niedziela, 26 listopada 2017

Beyblade po mojemu (S.2 R.15)

Rozdział 15

Kelly

Tak w ramach podsumowania wydarzeń wczorajszego dnia i nocy na ciele znalazłam tylko jednego siniaka, którego powstania nie mogę z niczym kojarzyć nerki raczej też są na miejscu no chyba, że ktoś mądry wymyślił sposób jak je wyciągnąć bez robienia dziury w plecach.  Wychodzi, więc na to, że nic mi nie jest. Dokładnie tak. Nic mi nie jest.
Odetchnęłam głęboko, po czym zdjęłam gwiżdżący czajnik z gazu i zalałam wrzątkiem zawartość kuków. Ciepła wilgotna chmura pary uderzyła w moją twarz.
-Obiad na stole!- Zawołałam stawiając kubki obok misek z zupą kupioną w knajpie po drugiej stronie ulicy.  Muszę przyznać, że gdyby nie oni jechałabym non stop na tostach z serem i płatkach zbożowych.
Ryuga nie odpowiedział na moje wołanie. Pewnie dalej spał w sumie nic dziwnego całą noc nie zmrużył oka.  Musiał pilnować, żebym gdzieś nie polazła… znowu. Następnym razem po prostu się do czegoś przywiąże.  
Sprawdziłam jak ma się ryż i ryba, którą miałam tylko podgrzać, a tego nawet ja nie powinnam spieprzyć, po czym wzięłam do ręki kubek Kishatu i chciałam zanieść go do jego pokoju, ale wtedy niemalże wpadłam na niego w progu kuchni. Wyglądało na to, że stal tam już dłuższa chwilę.
-O jednak wstałeś. – Powiedziałam podając mu kawę.
Upił łyk poczym usiadł przy kuchennym stole.
 Musimy w końcu do kupić ten do salonu. Chyba dzisiaj się przejdę do meblowego. – Pomyślałam siadając po drugiej stronie stołu i tak jak on zajęłam się śniadaniem.  
-Rozmawiałem wczoraj z Kelsi.- Powiedział, kiedy byłam w połowie miski, przez co o mały włos nie zakrztusiłam się zupą.
 Czemu? Przecież on się z ludźmi komunikuje w ostateczności i jak już to tylko na arenie.-Myślałam gorączkowo.  
-No i?- Spytałam spokojnie, ale po samej minie Ryugi wiedziałam, że stoję na przegranej pozycji bez względu na to, co mu powiedziała, albo i nie powiedziała.
-Masz mi coś do powiedzenia?- Zapytał.
-Nic ponad to, co wiesz. –Odparłam kończąc zupę.
-Której części ‘’muszę to zrobić ‘’ nie rozumiesz?
-Całej. - Wypaliłam.-  Dlaczego my, czemu akurat teraz nie możemy zaczekać, albo w ogóle odpuścić?
-Odpuścić? Widziałaś, co zrobił Doji. Chcesz, żeby to się znowu powtórzyło?
-Doji to już historia.  Gryzie piach zajęłam się tym. Ile jeszcze będziemy jeszcze w tym gnić!?
-Więc to o to chodzi. Masz po prostu dosyć.  
-Dobrze wiesz, że to nie tak. – Oburzyłam się.
-A mi się właśnie wydaje, że jest dokładnie tak. – Podniósł głos.-  Nikt cie za mną na siłę nie ciągnie! Nie potrzebuje twojej litości! Nie potrzebuje jej! Rozumiesz!? Twoich obaw, ani twojego wahania!  Muszę to zrobić i zrobię to bez względu na to czy ci się to podoba czy nie!
-Jasne! Wrzeszcz, krzycz, a potem i tak zrób, co chcesz!  Jak zawsze!? Jeszcze tego pożałujesz! Obiecuje ci to!
-Czego ja się spodziewałem!? Nie jesteś bleyderką ty nigdy tego nie zrozumiesz!- Powiedział "to"...On znowu "to" powiedział, a mnie zalała fala zimnej obojętności na pieprzone wszystko.
-Wiesz, co? Chrzań się. Ty, Drago i cały ten plan. -Zgarnęłam z wieszaka kurtkę.- A i jeszcze jedno od półtora roku trenuje beyblade, ale co cię to obchodzi? -Uśmiechnęłam się słodko i wyszłam trzaskając drzwiami.
***
-Jak to nie ma cie w kraju?- Spytałam stając jak wryta na środku chodnika. 
-Znowu się zaczyna.- Westchnęła Kelsi. – Pojechałam sprawdzić towar wracam w tym tygodniu. Twoja kolej. Co się stało?
-Ty mi powiedz.- Sarknęłam.
-Że, co proszę?- Zdziwiła się
-Wygadałaś się Ryudze. – Prawie krzyknęłam do telefonu.  Ludzie, którzy mijali mnie na ulicy zaczęli rzucać mi dziwne spojrzenia wiec postanowiłam się stamtąd zabrać.
- Jeśli już ktoś się wygadał to ty, Blue.  Każdy z Dark Nebuli wie, że nie jesteś w stanie go okłamać. Nawet, jeśli przytomna trzymałaś język za zębami to wystarczyłoby, że zapytał cie podczas twojego wczorajszego afk’u i już po tajemnicy.  A propos podziękuj Mary, masz, za co.
-Wiem.- Prychnęłam ze złością.
-No to nie marudź tylko weź się w garść. Zresztą obie wiemy jak to się skończy.
-Niby jak?
-Wrócisz do niego i oboje będziecie udawać, że nic się nie...- Rozłączyłam się. Tak po prostu.  Najzwyczajniej w świecie miałam dosyć słuchania jej. Nie wiem, co mnie bardziej irytowało to, co mówiła czy to, że miała racje. Najchętniej bym coś wtedy rozniosła zamiast tego przywołałam na usta najpiękniejszy w świecie uśmiech i ruszyłam się wsiąść się w garść.
Zapukałam do drzwi.
-Hej Tsu! Ines w domu?
-Tak się składa, że wyszła.- Odparł zapraszają mnie do środka.
-Masz gości?- Spytałam słysząc głosy dobiegające z salonu.
-Kilku znajomych wpadło obejrzeć mecz.- Jeżeli w salonie nie siedzą smutni panowie w garniturach to nie będzie najgorzej.
 Weszłam do pokoju. Wielka plazma, na której komentatorzy spekulowali jak przebiegnie bitwa drużynowa była kompletnie ignorowana przez towarzystwo składające się z obcego im gościa, który zdaje się opowiadał jak pewnego razu zatrzymały go gliny, jego dziewczyny, która przyszła się upewnić, że jej chłopak na pewno przyszedł tu obejrzeć grę, jakiegoś typka, którego już kiedyś widziałam, ale nie wiem gdzie i Tatagamiego Kyoy. No tego to ja się nie spodziewałam.
Nie chcąc przerywać opowieści w sądząc po przejęciu na twarzy mówcy najlepszym momencie zajęłam wolne miejsce tak się składa, że wypadło ono koło nieznajomej dziewczyny.
-Xianmei.- Powiedziała do mnie szeptem uśmiechając się. – A tamten idiota to mój narzeczony.- Czytaj nie ruszaj, bo odgryzę ręce, a jak będziesz patrzeć za długo to wydłubię ci oczy.  Nie przesadzam nawet nie powiedziała jak się nazywa tylko, że jest jej.
-Hawana Kelly.- Odparłam również się uśmiechając.    
-Nie spotkałyśmy się wcześniej, bo wydaje mi się, że gdzieś już cie widziałam? – To pewnie dla tego, że jestem socjopatą z długą historią przemocy.
-Nie, raczej nie.  
-Skąd znasz Tsubase?-  Panie i panowie jestem przesłuchiwana. W ten dziwny sposób ludzi normalnych.  No nic trzeba będzie się z tego wywinąć.    
-Ty wiesz, że nie pamiętam. Tsubasa skąd my się znamy? – Odbiłam pytanie do kogoś, kto lepiej ogarniał, co komu można tu powiedzieć.
-Z twojej pierwszej pracy.-Odparł podając mi butelkę piwa.
-No tak. Szmat czasu.
***
O dziwo było całkiem porządku. Bey bitwa okazała się meczem towarzyskim między drużyną, Chandora, a reprezentacją Hinduską niestety wyniku nie poznałam, ponieważ w połowie pojedynku adiutantów telefon Tsubasy zadzwonił, przez co musiał wyjść do kuchni, a skoro on musiał to ja też.
 -O, co chodziło?- Spytałam stając w drzwiach i opierając się o framugę.- Powiesz czy to ściśle tajne łamane przez nie wiem.
-Jeden z agentów ma dla mnie ważny raport, o którym nie...
-...Mógł powiedzieć, bo wielki brat patrzy i słucha.-Dokończyłam za niego.
Niewielu jest ludzi, którzy potrafią się do mnie zakraść, a Kyoya do nich nie należy. Dokładnie wiedziałam, kiedy podniósł się z kanapy i poszedł za mną, a jego głos tylko mnie upewnił, co do moich zdolności.
-Wychodzisz. - Stwierdził nie zapytał.
-Muszę. Proszę odprowadź Kelly. - Nie potrzebuje odprowadzania.
 Nie no Yoyo się raczej nie zgodzi. Czy on poszedł się ubrać?...On poszedł się ubrać... No kurwa nie wierzę. Buty też mi zawiążę?
-Ubieraj się.-Powiedział, kiedy poszłam za nim do ganku.
-Ty serio?- Spytałam stając na nim i patrząc z góry jak wiąże sznurówki.
-A wyglądam jakbym żartował?- Nie miałam przygotowanej sensownej odpowiedzi. Te bezsensowne też nie przychodziły mi do głowy, więc po prostu zrobiłam, co mi kazał. Bo w sumie, czemu nie? Yoyo jest raczej na tyle rozgarnięty, żeby nie dopuścić do tego bym gdzieś sobie zalunatykowała odwiezie mnie do mieszkania tam przywiążę się do kanapy i będzie cacy. Co może pójść nie tak? Najwyższej Ryuga zobaczy, że Tategami dostarczają mnie do domu drugą noc z rzędu, ale kogo to obchodzi?      
-To nie są żadne łzy. Nie daj się oszukać. Jestem twarda jak stal. Zejdź mi z drogi.- Nuciłam pod nosem, gdy jechaliśmy na dół windą.
-Przestań. To irytujące. –Przestałam, a zamiast tego zaczęłam bezsensownie przenosić ciężar ciała z palców na piety i z powrotem na palce.
-Toooo jak było na randce?- Zdziwił się.- Bo byłeś wczoraj na randce prawda?
-To nie była randka.
-Czyli jednak poszedłeś po części.- Stwierdziłam dumna z mojej dedukcji.
-Nie byłem po żadne części.- Oświadczył dobitnym tonem spoglądając na mnie z góry.
-No to gdzie?- Spytałam podnosząc głowę i uśmiechając się dziecinnie.
-Na stadionie. Trenowałem. - To tylko połowa prawdy, ale niech mu już będzie.
Przeglądając się w lustrze, które zastępowało jedną ze ścian windy dostrzegłam, że z pod mojej pomponiastej rażąco pomarańczowej czapki wystaje grzywka i pół kucyka. Szybko wepchnęłam je z powrotem, ale i tak nie umknęło to uwadze Yoyo.
-Z, czego się cieszysz? To instynkt z nimi się nie walczy i kto jak to, ale ty powinieneś o tym wiedzieć.
-Zawsze go słuchasz?
-Zależy od sytuacji. W sensie, którego słucham.
-Wiesz, że to brzmi jakbyś słyszała głosy?
-Tak jakby to bardzo popsuło mój wizerunek.
Wyszliśmy z windy i w milczeniu przeszliśmy hol., Yoyo ewidentnie nad czymś myślał widać to było po zmarszczce, jaka pojawiła się pomiędzy jego brwiami.
-Dobra. Dosyć tego.-O. Chyba jednak nic nie wymyślił.- Gadaj, co jest grane?
-Ale, w jakim sensie?- Spytałam idąc dalej nie bardzo kojarząc właściwie, dokąd.
-Nie udawaj głupiej. Kombinujesz coś.- Chłopak wyprzedził mnie i znaczą prowadzić gdzieś w głąb ogromnego parkingu.
-Niby, co i dlaczego?- Z uśmiechem na ustach skakałam po śladach, jakie Kyoya zostawił za sobą.
-Diabli wiedzą. Morderstwo chociażby z nudów.
-Wyglądam na znudzoną?- Tategami odwrócił się gwałtownie akurat żeby zobaczyć jak balansuje na jednej nodze.
-Wyglądasz… normalnie, ale jesteś tak sztucznie miła...Jakbyś prowadziła mnie w pułapkę.
-Jak ci nie pasuje moje towarzystwo to wsiadaj na tego swojego metalowego rumaka i patatajaj w stronę zachodzącego bilbordu. Nie zakabluje o tym Tsubasie.
-Jak cię zostawię to coś zbroisz.-  Przynajmniej nie powiedział, że nie trafie sama do domu.
-Proszę proszę. Tategami obrońca niewinnych. Kiedy ci się tak odmieniło?
-Skończ.- Uśmiechnęłam się zadowolona.
-Nie ja to zaczęłam.- Po twarzy Yoyo przebiegł cień.
 Nachylił się tak, blisko, że czułam na skórze jego ciepły oddech i szepną:
-Mamy ogon.  – Dwa słowa, a jak mnie nakręciły.  
-Ilu?- Spytałam również szeptem przysuwając usta do jego ucha.
-Nie widzę.- Spojrzał na nie i skrzywił się.-Przestań się tak cieszyć.
-Ja się wcale nie cieszę.
-Jasne. – Odepchną mnie gwałtownie. W samą porę, bo dosłownie sekundę później w miejsce przed chwilą stałam grzmotnęły dwa ostrza. Typ w czarnym kimonie nie czekał, aż zdążę sobie przyswoić resztę naszej sytuacji i zakatował znowu. Tym razem precyzyjniej. Jedno z ostrzy pomnego w kierunku mojego lewego boku natomiast drugie sunęło w kierunku mojej czaszki od prawej. Błyskawicznie zeszłam do parteru przeturlałam się na śniegu siła rozpędu wybiła mnie z powrotem na nogi.  Niestety czapka nie miała tyle szczęścia. Mój pompon rozsypany na części zdobił teraz ubity śnieg.
Sukinkot szybki jest.- Pomyślałam. - I brzydki jak noc.-Dodałam po chwili szybko oglądając jego maskę i sięgając po kuczer. Niestety go ta nie było. No po prostu super.
No dobra. On ma broń. Broń. On ma jakieś pieprzone miecze! Walka w ręcz nie wchodzi w grę chyba,  że chcę stracić palce. A co ja mam? Buty mam.  Podeszwa powinna wytrzymać cieńcie. Nie zasłoni za to ciała chyba, że uderze z wysoka.
Pająk ruszył na mnie po raz kolejny nie czkając, aż zakatuje wskoczyłam na maskę samochodu, w którym natychmiast uruchomił się alarm wbiegłam an jego dach poczym zeskoczyłam prosto na mojego przeciwnika solidnie kopiąc go przy tym w głowę, po czym wylądowałam tuż za nim. By nie tracić na rozpędzie wymierzyłam kolejny cios odbił go i natychmiast zadał swój.
Dosięgną mnie rękojeścią ostrza. Pojedynczy cios wypchną z moich płuc całe powietrze. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Tylko nie teraz do kurwy nędzy. Zatoczyłam się, a wtedy pająk hukną przede mną twarzą w śnieg. Z tyłu jego głowy wypływała bordowa posoka.
-Kelly kurwa mać, co z tobą!?- Yoyo rykną łapiąc mnie za ramię i ściekając je boleśnie.
Za plecami chłopaka Lione stworzył ogromne tornado, które porywało w powietrze wszystko wokół poza pająkami, którzy powoli, ale nieubłaganie szli prosto na nas.  
-Nie damy rady.- Szepnęłam.
-Schowaj się.
-To nie są Bleyderzy.  Nie jestem pewna czy to w ogóle ludzie.
-Powiedziałem, że masz się schować.- Warknął wpychają mnie za siebie.
-Kyoya ja umieram…


Rozdział 15 za nami. Przepraszam, ze dodaje go tak późno. W pierwszym założeniu miał być dużo dłuższy i poruszać zdecydowanie więcej wątków, ale stwierdziłam, że będzie lepiej jak wam to trochę podzielę.
Kelly: I zrobisz takie polsatowe zakończenie.
Ja: Polsatowe zakończenia są najlepsze.  :)
Kelly: jak ja cie czasami nienawidzę to ty nawet nie masz pojęcia.
Ja: A ja cie kocham.
Ines: A to znaczy, ze masz przegwizdane.
Ja: Hyhy. 
Żeby opisać ten rozdział wystarczy powiedzieć problemy w raju, Kelsi dalej poza zasięgiem, życie osobiste Tsubasy i atak pająków vol. 2....A co u was?
Także ja się z wami żegnam. 
Do następnego posta 
Hania.