Rozdział 15
Kelly
Tak w ramach
podsumowania wydarzeń wczorajszego dnia i nocy na ciele znalazłam tylko jednego
siniaka, którego powstania nie mogę z niczym kojarzyć nerki raczej też są na
miejscu no chyba, że ktoś mądry wymyślił sposób jak je wyciągnąć bez robienia
dziury w plecach. Wychodzi, więc na to,
że nic mi nie jest. Dokładnie tak. Nic
mi nie jest.
Odetchnęłam głęboko,
po czym zdjęłam gwiżdżący czajnik z gazu i zalałam wrzątkiem zawartość kuków.
Ciepła wilgotna chmura pary uderzyła w moją twarz.
-Obiad na
stole!- Zawołałam stawiając kubki obok misek z zupą kupioną w knajpie po
drugiej stronie ulicy. Muszę przyznać,
że gdyby nie oni jechałabym non stop na tostach z serem i płatkach zbożowych.
Ryuga nie
odpowiedział na moje wołanie. Pewnie dalej spał w sumie nic dziwnego całą noc
nie zmrużył oka. Musiał pilnować, żebym
gdzieś nie polazła… znowu. Następnym razem po prostu się do czegoś przywiąże.
Sprawdziłam
jak ma się ryż i ryba, którą miałam tylko podgrzać, a tego nawet ja nie
powinnam spieprzyć, po czym wzięłam do ręki kubek Kishatu i chciałam zanieść go
do jego pokoju, ale wtedy niemalże wpadłam na niego w progu kuchni. Wyglądało
na to, że stal tam już dłuższa chwilę.
-O jednak
wstałeś. – Powiedziałam podając mu kawę.
Upił łyk
poczym usiadł przy kuchennym stole.
Musimy w końcu do kupić ten do salonu. Chyba
dzisiaj się przejdę do meblowego. – Pomyślałam siadając po drugiej stronie
stołu i tak jak on zajęłam się śniadaniem.
-Rozmawiałem
wczoraj z Kelsi.- Powiedział, kiedy byłam w połowie miski, przez co o mały włos
nie zakrztusiłam się zupą.
Czemu? Przecież on się z ludźmi komunikuje w ostateczności
i jak już to tylko na arenie.-Myślałam gorączkowo.
-No i?- Spytałam
spokojnie, ale po samej minie Ryugi wiedziałam, że stoję na przegranej pozycji
bez względu na to, co mu powiedziała, albo i nie powiedziała.
-Masz mi coś
do powiedzenia?- Zapytał.
-Nic ponad to,
co wiesz. –Odparłam kończąc zupę.
-Której
części ‘’muszę to zrobić ‘’ nie rozumiesz?
-Całej. -
Wypaliłam.- Dlaczego my, czemu akurat
teraz nie możemy zaczekać, albo w ogóle odpuścić?
-Odpuścić? Widziałaś,
co zrobił Doji. Chcesz, żeby to się znowu powtórzyło?
-Doji to już
historia. Gryzie piach zajęłam się tym. Ile
jeszcze będziemy jeszcze w tym gnić!?
-Więc to o
to chodzi. Masz po prostu dosyć.
-Dobrze wiesz,
że to nie tak. – Oburzyłam się.
-A mi się
właśnie wydaje, że jest dokładnie tak. – Podniósł głos.- Nikt cie za mną na siłę nie ciągnie! Nie
potrzebuje twojej litości! Nie potrzebuje jej! Rozumiesz!? Twoich obaw, ani
twojego wahania! Muszę to zrobić i
zrobię to bez względu na to czy ci się to podoba czy nie!
-Jasne!
Wrzeszcz, krzycz, a potem i tak zrób, co chcesz! Jak zawsze!? Jeszcze tego pożałujesz! Obiecuje
ci to!
-Czego ja
się spodziewałem!? Nie jesteś bleyderką ty nigdy tego nie zrozumiesz!- Powiedział
"to"...On znowu "to" powiedział, a mnie zalała fala zimnej
obojętności na pieprzone wszystko.
-Wiesz, co?
Chrzań się. Ty, Drago i cały ten plan. -Zgarnęłam z wieszaka kurtkę.- A
i jeszcze jedno od półtora roku trenuje beyblade, ale co cię to obchodzi? -Uśmiechnęłam
się słodko i wyszłam trzaskając drzwiami.
***
-Jak to nie
ma cie w kraju?- Spytałam stając jak wryta na środku chodnika.
-Znowu się
zaczyna.- Westchnęła Kelsi. – Pojechałam sprawdzić towar wracam w tym tygodniu.
Twoja kolej. Co się stało?
-Ty mi
powiedz.- Sarknęłam.
-Że, co
proszę?- Zdziwiła się
-Wygadałaś
się Ryudze. – Prawie krzyknęłam do telefonu. Ludzie, którzy mijali mnie na ulicy zaczęli
rzucać mi dziwne spojrzenia wiec postanowiłam się stamtąd zabrać.
- Jeśli już
ktoś się wygadał to ty, Blue. Każdy z
Dark Nebuli wie, że nie jesteś w stanie go okłamać. Nawet, jeśli przytomna
trzymałaś język za zębami to wystarczyłoby, że zapytał cie podczas twojego
wczorajszego afk’u i już po tajemnicy. A
propos podziękuj Mary, masz, za co.
-Wiem.- Prychnęłam
ze złością.
-No to nie
marudź tylko weź się w garść. Zresztą obie wiemy jak to się skończy.
-Niby jak?
-Wrócisz do
niego i oboje będziecie udawać, że nic się nie...- Rozłączyłam się. Tak po
prostu. Najzwyczajniej w świecie miałam
dosyć słuchania jej. Nie wiem, co mnie bardziej irytowało to, co mówiła czy to,
że miała racje. Najchętniej bym coś wtedy rozniosła zamiast tego przywołałam na
usta najpiękniejszy w świecie uśmiech i ruszyłam się wsiąść się w garść.
Zapukałam do
drzwi.
-Hej Tsu!
Ines w domu?
-Tak się
składa, że wyszła.- Odparł zapraszają mnie do środka.
-Masz
gości?- Spytałam słysząc głosy dobiegające z salonu.
-Kilku
znajomych wpadło obejrzeć mecz.- Jeżeli w salonie nie siedzą smutni panowie w
garniturach to nie będzie najgorzej.
Weszłam do pokoju. Wielka plazma, na której
komentatorzy spekulowali jak przebiegnie bitwa drużynowa była kompletnie
ignorowana przez towarzystwo składające się z obcego im gościa, który zdaje się
opowiadał jak pewnego razu zatrzymały go gliny, jego dziewczyny, która przyszła
się upewnić, że jej chłopak na pewno przyszedł tu obejrzeć grę, jakiegoś typka,
którego już kiedyś widziałam, ale nie wiem gdzie i Tatagamiego Kyoy. No tego to
ja się nie spodziewałam.
Nie chcąc
przerywać opowieści w sądząc po przejęciu na twarzy mówcy najlepszym momencie
zajęłam wolne miejsce tak się składa, że wypadło ono koło nieznajomej
dziewczyny.
-Xianmei.- Powiedziała
do mnie szeptem uśmiechając się. – A tamten idiota to mój narzeczony.- Czytaj
nie ruszaj, bo odgryzę ręce, a jak będziesz patrzeć za długo to wydłubię ci
oczy. Nie przesadzam nawet nie
powiedziała jak się nazywa tylko, że jest jej.
-Hawana
Kelly.- Odparłam również się uśmiechając.
-Nie
spotkałyśmy się wcześniej, bo wydaje mi się, że gdzieś już cie widziałam? – To
pewnie dla tego, że jestem socjopatą z długą historią przemocy.
-Nie, raczej
nie.
-Skąd znasz
Tsubase?- Panie i panowie jestem przesłuchiwana.
W ten dziwny sposób ludzi normalnych. No
nic trzeba będzie się z tego wywinąć.
-Ty wiesz,
że nie pamiętam. Tsubasa skąd my się znamy? – Odbiłam pytanie do kogoś, kto
lepiej ogarniał, co komu można tu powiedzieć.
-Z twojej
pierwszej pracy.-Odparł podając mi butelkę piwa.
-No tak.
Szmat czasu.
***
O dziwo było
całkiem porządku. Bey bitwa okazała się meczem towarzyskim między drużyną,
Chandora, a reprezentacją Hinduską niestety wyniku nie poznałam, ponieważ w
połowie pojedynku adiutantów telefon Tsubasy zadzwonił, przez co musiał wyjść
do kuchni, a skoro on musiał to ja też.
-O, co chodziło?- Spytałam stając w drzwiach i
opierając się o framugę.- Powiesz czy to ściśle tajne łamane przez nie wiem.
-Jeden z
agentów ma dla mnie ważny raport, o którym nie...
-...Mógł powiedzieć,
bo wielki brat patrzy i słucha.-Dokończyłam za niego.
Niewielu
jest ludzi, którzy potrafią się do mnie zakraść, a Kyoya do nich nie należy.
Dokładnie wiedziałam, kiedy podniósł się z kanapy i poszedł za mną, a jego głos
tylko mnie upewnił, co do moich zdolności.
-Wychodzisz.
- Stwierdził nie zapytał.
-Muszę.
Proszę odprowadź Kelly. - Nie potrzebuje odprowadzania.
Nie no Yoyo się raczej nie zgodzi. Czy on
poszedł się ubrać?...On poszedł się ubrać... No kurwa nie wierzę. Buty też mi zawiążę?
-Ubieraj
się.-Powiedział, kiedy poszłam za nim do ganku.
-Ty serio?- Spytałam
stając na nim i patrząc z góry jak wiąże sznurówki.
-A wyglądam
jakbym żartował?- Nie miałam przygotowanej sensownej odpowiedzi. Te bezsensowne
też nie przychodziły mi do głowy, więc po prostu zrobiłam, co mi kazał. Bo w sumie,
czemu nie? Yoyo jest raczej na tyle rozgarnięty, żeby nie dopuścić do tego bym
gdzieś sobie zalunatykowała odwiezie mnie do mieszkania tam przywiążę się do
kanapy i będzie cacy. Co może pójść nie tak? Najwyższej Ryuga zobaczy, że
Tategami dostarczają mnie do domu drugą noc z rzędu, ale kogo to obchodzi?
-To nie są żadne
łzy. Nie daj się oszukać. Jestem twarda jak stal. Zejdź mi z drogi.- Nuciłam
pod nosem, gdy jechaliśmy na dół windą.
-Przestań.
To irytujące. –Przestałam, a zamiast tego zaczęłam bezsensownie przenosić
ciężar ciała z palców na piety i z powrotem na palce.
-Toooo jak
było na randce?- Zdziwił się.- Bo byłeś wczoraj na randce prawda?
-To nie była
randka.
-Czyli
jednak poszedłeś po części.- Stwierdziłam dumna z mojej dedukcji.
-Nie byłem
po żadne części.- Oświadczył dobitnym tonem spoglądając na mnie z góry.
-No to
gdzie?- Spytałam podnosząc głowę i uśmiechając się dziecinnie.
-Na
stadionie. Trenowałem. - To tylko połowa prawdy, ale niech mu już będzie.
Przeglądając
się w lustrze, które zastępowało jedną ze ścian windy dostrzegłam, że z pod
mojej pomponiastej rażąco pomarańczowej czapki wystaje grzywka i pół kucyka.
Szybko wepchnęłam je z powrotem, ale i tak nie umknęło to uwadze Yoyo.
-Z, czego
się cieszysz? To instynkt z nimi się nie walczy i kto jak to, ale ty powinieneś
o tym wiedzieć.
-Zawsze go
słuchasz?
-Zależy od
sytuacji. W sensie, którego słucham.
-Wiesz, że
to brzmi jakbyś słyszała głosy?
-Tak jakby
to bardzo popsuło mój wizerunek.
Wyszliśmy z
windy i w milczeniu przeszliśmy hol., Yoyo ewidentnie nad czymś myślał widać to
było po zmarszczce, jaka pojawiła się pomiędzy jego brwiami.
-Dobra.
Dosyć tego.-O. Chyba jednak nic nie wymyślił.- Gadaj, co jest grane?
-Ale, w
jakim sensie?- Spytałam idąc dalej nie bardzo kojarząc właściwie, dokąd.
-Nie udawaj
głupiej. Kombinujesz coś.- Chłopak wyprzedził mnie i znaczą prowadzić gdzieś w
głąb ogromnego parkingu.
-Niby, co i
dlaczego?- Z uśmiechem na ustach skakałam po śladach, jakie Kyoya zostawił za
sobą.
-Diabli
wiedzą. Morderstwo chociażby z nudów.
-Wyglądam na
znudzoną?- Tategami odwrócił się gwałtownie akurat żeby zobaczyć jak balansuje
na jednej nodze.
-Wyglądasz…
normalnie, ale jesteś tak sztucznie miła...Jakbyś prowadziła mnie w pułapkę.
-Jak ci nie
pasuje moje towarzystwo to wsiadaj na tego swojego metalowego rumaka i
patatajaj w stronę zachodzącego bilbordu. Nie zakabluje o tym Tsubasie.
-Jak cię
zostawię to coś zbroisz.- Przynajmniej
nie powiedział, że nie trafie sama do domu.
-Proszę
proszę. Tategami obrońca niewinnych. Kiedy ci się tak odmieniło?
-Skończ.- Uśmiechnęłam
się zadowolona.
-Nie ja to
zaczęłam.- Po twarzy Yoyo przebiegł cień.
Nachylił się tak, blisko, że czułam na skórze
jego ciepły oddech i szepną:
-Mamy
ogon. – Dwa słowa, a jak mnie nakręciły.
-Ilu?- Spytałam
również szeptem przysuwając usta do jego ucha.
-Nie widzę.-
Spojrzał na nie i skrzywił się.-Przestań się tak cieszyć.
-Ja się wcale
nie cieszę.
-Jasne. – Odepchną
mnie gwałtownie. W samą porę, bo dosłownie sekundę później w miejsce przed
chwilą stałam grzmotnęły dwa ostrza. Typ w czarnym kimonie nie czekał, aż zdążę
sobie przyswoić resztę naszej sytuacji i zakatował znowu. Tym razem precyzyjniej.
Jedno z ostrzy pomnego w kierunku mojego lewego boku natomiast drugie sunęło w
kierunku mojej czaszki od prawej. Błyskawicznie zeszłam do parteru przeturlałam
się na śniegu siła rozpędu wybiła mnie z powrotem na nogi. Niestety czapka nie miała tyle szczęścia. Mój pompon
rozsypany na części zdobił teraz ubity śnieg.
Sukinkot szybki jest.- Pomyślałam. - I brzydki jak noc.-Dodałam po chwili szybko oglądając jego maskę i sięgając po kuczer. Niestety go ta nie było. No po prostu super.
No dobra. On ma broń. Broń. On ma jakieś pieprzone miecze! Walka w ręcz nie wchodzi w grę chyba, że chcę stracić palce. A co ja mam? Buty mam. Podeszwa powinna wytrzymać cieńcie. Nie zasłoni za to ciała chyba, że uderze z wysoka.
Pająk ruszył na mnie po raz kolejny nie czkając, aż zakatuje wskoczyłam na maskę samochodu, w którym natychmiast uruchomił się alarm wbiegłam an jego dach poczym zeskoczyłam prosto na mojego przeciwnika solidnie kopiąc go przy tym w głowę, po czym wylądowałam tuż za nim. By nie tracić na rozpędzie wymierzyłam kolejny cios odbił go i natychmiast zadał swój.
Dosięgną mnie rękojeścią ostrza. Pojedynczy cios wypchną z moich płuc całe powietrze. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Tylko nie teraz do kurwy nędzy. Zatoczyłam się, a wtedy pająk hukną przede mną twarzą w śnieg. Z tyłu jego głowy wypływała bordowa posoka.
Sukinkot szybki jest.- Pomyślałam. - I brzydki jak noc.-Dodałam po chwili szybko oglądając jego maskę i sięgając po kuczer. Niestety go ta nie było. No po prostu super.
No dobra. On ma broń. Broń. On ma jakieś pieprzone miecze! Walka w ręcz nie wchodzi w grę chyba, że chcę stracić palce. A co ja mam? Buty mam. Podeszwa powinna wytrzymać cieńcie. Nie zasłoni za to ciała chyba, że uderze z wysoka.
Pająk ruszył na mnie po raz kolejny nie czkając, aż zakatuje wskoczyłam na maskę samochodu, w którym natychmiast uruchomił się alarm wbiegłam an jego dach poczym zeskoczyłam prosto na mojego przeciwnika solidnie kopiąc go przy tym w głowę, po czym wylądowałam tuż za nim. By nie tracić na rozpędzie wymierzyłam kolejny cios odbił go i natychmiast zadał swój.
Dosięgną mnie rękojeścią ostrza. Pojedynczy cios wypchną z moich płuc całe powietrze. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Tylko nie teraz do kurwy nędzy. Zatoczyłam się, a wtedy pająk hukną przede mną twarzą w śnieg. Z tyłu jego głowy wypływała bordowa posoka.
-Kelly kurwa
mać, co z tobą!?- Yoyo rykną łapiąc mnie za ramię i ściekając je boleśnie.
Za plecami
chłopaka Lione stworzył ogromne tornado, które porywało w powietrze wszystko
wokół poza pająkami, którzy powoli, ale nieubłaganie szli prosto na nas.
-Nie damy
rady.- Szepnęłam.
-Schowaj
się.
-To nie są
Bleyderzy. Nie jestem pewna czy to w
ogóle ludzie.
-Powiedziałem,
że masz się schować.- Warknął wpychają mnie za siebie.
-Kyoya ja
umieram…
Kelly: jak ja cie czasami nienawidzę to ty nawet nie masz pojęcia.
Ja: A ja cie kocham.
Ines: A to znaczy, ze masz przegwizdane.
Ja: Hyhy.
Żeby opisać ten rozdział wystarczy powiedzieć problemy w raju, Kelsi dalej poza zasięgiem, życie osobiste Tsubasy i atak pająków vol. 2....A co u was?
Także ja się z wami żegnam.
Do następnego posta
Hania.