Rozdział 18
Ines
Pielęgniarka wpuściła mnie nie zadając, żadnych pytań, gdy tylko zobaczyła odznakę WBBA. Kazała mi za to zostawić kuczer, pasek i torebkę w razie gdyby któryś z pacjentów postanowił mi je zabrać i skrzywdzić nimi siebie lub innych pacjentów. Gdy weszłam do pokoju Alex spał.
Zerknęłam na kartę pacjenta wiszącą w stopach łóżka.
Nic dziwnego. Jego kieliszek z lekarstwami musiał wyglądać jak paczka skitelsów. No nic. Wygląda na to, że będę musiała zaczekać, aż się obudzi.
***
Gabinet pana doktora wyglądał naprawdę przytulnie. Było tam duże okno zasłonięte pasiastymi żaluzjami. Obok okna stała duża szafka, na której stały pluszaki plastikowe samochody i klockowe budowle. Na ziemi leżał dywan z domkami i ulicami. Na przeciwko szafy stał mały zielony stolik, na którym stał jeżyk z kredkowymi kolcami, liczydło i od groma kartek. Bliżej drzwi koło doniczki z rośliną z wielkimi, klapiastymi liśćmi po obu stronach stołu siedziała pani Blanc i doktor Verges.
-Synku mógłbyś na chwilę do nas podejść.-poprosiła smutnym głosem mama Alex’a.
Chłopczyk bez słowa sprzeciwu podszedł do stołu i wgramolił się na jedyne wolne krzesło, jakie zostało.
-Powiedź mi chłopcze wiesz, dlaczego mama cie tu przyprowadziła?- zapytał mężczyzna.
-No właśnie nie do końca. Na początku myślałem, że to z powodu koszmarów, ale nie mam ich już od dłuższego czasu.
-A nie zdążyło ci się ostatnio pojawić się tam gdzie wcale nie poszedłeś, albo zrobić coś, czego nie pamiętałeś?- Chłopiec spuścił głowę zakłopotany. Wiedział, że coś jest z nim nie tak, ale bał się do tego przyznać. Nie chciał martwić mamy i bez tego było jej ciężko. – To objawy początkowego stadium rozdwojenia jaźni.
-Co to jaźń?- zapytał.
-Oś, wokół której organizuje się struktura psychiczna człowieka.
-Czyli tak jakby mam w głowie młodszego brata?- gabinecie zapadła grobowa cisza. Pani Blanc spojrzą pytająco na doktora oczekując, że ten wyjaśni jej dziecku, co się z nim dzieje.
-Nie. Jesteś tylko trochę chory. Musisz przez jakiś czas zostać u nas i brać te tabletki, a przestaniesz pojawiać się tam gdzie nie poszedłeś.
-Wtedy, gdy nie wiem, co robię to wtedy mój brat może...być?- zapytał podekscytowany.
-Mniej więcej, dlatego musisz brać te tabletki.
-A jak on ma na imię?
-To choroba.
***
Alex leżał na wznak na swoim łóżku. Było już dawno po wybiciu ciszy nocnej wiec świtała w pokojach musiały być pogaszone. Mimo to pokój Alex’a nie był całkiem ciemny oświetlało go słabe światełko lampki nocnej. Piegowaty chłopczyk nie mógł długo zasnąć przez to, co powiedział mu pan doktor. Nie rozumiał jak to możliwe, że w jego głowie oprócz samego jest ktoś inny tak samo jak nie rozumiał, dlaczego miałby chcieć się go pozbyć. Mama zawsze mu powtarzała, że każde życie jest święte, więc życie tego drugiego go też.
-Hej. Słyszysz mnie?- zapytał cicho poczym długo czekał w napięciu na odpowiedź, której nie otrzymał. -Zrób...coś, jeśli mnie słyszysz.-nic się jednak nie stało. - Rozumiem, jeśli się wstydzisz, albo nie chcesz ze mną rozmawiać. Chciałem tylko zapytać jak masz na imię? Ja jestem Aleksander, ale możesz mi mówić Alex, jeśli chcesz.- nadstawił uszu, ale ku swojemu rozczarowaniu nic nie usłyszał. – No chyba, że nie chcesz. Nie będę cie do niczego zmuszać. Pójdę już spać, ale jak byś zmienił zdanie to się nie krępuj… Także Dobranoc.- powiedział, po czym odłożył okulary na szafkę nocną i niemal natychmiast zasną zmęczony.
Mimo to, że drugi syn państwa Blanc spał głębokim spokojnym snem jego ciemne prawie czarne oczy otworzyły się szeroko. Nie do końca świadomy tego gdzie jest, ani co się dzieje chłopczyk usiadł na brzegu łóżka. Wszystko, co widział było rozmazane dopóki nie znalazło się tuż przed jego twarzą.
Po omacku sięgną po leżące na szafce okulary i wsadził je na nos. Pokój, w którym teraz siedział różnił się od tego, który zwykle oglądał. Był dużo mniejszy na podłodze nie było puchatego dywanu w psie łapki, a ściany zamiast zielonych były szare.
Chłopiec wyszedł na niebieski korytarz pełen drzwi oświetlony zimnym światłem brzęczących świetlówek. Do ścian przyklejone były papierowe motylki, chmurki i słoneczka. Szurając ciapami w kształcie piesków Alex mijał kolejne drzwi oglądając nowe miejsce, aż w końcu doszedł do miejsca, w którym nie było drzwi. Pusta rama framugi prowadziła do pokoju łudząco podobnego do pokoju, w którym się wcześniej obudził. Chłopczyk zajrzał do środka. Na podłodze koło łóżka ubrana w biała koszulę nocna tyłem do niego siedziała postać. Może to przez cień, ale Alex’owi wydawało się, że jej ciemne włosy rozchodzą się na wszystkie strony i łączą się z ciemnością, ręce postaci też były inne. Wyglądały na ciemniejsze niż powinny. Postać tknięta uczuciem, ze coś ja obserwuje odwróciła się naglę:
-Mince. -zaklęła szeptem chowając coś w pościeli. Odetchnęła z ulgą, gdy zobaczyła, ze to tylko jakiś zabłąkany pacjent, a nie na przykład pielęgniarz.
-Nieee, ja jestem, Alex...chyba. –wydukał cicho chłopiec. Nie mogąc oderwać wzroku od ciemnych zdawałoby się błyszczących w mroku złych oczu.
-Idź sobie.-warknęła odganiając go ręką.
-Czemu?- spytał. Nie chciał wychodzić. Dziewczyna… ciekawiła go.
-Jestem zajęta.- odparła wyciągając to, co wcześniej schowała. W półmroku Alex nie mógł dokładnie dostrzec, co to było, ale wyglądało na ostre.
-A, co robisz? – zapytał, gdy uniosła przedmiot i przyłożyła go do swojej szyi.
-Ty tak na serio?- zdziwiła się tracąc na moment rezon, na co chłopczyk pokiwał gorliwie głową.- Próbuje ze sobą skończyć. – odpowiedziała myśląc, że im szybciej zaspokoi ciekawość chłopca tym szybciej będzie miała spokój.
-Co to znaczy?
-Hej! – do pokoju weszła pielęgniarka i zapaliła światło. Alex’owi wcale się nie zdawało. Skóra dziewczyny, do której pokoju trafił była ciemniejsza. Ciemniejsza i do tego bardzo ładna. - Jest cisza nocna, dlaczego wy… Oddaj to natychmiast.- pielęgniarka podbiegła do dziewczyny siedzącej na łóżku i próbował wyrwać jej ostry przedmiot, który trzymała. Dziewczyna zaczęła wrzeszczeć, w pokoju zaroiło się od ludzi. Dwóch z nich przytrzymali ją, a jeden wbił w jej ramię igłę i nacisną tłoczek strzykawki. Pacjentka opadła bezwiednie na lóżko, ale Alex’a już tam nie było.
***’
Rankiem po śniadaniu Alex poszedł na swoje pierwsze zajęcia grupowe. Nie udało mu się wyspać ostatniej nocy, ale mimo wszystko cieszył się jak dotąd nie udało mu się jeszcze z nikim porozmawiać inne dzieci z jakiegoś powodu unikały go. Tłumaczył to sobie tym, że porostu czują się niepewnie, bo jest tu nowy.
-Dzień dobry wszystkim.-przywita się pani doktor siadając na jednym z ustawionym w kole krześle.
-Dzień dobry pani Muriel!- opowiedziały chórem dzieci. Wszystkie poza jedną ciemnoskórą dziewczyną jej czarne kręcone włosy były przygniecione grubą materiałową opaską. Wwiercała w Alex’a swoje brązowe oczy tak jakby miała do niego żal. Nie wiedząc, co z tym zrobić chłopiec uśmiechną się do niej miło. Odwróciła wzrok.
-No dobrze moi kochani wczoraj wieczorem odłączył do nas ktoś nowy.- Spojrzała na Alex’a.- Może się nam przedstawisz. Co ty na to?
-Chętnie. Ummm. Nazywam się Aleksander Blanc…
-Cześć Aleksander.- przerwały mu chórem dzieci.
-…Ale możecie mi mówić po prostu, Alex jeśli chcecie.-dodał zakłopotany.
-Doskonale jestem pewna, że wszystkim bardzo miło cie poznać. Chociaż z tego, co mi wiadomo ty i Clementine już się poznaliście.
-Casse-toi.- przeklęła dziewczynka wstając z krzesła i wychodząc.
Po wyjściu ciemnoskórej dziewczyny zajęcia grupowe trwały dalej taj jakby nic się nie stało. Wszyscy od tak przeszli do porządku dziennego. Wszyscy poza Alex’em. Nie pamiętał jej, ale to nie zwalniało go z odpowiedzialności za to, co zrobił. Cokolwiek by to niebyło. Różne okropne scenariusze przychodziły mu do głowy, ale bał się podejść i zapytać, co takiego się stało, gdy przednio widział się z nią. Więc przez resztę dnia po prostu siedział zmartwiony w koncie sali
-Nie zrobiłeś nic złego. To moja wina. - chłopczyk zamarł z kubeczkiem wody w ręku. Z lustra patrzył na niego smutny chłopiec. I mówił do niego. -Wczoraj przeze mnie pielęgniarze zabrali jej zabawkę.
Alex był w szoku i jednocześnie nieziemsko szczęśliwy. Jednak ktoś z nim był. Nie był już sam. Chciał go poznać, chciał z nim rozmawiać, chciał dowiedzieć się o nim wszystkiego, ale to, czego chciał nie miało znaczenia, bo chłopca, na którego teraz patrzył cos gryzło i to było dużo ważniejsze.
-Przeprosiłeś ją?- zapytał.
-Nie.-przyznał się chłopiec z lusterka. – Nie było, kiedy. To zdarzyło się tak szybko.
-Spokojnie nie zrobiłeś nic, czego nie dałoby się naprawić. Po prostu pójdź do niej teraz i przeproś.
-Ale, tak teraz?
- A kiedy jak nie teraz?
-Zwykle mogę gdzieś iść dopiero, kiedy ty… -opuścił głowę zakłopotany.
-Kiedy ja, co?
-No wiesz… najczęściej to się dzieje jak już jest ciemno, a ty śpisz.
***
Piegowaty chłopiec zapukał w drewniana framugę, jaka zostało po wymontowanych drzwiach szpitalnej sali Clementine.
-O to tylko ty. Już myślałam, że pielęgniarz. – mruknęła na powrót wyjmując taśmę klejącą i kawałek zbitej szyby spod łóżka. – Po co przylazłeś?
-Na stołówce nic nie jadłaś.
-Nie byłam głodna.-odbiła szybko.
-...Wziąłem dla ciebie batonika.- wydukał wyciągając przed siebie dłoń zaciśnięta na przekąsce.
-Nie chce.
-…Jest zbożowy.
-Nie lubię
- Wiesz tak właściwie to chciałem cie przeprosić. – odłożyła szkło na bok spojrzała na niego podejrzliwie.- Po prostu obudziłem się tu. Nie wiedziałem ani po co ani na co, a u ciebie… nie było drzwi.
-Kto cie leczy?- spytała o chwili milczenia i przyglądania się nieproszonemu gościu, a w jej głosie słychać było nutkę odrazy.
-Doktor Verges i Pani Muriel.
-I wszystko jasne... Wiesz, co powiedz mu zresztą nie ważne, przejrzałam cie. Dégage.
-No dobra, o czym mówisz?
-Ja wiem.- powiedziała dobitnie zaplatając ręce na piersiach.
-O, czym?- Alex doskonale pamiętał, co mówiła mu mama, że nie może się denerwować na innych, a nawet, jeśli się denerwuje to nie może dać im tego odczuć, ale ona przesadzała?-Wiesz, co? Nie mam pojęcia, o co ci chodzi. Przyszedłem tutaj cie przeprosić, bo mi tak brat doradził, a ty zamiast normalnie powiedzieć, że nic się nie stało robisz scenę. Sama delarge!- krzykną na koniec i już miał z tamtą wychodzić, ale głos ciemnoskórej dziewczyny powstrzymał go.
-… Dégage. Mówi się ‘’dégage’’.- powiedziała spokojniej niż dotąd.
-Jeden pies. –mrukną w odpowiedzi.
-A drzwi zabrali mi za karę.
-Bo? –chłopiec odwrócił się przodem do niej.
-Powiedźmy, że to wczoraj to nie był pierwszy raz, gdy musieli ululać mnie do snu strzykawką.- nie odpowiedział. – No dobra chyba się bez tego nie obejdzie.- westchnęła.- Przepraszam, że zrobiłam scenę. Wygląda na to, że na moich żółtych papierach powinni dopisać mi paranoiczka.-przez chwile chłopiec i dziewczyna po prostu patrzyli na siebie przy słabym świetle jasno niebieski lamp, która wpadało tam z korytarza.
-Nic się nie stało. –mruknął chłopiec.
-Czyli między nami jest git?- zapytała wstając z łóżka podchodząc.
-Chyba…
-To, co buzi na zgodę?
-Yyy.- dziewczyna roześmiała się perliście.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej miny. Idź spać dzieciaku już dawno po wieczorynce.
***
Obudził się podekscytowany. Szybo wyskoczył z łóżka i podbiegł do okna. Liczył na to, że może zobaczy swojego młodszego brata w tafli szkła. Nie przeliczył się.
-No i jak poszło? Udało ci się? Ja nic nie poczułem. Przeprosiłeś ją? Co powiedziała? – momentalnie zasypał go pytaniami za nim zdążył pomyśleć, że może go tym wystraszyć.
-Nie jestem do końca pewien, ale chyba poszło dobrze.- chłopiec uśmiechną się.
-To świetnie.
-Alex...-zaczął chłopiec, ale szybko urwał spuszczając wzrok.
-O, co chodzi? Coś się stało?
-... Dlaczego mama nas tu zostawiła?- chłopiec poczuł rosnącą w jego gardle gule. Znał odpowiedź na to pytanie jednak za, żadne skarby świata nie chciał jej udzielać. Bo wiedział, że jedyne, co by sprawiła to przykrość dziecku w szybie.
-Nie martw się tym teraz. Powinniśmy iść już do łóżka.
-Chyba masz rację.
Chłopcy położyli się spać. Jeden z nich zanurzył sie w wyciszającej ciemności, drugi natomiast nie miał tyle szczęścia. Wpadł prosto w szpony koszmaru. W sam środek Żelaznego lasu.
***
Ranek przywitał mieszkańców i pracowników szpitala przyjemnymi ciepłymi promieniami wiosennego słońca. Dzisiejszy dzień miał być wyjątkowy. Bo to dzień odwiedzin. Żadnych zajęć, żadnych badań, a od samego rana do wieczora można było mieć gości.
-Hej smrodzie.-przywitał się stojący w drzwiach młody mężczyzna.
-Doji! -Chłopczyk wstał z łóżka i podbiegł do swojego starszego brata.
-Na to wygląda. - potargał włosy na głowie Alex’a.- Co tam czytasz?
-Anatomie człowieka i tylko oglądam obrazki.
-Zawsze byłeś kujonem. Następnym razem przyniosę ci komiksy, a teraz nauczę cie grać w karty. A jak już stąd wyjdziemy to zabiorę cię do kasyna.
-A nie zabronią nam wejść?
-Mogą spróbować.- chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. -A teraz słuchaj smrodzie to prosta gra nawet tak smród jak ty ogarnie, o co chodzi.
-Doji mam pytanie.
-Już? Nawet nie zdążyłem rozdać kart. –powiedział tasując karty.
-Nie o grę. – talia zamarła w jego dłoniach.- Chodzi o dziewczynę.
-W takim razie zamieniam się w słuch. Widziałem ją?
-Chyba… Nie wiem.
-Ładna jest?
-Bardzo.
-No dobra, dobra. Co to za pytanie?
-Co to znaczy jak dziewczyna mówi, że chce ze sobą skończyć?- po twarzy Doji'ego przebiegł cień. Był tam dosłownie chwile, ale zdążył wystraszyć małego chłopca.
-...Która? -zapytał.
-Hej Doji! - uśmiechną się chłopiec i przytulił do siedzącego na przeciw niego brata.- Nie zauważyłem, kiedy przyszedłeś. Mama też przyjdzie?
-Mama...ostatnio nie najlepiej sie czuje.
-O. Rozumiem.
***
Kiedy pogoda na to pozwalała dzieci oczywiście pod czujnym okiem opiekunów mogły wyjść na dwór zaczerpnąć świeżego powietrza? Zabawy opierały się głównie na bieganiu i wrzeszczeniu bez konkretnego powodu, poza tym do wybory były też klasy, guma, albo skakanie przez skakankę. Alex odnalazł się w dłubaniu patykiem w ziemi kucając koło sporej kałuży. Był w trakcie usilnych prób wykopana kamyka, który okazał się większy niż na początku zakładał, gdy usłyszał znajomy głos:
-Hej ty, chcesz zobaczyć coś fajnego?- zapytał stając nad Alex'em i szturchając go stopą wysoki chudy chłopiec.
-Jasne.-ucieszył się. Wstał szybko i oparł patyk o zieloniutki od młodych listków żywopłot.
-No to, choć.
O ile, Alex dobrze pamiętał jego nowy towarzysz nazywał się Maksencjusz. Nie wyglądało na to, żeby miał tutaj przyjaciół. zwykle siedział sam, a przy porannych spotkaniach w kółeczku jeszcze sie nie zdarzyło, żeby miał coś do powiedzenia. Dlatego też mały piegusek ucieszył sie, że chłopiec zdecydował sie w końcu do kogoś odezwać się.
Chłopcy ukradkiem weszli na drugą stronę żywopłotu, a tam zaczynała się bardziej gospodarcza część ośrodka między innymi drzwi do zaplecza kuchni, szopa ogrodników i dwie ogromne beczki, które gromadziły spływającą z rynien deszczówkę.
-Choć zobacz.-powiedział nowy kolega Alex'a wchodząc na drewnianą skrzynkę stojącą przy beczkach.
Alex zajrzał do środka. W beczce pływał bury szczur oprócz niego w środku unosiło się małe ciałko innego szczura.
-Włożyłem je jednocześnie i ten zdechł prawie od razu, a tego drugiego wyjąłem na chwilę i pływa tak już od godziny. - Blanc najpierw pobladł i poczuł rosnąca gulę w gardle.- Fajne prawda?
-Tak niemożna. To jest żywe stworzenie
-To szczur.
-O też czuje!
-I, co z tego?- zapytał spokojnie.
-To, że tak nie można.-powiedział przechylając się jak najmocniej umiał i próbując jakoś wyłowić przemoczonego szczura z beczki.
-I teraz jest ci przykro? -zapytał.
-Tak! Bardzo przykro.
-No to może chcesz zając jego miejsce. -Maksencjusz załapał Alex'a znienacka za włosy i wepchnąć jego głowę do beczki. Deszczówka nalała się do ust, oczu i nosa czuł. Jak pala go płuca z braku powietrza szarpał się i wyrywał, ale to nic nie dawało zaczęło robić mu sie słabo, aż w końcu zemdlał, a przynajmniej tak mu sie wydawało.
Alex zaparł sie mocno i zamiast walczyć z chłopcem z całej siły szarpnął beczkę i przerzucił ją na bok? Woda rozlała się po trawniku, a baj chłopcy i szczur wylądowali w samym środku kałuży. Blanc nabrał kilka spazmatycznych oddechów. -On chciał zrobić krzywe mojemu bratu.- pomyślał. W wtedy po raz drugi zaczął czuć jak coś się w nim gotuje. Zacisnął dłonie w pięści i zaczął na ślepo okładać pięściami Maksencjusza. Stracił okulary jeszcze w beczce, więc nie widział, co w robił, ale bolesne wrzaski utwierdzały go w tym, że szło mu dobrze.
-Przestań tak nie można.-rozległ się krzyk w jego głowie tak głośny, że chłopiec, aż sie zawahał.
-Ale on chciał nas utopić.-odparł.
-Pobicie go to nie jest rozwiązanie. Nie wiemy, czemu tu jest.
-To potwór utopił szczura i ciebie też chciał.
-Potwory tworzą ludzie. On potrzebuje pomocy, nie kary.-chłopiec odpuścił, a Alex odzyskał kontrole nad swoim ciałem.
-Przepraszam.-powiedział do obitego chłopca.-Zaczekaj.- z kieszeni przemoczonych spodni wyjął równie przemoczone chusteczki i chciał przyłożyć ich zbitek do rozwalonego nosa Maksencjusza, ale ten odtrącił jego rękę i powiedział:
-Jesteś chory.-po czym odszedł.
-Nadal myślisz, że potrzebuje pomocy?- usłyszał pytanie.
-Tak, w środku oni wszyscy to tak naprawdę skrzywdzone dzieci, którym trzeba pomóc wrócić do siebie...No dobrze znajdźmy nasze okulary.
***
Pani Muriel świeżo upieczona pani psycholog była jedną z najbardziej uśmiechniętych osób w całym ośrodku. Kojarzyła się chłopcom ze słońcem i była naprawdę bardzo milutka tylko wymyślała dziwne zabawy. Pewnego dnia posadziła wszystkie dzieci na kolorowym dywanie w świetlicy usiadła razem z nimi i powiedziała:
-A teraz zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie, że jesteście kwiatkiem, który rośnie sobie w ciepłych promieniach słońca.- przed oczami Aleksa staną kwitnący na biało doniczkowy kaktus, jaki stał na parapecie w jego starym domu.- Miękkie krople deszczu spadają na twoje płatki i liście. Deszcz orzeźwia i odżywia cie, a lekki wiatr kołysze lekko w te i z powrotem.-mówiła przyjemnym spokojnym prawie usypiającym tonem.- Rośniesz na dużym polu wraz z wieloma innymi kolorowymi i lśniącymi kwiatami.- chłopcu zrobiło się głupio słysząc, Rośniesz coraz wyżej i stajesz się coraz starszy. Wkrótce twoje płatki zwiędną. Na szczęście w pobliżu przechodzi ktoś, kogo lubisz zrywa i zabiera cie ze sobą do domu, a tam wstawia do przepięknego wazonu. No dobrze dzieci otwórzcie oczy. Przyjemnie prawda? Tak Alex, o co chodzi?.
Chłopiec opuścił rękę chrząkną i powiedział:
-Nie rozumiem, czemu sie w to bawimy.
-Ta zabawa ma na celu nauczyć nas empatii.
-W takim razie, czemu mieliśmy sobie wyobrazić, że nasz przyjaciel odrywa nasz kawałek i zabiera do domu, jako trofeum?
-Dlaczego myślisz, że tak jest?
-Pani powiedziała, że jesteśmy kwitnącą rośliną, a one nie umierają, gdy zwiędną im płatki. Więc byliśmy żywi, kiedy ktoś, kogo lubimy odrywał nasz kawałek zabrał do domu w wstawił do przepięknego wazonu.
Blanc nie doczekał się odpowiedzi na swoje pytanie przestał uczęszczać na zajęcia grupowe. Ponoć miał zły wpływ na inne dzieci.
***
-Nie bierzesz lekarstw?- zdziwił się Alex siedząc pewnego ranka razem z Clementine przy stoliku na świetlicy. Dziewczyna właśnie rozdeptywała na proch wyplute przez siebie tabletki wszystkie poza jedną, którą schowała do kieszeni różowej sukienki.
-Nie.- rzuciła w odpowiedzi dyskretnie zamiatając stopą resztki pod mały kolorowy dywanik.
-Czemu? A one nie miały pomóc?
- Pomagają z tym, że nie mnie. One pomagają im – kiwnęła głową w stronę pielęgniarzy. - trzymać mnie w ryzach. Przytępiają mnie. A ty, co tam masz? -Clementine wyjęła mu z dłoni kieliszek z lekarstwami i przyjrzała się im., – Hym. Nie kojarzę ich.
-Alex mówi, że chcą mnie nimi zabić.- zanim zdołał dokończyć słowo tabletki zniknęły w ustach dziewczyny. – Co ty!? Cze..- krzyknął, ale z kolei jego usta zostały zasłonięte wierzchem dłoni trzymającej kieliszek.
-Ciszej.- chrypnęła szatynka. – Nie mam ochoty na płukanie żołądka.
-Czemu to zrobiłaś?- zapytał zdejmując dłoń z swojej twarzy.
-Chce zobaczyć, co się stanie. – zaśmiała się.- Nie rób takiej miny. Będzie dobrze.- uścisnęła jego dłoń, której tak się złożyło, że żadne z nich nie puściło. – Będzie dobrze.
***
-Alex musisz brać leki. Inaczej nie wyzdrowiejesz i nie wrócisz do domku.- pielęgniarka, której wiek zdradzały promieniste zmarszczki wokół oczu, jak co dzień próbowała przekonać swojego podopiecznego. Jej zasmucona mina sprawiała, że chłopcu serce się krajało, ale coś sobie postanowił i zamierzał wytrwać w tym postanowieniu.
-Bardzo bym nie chciał, żeby była pani przeze mnie smutna, ale ich nie wezmę. Robią krzywdę mojemu bratu. Przepraszam, ale nie mogę.
-Musisz.
-Nie wezmę ich. Bez względu na to jak bardzo będzie pani prosić.
***
Jedno z tych dzieci chce wybrać się na druga stronę, tylko które?- zastanawiał sie Doji obserwując bawiące sie w ogrodzie czekając, aż pielęgniarka przyprowadzi mu młodszego brata. Ojciec wrócił do Japonii kończyć ważny projekt, więc nauka Alex'a rzucania i łapania piłki spadła na Dojego nie przeszkadzało mu to, ba nawet trochę się cieszył.
Po raz kolejny powiódł wzrokiem po podwórku jednak tym razem jego spojrzenie skrzyżowało się z ciemnym oczami jednej z dziewczynek nie wyglądała na zadowoloną, że go widzi. Ciemne skręcone w ciasne sprężyny włosy uczesane miała w wysokiego kucyka, przez co wyglądała dość bojowo jak na małą dziewczynkę.
Od czegoś trzeba zacząć.-pomyślał i podszedł do niej.
-Cześć dziewczynko.
-Va chier (spieprzaj). - warknęła patrząc mu prosto w oczy.
-No brawo.- Wolno zaklaskał. -Mama wie, że znasz takie słowa?
-A myślisz, że skąd je znam? - zaśmiał się.
-Touche, jak się nazywasz dziewczynko? -zapytał przyglądając się jej szukając jakichkolwiek powodów, dla których miałaby tu być i nie znalazł, żadnych.
-A, co chcesz na mnie naskarżyć ordynatorowi?
-Może.
-Violin, Clementine Violin.
-A to akurat jest ściśle tajne.
-Doji!- zawołała pielęgniarka.-Twój brat już na ciebie czeka.-mała dziewczynka uśmiechnęła się sie do niego wrednie.
-No idź, braciszek czeka.
Violin, Violin. Skąd ja znam to nazwisko?
***
W gabinecie doktora Verges'a niby nic się nie zmieniło, a zrobił sie jakiś dziwnie obcy i przytłaczający. Od dłuższego czasu grali, w „co widzisz". Doktor pokazał chłopcu obrazek przedstawiający plamę na kartce i pytał, co widzi, po czym każdą odpowiedź zapisywał w notesie.
-A tutaj?
-Ogromną ćmę.
-Rozumiem.- zamienił obrazki.
-Delfiny w butelce.
-No dobrze. -powiedział Verges odkładając na bok pomoce naukowe i splatając palce w koszyk.- Porozmawiajmy chwilę. Słyszałem, że nie chcesz brać leków.
-Zgadza się.
-Dlaczego?
-Sam pan powiedział. Moja jaź się rozdwoiła, a o to znaczy, że w mojej głowie istnieje dodatkowa oś, wokół której organizuje się struktura psychiczna człowieka. Sam pan tak powiedział.
-Zgadza się, jednak dodałem też, że jest obaw choroby.
- I z całym szacunkiem myli się pan. Jesteśmy inni nie chorzy.
-Tak uważasz?- chłopiec pokiwał głową.
-Słyszał pan kiedyś o anemii sierpowatej? Ja ostatnio dużo o niej czytałem. Ludzie z tą mutacją są odporni na malarię.
- W jej przebiegu dochodzi do zlepiania się krwinek, a dalej do tworzenia zatorów w naczyniach. W konsekwencji może dojść do zawału, czyli do niedokrwienia różnych narządów, co może doprowadzić do śmierci.
-Mimo wszystko uważam, że warto zaryzykować.
***
Mama pojawiła się pewnego wieczoru dobry miesiąc po rozpoczęciu leczenia. Długo rozmawiała z panem doktorem Verges'em zanim zdecydował sie przyjść do pokoju swojego synka.
-Alex synku jak się czujesz?- zapytała siadając na brzegu łóżka.
-Dobrze. Wszyscy tutaj są bardzo mili i w ogóle. Mamy takie kolorowe pokoje i na świetlicy jest tak dużo zabawek.
-To miło.- uśmiechnęła się smutno-Wiesz synku mam do ciebie jedną prośbę.
-O, co chodzi?
-Chodź tu.- powiedziała rozkładając ręce, a gdy chłopiec przysuną sie do niej objęła go i delikatnie głaskała po głowie mówiąc.- Jesteś mądrym, opiekuńczym i troskliwym chłopcem.- spokojny głos mamy sam w sobie usypiał chłopca jej spokojny oddech i ciche bicie serca wszytko to sprawiało, że powoli odpływał wtedy poczuł delikatny ucisk w okolicach obojczyka, po czym kompletnie zapadł się w ciemność.
-Jak już mówiłam jesteś mądrym chłopcem i możliwe jest, że popełniłam błąd przyprowadzając was obu tutaj.- mówiła dalej nie przerywając głaskania. Nie myląc się, co do tego, że alter ego jej syna słucha.- Nie możesz nie jednak winić za to, że chciałam chronić moje dziecko. Rozmawiałam z lekarzem i jak sie okazało w jakiś sposób nawiązałeś więź z moim synem. Nie podoba mi się to jednak, co się stało już się nie odstanie jesteś teraz częścią jego życia, dlatego jak już wcześniej mówiłam mam do ciebie prośbę. Chcę, żebyś zrobił wszystko, co w twojej mocy by go chronić. Mogę na ciebie liczyć?
-Tak proszę pani.-odparł chłopiec łamiącym sie głosem nie odwracając głowy wtulony w biały sweter głaszczącej go kobiety.
-To dobrze.-powiedziała i pocałowała czubek jego głowy.- Śpijcie dobrze.
Gdy tylko zamknęły sie za nią drzwi Alex zaczął płakać. Trochę mu to zajęło, ale w końcu do niego dotarło jego mama wcale go tu nie zostawiła. Bo nie miał go, kto tu zostawić.
***
-Jutro pouczę cie czytać i pisać. Cieszysz się?- zapytał Alex wypluwając piane, jaka nazbierała sie w jego ustach podczas szczotkowania.
-Trochę, chyba..nie wiem...- odparł chłopiec w lustrze.- Dzisiaj znowu próbowali wcisnąć nam te tabletki, prawda? Pływały w kakao.
-T-tak, ale nie martw się nie będę ich brał. Choćby nie wiem, co.
-Dzięki?..Wiesz nie powinieneś do mnie mówić.
-Ale myślałem, że to lubisz.
-Lubię, ale będzie lepiej jak przestaniesz.
-Dlaczego?
-Może jak uwierzą, że mnie już nie ma to cie wypuszczą.
-Chcesz ich okłamać?
-Nie będę kłamać. Po prostu będziemy robić swoje, a oni uwierzą w to, co chcą.
-Ale ja chciałbym z tobą rozmawiać. Jesteś moim bratem.
-Nie mów od razu tego, co chcesz mi powiedzieć. Po prostu to mocno pomyśl. Wtedy powinienem cie usłyszeć.
-D-dobrze.
***
Przy przysuniętym pod okno stoliku siedział Alex i uważnie patrzył jak jego brat powoli literka po literce przepisuje zdania z elementarza.
-Ręka mnie boli.-marudził młodszy z braci rzucając ołówek na blat.
-Wiem, że cię boli, ale spójrz idzie ci coraz lepiej. -Chłopczyk wyciągną zapisaną koślawymi literkami kartki i położył ją obok tej najnowszej.- Robisz duże postępy.
-Robienie postępów boli.
-Hym. Skoro boli cie ta ręka to może spróbuj ta drugą.
-Ale ty nie używasz tej ręki do niczego.
-Wiesz, co? Jak chcesz może być twoja.
-No dobra. Spróbuję
***
Alex i Clementine. siedzieli w pokoju dziewczynki. Jak zwykle ciemną nocą. Kiedyś tchnięty myślą chłopiec zapytał, czy to możne przez koszmary jego znajoma nie możne spać w nocy. Dziewczyna roześmiała mu się w twarz i powiedziała, że nie jest już dzieckiem i nie pozwoli nikomu decydować za nią, kiedy ma spać. Kiedy jednak zapytał ile ma lat odmówiła udzielania mu odpowiedzi. ( Dopiero trochę później Doji wytłumaczył mu, ze dziewczynek o wiek sie nie pyta z niewiadomych przyczyn tak samo jak wagę) To na szczęście tyczyło się tylko tego pytania, Każde inne bez względu jak głupie nie ostawało bez odpowiedzi.
-Clementine?
-Czego dusza piszczy?- odparła uważnie przyglądając się sie srebrnej taśmie szukając jej początku.
-Skąd ty właściwie bierzesz te szkła? Oni je ciągle ci je zabierają, a ja ciągle widzę jak oklejasz je taśmą.
-Woźny lubi moje rozweselające cukierki.
-Rozumiem.
-Gratulacje. Powoli zaczynasz łapać o co tu chodzi, a teraz ja cie o coś zapytam.-spojrzała na niego przenikliwie odkładając na bok szkło i taśmę. -Za to ty właściwie tu siedzisz?
-Nie wiem odparł chłopiec. Kilka miesięcy temu puff i jestem, a potem nie wiadomo, czemu przywieźli nas tutaj.
-Nas? -zapytała szczerze zdziwiona.
-Mnie i mojego brata.
-Gdzie go trzymają?
-Tutaj.
-Wiem, że tutaj. Dokładniej gdzie tutaj?
-Tutaj.-doprecyzował dotykając czubkiem palca czoła.
-Hah. -mruknęła wzruszając ramionami i wracając do szkła.- Coś tak czułam, że jesteś za mało dziwny... a i tak na przyszłość mów mi Tina.
***
Doktor Verges siedział przy biurku z dłońmi splecionymi w koszyk. Patrzył na siedzących na przeciwko matkę i syna.
-Będę z państwem szczery Alex odmawia przyjmowania leków, jest agresywny w stosunku do innych pacjentów oraz nie chce współpracować z doktorami.
-Czy jest coś, co można zrobić?- spytała kobieta.
-Możemy spróbować w fizyczny sposób rozwiązać problemy psychiczne.
-Spróbować.-prychną Doji.
Pani Blanc uciszyła go spojrzeniem.
-Co Pan przez to rozumie?
-...Lobotomie.
***
-Czemu chcesz się zabić?
-Bo człowiek jest niczym innym jak sumą własnych wyborów.-odparła Clementine poprawiając ścianę fortu z poduszek.
-Nie rozumiem.
-Jasne, że nie rozumiesz. Tobie trzeba wszystko tłumaczyć jak trzylatkowi.
-Mówiłem ci już: ja jestem tylko kilka miesięcy.
-Jaaaaaasne. Wiem, że jesteśmy w wariatkowie, ale wymyśliłbyś coś bardziej...nie ważne. Zresztą mówi się "żyję”, a nie "jestem".
-Tak samo jak mówi się "Szpital psychiatryczny", a nie "Wariatkowo".
-No dobra panie mądry inaczej. Chodziło mi o to, że to, kim jesteś dominują wybory, jakie podejmiesz, a jedyne, o czym mogę tutaj zdecydować to, z jakim dżemem chce kanapkę, a to sprowadza się do tego, że jestem nikim. Nie mam zamiaru robić wszystkiego, co mi każą, działać zgodnie z ich rozkładem zajęć. Chce móc, choć raz o sobie zadecydować. Chce wybrać jak umrę.
-Ale, kiedy wyjdziesz stąd też będziesz mogła o sobie decydować.
-Naprawdę tak myślisz? Rany jesteś jeszcze głupszy niż myślałam.- zaśmiała się.- Jedyna różnica między tymi murami, a światem poza nimi jest taka, że tam nie przynoszą ci prochów w kieliszku tylko musisz sam ich szukać.
-Przepraszam.- ziewnął.
-Nie masz, za co?-mruknęła cicho.- Ty po prostu chcesz wiedzieć.
-Wiesz, co powiedział kiedyś Albert Einstein?
-Patrzcie, jaki mam długi język?- zaśmiała się z własnego, żartu i ziewnęła przeciągle.
- Powiedział, że "Szaleństwem jest robić wciąż to samo i oczekiwać różnych rezultatów".
-Cudne. Zrób sobie koszulkę z takim napisem.-sarknęła kładąc się na materacu i zamykając oczy.
-Chodziło mi o to, że może źle sie od tego zabierasz.-powiedział cicho gładząc puszyste włosy Tiny.- W kółko powtarzasz ten sam schemat i myślisz, że tym razem będzie inaczej. -ślepia chłopca też się kleiły, ale nie miał ani siły ani ochoty się stamtąd ruszać.
-Może.-mruknęła ledwo dosłyszalnie.- Jutro o tym pomyśle.
-Taaak. -ziewnął.- Jutro jest dobre.
Zamknę oczy na chwilę i wrócę do pokoju.-pomyślał czując jak jego głowa opada na ramie. A ostatnie, co usłyszał zanim kompletnie odpłynął było ciche:
-Nie jesteś głupi. Mówię tak tylko, dlatego, żebyś nie poszedł być fajny gdzie indziej.
To była spokojna noc. Tym razem nawet Żelazny las nie wydawał sie tak straszny jak dotąd.
Pielęgniarki znalazły ich dopiero rano śpiących w ruinach poduszkowego fortu.
***
W całej świetlicy porozwieszane były serpentyny. Dzieci odbijały kolorowe balony, a na zielonym stoliku stał tort.
-Spotkaliśmy się tutaj, żeby pogratulować Alex'owi -powiedział doktor Verges wznosząc toast z soku wiśniowego-. Życzymy mu zdrowia, szczęścia...
-I obyśmy nigdy więcej go nie zobaczyli!!!-zawołały chórem dzieci.
***
-No to jak smrodzie masz już wszytko? -zapytał Doji biorąc pod pachę walizkę z ubraniami.
-Chyba...-powiedział niepewnie chłopiec rozglądając się sie po pokoju.
- No to zrób pa pa weź plecak i jedziemy do domu.
***
-Hej.-przywitał się mijając dwóch panów mierzących dziurę po drzwiach.
-Hej. Widziałeś? Ci kretyni chcą wstawić mi nowe drzwi.
-Widziałem...-nastała długa chwila ciszy
-Więc wychodzisz.-stwierdziła kiwając głową w stronę wiszącego n ramieniu chłopca plecaku.
-Bynajmniej nie za dobre sprawowanie.-zażartował, nie zaśmiała się. - Ej no. Nie bądź taka.
-Dégage.- Wstała z łóżka i ruszyła od wyjścia
-Tina! Nie chce chcę, żeby tak wyglądało nasze pożegnanie.
-Co niby chcesz usłyszeć? Do zobaczenia? Nie słyszałeś doktora? Życzę ci zdrowia szczęścia i żebym cie tu więcej nie widziała.
-Będziesz dalej próbować?
-Pewnie tak. Może zmienię sposób. Tak czy inaczej trzymaj się dziwolągu.- mruknęła odchodząc.
-Do zobaczenia...- zawołał za nią.
Ines
Budził się powoli. Najpierw jedno oko potem drugie. Mrukną coś wtulając jeszcze na moment twarz w poduszkę, po czym przekręcił się na plecy i zaczął rozglądać po pokoju. Jego wzrok zatrzymał się na moment na mnie. Zmrużył oczy, po czym sięgną po leżące na stoliku okulary wsadził na nos i powiedział:
-O Ines. Miło cie widzieć.-uśmiechną się.- Dawno przyszłaś?
-Jakiś czas temu. Jak się czujesz?
-Martwię się, o Alex'a.
-Rozumiem. Chciałabym z nim przez chwile porozmawiać.
-Oczywiście już go wołam.- odwrócił głowę w stronę okna. Przez moment patrzył w nie, po czym spojrzał na mnie.
-No słucham.
-To z tobą wtedy rozmawiałam.- nie odpowiedział.-Człowiek nie jest wstanie wstrzymać oddechu do tego stopnia by się udusić. Po utracie przytomności organizm sam zacząłby oddychać.- odświeżyłam mu pamięć.
-Nic się przed tobą nie ukryje.
-Nie na długo.
-Zastanowiłeś się, chociaż co by się stało gdyby Mary nie zdążyła was złapać? Mogliście tam zginąć obaj. Mogłeś go zabić. Po co ci był ten cały cyrk?
-Ja naprawdę chce stąd odejść.
-Czemu?
-Bo to, że kogoś kochasz nie znaczy, że masz prawo zatruwać mu życie...-zamrugał szybko i potrząsnął głową.-Przykro mi Ines, ale wygląda na to, że Alex'owi brak humoru do rozmów.
-To nic i tak nie miałam do niego więcej pytań.
-No to może wypijemy tą obiecaną prze zemnie kawę?
-Innym razem. Muszę wracać do WBBA.
Odebrałam swoje rzeczy od portiera.
-Ines?- jeszcze jedna taka sytuacja i przysięgam zacznę sądzić, że mnie śledzi agent z Bożej łaski.
-O. Otori nie spodziewałam się sie ciebie tutaj. -przywitałam się miło.
-Ja wręcz przeciwnie. Szukałem cie. -powiedział podchodząc bliżej.
-W, jakiej sprawie?
-Myślę, że powinniście wyjechać na jakiś czas. Zmienić otoczenie. Zdystansować się.
-Tak, to dobry pomysł.
-Poszukam wam jakiegoś zadania poza miastem.
-Dziękuje, zostawienie ich bez zajęcia to najgorsze, co można im zrobić.
-...Ines.
-Tak?
-Nie jesteś z kamienia.
-Dzięki z info...
Rozdział 18 za nami. Nie znam słów jakim mogła bym sie tłumaczyć. Mam po prostu nadzieje, ze ktoś tu jest.
No to ja się z wami żegnam.
Do następnego posta.
Hania
Jesteeeeem!!!!!
OdpowiedzUsuńMiju: Czemu jesteś taka głośna?
Nie wiem.
Miju: Dobra a teraz się uspokój bo się ze szczęścia udusisz.
"-Zawsze byłeś kujonem. Następnym razem przyniosę ci komiksy, a teraz nauczę cie grać w karty. A jak już stąd wyjdziemy to zabiorę cię do kasyna.
-A nie zabronią nam wejść?
-Mogą spróbować.- chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu. -A teraz słuchaj smrodzie to prosta gra nawet tak smród jak ty ogarnie, o co chodzi."
Adil: Widać, że twoja rodzina Miju. Ty i kasyno bardzo się lubicie.
Miju: Ostatnio nie, bo się na mnie obraziło.
Adil: Ciekawe za co?
"-Nie jesteś z kamienia.
-Dzięki z info..."
Beta: Tsubasa mistrz wypowiedzi.
"-Chce zobaczyć, co się stanie. – zaśmiała się.- Nie rób takiej miny. Będzie dobrze.- uścisnęła jego dłoń, której tak się złożyło, że żadne z nich nie puściło. – Będzie dobrze."
Akana: Coś mi to przypomina, lecz nie wiem co. Hmmmm
" Życzymy mu zdrowia, szczęścia...
-I obyśmy nigdy więcej go nie zobaczyli!!!"
Hanako: To brzmi psychicznie ja wam to mówię.
Bardzo fajny ten rozdział. Przeszłość Alex'a wgniotła mnie w fotel i zaskakiwała. Fajnie pokazano życie w wariatkowie w którym był, te procesy leczenie. Po prostu niesamowite. Czekam na następny post.
"Jesteeeeem!!!!! "
UsuńKelly: Yeeeeeeey!!!!!
"Adil: Widać, że twoja rodzina Miju. Ty i kasyno bardzo się lubicie."
Doji: Ej właśnie bo ty już jesteś duży. Ubierać się idziemy grać!
Alex: Jesteś w więzieniu, a ja znowu w szpitalu.
"Miju: Ostatnio nie, bo się na mnie obraziło."
Alex: A Miju ma focha na kasyno.
"Hanako: To brzmi psychicznie ja wam to mówię."
Alex: Jak to w szpitalu psychiatrycznym.
"Bardzo fajny ten rozdział. Przeszłość Alex'a wgniotła mnie w fotel i zaskakiwała. Fajnie pokazano życie w wariatkowie w którym był, te procesy leczenie. Po prostu niesamowite. Czekam na następny post. "
Cieszę się, że ci się podoba. Przygotowywałam się do napisania tego rozdziału chociaż i tak wiem, że są spore niedociągnięcia.
"Kelly: Yeeeeeeey!!!!!"
UsuńMiju: Też się ciesze
"Doji: Ej właśnie bo ty już jesteś duży. Ubierać się idziemy grać!
Alex: Jesteś w więzieniu, a ja znowu w szpitalu."
Adil: Znam osobę, która by was mogła wyciągnąć, lecz nie wiem czy by to zrobiła. Miju wyciągniesz braci z kłopotów?
Miju: Doji'ego za nic, a Alex lepiej niech zostanie.
Adil: Miju, ale to kasyno.
Miju: Hmmmmm.....fajne wspomnienia, kasa, gdy i stos trupów.
Adil: No dokładnie to co robisz akcje odbicia ich?
"Hanako: To brzmi psychicznie ja wam to mówię.
Alex: Jak to w szpitalu psychiatrycznym."
Hanako: Chyba, źle to trochę ujęłam.
Iro: Jak zwykle
Kurde, nie wiedziałam, że w niektórych krajach lobotomia jest legalna...brr
OdpowiedzUsuńJenn: Ty lepiej mieszaj, bo znów podpalisz garnek *podkręca klimatyzację*
Cichooo, wtedy to był tylko sos
Jenn: *wywraca oczami*
Hyhy, w sumie mnie też tu w luj długo nie było ^^'' Udajmy, że to przez wybór liceum i walkę o pasek XD Tak, tak...Co do rozdziału, to aż musiałam przeczytać dwa poprzednie, bo zgłupiałam skąd nagle Alex w szpitalu. Kurwa, teksty piosenek pamiętam, ale co czytałam, to już nie...
Patrick: Widzisz, a babcia proponowała Pamicon za darmo, było brać.
Nie jest aż tak tragicznie... *zaczyna zalatywać spalenizną, a garnek zaczyna syczeć* Cholera!
Alice: Było kupić tą gaśnicę...
Jenn: *podnosi oczy zza telefonu, wyciąga się, sięga po randomowy krzyż porzucony tu przez Yukę i przykłada do wyświetlacza*
Patrick: Co ty robisz?
Jenn: Doji zachowuje się zdumiewająco porządnie *rozgląda się* YUUKA, masz jeszcze tą wodą święconą? I strój księdza?!
Damon: Fetysze?
Jenn: Koleś, który maca kosę, powinien akurat siedzieć cicho
Damon: I jest twoim szefem *spokojnie podpala papierosa*
Jenn:...i tak cię kocham, wiesz przecież
Damon: *prycha i kręci głową uśmieszkiem*
"-A teraz zamknijcie oczy i wyobraźcie sobie, że jesteście kwiatkiem, który rośnie sobie w ciepłych promieniach słońca. (...) Rośniesz coraz wyżej i stajesz się coraz starszy. Wkrótce twoje płatki zwiędną. Na szczęście w pobliżu przechodzi ktoś, kogo lubisz zrywa i zabiera cie ze sobą do domu, a tam wstawia do przepięknego wazonu."
Jenn: *zakrztusiła się ze śmiechu*
Izu: *mruga kilka razy, mając minę typu WTF* Co?
Jenn: Kimiko, już wiem, czemu jestem taka spierdolona! Nigdy nie kazałaś mi wyobrażać, że jestem kwiatkiem XDD *ociera łzy z kącików oczu*
Izu: Co ma zrywanie kwiatów do empatii? *jego szare komórki mają już strajk*
Jenn: Że jak będziesz umierała i ktoś cię dobije, a potem wsadzi do ślicznej trumny to to jest empatia. A potem wszyscy się dziwią, że ta młodzież taka bezduszna. *wzdryga się* Przez chwilę poczułam, że ja i Alex mamy podobny tok myślenia, powinnam się bać?
*wróciła ze ścierą* Uhu, troska i empatia aż szczypie w oczy.
Patrick: *przyklejony do laptopa* Czego się spodziewałaś? Sama przylazłaś tu, dlatego, że Czerwona pozbawiła cię dwóch pokoi jednym strzałem z bazooki.
Wgl gdzie ona jest?
Izu: Tam -_- *wskazuje na Haru, która siedzi przy łóżku Alex i w sumie nie ma pojęcia co powiedzieć, bo jej wstyd, że tak długo tu nie była (choć to Autorka nie miała jak przyjść i jej przyprowadzić xD)*
Jenn: Jebać tamte gołąbeczki *zerka na Clementine* W sumie nie wiem, czy żyjesz w obecnie, ale jak dalej planujesz jakieś efekciarskie samobójstwo, to zaproś, chętnie sobie pooglądam.
Mam nadzieję, że wybaczysz mi nieobecność, czekam na kolejny i wracam palić kuchnię XD
"Kurde, nie wiedziałam, że w niektórych krajach lobotomia jest legalna...brr"
UsuńJa: To mój świat.
Alex: Na całe szczęście mi tego nie zrobiłaś.
"Co do rozdziału, to aż musiałam przeczytać dwa poprzednie, bo zgłupiałam skąd nagle Alex w szpitalu. Kurwa, teksty piosenek pamiętam, ale co czytałam, to już nie..."
To moja wina napisałam to dawno.
"Jenn: Doji zachowuje się zdumiewająco porządnie *rozgląda się* YUUKA, masz jeszcze tą wodą święconą? I strój księdza?!"
Ja: Tak Doji jest całkiem pożądnym chłopcem kiedy nie próbuje przejąć władzy nad światem.
"Damon: Fetysze?
Jenn: Koleś, który maca kosę, powinien akurat siedzieć cicho
Damon: I jest twoim szefem *spokojnie podpala papierosa*
Jenn:...i tak cię kocham, wiesz przecież
Damon: *prycha i kręci głową uśmieszkiem*"
Kelly: No no co ja widzę co ja słyszę.
Ines: Zgaś tego peta tu się nie pali.
"Jenn: *zakrztusiła się ze śmiechu*
Izu: *mruga kilka razy, mając minę typu WTF* Co?"
Ja: Fun Fakt ta zabawa jest żywcem wyjęta z książki do zabaw z dziećmi i ma uczyć empatii nie wiem jak, ale ma.
"Izu: Tam -_- *wskazuje na Haru, która siedzi przy łóżku Alex i w sumie nie ma pojęcia co powiedzieć, bo jej wstyd, że tak długo tu nie była (choć to Autorka nie miała jak przyjść i jej przyprowadzić xD)*"
Alex:*sam nie wie co powiedzieć i czuje się winny przez to co zrobił więc po prostu trzyma ją za ręke*
"Jenn: Jebać tamte gołąbeczki *zerka na Clementine* W sumie nie wiem, czy żyjesz w obecnie, ale jak dalej planujesz jakieś efekciarskie samobójstwo, to zaproś, chętnie sobie pooglądam."
Clementine: Jakieś pomysły dziwna pani której nie znam?
"Mam nadzieję, że wybaczysz mi nieobecność, czekam na kolejny i wracam palić kuchnię XD"
Powodzenia z kuchnią, a wybaczać nie mam czego. :)
"Ja: Tak Doji jest całkiem pożądnym chłopcem kiedy nie próbuje przejąć władzy nad światem. "
UsuńJenn: A ja tam myślę, że go coś opętało. Może jakiś duch z tych francuskich katakumb?
Yuka: Po co ci strój księdza? I co ma do tego Doji?
Jenn: Opętało go. Btw jaki był wasz status relacji? Bo nie pamiętam, czy ktoś od nas się z Francuzikiem dogadywał.
Patrick: Harumi pewnie w końcu to jej prawie szwagier (?)
Haha, kuchnia na szczęścia cała i zdrowa, garnek również XD Wkroczyłam na nowy poziom gotowania
Patrick: ewolucje jak u Pokemona
*strzela go w łeb*
Patrick: *masuje tył głowy* Nie tak agresywnie, bo serio rozważę ci kupno worka na urodziny.
Damon: Oł, pani wybaczy *kiwa lekko głową, po czym wyjmuje papierosa z ust i rozgniata o popielniczkę*
Jenn: No widzisz, to mój przyszły mąż, bo Blaise sprawia zbyt wiele problemów, choć robi dobre śniadania (Autorka: Bo ty to takie niewinne dziecko jesteś...) *władowała się blondynowi na kolana*
Damon: Śnij dalej *ciągnie ją za nos*
Jenn: *smutna minka* Porzucasz mnie jednak dla kosy? Ołaaa, ołaaa! *upadła na ziemię, odgrywając atak serca*
Alice: *z talerzem ciastek stoi w wejściu* Masz padaczkę czy jednak te pączki Izu nie były z dżemem?
Izu: Nie obrażaj pączków babci!
"Clementine: Jakieś pomysły dziwna pani której nie znam? "
Jenn: *wyrwała się do góry, wymachując jedną ręką nad głową* Żadna pani tylko Jenny, bo poczułam się staro. Zasadniczo nie znam się na samobójstwach, bo nigdy nie próbowałam. Znaczy oni gadają *wskazuje na swój team plus Nil i Kyoya* że mam takie zapędy, ale jak zwykle dramatyzują. Nie wiem możesz zrobić jakiś performace jak taniec z nożami, gdzie będziesz się nimi powoli cięła, a na koniec wystrzelisz się z jakimiś ślicznymi fajerwerkami *klasnęła w dłonie* Ciężko będzie cię potem pozbierać, ale raczej to już będziesz miała w dupie. Serio nie znam się na tym, Mitsu jest bardziej od takich zabaw...a nie czej zajebałam ją *westchnęła* Mamy na składzie eksperta od samobójstw?
Patrick: Jasne! Całą górę trupów, pojebało cię?
Kyoya: Dawno temu
Jenn: Odpowiedział ci
Izu: *wypala w ciele Harumi dziurę swoim wzrokiem*
Harumi: *delikatnie go przytula* Dlaczego najpierw nie przyszedłeś o tym porozmawiać? Wcale nie jestem taka delikatna , w końcu żyję z nimi *wskazuje na ekipę*
"Jenn: A ja tam myślę, że go coś opętało. Może jakiś duch z tych francuskich katakumb?
UsuńYuka: Po co ci strój księdza? I co ma do tego Doji?
Jenn: Opętało go."
Doji: Demon odprawiający egzorcyzmy chce to zobaczyć.
"Haha, kuchnia na szczęścia cała i zdrowa, garnek również XD Wkroczyłam na nowy poziom gotowania"
Ja: Wczoraj stworzyłam postać Kelly w simsach 4 zdążyła już dwa razy spalić kuchnie.
"Damon: Oł, pani wybaczy *kiwa lekko głową, po czym wyjmuje papierosa z ust i rozgniata o popielniczkę*"
Ines: Przeprosiny przyjęte.
"Jenn: No widzisz, to mój przyszły mąż, bo Blaise sprawia zbyt wiele problemów, choć robi dobre śniadania *władowała się blondynowi na kolana*"
Kelly: To się trochę pozmieniało ostatnio od kiedy ty się do ołtarza pchasz co?
"Jenn: Żadna pani tylko Jenny, bo poczułam się staro. "
Tina: Buchu.
" Nie wiem możesz zrobić jakiś performace jak taniec z nożami, gdzie będziesz się nimi powoli cięła, a na koniec wystrzelisz się z jakimiś ślicznymi fajerwerkami "
Tina: Nie chce robić przedstawienia. Chce się zabić szybko i to tak żeby mnie już nieodratowali.
"Harumi: *delikatnie go przytula* Dlaczego najpierw nie przyszedłeś o tym porozmawiać? Wcale nie jestem taka delikatna , w końcu żyję z nimi *wskazuje na ekipę*"
Alex: To nie jest tak, że to się stało nagle. Jestem w takim stanie praktycznie od zawsze. Tylko teraz przez to ugryzienie nie mogę pracować, a to znwczy, że mam więcej czasu na myślenie o tym czym jestem i, że jestem bez użyteczny, a poza tym zbliżają się te hrzanione święta i widzę ludzi przy stole którym było by lepiej gdybym nigdy nie istniał i ...po prostu chce stąd odejść w cholerę.
Jenn: Niestety nie zobaczysz, bo Yuce została tylko koloratka
UsuńYuka: Pewnie chłopcy z roku mi zawinęli jak byli wczoraj
Jenn: Żeby ci przypadkiem czegoś więcej nie zawinęli.
Yuka: Tylko tak robisz
Jenn: To było dawno i nieprawda *pokazuje jej język*
Najwyraźniej nie wszystkim jest przeznaczony talent kucharski. Jak to moja mama mówi: "pójdziesz na studia, to się nauczysz" XD
"Kelly: To się trochę pozmieniało ostatnio od kiedy ty się do ołtarza pchasz co?"
Jenn: Nigdzie się nie pcham, Kel. Ja tylko w miarę układam sobie życie na przyszłość. Hyhyhy, nie no żartuje, stać mnie na kogoś lepszego ;P *pstryka Damona w czoło* A ty Tina nie mów do mnie jakieś "Buchu" bo ja z francuskiego czy jaki to tam jest wybitna nie jestem. Hmm, to strzel w siebie z bazooki? 5 sekund i po krzyku
Przeraża mnie to, jak chętnie pomagasz ludziom umrzeć
Jenn: Sorki, jeszcze nie doszłam do poziomu boga by móc ich od tego odwodzić itd. Ale spokojnie, siadaj, jak mnie nie zabijesz w tym akcie, to wreszcie kogoś wykopię i wezmę jego stołek. Cierpliwości
Patrick: Wtedy już wszystko weźmie szlag
Jenn: Dziękuje za wiarę we mnie, idź w cholerę.
Harumi: *podnosi się i opiera brodę na splecionych dłoniach* Wiem. Nie jesteś bezużyteczny, Alex. Nie jesteś i nie byłeś. Świat nigdy nie był przyjaznym miejscem i będzie odrzucał ludzi, których się boi. Poza tym ja cię potrzebuję. Ja i Alex. A i mówiłeś, że chcesz mieć córkę Klementynkę nie pamiętasz? *bierze głęboki wdech i dyskretnie ściera łzę z kąta oka* Nieważne, powinieneś odpoczywać, przynieść ci coś?
"Jenn: Niestety nie zobaczysz, bo Yuce została tylko koloratka"
UsuńDoji: Brak reszty stroju mi nie przeszkadza.
Kelly: Zamkną byś paszczę pedofilu.
"Yuka: Pewnie chłopcy z roku mi zawinęli jak byli wczoraj."
Kelly: Czyli uczysz się na egzorcyste tak?
"Jenn: Nigdzie się nie pcham, Kel. Ja tylko w miarę układam sobie życie na przyszłość. Hyhyhy, nie no żartuje, stać mnie na kogoś lepszego ;P *pstryka Damona w czoło* "
Kelly: No ja myśle, że żartujesz. Bez urazy Damon po prostu nie widzę was razem nigdzie indziej niż obok zwłok chimery.
"A ty Tina nie mów do mnie jakieś "Buchu" bo ja z francuskiego czy jaki to tam jest wybitna nie jestem. Hmm, to strzel w siebie z bazooki? 5 sekund i po krzyku."
Tina: Masz mi mówić Clementine. I nie nazwałam cie "buchu" tylko "płakałam" nad twoimi starczymi uczuciami. I skąd w szpitalu mam wziąść bazooke?
Kelly:*gaworzy* Kto jest małą zołzą. ^.^ Ty jesteś :) Tak ty *wzięła Clementine na ręce i zaczęła się z nią obracać* Łiiiiiiii.
Tina: Puszczaj mnie chienne!
Kelly: Dobrze.*porzuciła dziewczynkę do góry*
Ines: Kelly odstaw ją na ziemie. Wiem, że matczyny instynkt daje ci siwe znaki, ale ogarnij się.
"Jenn: Sorki, jeszcze nie doszłam do poziomu boga by móc ich od tego odwodzić itd."
Ines: Mogłaś spróbować.
"Harumi: *podnosi się i opiera brodę na splecionych dłoniach* Wiem. Nie jesteś bezużyteczny, Alex. Nie jesteś i nie byłeś. Świat nigdy nie był przyjaznym miejscem i będzie odrzucał ludzi, których się boi. Poza tym ja cię potrzebuję. Ja i Alex. A i mówiłeś, że chcesz mieć córkę Klementynkę nie pamiętasz? *bierze głęboki wdech i dyskretnie ściera łzę z kąta oka* Nieważne, powinieneś odpoczywać, przynieść ci coś?"
Alex: Pamiętam. *uśmiechnął się słabo* Haru, poleż ze mną przez chwile.
Jenn: Ach tak? *wepchnęła mu koloratkę do rąk* To proszę, będzie ci nieziemsko wręcz do twarzy, Celest umrze z zachwytu. Mam nadzieję.
UsuńYuka: Oczywiście. Zaraz po egzaminie pójdę wypędzać diabły, może i tobie uda mi się pomóc :)
Jenn: Przyjaciółki egzorcystki jeszcze nie miałam. A będziesz pożyczała mi te ich fajne walizki i pistolety? Może wreszcie uda mi się czymś nastraszyć Takeru
Damon: Ja się wręcz cieszę, że nie widzisz mnie z nią w innych relacjach
Jenn: ale wy wszyscy podli jesteście, ranicie mi psychikę, a potem wielce zdziwieni, że jestem pieprznięta, phy. Mnie się powinno witać z konfetii
Kyoya: *rozgląda się uważnie po suficie, marszcząc brwi*
Jenn: Co ty robisz?
Kyoya: Patrz czy już tynk leci, bo twój poziom narcyzu przebił sufit
Jenn: O tym cały czas mówię *zgarnia piwo ze stolika, odwleka zawleczkę i bierze długi łyk*
Kyoya: Nie tak dramatycznie, bo jeszcze pomyśle, że się przejmujesz moim zdaniem
Jenn: Wracaj do dostawania ataków padaczki na kanapie.
Jest i mój ship!
J&K: Gdzie wiatrak?
No już, już idę *wywraca oczami* Jacy nieśmiali...
Jenn: Ojej, oplakujesz mnie, jestem poruszona *bierze kolejny lyk* Ja ci mogę podrzucić. W jego i jego siostry mieszkaniu *wskazuje na Izu grającego w Fife* to się wala po podłodze.
Izu: Już nie, posprzątałem!
Jenn: Póki co Ines, to muszę zarobić. Wiesz, trzeba wejść z jakimś prestiżem do bycia bóstwem
Patrick: *face palm*
Haru: Okej *kladzie się przy krawędzi, kładąc głowę na klatce piersiowej Alexa*
"Yuka: Oczywiście. Zaraz po egzaminie pójdę wypędzać diabły, może i tobie uda mi się pomóc :)"
UsuńKelly: Nie liczyła bym na to. Jestem przypadkiem nieuleczalnym. Prawda Jenn?
"Damon: Ja się wręcz cieszę, że nie widzisz mnie z nią w innych relacjach"
Kelly: O. A to czemu?
"Jenn: ale wy wszyscy podli jesteście, ranicie mi psychikę, a potem wielce zdziwieni, że jestem pieprznięta, phy."
Kelly: No już nie marudź wyobraź sobie, że jesteś kwiatkiem.
Ines: Zacznij coś robić wyznawcy sami zadbają o resztę.
"Haru: Okej *kladzie się przy krawędzi, kładąc głowę na klatce piersiowej Alexa*"
Alex:*westną cicho przesuwając palce między kosmykami włosów Harumi*
Jenn: *rozkłada ręce* Profesjonalistą nie jestem, ale chyba tak. Zresztą obawiam się o twoją osobowość, jakby ci kogoś wypędzili, raz już próbowałaś się zachowywać jak dorosła.
UsuńYuka: Zawsze można próbować ^^
Damon: Nie ma nic gorszego niż nachalni shiperzy *wskazuje na Autorkę* tacy jak ona na przykład. Poza tym Jenny jest dla mnie zbyt...narwana.
Jenn: Ha! Ja jestem kurewsko spokojna, nie Izu? *zauważa jego brak* Izu?
*zza oknem słychać okrzyki, helikopter i strzały*
Jenn: O-o radziłabym się odsunąć od drzwi i okien. Hmmm, w sumie mogłabym wysadzić z dwa banki zgarnąć kasę i potem ją wymienić na naszą *mruży oczy i na czworaka idzie szukać katany*
Patrick: Ines chyba nie o to chodziło
Jenn: Efekt będzie taki sam
Patrick:...
"Kelly: No już nie marudź wyobraź sobie, że jesteś kwiatkiem."
Jenn: XDD Właśnie dlatego cię kocham.
Patrick: Btw *wskazuje na zakochane gołąbki* to czy Tategamiowa zaraz nie przyleci z żalami?
Jenn: Poleciała podbijać dżungle i lasy z jaszczurką i dzikim królem, nie pamiętasz? Tylko narwaniec został
Harumi: *rysuje na jego obojczyku różne wzory palcem*
Jenn: *rozkłada ręce* Profesjonalistą nie jestem, ale chyba tak. Zresztą obawiam się o twoją osobowość, jakby ci kogoś wypędzili, raz już próbowałaś się zachowywać jak dorosła."
UsuńKelly: Najgorsze 10 minut mojego życia. Skończyłam wtedy 18 lat
"Yuka: Zawsze można próbować ^^"
Kelly: Chciała byś.
"Damon: Nie ma nic gorszego niż nachalni shiperzy *wskazuje na Autorkę* tacy jak ona na przykład. Poza tym Jenny jest dla mnie zbyt...narwana."
Kelly: * w myślach: czyli prawdziwa ja nie ma u niego szans yyyyyyyy fuck it * O w tym sensie. No tak. Ja po prostu robię milion randomowych rzeczy i teraz nikt nie jest pewny nawet jakiej orientacji jestem więęęęc mam spokój z shpierami.
"Jenn: O-o radziłabym się odsunąć od drzwi i okien. Hmmm, w sumie mogłabym wysadzić z dwa banki zgarnąć kasę i potem ją wymienić na naszą *mruży oczy i na czworaka idzie szukać katany*
Patrick: Ines chyba nie o to chodziło"
Ines: ...Motywacje ma dobrą.
"Jenn: XDD Właśnie dlatego cię kocham."
Kelly: I nigdy o tym nie zapominaj gwiazdeczko.
"Patrick: Btw *wskazuje na zakochane gołąbki* to czy Tategamiowa zaraz nie przyleci z żalami?
Jenn: Poleciała podbijać dżungle i lasy z jaszczurką i dzikim królem, nie pamiętasz? Tylko narwaniec został"
Kelly: Yoyo jest. Współczynnik Tategamich na metr kwadratowy utrzymuje się w normie.
Jenn: Pamiętamy, na szczęście Taiga wróciła ci przytomność *wróciła z śladem sadzy i kubełkiem lodów czekoladowo - miętowych* Ktoś coś?
UsuńPatrick: *mruży oczy* Przeszłaś tu przez pracownię Haru czy nie umiesz montować bomb?
Jenn: Nie, Izu ma wybitny talent do posługiwania się zapałkami *pokazuje na szczątki helikoptera przed domem* Ale dobra wiadomość jeszcze tylko takie dwa i będę mogła brać czyjś stołek.
Izu: *włosy ma postawione w piękny czub i ogólnie jest czarny na twarzy. Przygląda się Kelly, mrużąc oczy, po czym szepcze coś do Jenn*
Jenn: *uśmiecha się pod nosem*
Damon: *uśmiecha się, opierając policzek o dłoń w skórzanej rękawiczce* Całkiem niezła metoda *widzi Blaisa, który wystawia łeb ze swoim wyszczerzem* Spierdalaj, nie powiedziałem, że to zastosuję. I już na pewno nie z tobą
Blaise: Lepszego towaru nigdzie nie znajdziesz
Jenn: Trzymam za słowo, nie chcę wejść do gabinetu i zobaczyć podobną scenkę jak z kosą, tylko zamiast tego żelastwa jest tam Blaise.
Damon: To nie jest żadne żelastwo, zainwestuj w okulary.
Jenn; Yoyo jest, ale manier nie ma i się nie przywita...a nie, wymazałam mu pamięć *macha ręką* cały czas zapominam. Nie zapomnę, nie zapomnę *szczerzy się*
Jenn: Nie, Izu ma wybitny talent do posługiwania się zapałkami *pokazuje na szczątki helikoptera przed domem* Ale dobra wiadomość jeszcze tylko takie dwa i będę mogła brać czyjś stołek.
Usuń"Izu: *włosy ma postawione w piękny czub i ogólnie jest czarny na twarzy. Przygląda się Kelly, mrużąc oczy, po czym szepcze coś do Jenn*"
Kelly: Hej kwiatuszku co tam tak szeptasz?
"Damon: Całkiem niezła metoda."
Kelly: Wiem. A tam swoją drogą to robisz coś poza mordowaniem potworów ?
"Jenn; Yoyo jest, ale manier nie ma i się nie przywita...a nie, wymazałam mu pamięć *macha ręką* cały czas zapominam. Nie zapomnę, nie zapomnę *szczerzy się*"
Kelly:Czekaj! Yoyo nic nie pamięta? Tak w cholerę nic? Tak nic a nic?
Izu: Nic specjalnego, tylko, że ładne masz zaloty do Damona ;3
UsuńDamon: Huh, głównie podróżuję po wymiarach i uczę się gotować różne rzeczy. A ty? Z tych miliona randomowych rzeczy co robisz najchętniej?
*przegląda twittera twórcy mangi beyblade* Brakuje tylko, by narysował mamę Kyoyi oraz Kakeru a będzie pełna familia Tategami XD
Jenn: Nie pamięta tylko mnie i tego wszystkiego co jest ze mną związane, wybacz XD
Kelly: A co Izu jesteś zazdrosny? *odwróciła się spowrotem do Damona* Najchętniej? *uśmiechnęła się tak po swojemu patrząc mu w oczy* Najchętniej walczę. Chcesz się przekonać?
Usuń"Jenn: Nie pamięta tylko mnie i tego wszystkiego co jest ze mną związane, wybacz XD"
Kelly: Szkoda mślałam, że będę mogła się nim pobawić.
Izu; Ha ha, nic z tych rzeczy *macha ręką, drugą zmywając sadzę*
UsuńDamon: *skrzywił się lekko* Nie walczę dla zabawy, wybacz
Jenn: *mamrocze* Reumatyzm
Damon: Słyszałem!
Jenn: Jesteś najlepszym szefem!
Damon: Idiotka
Jenn: Całe życie. Nom, obecnie dziwnie się na mnie patrzy i podejrzewa chyba że jestem dziewczyną Nila
W komach to on pamięta, Jenn. Inaczej nie byłoby komediowego duetu
Jenn: Ale Izu nie stracił pamięci
*wzdycha* Tego drugiego
Kelsi: *Wybuchła głośnym i długim śmiechem* Rany, aż się po płakałam. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko spadł z 10 do 0 chociaż nie był taki jeden i ona miała dokładnie taką samą minę.
UsuńKelly: Ogarnij się.
Kelsi: Bo co zagrozisz mi rozwodem?
Kelly: O nie zestarzejesz się ze mną skarbie. Wracając do tematów, co mieści się w twojej definicji różnych rzeczy które gotujesz?
"*wzdycha* Tego drugiego"
Kelly:Yyyyyyyy o co chodzi bo nie ogarniam. Mówimy o Alexsie czyyyyyy.....?
"Kelsi: *Wybuchła głośnym i długim śmiechem* Rany, aż się po płakałam. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś tak szybko spadł z 10 do 0 chociaż nie był taki jeden i ona miała dokładnie taką samą minę."
UsuńDobra, bo ja głupieję przez te upały. Z kogo się śmiałaś, Kelsi? Jenn? XD
Jenn: Co ja znów zrobiłam?
Nw, właśnie XD
Damon: Wszystko, co spotkam i co jest dobre. Ostatnio próbowałem ugrilować małego Ortosa, jak to robią u elfów, ale przejechałem z ogniem i potem przez tydzień musiałem spać w hotelu, bo biuro i mieszkanie musiało się wietrzyć.
Nie, chodziło mi, jak to Kruk mówi, że głównie u mnie komentują Jenn&Izu lub Jenn&Kyoya. Wgl gdzie Alex? Żeby mi nie próbował córki uprowadzić, bo chujnia będzie nie rozdział
Kelsi: Śmieje się z Damona bo jednym zdaniem zniszczył swoje niemałe szansę u Kelly.
UsuńKelly: Nie przesadzaj.
Kelsi: Tylko mi nie mów, że teraz przez to, że Ryuga cie zostawił kompletnie zmieniasz swoje upodobania.
Kelly: Tak myślałam *robi mądrą minę, ale długo z nią nie wytrzymuje i cicho się zaśmiała* Nie mam pojęcia co to jest Ortos. Za to przesadzanie z ogniem w kuchni to moja specjalość.
Alex:*szeptem* Hej Harumi. Śpisz?
Jenn: Patrz Damon, a już miałbyś dziewczynę
UsuńDamon: Zachowam kamienną twarz, a potem będę kwilił w kącie, okej?
Jenn: XD
Izu: *słysząc KElly* UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU
Patrick: *odrywa się od gry z siostrą w karty* Czy tym razem sprowadziliście krowę?
Olivia: Krowa robi "muuu", nii
Jenn: Dziecko jest od ciebie mądrzejsze
Patrick: Wasz renifer był łosiem, więc krowa może robić "uuu". Z wami wszystko jest możliwe
Damon: Ortos to taki dwugłowy pies. Strasznie drze mordę i często leci mu piana z pyska. O mam chyba zdjęcie *pokazuje zdjęcie jak ładuje cielsko zwierzaka na ogromną patelnię ubrany w czarny fartuch z napisem "I'm a boss even in kitchen"
Harumi: *kręci głową* Nie, a co?
Kelly: Izu co się dzieje? Mózg wrócił?
UsuńAlex: Pytam bo leżysz tak cichutko.
Kelly: Fajny fartuch. * uśmiecha się złośliwie* Hej Jenn kojarzysz taką kapele The Pretty Reckless?
Izu: Nope, to już podobno niemożliwe *szczerzy się*
UsuńDamon: *odwzajemnia uśmiech* Najlepszy. Nie zamieniłbym na żaden inny
Jenn: *odrywa się od robienia hybryd Raisie* Pretty Reckless? Hmm... *ściąga brwi* oni chyba śpiewali Going to Hell oraz Make me wanna die, czy jakoś tak. A co masz bilet na koncert i chcesz zaciągnąć na niego swoją starą wariatkę?
Raisa: Jesteś młodsza ode mnie. Wszyscy z wyjątkiem chyba niego *wskazuje na Damona* jesteście, więc nie dobijaj, pliis
Jenn: Ogólnie Angel narobiła strasznie dużo dorosłych obecnie
Aż pięciu. Armia po prostu
Jenn: Jak pięciu?
Kimiko, Raisa, Victor, Damon, Kiyoshi
Blaise: A ja to co?
Liczę ich też pod względem psychicznym
Blaise: Dzięki za komplemet
Jenn: Ty lepiej szukaj drugiej pracy, wisisz Kimiko kasę XD
Izu: Nope, to już podobno niemożliwe *szczerzy się*
UsuńKelly:* uśmiecha się pod nosem i to dość szczerze. Po prostu się cieszy, że Izu się nie zmienił* Tak, chce zaciągnąć starą wariatkę, a ty domoniczny Gordonie Ramsei wybierzesz się z nami na koncert?
Alex: Harumi...Oglądałaś już DeadPool 2?
Izu: *cieszy wafla, bo widzi ten ewidentny flirt Kelly, ale zaraz robi minę Grumpy Cat, bo przypomina mu się z kim jest Haru*
UsuńJenn: Oy yeeah! *przeczesała kilka razy włosy, po czym wyrzuciła szczotkę za siebie zwalając szklanki ze stolika* Idziemy?
Damon: Z pięknymi paniami pójdę wszędzie
Harumi: *uśmiecha się* yup, Angel była jedną z pierwszych na premierze
Alex:O. A masz ochote obejrzeć go ze mną po raz drugi? jedynka to był nasz pierwszy wspólny film.
UsuńKelly: No to idziemy ;)
Harumi: *podnosi się na łokciach* Z chęcia, tylko gdzie?
UsuńJenn: O taaak! *wyrzuca pięści d góry i w sumie chciała wyskoczyć przez balkon, ale Damon pokierował ją na drzwi*
Damon: *otwiera dziewczynom drzwi, czeka aż przejdą i sam wychodzi*
Alex: Ummmm nie bardzo mogę stąd wyjść. Ale za to mam ze sobą mój laptop. Więc jeśli masz ochotę na szpitalny seans to jestem gotowy.
UsuńKelly: Jaki dżentelmen. Sprawdzasz czy za drzwiami nie czają się potwory?
Haru: Zasadniczo mogłabym nas przenieść, ale *spogląda na kroplówkę i tym podobne* Powinieneś odpoczywać, więc odpalaj laptopa. Chcesz coś do jedzenia?
UsuńDamon: Bardziej Blaise. Trudniej go zabić, a Jenn często wali bez zastanowienia
Jenn: To się instynkt nazywa *wydyma policzki*
Damon: *targa jej włosy i wyciąga z kieszeni płaszcza paczkę papierosów* Palisz, Kelly?
Alex: Jedyne czego chce to spędzić z tobą tak dużo czasu jak to tylko możliwe.
UsuńKelly: W stosunku do czego trudniej. Ciebie czy potworów? A pale tylko mosty.
Harumi: Hai hai, panie kapitanie. Na pewno nic nie chcesz? *mamrocze pod nosem, a po chwili w jej dłoni pojawia się miska z żelkami*
UsuńDamon: Potworów. One nie są głupie, no zazwyczaj i działają według jakiegoś planu, a Blaise przeciwnie. Ciężej na tàkiego obrać strategię. Nawet jak jest słaby
Alex: *uśmiecha się* Czasam zapominam, że moja super dziewczyna ma super moce.
UsuńKelly: No tak z wariatami się nie walczy za nimi się szaleje. Jenny jesteś jeszcze znami czy uciekłaś?
Damon: Gejem nie jestem, Blaise musi szukać szczęścia gdzie indziej. Właściwie to nigdy nie byłem na ziemskich koncertach...często zapada się na nich scena lub pojawiają ciemne wiry?
UsuńJenn: Jeeestem~ *macha skrzydłami, prowadząc przed sobą wózek wypełniony różnymi napojami i żarciem* Uznałam, że się przydadza, a ta wybita szyba i drzwi od marketu to nie Ja, tak już było jak przyszłam. A z uciekaniem to poczekam na dogodny moment *puszcza im oczko*
Haru: No widzisz *wkłada mu żelka do buzi*
Kelly: No ja myślę, że lubisz kobiety. Kombinuje jak cie poderwać odkąd pojawiłeś się w świecie tej latającej świruski. Jenny jeżeli to ty odwalasz coś właśnie na scenie to ostrzegam, ze nie chce tego zobaczyć. * widzi lecącą do nich Jenny* co tu się kurwa dzieje?
UsuńAlex: Na pewno chcesz oglądać film boo zawsze możemy to przełożyć i zająć się czymś przyjemniejszym.
Widzę, że nie tylko ja nie mogę spać xD
UsuńDamon: Ohoho, co to moje uszy słyszą *wypuszcza dym przez usta* Aż tak ci zaimponowałem? *unosi brew i kącik ust*
Jenn: Ja nic nie robię, jestem wyjątkowo grzeczna *zdmuchuje włosy z twarzy* Poza tym noc za młoda, wszyscy jeszcze są trzeźwi
Damon: *śmieje się z reakcji Kelly* Jeszcze do tego nie przywkłaś?
*Gdy wszyscy wiedzą o co chodzi Alexowi*
Patrick&Alice: Francuzi...
Haru: Hmmm *przechyla głowę, powoli gryząc zelka węża* A co proponujesz?
Yup. Nocne Marki łączmy się!
UsuńKelly: A uwierzył byś gdybym ci powiedziała, że poluje na demona już odłuższego czasu, a ty miałeś pecha być w moim typie.
Alex:* przysówa się do Haru zakłada kosmyk jej włosów za ucho i szepta* Zjedzmy gofry. :)
Niestety o 2:40 już padłam XD
UsuńDamon: Huh *trze brodę w zamyśleniu* Nie wiem po co ci demon, chyba, że kolekcjonujesz oryginalne tęczówki, a ludzie nie mają czerwonych
*śmieje się z Alexa*
Patrick: Tsk
Alice: *odwraca wzrok*
Izu: *prawie na zawał zszedł*
Haru: Okeej! ^^
Kelly:*roześmiała się* Ale miałeś minę. Spokojnie tylko żartowałam. A tak na marginesie istnieją ludzie z czerwonymi tęczówkami. To znaczy wydaje mi się, że to ludzie.
UsuńAlex: Kocham cie.
*zdycha przy wiatraku* Ta pogoda to żart...
UsuńDamon: *przepycha się przez tłum, ignorując natarczywe spojrzenie kilku kobiet i robiąc Kelly drogę* Serio? Myślałem, że zdarzają się wam takie na zdjęciach...lub kilka demonów uznało, że pierdoli zasady. Obstawiam to drugie *przez nieuwagę przywalił jakiemuś knypkowi w głowę i wysłał go w tłum* Ow..fuck
Jenn: *dyskretnie jak cholera opuściła Damona oraz Kelly, co widać po tym, że co jakiś czas ludzie odlatuję uderzeni przez kule energii*
Harumi: *pocałowała go* Ja ciebie też ^^ To gdzie te gofry? Idziemy okraść pielęgniarki z gofrownicy czy podjedziemy gdzieś? *wstała z łóżka i zgarnęła z korytarza pusty wózek inwalidzki*
Kelly: Tak, ale poza tym są na przykład albinosi. Chociarz jak się tak nad tym głębiej zastanowić to fakt on mógł stwierdzić, że pierdoli zasady....Chwila jakie zasady?* zaśmiała się widząc lecącego knypka* Cały jest nie martw się.
UsuńAlex: * odczepia kloprówkę* Nie musisz mnie wozić. Jestem chory na głowę nie na nogi. *zarzartował* Przebiorę się tylko z tej piżamy i możemy wyjść.
Damon: A takie umowne przepisy, żeby nie na dzień nie przekraczać limitu ludzkim trupów lub starać sie ograniczać liczbę świadków przy używaniu magii, jednak...*wskazuje palcem na trasę wędrówki Jenn* Większość ma na to wyjebane. W sumie ja też, ale ona to już wgl...*macha ręką* nie martwię, gdzie masz bilety?
UsuńHarumi: *mruży oczy, bo tryb troskliwej siostry jej się włączył& A przypadkiem te leki w kroplówce nie są ci potrzebne?
Kelly: Nie martw się o bilety może nie wyglądam, ale jestem ogarnięta. To moja super moc. ;)
UsuńAlex: *zakłada bluzę* To tylko sól fiziologiczna i antydepresanty. A najsilniejszym antydepresantem jesteś ty.
Damon: Ja w to nigdy nie wątpiłem *uśmiecha się* Chowasz jeszcze jakieś asy w rękawie czy zamierzasz mi je pokazać później?
UsuńHarumi: *wydyma policzki* No ja mam nadzieję *wychyla się przez drzwi* Lepiej się pośpiesz, bo słyszę czyjeś kroki na schodach i brzmią jakby to były pięlegniarki
Kelly: Może. *uśmiecha się figlarnie* O zaczynają.
UsuńSomebody mixed my medicine
Somebody mixed my medicine
Well you hurt where you sleep and you sleep where you lie
Now you're in deep and now you're gonna cry
Got a woman to your left
And a boy to your right
You start to sweat so
Hold me tight 'cause
Alex:*ujmuje wydente policzki Harumi dłonią i delikatnie je ściska kiedy mówi * Jestem gotowy i nie panikuj to tylko pielęgniarki, a nie antyteroryści.
Damon: *znalazł sobie podłokietnik w postaci jakiegoś faceta, którego uciszył samym spojrzeniem i tak stoi, paląc i słuchając, bo nie zna kompletnie zespołu*
UsuńHarumi: Nie panikuje, ok? Mam na co dzień dotyczenia z o wiele gorszymi typami >.< No gotowy jesteś?
Alex: Jesteś urocza kiedy się złościsz. Jestem gotowy.
UsuńDamon: *odbiera telefon* Tak?
UsuńJenn: Jak flirt?
Damon: Gdzie jesteś?
Jenn: Nuu, nie odpowiada się pytaniem na pytanie
Damon: *wzdycha* Nie ma go, ok?
Jenn: No no nie bądź taki nieśmiały, Kelly jest serio fajna
Damon:...*przejeżdża sobie ręką po twarzy*
Jenn: Hyhy, ja postanowiłam trochę wrócić do dawnych nawyków i dreczę Yoyo
Damon: To znaczy?
Jenn: Emm, nic takiego tylko włożyłam mu słuchawkę do ucha i zaraz puszczę jakieś psychiczne śmiechy i krzyki. Ciekawe czy dostanie padaczki...
Damon: Milutka jesteś
Jenn: *czknęła cicho* Wiadomo!^^
Harumi: Tak, tak, wcale że nie &ruszyła przez korytarz trzymając się wózka i odpychając jedną nogą*
Kelly: *poprostu dobrze bawi się na koncercie śpiewając każdą jedną piosenke zła na Jenn, że ją zostawiła*
UsuńAlex:*uśmiecha sięi idzie za nią*
Jenn: *ryk Yoyo obudził pół osiedla, więc zadowolona z siebie wsiadła na randomowy rower i wraca*
UsuńArtemis: *rozgląda się czujnie*
Jenn: Uspokoj nerwy, nie ma jej tu
Artemis: *koło jej włosów świnęła złota strużka* Na pewno?
Jenn: Ja pizgam...akurat dojeżdżamy! *slychać już piosenki*
Jenn: No Urania ma to gdzieś ci powiem *toporem odbija strużkę*
Damon: *widząc wybuch* O Jenn wraca
Harumi: Idziemy po tych gofrach do kina?
Kelly: *Ogląda wybuchy* Przysięgam, że jeszcze przerwią przez to koncer to się ze złoszczę...Idę zobaczyć co się dzieje.
UsuńAlex: Z tobą to i na koniec świata.
Urania&Artemis: *atakują się nawzajem, a że Urania wybitnie nie lubi tłumów, to się cofają do miasta*
UsuńJenn: *przekoziołkowała na rowerze dobre 200 metrów, reklamówka z koszulkami z logiem zespołu poleciała jej ba trawę, podobnie jak dwa piwa* Kurwa mać *podniosła się do siadu i zaczęła masować głowę* Nie mogłaś mówić o niej wcześniej?!
Artemis: Sorki, myslalam, że nie żyje!
Jenn: To beye mogą umrzeć?
No Ry...
Jenn: Cichooo
Harumi: ^^
*życiowe rozmyślania* Jak to jest, że cały rok praktycznie nie używam legitymacji, a jak jest potrzebna, to się gubi...-.-
Bo jest ci nie potrzebna więc gdzieś ją odkładasz i zapoinasz gdzie.
Usuń#Capitan Oczywisty
Kelly: Jenny co się dzieje? Jak pomóc? Oraz bey może być introvertykiem?
Alex: Chcemy oiec te gofry czy pójdziemy do cukuerni?
Jeszcze w połowie lipca ją miałam ;-;
UsuńJenn: Nic wielkiego, moja droga po koszulki dla nas nieco się wydłużyła, a potem przywaliła się Urania *pokazuje na beye w oddali* która ma coś do Art. I nie mam zielonego pojęcia, ale ona taka jest. Ostatnio ciskała w ludzi meteorytami, by odeszli XD
Harumi: Mnie jest wszystko jedno *rzuciła wózek na bok i zawiesiła mu się na ramieniu* O i moglibyśmy w przyszłym tygodniu pójść na basen, widziałam, że otwierają nowy aquapark ^^
Kelly: Meech. *walneła ją pięścią w ramię* Nigdy więcej nie zostawiaj mnie ze swoim szefem. Rany. Tak niezręcznego spotkania nie miałam od podstawówki. Człowiek myśli, że jak jest przystojny, umie gotować i poluje na potwory to nie może być źle. Myliłam się!...A bey jest introwertykiem jak nic.
UsuńAlex: *obejmuje ją jedną ręką w tali i tak sobie idą* Aquapark? Brzmi nieźle.
Jenn: Ohoho czyli flirty nie wyszły no przykro. Ja go bardzo lubię, ale to już dłuższa znajomość xD *wreszcie się podniosła i wzięła reklamówkę* Rower nie mój, Artemis jak skończy to przyjdzie, więc możemy iść
UsuńHarumi: Wiedziałam :3
Kelly: Daruj sobie żarty... Nie wiem czy mam ochotę wracać na koncert. Co powiesz na jazdę wózkiem po mieście?
UsuńAlex: Tylko ostrzegam w wodzie jestem ślepy jak kret.
Jenn: Ja zawsze i wszędzie, choć nie mam mojej wyrzutni *zerka na odległe błyski fioletu, złota i czerni* Bywa *otwiera jedno piwo i kiwa drugim w stronę Kelly* Chcesz? Odreagujesz sobie xD
UsuńHarumi: *macha ręką* Poradzimy sobie, najwyżej wypożyczymy ci taką deskę, byś się przypadkiem nie utopił lub w coś wpadł
Kelly: Na ciebie zawsze moge liczyć.*otwiera swoje piwo i bierze łyk*
UsuńAlex: Umiem pływać, ale jak zacznę rozmawiać z obcymi ludźmi to mnie ratuj.
Jenn: Haha, no wiadomo *zarzuciła reklamówkę na ramię* to lecimy po wózki *wyrzuciła ręce do góry*
UsuńHarumi: Okej, nie opuszczę cię ani na krok
,,Jego kieliszek z lekarstwami musiał wyglądać jak paczka skitelsów."
OdpowiedzUsuńJa: Lubię skittlesy...
Jack: Kruk! Mogłabyś przez moment nie myśleć o jedzeniu i napisać ogarnięty kom! Jest pod 12 w nocy, a ty masz jutro być żywa!
Ja:Ale po co te nerwy... Czy ja w ogóle muszę mówić, jak bardzo dobry był ten rozdział? Tak otóż chcę. Więc tak jak już kiedyś mówiłam powrót godny super nowej, ale niech no cię nie będzie jeszcze raz przez tak długi czas to...stanie się zdecydowanie coś złego U^U
Ja: Już tak nie strasz, bo jeszcze kogoś przestraszysz -_-
Lilka:*Stoi z zamkniętymi oczyma w dziwnej pozycji na rozstawionych i ugiętych lekko nogach z tułowiem obróconym lekko w prawo oraz rękoma ułożonymi jakby trzymała w ręku niewidzialną piłkę.*
Jack:*obojętny na wszystko dłubie małym palcem w uchu* Jak to mówią, każdy przeżywa wszystko na swój sposób.
Lilka: Kshy.
Jack:Eheheh^^"
Ja: Kiedy czytałam ten rozdział, to nie wiem dlaczego, ale tak mi serce biło, a w głowie miałam tylko takie: i co dalej? I co dalej?! Była to taka mieszanka słodyczy, smutku i chorób psychicznych, że poczułam się jak u siebie.
Jack: Na końcu przyszła Ines, żeby nas wszystkich po wkurzać.
Ja: Chyba podeślę lik do tego rozdziału kumpeli, to może nasze myśli samobójcze zminimalizują się na jakiś czas. Ta Clementine od razu mi się z nią skojarzyła. Pat nadchodzę! Dzieciaczki zostawiam was samych, bądźcie grzeczni.
Jack: Ja zawsze jestem grzeczny :D
Lilka:*to samo co wcześniej*
Lenox:*on tu przyszedł z nadzieję, że zobaczy Betty. Do Lilki:*Tylko proszę nie przeforsuj się.
Lilka: Kkhhy.
Reszta:*puki co siedzą cicho*
,,-Oś, wokół której organizuje się struktura psychiczna człowieka."
Jack: Kuźwa, ale doktorku to jest gówniak. Aleś ma ile...pięć lat? Bez Kruka to ja ledwo rozumiem co ty tu rozprawiasz.
,,-Czyli tak jakby mam w głowie młodszego brata?"
Jack: Nie mam pytań -.-
,,Violin, Violin. Skąd ja znam to nazwisko?"
Jack: Prześliczna wio- wiolo- wiolonczelistka-la la la.
,,-Chętnie. Ummm. Nazywam się Aleksander Blanc…"
Jack: Siemasz Aleś dawnośmy się nie widzieli :)
,,-Anatomie człowieka i tylko oglądam obrazki."
Ja: Oooo :)
Jack:*wzdryga się* Ostrzegaj jak wchodzisz, co? O_o
,,-Zawsze byłeś kujonem. Następnym razem przyniosę ci komiksy, a teraz nauczę cię grać w karty. A jak już stąd wyjdziemy to zabiorę cię do kasyna."
Jack: Ee Sonik?! Chyba znaleźliśmy twojego zaginionego brata...
Speedy:*mina z cyklu ,,Och naprawdę?"*
Jack: A serio Doji jak nie masz kompana do takich gierek, to weź, zagadaj do Czarnej. Ostatnio zbrukała honor połowy Hadesu, drugiej połowy po prostu jeszcze nie zdążyła.
Lilka:*w myślach: ,,Ludzie w tym budynku nie znają znaczenia słowa honor"*
Jack: Ziggurat wymyśla jej różne gierki, zaprasza na kolacyjki, chyba chcę się zaprzyjaźnić...*widzi, że pierniczenie o Szopenie nie działa na Lilkę więc tylko macha ręką*
,,-Bo to, że kogoś kochasz nie znaczy, że masz prawo zatruwać mu życie."
UsuńLilka:*w myślach:,,No jakbyś mi to wyjął z głowy, maluchu."*
,,-Bo człowiek jest niczym innym jak sumą własnych wyborów."
Jack: To na pewno dziecko, a nie papież?
,,-Woźny lubi moje rozweselające cukierki."
Speedy&Jack: A to mała :) Tfu! Wypluj to! Sam to wypluj!
Lilka:*brew jej drga przez tych debili. Dla niej kucie dzieci igłami, lekarze, lobotomia (zabawne, bo właśnie dziś o tym czytałam) scena z mamą Alexa i cały ten cierpiętniczy rozdział w pigułce to jednak za dużo tak więc postanowiła zabić wszystkich tych lekarzy i pielęgniarki, jakby to oni byli odpowiedzialni za całe zło tego świata*Ka...me...ha...*błękitna kula energii formuje się w jej rękach*
Lenox: Chwila, moment, zaraz! Lilka mówiłaś, że ten, kto nie kontroluje siebie, nie kontroluje niczego!
Lilka:*patrzy na niego przez dłuższą chwilę*Nie łap mnie za słówka kocie. Takie śmieci jak oni tylko brudzą krajobraz.
Lenox: Lilka nie bądź dziecinna U-U"
Lilka: Ka...!
Lenox: Chwileczkę! Nie to miałem na myśli! Po prostu nie jesteś tu od wyznaczania sprawiedliwości.
Lilka: Sprawiedliwości? Mam ją gdzieś. Wiesz, że zwyczajnie nienawidzę rzeczy, które mnie obrzydzają.
Lenox:*uderza głową o podłoże* I jak ja mam z tobą rozmawiać.
Lilka:*z racji, że ma swoje limity, to dłużej już nie da rady i cała ta energia się rozprasza* Cudownie. No i całe to kumulowanie resztek energii poszło na psy szczekać U-U
Lenox: Wybacz^^" Przynajmniej nauczyłaś się kamehame-ha. To duży postęp. Brawo. Sajanie by się ciebie nie powstydzili.
Lilka:*łapie się za podbródek* Hym. To jeszcze nie było idealne...A TO DLATEGO, ŻE MI BEZCZELNIE PRZERWAŁEŚ!
Lenox: O-O
Jack:...O, patrz Czarna, deszcz pada.
Lilka: Gdzie?*już jej nie ma, poszła postać na deszczu*
Jack: Kamień z serca co?
Lenox: Hym.
Ja: Jaki tam deszcz? Burza jest. Lilka wracaj, proszę do domu!
Jack: Było bardziej się rozpisywać.
Zmora: Nie rozumiem, po co te wrzaski. Piorun jej nie strzeli, a nawet jeśli to tylko lepiej.
*cykanie świerszczy w tle*
W każdym razie tęskniłam, ślę wenę i czekam na ciąg dalszy.
"Lilka:*Stoi z zamkniętymi oczyma w dziwnej pozycji na rozstawionych i ugiętych lekko nogach z tułowiem obróconym lekko w prawo oraz rękoma ułożonymi jakby trzymała w ręku niewidzialną piłkę.*"
UsuńKelly:*staje przed nią w takiej samej pozycji i próbuje sobie przypomnieć skąd to zna*
"Jack:*obojętny na wszystko dłubie małym palcem w uchu* Jak to mówią, każdy przeżywa wszystko na swój sposób."
Kelly: A z tobą jak było?
"Ja: Kiedy czytałam ten rozdział, to nie wiem dlaczego, ale tak mi serce biło, a w głowie miałam tylko takie: i co dalej? I co dalej?! Była to taka mieszanka słodyczy, smutku i chorób psychicznych, że poczułam się jak u siebie."
Ja: Dziewczyno ty to umiesz prawić komplementy.
"Ja: Chyba podeślę lik do tego rozdziału kumpeli, to może nasze myśli samobójcze zminimalizują się na jakiś czas. Ta Clementine od razu mi się z nią skojarzyła."
Ja: Obym tylko nie pogorszyła sprawy.
"Lilka:*to samo co wcześniej*"
Kelly: Nieee ty chyba....
"Lenox:*on tu przyszedł z nadzieję, że zobaczy Betty. Do Lilki:*Tylko proszę nie przeforsuj się."
Kelly: Hejj Kici kici. Ona robi to co myślę czy...
Betty; Nie wołaj mnie per Kici kici.
Kelly: Nie wołałam ciebie mówiłam do *przestała na moment patrzeć na Lilke ,przeniosła wzrok na zamurowaną Betty i uśmiechnęła się paskudnie* Mówiłam do Lenoxa, ale fajnie wiedzieć, że słuchasz.
"Jack: Prześliczna wio- wiolo- wiolonczelistka-la la la."
Doji: Nie to nie to.
"Jack: Siemasz Aleś dawnośmy się nie widzieli :)"
Alex: No fakt trochę zeszło. Słyszałem, że się o mnie martwiłeś.
"Jack: Ee Sonik?! Chyba znaleźliśmy twojego zaginionego brata..."
Doji: Mam dwóch braci i żaden z nich nie jest jeżem.
"Jack: A serio Doji jak nie masz kompana do takich gierek, to weź, zagadaj do Czarnej. Ostatnio zbrukała honor połowy Hadesu, drugiej połowy po prostu jeszcze nie zdążyła."
Doji: Kompanów mi nie brak. Poprostu chciałem nauczyć brata grać, a gdzie lepiej się gra niż w kasynie?
"Jack: To na pewno dziecko, a nie papież?"
Clementine: Jestem Clementine, a wy jesteście dziwni.
"Speedy&Jack: A to mała :) Tfu! Wypluj to! Sam to wypluj!"
Clementine: Serio Alex z kim ty się teraz zadsjesz?
Alex: Też się czasem zastanawiam
"Lilka:Ka...me...ha...*błękitna kula energii formuje się w jej rękach*"
Kelly: Choroba dobrze myślałam.
"Lilka:*z racji, że ma swoje limity, to dłużej już nie da rady i cała ta energia się rozprasza* Cudownie. No i całe to kumulowanie resztek energii poszło na psy szczekać U-U"
Kelly: Co marudzisz ładną kulkę ukulałaś, a przeszłości i tak nie zmienisz.
"Lilka: Gdzie?*już jej nie ma, poszła postać na deszczu*"
Kelly: No ta. A gdzie" Cześć"? A gdzie "co słychać" ?
"W każdym razie tęskniłam, ślę wenę i czekam na ciąg dalszy."
Ja: Też tęskniłam i cieszę się z powrotu.
,,Kelly: A z tobą jak było?"
UsuńJack: Ale co ze mną?
,,Ja: Dziewczyno ty to umiesz prawić komplementy."
Ja: Hyhy :)
Jack: To był sarkazm. Jesteś w tym do kitu tak samo jak w pocieszaniu.
Ja: No dzięki Jack. Na ciebie zawsze można liczyć.
Jack:*aura dumy* Tak zawsze cię dobiję :)
,,Ja: Obym tylko nie pogorszyła sprawy."
Ja: Nieee. Dobrze będzie.
,,Kelly: Nie wołałam ciebie mówiłam do *przestała na moment patrzeć na Lilke ,przeniosła wzrok na zamurowaną Betty i uśmiechnęła się paskudnie* Mówiłam do Lenoxa, ale fajnie wiedzieć, że słuchasz."
Lenox: Wystarczyło zwrócić się po imieniu. Witaj Betty.
,,Doji: Nie to nie to."
Jack: Znaczy jeszcze o niej usłyszymy.
,,Alex: No fakt trochę zeszło. Słyszałem, że się o mnie martwiłeś."
Jack: No taak. Bardzo. Przecież ja się zawsze o ciebie martwię.
,,Doji: Mam dwóch braci i żaden z nich nie jest jeżem."
Speedy: To fantastycznie.
,,Doji: Kompanów mi nie brak. Poprostu chciałem nauczyć brata grać, a gdzie lepiej się gra niż w kasynie?"
Jack: No proszę. Taki dobry brat.
,,Clementine: Jestem Clementine, a wy jesteście dziwni."
Jack: A ja jestem Jack i tak słyszałam.
Lilka: To ty tu jesteś od pijaru, a nawet się normalnie przedstawić nie umiesz.*chrząka* Ja jestem Lilka, a ten bezczelny dzieciak obok to Jack. Ten ulizany w okularach to Speedy, a to mój kocur Lenox i tak jakkolwiek dziwne by to nie było on naprawdę mówi.
Lenox: Miło mi :)
,,Clementine: Serio Alex z kim ty się teraz zadsjesz?
Alex: Też się czasem zastanawiam."
Jack:*ściska t-shirt na poziomie serca* Jak mogłeś, a ja przecież się tak o cb zamartwiałem.
Lilka:My się nie zadajemy U-U
Lenox: Alexander to z pewnością dobry weterynarz.
Speedy:*z dupy* Idę do sklepu po cytryny.
Lilka: Kup mi mleko czekoladowe.
Jack: Tylko uważaj żeby cię coś na pasach nie potrąciło :)
Speedy: Co za troska. Dzięki :)
Jack:*kiedyś Speedy wychodzi on biegnie do swojego kabrkio*
Lilka: Natychmiast wyjdź z tego samochodu!
Jack: Daj spokój to moja szansa. Nie po to go tak podrasowałem żeby się kurzył jeszcze przez trzy lata.
Lilka: Prosiłam żebyś wyszedł z samochodu.
Jack: Czy ty zawsze musisz psuć mi zabawę?
Lilka: Wyjdź z tego kradzionego samochodu ty biały niedorozwinięty chomiku! >.<
Jack: Jesteś śmieszna kiedyś wściekasz się z bezradności wiedziałaś? :)
Lilka:*wzdycha*
,,Kelly: Co marudzisz ładną kulkę ukulałaś, a przeszłości i tak nie zmienisz."
Lilka:...To głupie, że nie mogę wpływać na fabułę. W takich sytuacjach zastanawiam się po co mi ten kompas?
Zmora: Zawsze możesz naleźć i odebrać zegarek od manipulowania czasem kolejnemu podróżnikowi w czasie chodź tu on i tak nie zadziała.
Lilka: Czy nawet magia musi mieć swoje reguły?
Zmora: Tak.
Lilka: To słabo...
Zmora: Ale reguły zawsze można omijać :)
Lilka: Mmmym :) Szlak! Po co ja z tobą gadam?
Zmora:*bezcielesny śmiech*
,,Kelly: No ta. A gdzie" Cześć"? A gdzie "co słychać"?"
Lilka: Powiedziałaś, że nie interesują cię takie ceregiele jak powitania, uściski, całuski na do widzenia czy zwykłe jak ci minął dzień to dlaczego się mnie czepiasz?
Jack: ogarnij się z tym staniem na deszczu bo znów się przeziębisz.
Lilka: Nie matkuj mi. Sama potrafię o siebie a-psik! Ach.
Jack: Tak ty sama z pewnością o siebie apsik.
"Jack: Ale co ze mną?"
UsuńKelly: No przecież wiesz. : "każdy przezywa to na swój sposób". Jak ty to przeżyłeś?
"Ja: Hyhy :)
Jack: To był sarkazm. Jesteś w tym do kitu tak samo jak w pocieszaniu."
Ja: To nie był sarkazm.
"Lenox: Wystarczyło zwrócić się po imieniu. Witaj Betty."
Kelly: Tak było by nudno.*odpowiedziała, ale nawet nie liczy, że odpowiedź dotarła do Lenoxa*
Betty: Witaj.
"Jack: Znaczy jeszcze o niej usłyszymy. "
Doji: Może. Zależy czy Hania napisze to co sobie tam wymyśliła.
"Jack: No taak. Bardzo. Przecież ja się zawsze o ciebie martwię. "
Alex: To miło *uśmiecha się*
"Jack: No proszę. Taki dobry brat."
Kelly: Też byś tak chciał co nie.
"Lilka: To ty tu jesteś od pijaru, a nawet się normalnie przedstawić nie umiesz.*chrząka* Ja jestem Lilka, a ten bezczelny dzieciak obok to Jack. Ten ulizany w okularach to Speedy, a to mój kocur Lenox i tak jakkolwiek dziwne by to nie było on naprawdę mówi.
Lenox: Miło mi :)"
Clementine: *spojrzała na nich wszystkich po kolej* No ciekawie. *do Alex'a* Jesteś pewny, że nie rozpylają prochów w powietrzu?
Alex: Raczej nie, Lenox mówi też w innych miejscach.
Clementine: No dobra uznajmy, że w to wierze.
"Jack:*ściska t-shirt na poziomie serca* Jak mogłeś, a ja przecież się tak o cb zamartwiałem."
Alex: Daj sobie spokój on cie nie słyszy, a mnie to nie obchodzi.
"Lilka:My się nie zadajemy U-U"
Clementine: No to co tu robisz?
"Lenox: Alexander to z pewnością dobry weterynarz."
Clementine: *zadarła głowę do góry i spojrzała na Alex'a* Serio?
Alex: Tak wyszło.
Clementine: W sumie to nic dziwnego nurkowałeś w beczce, żeby wyciągnąć szczura.
Alex: To Alex...
Clementine: Jaaasne już się nie powtarzaj.
"Jack:*kiedyś Speedy wychodzi on biegnie do swojego kabrkio*
Lilka: Natychmiast wyjdź z tego samochodu!
Jack: Daj spokój to moja szansa. Nie po to go tak podrasowałem żeby się kurzył jeszcze przez trzy lata."
Kelly: O masz nową zabawkę. Komu zabrałeś?
"Lilka:...To głupie, że nie mogę wpływać na fabułę. W takich sytuacjach zastanawiam się po co mi ten kompas?"
Kelly: Do otwierania portali i szukania bey'a.
"Zmora: Zawsze możesz naleźć i odebrać zegarek od manipulowania czasem kolejnemu podróżnikowi w czasie chodź tu on i tak nie zadziała."
Zmora:*bezcielesny śmiech*"
Clementine:... Alex?
Alex: Taaaa to też się zdarza gdzie indziej. Po prostu ignoruj.
"Lilka: Powiedziałaś, że nie interesują cię takie ceregiele jak powitania, uściski, całuski na do widzenia czy zwykłe jak ci minął dzień to dlaczego się mnie czepiasz?"
Kelly; Bo się nawet nie odezwałaś do mnie tylko pobiegłaś na ten mokry deszcz. A teraz wypij tą gorącą herbatę zanim się zdeneruje.
Kelly: No przecież wiesz. : "każdy przezywa to na swój sposób". Jak ty to przeżyłeś?
UsuńJack: Skomentowałem zachowanie Czarnej odnośnie powyższego rozdziału. Moje przeżywanie czegokolwiek skłania się do olewania. Nie mów, że nie zauważyłaś? Może jednak powinnaś skorzystać z pomocy lekarza?
,,Ja: To nie był sarkazm."
Ja: No widzisz.
Jack:...Hania tylko stara się być miła :D
Ja: Idź ty.
,,Kelly: Tak było by nudno.*odpowiedziała, ale nawet nie liczy, że odpowiedź dotarła do Lenoxa*"
Lenox: Aha.
,,Betty: Witaj."
Lenox: Co tam u ciebie?
,,Doji: Może. Zależy czy Hania napisze to co sobie tam wymyśliła."
Jack: Tak coś czułem.
,,Alex: To miło *uśmiecha się*"
Jack: Ja zawsze jestem miły.
,,Kelly: Też byś tak chciał co nie."
Jack: Nie.
,,Clementine: *spojrzała na nich wszystkich po kolej* No ciekawie. *do Alex'a* Jesteś pewny, że nie rozpylają prochów w powietrzu?
Alex: Raczej nie, Lenox mówi też w innych miejscach.
Clementine: No dobra uznajmy, że w to wierze."
Lilka:*w myślach: Właśnie tak się kończy bycie miłym. A miałaś z tym skończyć.*
Jack: Nie rób z nas świrów świrze.
Lilka: Ehem. Jakby nie patrzeć jesteśmy świrami.
Jack: Mniejsza. To ona chce "ze sobą skończyć" wybierając najbardziej samolubne i najłatwiejsze wyjście. Z matką się nie dogadujesz więc kto cię tam wsadził, opieka społeczna?
Lilka: Jej życie, jej wybór. To co chciała zrobić wymaga olbrzymiej odwagi ty głąbie.
Jack:Pierniczenie. Nie widzieliśmy czy w końcu zrobiła to co chciała. Równie dobrze w ostatniej chwili mogła się zawahać skoro tak ciągle zdążali zabrać jej szkiełko.
*jak zwykle po dwóch stronach barykady rzucają sobie akie spojrzenia, że aż iskry lecą na prawo i lewo*
,,Alex: Daj sobie spokój on cie nie słyszy, a mnie to nie obchodzi."
Jack: Ach czyli teraz mam przyjemność z braciszkiem. Dziwne bo kiedyś zazwyczaj słyszeliście nasz obaj.
,,Clementine: No to co tu robisz?"
Lilka: Pilnuję Jacka, a Lenox z kolei pilnuje mnie.
,,Kelly: O masz nową zabawkę. Komu zabrałeś?"
Jack: Nie zabrałem. Dostałem na urodziny od demonów. Mają gest no nie?
Lilka: A jak myślisz skąd Jenn i Izu go wzięli? Nawet nie wiemy co z tym facetem. Mógł już zgłosić kradzież i pobicie na policję, a to ty siedzisz w tym aucie.
Jack: Eee tam. Czarna bądźmy dobrej myśli. Gość na pewno nie żyje *uśmiecha się tym swoim dziecinnym, chłopięcym uśmiechem i chodź silnik jest wyłączony on kreci kierownicą i wydaje różne dźwięki*
Lilka:*rozmasowuje skroń*
Ja: Ja po prostu ich kocham XD
,,Kelly: Do otwierania portali i szukania bey'a."
Lilka: O tym nie zapomniałam możesz być spokojna. Miałam namyśli wyłącznie takie chwile jak ta.
,,Kelly; Bo się nawet nie odezwałaś do mnie tylko pobiegłaś na ten mokry deszcz."
Lilka: Po prostu lubię kiedy pada.
,, A teraz wypij tą gorącą herbatę zanim się zdeneruje."
Lilka: Tak trzydzieści stopni w słońcu, a ty mi karzesz pić herbatę. Nie trzeba, dzięki, porostu samo przejdzie.
Ja: Herbata jest dobra na wszystko U.U
Lilka: Weź emigruj do Anglii i pij tam herbatę zajadając ciasteczkami do końca życia.
Ja: Dobra, ale ty ze mną.
Lilka: Nie mogę mam strasznie elastyczne godziny pracy.
Ja: Akurat na słodycze zawsze przyjdziesz.
"Lenox: Co tam u ciebie? "
UsuńBetty: Jaszczur się wyniósł więc mam więcej przestrzeni życiowej.
"Jack: Nie."
Kelly: Chciałbyś. Doji ci imponuje.
"Jack: Nie rób z nas świrów świrze."
Alex: Nie miałem takiego zamiaru.
"Jack: Mniejsza. To ona chce "ze sobą skończyć" wybierając najbardziej samolubne i najłatwiejsze wyjście. Z matką się nie dogadujesz więc kto cię tam wsadził, opieka społeczna?"
Clementine: Może po prostu to olej co? W końcu to twój styl co nie?
"Lilka: Jej życie, jej wybór. To co chciała zrobić wymaga olbrzymiej odwagi ty głąbie."
Clementine: *pociągneła Alex'a tak mocno za rękę, że aż musiał się pochylić i powiedziała mu to do ucha* Ona też chce, prawda?
Alex: *też szeptem* Tak, ale z innego powodu.
"Jack: Ach czyli teraz mam przyjemność z braciszkiem. Dziwne bo kiedyś zazwyczaj słyszeliście nasz obaj."
Alex: Nie będę ci tłumaczył jak to działa.
"Lilka: Pilnuję Jacka, a Lenox z kolei pilnuje mnie."
Clementine: *jeszcze raz spojrzała na wszystkich po kolei* Brzmi adekwatnie.
"Jack: Eee tam. Czarna bądźmy dobrej myśli. Gość na pewno nie żyje *uśmiecha się tym swoim dziecinnym, chłopięcym uśmiechem i chodź silnik jest wyłączony on kreci kierownicą i wydaje różne dźwięki*"
Clementine: *patrzy na Kelly* Ty go lubisz.
Kelly: A jak przyznam ci racje dasz mi się uczesać?
Clementine: Nie.
Kelly: Hyhy.
"Lilka: O tym nie zapomniałam możesz być spokojna. Miałam namyśli wyłącznie takie chwile jak ta. "
Kelly: Wiem, mam podobnie.
"Lilka: Po prostu lubię kiedy pada."
Kelly: Wiem lubisz stać w deszczu z twarzą zwróconą w stronę nieba.
"Lilka: Tak trzydzieści stopni w słońcu, a ty mi karzesz pić herbatę. Nie trzeba, dzięki, porostu samo przejdzie."
Kelly: Sranie w banie pij herbatę. Masz katar.
,,Betty: Jaszczur się wyniósł więc mam więcej przestrzeni życiowej."
UsuńLenox: To chyba miło.
Lilka: Jak diabli. A-psiu!
Lenox: Może się położysz?
Lilka: A może nie?
Jack: Won ty mała zarazo bo wszystkich pozarażasz.
Lilka: Zaraz panie nie poganiaj pan dobre? :)
Jack: Dobre :)
,,Kelly: Chciałbyś. Doji ci imponuje."
Jack: O taaak. Przebił skalę zajebistości już dawno. A na serio to niby czym by miał imponować?
,,Alex: Nie miałem takiego zamiaru."
Jack: Aleś nie jesteś pępkiem świata. Mówiłem co Caroline.
Lilka: Cleme-apsik!-ntine.
Jack: Idź z tond kaczko bo Kruk cię zastrzeli.
Lilka: Nie spróbuje.
,,Clementine: Może po prostu to olej co? W końcu to twój styl co nie?"
Jack: Zgadza się, ale nie lubię również sprostować oczekiwaniom ludzi więc sory księżniczko, ale tak szybko nie wyparuję.
,,Clementine: *pociągneła Alex'a tak mocno za rękę, że aż musiał się pochylić i powiedziała mu to do ucha* Ona też chce, prawda?
Alex: *też szeptem* Tak, ale z innego powodu."
Lilka:*głośno i wyraźnie, ale nie krzyczy* Jeśli chcecie zaznać trochę prywatności to zacznijcie pisać smsy albo wyjdźcie.
,,Alex: Nie będę ci tłumaczył jak to działa."
Jack:*wywraca oczami* Oczywiście.
,,Clementine: *jeszcze raz spojrzała na wszystkich po kolei* Brzmi adekwatnie."
Lilka:*w myślach: O tak. Bardzo.*
,,Clementine: *patrzy na Kelly* Ty go lubisz."
Jack: Lubi to mało powiedziane. Ona ubóstwia moją zajebistość.
,,Kelly: Wiem lubisz stać w deszczu z twarzą zwróconą w stronę nieba."
Lilka: Dokładnie :)
,,Kelly: Sranie w banie pij herbatę. Masz katar."
Lilka: No i co z tego? Tak jak mówiłam zaraz mi przejdzie.
"Lenox: To chyba miło."
UsuńBetty: Nawet bardzo. A ty co robiłeś przez ten czas?
"Lilka: Jak diabli. A-psiu!"
Kelly: Pij herbatę.
"Lilka: A może nie?"
Kelly: Pij herbatę.
"Jack: O taaak. Przebił skalę zajebistości już dawno. A na serio to niby czym by miał imponować? "
Kelly: Nie wiem, ale to robi.
"Jack: Aleś nie jesteś pępkiem świata. Mówiłem co Caroline.
Lilka: Cleme-apsik!-ntine."
Clementine: Nie robię z was wariatów.
"Jack: Zgadza się, ale nie lubię również sprostować oczekiwaniom ludzi więc sory księżniczko, ale tak szybko nie wyparuję."
Clementine: Nie powiedziała, że chce, żebyś wyparował.
"Lilka:*głośno i wyraźnie, ale nie krzyczy* Jeśli chcecie zaznać trochę prywatności to zacznijcie pisać smsy albo wyjdźcie."
Alex: Możesz też nie słuchać.
"Jack:*wywraca oczami* Oczywiście. "
Clementine: Uważaj bo ci wypadną.
"Lilka:*w myślach: O tak. Bardzo.* "
Clementine: *Uśmiechnęła się*
"Jack: Lubi to mało powiedziane. Ona ubóstwia moją zajebistość."
Kelly: Bardzo, a teraz chodź tu.*rozkłada ręce*
"Lilka: No i co z tego? Tak jak mówiłam zaraz mi przejdzie."
Kelly: Pij herbatę, albo nafaszeruje cie rutenoskorbinem.
,,Betty: Nawet bardzo. A ty co robiłeś przez ten czas?"
UsuńLenox: Obserwowałem węzeł geomantyczny.
Jack: Czarna zamydliła mu oczy żeby mieć święty spokój i wysłała na jakieś zadupie.
,,Kelly: Pij herbatę."
Lilka: Nie.
,,Kelly: Pij herbatę."
Lilka: Przestań bo zacięłaś się i gadasz jak Kruk.
,,Kelly: Nie wiem, ale to robi."
Jack:*przygląda się jej badawczo* Z tobą naprawdę coś jest nie tak. Może zacznij przyjmować jakiś magnez?
,,Clementine: Nie robię z was wariatów."
Jack: Po twoich reakcjach wnioskuję co innego bo na pewno nie jest to jakieś zawstydzenie mała, klnąca jak szewc dziewczynko.
,,Clementine: Nie powiedziała, że chce, żebyś wyparował."
Jack: Nie dosłownie.
,,Alex: Możesz też nie słuchać."
Lilka: Nie mam lepszy pomysł. To ja wyjdę*zabiera całą swoją dumę i wychodzi*
Jack:*trochę zły*
,,Clementine: Uważaj bo ci wypadną."
Jack: Martw się o siebie.
,,Kelly: Bardzo, a teraz chodź tu.*rozkłada ręce*"
Jack: Wiedziałem*Kelly rozkłada ręce* Wież jak już zaczynasz robić pajacyki to je kończ. Podpowiem ci, że kończy się to ćwiczenie klaskając dłońmi nad swoją głową.
Lenox: Obserwowałem węzeł geomantyczny."
UsuńBetty: Potrzebna była ci energia?
"Jack:*przygląda się jej badawczo* Z tobą naprawdę coś jest nie tak."
Kelly:*przychnęła ze śmiechu* Brawo za spostrzegawczość.
"Jack: Po twoich reakcjach wnioskuję co innego bo na pewno nie jest to jakieś zawstydzenie mała, klnąca jak szewc dziewczynko."
Clementine: Bo się nie wstydzę. Gdzie są twoi rodzice? Pytam bo pilnuje cie duże dziecko i jej kot.
,,Clementine: Nie powiedziała, że chce, żebyś wyparował."
Jack: Nie dosłownie.
"Lilka: Nie mam lepszy pomysł. To ja wyjdę*zabiera całą swoją dumę i wychodzi*"
Kelly: Wracaj tu i wypij te herbatę.
"Jack: Wiedziałem*Kelly rozkłada ręce* Wież jak już zaczynasz robić pajacyki to je kończ. Podpowiem ci, że kończy się to ćwiczenie klaskając dłońmi nad swoją głową."
Kelly: Nie rób z siebie głupka tylko choć mnie przytulić.
,,Betty: Potrzebna była ci energia?"
UsuńLenox: Nie, to nie to. Badałem tamto miejsce bo było nie naruszone. W koło niektórych potrafią zbierać się demony niższego rzędu, niektórzy świadomi takich miejsc ludzie przeprowadzają na nich rytuały, a miejsce wzmacnia to zdarzenie. Gorzej jeśli to będzie jakaś sekta. Czasami w takich miejscach są też ukryte naturalne przejścia do innych światów. Chciałem sprawdzić jak to miejsce wpływa na okoliczne zwierzęta i rośliny oraz czy nikt tam się przypadkiem nie kręci. Trochę mi z tym zeszło.
,,Clementine: Bo się nie wstydzę. Gdzie są twoi rodzice? Pytam bo pilnuje cie duże dziecko i jej kot."
Jack: Ty nie odpowiedziałaś mi na to pytanie więc dlaczego ja miałbym ci odpowiadać na twoje?
,,Kelly: Nie rób z siebie głupka tylko choć mnie przytulić."
Jack:Nie robię z siebie głupka tylko starałem się zaoszczędzić ci tego co zaraz powiem. Odkąd Kishatu się zmył kleisz się do każdego chłopaka, którego masz w danym momencie pod ręką przez co poziom zabawy z tobą drastycznie spada. Myślałem, że masz więcej klasy Hawana.
UsuńBetty: Jestem kotem, wiem co to węzeł geomantyczny. Zastanawiam się tylko po co się nim przejmujesz skoro nie pobierasz z niego energii.
Kelly: Betty tak właściwie to po co kotom energia z węzełów geomantycznych?
Betty: To nie istotne.
Kelly: Tsaaaa dopóki nie planujecie przejąć władzy nad światem.
"Jack: Ty nie odpowiedziałaś mi na to pytanie więc dlaczego ja miałbym ci odpowiadać na twoje?"
Clementine: Bo jest tak samo durne i nie na miejscu. Myślisz, że urodziłam się wczoraj?
"Jack:Nie robię z siebie głupka tylko starałem się zaoszczędzić ci tego co zaraz powiem. Odkąd Kishatu się zmył kleisz się do każdego chłopaka, którego masz w danym momencie pod ręką przez co poziom zabawy z tobą drastycznie spada. Myślałem, że masz więcej klasy Hawana."
Kelly: Jesteś zazdrosny o Yoyo? *roześmiała się* Oh, Jack myślałem, że masz więcej klasy. Chociaż mogłam się tego spodziewać w końcu robisz za pana do towarzystwa kiedy czegoś potrzebujesz.* jej oczy zgasły* A teraz posłuchaj. To, że Kishatu stwierdził, że lepiej mu będzie gdzie indziej nie ma nic wspólnego z tym jak się zachowuje. Od zawsze taka byłam tylko teraz to widzicie bo wmówiliście sobie, że bez niego przestanę być sobą.
Betty: Jestem kotem, wiem co to węzeł geomantyczny.
UsuńJa: XD
Lenox:???
Ja: Przepraszam, przepraszam już mnie nie ma.
,,Zastanawiam się tylko po co się nim przejmujesz skoro nie pobierasz z niego energii.
Lenox: Dla przyjemności, zainteresowań, zabicia czasu? Poza tym był tam otwarty portal.
,,Kelly: Tsaaaa dopóki nie planujecie przejąć władzy nad światem."
Ja:Ha!*pokazuję na art na którym kot trzyma książkę pod tytułem ,,Word domination...for cat"*
Jack: Uspokój się albo zgłoś do psiej agencji i zacznij prześladować Pana Tinklesa.
Ja: Po co jak mamy Sky? Ona też ma taki fajniutki ogonek.
,,Clementine: Bo jest tak samo durne i nie na miejscu. Myślisz, że urodziłam się wczoraj?"
Jack: Nie jak dla mnie to w niedzielę.
,,Kelly: Jesteś zazdrosny o Yoyo? "
Jack: Taaak o narwaną włóczęgę. W moim słowniku nie istnieje takie słowo jak zazdrość chyba, że dotyczy to dziewczyn, które się o mnie zabijają i dobrze o tym wiesz.
,,*roześmiała się* Oh, Jack myślałem, że masz więcej klasy."
Jack: Wiem, że mam świetne teksty, ale nie musisz po mnie powtarzać.
,,Chociaż mogłam się tego spodziewać w końcu robisz za pana do towarzystwa kiedy czegoś potrzebujesz."
Jack:*uśmiecha się* Ja robię to w jakimś celu, a ty bo ci się nudzi i nie masz w życiu celu.
,,* jej oczy zgasły* A teraz posłuchaj. To, że Kishatu stwierdził, że lepiej mu będzie gdzie indziej nie ma nic wspólnego z tym jak się zachowuje. Od zawsze taka byłam tylko teraz to widzicie bo wmówiliście sobie, że bez niego przestanę być sobą."
Jack: Oczywiście, że tak, ale odkąd on się zwinął to się nasiliło. I jacy wy? Od kiedy posiadłem moc tworzenia klonów bo zapomniałem. Z resztą skończmy tę rozmowę bo tak się paskudnie poważnie krzywisz, że aż przypomniało mi się, że powaga to nie jest to co Jack lubi najbardziej.
"Lenox: Dla przyjemności, zainteresowań, zabicia czasu? Poza tym był tam otwarty portal."
UsuńBetty: Prowadził w jakieś ciekawe miejsce?
"Ja:Ha!*pokazuję na art na którym kot trzyma książkę pod tytułem ,,Word domination...for cat"*"
Kelly: Wiedziałam, że jesteśmy udpieni, ale myślałam, że snajper wychodują sobie kciuki.
"Jack: Nie jak dla mnie to w niedzielę. "
Clementine: No popatrz to tak samo jak z tobą.
"Jack: Taaak o narwaną włóczęgę. W moim słowniku nie istnieje takie słowo jak zazdrość chyba, że dotyczy to dziewczyn, które się o mnie zabijają i dobrze o tym wiesz."
Kelly: Skoro tak to co cie obchodzi co robię. Po prostu znajdź sobie kogoś innego do zabawy.
"Jack: Wiem, że mam świetne teksty, ale nie musisz po mnie powtarzać."
Kelly:* zrobiła to specjale. Chciała ugryź go tak samo jak on ją*
"Jack:*uśmiecha się* Ja robię to w jakimś celu, a ty bo ci się nudzi i nie masz w życiu celu."
Kelly: Robię to co robię bo chce i mogę. I mam cel: korzystać z życia puki je mam. Może kiedyś zrozumiesz.
"Jack: Oczywiście, że tak, ale odkąd on się zwinął to się nasiliło."
Kelly: Nasiliło? *roześmiała się* Ty nie masz pojęcia o czym mówisz. Kyoya miał mnie od ekskortować do mieszkania bo przez moje lunatykowanie nie było pewności, że sama tam trafię. To nazywasz "nasileniem się"?
"I jacy wy?"
Kelly: Ty, Lilka, Kelsi, Mary. Jeszcze jakieś pytania?
,,Betty: Prowadził w jakieś ciekawe miejsce?"
UsuńLenox:*uważa, że lepiej nie opowiadać jej o tym co znaleźli z Lilką po drugiej stronie* Właściwie po drugiej stronie nie było nic ciekawego, ale same okolice w okół jaskini wyglądały całkiem przyjemnie.
,,Clementine: No popatrz to tak samo jak z tobą."
Jack:*autentycznie bezgłośnie się zaśmiał i uśmiechnął*
,,Kelly: Skoro tak to co cie obchodzi co robię. Po prostu znajdź sobie kogoś innego do zabawy."
Jack:*może powiedziałby, że nie chce nikogo innego, ale tylko słucha jak Kelly dalej się produkuje*
,,Kelly:* zrobiła to specjale. Chciała ugryź go tak samo jak on ją*"
Ja: Jack to Jack tyle w temacie.
,,Kelly: Robię to co robię bo chce i mogę. I mam cel: korzystać z życia puki je mam. Może kiedyś zrozumiesz."
Jack: Jasne aż cały się palę w tym skwarze żeby zrozumieć-_-
,,Kelly: Nasiliło? *roześmiała się* Ty nie masz pojęcia o czym mówisz. Kyoya miał mnie od ekskortować..."
Jack:*oniemiały unosi brwi i oblizując wargę, ale nadal cierpliwie czeka aż Kelly powie swoje.*
,,...do mieszkania bo przez moje lunatykowanie nie było pewności, że sama tam trafię. To nazywasz "nasileniem się"
Jack: Skarpeta to skarpeta sramto. Mówię, że gdzieś mam te frotę, a do cb jak do ściany.
,,Kelly: Ty, Lilka, Kelsi, Mary. Jeszcze jakieś pytania?"
Jack: Właśnie zdałem sobie sprawę, że uwielbiam wykreślanki i z tej twojej lisy znamienitości pozwolę sobie wykreślić siebie i na własną odpowiedzialność Czarną.
"Lenox:*uważa, że lepiej nie opowiadać jej o tym co znaleźli z Lilką po drugiej stronie* Właściwie po drugiej stronie nie było nic ciekawego, ale same okolice w okół jaskini wyglądały całkiem przyjemnie."
UsuńBetty: Wierze ci na słowo.
"Jack:*autentycznie bezgłośnie się zaśmiał i uśmiechnął*"
*Clementine bezczelnie zdobywa serca facetów już od 4 dni*
Clementine: No dobra wielkoludzie. Wiesz o mnie więcej niż ja o tobie i to nie fer. Więc gadaj.
"Jack:*może powiedziałby, że nie chce nikogo innego, ale tylko słucha jak Kelly dalej się produkuje*
Jack: Jasne aż cały się palę w tym skwarze żeby zrozumieć-_-"
Kelly: Skoro cie nie obchodzę to mogłeś mnie po prostu przytulić i nie musiał byś słuchać tego wszystkiego. :)
Kelsi: No już, już dobrze. Dopóki nie zachowujesz się jak Taylor Swift wszystko jest w porządku.
Kelly:* uśmiecha się wymuszenie i piszę do Lilki* Gdzie jesteś? I czy mogę tam iść.
,,Betty: Wierze ci na słowo."
UsuńLenox: Cieszę się. Jeśli miałabyś kiedyś ochotę odwiedzić to miejsce to z chęcią cię oprowadzę. A na razie co powiesz na sushi?
,,*Clementine bezczelnie zdobywa serca facetów już od 4 dni*"
Ja: Córeczka mamusi? :) Ja tam sama nie wiem czemu Jack się do niej cieszy to może być przez to, że jest nowa albo to wina gorąca, mojego niewyspania, tego, że przed oczami latają mi karty od tarota bądź jakby scalić z nią Mary to byłaby to prawie ta Pat co o niej pisałam. Boże Jack ty chyba zaczynasz żyć własnym życiem.
Jack:...Może ty się połóż i wreszcie wyśpij co?
Ja: Chyba tak zrobię.
,,Clementine: No dobra wielkoludzie. Wiesz o mnie więcej niż ja o tobie i to nie fer. Więc gadaj."
Jack: Ale co ja wiem jak ja nic nie wiem :) A na poważnie nawet nie słuchaj tego co mówiła Czarna bo ona serio tak nie myśli. Za zwyczaj stara się mierzyć z problemami...zazwyczaj. Więc ty też nie rób uników przed życiem i żyj. Taki śmieszek orzeszek z ciebie, a chcesz się ciąć jakbyś miała depresję.
Ja: Megumiś co ja z tobą mam.*niema to jak się wkurzać wkurzającymi przezwiskami i walić głową o kant łóżka*
Meg: Nie wiem Dżeluś*unosi kartkę z moimi notatkami o tarocie* a jeszcze bardziej nie mam pojęcia co ty tu napisałaś. Zagryzmoliłaś te kartkę gorzej niż lekarz.
Ja: Nie oceniaj mnie. Pisałam na skrawku laptopa...Z Jackiem szybko poszło, a z tobą tak mi się guzdrze i coś dziwnie wychodzi. Niema to jak matematyka w wakacje.
Meg: Może jest dobrze.
Ja: Jak dobrze jak źle.
J&M:*patrzą po sobie i z powrotem na mnie* Idź spać!-_-
Ja: Okej...ale jak skończę.
J&M:*wzdychają*
Jack: Niema Czarnej i niema cię kto pilnować.
,,Kelly: Skoro cie nie obchodzę to mogłeś mnie po prostu przytulić i nie musiał byś słuchać tego wszystkiego. :)"
Jack: Tak już lecę aż z tego pędu linie zerwałem.
,,Kelsi: No już, już dobrze. Dopóki nie zachowujesz się jak Taylor Swift wszystko jest w porządku."
Jack: Już niech lepiej ona nie śpiewa o swoich byłych związkach bo psom uszy powiędną.
,,Kelly:* uśmiecha się wymuszenie i piszę do Lilki* Gdzie jesteś? I czy mogę tam iść."
Jack:...Do kogo ty mówisz? To już jest ten stan w którym masz zmyślonych przyjaciół bo cię olałem?
Lenox: Cieszę się. Jeśli miałabyś kiedyś ochotę odwiedzić to miejsce to z chęcią cię oprowadzę. A na razie co powiesz na sushi?"
UsuńBetty: Nie mam ochoty na wycieczkę, a ty chyba nie powinieneś zostawiać Jack'a. Może innym razem.
"Jack: Ale co ja wiem jak ja nic nie wiem :) A na poważnie nawet nie słuchaj tego co mówiła Czarna bo ona serio tak nie myśli. Za zwyczaj stara się mierzyć z problemami...zazwyczaj. Więc ty też nie rób uników przed życiem i żyj. Taki śmieszek orzeszek z ciebie, a chcesz się ciąć jakbyś miała depresję."
Clementine: Nie mam depresji. I nie tne się. Zobacz.*wyciąga przed siebie ręce spodem do góry* Widzisz są gładkie.
"Meg: Nie wiem Dżeluś*unosi kartkę z moimi notatkami o tarocie* a jeszcze bardziej nie mam pojęcia co ty tu napisałaś. Zagryzmoliłaś te kartkę gorzej niż lekarz."
Clementine: *obserwuje Meg*
"Jack: Już niech lepiej ona nie śpiewa o swoich byłych związkach bo psom uszy powiędną."
Kelsi: Bardziej bym się obawiała scenki w stylu."I'm sorry, the old Kelly can't come to the phone right now. Why? Oh, 'cause she's dead!".
"Jack:...Do kogo ty mówisz? To już jest ten stan w którym masz zmyślonych przyjaciół bo cię olałem?"
Kelly: Piszę do Lili, a mój problem polega na tym, że zamiast to wszystko olać przejmujesz się i to mnie wkur....
Ines: Nie przeklinaj.
Kelly: Nie mów mi co mam robić. *dwoni do Lilki* Odbierz odbierz.
,,Betty: Nie mam ochoty na wycieczkę, a ty chyba nie powinieneś zostawiać Jack'a. Może innym razem.
UsuńLenox: W porządku, rozumiem*zastanawia się od kiedy to on tu jest od pilnowania Jacka*
Jack:*zerka na Lenoxa i mówi sarkastycznym tonem* Czuję, że ktoś ciepło o mnie myśli :)
,,Clementine: Nie mam depresji. I nie tne się. Zobacz.*wyciąga przed siebie ręce spodem do góry* Widzisz są gładkie."
Jack: Ojej*chwyta ją za nadgarstki i przygląda się z udawanym zachwytem* Nie to co moje. Patrz*obraca soje ręce wcale nie puszczając nadgarstka i pokazuje knykcie podrapane przez Sky* A teraz chodź*ciągnie ją do drzwi* Niniejszym dziecko zostajesz porwana.
,,Clementine: *obserwuje Meg*"
Meg:*mruży oczy wpatrując się w kartkę po czym zdaje sobie sprawę, że ktoś się jej przygląda i uśmiecha się do Clementine*
,,Kelsi: Bardziej bym się obawiała scenki w stylu."I'm sorry, the old Kelly can't come to the phone right now. Why? Oh, 'cause she's dead!"."
Jack: Niech tylko spróbuje.
,,Kelly: Piszę do Lili, a mój problem polega na tym, że zamiast to wszystko olać przejmujesz się i to mnie wkur..."
Jack: Ja się nie przejmuję. Czepiam się? Zazwyczaj. Jestem upierdliwy? Owszem. Nudzę się? Czasami. Ale z całą pewnością się nie przejmuję*Nieee. Skąd. Kelly ma coś ze zdrowiem, a jego to nie obchodzi. Wole żarty*
,,Ines: Nie przeklinaj."
Jack:*przykłada palce pod nosem jakby miał wąsy i moduluje głos jakby był jakimś staruszkiem nw Panem Tanaką z Kurosza czy coś w tym stylu XD* Właśnie Pony. Co to za zachowanie? Nie przy dzieciach. Nie tak cię wychowałem. A kiedyś była takim dobrym dzieckiem. Nawet laurki mi rysowała. Ho, ho, ho.
,,Kelly: Nie mów mi co mam robić.*dwoni do Lilki* Odbierz odbierz."
Jack: Ty serio jesteś cicho ciemna. Ona nie ma przy sobie telefonu. Uznała, że tak będzie lepiej. Nie wyobrażam sobie nawet jak ona może żyć bez telefonu czy internetu...Właściwie to co ty od niej chcesz?
"Jack:*zerka na Lenoxa i mówi sarkastycznym tonem* Czuję, że ktoś ciepło o mnie myśli :)"
UsuńBetty: Nie wyobrażaj sobie za dużo. Obaj jesteście udani. Jeden zgubił człowieka, a drugi uciekł kotu.
"Jack: Ojej. Nie to co moje. Patrz."
Clementine: Pchi, one nie są od żyletki ani od noża.
"A teraz chodź.*ciągnie ją do drzwi* Niniejszym dziecko zostajesz porwana. "
Clementine: *wyrywa się wrzeszczy i kopie* Puszczaj mnie kretynie! To że chce się zabić nie znaczy, że dam ci się gdzieś zaciągnąć!
Alex: *przybiegł zobaczyć co się dzieje* Jack baranie zostaw ją.
"Meg:*mruży oczy wpatrując się w kartkę po czym zdaje sobie sprawę, że ktoś się jej przygląda i uśmiecha się do Clementine*"
Clementine:*szamocze się jeszcze bardziej bo dziewczyna w kitlu patrzy na nią i się uśmiecha a to bardzo zły znak*
"Jack: Niech tylko spróbuje."
Kelsi: To wyzwanie?
Jack:Właśnie Pony. Co to za zachowanie? Nie przy dzieciach. Nie tak cię wychowałem. A kiedyś była takim dobrym dzieckiem. Nawet laurki mi rysowała. Ho, ho, ho."
Kelly:* w myślach Jack przestań robić z siebie durnia próbuje być na ciebie zła*
"Jack: Ona nie ma przy sobie telefonu. Uznała, że tak będzie lepiej. Nie wyobrażam sobie nawet jak ona może żyć bez telefonu czy internetu...Właściwie to co ty od niej chcesz?"
Kelly:*chowa telefon do kieszeni* Między innymi dowiedzieć się gdzie jest.
,,Betty: Nie wyobrażaj sobie za dużo. Obaj jesteście udani. Jeden zgubił człowieka, a drugi uciekł kotu."
UsuńJack: I dobrze mi z tym. Poza tym nikomu nie uciekłem. Sky po prostu chadza swoimi drogami.
Lenox: Nie przypominam sobie żebym zgubił kogokolwiek...przynajmniej teraz.
,,Clementine: Pchi, one nie są od żyletki ani od noża."
Jack: Bo są od kota i zdecydowanie wolę to niż żyletkę czy nuż bo ja lubię żyć.
,,Clementine: *wyrywa się wrzeszczy i kopie* Puszczaj mnie kretynie! To że chce się zabić nie znaczy, że dam ci się gdzieś zaciągnąć!
Alex: *przybiegł zobaczyć co się dzieje* Jack baranie zostaw ją."
Jack: Wiem, że jestem psycholem, ale aż takim i nie jakimś zwyrolem. Chciałem ją zabrać na jakąś watę, pluszaka czy coś w tym stylu. Przecież dzieci lubią takie rzeczy-.-
,,Clementine:*szamocze się jeszcze bardziej bo dziewczyna w kitlu patrzy na nią i się uśmiecha a to bardzo zły znak*"
Meg: O-O
Jack: Już nawet dzieci się ciebie boją taka jesteś straszna.
Meg:...Spadaj.
,,Kelsi: To wyzwanie?"
Jack: Zdecydowanie nie. Jeśli by niem było to Pony od razu przyleciałaby udowadniać, że ona to może wszystko.
,,Kelly:* w myślach Jack przestań robić z siebie durnia próbuje być na ciebie zła*"
Jack:*uśmiecha się i dzióbie ją w nos* Pip.
,,Kelly:*chowa telefon do kieszeni* Między innymi dowiedzieć się gdzie jest."
Jack: Po co? I jakie są te inne?
Lenox: Nie przypominam sobie żebym zgubił kogokolwiek...przynajmniej teraz."
UsuńBetty: W takim razie gdzie jest Lilka?
"Jack: Wiem, że jestem psycholem, ale aż takim i nie jakimś zwyrolem. Chciałem ją zabrać na jakąś watę, pluszaka czy coś w tym stylu. Przecież dzieci lubią takie rzeczy-.-"
Clementine: Akurat! Wygłaszasz mowę na temat nie zbijaj się, pojawia się lekarz i ni stąd ni zowąd ty mnie gdzieś ciągniesz i ja ma uwierzyć, że to nie będzie jakiś zabieg.
Alex: Tina spokojnie. Jack nie zrobi nic dopóki nie będzie miał z tego korzyści, a Meg to lekarz w Hadesie łata bleyderów nie jest psychologiem.
Clementine: *spojrzała na zszokowaną Meg* No dobra uznajmy, że wam wierzę. *kopneła Jack'a w piszczel* Co ci strzeliło do łba, żeby mnie gdzieś ciągnąć na siłę? Nie widziałeś, że w szpitalu robili tak non stop i to nie działało dobrze?* dociera do niej, że trochę przesadziła, ale prędzej jej kaktus na ręce wyrośnie niż po prostu przeprosi* A poza tym nie lubię waty to szklanka cukru na patyku.* więc zamiast tego podzieliła się prywatną wiadomością*
"Jack: Zdecydowanie nie. Jeśli by niem było to Pony od razu przyleciałaby udowadniać, że ona to może wszystko."
Kelsi: No proszę jednak kojarzysz podstawowe fakty.
"Jack:*uśmiecha się i dzióbie ją w nos* Pip."
Kelly:* kłapnęła zębami* Ręce przy sobie.
"Jack: Po co? I jakie są te inne?"
Kelly: Bo to moja przyjaciółka. Bo chce zmienić wymiar. Bo mam ochotę pobyć z kimś kto nie wie i nie zacznie mnie przez to traktować inaczej.Wybierz sobie powód.
,,Betty: W takim razie gdzie jest Lilka?"
UsuńLenox: Z pewnością jest tam gdzie być chce.
,,Clementine: Akurat! Wygłaszasz mowę na temat nie zbijaj się, pojawia się lekarz i ni stąd ni zowąd ty mnie gdzieś ciągniesz i ja ma uwierzyć, że to nie będzie jakiś zabieg."
Jack: No tak. Jedyny zabieg jaki umiem zrobić człowiekowi to mechaniczna korekta nosa jak mnie wkurzy, ale jak widzisz wcale zły nie jestem.
,,Alex: Tina spokojnie. Jack nie zrobi nic dopóki nie będzie miał z tego korzyści, a Meg to lekarz w Hadesie łata bleyderów nie jest psychologiem."
Jack: Robię się taki przewidywany...Jak już przed kimś masz uciekać to najlepiej przed Krukiem.
,,Clementine: *spojrzała na zszokowaną Meg* No dobra uznajmy, że wam wierzę. *kopneła Jack'a w piszczel*"
Jack:*nawet nie poczuł bo przyjęła to na siebie bariera*
,, Co ci strzeliło do łba, żeby mnie gdzieś ciągnąć na siłę? Nie widziałeś, że w szpitalu robili tak non stop i to nie działało dobrze?"
Jack: Nie, nigdy nie byłem w szpitalu dla niezrównoważonych.
,,A poza tym nie lubię waty to szklanka cukru na patyku."
Meg: A co powiesz na koktajl mleczny? Są całkiem smaczne, chłodne i możesz wybrać sobie smak jaki tylko zechcesz.
Jack: Wiem. Zabawki. Dzieci lubią zabawki...Tylko czy ty nie jesteś za duża na zabawki?
,,Kelsi: No proszę jednak kojarzysz podstawowe fakty."
Jack: Nie wiem dlaczego miałaś co do tego jakieś wątpliwości.
,,Kelly: Bo to moja przyjaciółka. Bo chce zmienić wymiar. Bo mam ochotę pobyć z kimś kto nie wie i nie zacznie mnie przez to traktować inaczej.Wybierz sobie powód."
Jack: Czarna nie będzie otwierać ci portali bo ty tak chcesz.
Jack: No tak. Jedyny zabieg jaki umiem zrobić człowiekowi to mechaniczna korekta nosa jak mnie wkurzy, ale jak widzisz wcale zły nie jestem."
UsuńClementine: Tobie się należy korekta nosa za próbe uprowadzenia.
"Jack: Robię się taki przewidywany...Jak już przed kimś masz uciekać to najlepiej przed Krukiem."
Clementine: Czemu?
"Jack: Nie, nigdy nie byłem w szpitalu dla niezrównoważonych."
Clementine: No to skąd wiesz, że chce się zabić?
"Meg: A co powiesz na koktajl mleczny? Są całkiem smaczne, chłodne i możesz wybrać sobie smak jaki tylko zechcesz."
Clementine: Nie mam ochoty. *ani zaufania do ludzi w kitlach czy bez*
"Jack: Wiem. Zabawki. Dzieci lubią zabawki...Tylko czy ty nie jesteś za duża na zabawki?"
Clementine: Uwielbiam zabawki. Wiesz w co chce się pobawić? Daj mi coś ostrego, wyjdź z pokoju i nie wracaj przez godzine.
"Jack: Nie wiem dlaczego miałaś co do tego jakieś wątpliwości."
Kelsi: Mniejsza, zamierzasz coś z tym zrobić?
"Jack: Czarna nie będzie otwierać ci portali bo ty tak chcesz."
Kelly: *macha na Jack'a ręką*Otwierała je wcześniej otworzy i teraz.
,,Clementine: Tobie się należy korekta nosa za próbe uprowadzenia."
UsuńJack: To był żart. Myślałem, że jesteś mądrym dzieckiem i załapiesz.
,,Clementine: Czemu?"
Jack: Bo śniła jej się kariera psychologa*trochę ciszej* Chodź jak dla mnie sama powinna się leczyć.
Ja:-_-*nieee wcale tego nie słyszałam w ogóle*
Jack: :D *już normalnie* Ale potem popatrzyła tak na ten pojebany świat i ludzi i stwierdziła, że pierdoli nie robi. Znając życie jeszcze może się jej odwidzi.
Ja: te wakacje zbyt szybko zlatują.
,,Clementine: No to skąd wiesz, że chce się zabić?
Jack:*wzrusza ramionami* Tak słyszałem.
,,Clementine: Nie mam ochoty. *ani zaufania do ludzi w kitlach czy bez*"
Meg: W porządku*stwierdza, że chyba lepiej dać jej spokój*
,,Clementine: Uwielbiam zabawki. Wiesz w co chce się pobawić? Daj mi coś ostrego, wyjdź z pokoju i nie wracaj przez godzine."
Jack: Ha, ha, ha. Takie teksty to ja słyszę na co dzień.
,,Kelsi: Mniejsza, zamierzasz coś z tym zrobić?"
Jack: Otóż tak i to coś powinno być za trzy...dwie...jedną...i...po napiwku*otwiera drzwi zabiera od gościa kartony z pizzą i torbę z napojami po czym kładzie je na środku pokoju, siada na podłodze i ciągnie dziewczyny za ręce w dół żeby usiadły. Odchrząkuję i rozkłada ramiona* Bierzcie i jedźcie z tego wszyscy albowiem to jest ciało moje i krew moja, a kto ich spróbuje szczęśliwy będzie na wieki...albo do puki cukier mu nie spadnie. No dobra*zaciera ręce* Zgłodniałem już przez waz więc jak zaraz nie zaczniecie jeść to zjem wszystko sam. Ja nie żartuję.
,,Kelly: *macha na Jack'a ręką*Otwierała je wcześniej otworzy i teraz."
Jack:*je i zamiera z miną wkurzonego chomika* Nie.*BTW po raz pierwszy w życiu udzielił tak krótkiej odp*
"Jack: To był żart. Myślałem, że jesteś mądrym dzieckiem i załapiesz."
UsuńClementine:* uśmiechneła się krzywo i zkrzowała ręce na piersiach* To był żart. Myślałam, że jesteś mądrym dzieckiem i załapiesz.
"Jack: Bo śniła jej się kariera psychologa. Chodź jak dla mnie sama powinna się leczyć.:D Ale potem popatrzyła tak na ten pojebany świat i ludzi i stwierdziła, że pierdoli nie robi. Znając życie jeszcze może się jej odwidzi."
Clementine: I dobrze.
"Meg: W porządku*stwierdza, że chyba lepiej dać jej spokój*"
Ja: Mądra kobieta.
"Jack: Ha, ha, ha. Takie teksty to ja słyszę na co dzień."
Clementine: Na twoim miejscu zmieniła bym otoczenie.
"Jack: Otóż tak i to coś powinno być za trzy...dwie...jedną...i...po napiwku*otwiera drzwi zabiera od gościa kartony z pizzą i torbę z napojami po czym kładzie je na środku pokoju, siada na podłodze i ciągnie dziewczyny za ręce w dół żeby usiadły. Odchrząkuję i rozkłada ramiona* No dobra*zaciera ręce* Zgłodniałem już przez waz więc jak zaraz nie zaczniecie jeść to zjem wszystko sam. Ja nie żartuję."
Clementine:* siedzi obok Jack'a co znaczy, że nie uciekła * Z czym zamówiłeś?
Kelsi: Nie najgorszy plan. Nie licząc tego, że jak Kelly wypije to*podnosi energetyk* To zacznie chodzić po ścianach.
Kelly:*miota się po pokoju jak tygrys w klatce już nie przez to co powiedział i ztobił Jack tylko przez to, że Lili nie ma i nikt nie wie gdzie jest*
Kelsi: Kelly chodź jeść.
Kelly: Nie chce. * rzuciła w odpowiedzi bo Kelsi nie zignoruje choćby chciała*
"Jack:*je i zamiera z miną wkurzonego chomika* Nie.*BTW po raz pierwszy w życiu udzielił tak krótkiej odp*"
Kelsi: Po psułaś Jacka.
Kelly: *na moment przestała się miotać jak tygrys w klatce* Co?
Kelsi: Siedzi na ziemi, cytuje Jezusa, je pizze, odpowiada równoważnikami zdań *zerknęła na Jack'a *i przypomina małego gryzonia.
Kelly:...Mniejsza. Dasz radę namierzyć Lilke?
Kesli: Niby jak ja...* zacięła się w pół zdania zamyśliła zaczęła mruczeć do siebie coś o falach mózgowych i poszła do swojego pokoju*
Kelly: No i cudnie. Alex~!
Alex: Nie! ...O co chodzi?
Kelly: Z Jakciem jest coś nie tak. Myślisz, że możesz mu pomóc?
Alex: Zawsze mogę spróbować.
Clementine: Jak zaczniesz pschologować. Możesz się już do mnie nie odzywać.
,,Clementine:To był żart. Myślałam, że jesteś mądrym dzieckiem i załapiesz."
UsuńJack: Ale to nie ja zacząłem wierzgać jak dzikus.
,,Clementine: I dobrze."
Jack: Bo ja wiem.
,,Clementine: Na twoim miejscu zmieniła bym otoczenie."
Jack: Ale nie jesteś na moim miejscu :)
,,Clementine:* siedzi obok Jack'a co znaczy, że nie uciekła * Z czym zamówiłeś?"
Jack: Hawajska, Capri, Cztery sery i chyba jakiś Cezar z kurczakiem i papryczkami.
,,Kelsi: Nie najgorszy plan. Nie licząc tego, że jak Kelly wypije to*podnosi energetyk* To zacznie chodzić po ścianach."
Jack: Wiem przewidziałem to i energetyki są dla takich Very important person jak my, a z myślą o "najmłodszych" wziąłem sok wieloowocoy i Nestea.*wzdycha* Ty mnie naprawdę nie doceniasz.
,,Kelly:*miota się po pokoju jak tygrys w klatce już nie przez to co powiedział i ztobił Jack tylko przez to, że Lili nie ma i nikt nie wie gdzie jest*"
Jack: Powiedziałbym, że rzucasz się jak małpa na gałęzi albo dostałaś padaczki, ale Czarna by mnie zabiła za to że robię sobie żarty z chorych ludzi więc wcale tak nie powiem.
,,Kelsi: Siedzi na ziemi, cytuje Jezusa, je pizze, odpowiada równoważnikami zdań *zerknęła na Jack'a *i przypomina małego gryzonia."
Jack:*ma to gdzieś grunt, że ma pizze i coś do picia*
,,Kesli: Niby jak ja...* zacięła się w pół zdania zamyśliła zaczęła mruczeć do siebie coś o falach mózgowych i poszła do swojego pokoju*"
Jack:*zaśmiał się krótko* Powodzenia. Nie przyszło wam do głowy, że skoro Czarna wyszła z tond to chciała zostać sama? A skoro chce być sama to jej nie namierzycie jakkolwiek będziecie próbować. Już nawet nauczyła się maskować swoją energię żeby jakieś chore ufoki ją nie znalazły. Mogłybyście zatrudnić starszą Tategami, ale dla dobra ogółu nie wywołujcie wilków z lasu.
,,Kelly: Z Jakciem jest coś nie tak. Myślisz, że możesz mu pomóc?
Alex: Zawsze mogę spróbować.
Clementine: Jak zaczniesz pschologować. Możesz się już do mnie nie odzywać."
Jack:*nadal je pizze, ma wszystkich gdzieś i nabija się w duchu z dziewczyny*
"Jack: Ale to nie ja zacząłem wierzgać jak dzikus."
UsuńClementine: Jeszcze tego brakowało.
"Jack: Bo ja wiem. "
Clementine: Ja wiem. Ty nie musisz.
"Jack: Hawajska, Capri, Cztery sery i chyba jakiś Cezar z kurczakiem i papryczkami."
Clementine: * wzruszyła ramionami wzięła kawałek pizzy na chybił trafił i zaczęła jeść*
"Jack: Wiem przewidziałem to i energetyki są dla takich Very important person jak my,"
Kelly: Jack nie podrywaj mi żony.
Kelsi: -.-
Kelly: Miałeś swoją szanse i spieprzyłeś.
Kelsi: -_-
"Ty mnie naprawdę nie doceniasz."
Kelsi: I ani myślę zacząć.
"Jack: Powiedziałbym, że rzucasz się jak małpa na gałęzi albo dostałaś padaczki, ale Czarna by mnie zabiła za to że robię sobie żarty z chorych ludzi więc wcale tak nie powiem."
Kelly: Całe szczęście, że tego nie powiedziałeś.
"Jack:*zaśmiał się krótko* Powodzenia."
Kelsi: *nie słyszała bo jest w swoim świecie*
"Nie przyszło wam do głowy, że skoro Czarna wyszła z tond to chciała zostać sama? A skoro chce być sama to jej nie namierzycie jakkolwiek będziecie próbować. Już nawet nauczyła się maskować swoją energię żeby jakieś chore ufoki ją nie znalazły. Mogłybyście zatrudnić starszą Tategami, ale dla dobra ogółu nie wywołujcie wilków z lasu."
Kelly:* ma ogół w głębokim poważaniu zresztą to i tak był pomysł Jack'a więc jakby co będzie na niego* Maaaaary!!!
Mary: Czego?
Kelly: Sprawa jest.
Mary: Zajęta jestem piszę rozdział z Hanią.
Kelly:...Okey szambo wywaliło! Idę podpisać kontrakt z demonem.*wychodzi*
Kelsi: Zapomniałaś kozy!
Kelly:...*wraca*
,,Clementine: Jeszcze tego brakowało."
UsuńJack: Taaak do tego raczej nigdy nie dojdzie.
,,Clementine: Ja wiem. Ty nie musisz."
Jack: Muszę. Nie lubię niewiedzieć.
,,Clementine: * wzruszyła ramionami wzięła kawałek pizzy na chybił trafił i zaczęła jeść*"
Jack: I jak? Wog co tak na sucho? Sosem sobie polej. Czosnkowy jest dobry. Z czosnkowym jedz.
,,Kelly: Jack nie podrywaj mi żony."
Jack: A co ja robię jak ja nic nie robię?
,,Kelly: Miałeś swoją szanse i spieprzyłeś."
Jack: O przepraszam to ona chowa jakąś urazę i nawet nie potrafi powiedzieć o co chodzi jak grzecznie pytałem.
,,Kelsi: I ani myślę zacząć."
Jack: O, widzisz, Pony? Mówiłem? Mówiłem.
,,Kelly: Całe szczęście, że tego nie powiedziałeś."
Jack: No wiem :)
,,Mary: Zajęta jestem piszę rozdział z Hanią."
Jack: Ooo to muszę pamiętać żeby zabrać ze sobą Czarną to sobie pogadacie jak te "przyjaciółki" od serca xD
,,Kelly:...Okey szambo wywaliło! Idę podpisać kontrakt z demonem.*wychodzi*"
Jack: O to jak już będziesz gadała z Jenny to powiedz, że jeszcze by się przydało paliwo do tego auta ona będzie wiedziała o co chodzi. Swoją drogą fajnie by było jakby taki demoniczny samochód był ładowany na przekleństwa. Wtedy to by dopiero był...
,,Kelsi: Zapomniałaś kozy!"
Jack:...nie, nie koza raczej fan.
,,Kelly:...*wraca*"
Jack: I słusznie. Chodz napijesz się soczku Pony *unosi puszkę do góry* Zdrowie żon i kochanek byle się nigdy nie potkały*bierze potężny łyk energetyka, cmoka i uśmiecha się z zadowoleniem*
Nadal tu jestem 😁 długi rozdział ale naprawdę fajnje mi się go czytało ❤ cieszę się,że wróciłaś (bo naprawdę nie miałam co czytać)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że ratuje cie od braku rzeczy do czytania ❤
Usuń