sobota, 25 marca 2017

Beyblade po mojemu (S.2 R.11)

Rozdział  11

Kelly

Leżałam na kanapie trzęsąc się z zimna zbyt wykończona, żeby się ruszyć i zbyt przerażona by zasnąć. Czułam się tak jakbym przed chwilą wyszła z lodowatej wody. Oddychałam płytko i bardzo szybko.
Hawana debilko niedojebana ogarnij się do jasnej cholery.- Klęłam na siebie w myślach słysząc zbliżające się do mnie kroki. Ryuga wziął mnie na ręce i zniósł na swój futon. Posłanie było przyjemnie ciepłe, a w porównaniu zemną wręcz gorące.
-Kazałem ci zostać w mieszkaniu.-Warknął na mnie podkładając mi pod plecy gorący termofor.
-A, od kiedy to ja się ciebie słucham, co?- Spojrzał na mnie tak jakby chciał mnie zabić.
-Pij nie gadaj. -Powiedział unosząc trochę moją głowę i wlewając do ust wodę tak jakbym sama nie mogła tego zrobić.
-Przesadzasz.- Prychnęłam na niego, gdy skończyłam pić.-No już nie rób min tylko, choć spać.- Wywrócił oczami położył się koło mnie i pozwolił mi mocno się do niego przytulić.-Jak było na treningu?
-Normalnie.-Leżał przez chwilę nic nie mówiąc.-Co jest nie tak ze starszą Tategami?
-Szybko traci nad sobą kontrolę brak jej wiary w siebie i ma alergie na kurz.- Palnęłam bez zastanowienia.-A co?
-Nic.
-Jasne. Tu mi jedzie czołg.- Mruknęłam odginając palcem dolną powiekę.- No powiedz no. – Przekręciłam się na brzuch i uniosłam się na przedramionach.
-Co za dziecko. –Sapną uciskając kąciki oczu palcami.-Zasnęłabyś w końcu.-Dodał zerkając na mnie jednym okiem.
-Hyhy. Zasnę jak powiesz, co się stało.
-Nic.
-Walczyłeś z nią?- Drążyłam temat.
-Nie.
-Ale ją spotkałeś, tak?
-No.
-I nie walczyliście? Jenny! Czy ja zawsze muszę cię ciągnąć za język?- Jęknęłam.
-...Śpij.
-Normalnie ręce opadają.- Demonstracyjnie huknęłam głową w poduszkę.
-Niechciała ze mną walczyć.-Powiedział, kiedy juz myślałam, że temat jest zakończony i nic więcej niego nie wyciągnę. -Powiedziała, że nie walczyła od pół roku.
-Mary bardziej stawia na medytacje.
-I dobrze. Tylko, dlaczego nie sprawdzała swoich umiejętności?
-Testy na ludziach.-Zaśmiałam się.
-Chociażby. Dobra, a ty gdzie polazłaś?
-Rodzinkę odwiedzić póki jeszcze mogę.
-Kretynka… Będziesz dzisiaj lunatykować?
Wzruszyłam ramionami.
-Pewnie tak.- Westchnął.- Jak ci z tym tak źle to minę po prostu zwiąż.- Burknęłam.
-Nie wymyślaj. No już śpij. Gravity Destroyer.
-Gravity Destroyer.- Odparłam ziewając przeciągle i wtulając się w poduszkę.
***
Obudziłam się późnym rankiem. Przetarłam bolące oczy usiadłam na futonie owinęłam się kołdrą i ziewnęłam przeciągle. Ryugi niebyło w pokoju, ale z mieszkania nie wyszedł słyszałam jak sobie pomrukiwał w pokoju obok przestawiając jakieś naczynia.
- Nya. - Zdziwiła się kotka czując, że nie leży się jej już tak wygodnie jak chwilę temu. Pogłaskałam ją za uchem i po podbródku, więc wspaniałomyślnie położyła się na poduszce i na powrót zasnęła. Zlazłam z posłania i szczelnie owinięta poczłapałam do kuchni. Zaspana stanęłam w progu kuchni i oparłam się o framugę.
Patrzyłam jak Ryuga wlewał wrzątek do kubków i przygotowywał tosty z serem. Wyglądał tak uspokajająco normalnie trochę tak jakby nigdy nie wylądował w Dark Nebuli. Chociaż z drugiej strony wtedy częściej by się uśmiechał. Zmienił się. Dojrzał, a raczej został przygnieciony przez to, co się stało. Czasem brakuje mi tego szczerzącego się kretyna.
Podeszłam do Ryugi i objęłam go przykrywając nas kołdrą.
-Kel nie wydurniaj się i wracaj spać.- Powiedział ostro, bo przeze mnie rozlał trochę herbaty.
-Nie mogę. Ciepło mi z łóżka uciekło.- Mruknęłam z dziecięcym oburzeniem, żeby przypadkiem nie pomyślał, że tule się do niego z innego powodu.- Bardzo mnie nosiło?
-Nie bardziej niż zwykle. Weź sobie tosta.- Uśmiechnęłam się i zabrałam za śniadanie.
-Kiedy idziemy na trening?- Spytałam sadowiąc się na kanapie i ładując sobie tościka do buzi.
-Nie idziemy.
-Czemu!?- Krzyknęłam, kiedy udało mi się wyksztusić okruszek, który wpadł na tam gdzie nie trzeba było.
-Bo ty masz zostać w mieszkaniu.
-All…- zaczęłam, ale mi przerwał.
-A jak cie nie przypilnuje to znowu gdzieś poleziesz. – Kłóciłabym się dalej, ale wystarczyło jedno jego spojrzenie bym się zamknęła.  Był wściekły. W ten przerażający spokojny sposób.
-Herbata wystygła.- Burknęłam.
-Trzeba było dłużej kłapać dziobem. –Rzucił tylko i zajął się sprawdzaniem kuczera.

Ines

-Naprawdę nie musiałaś jechać ze mną, aż do szpitala.
-Wiem.
-Ani czekać, aż skończą mnie badać.
-Wiem.
-Strasznie mi przez to głupio. Przeze mnie straciłaś cały dzień. Mogłem po prostu zanieść ci te leki, a nie wyciągać cie z mieszkania. Jeśli mógłbym ci to jakoś wynagrodzić to...
-Daj spokój. Najważniejsze, że wszystko z tobą w porządku.-Przerwałam mu.
Alex nadawał tak już dobre pół godziny i szczerze mówiąc miałam tego powoli dosyć. Bardziej przejmował się moją wygodą, niż własną ręką.  W niczym nie przypominał chłopaka, który chciał wysadzić nas w powietrze.  Udaje? Nie udaje? Jest chory czy po prostu diabelnie sprytny?
 -Dobrze, że zmusiłeś minie do wyjścia inaczej przesiedziałabym sama w mieszkaniu cały dzień.-Dodałam. - No dobra trzeba ci skołować jakiś transport.
-Nie musisz poradzę sobie.
-Jesteś na silnych lekach przeciwbólowych wątpię czy wiesz gdzie się teraz znajdujesz. –Spojrzał na mnie uśmiechając się lekko zakłopotany, a ja zajęłam się zamawianiem taksówki.
 Taksówki to mało popularny sposób transportu w Japonii, ale ja nie mogłabym wyobrazić sobie świata bez żółtych samochodów, które zjawiają się na skinięcie dłoni.
Wysiadłam pod moim apartamentowcem. Był już późni wieczór jak praktycznie ciągle zimą. Naciągnęłam mocniej kaptur tak, żeby zimny wiat nie wiał mi w kark. Moje oczy znalazły się w cieniu, do którego szybko się przyzwyczaiły. I wtedy go zobaczyłam. Ubrany w czarne kimono z wyszytym na nim białą pajęczyną. Stał na przeciw mnie. Ukryty na widoku. Wiedział, że go widzę, a ja też czułam na sobie jego wzrok.   Maska- czarna wytłoczona na kształt pyska jakiegoś stwora z koszmarów wyposażonego w wychodzące z paszczy haki i trzy pary błyszczących czarnych oczu.- Przykrywała jego twarz. U pasa jego wysiała pochwa, z której sterczała rękojeść, na której mój przeciwnik trzymał dłoń.
Czyli to nie bleyder.- Stwierdziłam w myślach oczywiste.
Kątem oka dostrzegłam jakiś ruch po mojej lewej nie mogłam się jednak odwrócić. Podświadomie czułam, że jeśli jakikolwiek atak miał by nastąpić to ze strony "samuraja" jednak ten stał bez ruchu jakby na coś czekając.
Mam zacząć.-Domyśliłam się, ale niezbyt mi się uśmiechało podążać za widzi misie przeciwnika. Jednak nie mogliśmy stać tak wiecznie. Powoli sięgnęłam po kuczer.
Potem wszystko stało się tak szybko. Usłyszałam szczęk metalu i huk strzału.
Kto strzela do licha ciężkiego!?- Odwróciłam się tak szybko, że o mały włos straciłabym równowagę.
-Zejdź z drogi.-Rozkazał mi Tsubasa raz po raz strzelając do samuraja z pistoletu jednak ten odbijał pociski wszystkie, co do jednego. Władał dwoma ostrzami. Miał pewną postawę, do której wracał po każdym odbitym pocisku. Wiedział, co robi. Z rozstawionymi mieczami wyglądał jak wieli czarny pająk siedzący na pajęczynie czekający, aż Tsubasa podejdzie wystarczająco blisko by mógł go dopaść, a Otoriemu kul w magazynku nie przybywa.
-Zaraza.-Załadowałam kuczer i strzeliłam. Bey pomknął w stronę samuraja. Spodziewałam się, że z mojego przeciwnika zostanie kupka popiołu, ale zamiast tego Iskra rozcięła powietrze w miejscu, w którym przed chwilą stał zostawiając za sobą pasmo ognia.
Ja i Tsubasa wzięliśmy samuraja w krzyżowy ogień, ale ten nagle zniknął. Po prostu tak jakby rozpłyną się w powietrzu.
-Wszystko w porządku?- Spytał Otori podchodząc do mnie jednocześnie przeładowując broń.
-Będzie jak ktoś znajdzie uziemi tego typa.
-Wątpię, żeby dzisiaj wrócił.
-Na pewno nie sam.-Rzuciłam chowając bey’a.
Wreszcie udało mi się dotrzeć do mieszkania. Odwiesiłam kurtkę na wieszak, ustawiłam buty w szafie odłożyłam torbę na półkę poczym przeszłam do salonu splotłam dłonie na piersiach i patrząc z góry na siedzącego w fotelu Tsubasę powiedziałam:
- A teraz wytłumaczysz mi, o co tu chodzi.
-Od pół roku w całym kraju obserwuje się w zmożoną aktywność gangu pająków nocy. Ponadto z dnia nadzień stali się skuteczni i bardziej zorganizowani.
-Skuteczniejsi? W czym?
-Rabunkach, przemytach, czego tylko się dotkną.
-I? –Spojrzał na mnie tak jakby nie wiedział, o co mi chodzi.- Daruj sobie za długo z tobą byłam, żeby nie wiedzieć, że siedzi ci coś na wątrobie.
Chwilę się zbierał, aż w końcu zaczął. Widziałam, że przychodziło mu to z wielkim trudem.
-Dzieje się coś dziwnego. Młodzi ludzie znikają. Po prostu wychodzą do szkoły pracy i już nie wracają. Niema ich dzień dwa, a potem jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiają się powrotem.
-Więc, w czym problem?
-W tym, że są inni. Tak jakby ktoś wciągu tych kilku dni zdążył ich zniszczyć. Chociaż na ich ciałach niema ani śladu jakiejkolwiek przemocy.
-Kiepska sprawa.-Zaśmiał się gorzko.
-Powiedz to matce, która nie poznaje swojego dziecka.
-Przepraszam, po prostu jestem trochę w szoku.
-Masz prawo… Mogłaś być następna.

Mary

-Kyoya! Glucie! Choć tutaj.-Zawołałam zaraz po wzbudzeniu nawet nie zastanawiając się czy mój brat jest w mieszkaniu.
-Po, co?- Burkną stając w progu z rękami skrzyżowanymi na piersi z tą swoją miną pod tytułem "wcale nie przyszedłem, bo mnie wołałaś po prostu miałem po drodze".
-Siadaj tutaj.-Poklepałam leżącą po drugiej stronie miniaturowej areny matę.- Pomożesz mi trenować.
-Niby jak? -Burkną podchodząc bliżej.
-Siadaj mówię.- Pociągnęłam go za rękę w dół tak, że chcąc nie chcąc musiał usiąść.- Okey, a teraz patrz.- Wzięłam do ręki piłeczkę z pianki-, Jaki ma kolor?- Spytałam.
-Pomarańczowy…, Co ty kombinujesz?
-Zobaczysz.-Odłożyłam piłeczkę na ziemię i zakryłam ją metalową miską.- A teraz uum zrelaksuj się.
-Nie podoba mi się jak się uśmiechasz.-Powiedział
 -Hyhy. Bywa. Fenrir Wyj.
Wylądowałam w płonącej wiosce gdzieś na końcu świata. Szkoda, że nie jestem w stanie jakoś tego pominąć. Spokojnie przeszłam do miejsca, w którym walczyły bestie. Spojrzałam na, bleydera który sterował Drago. Wielkie szalone oczy i krzywy uśmiech. Ciekawe czy oni zawsze tak wyglądają- jak skończeni wariaci. Szaleni to szpiku kości bez szans na ratunek. Ciekawe czy on też miał swoją przyboczną przynieś wynieś wypruj flaki.
Masa energii pochłonęła mnie i przeniosła w kolejny stopień.  Unosiłam się w ciemności potoczona pół przeźroczystymi sylwetkami moich sąsiadów.
-Tategami Kyoya.- Powiedziałam rozkazującym tonem, a pod moimi stopami zmaterializowała się kamienna ścieżka.  – No dobrze braciszku zobaczmy, jaki burdel masz w głowie.
Obudziłam się soczysto zielonym kwitnącym i pachnącym lesie. Wiosna jak się patrzy brakuje tylko kwitnących wiśni i napalonych królików.
-Przygotowałaś wszystko?- Zapytał Fenrir.
-Tak. -Przytaknęłam radośnie z podnosząc się z ziemi.
-Co teraz zrobisz?
-Musze przejść do jego ostatnich wspomnień.
-W takim razie ruszajmy.- Stanęłam tyłem do ścieżki z rdzennymi wspomnieniami Kyoy jednak kątem oka udało mi się dostrzec zielonowłosego berbecia, który pierwszy raz w życiu zobaczył bey’a. Ruszyłam przed siebie. Nagle w lesie zrobiło się jakby ciemniej i powiał dusząco gorący wiatr.
-Fenrir, co się dzieje?- Opuścił łeb i chyba powąchał ziemię.
-Jest zaniepokojony. Powiedziałaś mu, co zamierzasz?- Spytał podnosząc na mnie wzrok.
-Nie, tylko, że zobaczy, co się stanie.-Wilk wydał z siebie głuchy pomruk jakby się nad czymś zastanawiał poczym zawył krótko. Wycie przez chwilę rozchodził się po lesie echem. Głos wielokrotnie powracał, a ż w końcu zamarł gdzieś w oddali, a równo z nim znikną też wiatr.
-Dlaczego wilki wyją?- Zapytał wyrywając mnie z transu, w jaki wpadłam.
-Żeby oznaczyć swój teren i nastraszyć wroga?- Próbowałam zgadnąć, bo nic sensownego nie chciało mi przyjść do głowy, ale sądząc po jego mnie nie udało mi się.
-Wilki wyją po to by ostrzec przed zbliżającym się wrogiem, odnaleźć szczenięta, wezwać pomoc albo zwiększyć morale przed walką. Strach jest tylko małą częścią większej całości..Oby udało ci się kiedyś wyjść poza jego granice.
Ałć.
Szliśmy dalej bez przeszkód większych od krzaku paproci. Trzymałam się bardziej z tylu niż zwykle i nie rozglądałam zbytnio tyle tylko by nie przywalić w nic głową. Czułam się żałośnie. Nie, żeby było to dla mnie czymś nowym. Sama dla siebie jestem żałosnym rozczarowaniem, dla rodziców pewnie też, a teraz jeszcze dla niego.
-Obrońcy przyjmują postać tego, co jest najlepiej znane gospodarzowi. Najbliższe.
-Wiatr to był dopiero początek.
-Zapewne.
-Co wtedy zrobiłeś?- Spytałam ośmielona tym, że wilk pierwszy przerwał ciszę.
-Uspokoiłem...Jesteśmy na miejscu.-Oznajmił, ale miałam wrażenie, ze nie to chciał na początku powiedzieć. Skoda, że nie mogę wejść do jego głowy.-  Teraz znajdź odpowiednie wspomnienie. –Dodał przysiadając na tylnych łapach.
 Dłuższą chwile chodziłam w te i wewtę szukając pomiędzy rozmazanymi mało znaczącymi urywkami wspomnień tego jednego konkretnego.
W pewnym momencie usłyszałam swój własny głos wołający Kyoye.
-Tu cie mam. Fenrir znalazłam!- Zawołałam, a wtedy bey do mnie dołączył.- Co mam zrobić?
-Na początek postaraj się je zatrzymać.-Poradził.
-No dobrze… A jak?
-Zamknij oczy i powtarzaj za mną. På  strömmen ligga hos mig av udarna stanna.
- Pa….yyy powtórz.
-Jeszcze raz. To ważne, żebyś powiedziała wszystko z taką samą tonacją.-Pouczył mnie.- På  strömmen…
- På  strömmen…
- Ligga hos…
- Ligga hos…
- Mig av udarna…
- Mig av udarna…
-stanna.
-stanna.
-A teraz całość.
-Chyba sobie jaja robisz.
-Sup się na tonacji i dźwięku nie na samych słowach. På  strömmen ligga hos mig av udarna stanna.-zrobiłam tak jak mi poradził. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się. Słowa, które nie miały dla mnie znaczenia zaczęły się powoli rozpływać, mieszać ze sobą.
- På  strömmen ligga hos mig av udarna stanna.
-A teraz otwórz oczy.- Po raz kolejny zrobiłam, co mi kazał, a wtedy zobaczyłam jak z na wpół otwartymi ustami i przymrużonymi oczami trzymam w rękach małą pomarańczową piłeczkę. Super nawet na zatrzymanym wspomnieniu nie mogę wyglądać jak człowiek.
-Znajdź to, co chcesz zmienić i wyobraź sobie jak się zmienia.- Popatrzyłam na piłeczkę.
-Spróbuje zmienić jej kolor.-Powiedziałam nie wiem czy do niego czy do siebie. Wilk tylko skinął łbem.
Skupiłam się na zabawce i wtedy skończyło się łatwe. Jaki kolor wybrać?  Stałam jak głupia z poważną miną wpatrując się w piłkę, aż w końcu ta stała się bardziej fioletowa niż pomarańczowa.
-Wystarczy?- Spytałam.
 -Na początek. A teraz powiedź På  strömmen ligga hos mig av udarna flytta.
-På  strömmen ligga hos mig av udarna flytta.- Obraz natychmiast ruszył.
-Na dzisiaj to koniec. Wracaj.
Jasne światło odesłało mnie z powrotem do pokoju. Mój braciszek z obrażoną jak zawsze miną nadal siedział naprzeciw mnie.
-Dłużej się nie dało?- Burkną widząc, że już wróciłam
-Nie marudź.-Rzuciłam prostując nogi i czując biegające po nich ‘’mrówki’’.- Jaki kolor ma piłeczka? –Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
-P…- zaczął, ale nie skończył. Zastanawiał się chwilę, po czym zapytał.- Ona jest w paski?.
- Nie. Ma jeden kolor.-Odpowiedziałam wesoło chyba się udało. Nie do końca, ale coś wyszło.
-Po, co ci to?- Zdenerwował się.
-Weź nie świruj. Po prostu zrób mi te przyjemność i odpowiedz.
-Fioletowa.-Rzucił wychodząc.
-A nie, bo pomarańczowa.- Zawołałam za nim śmiejąc się.
-Lecz się! -Odkrzyknął mi z pokoju obok.
-Jak mi nie wierzysz to, choć tu i sam zobacz
-Dzwonie po lekarza!- Zaśmiałam się cicho pod nosem wyjmują telefon z kieszeni i wybierając numer pewnego piegowatego szatyna.
-Alex załóżmy, że wilkowi utknęła taka metalowa zadra w podniebieniu. Co z tym zrobić?- Wypaliłam od razu jak tylko przestałam słyszeć sygnał oczekiwania.
-Znalazłaś wilka? Gdzie jesteś? Nic nie rób. Zaczekaj na mnie już wychodzę.- Wszystkie zdania wypowiedział na jednym tchu.
-Powiedziałam załóżmy.- Zaznaczyłam.
-No dobrze… Najlepiej było by zawieść go do kliniki weterynaryjnej.
-Tyle to i ja wiem, ale co by tam zrobili?- Westchnął dalej był zaniepokojony, ale wiedziałam, że powie mi to, co chce wiedzieć. Zawsze tak robił.  Już taki był. Martwił się i mnie wspierał.
- Na początku trzeba by...-Jęknął.- Ale obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego.
-Nie wymyślaj tylko mów. –Nie odzywał się dłuższą chwilę, a ja oczami wyobraźni widziałam jak robi tą swoja ‘’zdenerwowaną’’ minę. –Oj już nie bocz się.
-Najpierw trzeba by podać miejscowe znieczulenie i zastrzyk przeciw tężcowy. Potem delikatnie usunąć zadrę oczyścić i odkazić ranę potem zszyć. Wilk przez kilka dni musiał by zostać na obserwacji...Mary, po co ci to?
-Zobaczysz.



