledzona.
-Bo jesteś.-Dogryzała mi Mary.
-Dobra. Rznijmy ten diament. 

KROK 4:
Gdy bulion zacznie wrzeć, zmniejszam ogień i gotuję dodatkowo przez ok. kwadrans.
Przepis na japoński bulion

- Kelly.-Zaczęła Mary.-Skup się. Jak tym razem zacznie bąbelkowa to po prostu zmniejszysz ogień, a po piętnastu minutach zdejmiesz garnek z ognia. Ogarniasz?
-Bardziej się chyba nie da.
-Co masz zrobić?
-Yyyyyy….Wiem, ale dla pewności powtórz.

KROK 5:
Gotowy bulion przelewamy przez sito lub durszlak. W ten sposób otrzymamy klarowny, ciemny płyn.

-Dobra teraz się tylko nie zabić.-Powiedziałam niby do siebie, ale tak, żeby wszyscy w koło słyszeli i owiniętymi w ścierki dłońmi uniosłam garnek i przeniosłam nad miskę z durszlakiem i jednym płynnym ruchem część wywaru rozlałam, a drugą zdecydowanie większa udało mi się przelać do miski.
-No brawo mamy wywar i jak na razie brak strat w ludziach.-Pochwaliła mnie Ines.
-Naprawdę jesteśmy z ciebie dumne.

KROK 6:
Przygotuj wywar dashi. Kiedy się zagotuje, dodaj mirin i sosy sojowe i powoli dodaj mączkę rozmieszaną w wodzie do zagęszczenia zupy. W osobnej misce delikatnie rozbij jajka i dodaj powoli do gorącego wywaru. Gotuj kilka minut, staraj się nie przegotować jajek. Zdejmij z ognia, rozlej na miseczki i posyp szczypiorkiem i kolendrą.

Milczałyśmy przez dłuższą chwile wpatrując się w ostatni punkt, jaki został nam do wykonania. W końcu odważyłam się przerwać ciszę:
-No to, co Mary pokarzesz mi jak zrobić risotto?
-Spoko tylko najpierw ogarnijmy kuchnie.

Tada podoba się? Obiecałam, że was zaskoczę i, że zobaczycie jak Kelly gotuje wiec oto jest.
A teraz ciekawostka. Wczoraj w nocy śnił mi sie wściekły wąż który zmienił się w żółwia, a potem Ryuga walczący ze starym Dojim. Przypadek nie sadze.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.

Hania  





piątek, 20 maja 2016

Druga strona medalu (R.7)

Rozdział 7

Po szybie wspinaliśmy się równocześnie z dwóch przeciwnych stron. Chociaż słowo " wspinaliśmy" nie oddaje tego jak to wyglądało. Gdy tylko Johannes znalazł się po drugiej stronie szyby zaczął dosłownie po niej skakać. Wystartowałam z sekundowym opóźnieniem spowodowanym tym, że po pierwsze miałam go skopiować, a po drugie przyznam się bez bicia trochę się zagapiłam. Stracony czas udało mi się nadrobić mniej więcej w połowie wysokości kopuły, ale ostatecznie wygrał Johannes.
Siedzieliśmy przez chwilę bez słowa próbując wyrównać oddech, a kiedy wreszcie mi się to udało zaczęłam podziwiać widoki. Zoofil nie kłamał faktycznie było, na co patrzeć. Wielki stadion stojący stóp Dark Nebuli wyglądał stąd jak zabawka, a rosnący niedaleko park był jednym wielkim zielonym dywanem.
-To pierwsze miejsce w całym tym syfie, w którym niema, ani kotów, ani kaktusów.-Powiedziałam w końcu kładąc się plackiem na szkle.
Chłopak ziewnął przeciągle pokazując chyba wszystkie zęby, jakie miał w paszczy, ale nic nie odpowiedział.
Założyłam ręce za głowę zaczęłam grzać się w słońcu.
-Odsłoniłaś się.-Powiedział Johannes dźgając mnie palcem w brzuch. Nie poczułam tego, ale z niewiadomych przyczyn nie spodobało mi się, że wypomniał mi błąd.
-Robię tylko to, co na moim miejscu zrobiłby oryginał. - Odparłam. - Najwyraźniej nie uważa cię za zagrożenie.
-Będziesz miała z nią spory problem.
-Niby, czemu?-Prychnęłam na powrót siadając.
-Tygrysy nawet po śmierci stoją na nogach.
-...Łeb ci się przegrał.- Powiedziałam, kiedy już wyszłam z pierwszego szoku spowodowanego idiotyzmem tej wypowiedzi.
-Jak się z nią zmierzysz w prawdziwej walce zrozumiesz, o co mi chodziło.
-Jaaasne.


-Oooooo Betty~-ze snu wyrwał mnie śpiewny głos Celest. Osobiście wolałbym zostać obudzona przez szczura drapiącego mnie po twarzy. Tak szczerze wszystko jest lepsze od głosu tej psychopatki z samego rana.
-Czego?-Warknęłam odbierając telefon, a właściwie próbując to zrobić, bo jak się okazało w ogóle nie dzwonił.
-Tutaj jestem.-Odezwała się postać na ekranie wmontowanym w ścianę. Obłożyłam telefon na szafkę nocną, usiadłam na łóżku i spróbowałam doprowadzić się do porządku. Zgarnęłam potargane włosy z twarzy i związałam je z tyłu w niedbałego koka.
-O, co chodzi?-Spytałam uśmiechając się fałszywie.
-O twoje ostatnie zadanie. Wiesz, po co nam oryginał?
-Chcecie wsadzić ją w takie samo gówno jak mnie i się z niej śmiać?
-Nie.-Odparła przeciągając ostatnią literkę.- Nie lubię się powtarzać. Wiesz jak to jest, żeby coś dostać trzeba za to zapłacić.
-Ona ma płacić za twoje zabawki.-Stwierdziłam przecierając twarz dłonią.
Z kim ja pracuje?
-Tak. Życiem. Johannes zgodził się z nami współpracować tylko pod warunkiem, że ją dostanie.-Tak myślałam, że w dalszym ciągu był zbyt normalny jak na standardy Dark Nebuli.-Jeśli ładnie się sprawisz powiedźmy, że zapomnę o tym, co zrobiłaś i pozwolę ci żyć.
-Kuszące. Gdzie jest haczyk?
-Doji nie dowie się o naszym małym układzie.-On wie. Nawet ja wiem, że on wie, a ona jest ślepa.

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty had a child
Bam-e-lam the damn thing gone wild
Bam-e-lam she said it weren't not of mine
Bam-e-lam the damn thing gone blind
Bam-e-lam I said: "Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh Black Betty, bam-e-lam

-Ines to chyba to.- Szepnął oryginał, a jej przyjaciółeczka bez słowa weszła do małego pomieszczenia. Nie trzeba było się rozdzielać. Uzbroiłam bat i uderzyłam nim w drzwi. Sukinkota szybka jest.
-A chciałam załatwić to szybko.- Westchnęłam.
-Kelly, co się tam dzieje!?-Pani kapitan uderzała w drzwi po drugiej stronie nie mogąc ich otworzyć. Kiedy elektryczny bat w nie uderzył zamki musiały zaskoczyć i na powrót się zamknąć.
-Nic takiego. Po prostu robię to, czego wszyscy ode mnie oczekują.-Powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
-Ines nie słuchaj jej podróbka nauczyła się nowej sztuczki!-Krzyknęła w stronę drzwi, ale nie wtedy po raz kolejny strzeliłam batem, co prawda tylko na pokaz, ale oczy oryginału otworzyły się jeszcze szerzej.
-Wypuść mnie, albo przysięgam, że jak stąd wyjdę to cię znajdę i zabiję.- Krzyczała zamknięta dziewczyna uderzając pięściami drzwi.
Najpierw będziesz musiała wyjść-przebiegło mi przez myśl, a skoro mi to i jej.
-Najpierw będziesz musiała wyjść.-Powiedziałam.
Przerażona dziewczyna cofnęła się o krok potem o dwa i zanim się zorientowałam biegła gdzieś przed siebie natomiast ja wybuchłam śmiechem i zaczęłam ją gonić strzelając, co chwila batem.  W pewnym momencie ostro skręciła i pognała przed siebie na kilku stopniowe schodki prowadzące na coś w rodzaju tarasu widokowego. Gdy byłam na szczycie schodów wyskoczyłam z zamiarem ogłoszenia jej rękojeścią batu, ale wtedy nagle rozbłysło białe światło i coś wbiło mnie w ścianę. Nie poczułam tego, ale moja duma i tak ucierpiała. Po dłuższej chwili nacisk znikł i upadłam na ziemię. Ciepło w tym kostiumie. Muszę naładować bat, albo się upiekę.
-Przyznaje zaskoczyłaś.-Powiedziałam wstając i wbijając rączkę bata w ładowarkę.- Ale to się więcej nie powtórzy.
Bat rozbłysnął jeszcze jaśniej, a nitki, które go otaczały stały się dużo liczniejsze.
-O kurwa.- Powiedziała wpatrując się we mnie jak w obrazek.
Uniosłam rękę w górę i zamachnęłam się na nią
Elektryczny bat poleciał w stronę szyi oryginału. Nie mogłam jej zabić, dlatego w ostatniej chwili zmieniłam tor lotu batu i Kelly udało się uniknąć śmierci w tym momencie. Padła na ziemie, przeturlała się kawałek dalej i po raz kolejny załadowała kuczer. Stanęła na nogi i przygotowała się do strzału. Po raz pokonać cię twoją własną bronią. Przygotowałam się do strzału.
Strzeliła ja zrobiłam to samo. Jej bey zaczął wirować wokół jej mój zrobił to samo.
Stałyśmy przez chwilę mierząc się wzrokiem, aż w końcu nie wytrzymam i odezwałam się pierwsza.
-Wiesz nie mam nic przeciwko walką kotów, ale trochę mi się śpieszy.
-Bardzo mi przykro, że zajmuje ci czas-odparła.- Co ty na to wykończę cię w miarę szybko i rozejdziemy się za porozumieniem stron?
-Niestety dostałam na ciebie zlecenie, więc takie rozwiązanie nie wchodzi w grę.- Odliczyłam w głowie przepisowe trzy sekundy na odpowiedź i zaśmiałam się krótko - Hah. Jesteś tak przewidywalna, że aż mi cię żal.- Wcisnęłam przycisk na bacie, który ponownie rozbłysnął tym razem napięcie było słabsze, więc nie zabiłoby jej. Pobiegłam po łuku i wyskoczyłam zamachując się na nią.
-Biała Lodowa Przeszkoda!-Krzyknęła. Przed moją twarzą pojawiło się coś na kształt ściany z lodu zacisnęłam mocniej dłoń na bacie zwiększając ty samym jego moc i błyskawicznie zaatakowałam przeszkodę, która rozpadła się w drobne kawałki. Fala uderzeniowa odepchnęła Kelly o kilka metrów od tyłu.
-Żałosne.-Prychnęłam stając nad nią i uderzając batem jej nieosłoniętą kostiumem rękę.-Kiedy zabierze ci się bey'a stajesz się bezużyteczna.-Na jej ręce pojawiła się kolejna czerwona krwawiąca pręga.
Strać. Wreszcie. Przytomność.
-Możliwe.- Powiedziała.-Ale jedna wariatka z batem to trochę za mało, żeby mnie pokonać.-W tym właśnie momencie jej bey zepchnął mnie z mojej ofiary i na powrót wcisnął w ścianę.
Do kurwy nędzy, czym jest ten bey? Nie wydała mu rozkazu, a zaatakował.
-Biała Mroźna Salwa.-Krzyknęłam starając się odepchnąć bey'a oryginału. Nie czułam bólu, ale z każdą chwilą robiło mi się coraz cieplej. Gdy rozległy się pierwsze odgłosy trafień osiągniętych przez mojego bey'a siła ataku Białej osłabła i udało mi się odbić ją na ścianę obok.
Ciepło. Ciepło! GORĄCO KURWA!
Wbiłam rączkę batu w ładowarkę i przekręciłam. Energia skumulowana przez kostium najwyraźniej niemieszcząca się w ładowarce spływała do batu. Co za ulga.
-Biała Prawdziwe Lodowe Obcięcia!-Krzyknęła Kelly. Jej bey wirujący dotąd za moimi plecami charakterystycznie rozbłysnął, ale byłam gotowa odeprzeć każdy atak. Błyskawicznie się obróciłam i rozbiłam na kawałki zbliżające się do mnie szpony.
-Biała Mroźna Salwa.-Rozkasłam, a wtedy powstrzymany przed chwilą przeze mnie bey wydostał się z pomiędzy lodowych brył i zaczął nacierać na w dalszym ciągu strzelającego przeciwnika.
-Czym ty grasz?-Spytała Kelly zataczając szerokie koło, w którego centrum walczyły bey'e. Nie chciałam, żeby się do mnie zbliżyła, więc niczym lustrzane odbicie zrobiłam to samo.
-Dark Tiger typ ofensywno-defensywny. Z tego, co mi wiadomo używałaś go, gdy byłaś w Dark Nebuli. Biedulko nawet bey'a mam twojego.
-O, co ci chodzi?-Spytała marszcząc brwi.
-Zastąpiłam cię, ale nie martw się nie tobie pierwszej się to przytrafiło. Niema ludzi niezastąpionych.
-Że, co!?
-Gram twoim bey'em, walczę twoim stylem.-Wpieprzam się w podobne gówno.- Niema takiej rzeczy, którą ty byś zrobiła, a ja nie potrafiłabym jej powtórzyć.
-I to, dlatego stajesz do walki ze mną ubrana w zbroję.-Nawet nie wiesz jak bardzo chciałbym ją zdjąć.

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really gets me high
Bam-e-lam you know that's no lie
Bam-e-lam she's so rock steady
Bam-e-lam and she's always ready
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam

Szło mi dobrze. Co prawda mój bey nie wiadomo, kiedy został uśpiony, ale za to oryginał ledwo stał na nogach jedno celne uderzenie powinno zwalić ją z nóg. Pokonam ją i będzie po wszystkim. Nigdy więcej nie przyjmę zlecenia od kogoś, kogo wcześniej nie sprawdzę i nie zobaczę zaświadczenia o poczytalności jego ludzi. Zamachnęłam się na nią, ale zamiast przeciąć jej oko koniec batu owinął się wokół jej dłoni, a ja poleciałam do przodu i oberwałam pięścią w twarz zachwiałam się, a wtedy ręka Kelly jak wąż oplotła mój kark pociągnęła mnie w dół prosto na spotkanie z jej kolanem. Uderza mnie tak trzy razy, po czym pchnęła na ziemię.
Jasny gwint. Od dłuższego czasu nie miałam okazji naładować batu. Walka była na to zbyt dynamiczna. Muszę ją czymś zająć, bo inaczej się upiekę. Spojrzałam na nią. Ona nie powinna już żyć. Jej serce nie miało prawa wytrzymać takiej dawki elektryczności, a o tym już, o że powinna się wykrwawić nawet nie wspomnę. Z kim ja walczę? I wtedy do mnie dotarło.
-Hahaha!-Zaniosłam się głośnym śmiechem w się z ziemi.-Czyli to jednak prawda. Tygrysy nawet po śmierci stoją na nogach.-To nie jest człowiek. To jakaś bestia. Pewnie wychodowana przez psychopatów ze starej Dark Nebuli. To, dlatego Celest dała mi takie ultimatum. Dziwiłam się, jakim cudem opuściła tę organizację bez jakiejkolwiek obroży uprzykrzającej życie. Teraz już wiem, co z nią nie tak.
Jest kurwa jego zapierdolona w dupę mać martwa!
Tego syfu nie można zabić. Za to ona mnie z pewnością zabiję.
Ale darmo skóry nie sprzedam.
Zaśmiałam się głośno balansując no granicy szaleństwa i wbiłam bat w pudełko wiszące przy moim boku, a ten po raz kolejny rozbłysnął jednak nie pochłonął nawet jednej trzeciej energii skumulowanej w kostiumie.
-Biała Lodowe Obcięcia. Bez przerwy.-Jej bey zaczął atakować mnie zmuszając tym samym do zwrócenia się bokiem do oryginału. Udawało mi się odbijać jej ataki, ale w pewnym momencie dostałam czymś w plecy i padła na twarz, a wtedy jednym szybkim kopnięciem rozwaliła ładowarkę na wszystkie strony strzeliły iskry jestem już martwa. Na odchodnym wymierzyła mi solidnego kopniaka w plecy, który przesłodził o moich dalszych losach.
Kostium nie był w stanie wytrzymać takiej ilości energii i zaczął się przegrzewać spalając przy tym moje ciało.
-Aaaaaaaa....-Jęknęłam szarpiąc pazurami kostium.-Pali.-Wychrypiałam.-Pomóż mi...
Co ja robię? Przed chwilą chciałam ją zabić, a teraz proszę o pomoc.
Niech mnie dobije. Skróci moje cierpienia. Przecież wiem, że ma w sobie, choć odrobinę współczucia. Widziałam jak sprawdzała czy człowiek, którego pokonała żyje. Zrobi to. Dobije mnie. Pomoże mi.
Poczułam gwałtowny rwący ból, który trwał i trwał. Kelly szarpała pazurami moje ciało. W pewnym momencie przed moimi oczami pojawiły się czarne plamy i poczułam, że gdzieś spadam.
A potem gwałtownie nabrałam powietrza.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że przygniata mnie ogromna masa lodu.
Co ona zrobiła?
Gdy się podniosła z nadludźmi niemal wysiłkiem złapałam ją za kostkę.
-Czego chcesz Podróbo?-Warknęła.
Mam umierać, jako "Podróba"? Proszę nie. Przecież chyba mam jakieś imię prawda. Niech ona je zna. To moje ostatnie życzenie. Niech ostatnia osoba, która kopiowałam, ostatnia, która widzi mnie żywą zna moje prawdziwe imię. Nawet, jeśli miałby to być potwór stworzony przez Celest.
-Glimer. Jestem Glimer.-Wychrypiałam.
-Gratuluje.-Burknęła wyszarpując kostkę z mojego uścisku
-Dziękuję ci za pomoc.
-Fajnie. Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
- Hah.-Zaśmiałam się słabo.-Celest ma pilota i może nim kontrolować wszystko wokół.
-Dobrze wiedzieć…Postaraj się nie zdechnąć.
-Spróbuje…
Więc jak to już na początku mówiłam. Jestem Glimer i mam przejebane. Na szczęście już nie długo.

………………………………………………………….
…………………………………………..
…………………………………………………..
………………………………………….
………………………………………………….
……………………………………………………… 


No i co myślicie? Jak w widzicie te druga stronę medalu?
Ja sie z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.   

piątek, 13 maja 2016

Druga strona medalu (R. 6)

Rozdział 6

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty had a child
Bam-e-lam the damn thing gone wild
Bam-e-lam she said it weren't not of mine
Bam-e-lam the damn thing gone blind
Bam-e-lam I said: "Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh Black Betty, bam-e-lam

Ktoś był w moim pokoju. Nie musiałam otwierać oczu żeby to wiedzieć. To tak jakby ktoś w nocy wyrwał wam wszystkie zęby. Nie musicie biec do lustra, żeby wiedzieć, że ich niema. Słuchałam przez moment cichego oddechu nieproszonych gości i już wiedziałam, kto mnie odwiedził.    
-Spieprzaj stąd Johannes i zabierz stąd tego łysego szczura.-Burknęłam przekręcając się na drugi bok.
-Czegokolwiek bym nie zrobił ty będziesz mówić jej głosem. Mam rację?-Zapytał. Miał śmieszny głos. Brzmiał tak jakby ciągle mówił „r”.
-Czegokolwiek bym nie zrobiła ty stąd nie wyjdziesz. Mam rację?-Zapytałam jego głosem wyjmując twarz z pomiędzy poduszek i patrząc na kucającego na krześle chłopaka.
-Całkiem niezła sztuczka.-Powiedział uśmiechając się…do tego wstrętnego łysego kota. Jeny, co z tymi facetami w tej całej Dark Nebuli jest nie tak? Jeden napastuje palcem kaktusy, drugi ma coś nie tak z osobowością, a trzeci sami widzicie, świata poza tym wstrętnym zwierzakiem nie widzi.
Nie. Ani trochę nie przesadzam. Ten kot był paskudny. Z tego, co kojarzę to ta obrzydliwa rasa nazywa się sfinks. Pozbawiona włosów pomaszczona różowa skóra, szczurzy ogon, ogromne odstające uszy, a do tego mały trójkątny również pomarszczony pyszczek z wielkimi szaro czarnymi oczami. Takiego właśnie nowo wyklutego kosmitę siedzącego na stoliku i mruczącego w najlepsze głaskał mój wspólnik.
-Nie rozumiem jak ty możesz w ogóle tego dotknąć, a co dopiero głaskać.-Powiedziałam odkładnie owijając się cienką pościelą, bo wielce mądrej mi nie przyszło do głowy ubrać się w jakąś piżamę, albo cokolwiek.
Zaśmiał się cicho i zmienił temat.
-Czyja to twarz?-Zapytał siadając na krześle i odwracając się w moja stronę jedno kolano podciągną pod brodę i oparł na nim głowę.
No przecież to był pierwszy raz, kiedy widzi mnie bez maski.
-Annabeth Anderson. Zatrzymana za zabicie męża, który nadepną na odcisk takiemu jednemu boss’owi z branży narkotykowej. Czeka na proces.
-Musiała mieć przekichane w szkole. Pierwsza na liście obecności, zero czasu na szybkie powtórzenie przed odpytaniem.
-Hah serio.-Zaśmiałam się. -To była pierwsza rzecz, jaka ci przyszła do głowy?
-Nie. Najpierw pomyślałem, że jest całkiem ładna jak na mężatkę.-Postanowiłam zignorować ten nieprzeznaczony dla mnie komplement i wróciłam do przerwanego wątku.
-Nigdy tak o niej nie myślałam, ale pewnie tak.
-Pamiętasz charaktery wszystkich wcieleń?-Zabawne, że użył tego słowa.
-Charakter, głos, sposób poruszania się, ulubiony kolor, imię pierwszego zwierzaka, wszystko, dzięki czemu mogę się nią stać…Pamiętam wszystko.
-Imponujące.
-Wiem.-Powiedziałam puszczając do niego oko.
-Skopiujesz wszystko, co raz zobaczysz?-Zapytał uśmiechając się z niedowierzaniem błąkającym się w jego żółtych oczach.
-Nie wierzysz mi?
-Ani trochę.-Prowokował mnie, musiał za to zapłacić. 

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really gets me high
Bam-e-lam you know that's no lie
Bam-e-lam she's so rock steady
Bam-e-lam and she's always ready
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam

Wyprosiłam Johannesa z pokoju i stanęłam przed koniecznością założenia tego kostiumu przez szatana opętanego. Założyłam bieliznę wzięłam kilka głębokich oddechów podeszłam do krzesła wyciągnęłam rękę, po czym ją cofnęłam, uderzyłam się z otwartej w czoło i zaczęłam chodzi w te i wewtę po pokoju rzucając, co chwila nerwowe spojrzenia w stronę kostiumu. Pamiętam ten obezwładniający ból brak jakiejkolwiek możliwości obrony innymi słowy wszech ogarniająca niemoc. Weź się w garść Betty. Widziałaś tamtego chłopaka przykutego do stołu. Jak tego nie założysz skończysz gorzej niż on. Doji cię przed nią nie obroni dobrze wiesz. Nikt cię nie obroni. Wszystko tutaj to tylko głupie flirty. Działasz sama.
Odetchnęłam głęboko.
Czasami trzeba po prostu wybrać mniejsze zło.-Powiedziałam sobie i wzięłam do ręki kostium. Gdy go zakładałam miałam wrażenie, że pokrywa mnie zimna glutowata ciecz wysysająca ze mnie życie. Gratulacje ubrałaś się teraz tylko pokaż wszystkim, że masz to wszystko gdzieś.
-Szybko ci poszło.-Powiedział Johannes napastujący dla odmiany rudego prążkowanego sierściucha.
-Wyczuwam sarkazm w twoim głosie.-Powiedziałam podchodząc do niego z dumnie uniesioną głową.
Zaśmiał się pod nosem i powiedział:
-Niezła zbroja. Celest ci ją uszyła?
-Jak ci się tak podoba to leci poprosić ją o taką samą może jak zrobisz oczy kota ze Shreka to coś z tego wyjdzie.
-Później. Teraz pokażesz mi, co potrafisz.
-Kogo mam skopiować?-Spytałam.
-Zobaczysz.-Odparł uśmiechając się zawadiacko.
Szliśmy korytarzem praktycznie się do siebie nie odzywając. Wszystkie koty, jakie tylko spotkaliśmy na swojej drodze dołączały do nas tworząc miałczący, futerkowy, ocierający się o nogi, korowód zwracający na siebie sporą uwagę, ale co zrobisz jak nic nie zrobisz.
Ciekawe, co on tym kotom zrobił, że tak go kochają. Natarł się kocimiętką czy chowa w tych rękawach kilogramy kociej karmy?
Weszliśmy w dość opustoszały korytarz, co mnie delikatnie mówiąc zaniepokoiło. Instynkt. Tylko tak mogę to wytłumaczyć. Nagle gdzieś z oddali do moich uszu zaczęły docierać stłumione i zniekształcone przez echo głosy Doji'ego, Celest i Ryugi. Co oni tam we trójkę kombinują? To nie brzmi jak przesłuchanie. Czyżby Ryuga znowu współpracował z Dark Nebulą?
-Co jest?-Spytał Johannes, a gdy jak się okazało stoję na ugiętych nogach z lekko pochyloną głową skierowaną w stronę dźwięku syknęłam szeptem:
-Spadaj stąd. Ty twoje koty.
-Niema mowy.-Powiedział również zniżając głos do szeptu. Wywróciłam oczami słysząc ten dziecinny tekst
-To bądź cicho i każ to samo swoim kotom.
Nie czekając na odpowiedź niczym cień bezszelestnie pomknęłam za głosami. Z każdym krokiem stawały się one coraz wyraźniejsze jednak słowa, jakie do mnie dolatywał nie miały większego sensu, jako całość. Po dłuższej chwili dotarłam do czegoś w rodzaju tarasu umieszczonego nad czymś w rodzaju salonu z kanapą dwoma fotelami i ładnym okrągłym stolikiem przykrytym białym obrusem.
Na fotelach siedzieli Doji i Celest, a naprzeciwko ich przedtem do mnie siedział Ryuga. Nie widział mnie, ale gdy tylko go zobaczyłam oblał mnie zimny pot i schowałam się za ogromną doniczką z kaktusem. (Dark Nebula tu nigdy nie zabraknie kaktusów i soku pomarańczowego 👍)
Okey Betty tylko spokojnie oczyść umysł i wsłuchaj się w to, co mówią.
-Więc przystajesz na nasze warunki.-Bardziej stwierdził niż zapytał szef tego całego syfu.
-"Przystaje" o trochę za dużo jak na tego rodzaju umowę.-Odezwał się Smoczy Cesarz.- Powiedźmy, że was nie zabije i przetestuje ten kawał żelastwa.- "Kawał żelastwa“?  Wpakowali mu jakiś wynalazek tej psychopatki?
-To nas w zupełności satysfakcjonuje.
-Nie skończyłem!- Zagrzmiał tak, że miałam wrażenie, iż cała Dark Nebula się trzęsienie.-Zrobię to, a wy w zamian oddacie mi tego bleydera.- On to robi dla kogoś? Jeny. Nie wiedziałam, że on...Serio? No niby jest ta cała Kelly, ale chyba by mu nie wmówili, że ją mają. Ja mam ją dopiero złapać. Ej! Panie mądry w koronie! Wkręcają cię! Spieprzaj stąd póki możesz!
-Rad jestem, że doszliśmy do porozumienia. To może być początek pięknej współpracy.
-Żyjesz tylko ze względu na twojego ojca.-Powiedział Ryuga wstając i kierując się w stronę schodów na końcu, których byłam ukryta nie wstając z kucek zaczęłam się wycofywać. Kiedy jasnowłosy mężczyzna nastąpił na pierwszy schodek ja byłam już w korytarzu biegnąc na palcach tak szybko jak jeszcze chyba nigdy. Niestety korytarz był całkowicie prosty i do tego długi w cholerę, a Doji łagodnie mówiąc nie ucieszyłby się gdyby do jego uszu dotarła wieść, że podsłuchuje jego rozmowy "biznesowe”, więc trzeba by stąd spierdalać.
Kiedy udało mi się wybiec z pustego korytarza i wtopić się w tłum skierowałam kroki z powrotem do mojego pokoju. Pierdolić Johannesa i to, że nie wierzy w moje umiejętności. Ja musiałam sobie to wszystko w głowie poukładać. Nie wiedzieć, czemu gdy zobaczyłam jak Ryuga zawiera umowę z Doji'm wpadłam w swego rodzaju panikę. Poczułam jakby cały świat mi się zawalił. Musi być okropnie ważny dla oryginału skoro razem z jej charakterem przejęłam to uczucie.
Na spokojnie spróbujmy jakoś to sobie wytłumaczyć, bo inaczej zaraz coś mnie trafi.
Oparłam się o szczelnie zamknięte drzwi i powoli osunęłam się na ziemię.
Ryuga na pewno nie jest przeciw mnie...To znaczy nie jest przeciw Kelly. Wmówili mu, że mają jego...Przy-jació-łkę(?), a w zamiast jej dali mu coś, co jak Celest i życie znam go zabiję, albo w taki czy inny sposób przejmie nad nim kontrolę. Tylko, że Doji nie ma tego małego kurwiszona i złapać mam go dopiero ja, a z kolei ja nie jestem teraz w stanie nawet myśleć jak człowiek, bo się martwię jak skończona idiotka o kogoś, kogo sama wepchnęłam w to bagno. Wiem to na pierwszy rzut oka nie ma najmniejszego sensu, ale jakbyście posiedzieli dłużej w tej branży wiedzielibyście o co chodzi. Na samym początku kopiowania kopiuje głos i ruchy dopiero później z czasem dochodzą cechy charakteru. W momencie, gdy dostałam rozkaz porwania Ryugi nie byłam idealną kopią, ponieważ jeszcze nie do końca przejęłam jej charakter. Można powiedzieć, że udało mi się to zrobić dopiero, gdy stanęłam z nią twarzą w twarz.
Dobrze, więc musze jakoś zagłuszyć ten natłok myśli.
-Nya~- podniosłam głowę i zobaczyłam siedzącego u moich stóp tego paskudnego łysego szczura.
-Czego chcesz?-Warknęłam.-Problem mam. Nie widać?-Kot ziewnął.-Po co ja w ogóle do ciebie gadam? Jesteś kotem i mnie nie rozumiesz.-Wyprostowałam skulone do tej pory nogi odganiając w ten sposób wstrętne zwierzę niedające mi spokoju od pewnego czasu niestety postanowiło ono usiąść na moim łóżku.
...Pieprzyć to. Przynajmniej nie zostawi sierści na pościeli. Mam gorsze problemy niż to coś. Muszę coś zrobić inaczej nie będę w stanie normalnie funkcjonować...Tylko, co? Nie potrafię uratować siebie, a co dopiero kogoś innego. Jedyne, co mogę zrobić to go ostrzec. Oby to wystarczyło, bo inaczej zaraz zwariuję.
Wyszłam z pokoju i ruszyłam korytarzem na poszukiwanie Ryugi.
Oryginał jest idiotką, skończoną kretynką, a ja nie jestem od niej lepsza. Wróciłam do tamtego pustego korytarza.
-Hej~ Panie psychopato. Jest tu Pan?-Mruczałam pod nosem, żeby słyszeć cokolwiek poza echem moich kroków. Gdy tak sobie szłam usłyszałam gdzieś za moimi plecami charakterystyczne niezadowolone mruknięcie. Powoli odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz ze Smoczym Cesarzem.
-Ryuga ja...- Zaczęłam, ale uciszył mnie krótkim, ale zdecydowanym warknięciem.
Stop.
UWAGA! UWAGA!
ALARM! ALARM!
TO NIE JEST RYUGA!
Ma jego oczy jego głos jego ciało, ale to nie jest Ryuga. Nie pytajcie skąd wiem. To tak jakby pytać jubilera skąd wie jak odróżnić diament od ładnie oszlifowanej cyrkonii. Widzę to koniec pieśni.
-Biedne stworzenie.-Powiedział patrząc na mnie z współczuciem w żółtych oczach.
Przez głowę przelatywały mi tysiące myśli i setki pytań.
Kim on jest? Skąd się wziął? Jak udało mu się mnie oszukać za pierwszym razem? O czym on teraz pieprzy? Wie, co Celest mi zrobiła? Skąd?
-Loulian!-Usłyszałam czyjeś wołanie, a po chwili w korytarzu pojawił się Johannes.
"Ryudze" się to nie spodobało. Patrzyli na siebie dłuższą chwilę, po czym Smoczy Cesarz odwrócił się i poszedł w swoją stronę.
-Usatysfakcjonowana?-Zapytał ciemnowłosy, gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu "Ryugi".
-Bardzo.-Odparłam.-Muszę się dowiedzieć czegoś o tym gościu.-Myślałam głośno.
-Ryuga Kishatu. Bleyder. Oficjalnie uważany za trupa...
-Wiem, kogo kopiuje.-Przerwałam mu.-Chodzi mi o to, kim ON jest.
-Później.-Powiedział biorąc mnie za rękę i dokądś prowadząc. -Teraz idziesz ze mną.
-Dalej chcesz sprawdzić moje umiejętności?-Spytałam uwalniając swoją dłoń z uścisku i równając mój krok z krokiem Johannesa.
-A, co tchórzysz?-Zapytał uśmiechając się zawadiacko.
-W życiu.- Nie wiedzieć, czemu ten z początku irytujący mnie osobnik bawił mnie może chodziło o tę torbę na głowie, a może o ten głupkowaty uśmiech, ale po prostu od pewnego czasu gęba cieszyła mi się na sam jego widok. W kurwił mnie ostatnio to fakt, ale jakoś nie mogłam długo chować urazy, bo w sumie po co. Powiedział prawdę na tym koniec. -Kogo mam skopiować?
-Zobaczysz.-Odparł tajemniczo.

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She's from Birmingham
Bam-e-lam way down in Alabam
Bam-e-lam well she's shaking that thing
Bam-e-lam boy she makes me sing
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam...

Przeszliśmy przez cały korytarz, po czym wjechaliśmy windą dwa piętra wyżej.
Szczerze?
Poza wypadami do Doji’ego lub Celest i wizytami w małej hali przeznaczonej do doskonalenia przeze mnie ataków praktycznie nie opuszczałam swojego pokoju. Johannes zaprowadził mnie do wielkiej sali z arena do beyblade.
-I niby, kogo ja tu mam skopiować?-Spytałam splatając ręce na piersiach.
-Mnie.-Odparł krótko.-Walcz ze mną.
Bleyder. W sumie, czego ja się mogłam po nim spodziewać. Bez słowa załadowałam kuczer, ale on tylko wybuchł śmiechem.
-Żartowałem.-Spojrzałam na niego ja na idiotę i miałam ochotę kazać mu stąd spadać, kiedy zaczął mówić dalej.-Z góry jest całkiem ładny widok jak zdążysz się tam dostać przede mną to może cię nie zepchnę.
-Lepiej módl się, żebyś spadł na cztery łapy.  


Rozdział 6 za nami. Dzisiaj mamy piątek trzynastego. Powalcie sie jakiego mieliście pecha , albo do kogo spieprzyło moje szczęście.
Betty: Ach ci wszyscy przesądni ludzie są tacy zabawni. Pół dnia spędziłam na bieganiu w te i wetę po ulicy by móc oglądać ich wystraszone miny.  
Ryuga: Kelly twój kot jest diabłem.Utopie go.
Kelly: Nie!
Ryuga: To nie było pytanie tylko stwierdzenie.
Kelly: tylko spróbuj. W ogóle to nadal jestem na ciebie zła o tamto.
Ryuga: To bądź.
Kelly:....
Ja: Okey niema nic konstruktywnego do napisania więc...
Ja sie z wami żegnam. 
Do następnego posta. 
Hania. 

piątek, 6 maja 2016

Druga strona medalu (R. 5)

Rozdział 5

-Betty! Choć do mojego laboratorium. Tylko szybko muszę ci coś pokazać.-Jak ja nienawidzę tych wyskakujących ze ścian ekranów.
Człowiek sobie spokojnie idzie, a tu nagle wyskakuje ta psychopatka i czegoś ode mnie chce.
-Czego?-Spytałam wchodząc do laboratorium tej świruski..
-Czy on nie jest słodki, kiedy tak się szarpie?- Spytała Celest stojąc oparta o blat, (na którym leżały przeróżne narzędzia) z twarzą przyklejoną do ogromnego monitora, na którym jakiś chłopak szarpał się przykuty do metalowego stołu.
-Nie mój gust.-Odparłam- Uprzedzam, jeśli wezwałaś mnie tylko po to, żeby pokazać mi twoją nawą zabawkę to mogę ci obiecać, że widzisz mnie tu ostatni raz.
-Jasne, że nie po to cię wołam- uśmiechnęła się szeroko pokazując wszystkie zęby- Twoja nieudana próba zdobycia Virgo niebyła taka do końca bezużyteczna.
-Gdybyście pozwolili mi iść samej wyglądałoby to całkiem inaczej.-Powiedziałam przez zaciśnięte zęby go, gdy tylko Celest wspomniała o tej całej akcji poczułam przenikliwy ból w całej szczęce.
Może i to niebieskie coś wystraszyło się jak tylko wyciągnęłam bat, ale kopa potrafi zasadzić.
-Ale wyglądało to jak wyglądało-kontynuowała szukając czegoś po kieszeniach-, a jako młody geniusz wyciągnęłam z tego wnioski. Oto twój nowy ulepszony kostium i bat.
-Nowe zabawki.-Zamruczałam można powiedzieć, że z przyzwyczajenia.
-Przebierz się, a potem zobaczysz, co potrafi bat.-Zgarnęłam kostium z blatu i poszłam do odwiedzonej już wcześniej przebieralni. Odwiesiłam na wieszak stary kostium, który zostawił po sobie masę zagłębień w skórze. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze.
-Nie ma, co ukrywać. Zgrabna to ja jestem-zaśmiałam się pod nosem i dodałam.- I do tego taka skromna.
Kostium na pierwszy rzut oka wyglądał na zbroje, w której nie będę mola wykonać zgrabnego uniku, a co dopiero mówić o tych wszystkich akrobacjach, które zwykła wykonywać oryginalna Betty. Z zwątpieniem wypisanym na twarzy zaczęłam zakładać kostium. O dziwo pomimo swojego pancernego wyglądu kostium sam w sobie nie krępował moich ruchów w żaden sposób. Rękawiczki z pazurkami na powrót wylądowały na moich dłoniach.
-Dobra pokarz moje nowe cudeńko. Mam nadzieje, że nie ruszałaś diamentu w rączce gdyby nie on zostałabym w WBBA, a przypominam, że to, co o was wiem to moje i mogę z tym zrobić, co tylko mi się żywnie spodoba.-Powiedziałam wchodząc z powrotem do laboratorium Celest.
-Nie diamentu nie ruszyłam- zaśmiała się i z całej siły uderzyła mnie pięścią w brzuch.
Odruchowo zgięłam się w pół, ale tak właściwie nic nie poczułam.
-Bolało?- Spytała brunetka poprawiając okulary, które zsunęły się jej nosa.
-Wcale.-Przez sekundę rozważyłam odpłacenie jej tym samym, ale porzuciłam ten pomysł. W końcu pracuje dla niej.
-Kostium wyposażony jest w eksperymentalny system pochłaniania energii.
-Eksperymentalny?
-Tak, ale spokojnie testowaliśmy go w tam-tej podróbie siedziby…
-Tej, która wybuchła?-Przerwałam jej zaznaczając, że to, co mam teraz na sobie wybuchło kilka dni temu.
-Tak tej, a mieliśmy inną?-Spytała robiąc minę zamyślonego dziecka.- Mniejsza z tym.-Machnęła ręką i wcisnęła jakiś przycisk na pilocie.-Łap za bat i spróbuj rozwalić to.-Ze ściany wysunął się ogromny lodowy blok.
-Dobra.-Poprawiłam w dłoni bat i „podłączyłam go do prądu”-Let ’s do this.-Potraktowałam blok, jako przeciwnika podbiegłam do niego po łuku i przed uderzeniem wyskoczyłam, żeby nabrało ono dodatkowego impetu. Blok pękł na pół, a jedna z jego połówek gruchnęła o ziemię rozbijając się na mniejsze kawałki.
Kelly czy jak jej tam była by już martwa w tym swoim schronieniu.
-Doskonale. Zgodnie z przewidywaniami.-Powiedziała Celest zapisując coś w swoim notatniku.
-Wszystko pięknie tylko jakoś nie chce mi się wierzyć, że ten bat ma moc na więcej jak jeden taki atak.-Spróbowałam ponownie włączyć bat i nic.
-Bo nie może-wiedziałam-Na wypadek gdyby jedno takie uderzenie nie wystarczyło możesz załadować bat przy pomocy tego.-Podała mi pas, na którym wisiała niewielkie pudełko. Nie większe niż to, w który bleyderzy trzymają bey’e.
-Co to?-Spytałam zapinając pas na biodrach.
-Ładowarka. Przechwytuje energię zgromadzoną przez kostium przeciwnym wypadku po pewnym czasie mogłabyś się w nim ugotować. Kiedy wyczerpiesz całą moc z bata po prostu wbij z nią rączkę i znowu będziesz mogła używać tych swoich elektryzujących ciosów. Z takim sprzętem mogłabyś wyrznąć całą Dark Nebule.-A to ciekawe.
-Całą powiadasz. Czy to nie jest przypadkiem lekka przesada?
-Betty. Ja nigdy nie przesadzam opisując możliwości moich wynalazków.
-Czyli mogłabym pozabijać was wszystkich zabrać to, co moje i nikt z was nie był by wstanie mnie powstrzymać.-Stwierdziłam oglądając metalowe pazury, które ni stąd ni zowąd znalazły się na szyi pani naukowiec.
-Tego nie powiedziałam.-Powiedziała z pewnym siebie uśmieszkiem.
Nagle coś zaczęło miażdżyć moje ciało. Natychmiast puściłam szyje Celest i upadłam na ziemie. Po prostu nie byłam w stanie ustać na nogach. Maska miażdżyła mi głowę, golf kostiumu dusił, całe ciało bolało mnie tak jakby spadł na mnie gigantyczny kamień.
-Powiedziałam, że z tym sprzętem mogłabyś wyrżnąć całą Dark Nebule, ale ty masz na sobie ten kostium wiec nie masz na to szans.-Mówiła dalej patrząc na mnie z góry nie mogłam się skupić na tym, co do mnie mówiła wszystkie słowa, jakie puszczały jej paszcze nie miały najmniejszego sensu dusiłam się i zaczynało mi się robić ciemno przed oczami.
-Widziałam, co robiłaś z Doji’m. Nie chodzi oto, że jestem zazdrosna czy coś w tym stylu. Po prostu nie lubię komplikacji, a ty tworzysz je swoim zachowaniem.-Uścisk ustąpił. Odetchnęłam głęboko raz, drugi trzeci dziękując tym na górze, że sprawili, że ta psychopatka się opamiętała.
-Doji może sobie myśleć, że tu rządzi, ale tak naprawdę to ja tu pociągam za sznurki.-Ukucnęła przy mnie i zaczęła szeptać mi coś na ucho. Chciałam się na niej zemścić ze wszystkich sił, ale za bardzo się bałam, że może znowu TO zrobić.-Wiec dobrze ci radzę trzymaj się od niego z daleka-, gdy skończyła mówić wstała i kiedy była już przy drzwiach powiedziała.-Nie radzę zdejmować kostiumu oprócz niego mam też parę dodatkowych asów w rękawie.
Wariatka wyszła, a ja zamiast jakoś się pozbierać dalej leżałam na ziemi starając się oddychać tak głęboko jak to możliwe.
Zabije ją-pomyślałam- zabije ją choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu.  Fajnych pracodawców sobie dobrałam nie ma, co.


Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty had a child
Bam-e-lam the damn thing gone wild
Bam-e-lam she said it weren't not of mine
Bam-e-lam the damn thing gone blind
Bam-e-lam I said: "Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh Black Betty, bam-e-lam

No dobra przydałoby się trochę ogarnąć zanim wróci. Ogarnij się Betty jak policzę do trzech wstaniesz i pójdziesz do siebie.
Raz.
Czując dosłownie każdy używany mięsień udało mi się podeprzeć jedną ręką i zobaczyć coś poza podłogą.
Dwa.
Wyjęłam spod brzucha drugą rękę i spróbowałam się podnieś do siadu, ale za skutkowało to tylko ponownym spotkaniem mojej twarzy z zimnymi płytkami. Dobrze tyle, że przynajmniej nie poczułam tego uderzenia. Pierdolona tempa kurwa zna się na swojej robocie.
Dwa i pół.
-O Boże wszystko w porządku? –Usłyszałam czyjś obcy głos. Na pewno był obcy ja nigdy nie zapominam czegoś, co raz usłyszę. Uniosłam się lekko do góry i zobaczyłam najbardziej zmartwioną, uroczą i niewinna twarz na świecie w dodatku dziwnie znajomą.
-Nic mi nie jest.-Wykrztusiłam. Gardło bolało mnie potwornie w sumie nic dziwnego pewnie będę miała problemy z głosem
-Kelly to ty? Inne dziewczyny też tutaj są?-Pytał zdejmując bluzę i zwijając ją w kulkę i kładąc mi pod głowę.
-Nie…Jestem sama.-Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej zmartwiona niż wcześniej.
-Ale zemnie głupek. Zadaje ci jakieś bezsensownie pytania, a ty pewnie bardzo cierpisz. Przede wszystkim nie trać przytomności i powiedź mi dokładnie, co ci się stało.
-Nie jestem Kelly tylko Betty.-Wiem, to był ostatnie, co powinnam zakomunikować osobie, która pyta, co mi jest, ale jakoś nie miałam sumienia go bezwiednie okłamywać.
-Już dobrze Betty. Ja jestem Alex i przeprowadzę z tobą wywiad SAMPLE. Dobrze?-Pokiwałam głową, na co piegowaty chłopak trzymający mnie w ramionach uśmiechnął się.- A wiec „S”, jakie masz symptomy?
-Trochę mnie boli…wszystko, ale to naprawdę nic. Za chwile mi przejdzie, muszę tylko wstać i…-złapałam za blat i lekko się podciągnęłam, ale dłoń mojego nowego znajomego powstrzymała mnie przed dalszymi manewrami.-Jak tak bardzo chcesz mi pomóc to pomóż mi wstać zaprowadź mnie do mojej kwatery.
-Na pewno nie masz uszkodzonego kręgosłupa? Porusz nogą.-Wykonałam polecenie, chociaż właściwie wszystko, co mówił brzmiało jak prośba, a gdy okazało się, że mam władzę w nogach czytaj z moim kręgosłupem wszystko w porządku Alex stwierdził, że najlepiej będzie zanieś mnie do mojego pokoju.
Ciekawskie spojrzenia mijających nas osób średnio mnie ruszały w końcu, co mnie obchodzi to, co będę myśleć o oryginale jacyś obcy dla mnie ludzie. Za to na twarzy piegowatego chłopaka wykwit delikatny rumieniec, który powiększał się z każdym kolejnym mijanym przypadkowym przechodniem.  Wyglądało to dosyć zabawnie zważywszy, że starał się wyglądać poważnie.
-Wiesz dałabym rade sama to przejść.-Powiedziałam, kiedy zostałam posadzona na krześle już w moim pokoju.
-W to nie wątpię, ale czy tak nie było lepiej?-Zapytał uśmiechając się miło.
Wtedy się zaniepokoiłam coś się w nim zmieniło minimalnie, ale jednak. Ktoś, kto nie zajmuje się zawodowo kopiowaniem pewnie nie zwróciłby na to uwagi, ale dla mnie to było tak jakbym nagle i niespodziewanie znalazła się w pokoju z kompletnie inną osobą.
-Pozwolisz mi sprawdzić czy wszystko w porządku z twoimi kośćmi i całą reszta czy mam zawołać lekarza?-Spytał nie otrzymawszy ode mnie odpowiedzi na poprzednie pytanie.
-Dam sobie radę sama.-Powiedziałam zdejmując ciężkie buty i rękawiczki. Zawahałam się dopiero, gdy złapałam za suwak kostiumu.
„Nie radzę zdejmować kostiumu oprócz niego mam też parę dodatkowych asów w rękawie.”
-Przepraszam już wychodzę.-Powiedział Alex zasłaniając oczy ręką i po omacku próbując znaleźć klamkę.
-Trochę bardziej w lewo.-Poradziłam mu uśmiechając się po raz pierwszy od chwili, gdy załam sobie sprawę, że moje ubranie może mnie zmiażdżyć.
-Dzięki…Jakby, co to…-urwał chyba nie wiedząc, co mógłby powiedzieć.
-Zapamiętam.-Odparłam i rozdzieliły nas drzwi.
Odchyliłam głowę i głośno westchnęłam. 
W niezłe gówno się wpieprzyłam.
Na dostanie pieniędzy już nie mam, co liczyć. Jeśli w ogóle wyjdę żywa z tego syfu to będzie dobrze. Tylko, co teraz zrobimy z tym kostiumem?  Z jednej strony niema, co kusić losu, a z drugiej ta francuska kurwa mnie wkurwiła. Coś mi mówi, że oryginał niema instynktu samozachowawczego, bo zanim się obejrzałam kostium wisiał sobie spokojnie na krześle, a ja golutka kuśtykałam po łóżka.
Ległam na nie i niemal natychmiast zasnęłam.
      
Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really gets me high
Bam-e-lam you know that's no lie
Bam-e-lam she's so rock steady
Bam-e-lam and she's always ready
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam

Leżałam na kanapie czytając książkę. Typowa fantastyka. Gdy byłam właśnie w kulminacyjnym momencie walki nagle i niespodziewanie cos dotknęło mojego ramienia.
-Percy!-Krzyknęłam podskakując przestraszona.- Goni mnie banda nieumarłych ze smokiem na czele, a tym nie straszysz. Jak możesz!?- Widząc jego roześmiana twarz naburmuszyłam się i rzuciłam w niego poduszką.
-Mówiłem ci już, że jesteś słodka?-Zapytał sadzając mnie na swoich kolanach i obejmując w pasie. Prychnęłam w dalszym ciągu naburmuszona.
-I do tego śliczna. Boże jak ja zazdroszczę twojemu chłopakowi. Chwila. To ja nim jestem.
-Głupek.-Burknęłam, ale uśmiechu i rumieńców na mojej tym razem oliwkowej skórze nie udało mi się powstrzymać.
Sięgnęłam po książkę i zaczęłam znowu czytać.
-Twój głupek.-Powiedział dając mi buziaka w policzek.- Co tam się dzieje?
Twarz mi się rozpromieniła i zaczęłam dokładnie opisywać mu fabułę książki machając przy tym rękami i dokładając do historii moje własne domysły i krótkie opisy bohaterów
-No i w końcu nie jestem pewna czy on na pewno jest tym zdrajca czy nie, bo z jednej strony krzywo mu z oczu patrzy, a z drugiej cos za łatwo się do tego przyznał.-Percy patrzył na mnie uśmiechając się delikatnie lekko przekrzywiając głowę.- No, co?-Spytałam przerywając mój wywód.
-Zastanawiam się jak w takim popierdolonym miejscu jak to uchowałaś się taka niewinna i delikatna ty.
-Przesadzasz.-Powiedziałam próbując jakoś ukryć zmieszanie zasłaniając policzki skręconymi w ciasne sprężynki atramentowo czarnymi włosami.
-Nie przesadzam. Spotykałem się już z wieloma kobietami…
-Percy!-Odurzyłam się i uderzyłam go książką w ramie.
-No dobra z, kilkoma, ale, żadna niebyła taka jak ty. Śmiejesz się do świecącego słońca, tańczysz w deszczu, a jak coś opowiadasz to oczy błyszczą ci tak jakbyś zmieściła w nich wszystkie gwiazdy. Glimer ty jesteś tą jedyną. Jestem tego pewny.
-Czy ty właśnie?-byłam tak zaskoczona, że nie nie mogłam wykrztusić z siebie nic więcej.
-Może nie wyraziłem się jasno.- Posadził mnie na kanapie a sam przed nią uklęknął.- Glimer. Wyjdziesz za mnie?
-I ty się jeszcze pytasz. Tak. TAK! OCZYWIŚCIE, ŻE TAK!-Rzuciłam mu się na szyję, pocałowałam gorąco i razem przewróciliśmy się na dywan.
Mój narzeczony włożył mi na palec srebrny pierścionek i szmaragdowym oczkiem i powiedział:
-Od teraz jesteś moja. Nikt mi cię nie obierze i od razu uprzedzam ja nie wierze w rozwody. Więc będziemy razem dopóki śmierć nas nie rozłączy. 

Wiecie, co jest najgorsze w ciągłym kopiowaniu kogoś? To, że nigdy nie przestaje się udawać.
Gdy kończę zlecenie nie wracam do swojego prawdziwej postaci tylko egzystuje w tym ‘’wcieleniu’’ dopóki niedostane kolejnego zadania tego typu. Dlatego jestem taka dobra w te klocki.
Ja nie mam prawdziwej postaci.

-Nie poznaje cię Glimer! Co się stało z kobietą, która biegała po salonie w mojej bluzce i świergotała o tym, co dzisiaj czytała!?-Wrzeszczał.
-Siedzi w więzieniu dla kobiet za kradzież planów bazy wojskowej jej tatusia. Bianca Martinez mogę was sobie przedstawić!-Odparłam zrzucając doniczkę z parapetu.
-Czym ty jesteś?
-Jestem Glimer twoja była narzeczona.- Zaciągnęłam z palca pierścionek i cisnęłam nim w Percy’ego.-Wynoś się.-Rozkazałam z kamienna twarzą.
-Teraz już wiem, dlaczego nazywają cię „Loulian”-zaśmiał się.- Bez twarzy. Nie masz twarzy nie masz charakteru. Nie masz nic i jesteś niczym.-Wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie płakałam. 
Nawet mnie to nie zabolało. 
Wiecie takie prozaiczne uczucia nie pasowały do Mari.

Oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She's from Birmingham
Bam-e-lam way down in Alabam
Bam-e-lam well she's shaking that thing
Bam-e-lam boy she makes me sing
Bam-e-lam oh Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam...

Rozdział 5 za nami. Dedykuje go Vanessie.
Ines: Jak widać mamusia musi cie strasznie kochać.
Glimer: Na to wygląda.
Ja: Oj przestańcie. Gdyby ciągle było różowo to byście zanudziły sie na śmierć.
A teraz moi drodzy bleyderzy mam do was prośbę napiszcie mi w komentarzach jakieś fajne filmy najlepiej komedie, ale jeśli uważacie, że  jakiś film jest godny polecenia, a komedia nie jest to sie nie krepujcie na pewno  go chętnie obejrzę.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania