Rozdział 5
-Betty! Choć
do mojego laboratorium. Tylko szybko muszę ci coś pokazać.-Jak ja nienawidzę
tych wyskakujących ze ścian ekranów.
Człowiek
sobie spokojnie idzie, a tu nagle wyskakuje ta psychopatka i czegoś ode mnie
chce.
-Czego?-Spytałam
wchodząc do laboratorium tej świruski..
-Czy on nie
jest słodki, kiedy tak się szarpie?- Spytała Celest stojąc oparta o blat, (na
którym leżały przeróżne narzędzia) z twarzą przyklejoną do ogromnego monitora,
na którym jakiś chłopak szarpał się przykuty do metalowego stołu.
-Nie mój
gust.-Odparłam- Uprzedzam, jeśli wezwałaś mnie tylko po to, żeby pokazać mi
twoją nawą zabawkę to mogę ci obiecać, że widzisz mnie tu ostatni raz.
-Jasne, że
nie po to cię wołam- uśmiechnęła się szeroko pokazując wszystkie zęby- Twoja
nieudana próba zdobycia Virgo niebyła taka do końca bezużyteczna.
-Gdybyście
pozwolili mi iść samej wyglądałoby to całkiem inaczej.-Powiedziałam przez
zaciśnięte zęby go, gdy tylko Celest wspomniała o tej całej akcji poczułam
przenikliwy ból w całej szczęce.
Może i to
niebieskie coś wystraszyło się jak tylko wyciągnęłam bat, ale kopa potrafi
zasadzić.
-Ale
wyglądało to jak wyglądało-kontynuowała szukając czegoś po kieszeniach-, a jako
młody geniusz wyciągnęłam z tego wnioski. Oto twój nowy ulepszony kostium i
bat.
-Nowe
zabawki.-Zamruczałam można powiedzieć, że z przyzwyczajenia.
-Przebierz
się, a potem zobaczysz, co potrafi bat.-Zgarnęłam kostium z blatu i poszłam do
odwiedzonej już wcześniej przebieralni. Odwiesiłam na wieszak stary kostium,
który zostawił po sobie masę zagłębień w skórze. Przyjrzałam się swojemu
odbiciu w lustrze.
-Nie ma, co
ukrywać. Zgrabna to ja jestem-zaśmiałam się pod nosem i dodałam.- I do tego
taka skromna.
Kostium na
pierwszy rzut oka wyglądał na zbroje, w której nie będę mola wykonać zgrabnego
uniku, a co dopiero mówić o tych wszystkich akrobacjach, które zwykła wykonywać
oryginalna Betty. Z zwątpieniem wypisanym na twarzy zaczęłam zakładać kostium.
O dziwo pomimo swojego pancernego wyglądu kostium sam w sobie nie krępował
moich ruchów w żaden sposób. Rękawiczki z pazurkami na powrót wylądowały na
moich dłoniach.
-Dobra
pokarz moje nowe cudeńko. Mam nadzieje, że nie ruszałaś diamentu w rączce gdyby
nie on zostałabym w WBBA, a przypominam, że to, co o was wiem to moje i mogę z
tym zrobić, co tylko mi się żywnie spodoba.-Powiedziałam wchodząc z powrotem do
laboratorium Celest.
-Nie
diamentu nie ruszyłam- zaśmiała się i z całej siły uderzyła mnie pięścią w
brzuch.
Odruchowo
zgięłam się w pół, ale tak właściwie nic nie poczułam.
-Bolało?- Spytała
brunetka poprawiając okulary, które zsunęły się jej nosa.
-Wcale.-Przez
sekundę rozważyłam odpłacenie jej tym samym, ale porzuciłam ten pomysł. W końcu
pracuje dla niej.
-Kostium
wyposażony jest w eksperymentalny system pochłaniania energii.
-Eksperymentalny?
-Tak, ale
spokojnie testowaliśmy go w tam-tej podróbie siedziby…
-Tej, która
wybuchła?-Przerwałam jej zaznaczając, że to, co mam teraz na sobie wybuchło
kilka dni temu.