Rozdział 11 za nami. Yyyyy  jest tu ktoś? Ktokolwiek? *cykanie świerszczy w tle* T.T 
No nic w najgorszym wypadku pogadam do siebie. Nie żeby to było dla mnie coś nowego. Wiecie jak to jest kiedy wasz komputer postanawia zrobić wam żart i usuwa wam folder na którym macie wszystkie teksty po czym oddaje tylko kilka z nich? Nie? A ja tak. Siła złego na jednego bo inaczej tego wytłumaczyć nie można.  Dobre wieści są takie, że przygotowania do matury są na jak najlepszej drodze. Wymyśliłam sposób jak ogarnąć coś czego nigdy nie potrafiłam zapamiętać oraz znalazłam kanał na youtube na którym są filmy które tłumaczą mi to czego nie potrafili wytłumaczyć mi nauczyciele. Więc jest moc i będzie dobrze. 
Poza tym mam świetny plan b i nawet plan c który jest właściwie o marzeniem które plan b pozwoli mi zrealizować. :)
A i jeszcze jeśli ktoś zna się trochę na języku szwedzkim i mógł by mi pomóc to proszę o kontakt mailowy lub w komentarzu
No tak to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.

Ps.
Ja: Ryuga kto to jest i czemu o tym nic nie wiem?
Ryuga: Tęskni ci się za zbiorem zadań?
Ja:...Okey. Cofam pytanie. 

niedziela, 12 marca 2017

Ogłoszenie

Na samym początku chce zaznaczyć, że nie mam najmniejszego zamiaru zamknąć mojego bloga.  Nic z tych rzeczy.  Jednak nie pociesze was nowym rozdziałem czy opowiadaniem pobocznym.  Nastał dla mnie ciężki okres dwóch miesięcy przed maturą. Czuję się trochę tak jakby Blue Cetus i White Cetus postanowili wykonać przeciwko mnie swój specjalny atak łączony zrobiony informacji, zaliczeń i próbnych matur. Słowem koszmar. Na początku, czyli we wrześniu myślałam, że dam radę połączyć naukę i pisanie dla was jednak jak się niedawno przekonałam odwalam chałturę.  
Kiedy trzy lata temu przed egzaminem gimnazjalnym zaczęłam pisać te historię była ona tylko sposobem, żeby jakoś się ogarnąć poukładać sobie wszystko i kogoś pocieszyć. Teraz, kiedy sytuacja się prawie, że powtarza ja nie wyrabiam. Po prostu nie daje sobie rady.  Przede mną test, do którego rozwiązania przygotowałam się przez 11 lat i od którego zależy moja przyszłość, a ja bynajmniej nie czuję się na niego przygotowana. 
Jednak nie mam najmniejszego zamiaru się poddawać. Proszę was tylko o odrobinę wyrozumiałości. Musze się teraz skupić na nauce i poukładać sobie wszystko, co chcę zmieścić w drugim sezonie tak, żeby miało to ręce, nogi, sens i mało błędów. Dziękuje, że dalej tu jesteście, przepraszam, że tak was zaniedbuje oraz proszę wytrzymajcie jeszcze te dwa i pół miesiąca. Obiecuję poprawę i się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania.