środa, 14 lutego 2018

Zły dzień (Walentynki 2018)

Kelly: Czternasty lutego! Wiecie co to znaczy?
Mary: Że przesadnie się cieszysz?
Kelly: Nie! Kelsi zakładaj spodnie idziemy na film! 
Ines: 50 twarzy informatyka? 
Kelly: Neeee e. Black panter. :) Kelsi pospiesz sie! Chce wyjść zanim Hania przytargoli tu wenę albo kupidyna.
Alex: Nie przesadzaj. W tym roku większość z nas ma wolne.
Kelly: Miło, że ktoś mi powiedział wcześniej. Z czego się cieszysz? Zaplanowałeś coś?
Alex: Można tak powiedzieć.
Kelly: Co?
Alex : Nie interesuj się.
Kelly: *pokazuje mu język*
Ja: No dobra walentynki 2018 czas zacząć. 

Zły dzień.

Twarz to pierwsze, na co ludzie zwracają uwagę, kiedy na kogoś patrzą. Wyraża emocje. To właśnie na niej odbiją się wszystkie przeżyte lata.  Wszystkie, życiowe doświadczenia. Drobne zmarszczki  
Jestem płatnym mordercą.
Za pieniądze zabiłam więcej ludzi niż jesteście to sobie w stanie wyobrazić nie odsiadując przy tym nawet dnia. Przez moje ostatnie zlecenie otarłam się o Śmierć. Powiedziała mi, że nie umrę dopóki nie zacznę żyć. Mieszkam teraz w domu gdzieś na przedmieściach Tokio razem z niepokojąco szybko rosną liczbą kotów i zoofilem, a na mojej pokrytej bliznami twarzy pojawia się uśmiech z każdym razem, gdy wyobrażę sobie minę moich sąsiadek, które w jakiś niewyjaśniony sposób dowiedziałyby się o którejkolwiek z tych rzeczy.
Syknęłam z bólu, bo przez ocierającego się o moje ramie Gokane władowałam sobie szczoteczkę od tuszu do oka.
-Ty mały wstręciuchu! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś mi nie przeszkadzał jak się maluje?- Ochrzaniłam kota, który jak zwykle miał w głębokim poważaniu to, co do niego mówię.
-To, ze cie rozumie nieznaczny, że będzie cie słuchał.- Zawołał Johanes z drugiego pokoju.
-Ha. Ha. Za to ty byś mógł wiesz. –Od krzyknęłam wracając do przegranej czynności.
-Wybierasz się gdzieś?- W lusterku zobaczyłam jak Johannes do mnie zagląda.
-O tym właśnie mówiłam. Ty mnie nie słuchasz.-Pokręcił głową z rozbawieniem.-Jestem u mówiona ze starym znajomym. Ma coś dla mnie.
Wyszłam z domu szłam spokojnym krokiem miałam jeszcze dużo czasu, żeby dotrzeć na miejsce. Spokojnie minęłam dom, w którym kiedyś mieszkałam z moja matką. Wprowadziła się tam rodzina z dwójka dzieci. On jest, a ona zajmuje się domem. Mili ludzie.    

Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am home again
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am whole again

-Ahoj marynarzu. –Przywitałam się widząc z daleka mojego znajomego.
Wysoki muskularny opalony mężczyzna zsunął ciemne okulary przeciwsłoneczne z nosa i spojrzał na mnie tak jakby pierwszy raz w życiu mnie widział. Zawsze nosił te okulary czy było słonecznie czy nie.
-Dutch, wiesz, że to nie ładnie tak się gapić?
-Loulian?- Uśmiechnęłam się.
-Teraz Glimer, ale mniejsza z tym. Co z moim małym zamówieniem?
-Rewolwer kaliber 50.-Powiedzial otwierają przede mną walizkę.
-Zgadza się.- Wzięłam do ręki broń włożyłam ja do torby.  
-To znaczy, że wracasz na rynek.
-Nie i jeśli ktokolwiek zapyta o mnie to powiedź mu, że jestem niezaprzeczalnie martwa.
-W takim razie, po co ci broń wkraczająca poza limit kalibru?
-Do obrony. Jakbyś się jeszcze nie zorientował żyjemy w strasznym świecie. - Rzuciłam odchodząc.
-Po Tokio pałętają się niedźwiedzie?- Zawołał za mną.
-Gorzej, bleyderzy. - Odparłam zbyt cicho by mógł mnie jeszcze usłyszeć.

Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am young again
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I am fun again

Kurczę, kurczę, kurczę, dlaczego nie mogłam sobie darować tych obcasów. Biegłam małymi kroczkami próbując zdążyć na metro, do którego wsiadła już większość ustawionych w równy grzeczny szereg pasażerów. Przy samym końcu schodów prawy obcas stwierdził, że ma dosyć i złamał się, ja poleciałam jak długa na posadzkę, a metro odjechało.
Szlak by to.
Szybko podniosłam się z ziemi i pokuśtykałam do ławki oceniać straty. Poza złamanym obcasem poszło mi oczko w rajstopach i teraz od kostki do samego uda biegła długa jasna linia.  Zdjęłam zniszczonego buta i zaczęłam szukać w torebce jakieś taśmy alb kleju czegokolwiek by jakoś złożyć to do kupy na tyle, żebym mogła wrócić do domu.
- Wszystko w porządku?- Na dźwięk tego głosu oblał mnie zimny pot.  Znałam ten głos i to bardzo dobrze. Ten głos mówił mi kiedyś ‘’kochanie’’.  
 -P…- wydukałam podnosząc głowę.
-Hym? – Mruknął uśmiechając się. Postarzał się. Ile to już lat? Osiem? Dwanaście?  Co on tutaj robi? Przypłynął z Duch’em? Ma tu zlecenie?
-Zdaje się, że ci to wypadło.-Powiedział podając mi książkę
 Nadal ma te morsko zielone oczy i ten swój kilku dniowy zarost.
- Morderstwo w Orient Expressie. Lubisz kryminały?
On mnie nie poznaje.  Nie wiedziałam, co zrobić. Uciec? Zostać? Śmiać się? Krzyczeć?  Czułam kujący ból w piersiach zapowiadający kolejny atak.  Musiałam wziąć moje leki.
Trzymając się za serce podniosła się z ławki.
-Hej zaczekaj.- Zawołała za mną Percy.- Zapomniałaś…
Nie słuchałam go biegłam boso z jednym butem w zaciśniętej pięści. Resztę drogi do domu przebiegłam.  Dysząc wpadłam do domu strasząc przy tym koty.  Leki były w kuchni w szafce. Kurczowo trzymając się ściany przeszłam do kuchni.  Z pomiędzy leków przeciw bólowych wyciągnęłam plastikowy zakręcony słoiczek i osunęłam się na podłogę.  Moje ręce trzęsły się niemiłosiernie pudełko grzechotało w dłoniach uparcie nie chcąc się otworzyć. Oczy zaczęły zachodził mi łzami. Jakim cudem po tylu latach nadal nie wyleczyłam się z tego drania? Dlaczego sam jego widok może doprowadzić mnie do takiego stanu? Przecież to nawet nie ja go kochałam. Powinnam go zabić, kiedy jeszcze byłam w stanie.
Poczułam jak ktoś mnie obejmuje i przykrywając moje dłonie swoimi otwiera pojemnik. Rozpłakałam się na dobre.
-No już. Wypłacz się. Spokojnie. Będzie dobrze. – Johanes mówił do mnie spokojnym głosem głaszcząc po głowie.  
-Gówno, a nie będzie dobrze. Ze mną nigdy nie było nie jest i na pewno nie będzie dobrze. -Wyjąkałam łykając łzy i odpychając go od siebie.- Ty nie rozumiesz jak to jest być mną. Nie mogę być pewna niczego. Co myślę, co czuję? Niczego! Skąd mogę mieć pewność, że nie kopiuje pierwszej lepszej napotkanej na ulicy kobiety, kogoś z Internetu, ciebie, albo tego kota!? Jestem z tobą i wydaje mi się, że mi na tobie zależy, ale nie mogę ci zagwarantować, że robiąc zakupy nagle nie znaczę kopiować kogoś z innego miasta, albo kraju i nie postanowię wyjechać w tej chwili, bo będzie mi się wydawać, że tam powinnam być.
-Wstań. -Powiedział.
-Spadaj na kaktus.-Postawił mnie na nogi.
-Spójrz w lustro.-Podniosłam wzrok. Przekrzywiona peruka odsłaniała blizny powyżej czoła. Tusz do rzęs tak samo jak eyeliner  spływał mi po policzkach ciemnymi strugami. Szminka przez nerwowe zagryzanie wargi częściowo została przeze mnie zjedzona, a to, czego nie zjadłam osadziło mi się na zębach w postaci czerwonych smug. - Popatrz jej w oczy. Spotkałaś ją kiedyś?
-Johannes to nie ma sensu...
-Znasz ją? Dobrze wiem, że pamiętasz wszystkich, których w życiu spotkałaś. Patrzyłaś kiedyś w te fioletowe oczy?
-Nie pamiętam.
-Skoro nie pamiętasz to znaczy, że nikogo nie kopiujesz to znaczy, że jesteś sobą.- Nowa porcja łez popłynęła po moich policzkach.- No już. Choć zmyjemy ci z twarzy to świństwo.
-To nie jest świństwo. Tylko bardzo drogie kosmetyki.
-Jak uważasz.- Szatyn wziął mnie na ręce, przeniósł przez próg łazienki i posadził na stoliczku.
-Ty chyba to lubisz.-Powiedziałam czując na swojej skórze miękką gąbkę.
-Nie lubię jak masz ten cały makijaż na sobie.- Ciepła woda ścierała z moich policzków ślady łez.
-A ja nie lubię nie mieć tego całego makijażu na sobie.- Uśmiechnął się smutno.
- No dobrze, a teraz powiesz mi, co się stało?
-Złamałam obcas, poszło mi oczko w rajstopach, spóźniłam się na metro, spotkałam swojego byłego, a on mnie znowu nie poznał i chyba zostawiłam książkę na ławce.
-No już. Każdemu może się przytrafić gorszy dzień. To nie jest powód, żeby się załamywać.-oparłam głowę na jego ramieniu. 

-Taki facet jak ty nie zasługuje na złe dni.

However far away
I will always love you
However long I stay
I will always love you
Whatever words I say
I will always love you
I will always love you

Koniec 

Hy hy, a teraz mała zagadka. 
Co to:




Damian Heart*ta bum tsss* 
Co tam u was? Przed feriami po feriach w trakcie ferii? Ja swoje już skończyłam Województwo Łódzkie pozdrawia. Mam nadzieje, ze miło spędziliście walentynki, a jeżeli jesteście trochę nimi przygnębieni to pamiętajcie, że...
Ines; W inne dni roku tez was nikt nie kocha.
Ja: Ines!
Ines: No co zażartować nie można?
Ja: Nie przerywaj mi. Chciałam powiedzieć, że chce żebyście pamiętali, że ja was kocham z to, że po prostu jesteście. ^.^ 

9 komentarzy:

  1. Ja ciebie też ;* Jak się ogarnę czyli wyśpię to strzelę jakiegoś porządnego koma. A przynajmniej będę się starała XD
    ,,Damian Heart*ta bum tsss*"
    Jack: O kurwa! XDDD
    Lilka:Nie przeklinaj*paca go lekko w głowę chyba z okazji walentynek ta delikatność*
    Jack: Ciocia teraz ty, ja i Latający Potwór Spaghetti to moja trójca święta XD
    Lilka:*już się naprężyła, zebrała w okuł siebie całą dominującą aurę jaką posiada i uniosła palec do góry, ale stwierdziła, że nie chce jej się grać dumnej pani prawiącej kazanie i po prostu przytula Glimer*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic na siłę.
      "Lilka:Nie przeklinaj*paca go lekko w głowę chyba z okazji walentynek ta delikatność*"
      Kelly: Awwwwww *.*
      "Jack: Ciocia teraz ty, ja i Latający Potwór Spaghetti to moja trójca święta XD"
      Ja: Hyhy. Jestem bogiem uświadom to sobie.
      "Lilka:*już się naprężyła, zebrała w okuł siebie całą dominującą aurę jaką posiada i uniosła palec do góry, ale stwierdziła, że nie chce jej się grać dumnej pani prawiącej kazanie i po prostu przytula Glimer*"
      Glimer: No już już. Ja wiem.

      Usuń
    2. Też chcę na Czarną Panterę :(
      Jack: Spokojnie z marzeniami. Najpierw napisz kom potem będziesz przejmowała się pierdołami.
      Lilka:*drapie Gokane za uchem*
      Ja: Co tu dużo pisać. To by było kochane gdyby nie było tak smutne. Glimer i Johannes. Po prostu uwielbiam ich. Johannes tak wspiera Glimer i się nią opiekuje chodź ona jojczy, że nie mogę ich nie lubić.
      ,,Jakim cudem po tylu latach nadal nie wyleczyłam się z tego drania?"
      Lilka:*mówi, ale przygląda się kotu*Zadaję sobie to samo pytanie od dość dawna i nasuwa mi się kilka sensownych odpowiedzi, ale po dłuższym zastanowieniu każda okazuje się być kretyńska.
      Jack: Jak na mój gust to ona mu przypomina tego kota którego właśnie molestuje Czarna.
      Lilka: Bój się. Zaraz ciebie będę molestowała.
      Jack:*rozpromienił się* Co...
      Lilka: Zanim powiesz coś głupiego pomyśl czy aby na pewno chcesz to powiedzieć.
      Jack:*po chwili zastanowienie stwierdza, że nie chcę*
      ,,Dlaczego sam jego widok może doprowadzić mnie do takiego stanu?"
      Ja: Wydaje mi się, że kiedy go zobaczyłaś po prostu przypomniał ci się tamten okres spędzony z nim i wszystkie kolejne wydarzenie po między tym, a teraźniejszością i z przypływu takiej spirali uczuć zareagowałaś płaczem.
      Lilka:*nadal nie odrywa wzroku od kota* I ja mam z nią tak na co dzień*wzdycha i olewa kota wracając wzrokiem do Glimer* Brzydzę się bronią palną, ale rozumiem powód posiadania jej. Eh bleyderzy. Tylko zaklinam cię nie strzel nią do siebie.

      Usuń
    3. "Lilka:*drapie Gokane za uchem*"
      Gokana: * Łasi się*
      "Ja: Co tu dużo pisać. To by było kochane gdyby nie było tak smutne. Glimer i Johannes. Po prostu uwielbiam ich."
      Ja: Nie byłam w zbyt miłosnym nastroju i nie chciałam robić niczego na siłę więc padło na istniejącą już parę i "prozę życia"....tak jakby.
      "Johannes tak wspiera Glimer i się nią opiekuje chodź ona jojczy, że nie mogę ich nie lubić."
      Ja: Na tyle postaci z silnym charakterem musi być przynajmniej jedna ze słabym.
      Glimer: Ja jojcze....W sumie może nie wiem. Hania to jest ten słynny kryzys wieku średniego?
      Ja: *czyta z wikipedi* Do objawów tzw. kryzysu wieku średniego można zaliczyć: przygnębienie, niezadowolenie, złość, poczucie samotności, zauroczenie inną osobą, niebędącą partnerem życiowym, pragnienie ucieczki od codziennej odpowiedzialności, nagły pociąg do alkoholu.... Tak jakby zaliczyłaś wszystkie symptomy.
      Glimer: Nie, pije to akurat od dawna.
      "Lilka: Zadaję sobie to samo pytanie od dość dawna i nasuwa mi się kilka sensownych odpowiedzi, ale po dłuższym zastanowieniu każda okazuje się być kretyńska."
      Glimer: A to ciekawe. Znam go?
      "Jack: Jak na mój gust to ona mu przypomina tego kota którego właśnie molestuje Czarna."
      Glimer: Też tym myślałam.
      "Ja: Wydaje mi się, że kiedy go zobaczyłaś po prostu przypomniał ci się tamten okres spędzony z nim i wszystkie kolejne wydarzenie po między tym, a teraźniejszością i z przypływu takiej spirali uczuć zareagowałaś płaczem."
      Glimer: Ale on tak naprawdę nigdy ze mną nie był tylko z Biancą. Zresztą nie ważne.
      "Lilka: Brzydzę się bronią palną, ale rozumiem powód posiadania jej. Eh bleyderzy. Tylko zaklinam cię nie strzel nią do siebie."
      Glimer: Ja chyba lubię. Znaczy gdybym miała wybierać pomiędzy nożem, a pistoletem wybrała bym pistolet...Raczej. *zerka na Kelly*
      Kelly: Na mnie nie patrz ja umiem strzelać tylko batem i kuczerem. Ten fetysz jest cały twój.
      Glimer: Mari dużo strzelała... No nic raczej do siebie nie strzele chyba, że zacznę kopiować samobójce.

      Usuń
    4. Jest naprawdę świetnie.
      ,,Glimer: A to ciekawe. Znam go?"
      Lilka: Nie raczej nie i niech tak zostanie.
      ,,Glimer: Też tym myślałam."
      Jack: I do czego doszłaś?
      ,,Glimer: Ale on tak naprawdę nigdy ze mną nie był tylko z Biancą. Zresztą nie ważne."
      Ja:*już otwieram buzię żeby mówić dalej, ale się powstrzymuje*
      Lilka: Odetniemy twojemu umyłowi język.
      Jack: Najzabawniejsze jest to, że ona normalnie tyle nie gada, a przerażające, że ma tyle myśli na minutę.
      Ja: Spokojnie głowa mi nie wybuchnie będziesz miał gdzie mieszkać.
      Jack: Uf. Co za ulga.
      ,,Glimer: Mari dużo strzelała... No nic raczej do siebie nie strzele chyba, że zacznę kopiować samobójce."
      Lilka: To lepiej nie kopiuj. Za bardzo cię z Krukiem lubimy żebyś tak sobie odeszła.

      Usuń
    5. ^.^
      "Lilka: Nie raczej nie i niech tak zostanie."
      Glimer: Fakt jeden człowiek do zapamiętania mniej.
      "Jack: I do czego doszłaś?"
      Glimer: Widziałeś, wpadłam w histerie, zaczęłam płakać i wrzeszczeć.
      ,,Glimer: Ale on tak naprawdę nigdy ze mną nie był tylko z Biancą. Zresztą nie ważne."
      "Jack: Najzabawniejsze jest to, że ona normalnie tyle nie gada, a przerażające, że ma tyle myśli na minutę."
      Ja: Czuje się wyróżniona.
      "Lilka: To lepiej nie kopiuj. Za bardzo cię z Krukiem lubimy żebyś tak sobie odeszła."
      Glimer: Obym miała wybór.
      Ja: Nie zabije cie...znowu.

      Usuń
  2. Ja: Ekipa rozdział
    Miju: Dawać mi hajsy! Zgadłam datę nowego posta!
    Beta, Kakeru, Avery, Akana, Hanako, Kai, Eszter, Eszti i Edrek:*rzucają na stół po sro dolarów* jakim prawem
    Miju: a takim
    "-Po Tokio pałętają się niedźwiedzie?- Zawołał za mną.
    -Gorzej, bleyderzy. - Odparłam zbyt cicho by mógł mnie jeszcze usłyszeć."
    Eszter: spokojnie. Za kilka lat Tokyo spłonie. Słodka zemsta. No może niech najpierw rodzinka się pogodzi
    Miju: O nie Tokyo to my nie spalimy
    Eszter: Spalimy
    Hanako: Analizując sytuacje to prędzej rząd wnerwimy.
    Eszter i Eszti: Co ty tu robisz!
    "Kelly: Miło, że ktoś mi powiedział wcześniej. Z czego się cieszysz? Zaplanowałeś coś?
    Alex: Można tak powiedzieć.
    Kelly: Co?
    Alex : Nie interesuj się"
    Miju: Raczej tamten Alex coś zaplanował
    Kai: Zgadzam się
    "Jakim cudem po tylu latach nadal nie wyleczyłam się z tego drania? "
    Akana: umysł człowieka jest taki skomplikowany.
    "Syknęłam z bólu, bo przez ocierającego się o moje ramie Gokane władowałam sobie szczoteczkę od tuszu do oka."
    Miju: Asha patrz normalnie ty kilka lat wcześniej
    Ja:* biorę wwwszystkie noze*
    Miju: *router zabiera* sspróbuj a rozwale
    Beta: Ciężki przypadek
    "Za pieniądze zabiłam więcej ludzi niż jesteście to sobie w stanie wyobrazić nie odsiadując przy tym nawet dnia"
    Hanako: To jak bys w Egipcie mordowała to nie zbyt sie2tym przejmowali. Chyba że to bleyserzy. Ci to tam maja2cbyba jakiś imunitet.
    Ja: Po feriach. Pierwszy tydzień sszkoły. Najlepsze to że nauczyciele nie cisną. Czekam na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miju: Dawać mi hajsy! Zgadłam datę nowego posta! 
      Kelly: Hania nie darowała by sobie gdyby nie napisała czegoś na walentynki.
      "Eszter: spokojnie. Za kilka lat Tokyo spłonie."
      Glimer: Wiesz co? Dzięki. Serio. Palcie ten bórdel tylko dajcie mi znać wcześniej. Spakuje Johannesa i koty w torbę i wracamy do mojego świata.
      "Miju: O nie Tokyo to my nie spalimy"
      Glimer: Czemu?
      "Akana: umysł człowieka jest taki skomplikowany. "
      Glimer: Mój nie powinien. Za dużo mnie tam nie ma.
      "Miju: Asha patrz normalnie ty kilka lat wcześniej 
      Ja:* biorę wwwszystkie noze* "
      Glimer: Teraz jest lepiej czy gorzej.
      "Hanako: To jak bys w Egipcie mordowała to nie zbyt sie2tym przejmowali. Chyba że to bleyserzy. Ci to tam maja2cbyba jakiś imunitet. "
      Glimer: A w Egipcie za to płacą?
      Ja: Też już po feriach. Nikomu nic się nie chce nawet nauczycielą.

      Usuń
    2. "Kelly: Hania nie darowała by sobie gdyby nie napisała czegoś na walentynki"
      Miju: Dlatego tak obstawiałam
      ""Eszter: spokojnie. Za kilka lat Tokyo spłonie."
      Glimer: Wiesz co? Dzięki. Serio. Palcie ten bórdel tylko dajcie mi znać wcześniej. Spakuje Johannesa i koty w torbę i wracamy do mojego świata. "
      Eszter: Pewnie. Masz to jak w banku
      "Glimer: Mój nie powinien. Za dużo mnie tam nie ma. "
      Akana: No chyba, że tak
      ""Miju: Asha patrz normalnie ty kilka lat wcześniej
      Ja:* biorę wwwszystkie noze* "
      Glimer: Teraz jest lepiej czy gorzej. "
      Ja: lepiej *wyrywa Miju router i słucha kwesti Ezreala*
      "Glimer: A w Egipcie za to płacą?"
      Hanako: Ujmę ci sytuację zabójców w Egipcie tak. Są ludzie, którzy za to nieźle płacą, lecz nie wiem dokładnie ile, bo ja się tylko w mordowanie Sirrian wplątywałam. Jeśli nie zabijasz ich publicznie, to masz 60% szans, że się tym jakoś nie przejmą. No chyba, że bleyderzy. Idiotyzm do *unika sztyletu*
      Miju: Ja ci dam idiotyzm!
      Beta: Znowu...
      Ja: Najlepsze jest to, że znowu dwa dni takie nawet nawet a potem rekolekcje. Brawa dla dyrekcji.

      Usuń