-Tak tej, a
mieliśmy inną?-Spytała robiąc minę zamyślonego dziecka.- Mniejsza z tym.-Machnęła
ręką i wcisnęła jakiś przycisk na pilocie.-Łap za bat i spróbuj rozwalić to.-Ze
ściany wysunął się ogromny lodowy blok.
-Dobra.-Poprawiłam
w dłoni bat i „podłączyłam go do prądu”-Let ’s do this.-Potraktowałam blok,
jako przeciwnika podbiegłam do niego po łuku i przed uderzeniem wyskoczyłam,
żeby nabrało ono dodatkowego impetu. Blok pękł na pół, a jedna z jego połówek
gruchnęła o ziemię rozbijając się na mniejsze kawałki.
Kelly czy
jak jej tam była by już martwa w tym swoim schronieniu.
-Doskonale.
Zgodnie z przewidywaniami.-Powiedziała Celest zapisując coś w swoim notatniku.
-Wszystko
pięknie tylko jakoś nie chce mi się wierzyć, że ten bat ma moc na więcej jak
jeden taki atak.-Spróbowałam ponownie włączyć bat i nic.
-Bo nie
może-wiedziałam-Na wypadek gdyby jedno takie uderzenie nie wystarczyło możesz
załadować bat przy pomocy tego.-Podała mi pas, na którym wisiała niewielkie
pudełko. Nie większe niż to, w który bleyderzy trzymają bey’e.
-Co to?-Spytałam
zapinając pas na biodrach.
-Ładowarka.
Przechwytuje energię zgromadzoną przez kostium przeciwnym wypadku po pewnym
czasie mogłabyś się w nim ugotować. Kiedy wyczerpiesz całą moc z bata po prostu
wbij z nią rączkę i znowu będziesz mogła używać tych swoich elektryzujących
ciosów. Z takim sprzętem mogłabyś wyrznąć całą Dark Nebule.-A to ciekawe.
-Całą
powiadasz. Czy to nie jest przypadkiem lekka przesada?
-Betty. Ja
nigdy nie przesadzam opisując możliwości moich wynalazków.
-Czyli mogłabym
pozabijać was wszystkich zabrać to, co moje i nikt z was nie był by wstanie
mnie powstrzymać.-Stwierdziłam oglądając metalowe pazury, które ni stąd ni zowąd
znalazły się na szyi pani naukowiec.
-Tego nie
powiedziałam.-Powiedziała z pewnym siebie uśmieszkiem.
Nagle coś
zaczęło miażdżyć moje ciało. Natychmiast puściłam szyje Celest i upadłam na
ziemie. Po prostu nie byłam w stanie ustać na nogach. Maska miażdżyła mi głowę,
golf kostiumu dusił, całe ciało bolało mnie tak jakby spadł na mnie gigantyczny
kamień.
-Powiedziałam,
że z tym sprzętem mogłabyś wyrżnąć całą Dark Nebule, ale ty masz na sobie ten
kostium wiec nie masz na to szans.-Mówiła dalej patrząc na mnie z góry nie
mogłam się skupić na tym, co do mnie mówiła wszystkie słowa, jakie puszczały
jej paszcze nie miały najmniejszego sensu dusiłam się i zaczynało mi się robić
ciemno przed oczami.
-Widziałam,
co robiłaś z Doji’m. Nie chodzi oto, że jestem zazdrosna czy coś w tym stylu.
Po prostu nie lubię komplikacji, a ty tworzysz je swoim zachowaniem.-Uścisk
ustąpił. Odetchnęłam głęboko raz, drugi trzeci dziękując tym na górze, że
sprawili, że ta psychopatka się opamiętała.
-Doji może
sobie myśleć, że tu rządzi, ale tak naprawdę to ja tu pociągam za sznurki.-Ukucnęła
przy mnie i zaczęła szeptać mi coś na ucho. Chciałam się na niej zemścić ze
wszystkich sił, ale za bardzo się bałam, że może znowu TO zrobić.-Wiec dobrze
ci radzę trzymaj się od niego z daleka-, gdy skończyła mówić wstała i kiedy
była już przy drzwiach powiedziała.-Nie radzę zdejmować kostiumu oprócz niego
mam też parę dodatkowych asów w rękawie.
Wariatka
wyszła, a ja zamiast jakoś się pozbierać dalej leżałam na ziemi starając się
oddychać tak głęboko jak to możliwe.
Zabije
ją-pomyślałam- zabije ją choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w
życiu. Fajnych pracodawców sobie
dobrałam nie ma, co.
Oh Black
Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Black Betty
had a child
Bam-e-lam
the damn thing gone wild
Bam-e-lam
she said it weren't not of mine
Bam-e-lam
the damn thing gone blind
Bam-e-lam I
said: "Oh, Black Betty"
Bam-e-lam oh
Black Betty, bam-e-lam
No dobra przydałoby
się trochę ogarnąć zanim wróci. Ogarnij się Betty jak policzę do trzech
wstaniesz i pójdziesz do siebie.
Raz.
Czując
dosłownie każdy używany mięsień udało mi się podeprzeć jedną ręką i zobaczyć
coś poza podłogą.
Dwa.
Wyjęłam spod
brzucha drugą rękę i spróbowałam się podnieś do siadu, ale za skutkowało to
tylko ponownym spotkaniem mojej twarzy z zimnymi płytkami. Dobrze tyle, że
przynajmniej nie poczułam tego uderzenia. Pierdolona tempa kurwa zna się na
swojej robocie.
Dwa i pół.
-O Boże
wszystko w porządku? –Usłyszałam czyjś obcy głos. Na pewno był obcy ja nigdy
nie zapominam czegoś, co raz usłyszę. Uniosłam się lekko do góry i zobaczyłam
najbardziej zmartwioną, uroczą i niewinna twarz na świecie w dodatku dziwnie
znajomą.
-Nic mi nie
jest.-Wykrztusiłam. Gardło bolało mnie potwornie w sumie nic dziwnego pewnie
będę miała problemy z głosem
-Kelly to
ty? Inne dziewczyny też tutaj są?-Pytał zdejmując bluzę i zwijając ją w kulkę i
kładąc mi pod głowę.
-Nie…Jestem
sama.-Jego twarz zrobiła się jeszcze bardziej zmartwiona niż wcześniej.
-Ale zemnie
głupek. Zadaje ci jakieś bezsensownie pytania, a ty pewnie bardzo cierpisz. Przede
wszystkim nie trać przytomności i powiedź mi dokładnie, co ci się stało.
-Nie jestem
Kelly tylko Betty.-Wiem, to był ostatnie, co powinnam zakomunikować osobie,
która pyta, co mi jest, ale jakoś nie miałam sumienia go bezwiednie okłamywać.
-Już dobrze
Betty. Ja jestem Alex i przeprowadzę z tobą wywiad SAMPLE. Dobrze?-Pokiwałam głową,
na co piegowaty chłopak trzymający mnie w ramionach uśmiechnął się.- A wiec „S”,
jakie masz symptomy?
-Trochę mnie
boli…wszystko, ale to naprawdę nic. Za chwile mi przejdzie, muszę tylko wstać
i…-złapałam za blat i lekko się podciągnęłam, ale dłoń mojego nowego znajomego
powstrzymała mnie przed dalszymi manewrami.-Jak tak bardzo chcesz mi pomóc to
pomóż mi wstać zaprowadź mnie do mojej kwatery.
-Na pewno
nie masz uszkodzonego kręgosłupa? Porusz nogą.-Wykonałam polecenie, chociaż
właściwie wszystko, co mówił brzmiało jak prośba, a gdy okazało się, że mam
władzę w nogach czytaj z moim kręgosłupem wszystko w porządku Alex stwierdził,
że najlepiej będzie zanieś mnie do mojego pokoju.
Ciekawskie
spojrzenia mijających nas osób średnio mnie ruszały w końcu, co mnie obchodzi to,
co będę myśleć o oryginale jacyś obcy dla mnie ludzie. Za to na twarzy
piegowatego chłopaka wykwit delikatny rumieniec, który powiększał się z każdym
kolejnym mijanym przypadkowym przechodniem.
Wyglądało to dosyć zabawnie zważywszy, że starał się wyglądać poważnie.
-Wiesz dałabym
rade sama to przejść.-Powiedziałam, kiedy zostałam posadzona na krześle już w
moim pokoju.
-W to nie
wątpię, ale czy tak nie było lepiej?-Zapytał uśmiechając się miło.
Wtedy się
zaniepokoiłam coś się w nim zmieniło minimalnie, ale jednak. Ktoś, kto nie
zajmuje się zawodowo kopiowaniem pewnie nie zwróciłby na to uwagi, ale dla mnie
to było tak jakbym nagle i niespodziewanie znalazła się w pokoju z kompletnie
inną osobą.
-Pozwolisz
mi sprawdzić czy wszystko w porządku z twoimi kośćmi i całą reszta czy mam
zawołać lekarza?-Spytał nie otrzymawszy ode mnie odpowiedzi na poprzednie
pytanie.
-Dam sobie
radę sama.-Powiedziałam zdejmując ciężkie buty i rękawiczki. Zawahałam się dopiero,
gdy złapałam za suwak kostiumu.
„Nie radzę
zdejmować kostiumu oprócz niego mam też parę dodatkowych asów w rękawie.”
-Przepraszam
już wychodzę.-Powiedział Alex zasłaniając oczy ręką i po omacku próbując
znaleźć klamkę.
-Trochę
bardziej w lewo.-Poradziłam mu uśmiechając się po raz pierwszy od chwili, gdy
załam sobie sprawę, że moje ubranie może mnie zmiażdżyć.
-Dzięki…Jakby,
co to…-urwał chyba nie wiedząc, co mógłby powiedzieć.
-Zapamiętam.-Odparłam
i rozdzieliły nas drzwi.
Odchyliłam głowę
i głośno westchnęłam.
W niezłe gówno
się wpieprzyłam.
Na dostanie
pieniędzy już nie mam, co liczyć. Jeśli w ogóle wyjdę żywa z tego syfu to
będzie dobrze. Tylko, co teraz zrobimy z tym kostiumem? Z jednej strony niema, co kusić losu, a z
drugiej ta francuska kurwa mnie wkurwiła. Coś mi mówi, że oryginał niema
instynktu samozachowawczego, bo zanim się obejrzałam kostium wisiał sobie
spokojnie na krześle, a ja golutka kuśtykałam po łóżka.
Ległam na
nie i niemal natychmiast zasnęłam.
Oh Black
Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She really
gets me high
Bam-e-lam
you know that's no lie
Bam-e-lam
she's so rock steady
Bam-e-lam
and she's always ready
Bam-e-lam oh
Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
Leżałam na
kanapie czytając książkę. Typowa fantastyka. Gdy byłam właśnie w kulminacyjnym
momencie walki nagle i niespodziewanie cos dotknęło mojego ramienia.
-Percy!-Krzyknęłam
podskakując przestraszona.- Goni mnie banda nieumarłych ze smokiem na czele, a
tym nie straszysz. Jak możesz!?- Widząc jego roześmiana twarz naburmuszyłam się
i rzuciłam w niego poduszką.
-Mówiłem ci już,
że jesteś słodka?-Zapytał sadzając mnie na swoich kolanach i obejmując w pasie.
Prychnęłam w dalszym ciągu naburmuszona.
-I do tego
śliczna. Boże jak ja zazdroszczę twojemu chłopakowi. Chwila. To ja nim jestem.
-Głupek.-Burknęłam,
ale uśmiechu i rumieńców na mojej tym razem oliwkowej skórze nie udało mi się
powstrzymać.
Sięgnęłam po
książkę i zaczęłam znowu czytać.
-Twój
głupek.-Powiedział dając mi buziaka w policzek.- Co tam się dzieje?
Twarz mi się
rozpromieniła i zaczęłam dokładnie opisywać mu fabułę książki machając przy tym
rękami i dokładając do historii moje własne domysły i krótkie opisy bohaterów
-No i w
końcu nie jestem pewna czy on na pewno jest tym zdrajca czy nie, bo z jednej
strony krzywo mu z oczu patrzy, a z drugiej cos za łatwo się do tego
przyznał.-Percy patrzył na mnie uśmiechając się delikatnie lekko przekrzywiając
głowę.- No, co?-Spytałam przerywając mój wywód.
-Zastanawiam
się jak w takim popierdolonym miejscu jak to uchowałaś się taka niewinna i
delikatna ty.
-Przesadzasz.-Powiedziałam
próbując jakoś ukryć zmieszanie zasłaniając policzki skręconymi w ciasne
sprężynki atramentowo czarnymi włosami.
-Nie
przesadzam. Spotykałem się już z wieloma kobietami…
-Percy!-Odurzyłam
się i uderzyłam go książką w ramie.
-No dobra z,
kilkoma, ale, żadna niebyła taka jak ty. Śmiejesz się do świecącego słońca,
tańczysz w deszczu, a jak coś opowiadasz to oczy błyszczą ci tak jakbyś
zmieściła w nich wszystkie gwiazdy. Glimer ty jesteś tą jedyną. Jestem tego
pewny.
-Czy ty
właśnie?-byłam tak zaskoczona, że nie nie mogłam wykrztusić z siebie nic więcej.
-Może nie
wyraziłem się jasno.- Posadził mnie na kanapie a sam przed nią uklęknął.-
Glimer. Wyjdziesz za mnie?
-I ty się
jeszcze pytasz. Tak. TAK! OCZYWIŚCIE, ŻE TAK!-Rzuciłam mu się na szyję,
pocałowałam gorąco i razem przewróciliśmy się na dywan.
Mój narzeczony
włożył mi na palec srebrny pierścionek i szmaragdowym oczkiem i powiedział:
-Od teraz
jesteś moja. Nikt mi cię nie obierze i od razu uprzedzam ja nie wierze w
rozwody. Więc będziemy razem dopóki śmierć nas nie rozłączy.
Wiecie, co
jest najgorsze w ciągłym kopiowaniu kogoś? To, że nigdy nie przestaje się
udawać.
Gdy kończę
zlecenie nie wracam do swojego prawdziwej postaci tylko egzystuje w tym
‘’wcieleniu’’ dopóki niedostane kolejnego zadania tego typu. Dlatego jestem
taka dobra w te klocki.
Ja nie mam
prawdziwej postaci.
-Nie poznaje
cię Glimer! Co się stało z kobietą, która biegała po salonie w mojej bluzce i
świergotała o tym, co dzisiaj czytała!?-Wrzeszczał.
-Siedzi w
więzieniu dla kobiet za kradzież planów bazy wojskowej jej tatusia. Bianca
Martinez mogę was sobie przedstawić!-Odparłam zrzucając doniczkę z parapetu.
-Czym ty
jesteś?
-Jestem
Glimer twoja była narzeczona.- Zaciągnęłam z palca pierścionek i cisnęłam nim w
Percy’ego.-Wynoś się.-Rozkazałam z kamienna twarzą.
-Teraz już wiem,
dlaczego nazywają cię „Loulian”-zaśmiał się.- Bez twarzy. Nie masz twarzy nie
masz charakteru. Nie masz nic i jesteś niczym.-Wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie
płakałam.
Nawet mnie to nie zabolało.
Wiecie takie prozaiczne uczucia nie pasowały
do Mari.
Oh Black
Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam
She's from
Birmingham
Bam-e-lam
way down in Alabam
Bam-e-lam
well she's shaking that thing
Bam-e-lam
boy she makes me sing
Bam-e-lam oh
Black Betty bam-e-lam, oh Black Betty bam-e-lam...
Rozdział 5 za nami. Dedykuje go Vanessie.
Ines: Jak widać mamusia musi cie strasznie kochać.
Glimer: Na to wygląda.
Ja: Oj przestańcie. Gdyby ciągle było różowo to byście zanudziły sie na śmierć.
A teraz moi drodzy bleyderzy mam do was prośbę napiszcie mi w komentarzach jakieś fajne filmy najlepiej komedie, ale jeśli uważacie, że jakiś film jest godny polecenia, a komedia nie jest to sie nie krepujcie na pewno go chętnie obejrzę.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania